Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zakochany Stendhal. Dziennik wyprawy po imię - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2006
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,00

Zakochany Stendhal. Dziennik wyprawy po imię - ebook

Stendhal, dla którego piękna ciotka i inne kobiety były źródłem ciągłej fascynacji i obiektami namiętnego pożądania, zainspirował Rutkowskiego do napisania rzeczy o prozaiku „u źródeł” życia, miłości i twórczości. Erotyczny Stendhal nie przestaje pisać, tworząc na skrawkach papieru, na marginesach. Namiętnie rysuje i szyfruje. Rysunek jest przedłużeniem tekstu. To właściwie jedyny w swoim rodzaju styl notatek, podwójnych zapisków, skrótów – „niecierpliwych i krnąbrnych”, jak je nazywa Rutkowski. Fetyszyzm epigraficzny, umiłowanie symbolu i oszczędność miłosnego słowotoku ma być znakiem rozpoznawczym twórczości Stendhala. Fetyszyzm, który zazębia się z jeszcze jedną namiętnością, jedynym szczęściem człowieka – z porozumieniem miłosnym.

Spis treści

Prolog
Pióro z ognia
Kapelusz dziadka Gagnon
Wielki ogień w kominku
Ciotka Kamila wysiada z bryczki
Fiasco w burdelu
Rok 1850. Odkrycie Prospera Mériméego: H. B.
Żywot Henryka Pierwszego
Stara kobieta z trzewikami
Rok 1951. Odkrycie Jeana Starobinskiego: Stendhal
pseudonyme
Nad wulkanem
Napis na białej szacie
Rok 1969. Odkrycie Gérarda Genette’a: Stendhal
Pierścień Angeliki
Podróż do Groty
Epilog: Pisanie i trans

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7453-258-7
Rozmiar pliku: 4,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Chcę prosić Czytelnika o pobłażanie dla niezwykłej formy tej przepowieści. Przepowieść dotyczy „Stendhala”. „Stendhal” to nie nazwisko, lecz pseudonim, jeden z dwustu czterdziestu pseudonimów używanych przez człowieka, który nazywał się Henri Beyle, ale niezupełnie, bo naprawdę zwał się Henri-Marie Beyle i urodził w rok po śmierci Henri Beyle’a, starszego brata, któremu udało się żyć tylko przez tydzień. Zatem Henri Beyle to również – w pewnym sensie – pseudonim, rodzaj maski przywdziewanej świadomie, podobnie jak: Henry Brulard, hrabia Bombek, hrabia Cotonet, Alexandre Cotonet, czyli Aleksander Puszysty i tak dalej. W tej przepowieści „Stendhal” występuje jako H.

„Pseudonimikę” H. opisał Jean Starobinski w roku 1951, w eseju Stendhal pseudonyme¹. Słowo „Stendhal” opatrzył cudzysłowem w roku 1969 Gérard Genette w eseju tak właśnie zatytułowanym, dokonując kolejnego odkrycia dotyczącego pisarza, któremu pisanie przestało wystarczać. Prosper Mérimée w broszurze zatytułowanej H. B., opublikowanej w roku 1850, w osiem lat po śmierci H., w pięćdziesięciu egzemplarzach, napisał, że dla H. „poezja była skończona” i że H. wyruszył w podróż po imię, by przekroczyć życie i literaturę, zamienić i jedno, i drugie w „pełen guślarstwa obrzęd świętokradzki”. Inny eksperymentator paryski, A. M., który w dniu uroczystości żałobnych rażonego apopleksją „Stendhala”, notabene uroczystości żałobnych odprawianych w przyszłym kościele polskim w pobliżu placu Concorde (chociaż to nie jest pewne, że za jego duszę odprawiono gdziekolwiek mszę), pisał list do generała Skrzyneckiego do Brukseli. A. M. zapewniał, że wiara w słowo Towiańskiego jest skutkiem całego jego życia, usposobień i prac „duchowych”, i że to, co się dzieje, przeczuwał i przepowiadał, między innymi, w Dziadach części III.

Żaden z utworów H. nie jest utworem skończonym, nawet powieści uchodzące za najbardziej zwieńczone: Czerwone i czarne lub Pustelnia parmeńska. Przez Colomba H. przesłał Balzakowi egzemplarz Pustelni poprzekładany pustymi kartkami, by „wielki powieściopisarz” – jak go nazywał w liście trzykrotnie przepisywanym, po lekturze entuzjastycznego i niespodziewanego artykułu Balzaka o Pustelni parmeńskiej w „Revue parisienne” – zechciał napisać, przepisać tę rzecz na nowo i on sam, H., zabrał się do nowego pisania Pustelni, skracając początek z kilkudziesięciu stron do czterech, a był to – jak zwykle – tylko początek pracy.

Tempo pisania Pustelni parmeńskiej, podobnie jak innych utworów – fascynuje. Od czwartego listopada 1838 roku H. zamknął się w pokoju z kominkiem, w którym płonął wielki ogień, a dwudziestego szóstego grudnia powierzył blisko dziewięćsetstronicowy rękopis Colombowi, który przekazał go wydawcy.

Tak jak Pustelnię H. pisał właściwie wszystko. Od kiedy nadszedł day of genius i H. odkrył, że nie warto strzelać sobie w łeb. Nawet jeśli z powodu namiętności stał się upiorem, a może właśnie dlatego, bo bycie upiorem – to powołanie i pewna odpowiedzialność. Zadanie. Wyzyw: „Póki ciemno, głucho wszędzie, spieszmy się w tajnym obrzędzie”. Od kiedy zaczął pisać O miłowaniu (De l’amour), rzecz pisaną do ostatnich dni życia.

Żaden tekst H. nie jest skończony i gotowy. I wszystko jest tekstem H., łącznie z dopiskami na marginesach, na odwrocie strony, na kartach książek wydanych, cudzych i własnych. Wszystko jest tekstem H.: jego miny strojone tak, że prawie „pękała żyła”, włosy farbowane i trefione „na pożyczkę”, długie wypielęgnowane paznokcie, wydłużające jeszcze bardziej jego dłonie godne mediolańskiej diuszesy, jedwabne pończochy opinające kobiece łydki, wypukły brzuch, którego tak nie znosił, bo odczuwał wstręt „hydrofobiczny” do wszystkiego, co grube, brudne, wilgotne i czarniawe, byczy kark, byczy zad, bycze jądra i mentula, zwodliwa i zwodząca, zawsze skłonna wyciąć fiasco, głowa rzeźnika, jego bycza gęba rzymskiego rzeźnika!

Drażniły go zapachy, pociągał pewien rodzaj smrodu. „Jestem monstrum, albo Bogiem” – powtarzał. Był bykiem, był kobietą, a naprawdę chciał być wysokim Niemcem o niebieskich oczach.

Tekstem H. są jego spodnie z białej angielskiej bawełny, które rozpiął, by napisać na wewnętrznej stronie paska tak, by nikt nie zrozumiał: „Będę miał pięćdziesiątkę” (J. vaisa voirla 5.: „J.będm.imie 5.”). Życie H. jest tekstem, ale tekstem szczególnym, który pisanie i życie chce przekroczyć. Egzemplarz Pustelni parmeńskiej poprzekładany pustymi kartkami w darze dla Balzaka. To znak. Niczym chleb o skórce pociętej krzyżykami w Czerwonym i czarnym. Georges Blin przed prawie pół wiekiem zauważył, że odkrycie nowych tekstów H. w niczym nie zmieni „Stendhala” danego, lepiej – zadanego, bo on cały jest obecny w każdej istniejącej karcie.

W roku 1813 H. zanotował w Dzienniku: „Twoje zadanie – rozstrzygnąć: żyć czy pisać życie”. Gérard Genette, podobnie jak Michel Crouzet, uważa, iż od dwudziestego roku życia H. uznał się za instrument rzeczy znacznie od siebie samego ważniejszej. Jakiejś rzeczy. Jakiej? Uważni czytelnicy H.: Genette, Crouzet, Martineau, Del Litto odpowiedzieli: on stał się narzędziem. Instrumentem pisania. Ale czym było dla niego pisanie? Genette odkrył, że czymś więcej niż literaturą, przypomniawszy, że pomiędzy rokiem 1811 a 1814 powtarza się w Dzienniku uporczywie, natrętnie często, słowo „Mocenigo”. Kim? czym? jest Mocenigo? Nazwiskiem weneckich szlachciców, dożów przez wieki walczących pod Gallipoli i Szkodrą z Turczynem? W „masońskim” poemacie Czesława Miłosza Czeladnik (w „masońskim” w takim sensie, w jakim masońska jest Oda do młodości Mickiewicza i jak masoński jest Zaczarowany flet Mozarta), poświęconym Oskarowi Miłoszowi, czytamy:

Myślę o Wenecji powracającej jak muzyczny motyw

Od pierwszej mojej tam wizyty przed wojną;

Kiedy zobaczyłem na plaży w Lido

Niemiecką dziewczynę podobną do bogini Diany,

Po ostatnią, kiedy pogrzebawszy Josifa Brodskiego,

Ucztowaliśmy w palazzo Mocenigo, akurat tym samym,

W którym niegdyś mieszkał Lord Byron.

Nota Miłosza dotycząca tych wersów: „Lord Byron mieszkał tam w 1818 roku i w początku 1819. Tam zaczął pisać Don Juana”. Ale Pallazi Mocenigo są cztery. Jeden obok drugiego. I Giordano Bruno w nich mieszkał, i Byron przypływał do nich kanałami wpław, raz nawet zdarzyło mu się płynąć aż z Lido, i do roku 1949 rozgrywano zawody o „Puchar Byrona”.

Byron pisał i pływał. Do którego z czterech pałaców? Może dla H. „Mocenigo” jest tytułem planowanej powieści, której bohater nosi to imię? Rodzajem grymasu, repertuarem min strojonych w towarzystwie? Kolejnym wymyślonym pseudonimem, jak „Stendhal”? Nowym gatunkiem dramatycznym, skoro marzył, by mieszkać w Paryżu na czwartym piętrze i pisać komedie, a może bohaterem Hamleta zamienionego przez H. w moralitet dziejący się w Polsce? A może nowym rodzajem sztuki teatru?

Czy Mocenigo jest „życiopisaniem”?

Czy Mocenigo jest „życiopisem”?

Ponieważ Mocenigo może stawać się, w zależności od sytuacji, imieniem bohatera, tytułem, pseudonimem, albo odsyłać do czegoś jeszcze innego, jego wieloznaczność osłania tajemnicę. Mocenigo: ani „człowiek”, ani „dzieło”, lecz coś jakby wzajemne oddziaływanie, naprzemienna praca, która człowieka i dzieło łączy i stapia, jedno z drugim.

H. odkrył w pisaniu najlepszy sposób na zachowanie milczenia. Pisał, by milczeć. By wydobyć wymowę milczenia. Pisał, by przeżyć świadomy, że składnia mu się łamie, gramatyka staje dęba, słowa rozlatują, a pamięć zawodzi. „Niszczy się uczucia jakże tkliwe, opowiadając je szczegółowo” (On gâte des sentiments si tendres à les raconter en détail). „Finezja niszczy niektóre prawdy” (Finesse gâte certains verités). By znieść To, co skrywa milczenie. Pisał, by milczeć. Scribo taciturio. Piszę, by milczeć. Piszę, milcząc.

Odkrycie Prospera Mériméego dotyczyło osobności i całkowitego (prawie) osamotnienia duchowego H. we Francji od upadku Napoleona.

Odkrycie Jeana Starobinskiego – jego sposobów skrywania się i pokazywania, bo kto się szuka – gubi; kto gubi – odnajduje.

Odkrycie Gérarda Genette’a dotyczyło powodów, dla których H. uprawiał Mocenigo, czyli „życiopisanie”.

Odkrycie Pascala Quignarda dotyczy z kolei siły milczenia H. Quignard podjął, śladem Nietzschego, który był genialnym lektorem „Stendhala”, wątek cielesności pisania, czyli mówiąc nieco romantycznie – jedności słowa i czynu, albo cielesności słowa. Nietzsche po lekturze H. powrócił do Kanta i zanotował: „To właśnie pogarda dla zmysłów, lekceważenie ciała i jego impulsów zastąpionego wymyśloną rzeczą samą w sobie, stanowi właśnie występek kantyzmu . W kategoriach fizjologicznych Krytyka czystego rozumu jest już latentną formą kretynizmu”. Uwagi te zanotował Nietzsche w ostatnim okresie choroby, więc można sobie rzec, że był wariatem.

H. pojawił się na scenie świata bardzo późno. Dopiero w XX wieku. Za życia o nim milczano, entuzjastyczny artykuł Balzaka przyniósł trochę ulgi, bo H. nie wierzył, by ktokolwiek potrafił pochwycić sens jego trudów przed rokiem 1880, a „zaprogramował” kolejne odkrywanie siebie przez czytelników na rok – na przykład – 1935 lub 2002, więc artykuł Balzaka ukoił nieco normalną potrzebę uznania. H. pisał w O miłowaniu, że im większym ktoś jest artystą, tym bardziej musi pragnąć tytułów i odznaczeń jako szańca, w którym znajduje schronienie przed sforą głupców i pyszałków – ale i zasmucił, bo Balzak, zachwyciwszy się Pustelnią parmeńską, nie zrozumiał najważniejszego – stylu, k w e s t i i s m a k u, czyli sensu całego przedsięwzięcia łączącego ciało i duszę, słowo i czyn w jedno.

H., który wyruszył w stronę Groty na wyprawę po imię: „Co mam powiedzieć o podróży do Groty? Słyszę jeszcze krople spadające cicho z wielkich skał na drogę. Zrobiliśmy parę kroków w głąb Groty: panna Poncet zlękła się, panna Cochet okazała więcej odwagi. Wróciliśmy przez most Jean-Lioud (Bóg wie, jak się on naprawdę nazywa)”. Sztuka pisania stała się dla H. wehikułem. „Nie chcę onanizować duszy czytelnika” – to słowa z jednej wersji listu do Balzaka i wyznanie, rzucone niby mimochodem: „Miłowanie jest największą sprawą mojej twórczości, a prawdę mówiąc jedyną”. Miłowanie – rzecz bardzo tajemnicza. Najważniejsza. H. napisał tysiące stron tajemnicy tej dotyczących. Inaczej: żadna napisana przez H. strona nie może nie dotyczyć miłowania. Miłowania i miłości. To niezupełnie to samo. Tysiące aforyzmów, niekiedy sprzecznych, wykluczających się wzajem. Od: „Miłość to coś, co przydarza się służącym, które potem trzeba wyrzucać z domu” do: „Miłowanie można porównać z odludną, stromą i uciążliwą drogą, która zaczyna się wprawdzie w czarownych gajach, ale niebawem gubi się wśród okrzesanych skał, zgoła niepociągających dla pospolitych oczu. Pomału droga zapuszcza się w wysokie góry, w ciemny las, którego olbrzymie drzewa tamują światło. Nabłądziwszy się ciężko, niby w bezkresnym labiryncie, który mnogimi zakrętami drażni miłość własną, naraz – nowy zakręt i znajdujemy się w nowym świecie”. Miłowanie to dar; nic nie ukoi po jego stracie. Miłowanie to choroba, z której najpierw umiera miłość własna. H. kreślił na piasku inicjały kobiecych imion, powtarzając, że jego książki nastąpiły po nich, z braku lepszego rozwiązania.

H. zjawiał się stopniowo: pod koniec dziewiętnastego stulecia Casimir Stryjeński wydał z rękopisów Życie Henryka Brulard i Pamiętnik egotysty, ale kolejne dziesiątki lat upłynęły, zanim pisma autobiograficzne, nowele, powieści, dzienniki i notatki uzyskały porządniejszy kształt. Przywileje – program i scenariusz odprawianych przez H. obrzędów – ukazały się co prawda w roku 1861, ale dopiero w sto lat później Victor Del Litto udowodnił, że te dziwaczne zaklęcia, najpierw lekceważone, to klucz do tajemnicy. Na wagę niektórych rozdziałów Przywilejów dla zrozumienia pseudonimiki H. wskazał dziesięć lat wcześniej Jean Starobinski.

W roku 1989 ukazała się rozprawa Michaela Nerlicha Apollo i Dionizos, czyli nieścisła nauka o znakach, a w niej ponaddwustustronicowy rozdział poświęcony obecności Dionizosa w Pustelni parmeńskiej. Nie aluzje Nerlich tropił, lecz obecność mitu. życie mitu. Uczestnictwo w żyjącym micie. Analizy niemieckiego uczonego dotyczące Pustelni parmeńskiej odnoszą się do całego dzieła H. rozumianego jako Mocenigo.

Dionizos jest w pisaniu H. stale obecny. W nim jest obecny. H. chce, by on w nim był. By weń wstąpił, a wstąpiwszy, nie rozerwał na strzępy. Dionizos jest słodki. Dionizos jest straszny.

Heko! Oto jestem! O tym, jak Dionizos wstępuje, opowiedział Jean-Pierre Vernant w eseju Dionizos w masce z „Bachantek” Eurypidesa (wersja wstępna: 1985; wersja uzupełniona: 2001), chociaż u wielkiego francuskiego uczonego słowo „Stendhal” nie padło ani razu.

W podpisanych pseudonimem „Stendhal” Souvenirs d’égotisme pojawiły się trzy rysunki: tablica nagrobna, schematyczny plan paryskiego salonu przy rue d’Anjou, poprzedzony uwagą: „Zapomniałem odmalować ten salon. Sir Walter Scott i jego naśladowcy zaczęliby od tego, ale ja nienawidzę rzeczywistych opisów. Nuda takich opisów nie pozwala mi pisać powieści” oraz okolice cmentarza Andilly koło Montmorency. W Życiu Henryka Brulard znajdujemy sto siedemdziesiąt trzy rysunki; na trzydziestu H. oznaczył kominek lub piec.

W Życiu pisanie przechodzi w rysowanie i rysowanie przemienia się w pisanie, ta nierozdzielna nad-aktywność przekracza grafię i grafikę, tworząc całość o szczególnym charakterze. Piętnasty rozdział Życia rozpoczyna się tak: „Moja matka miała rzadki talent do rysunku, powiadano często w rodzinie. Ach, czegóż ona nie umiała robić! – dodawano z głębokim westchnieniem. Po czym – długie i smutne milczenie. Faktem jest, że przed rewolucją, która wszystko zmieniła w tym zaścianku, uczono rysunku w Grenoble tak samo pociesznie jak łaciny. Rysować znaczyło robić sangwiną kreski dokładnie równoległe i naśladujące rycinę; niewiele zważano na kontur.

Znajdowałem często wielkie głowy sangwiną rysowane przez matkę”.

Rysowanie H. – to czynność magiczna, narzędzie „integralnego wskrzeszania przeszłości”, by użyć sformułowania Béatrice Didier, i jeszcze więcej – rysowaniem nawiązywał on łączność ze zmarłymi i dzięki pisaniu-rysowaniu-pisaniu następowała transfiguracja działającego przez pisanie i rysowanie jednocześnie. To guślarstwo, przywoływanie nieobecnych. Życie Henryka Brulard rozpoczyna scena transfiguracji spod znaku Przemienienia Rafaela, rozpoczęta przyzywaniem (pod kościołem) nieobecnego już w San Pietro in Montorio obrazu, kontynuowana pasażem w pobliże grobu Rafaela w Panteonie, kojarzonym przez H. uporczywie – a nie bez powodu – z paryskim kościołem Wniebowzięcia, czyli z kościołem polskim w pobliżu placu Concorde, kończąca się rozpinaniem spodni z materiału identyfikowanego z białą szatą Zbawiciela z Rafaelowego arcydzieła i pisaniem na nich zaszyfrowanego wyznania, ale cały ten obrzęd tkwi w przemilczeniach, w zagęszczonej i w zapomnianej części mowy, jakby powiedział Norwid, w tropach równie nietrwałych jak ułamana gałązka, odrobina sierści zaczepiona o cierń, jak ślad wydzieliny na kamieniu.

Tropy dostrzega myśliwy tropiący zwierzynę. W Życiu apogeum łączności między Przemienieniem Rafaela a przemienieniem H. nastąpiło w hotelu przy Piazza Minerva w pobliżu grobu mistrza, podczas pisania na wewnętrznej stronie paska rozpiętych spodni, ale transfigurację znaczy tylko wielokropek, tylko niepozorne trzy kropki, które zniknęły z polskich wydań, podobnie jak większość rysunków. Polska wersja dzieła H. nosi tytuł: Życie Henryka Brulard. Z rysunkami autora w wyborze. To jakby wydać Wybrane sceny z dramatu „Dziady”.

Pisanie. Pisanie-rysowanie-pisanie H.: „akcja fizyczna”, d o s ł o w n a, do utraty tchu, do upadłego, krótko mówiąc – opętanie, mania. Pisanie, rysowanie i notowanie, że pomiędzy godziną tą i tą, tego i tego dnia napisało się dwadzieścia, czterdzieści, dziewięćdziesiąt stron, że tego i tego lipcowego dnia pisało się w nawrotach, aż do omdlenia, do zawrotów głowy, do bólu, do rozpadu składni, gramatyki i słów, pisało i rysowało naprzemiennie. To pisanie i rysowanie wymierzyło się przeciwko opisywaniu, przeciwko „literaturze”, nie wolno onanizować duszy czytelnika, styl nigdy nie jest za jasny, za prosty, rysunki nie tylko symbolizują akcję: to plany działań stające się działaniem, zaklęciem, one łączą – jak rysunki naskalne w grotach sprzed dziesiątków tysięcy lat – łup i myśliwego, kobietę i mężczyznę, człowieka i zwierzę – w jedno, w jedność. Na śmierć się miłującą.

Ile rozpraw poświęcono rzucaniu przez H. w kobiety kamieniami, krzyżowaniu go za karę na drzewie, między gałęziami, gryzieniu przez niego w twarz lub w czoło kuzynki, pani Pison du Galland, ile stron poświęcono kazirodczej miłości do matki: „Chciałem pokrywać matkę pocałunkami i chciałem, żeby była bez ubrania. Ona kochała mnie namiętnie i całowała mnie często; ja oddawałem jej pocałunki z takim ogniem, że często była zmuszona się oddalać. Nienawidziłem ojca, przerywał nasze pieszczoty. Wciąż chciałem całować ją w piersi. Niech czytelnik raczy pamiętać, że straciłem ją w połogu, kiedy miałem ledwie siedem lat.

Miała krągłości, była doskonale świeża, była bardzo ładna; zdaje mi się jedynie, że nie była dość wysoka. Rysy miała szlachetne i pogodne; bardzo żywa, często wolała zająć się czymś sama, niż wydawać rozkazy swoim trzem służącym; wreszcie, czytała w oryginale Boską komedię Dantego, której, o wiele później, znalazłem pięć lub sześć egzemplarzy w rozmaitych wydaniach w jej pokoju zamkniętym od jej śmierci.

Pewnego wieczora, jakby przypadkiem, ułożono mnie w jej pokoju na ziemi, na materacu, ta kobieta, żywa i lekka jak sarenka, przeskoczyła przez mój materac, aby szybciej dostać się do łóżka”.

Ileż studiów powstało na temat okraczania leżącego H. przez matkę, spieszącą na skróty do łóżka, na temat zakazanego widoku, przepowiedzianego w związku ze śmiercią matki, śmiercią, która zabrała ją w czasie rodzenia kolejnego dziecka? Do lektury freudowskiej niewiele można dorzucić nowego, lepiej spojrzeć na to wszystko inaczej. Po to piszę tę przepowieść.

W roku 1995, na południu Francji w departamencie Ardeche, speleolodzy odkryli grotę zwaną grotą Chauveta, a w niej rysunki naskalne oraz ślady aktywności obrzędowej sprzed trzydziestu czterech – trzydziestu pięciu tysięcy lat. Odkrycie to ostatecznie rozwiewa resztkę złudzeń o istnieniu tak zwanego postępu w historii sztuki oraz o ewolucji elementarnych wierzeń człowieka dotyczących istoty istnienia, czyli łańcucha: narodziny–śmierć–narodziny. Prace w grocie Chauveta potrwają jeszcze wiele lat. Grota nigdy nie zostanie udostępniona turystom. W połowie 2001 roku ukazał się katalog zdający najdokładniej sprawę z rewelacyjnych znalezisk.

Ekipa uczonych penetrująca wnętrze groty dokonała w Komnacie Głębinowej niebywałego odkrycia. Na stalaktycie widniała postać z rogami, którą nazwano Czarownikiem. Stalaktyt zwisający u wejścia do ciasnego przesmyku zwanego Zakrystią nie pozwalał na oględziny malowidła ze wszystkich stron. Dopiero fotografie cyfrowe sporządzone aparatem zatkniętym na tyczce ujawniły, że Czarownik jest tylko częścią nieznanego wyobrażenia pierwotnej Wenus z wyraźnym wzgórkiem łonowym, nie w kształcie nadciętego trójkąta – takie wyobrażenia Wenus znane były już wcześniej (trójkąt pubiczny pojawił się też w Życiu Henryka Brulard jako rysunek kapelusza dziadka Gagnon, a Wenus jako bąki z drewna) – lecz z wielkimi wargami sromowymi i z wydatnym brzuchem, z potężnymi udami i z pośladkami. Pojawiła się potężna postać kobieca: rysunek-rzeźba, w trzech wymiarach. Tę Wenus wyrysował nieznany artysta-szaman co najmniej trzydzieści jeden, może trzydzieści dwa tysiące lat temu. Ta Wenus ma krągłości, świeżość doskonałą, wydaje się bardzo ładna, a postać nazwana Czarownikiem okazała się potworem: pół bykiem rogatym, pół człowiekiem, może to szaman w transie, może bóg. Twarz-łeb-pysk byka-człowieka-potwora-boga wyraża ekstazę i ten stan ekstatyczny nie ulega wątpliwości. Łapę potwora kończy kobieca dłoń o bardzo długich palcach, zwieńczonych jeszcze dłuższymi paznokciami. Łapa spoczywa na udzie Wenus, byk-człowiek tuli się do krągłości kobiety: jakby chciał w nią wejść, jakby chciał się w niej schować. Być z nią jednym.

Wokół stalaktytu znajdują się na ścianach groty, przypominających zastygłą żywicę, malowidła największe, najwspanialsze, najbardziej tajemnicze z dotychczas przez ludzi odkrytych, przedstawiające lwy i lwice w miłosnych zalotach, nosorożce, tygrysy, bizony, konie, a także – kolejna niespodzianka – owady i insekty. Uczeni odkryli na ścianach groty ślady niedźwiedzich pazurów, których czaszki ułożone na wapiennych progach tworzą pierwotne ołtarze nieznanych liturgii, a ślady ludzkich dłoni odciśniętych w miękkiej, mięsistej i wilgotnej wtedy materii – rodzaj poruszającej kompozycji. Uczeni odkryli również na ziemi ślady ludzkich stóp i stwierdzili ponad wątpliwość, że są to ślady stóp dziecka, dorastającego dziecka, któremu towarzyszył wilk. To dziecko odcisnęło dłonie na miękkich, mięsistych ściankach zwężającego się przesmyku. Uczeni twierdzą, że rysunki w grocie Chauveta wykonało bardzo niewielu ludzi w krótkim czasie, może nawet jeden człowiek, może dziecko (to jednak byłoby zbyt piękne!). Badania potrwają jeszcze wiele lat i nie sposób przesądzić ich wyników. Wiadomo już teraz, że Wenus powstała najpierw, przytulony do jej uda byk-szaman – później (margines błędu w rachunkach: dwa tysiące lat!).

H. bywał potworem i bogiem, bykiem, mężczyzną i kobietą, dzieckiem i starcem, myśliwym i łupem. Marzył o niezawodnej mocy płciowej, w impotencji szukał tajemnicy, określał ją słowem fiasco. H. – to coincidentia oppositorum, czy też transcendencja wszelkich przymiotów. Cała erotyczna mistyka indyjska stawia jako cel osiągnięcie pełni człowieka poprzez jego utożsamienie z „boską parą”, to znaczy doskonałości poprzez androgynię. U Semitów bogini Tanit była nazywana „córką Baala”, Asztarte – „imieniem Baala”. Obrzezanie chłopców i rany rytualne dziewcząt w wielu kulturach przemieniały dziecko w obojnaka. U Greków następowało rytualne zamienianie odzienia; mężczyzna ubierający się w kobiece szaty nie stawał się kobietą, lecz urzeczywistniał na chwilę jedność obu płci, a więc osiągał stan jedności z łańcuchem pokoleń przeszłych i przyszłych, odnajdywał sens istnienia w kosmosie. Jak wielekroć powtarzał Eliade, potrzeba periodycznego zróżnicowania człowieka i osiągnięcia pierwotnej jedności wyrażała się w orgii, w której chaos zastępuje formę i stanowi warunek odnowy. Rytuał zamiany ubrania często stwarzał okazję do orgii. Poczucie androgynii próbowano osiągać za pomocą technik ekstazy mistycznej i zdobywania „mądrości”, za pomocą ascezy. Stosowano zabiegi chirurgiczne (na przykład w australijskich obrzędach inicjacyjnych). Uprawiano alchemię i poszukiwano Rebis – formuły kamienia filozoficznego czy „androgynii hermetycznej”.

Oprócz orgii rytualnych i karnawałowych przebrań, szukano drogi ku jedni w małżeństwie, o czym mówiła (dobitnie) Kabała, w każdym akcie seksualnym, którego rytualny sens podnosili romantycy niemieccy i Jakob Boehme, o czym pisał Eliade w Mefistofelesie i androgynie, a w Traktacie o historii religii umieścił tajemniczą frazę, wyraźnie różną od chłodnych opisów zwyczajów, zachowań i rytuałów ludów w różnych stronach globu: „W gruncie rzeczy można mówić o androginizacji człowieka przez miłość, gdyż w miłości każda płeć nabiera cech płci odmiennej”, i dodawał, że to pragnienie symbolizuje od czasów najdawniejszych zespół mitologiczny Tammuza, którego dzieje (podobnie jak losy bogów noszących inne imiona, lecz wyrażające ten sam mit) męki, śmierci i zmartwychwstania odkrywają fundamentalną jedność życia i śmierci oraz potwierdzają obietnicę życia po śmierci, czyli nadają życiu człowieka sens.

H. w jedenastym paragrafie Przywilejów mówił o posągach ukrytych w ziemi, w wodzie i w murze. Stendhaliści domyślają się, że chodzi o etruskie posągi znajdujące się w muzeum w Volterra, w mieście, do którego H. pogonił za Metyldą Dembowski. Co te posągi przedstawiają? Inaczej: czym one są? Podobnie jak rysunki w grocie Chauveta i rysunki H. przenikające się z jego pisaniem, jak pra-Wenus i byk-człowiek sprzed ponad trzydziestu tysięcy lat na stalaktycie u wejścia do Zakrystii, wyrażają archaiczny mit poświadczany malowidłami w grotach, a potem tragediami od Ajschylosa do Eurypidesa. Pisał o nim Karl Kerényi w Dionizosie, powołując się na sprzeczną tożsamość Zagreusa, największego z bogów wszystkich czasów, który nawiedzał swą córkę ukrytą w jaskini, ona zaś urodziła mu jako własnego syna – jego samego. „Pierwiastek «mistyczny» – pisał Kerényi – istniejący w stosunku łączącym Dionizosa i Ariadnę, odsłania się tu w archaicznym micie, zgodnie z którym płodzenie i narodziny nigdy nie wykraczają poza obręb tej samej pary. Syn-małżonek płodzi ze swoją matką i córką jako małżonkami dziecię mistyczne, które z kolei będzie uwodzić własną matkę”. Kerényi twierdził, odkrywszy tę zasadę, że zrekonstruował „pierwotny akt” mitycznego dramatu. Dziecko, którego narodzinami ów akt się kończy – jest rogate. Akt drugi zdominowany jest przez postać byka, w kształcie czystym lub pomieszanym z postacią ludzką. Forma obrzędowa tego aktu, rozszarpanie byka albo kozła, staje się dionizyjskim obrzędem ofiarnym.

H.: byk, lew, niedźwiedź, wąż, człowiek, zwierz, mężczyzna, kobieta, potwór, bóg, wieczne dziecko i starzec, syn i kochanek matki, rozszarpywał się sam, strojąc miny, aż mu „pękała żyła”, przed kominkiem, w którym płonął wielki ogień, do którego wpadał, by – spaliwszy się – odrodzić.

W drogę.

Glosariusz

„Pseudonimikę” H. opisał Jean Starobinski…

W rewelacyjnym eseju pod tytułem: Stendhal pseudonyme, który ukazał się w 72 numerze „Les Temps Modernes” w roku 1951, a następnie w klasycznym już dziś tomie: L’oeil vivant. Corneille, Racine, la Bruyère, Rousseau, Stendhal, opublikowanym w roku 1961 i wznowionym w 1999. Posługuję się tym właśnie wydaniem, Paris 1999, Gallimard, s. 231–285. Zob. Rozdział IX: „Rok 1951. Odkrycie Jeana Starobinskiego: Stendhal pseudonyme”.

Słowo „Stendhal” opatrzył cudzysłowem Gérard Genette…

Studium Genette’a odegrało znaczną rolę nie tylko w myśleniu o twórcy Pustelni parmeńskiej, lecz także pośród teoretyków literatury i semiologów. Esej ukazał się w zbiorze: Figures II (wyd. I: Paris 1969, Tel Quel; wyd. II: Paris 1979, Le Seuil, s. 155–193). Zob. rozdział XII: „Odkrycie Gérarda Genette’a: «Stendhal»”.

Prosper Mérimée w broszurze zatytułowanej H. B.…

Posługiwałem się najnowszym wydaniem krytycznym Prosper Mérimée, Lettres libres à Stendhal suivi de H. B. Préface de Guy Goffete, Paris 1999, Arléa, s. 89–114. Zob. rozdział VI: „Rok 1850. Odkrycie Prospera Mériméego: H. B.”.

Michel Crouzet uważa, iż od dwudziestego roku życia H. uznał się za instrument rzeczy znacznie od siebie ważniejszej…

Por. Michel Crouzet, Essai sur la genèse du romantisme, t. 1: La poétique de Stendhal. Forme et société – le sublime, Paris 1983, Flammarion, s. 10. Jean Prévost, który zginął, walcząc z Niemcami w górach Vercors w roku 1944, projekt pisania jako „rzeczy dla Stendhala najważniejszej” przedstawił w swej tezie doktorskiej napisanej w roku 1942 i obronionej na uniwersytecie w Lyonie, por. Jean Prévost, La création chez Stendhal. Essai sur le métier d’écrire et la psychologie de l’écrivain, Paris 1996, Gallimard, s. 40.

W „masońskim” poemacie Czesława Miłosza Czeladnik…

Cytaty z poematu za: Czesław Miłosz, Druga przestrzeń, Kraków 2002, Znak, s. 96. Podróż inicjacyjną po czterech pałacach Mocenigo najlepiej rozpocząć od strony internetowej: http://www.multimania.com.

On gâte de sentiments si tendres à les raconter en détail…

Tak kończy się, a raczej urywa, Życie Henryka Brulard. Obok, na marginesie, H. zanotował: „1836, 26 marca, anons o urlopie for Lutecja . Imaginacja odlatuje gdzie indziej. Ta praca z tego jest przerwana. Duch gnuśnieje, zbyt ciśnięty od 1832 do 36., Omar . Tę pracę, przerywaną bez przerwy przez obowiązki, rozpiera to zgnuśnienie. Dzisiaj widziana galeria Fescha z księciem i loggie Rafaela. – Pedanteria: niczego nie ma niedobrego w Dantem i Rafaelu, idem, mniej więcej w wypadku Goldoniego 8 kwietnia 1836, Omar”.

Na marginesie pierwszej strony trzeciego kajetu z rękopisem H. notował: „Znużenie mrozi umysł. Nie mogę udawać, że całkowity brak wymiany idei wepchnął mnie w to złe usposobienie od 1832 do 1836. Pisać to, co poniżej, było pociechą. Bardzo mocno byłem wrogiem kłamstwa, pisząc, ale czy łaskawy czytelnik całkiem nie rozpozna, że znużenie mnie uśpiło podczas pracy, zamiast poruszyć serce pod numerem 71 przy Richelieu? 6 kwietnia 1836”. Przekład oddaje „gramatyczną niepoprawność” frazy autora notatki.

Na odwrocie ostatniej kartki H. umieścił jeszcze jedną notatkę: „Plan 27 marca. Podróż: statek parowy do Marsylii. Kupić sześć fularów w Liworno i dwadzieścia par żółtych rękawiczek u Gagiatego w Rzymie. || Ciąg dalszy: absolutnie karetka pocztowa w Marsylii, choćby była z Tuluzy i Bordeaux, dla ominięcia bezguścia Valence i Lyonu, Semur i Auxerre, zbyt dobrze przeze mnie znanych. Zły poczk. Prawdopodobnie objazd Florencji po przyjeździe do Liworno nie spodoba mi się, może pojechać do Anglii lub przynajmniej do Bruk, może do Edynburga. || Korzystać z czasu w podróży do Paryża. Nigdy nie mówić Omar. Mocno się zmienić. 2° Dieta, żeby uniknąć kolacjonowania w Tour de Nesle. Często widywać Pana de La Touche, Balzaka, jeśli mogę, dla literatury; Pana Chasles, trochę przez Lavasseura; panie: d’Anjou (gorliwie), tellane, Tascher, et Jules, Ancelot, Menti, Coste, 7 Julia. Trzeba gorliwości. Gdybym został w Paryżu, w ciągu pierwszych dwóch miesięcy mogę podbić salony na resztę of my life. Nie czuję uniesień, jak tylko dla Giu. Mieszkanie na południe, rue Taitbout. Cóż znaczy, na trzy miesiące, te 200 franków więcej za kwaterę?”.

La finesse gâte certaines vérités…

Notatka Stendhala, Journal littéraire, 11 czerwca 1804, t. 1, Paris, Cercle du Bibliophile, s. 358. Cyt. za: Yuichi Kasuya, Fonction de „fontenellisme” et de „l’espagnolisme” dans la „Vie du Henry Brulard”, Gallia. Société de langue et littérature française de l’Université d’Osaka, Osaka 1994. Ten esej Yuichiego Kasuyi oraz inne jego studia stendhalowskie dostępne są w Internecie pod adresem: http://www.kanazawa-u.ac.jp/~kasuya/FontEspf.html.

Odkrycie Pascala Quignarda siły milczenia.

Twórczość Pascala Quignarda wypada określić mianem „autobiograficznej diatryby miłosnej”, posługując się zmienioną formułą Jacqueline Risset – wykładowcy na uniwersytecie Roma Tre i autorki najnowszego przekładu Boskiej komedii na francuski – użytą w eseju poświęconym Quignardowi pod tytułem: To, co przerywa mowę. Pascal Quignard jest jednym z tych czytelników-twórców, o których marzył H. Quignard stosuje, to znaczy prze-powiada i odkrywa, nowe techniki pisarskie, dzięki skrupulatnej lekturze „Stendhala”.

Pascal Quignard: „Nie piszę z musu, z przyzwyczajenia, z chęci, dla pieniędzy. Piszę, by żyć. Piszę, bo to jedyny sposób mówienia milczkiem” – ten aforyzm pochodzi z Imienia na końcu języka (1993). I jeszcze krócej, w Życiu sekretnym (Vie secrète, 1998): „Pisanie utula mowę w milczeniu”. I najkrócej w Małych traktatach II (1990): Scribo: taciturio. „Piszę: pragnę milczeć” lub: „Piszę, bo chciałbym zamilknąć”, „Piszę, by umilknąć” lub jeszcze inaczej: „Piszę: pragnę milczenia”. Dwukropek – jak każdy znak, ślad, tropa u Quignarda jest bardzo ważny: umieścił go zamiast spójnika w wypowiedzi wyrażonej po łacinie, ponieważ aforystycznej formuły dotyczącej (dotykającej) przyczyny sprawczej twórczości nie może kiełznać (tylko) związek przyczynowo-skutkowy.

Oto trzydziesty drugi rozdział Życia sekretnego Pascala Quignarda, które, podobnie jak cała jego twórczość, jest – jednocześnie – powieścią, traktatem, poematem, przypowieścią, przestrogą, testamentem, esejem (próbą całości), baśnią, dziennikiem, autobiografią, krótko mówiąc: gatunkiem pogranicznym, który wypada nazwać mianem „prze-powieści”, choć Quignard takiego określenia do tej pory nie użył (rozdział podaję w całości):

„Staram się napisać książkę, o której marzę, czytając.

Bezgranicznie podziwiam to, czego próbowali Montaigne, Rousseau, Stendhal, Bataille. Oni łączyli myśl, życie, fikcję, wiedzę, jakby szło o jedno ciało.

Pięć palców jednej dłoni chwytających To”.

Nietzsche po lekturze H. powrócił do Kanta i zanotował…

Wiele jest wydań notatek z ostatniego okresu życia filozofa, który uczył, jak filozofuje się młotem. Publikacji rzetelnych i bałamutnych. Z wielu względów nowatorskie wydanie francuskie ukazało się w małym wydawnictwie Parc. Por. Friedrich Nietzsche, Mort parce que bête. Introduction et notes de Johan Gok, Paris 1998, Parc, s. 26. Wiadomo od dawna, że Nietzsche czytał „Stendhala” intensywnie, podobnie jak Montaigne’a i Baudelaire’a, literaturę francuską XVIII i XIX wieku cenił bardzo, wiele notatek, również tych „szalonych”, sporządzał po francusku i grał na dwóch językach: francuskim i niemieckim, jak na fortepianie, wydobywając nieoczekiwane brzmienia. We Francji ukazała się niezmiernie ciekawa rozprawa włoskiego germanisty o francuskich lekturach Nietzschego. Por. Giuliano Campioni, Les lectures françaises de Nietzsche. Traduction de Christel Lavigne-Mouilleron, Paris 2001, PUF, Perspectives germaniques. Warto też wskazać na studia ukazujące wpływ Nietzschego na literaturę francuską. Por. Jacques Le Rider, Nietzsche en France, de la fin du XIX^(e) siècle au temps présent (Nietzsche we Francji od końca XIX wieku do dzisiaj), Paris 1999, PUF, Perspectives germaniques; idem, Nietzsche. Cent ans de réception française, Paris 1999, Ed. de Paris VIII, Série germanique.

„Co mam powiedzieć o podróży do Groty? Słyszę jeszcze krople spadające cicho z wielkich skał na drogę”.

Stendhal, Vie de Henry Brulard, édition établie sur le manuscrit, présentée et annotée par Béatrice Didier, Paris 1973, Gallimard, s. 146–151. Podkreślenia śladów prowadzących do Groty – K. R.

Inaczej: żadna napisana przez H. strona nie może nie dotyczyć miłowania…

„Postrzegamy, że mimo tak wielkiej liczby tomów, pisał on przez cały czas tę samą książkę”, Georges Blin, Stendhal et les problèmes de la personalité, Paris 2001, José Corti, s. 36 (wyd. I: 1958). O zakochanym „Stendhalu” powstała osobna książka Abla Bonnarda, La vie amoureuse d’Henri Beyle (Stendhal), Paris 1926, Flammarion, oraz kilka artykułów, na przykład Emila Henriot, La vie amoureuse de Stendhal. Strony o niespotykanej sile i piękności poświęcił miłości u „Stendhala” José Ortega y Gasset. Wielki Hiszpan w swym eseju, arcydziele dwudziestowiecznej literatury światowej, starał się dowieść, że „Stendhalowa” teoria miłosnej „krystalizacji” jest błędna, a niechcący dowiódł czegoś dokładnie przeciwnego – że to właśnie „Stendhal” o nieposkromionej potędze miłości namiętnej wiedział najwięcej. Por. José Ortega y Gasset, Amour chez Stendhal, idem, Etudes sur l’amour. Préface de Bernard Pautrat. Traduit de l’espagnol par Christan Pierre, Paris 2004, Editions Payot et Rivages, s. 43–106.

…dopiero w sto lat później Victor Del Litto udowodnił, że te dziwaczne zaklęcia to klucz do tajemnicy…

W artykule: Un texte capital pour la connaissance de Stendhal (zasadniczy tekst dla zrozumienia „Stendhala”), „Stendhal Club” 1961, 5 października.

Dopiero w roku 1989 ukazała się rozprawa Michaela Nerlicha, Apollon et Dionisos ou la science incertaine des signes (Apollo i Dionizos albo wiedza nieścisła o znakach), Marburg 1989, Hitzeroth. Artefakt.

Dionizos jest straszny. Heko! Oto jestem. O tym, jak Dionizos wstępuje, opowiedział Jean-Pierre Vernant…

W roku 1972 w wydawnictwie Maspero ukazała się pierwsza wersja pierwszego tomu dzieła dla humanistyki arcyważnego (na drugi tom przyszło czekać kolejnych lat czternaście): Mythe et tragédie en Grèce ancienne (Mit i tragedia w starożytnej Grecji) Jeana-Pierre’a Vernanta i Pierre’a Vidal-Naqueta. W tomie drugim (1986) znalazły się, między innymi, dwie interpretacje masek i obecności Dionizosa, które stały się źródłem inspiracji dla antropologów, historyków literatury, teatrologów i pisarzy: Figures du masque en Grèce ancienne (Figury maski w starożytnej Grecji), rozprawa napisana przez Jeana-Pierre’a Vernanta przy współpracy F. Frontisi-Ducroux oraz: Le Dionysos masqué des „Bacchantes” d’Euripide (Dionizos w masce w Bachantkach Eurypidesa). Najnowsze, uzupełnione wydanie w dwóch tomach: Paris 2001, La Decouverte.

Rysowanie H. – to czynność magiczna, narzędzie „integralnego wskrzeszania przeszłości”, by użyć sformułowania Béatrice Didier…

Por. jej rozprawa: Stendhal autobiographe (Stendhal autobiograf), Paris 1983, PUF, s. 256–257).

W połowie roku 2001 ukazał się katalog zdający najdokładniej sprawę z rewelacyjnych znalezisk: La Grotte Chauvet. L’art des origines (Grota Chauveta. Sztuka początków). Sous la direction de Jean Clottes, Paris 2001, Seuil.

Cała erotyczna mistyka indyjska stawia sobie jako cel osiągnięcie doskonałości człowieka…

Partie antropologiczne i religioznawcze mojej przepowieści zawdzięczają wiele pracom Mircei Eliadego, od Traktatu o historii religii do Historii wierzeń religijnych, poprzez Kosmologię i alchemię babilońską, Aspekty mitu, Mity, sny i misteria, Mefistofelesa i androgyna, W poszukiwaniu historii i znaczenia religii, Obrazy i symbole, Mit wiecznego powrotu do Dziennika indyjskiego i Alchemii azjatyckiej. Wszystkie te prace ukazały się po polsku nakładem wydawnictwa KR w latach 1998–2001 jako przedruki lub pierwodruki. Bardzo dużą rolę odegrały w niniejszej przepowieści prace Leszka Kolankiewicza, przede wszystkim Samba z bogami. Opowieść antropologiczna, Warszawa 1995, KR, oraz Dziady. Teatr święta zmarłych, Gdańsk 1999, słowo/obraz terytoria.

H. w jedenastym rozdziale Przywilejów mówił o posągach ukrytych w ziemi, w wodzie i w murze…

Przywileje ukazały się w polskim tłumaczeniu dopiero w roku 1987 – trochę pokiereszowane, pewno ze względu na ich trudną do zaakceptowania w gronie uniwersyteckim nieobyczajność erotyczną – w książce Remigiusza Foryckiego Stendhal. Geniusz podejrzeń, chociaż słowo „książka” nie wydaje się odpowiednie, bowiem na stronie tytułowej wyczytać można, że to „maszynopis powielony na prawach rękopisu w nakładzie 100 egzemplarzy dla celów przewodu habilitacyjnego”, czyli rodzaj samizdatu.

Rozprawie Remigiusza Foryckiego wiele zawdzięczam i chociaż co roku powstaje co najmniej kilka rozpraw doktorskich o „Stendhalu” w Europie i na innych kontynentach, a międzynarodowe komitety „stendhalistów” publikują kolejne studia na papierze i w Internecie, to pożółkły skrypt odbity na powielaczu dla Wydziału Neofilologii Uniwersytetu Warszawskiego nie stracił na wartości.

Pisał o nim Karl Kerényi w Dionizosie, powołując się na sprzeczną tożsamość Zagreusa, największego boga wszystkich czasów, który nawiedzał swoją córkę ukrytą w jaskini…

Por. Karl Kerényi, Dionizos. Archetyp życia niezniszczalnego, przełożył Ireneusz Kania, Kraków 1997, Wydawnictwo Baran i Suszczyński, s. 106–107.

„Twoje zadanie – rozstrzygnąć: żyć czy pisać życie?”

Stendhal, Journal, idem, Oeuvres intimes, Paris 1955, Gallimard, La Pléiade, s. 1278. Na ten „zakład” zwrócił uwagę po raz pierwszy Michel Crouzet La poétique de Stendhal Forme et société – le sublime, s. 23.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: