Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zaginiony świat Agharti - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Wrzesień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zaginiony świat Agharti - ebook

Pod powierzchnią Ziemi istnieje ukryty świat, gdzie w harmonii i szczęściu żyją potomkowie dawnych ras...

 

Legenda o Agharti powtarza się w przekazach różnych kultur. Przez wieki fascynowała naukowców, mistyków, marzycieli i awanturników. Możliwość istnienia podziemnego królestwa rozważali Platon, Kolumb, Ferdynand Ossendowski, Adolf Hitler. Opowieściom o Agharti towarzyszył też temat może jeszcze bardziej tajemniczy – przedziwnej mocy zwanej Vril,która ma dawać nieograniczoną potęgę każdemu, kto ją opanuje…

  • Gdzie leży legendarna kraina?
  • Czy podziemne korytarze łączą wszystkie kontynenty?
  • Kim są mieszkańcy ukrytego świata – potomkami cywilizacji Atlantydy, starożytnego ludu sprzed potopu, przybyszami z innej galaktyki?
  • Czy współczesna nauka dostarcza dowodów powstania takiego świata i szans przeżycia w nim ludzi?
  • I czym jest tajemnicza energia Vril?
Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6129-4
Rozmiar pliku: 9,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Tunele i labirynty odgrywały zawsze tajemniczą rolę wśród starożytnych cywilizacji w rejonach, które zwie się, być może niesłusznie, starym światem Azji, Europy i Afryki. Któż może powiedzieć, co było znane pradawnym władcom Peru, a co odziedziczyli oni po owych minionych cywilizacjach, po których nie pozostały dziś nawet nazwy, nie więcej niż mglisty i nierzeczywisty cień? Starożytny przekaz bramińskiego Hindustanu mówi o wielkiej wyspie „niezrównanej piękności”, która istniała w pradawnych czasach pośrodku bezkresnego morza w Azji Środkowej, na północ od obszaru znanego obecnie jako Himalaje. Rasa nephilim, lub inaczej ludzi Złotej Ery, zamieszkiwała ową wyspę, nie było jednak innego rodzaju komunikacji pomiędzy nią a lądem stałym jak tylko za pośrednictwem tuneli, rozbiegających się we wszystkich kierunkach i na wiele mil długich. Tunele te, jak mówiono, miały ukryte wejścia w starych zrujnowanych miastach Indii – takich jak starożytne pozostałości Elury, Elefanty – a także w jaskiniach Adżanta w paśmie górskim Czandoru.

Wśród plemion Mongolii Środkowej nawet dziś jeszcze można usłyszeć przekazy o tunelach i podziemnych światach, niebrzmiące wcale bardziej fantastycznie niż wątki zawarte we współczesnych powieściach. Jedna taka legenda – jeżeli to istotnie legenda! – twierdzi, że tunele te prowadzą do podziemnego świata pochodzącego sprzed potopu, a znajdującego się w którymś z zakątków Afganistanu lub w rejonie Hindukuszu. Jest to Shangri-la, miejsce, gdzie nauka i sztuka, nigdy nie zagrożone wojnami światowymi, rozwijają się w atmosferze pokoju, pielęgnowane przez rasę o nieograniczonej wiedzy. Miejsce to ma nawet nazwę: Agharti. Legenda dodaje, że labirynt tuneli i podziemnych przejść rozwija się w sieć łączącą Agharti ze wszystkimi podobnymi podziemnymi światami. Lamowie tybetańscy zapewniają nawet, że w Ameryce – nie powiedziano jednak, czy w Ameryce Północnej, Południowej czy Środkowej – w bezkresnych podziemnych jaskiniach, dostępnych poprzez tajemne tunele, żyją starożytne ludy, które uniknęły w ten sposób skutków olbrzymiego kataklizmu sprzed tysięcy lat. Zarówno w Azji, jak i w Ameryce uważa się, że owe fantastyczne i prastare narody rządzone są przez dobrotliwych władców, czy też królów-przywódców. Podziemny świat, jak mówią, jest oświetlany dziwną zielonkawą poświatą, która pozwala rozwijać się roślinom oraz umożliwia ludziom życie zdrowsze i dłuższe niż wszędzie.

(Fragment oświadczenia złożonego w 1945 r, w Londynie przez Harolda T. Wilkinsa (1891–1959), badacza, historyka, będącego jednym z największych światowych autorytetów w dziedzinie podziemnych tuneli i korytarzy).1. Niesamowite doznanie pod powierzchnią ziemi

Dzień, który miał mi przynieść jedno z najdziwniejszych, najbardziej przerażających, a zarazem absolutnie fascynujących doznań w życiu, rozpoczął się całkiem zwyczajnie.

Przebywałem na wakacjach w okolicy West Riding w hrabstwie Yorkshire. Zatrzymałem się u krewnych w nieciekawym, ale przyjemnym mieście Keighley, w pobliżu słynnych Moczarów Ilkley. Był letni dzień; ogromna połać czystego, błękitnego nieba i silne światło słoneczne czyniły z rozciągających się na północy łańcuchów i wzgórz ostro zarysowaną płaskorzeźbę. Owe wypukłości terenu ledwie zasługują na miano gór, są bowiem rozległe i łagodne, najwyższa zaś z nich, Great Whernside, ma zaledwie siedemset pięć metrów wysokości.

Tamtego ranka wyruszyłem oczywiście w kierunku Great Whernside. Wstałem wcześnie rano i pojechałem do Grassington, skąd zamierzałem powędrować wzdłuż przyjemnej doliny rzeki Wharfe. Z moim zamiłowaniem do historii starożytnej nie mógłbym wybrać lepszego miejsca do rozpoczęcia wycieczki, ponieważ właśnie tutaj, w pobliżu miejscowości Lea Garden, znajdują się pozostałości wsi z epoki żelaza, zamieszkiwanej od około 200 r. p.n.e. do około 400 r. n.e. Niewielkie koliste kopce i porośnięte trawą konstrukcje kamienne stanowią milczący dowód na to, że okolica ta była w epoce żelaza jednym z najgęściej zaludnionych rejonów dolinnych, pokazując zarazem, dlaczego jest ona uważana za jedną z najbardziej fascynujących siedzib prehistorycznych w Anglii. Jak pisze Lettice Cooper w książce Yorkshire West Riding (1950):

Grassington było zawsze metropolią doliny Wharfe. Istnieją tu ślady prehistorycznej miejscowości, powstałej jeszcze przed odkryciem przez Rzymian złóż ołowiu, które nadały okolicy znaczenie i przyniosły jej mieszkańcom pracę. Grassington i położone w niższej dolinie Linton są szczególnie bogate w dzikie kwiaty i legendy. Opowiada się tu o okropnym psie-duchu dolin zwanym „Barguest”, którego pojawienie się zwiastowało katastrofę, płytkiemu zaś wgłębieniu w skale wapiennej nadano nazwę Jaskinia Wróżek.

Kiedy rozpoczynałem wędrówkę, wszystko dookoła mnie tchnęło spokojem i ciszą. I nie wiem z jakiego powodu przychodziły mi wciąż na myśl słowa, przeczytane poprzedniego wieczoru; słowa napisane przez Daniela Defoe o jego wyprawie w okolice West Riding we wczesnych latach osiemnastego wieku. Mając na myśli góry Upper Wharfedale, leżące teraz przede mną w ciepłych promieniach słońca, Defoe napisał: „Są one, a szczególnie Wzgórze Pingent, bardziej przerażające niż jakiekolwiek inne góry w Monmouthshire czy Derbyshire”. Zerknąłem na lewo i spojrzałem na płaski wierzchołek Wzgórza Pingent, znanego obecnie jako Penyghent, dziwiąc się, dlaczego widok ten tak zaniepokoił Daniela Defoe. Wiedziałem, że w jego czasach nie zachwycano się dzikim pięknem, lecz ta jego niechęć wypływała ze strachu. Nagle po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz. Powinienem był sobie wtedy uświadomić, że jest to znak…

Powędrowałem dalej przez Moczary Grassington i ujrzałem pierwsze ślady kopalni, które po części przyciągnęły mnie do tej okolicy. Przeczytane przed przyjazdem do Yorkshire książki powiedziały mi, że wydobywanie ołowiu wzdłuż doliny Wharfe odbywało się na przestrzeni wielu wieków, przy czym kopalnie działały raczej opierając się na systemie szybów i chodników niż tradycyjnych odkrywek, co czyniło je dość łatwo dostępnymi zarówno dla ciekawskich, jak i dla górników. Turyści byli nawet zachęcani do odwiedzania kopalni przez księdza Baily’ego Harkera w jego pionierskim przewodniku pod tytułem Rambles in Upper Wharfedale (Wycieczki po Górnym Wharfedale), wydanym w roku 1869. „Polecałbym odwiedzającym podróż pod ziemię – pisał – mimo że zejście w dół może ich nieco zatrwożyć. Dno niektórych szybów osiąga się za pomocą drabin, innych za pomocą lin”.

Kopalnie są już oczywiście nieczynne od ponad wieku, chociaż od czasu do czasu można natknąć się na wytrwałą osobę rozgrzebującą pozostawione przez dawnych górników hałdy odpadów w poszukiwaniu kawałków barytu lub rudy ołowianej. Moja wędrówka poprowadziła mnie obok wielu takich hałd; na podstawie poczynionych przez siebie zapisków potrafiłem zidentyfikować kopalnie o tak oryginalnych nazwach jak Mass (Mech), Sara, Beaver (Bóbr), Turf Pits (Torfowe Doły) i Peru. Wyczuwało się, że krajobraz ów niegdyś tętnił życiem, kiedy górnicy wydobywali tu ołów o wartości tysięcy funtów rocznie. Teraz jednak wszystko stało nieruchome i milczące w porannym słońcu.

Gwoli uczciwości trzeba jednak przyznać, że do doliny Wharfe przyciągnęły mnie nie tylko kopalnie. Moja ciekawość została także rozpalona opowieściami o jaskiniach i prastarych tunelach, w które, jak mówiono, obfituje tutejsza okolica. Kilka dni wcześniej złożyłem wizytę w Pig Yard Club Museum w pobliskim Settle; oglądając zbiór reliktów tego muzeum można zrozumieć, dlaczego tutejsze jaskinie nazwano „vademecum życia w dawnych czasach”. Patrząc na tę godną uwagi kolekcję, przypomniałem sobie komentarz G. Bernarda Wooda w jego książce Secret Britain (Tajemnicza Brytania), stwierdzający: „każdy z nas może sobie dzięki niej uświadomić fakt, że mieszka w świecie prawie bezgranicznym, świecie wciąż pełnym tajemnic, z których niejedna opowiedziana jest zaledwie w połowie”.

Wśród eksponatów jest czaszka wielkiego niedźwiedzia skalnego, są dowody istnienia słonia o prostych kłach oraz nosorożca skąponosego, harpun do połowu ryb wykonany z rogu jeleniego, a także mnóstwo ozdób i starożytnych monet – wszystko to wydobyte z ziemi w tutejszych jaskiniach. Moje uczucia, gdy patrzyłem w zachwycie na owe eksponaty, były bardzo podobne do uczuć pana Wooda, który napisał też w swojej książce: „Problemy obecnych czasów szybko zaczyna się dostrzegać w odpowiedniej perspektywie, widząc takie oto świadectwa minionych zagrożeń, skromnych zajęć domowych, a może nawet domowego szczęścia”.

Nie potrzebowałem żadnych dodatkowych bodźców do zbadania doliny Wharfe. Wiedziałem jednak, że choć niektóre z jaskiń i tuneli datowały się z epok mezolitycznej, neolitycznej, brązu i żelaza, istniały inne jeszcze, daleko bardziej zagadkowe, daleko bardziej tajemnicze, niemal zupełnie niezbadane. Przypomniało mi się też stwierdzenie niejakiego doktora Bucklanda, który badał jaskinię Kirkdale w roku 1882, po czym zaś w swojej książce Reliquiae Diluvianae (Relikty z czasów potopu) podjął dzieło udowodnienia, że odnalezione przezeń pozostałości „należały do ludzi porwanych przez potop czasów Noego”.

Wędrówka w górę doliny nie była owego letniego dnia męcząca; wydawało się, że do cienia góry Great Whernside dotarłem w jednej chwili. Zdążyłem już zauważyć wiele oznak istnienia kotłów erozyjnych, tworzących rozległy układ podziemny w tutejszym wapieniu i przyciągających co roku coraz więcej badaczy. Mnie jednak bardziej interesowały jaskinie.

Znajdowałem się w punkcie położonym mniej więcej w połowie drogi pomiędzy małymi wioskami Kettlewell i Starbotton, gdzie dość strome łańcuchy wzgórz otaczają dolinę, kiedy mignęło mi wejście do jaskini położone w górnej części zbocza. Patrząc z miejsca, w którym stałem, nie mogłem nawet być pewien, czy jest to w ogóle jaskinia, chciałem jednak to koniecznie zbadać, zwróciłem więc kroki w tym kierunku.

Zbliżywszy się stwierdziłem, że mam rację, mimo że wejście do jaskini było bardzo małe i wąskie. Wyjąłem latarkę, którą wziąłem ze sobą, i skierowałem jej promień do środka niepozornego otworu. Przede mną rozciągała się tylko ciemność, słychać też było delikatny plusk wody kapiącej ze sklepienia jaskini.

Gdy wkroczyłem do wnętrza, uderzył mnie ciąg zimnego powietrza. Wahałem się chwilę, zastanawiając się, czy istotnie warto badać coś tak mało obiecującego. Czy jednak taki jest prawdziwy powód, zapytałem samego siebie, czy też jestem po prostu wystraszony?

Wreszcie się zdecydowałem. Przebyłem taką daleką drogę, żeby zobaczyć jaskinię, więc muszę wejść do środka. Podniosłem kołnierz koszuli i zapiąłem kurtkę, potem zaś podążyłem za mocnym promieniem latarki. Ściany jaskini zdawały się stopniowo obniżać, aby w końcu przekształcić się w niemal regularny tunel. Podłoże było twarde i kamieniste; co jakiś czas wchodziłem w małe kałuże.

Ciszę przerywał jedynie odgłos mojego własnego oddechu i moich kroków; przede mną światło latarki odsłaniało tunel, opadający wciąż stopniowo w dół i prawie pozbawiony zakrętów. Tylko raz odwróciłem się, aby spojrzeć za siebie, lecz ujrzałem jedynie nieprzeniknioną ciemność.

Musiałem tak iść około dziesięciu minut, zanim się zatrzymałem. Ani wysokość, ani stopniowy spadek tunelu nie ulegały zmianie; zadałem sobie pytanie, jak długo jeszcze zamierzam iść przed siebie? Prawdopodobnie odnalazłem i przemierzałem jeden z dziwnych podziemnych tuneli okolic West Riding. Nie byłem badaczem kotłów erozyjnych ani speleologiem, cóż więc mogłem osiągnąć, idąc dalej? Mogłem się najwyżej znaleźć w niebezpiecznej sytuacji, gdyby coś poszło źle – myślałem niewesoło.

Zdrowy rozsądek, a może także uczucie niepokoju, zwyciężyły. Zwróciłem latarkę w odwrotnym kierunku i zamierzałem właśnie wyruszyć tam, skąd przyszedłem, gdy nagle coś sprawiło, że zastygłem w bezruchu. Jeszcze raz oświetliłem przestrzeń poza sobą i kątem oka uchwyciłem ulotny poblask daleko w dole tunelu. Najwyraźniej ostre światło mojej latarki czyniło go dotychczas niewidocznym.

Wytężyłem wzrok jeszcze bardziej, aby upewnić się, że nie jestem w błędzie. Nie, w pewnej odległości przede mną widać było wyraźnie nikły poblask. Zawahałem się. Czy mam zbadać, co to takiego, czy też wracać?

Stojąc w miejscu, odniosłem wrażenie, że światło w dole tunelu staje się bardziej intensywne, choć mogło to być złudzenie. Jeszcze raz zacząłem się ostrożnie przemieszczać do przodu, kierując teraz światło latarki pod nogi. Przeszedłem tak może pięćdziesiąt metrów. Zauważyłem, że światło jest zielonego koloru i zdaje się pulsować. Nie miałem najmniejszego pojęcia, co jest jego źródłem. Znowu się zatrzymałem.

Potem zaś wydarzyło się coś jeszcze bardziej niezwykłego. Początkowo myślałem, że słyszę swój własny oddech, wreszcie jednak wyodrębniłem cichy pomruk, który stopniowo stawał się coraz głośniejszy. Zarazem ziemia pod moimi stopami zaczęła wibrować, niezwykle delikatnie, lecz ze stale narastającą intensywnością. Pomruk przerodził się w dudnienie, a zielone światło wydawało się pulsować jeszcze silniej. Poczułem, jak serce zaczyna mi walić w piersiach; w ciemności ogarnęło mnie nagłe przerażenie. Coś zdawało się zbliżać do mnie.

Co się, na Boga, tutaj dzieje? Co to za dziwne światło? I co powoduje dudnienie pod moimi stopami? Sądziłem, że jestem w tunelu jakiejś dawno zapomnianej kopalni w Yorkshire, wszystko jednak wskazywało, że trafiłem na coś daleko bardziej niezwykłego.

W ciągu następnych kilku chwil pulsowanie zielonego światła i wibracje ziemi narastały, aż w końcu odniosłem wrażenie, że tunel zaraz się zawali. Ta właśnie myśl przerwała moje osłupienie; bez dalszych rozmyślań odwróciłem się i popędziłem z powrotem w górę podziemnego korytarza.

Nie przestałem biec, dopóki nie wydostałem się poprzez wejście do tunelu na światło słońca i w ciepło letniego dnia. Wyczerpany opadłem na ziemię, usiłując złapać oddech. Panika stopniowo ustąpiła; zacząłem intensywnie myśleć, chcąc wyjaśnić to, co się wydarzyło.

Nie miałem wątpliwości co do zielonego światła, które na pewno widziałem, ani co do drżenia ziemi pod stopami. Gdyby kopalnie w tej części kraju wciąż były czynne, mógłbym próbować sobie wytłumaczyć, że znalazłem się nieco za blisko jakiejś podziemnej eksplozji. Gdyby chociaż jakaś linia kolejowa biegła tunelem w tej części Yorkshire, mógłbym sobie powiedzieć, że w jakiś sposób trafiłem do szybu wentylacyjnego. Jednak żadne logiczne wyjaśnienie, które przychodziło mi do głowy, nawet w najmniejszym stopniu nie wyjaśniało realnych doznań, jakie dopiero co przeżyłem^().

Budzące grozę zielone światło nie było podobne do żadnego, jakie widziałem dotychczas, huczący zaś dźwięk zdawał się pochodzić z jakiejś olbrzymiej maszynerii. Czy ten blask mógł być podziemnym sposobem oświetlenia, a dudnienie pochodzić z podziemnego środka transportu?

W owym momencie nie byłem pewien, dlaczego przyszły mi do głowy takie, a nie inne myśli. Teraz, dziesięć lat później, nie wiem, czy są one właściwym rozwiązaniem, mimo że – jak będę chciał pokazać w niniejszej książce – nie są być może zbyt dalekie prawdy. Muszę przyznać, że nigdy nie wróciłem w tamto miejsce, aby spróbować odszukać ów tunel; teraz natomiast wątpię, czy byłbym w stanie to uczynić.

Powróciwszy tamtego dnia do Keighley, rozmawiałem z krewnymi i przyjaciółmi o moich doznaniach. To, czego się od nich dowiedziałem, pomogło mi utwierdzić się w przekonaniu, że nie przeżyłem snu ani złudzenia, lecz doświadczyłem tych samych przeżyć co inni, którzy stworzyli od dawna przekazywaną tradycję okolic West Riding w Yorkshire – tradycję, według której gdzieś wśród dolin górskich znajduje się wejście do podziemnego świata. Większość ludzi utrzymuje, że owo podziemne królestwo jest kryjówką wróżek, chochlików i skrzatów, znalazł się jednak ten czy ów, który twierdzi, że jest ono w istocie siedzibą ludzi takich jak my, żyjących w ukryciu przed naszym wzrokiem od niepamiętnych czasów.

Mimo że w trakcie badań, jakie podjąłem w celu rozwiązania tajemnicy mojego doznania, odnalazłem mnóstwo szczegółów na temat „podziemnego świata wróżek” (na przykład w książce księdza Johna Hottena A Tour of the Caves z 1781 r., który napisał, że groty Wharfedale były „na zmianę mieszkaniami olbrzymów i karłów, zależnie od przeważającej w kraju mitologii”), to najbardziej uderzające dowody odnalazłem w dziele człowieka, który rzeczywiście żył kiedyś w dolinie Wharfe. Człowiek ten to Charles James Cutcliffe-Hyne (1865–1944), który, mimo że dziś pozostaje autorem praktycznie nieznanym, jest wciąż pamiętany przez co starszych czytelników jako twórca postaci twardego i bezwzględnego awanturnika, Kapitana Kettle.

Początkowo zainteresował mnie fakt, że Cutcliffe-Hyne mieszkał w Kettlewell, zaledwie kilka kilometrów od owej dziwnej jaskini, do której trafiłem. Drugą ciekawą rzeczą było to, że wyrobił sobie reputację odważnego poszukiwacza przygód uwielbiającego eksploracje, jego zaś obsesją była legenda zaginionej Atlantydy^(). Wreszcie wydało mi się istotne, że napisał wyjątkowo dziś rzadką książkę pod tytułem Beneath Your Very Boots (Pod twoimi butami), wydaną w roku 1889, a traktującą o podziemnym królestwie, którego istnienie, zgodne z pogłoskami z Wharfedale, potwierdzały jego własne odkrycia.

Zdobywszy i przeczytawszy egzemplarz tej książki stwierdziłem, że pewne opisane w niej fakty zgadzają się dokładnie z moimi własnymi doznaniami. Opowieść traktuje o przygodach niejakiego Anthony’ego Haltouna w podziemnym świecie, do którego bohater wchodzi przez jaskinię „w dolinie Wharfe niedaleko jej początku”. Wejście znajduje się „w północnym skrzydle doliny”, ów zaś młody człowiek wkracza doń mimo poważnych ostrzeżeń jednego z miejscowych: „Zostaw jaskinie w spokoju, bo inaczej złapią cię ludzie, którzy w nich mieszkają”.

Haltoun opowiada, że korytarz, jakim szedł, z całą pewnością nie był korytarzem kopalni ołowiu, „ponieważ kopalnie doliny Wharfe leżą prawie całkowicie na jednym poziomie”, podczas gdy ten podążał w dół po stopniowym spadku. Idąc nim, Haltoun spostrzega „jaskrawe światło, które nagle rozbłysło w mroku, ukazując grupę mężczyzn” zbliżających się w jego stronę. Podczas gdy ludzie ci podchodzą do niego, ziemia poczyna trząść się i drżeć, przestraszony zaś Haltoun mdleje.

Odzyskawszy przytomność, narrator odkrywa, że został pojmany przez przedstawicieli bytującej pod ziemią rasy zwanej Nradami, jasnoskórych ludzi o blond włosach, żyjących w harmonii i pokoju od prehistorycznych czasów. Są oni przeciwni wojnie, i to właśnie „przede wszystkim nienawiść do walki skłoniła ich do szukania schronienia pod powierzchnią ziem nękanych ogniem wojny”. Haltoun pyta swoich gospodarzy:

„Czy mam rozumieć, że w tej jaskini znajduje się wasza stała kolonia?”

„W pewnym sensie. Jest to raczej państwo niż kolonia, i nie mieści się w jednej jaskini, lecz w nieskończonym labiryncie podziemnym. Nasze siedziby i łączące je tunele rozgałęziają się pod całymi Wyspami Brytyjskimi, a w wielu miejscach także pod przyległymi morzami”.

Nradowie wyjaśniają, że są rządzeni przez Radoa, „który przewyższa wszystkich zarówno w sprawach przemijających, jak i w sprawach duchowych: jest zarazem Władcą i Bóstwem”. Radoa ma być majestatyczną figurą odzianą w złotą szatę, mieszkającą w pięknym podziemnym mieście. Liczba mieszkańców owej metropolii wynosi „nieco ponad dziesięć tysięcy… mimo że w obrębie sześciu kilometrów wokół niej jest ich dwa razy tyle”.

Nradowie opowiadają też Haltounowi, jak wykorzystali strukturę Ziemi do stworzenia swojego podziemnego świata. „Po pierwsze, skorupa Ziemi ma postać pęcherzykową – pełną otworów, uformowanych albo przez jej skurcze, albo przez nieustanną erozję wodną; po drugie, prawie wszystkie owe wydrążenia są przewietrzane przez niewidoczne, naczyniowe szyby powietrzne”. Wiele z tuneli zostało uformowanych przez siły natury, podczas gdy „tu i ówdzie bardziej symetrycznie wydrążony tunel wskazywał na dzieło rąk ludzkich”. (Później Haltoun dochodzi do przekonania, że korytarze te zostały wydrążone za pomocą wierteł rotacyjnych uzbrojonych diamentami wydobytymi pod powierzchnią ziemi). Aby oświetlić swój świat, a także napędzić pojazdy przenoszące ich przez tunele, Nradowie wykorzystują „wewnętrzną energię ziemi, wydobywaną poprzez głębokie odwierty”.

Wiele w opowieści Cutcliffe-Hyne’a jest czystą fantazją – aczkolwiek z pewnością fantazją przyjemną. Oprócz tego jednak wyczuwa się tutaj silną nić autentyzmu; polega to na poczuciu prawdziwości pewnych faktów oraz pewności, że nawet to, co wygląda na baśń, opiera się na starych tradycjach, w których zawsze można odnaleźć elementy prawdy^().

Cutcliffe-Hyne niestety odmawia swoim czytelnikom dokładniejszych niż przytoczone tu przeze mnie szczegółów na temat podziemnego świata.

W swojej autobiografii, My Joyful Life (Moje radosne życie), wydanej w roku 1935, Cutcliffe-Hyne powraca jednak do owej książki i legendy, na której jest ona oparta – dodając w ten sposób do swej opowieści zupełnie nowy wymiar, co spowodowało, że zdecydowałem się ostatecznie na podjęcie badań, których końcowym rezultatem jest niniejsza książka.

W książce My Joyful Life, która jest dziś trudna do zdobycia, Cutcliffe-Hyne opisuje najpierw, jak będąc dzieckiem zainteresował się kopalniami Zachodniego Yorkshire:

Wyobrażam sobie, że muszę posiadać cechy jakiegoś przodka-jaskiniowca, ponieważ moje upodobania zawsze były odrobinę troglodyckie. Mój ojciec był pastorem parafii Bierley, dużej, rozległej wsi w okolicy West Riding, pełnej kopalni węgla. Jeden z członków jego komitetu parafialnego, z którym utrzymywałem bardzo przyjacielskie stosunki, był nadzorcą takiej właśnie kopalni; z nim to zwykłem schodzić do miejscowych wykopów za każdym razem, gdy zechciał wziąć mnie ze sobą. Jako że mój pierwszy kosz węgla „wydobyłem” w wieku lat dziesięciu, można powiedzieć, że wcześnie stałem się adeptem górniczego fachu. Kopalnie w Bierley były małe i, o ile pamiętam, dość prymitywne. Stare maszyny wałowe do wyciągu, pogłębiarki szybowe i wentylacja pieca doprowadziłyby zapewne dzisiejszego inspektora rządowego do stanu lekkiego oszołomienia. Mnie jednak nauczyły odporności na mdłości i klaustrofobie, a także instynktownego zważania na bezpieczeństwo własnej skóry.

Koniec wersji demonstracyjnej.Przypisy

^() Przekonywano mnie, że to zielone światło mogło zostać spowodowane dziwnym fenomenem znanym jako Ignis Fatuus (ogień głupców) – określanym potocznie jako błędny ognik, wywoływanym przez zawarty w przegniłej glebie gaz błotny, wydzielający niewielkie płomyki pod ciężarem kroków. Dudniący dźwięk miał być spowodowany nagłym przemieszczeniem się podziemnych skał. Chociaż oba te wyjaśnienia są niezaprzeczalnie prawdopodobne, nie przekonują mnie jednak całkowicie.

^() Cutcliffe-Hyne napisał doskonałą powieść na temat ostatnich dni Atlantydy pod tytułem The Lost Continent (Zaginiony kontynent), która została wydana w 1899 r. i, choć bardzo rzadko dziś czytana, jest szeroko cytowana w opracowaniach na temat literatury fantastycznej.

^() Wiarę w istnienie wejścia do podziemnego świata w tej części hrabstwa Yorkshire wyraził też Joseph O’Neill w ponurej powieści Land Under England (Kraina pod Anglią), wydanej w 1935 r. O’Neill, który był długoletnim sekretarzem Wydziału Edukacji w Irlandii od 1923 do 1944 r., opisuje starożytne, totalitarne społeczeństwo ludzi żyjących pod ziemią w jaskiniach i korytarzach i stosujących telepatię do sprawowania kontroli nad umysłami swych obywateli. W swoim czasie książka zyskała duże uznanie jako alegoryczne potępienie faszystowskich Niemiec.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: