Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zanim miłość nas połączy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
15 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zanim miłość nas połączy - ebook

Czasem musimy upaść, by miłość nas podźwignęła.
Czasem jedna koszmarna chwila wystarczy, żeby cały twój świat pogrążył się w mroku…


Dwudziestoczteroletni Dominic Kinkaide przeżył taką chwilę w dniu, w którym skończył liceum. Tragedia odmieniła go na zawsze. Teraz jest sławnym aktorem. W oczach świata zblazowanym i cynicznym, a naprawdę załamanym i nieszczęśliwym.
Czasami człowieka niszczy nie jedno zdarzenie, lecz chwile, których nigdy nie przeżył… Dwudziestotrzyletnia Jacey Vincent wiele przeszła. Jest jak ptak ze złamanym skrzydłem – silna, ale krucha. Dryfuje przez życie, szukając akceptacji w ramionach przypadkowych facetów. Wszystko po to, by zapełnić pustkę.
Oboje rozpaczliwie szukają miłości, ale to co w sobie niosą – jego sekret i jej przeszłość – to niszcząca energia, która przerodzi się w burzę. Czy zdołają rozliczyć się z dawnych win, odkryć tajemnice, których nie byli świadomi, i uwierzyć, że kiedyś chmury się rozwieją?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5888-1
Rozmiar pliku: 876 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

JACEY

Wtedy

Wymierzony policzek słychać na całej plaży.

Odgłosu ciała spotykającego ciało, ostrego i głośnego, nie sposób pomylić z czymkolwiek innym i moja głowa podrywa się w górę: widzę chudą dziewczynkę w czerwonym kostiumie kąpielowym stojącą przed największą terrorystką na plaży, szóstoklasistką Heather.

Letnie słońce grzeje niemiłosiernie, ale moje policzki rozpalają się jeszcze bardziej, gdy dostrzegam brzydki grymas na twarzy Heather górującej nad mniejszą dziewczynką. Dziewczynką, która nie może mieć więcej niż dziewięć czy dziesięć lat i która teraz trzyma dłoń przy policzku.

Rozglądam się wokół, ale w pobliżu nie ma dorosłych i Heather o tym wie. Jej wredny uśmieszek poszerza się jeszcze, gdy pochyla się nisko nad dziewczynką; ma zamiar wyrządzić więcej szkód niż tylko pozostawić na jej policzku ślad ręki.

Nie potrzeba więcej, żebym poderwała się z ręcznika i ruszyła pędem przez plażę w ich kierunku; fontanny piasku pryskają mi spod stóp. Docieram na miejsce akurat w porę, by zobaczyć, jak Heather wyrywa z rączki dziewczynki pieniądze.

Po jej policzku spływa łza, na co Heather szczerzy zęby.

– Idź wypłacz się mamusi, mała – drwi tak wrednie, jak potrafią jedynie gimnazjalni dręczyciele.

Sam ten widok sprawia, że robi mi się ciemno przed oczami, zapominam o rozsądku i rzucam się ku nim dwóm. Zapominam, że Heather znęcała się nade mną każdego dnia każdego lata, zapominam, że z pewnością nie jestem wcale starsza od chudej dziewczynki w czerwonym kostiumie.

W tej chwili to nie ma znaczenia.

– Co, do cholery, Heather? – rzucam, zatrzymując się przed nimi gwałtownie. Druga dziewczynka, ta chuda, głośno wciąga powietrze, słysząc brzydkie słowo. Za takie przewinienie mogłabym zostać uziemiona, ale babcia jest daleko, siedzi w cieniu. – Oddaj jej pieniądze.

Heather gapi się na mnie z góry, a na jej pulchnym podbródku błyszczy pot.

– Bo co, kreweto? Co mi zrobisz, jak nie oddam?

Zadzieram głowę i spoglądam jej w oczy.

– Powiem wszystkim, wliczając w to twoich przyjaciół, co robiłaś jakiś czas temu pod molo z Jamiem Rawlinsem. Widziałam cię. Widziałam, co robiłaś. I jeśli nie oddasz jej pieniędzy, powiem wszystkim.

Oczy Heather rozszerzają się, a potem zwężają.

– Nie ośmieliłabyś się.

Kiwam głową, czując większy spokój, niż pewnie powinnam w obecnej sytuacji.

– Właśnie że tak.

Heather spogląda ponad wodami jeziora i namyśla się nad tym przez chwilę, a wreszcie rzuca mi wymięte banknoty pod nogi.

– Mam nadzieję, że to jest tego warte – mówi żarliwie. – Bo zamienię twoje życie w piekło.

– Wszystko mi jedno – rzucam, starając się sprawiać wrażenie nieprzejętej. – I tak już próbujesz.

Heather wlepia we mnie wzrok, po czym odchodzi, a ja pochylam się, by podnieść pieniądze i wręczam je chudej dziewczynce. Uśmiecham się do niej.

– Proszę. Przykro mi, że jest taka wredna. Myślę, że ktoś codziennie sika jej do płatków śniadaniowych.

Zdaje się, że dziewczynce odjęło mowę, bo gapi się na mnie przez chwilę szeroko otwartymi niebieskimi oczyma, a potem nieśmiało podaje mi białą muszelkę.

– Dziękuję, że odzyskałaś moje pieniądze na lody – mówi tak cicho, że muszę się wysilić, aby ją usłyszeć. – Zbieram muszle. Trudno znaleźć w jeziorze duże i ładne.

Uśmiecham się ponownie.

– Racja, trudno. Dzięki! Zamierzam popłynąć aż do boi. Chcesz się przyłączyć?

Dziewczynka spogląda w dal na sfatygowaną linię boi, które podskakują w górę i w dół, kołysane prądem prawie sto metrów od brzegu. Wygląda na trochę niepewną, trochę przestraszoną.

– Nie mogę – odpowiada w końcu. – Mama by mnie zabiła. Prąd jest zbyt silny.

Kiwam głową, jakbym rozumiała, jak to jest mieć matkę, która się przejmuje. Moja własna nie wie nawet, że umiem pływać.

– Okej – zwracam się do dziewczynki. – Do zobaczenia.

Obserwuje mnie, jak biegnę z powrotem i upuszczam muszelkę na ręcznik, a potem daję nura w wodę, płynąc nad i pod zimnymi falami niczym foka. Kiedy wreszcie docieram do rzędu boi, obłapiam jedną z nich, trzymam się mocno, gdy podskakuje, i chłodnymi palcami odgarniam włosy z twarzy.

Zerkając w stronę plaży, szukam wzrokiem dziewczynki w czerwonym kostiumie, ale nigdzie jej nie widzę. Zniknęła, a ja coś sobie uświadamiam.

Nawet nie zapytałam, jak ma na imię.Rozdział 1

DOMINIC

Teraz

Lubię patrzeć.

Wiem, że nie powinienem, ale naprawdę mam to gdzieś. Lubię mignięcia nagiej skóry, spocone kończyny, zapachy seksu, samo pieprzenie…

Patrzenie sprawia, że coś czuję. To jedna z niewielu rzeczy, które działają w ten sposób.

– Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, Dominic – mruczy Kira, podczas gdy jej dłonie rozchylają moją rozpiętą koszulę, jej długie brązowe włosy powiewają w lekkiej bryzie, łaskocząc mnie w pierś, a ona patrzy razem ze mną. – Jesteś taki sam… Świr. Kocham to.

Nie odpowiadam, bo ma rację. Jestem cholernym świrem. Ona to wie i ja to wiem, ale obojgu nam to zwisa. Jeśli już, to Kirze się to podoba. Musi tak być, skoro wytrwała przy mnie przez tak długi czas. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny… i z całą pewnością wie, co lubię.

Mimo że jest piękna i znajoma, ignoruję jej palce, które błądzą po mojej skórze, pocierają czubki moich sutków i zsuwają się w stronę krocza. Mój kutas opiera się dziś jej dotykowi i pozostaje miękki w moich spodniach. Nie dlatego że nie jest atrakcyjna czy seksowna, bo jest.

Ale dlatego że to, co piękne i znajome, mnie nie kręci. Prawie wszystko już raz widziałem i robiłem dwa razy. Normalne rzeczy już na mnie nie działają.

To zakazane rzeczy sprawiają, że mój kutas się podnosi. Mroczne rzeczy, złe rzeczy.

Patrzę w dół z balkonu, ponad połyskującym basenem pod nami, ponad marszczącą się wodą, która na wszystko wokół rzuca niebieskie światło, na falujące w ciemności sylwetki. Sylwetki dwóch pieprzących się osób.

Świadomość, że nie powinienem patrzeć, jest tym, co mnie ekscytuje, więc nie odrywam oczu od pary uprawiającej seks przy basenie mojego brata.

Upijam kolejny łyk whisky, chwilę trzymając ognisty płyn w ustach, zanim przełknę, pozwalając, by owinął palce wokół mojego żołądka, rozgrzał wnętrzności.

Obserwuję parę, opieram się o balustradę, na wpół ukryty w cieniu, otoczony nocą. Tak właśnie lubię.

Scena rozgrywająca się przede mną nabiera brutalności.

A mój penis twardnieje.

Dziewczyna zatapia zęby w szyi faceta, potem szepcze coś niedosłyszalnie do jego ucha, słowa, które syczą w jej ustach, gdy przeciąga zębami po jego skórze. Ostro, agresywnie, brutalnie. Widzę czerwoną ścieżkę bólu, jaką po sobie zostawia.

– Czy ona go właśnie ugryzła? – pyta Kira z rozbawieniem, jej dłoń tkwi nieruchomo na wysokości mojego pasa.

Kiwam głową. Tak było. A ja zrobiłem się od tego twardy jak skała. Uwielbiam oglądać ból. To odciąga moją uwagę od tego, który sam czuję.

Facet uśmiecha się; też mu się to podoba. Unosi jej nogi na swoje ramiona i wbija się w nią. Mocno. Potem uwalnia jedną rękę i łapią ją za szyję. Mocno. Jego palce zagłębiają się w delikatną skórę, wciskają się w ciało, zostawiając czerwone ślady, które rano mogą stać się fioletowe.

Ale jej też się to podoba.

Poznaję po sposobie, w jaki drapie go po plecach i jęczy o więcej. Po tym, jak przyciąga go jeszcze bliżej do siebie, unosząc biodra, by wziąć go głębiej. Po tym, jak nawet nie próbuje odciągnąć jego dłoni od swojego gardła.

Zawsze fascynuje mnie widok kobiet, które lubią być poniżane, tych, które lubią ostry seks, tych, które pragną być dominowane lub upokarzane.

Nie ma to najmniejszego sensu, ale widuję to cały czas, coraz więcej i więcej, szczególnie tutaj, u mojego brata, na którejś z jego niekończących się imprez. Wokół jego basenu, w jego jacuzzi, na jego trawniku. Zdaje się, że ludzie tracą zahamowania, kiedy przechodzą przez bramy jego posiadłości, co również nie ma sensu. Większość z nich nawet go nie zna, nie tak naprawdę. Ale to nie powstrzymuje ich przed czuciem się tu bardzo jak u siebie.

Wystarczy powiedzieć, że kiedy wpadam, nigdy nie brakuje mi rozrywki.

– Myślisz, że wiedzą, że im się przyglądamy? – Kira staje na palcach, mrucząc mi ciepłym oddechem do ucha i muskając palcami moje jaja.

Zerkam znów na parę, patrzę, jak twarz faceta kurczy się i wykrzywia, jak dziewczyna jęczy i wierci się pod nim. Nie mają pojęcia, że tu jesteśmy, ale coś mi mówi, że gdyby wiedzieli, nie przeszkadzałoby im to.

– Ta dziewczyna chyba podawała mi szampana! – woła Kira, wychylając się dalej, żeby lepiej widzieć.

– Chyba się nie mylisz – odpowiadam, wpatrzony w skąpy uniform kelnerki, który dziewczyna ma na sobie. Zastanawiam się krótko, co myśli sobie jej szef – że gdzie ona niby teraz jest? Z pewnością nie ma pojęcia, że pieprzy się z jednym z gości przy basenie.

Ale to nie mój problem.

Teraz moim problemem jest wybrzuszenie między nogami. Zrobiło się grubsze i cięższe, więc poruszam się, żeby zmniejszyć ucisk dżinsów na kutasa. Muskam dłonią materiał okrywający krocze, dotykam się tam. Tylko troszeczkę. Szybko i sprawnie.

Nie mam zamiaru dochodzić tu, na widoku. Z uwagi na to, jak zarabiam na życie, nauczyłem się, by nie robić nic na widoku. Prasa oszalałaby z zachwytu, gdyby wyciekły zdjęcia, na których walę konia.

Kira bierze rozwiązanie problemu na siebie, jak zawsze, gdy jestem w mieście. Popycha mnie w tył, do cienia, gdzie ściąga przede mną swoje krótkie spodenki. Nie nosi bielizny.

Ma rację. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.

– Przeleć mnie ręką, a sam patrz na nich – nakazuje mi miękko, jej zielone oczy błyszczą. – Zrób to, Dom. A potem pozwolę ci dojść sobie na twarz, tak jak lubisz.

Sięgam w jej stronę. Stoi przede mną bezwolnie, z głową opartą na moim ramieniu, kiedy na przemian wsuwam i wysuwam z niej dwa palce. Wiem dokładnie, gdzie jej dotykać. Wciąga powietrze i muszę się uśmiechnąć. Znam każdy centymetr jej ciała. I taka znajomość ma swoje zalety.

Jest niemożliwie mokra, jakby czekała na to, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. Tak oczywiście nie było. Układ między mną i Kirą opiera się na wygodzie. Jest nam wygodnie, bo się znamy, ufamy sobie. I żadne uczucia nie wchodzą w grę. Ona i ja jesteśmy pod tym względem tacy sami.

Słyszę, jak dziewczyna przy basenie jęczy głośno, co sprawia, że moje palce poruszają się szybciej, pieszcząc Kirę mocniej, w rytmie spoconych pchnięć tamtego gościa. Kira jęczy wraz z dziewczyną przy basenie, a ja zamykam oczy, wsłuchując się w odgłosy seksu. Z dłonią skrytą w kroczu Kiry niczego poza odgłosami nie potrzebuję.

Gdybym był przyzwoity, wycofałbym się z balkonu, dając parze nieco prywatności, zapewniając Kirze lepsze ukrycie w cieniu… na wypadek, gdyby ktoś się na nas natknął.

Ale pieprzyć to. Nie jestem przyzwoity. Już nie.

Po kilku kolejnych minutach ostrego rżnięcia facet wysuwa się z kelnerki i chwyta ją mocno, zrzucając z leżaka i popychając w dół, aby przed nim uklęknęła. Widzę, jak jej skóra trze o płytki, potrafię też odczytać słowa z ruchu jego warg.

„Obciągnij mi”.

Nieruchomieję, gdy dziewczyna kręci głową, próbując się wywinąć, ale on prędko chwyta ją za włosy i zmusza, by wzięła go do ust. Zmusza ją, by zlizała z niego swój własny smak.

Teraz już zdecydowanie jej się to nie podoba. Gorączkowo uderza w niego ramionami, ale on trzyma ją mocno za włosy, owijając je sobie wokół dłoni, i nie ma zamiaru jej puścić.

Patrzę, jak po jej twarzy przemyka strach i w odpowiedzi coś ściska mi się w brzuchu.

Kurwa.

Kira unosi głowę, bo moja dłoń ani drgnie.

– Co?

Oczy, które we mnie wlepia, są zamglone. Kiwam głową w stronę basenu, wskazując szarpaninę, która się tam odbywa, dziewczynę, która desperacko usiłuje wyzwolić się z uścisku tego dupka.

– Szlag – wzdycha Kira. – Zignoruj to, Dom. To nie twój problem. Jeszcze tu nie skończyliśmy.

Ja też wzdycham, bo wiem, że nie mogę tego zignorować.

To się zdarza zdecydowanie zbyt często. Ludzie przychodzą tu, upijają się i tracą kontrolę. W ogóle nie warto ich zapraszać, ale Sin mimo to organizuje imprezy. Twierdzi, że dzięki temu wciąż coś znaczy, cokolwiek przez to, cholera, rozumie. Ja nie mam problemu ze znaczeniem czegoś, choć nie urządzam żadnych imprez.

Strząsam dłoń Kiry ze swojego nadgarstka, przełykam resztę drinka i schodzę po schodach, puszczając mimo uszu jej okrzyki protestu.

Chwilę zajmuje mi dyskretne przepchanie się przez tłumy ludzi rozproszone po domu i pokonanie trawnika oraz kamiennej ścieżki prowadzącej do basenu. Ale wkrótce docieram do pary, bez chwili zwłoki łapię kolesia od tyłu i odciągam. Syczy, gdy zęby dziewczyny drapią jego kutasa.

Dobrze mu tak. Ten fiut mi przeszkodził.

Skomli, a ja rzucam go na ziemię, z satysfakcją zauważając, że zadrapuje sobie twarz o kamienne płytki, zanim przetacza się na trawnik.

– Wypierdalaj – warczę na niego. – Tutaj nikogo się do niczego nie przymusza.

– Ta suka tego chciała – protestuje, podnosząc się. – Prosiła się o to.

Potrząsam głową.

– Z moich informacji wynika, że „nie” znaczy „nie”. To nie żaden nowy sposób na „proszenie się o to”. Wypierdalaj.

Facet znów na mnie spogląda, rozpoznaje mnie i odchodzi sztywnym krokiem bez słowa więcej. Chwytam ręcznik kąpielowy i okrywam nim ramiona dziewczyny.

Jej skąpy uniform, już wcześniej ledwie zakrywający cokolwiek, teraz zwisa jej wokół talii, najwyraźniej rozerwany podczas przepychanki. Dziewczyna wygląda na skrępowaną, ale szczerze mówiąc, ja ledwie ją zauważam. Jest młoda i ma sterczące cycki – tak samo jak tysiące innych kobiet. Prawie na mnie nie działa. Głównie dlatego że mam świadomość, że z radością by mi się oddała, gdybym tylko zechciał. Przez krótką chwilę rozważam, czy nie zaprosić jej, aby dołączyła do mnie i Kiry, ale nie robię tego. Jest pijana, ale nawet jeśli jest zbyt pijana, by pamiętać, właśnie prawie została zgwałcona.

– W porządku? – pytam ochryple. Kiwa głową, pociągając nosem, i w tym momencie pospiesznie zbliża się do nas inna dziewczyna, prześliczna blondynka w takim samym uniformie.

– Cholera, Kaylie. Co się stało?

Blondynka jest wyraźnie zaniepokojona i przejęta; gdy Kaylie opowiada o tamtym dupku, odwracam się, żeby znowu skryć się w cieniu. Niezależnie od mojej profesji, staram się unikać świateł reflektorów, kiedy kamery nie pracują. Niestety oddalam się tylko kawałek, gdy Kaylie łapie mnie za ramię i obejmuje ciasno w pasie.

– Dziękuję – wyrzuca z siebie roztrzęsionym głosem, jej ramiona przypominające cienkie paski nie pozwalają mi choćby drgnąć. Patrzę na nią z góry, omijając wzrokiem rozmazany przez łzy eyeliner i spoglądając prosto w jej spanikowane oczy.

– Żaden problem. Ale musisz unikać podobnych sytuacji. Nie zawsze znajdzie się ktoś, kto się wmiesza i cię uratuje.

Sądząc po jej zszokowanej minie, mogłem być dla niej nieco za ostry. Ale, do cholery. Kobiety muszą być ostrożniejsze. Nie może paradować prawie bez ubrania, pozwalać sobie na brutalny seks z nieznajomym i oczekiwać, że ten zachowa się jak dżentelmen. Mężczyźni w przeważającej większości nie są dżentelmenami. Jesteśmy dupkami.

Kaylie wpatruje się we mnie, zbyt pijana albo naćpana, żeby odpowiedzieć. Ale jej przyjaciółka nie siedzi cicho.

Duże brązowe oczy rzucają mi gniewne spojrzenie.

– Czemu ją pouczasz? Ktoś dopiero co ją zaatakował, jakbyś nie zauważył.

Przewracam oczami.

– Tak to nazywasz? Uprawiała z tym dupkiem ostry seks w publicznym miejscu, kiedy powinna była pracować, mógłbym dodać. Jak dla mnie wyglądało to na incydent, który po prostu wymknął się spod kontroli. Przerwałem go dla niej. Proszę bardzo.

Śliczna blondynka wgapia się we mnie w oszołomieniu.

– Czy ty insynuujesz, że ona nie jest w tym wszystkim ofiarą, że to wydarzyło się z jej winy?

Wzdycham.

– Oczywiście, że nie. Mówię tylko, że w ogóle nie powinna była zachęcać pijanego nieznajomego, żeby brutalnie ją przeleciał. Dobranoc.

Zaczynam się oddalać, ale ona najwyraźniej jeszcze nie skończyła.

– Za kogo ty się, do cholery, uważasz? – pyta. – Może nie słyszałeś, ale naprawdę nie powinno się obwiniać ofiary.

– Ja jej nie obwiniam… – zaczynam, ale przerywa mi jej głośny oddech, kiedy wchodzę głębiej w krąg światła, a ona dostrzega moją twarz.

– Jasna cholera! – wyrzuca z siebie. – Pieprzony Dominic Kinkaide!

Nie mogę powstrzymać uśmiechu, nieznacznego, takiego, który ledwie podwija w górę kąciki ust.

– Wystarczy Dominic. Zwykle darowuję sobie to „pieprzony”. Chyba że ktoś akurat faktycznie mnie pieprzy.

Uśmiecha się w zapierający dech w piersiach sposób, co powinno jakoś na mnie wpłynąć. Ma duże cycki, nogi ciągnące się kilometrami i jest prawie naga. Powinna na mnie działać. Ale nie działa. Bo nic już na mnie nie działa. Jestem kurewsko znużony życiem.

– Słyszałam, że zwiastujesz kłopoty – ogłasza rzeczowym tonem, lustrując mnie wolno od stóp do głów ognistym spojrzeniem. – Dobrze się składa, że lubię kłopoty.

– Założę się, że lubisz – odpowiadam, starając się zignorować to, jak dziewczyna zachowuje się teraz, gdy już wie, kim jestem. Wszystkie się tak zachowują. Każda jedna. Robi się to monotonne. Czy żadna nie może mnie zaskoczyć, choć raz? – Miło było cię poznać.

Odwracam się i ruszam w stronę domu, lecz ona dogania mnie w dwóch krokach i chwyta za ramię. Zatrzymuję się.

– Ale wcale tego nie zrobiłeś – zauważa z wahaniem, teraz nieco niepewna. – Nie poznałeś mnie. Mam na imię Jacey.

Wzdycham.

– Twoje imię nie ma znaczenia.

Idę dalej, ignorując to, jak wciąga powietrze, jak woła za mną z przejęciem, jak poddaje się i milknie, uznając swoją porażkę.

Może i jestem dupkiem, ale nie kłamię.

Jej imię nie ma znaczenia.

Nie dla mnie.

Zostawiam całą tę scenę za sobą, tracąc ją z oczu i wyrzucając z myśli. W ciągu kilku minut staję znów przed Kirą.

– Wszystko załatwione? – mruczy, wyciągając ku mnie ręce. Kiwam głową, ukrywając twarz w jej ciężkich nagich piersiach, podczas gdy ona rozpina mi pasek. – Zwiąż mi tym ręce i skończ mi na twarz.

Nie musi prosić dwa razy.

– Jesteś taką sprośną dziewczynką – szepczę jej do ucha, popychając ją na kanapę i spinając jej ręce nad głową, na tyle mocno, by skóra paska wrzynała się w jej ciało. Tak jak lubi.

A potem chwytam swojego kutasa w dłoń i napieram na zaciśnięte palce tak jak ja lubię.

Na sekundę, z jakiegoś dziwnego powodu, w wyobraźni zjawia mi się twarz tej blondyny, jej oczy, duże i brązowe. Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło, ale potrząsam głową, by pozbyć się myśli. Zamiast tego skupiam się na obecnie poruszanej sprawie.

W przeciągu dwóch kolejnych minut dochodzę na twarz Kiry, tryskając kremowym łukiem, który ochlapuje jej opaloną skórę. Zlizuje kropelkę z warg i uśmiecha się do mnie szeroko.

– Proszę bardzo, mój kochanku.

– Nie nazywaj mnie tak. – Kręcę głową, wciągając z powrotem dżinsy i opadając na kanapę obok niej. Kira przewraca oczami.

– Dlaczego? Przecież tym właśnie jesteśmy. Zawsze do mnie wracasz, Dom. Wiesz o tym.

Bez słowa rozpinam pasek, rzucając go na podłogę. Może i wracam do niej zawsze, gdy przyjeżdżam do domu, ale jej nie pieprzę. Nie tak naprawdę. Od lat nie pieprzyłem nikogo tak naprawdę.

– „Kochanek” sugerowałby, że wkładam kutasa do twojej słodkiej cipki. – Spoglądam na nią, potem przesuwam palcem po wypukłości jednego z jej cycków i ześlizguję się w stronę jej krocza. Wygina się w stronę mojego dotyku. – A wiesz, że tego nie zrobię.

Gwałtownie cofam rękę, a Kira się krzywi.

– Taaak, wiem o tym. Nie wiem tylko dlaczego. Dominic, ty też masz potrzeby. Nie może ci wystarczać podglądanie, jak inni ludzie się pieprzą, masturbowanie się i kończenie na moją twarz. Seks to nie tylko seks, Dom. Potrzebujesz też wszystkich tych dobrych rzeczy, które idą z nim w parze.

– Och, potrzebuję ich, tak? – pytam rozbawiony. – Jakich na przykład? Kobiet, które się do mnie przywiążą i będą miały nadzieję na ślub? Albo martwienia się, czy nie złapię jakiejś pieprzonej choroby, albo…

– Przestań już – przerywa mi Kira, wbijając we mnie wzrok. – Znam cię, Dom. Wiem, dlaczego robisz to, co robisz. Nie chcesz znowu się do kogoś zbliżyć. Nie chcesz dać nikomu takiej władzy nad sobą. Ale, Dom… Już czas. Już czas, żebyś wreszcie o niej zapomniał i wrócił do życia.

– Po pierwsze, nie rozmawiam o niej – pouczam Kirę lodowatym tonem, przygważdżając ją spojrzeniem. – Doskonale o tym wiesz. A po drugie, czyżbyś insynuowała, że teraz nie żyję?

Kira wzdycha i wkłada koszulkę, pomijając stanik. Wpycha go do torebki i zerka na mnie.

– Dobrze wiesz, co insynuuję. Od sześciu lat jesteś samą skorupą, Dom. Od sześciu cholernych lat. To długo. Byłam cierpliwa. Robiłam wszystko, czego potrzebowałeś. Ale przychodzi czas, kiedy dziewczyna pragnie, żeby ją ktoś przeleciał. Mam swoje potrzeby, Dominic.

Muszę się roześmiać na myśl, że miałbym być jedynym, na którym Kira polega w kwestii tych „potrzeb”.

– Och, tak. Bo nie masz nikogo innego, kto by je spełniał, kiedy mnie tu nie ma, co?

Wpatruje się we mnie.

– Czasem straszny z ciebie dupek. Idę jutro wcześnie do pracy, więc muszę się zbierać. Zadzwoń do mnie jutro, okej?

Kiwam głową, choć wiem, że tego nie zrobię. Chowam twarz w poduszkach kanapy, zdając sobie sprawę, że nagle poczułem się wyczerpany i chcę jedynie spać. Nie słyszę nawet, jak Kira wychodzi. Słyszę za to, jak w kilka minut później do pokoju wchodzi ktoś inny, akurat gdy jestem gotowy zapaść w sen.

– Dom, co z tobą, do kurwy nędzy? Miałeś mnie odciągnąć od stołu, zanim przegram koszulę.

Z wahaniem otwieram jedno oko, żeby spojrzeć na mojego brata, i odkrywam, że naprawdę przegrał koszulę. Stoi przede mną z gołą klatą. Mój wzrok nurkuje niżej i aż się wzdrygam.

Przegrał też spodnie.

– Co ty odwalasz, Sin? Włóż coś na siebie, do cholery.

Mój brat wyszczerza zęby w uśmiechu, tym pewnym siebie i zadziornym, który tak kochają jego fanki, i opada na kanapę obok mnie, z gołym tyłkiem, kładąc skrzyżowane nogi na stoliku kawowym.

– Nie musiałbyś się tym przejmować, gdybyś odciągnął mnie od pokera, jak cię prosiłem. – Wzrusza ramionami, chwytając moją szklankę z whisky i osuszając ją jednym haustem. – Te pijane laski znają się na pokerze. A może po prostu chciałem się rozebrać. Jedno albo drugie.

Wgapiam się w niego.

– Nie mogłem cię wyciągnąć, bo zajmowałem się w twoim imieniu pewną sytuacją. Kurwa, stary. Musisz skończyć z tymi imprezami. Kogoś w końcu zgwałcą albo zamordują i ten ktoś poda cię do cholernego sądu.

Sin tylko się szczerzy, niewzruszony.

– Nie poda, skoro będzie martwy.

Z tą logiką nie sposób się kłócić. Zamiast tego opowiadam mu, co przegapił, nie żeby szczególnie się tym przejął. Cały czas się z tym spotyka.

– Dzięki, że to załatwiłeś – mówi swobodnie, jakby prawie gwałty zdarzały się na co dzień. Przewracam oczami.

– Do usług. Czy teraz możesz się, do cholery, ubrać?

Porusza sugestywnie ciemnymi brwiami.

– Jasne. Jeśli czujesz się zagrożony, patrząc na mój sprzęt. Może i jesteś starszy, ale ja jestem większy i to się liczy.

Jest też śmieszny. Nie jest ani o centymetr większy niż ja, ale nie strzępię języka na wypominanie mu tego.

Wyszarpuje z mojej walizki jedną z moich koszul i przeciąga przez głowę. Potem wyciąga moje dżinsy. Nie wkłada bielizny, co oznacza, że będę musiał te spodnie spalić.

– Zapomniałem spytać, jak długo zostajesz – rzuca, sadowiąc się z powrotem na kanapie i nie bacząc, że właśnie zrujnował moje ulubione dżinsy. – Mam nadzieję, że wystarczająco długo, żeby załapać się na koncert. Duncan od miesięcy o niczym innym nie mówi… W kółko tylko, że nie przyjdziesz nawet zobaczyć, jak grają twoi biedni młodsi bracia.

Przewracam oczami.

– Biedni młodsi bracia? Myślę, że obaj jakoś sobie radzicie.

Sin parska.

– Nie lepiej niż ty, brachu. Ale co tam. W przyszłym miesiącu szykuje się występ w Chicago. Jeśli chciałbyś przylecieć, załatwimy ci wejście za scenę.

Kręcę głową.

– Spróbuję. Za kilka tygodni zaczynamy kręcić. Ale zobaczę, co da się zrobić. Nie chciałbym zasmucić małego Duncana.

– Co ze mną?

Mój najmłodszy brat wchodzi do pokoju spacerowym krokiem i opada na kanapę obok Sina. Żaden z nich nie ma najmniejszych problemów z naruszaniem cudzej przestrzeni osobistej, to pewne, bo wszyscy trzej ciśniemy się na jednym siedzisku. A jesteśmy na to o wiele za duzi.

– Nic – zapewniam Duncana. – Mówiłem tylko, że nie chciałbym ci wymierzyć ciosu prosto w jajniki, nie zjawiając się na waszym następnym koncercie. Będę się starał jak cholera, żeby tam być.

– To ostatnia rzecz, o jakiej teraz myślę – ogłasza Duncan, otwierając puszkę piwa. – W każdej chwili możesz zobaczyć, jak stukam w bębny. A dzisiaj chciałbym stuknąć te półnagie kobiety, które czekają tuż za tymi drzwiami. Kurwa, uwielbiam twój dom, stary – oznajmia Sinowi. – Och, i pytała o ciebie jedna laska. Powiedziała, że chce się upewnić, że wiesz, że twój brat ją uratował. Czy coś.

Sin przewraca oczami, ale ja szturcham go łokciem.

– To pewnie ta dziewczyna z basenu. Lepiej z nią pogadaj i podpisz jej się na cyckach albo coś. Musisz ją uszczęśliwić, żeby nie przyszło jej do głowy zadzwonić na policję. Nie chcesz tego rodzaju prasy, stary. Nie po Amsterdamie.

Sama wzmianka o tym, jak miesiąc temu brukowce sponiewierały zespół Sina z powodu dzikiej imprezy urządzonej w Amsterdamie, wystarczy, aby ich obu otrzeźwić. Były tam nieletnie dziewczyny, fanki, które skłamały na temat swojego wieku, i gdyby prawo w Europie nie było bardziej pobłażliwe niż to w Stanach, moi bracia mieliby przechlapane.

Sin kiwa teraz głową.

– W porządku. Zaprowadź mnie do niej – poleca Duncanowi. Mnie wręcza butelkę whisky i pyta: – Nie męczy cię czasem to, że zawsze masz rację? Jezu.

– Jak dotąd nie – odpowiadam, pociągając kilka łyków, a potem osuwam się z powrotem na kanapę, zamykając oczy. – Chociaż to ciężkie brzemię.

Moi bracia chichoczą, wychodząc, a ja odprężam się, rozkoszując się tym, jak whisky rozluźniła moje mięśnie, jak ciepło rozchodzi się po wszystkich zakamarkach mojego ciała. Pomaga mi utrzymać stan otępienia… a otępienie to cholernie pożądana rzecz.

Kiedy jestem otępiały, czuję się na tyle bezpiecznie, by wsunąć dłoń do kieszeni. Nie sięgam do kutasa, chociaż to też w moim przypadku normalka. Nie, zaciskam palce wokół chłodnego kamyka na łańcuszku, który zawsze tam jest, oprawiony w białą muszelkę i spoczywający na mojej nodze.

Ostatnią rzeczą, jaka wypełnia mi umysł przed zaśnięciem, jest kolor.

Akwamaryna.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: