Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zapomniani bohaterowie powojennej Polski - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zapomniani bohaterowie powojennej Polski - ebook

Wstępując do Armii Krajowej, wiedziałem, na co narażam siebie i bliskich. Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Że moje dotychczasowe życie, wraz z odrzuceniem pozwu do wojska, kończy się na zawsze. Z tej drogi nie było już odwrotu. Przewidywałem zimne noce w lasach, ucieczki przed wrogiem, strach i determinację, które będą krążyć w moich żyłach zamiast krwi. Spodziewałem się długich, wesołych rozmów, nawiązania nowych przyjaźni i poddania próbom tych starych. Lecz to, co mnie spotkało, nie nawiedziło mnie nawet w najgorszych koszmarach.

Książka stanowi pamiątkę po wyjątkowym człowieku, Marianie Bronieckim, który w wieku zaledwie dwudziestu jeden lat odrzucił wezwanie do wojska i wstąpił w szeregi Armii Krajowej. Ukrywał się w lesie, walcząc z wrogimi oddziałami UB. Osiem lat życia spędził w więzieniu, a w swych pamiętnikach opisał panujące tam potworne warunki, przebyte choroby oraz bestialskie traktowanie skazańców.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-420-7
Rozmiar pliku: 1 016 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog Pasja nowego pokolenia

Był to piątkowy poranek, na dwa dni przed Wigilią. Niebo przez noc nabrało koloru skrzepniętego na rzece lodu, a słońce, choć wciąż raziło mnie w oczy, nie dawało ani trochę ciepła. Cały świat przykrył biały, lśniący puch. Miałam wrażenie, że biorę w dłonie pokruszone diamenty, które najpierw odstraszały mnie dojmującym chłodem, a po chwili, zbyt krótkiej, abym zdążyła nacieszyć się ich pięknem, rozpływały się w zwyczajną wodę. Była to jedna z niewielu mroźnych i w dodatku białych zim, jakie pamiętam. Większość z tych, które przeżyłam, były wprawdzie chłodne, nawet bardzo chłodne, lecz rzadko kiedy białe.

Obudził mnie spokojny głos mamy. Głaskała mnie po policzku, raz po raz wymawiając to magiczne słowo, które w sercu każdego dziecka rozbudza ten wspaniały, gorący płomień.

– Joasiu, spójrz – szeptała. – Śnieg.

Niemal natychmiast otworzyłam oczy i podniosłam wzrok na rozciągający się za oknem górski krajobraz. Przykleiłam twarz do szyby, bez opamiętania chłonąc cud zimy. Biel, która ubiegłej nocy przykryła świat, w pierwszej chwili oślepiła mnie, lecz nie chciałam się odsunąć. Ogarnęło mnie to cudowne uczucie, które pojawia się wtedy, gdy coś, co znasz i widujesz na co dzień, nagle staje się istną krainą czarów. Kiedy ze zwykłej dziewczynki mogłam przemienić się w dowolną bohaterkę moich ukochanych bajek. W takim świecie, stworzonym tylko dla mnie i doprawionym szczyptą mojej własnej wyobraźni, nie istniało niemożliwe.

Mama pogłaskała mnie delikatnie po ramieniu.

– Piękny widok, prawda? A babcia mówiła, że u nich w ogrodzie spadło śniegu aż po kolana! Wspaniale, prawda?

Przytaknęłam i uśmiechnęłam się do moich pięknych zimowych planów. Gdy tylko w końcu dojedziemy do dziadków, wskoczę w zimowe ubranie, a potem razem z tatą ulepimy największego bałwana, jakiego widział świat. Zbudujemy fort i urządzimy rodzinną bitwę na śnieżki. A potem…

Potok moich myśli momentalnie stanął w miejscu, gdy zza kurtyny uginających się pod ciężarem śniegu drzew wyłonił się niknący w bieli uroczy dom. Otaczała go ogromna działka, którą po wszystkich czterech stronach wieńczył las. Zjechaliśmy właśnie z jedynej drogi, jaka tutaj prowadziła. Ziemia stała się wyboista i cały samochód podskakiwał tak mocno, jak gdyby jego mechanizm męczyła potworna czkawka. Wysoka, miedziana brama stała otworem, zapraszając bożonarodzeniowych gości. Tata skręcił w lewo i zaparkował na podjeździe, obok trzech innych samochodów.

– Wygląda na to, że jesteśmy ostatni – zauważyła mama, poprawiając pokaźny puchaty kołnierz u swojej pięknej kurtki w kolorze ciemnej śliwy. Tata jako pierwszy wyszedł z samochodu i otworzył przede mną drzwi. Moje kozaki utonęły w gęstym, białym puchu. Z całego serca pragnęłam runąć prosto w objęcia śnieżnej zaspy, lecz powstrzymał mnie od tego widok dwóch osób. Dopiero teraz, słysząc ich głosy, czując na sobie ich kochający wzrok, zrozumiałam, jak bardzo za nimi tęskniłam.

Ruszyłam przez zaśnieżoną drogę, prosto na ganek, w objęcia dziadków. Babcia wzięła mnie na ręce, a ja wtuliłam się w nią, wdychając słodką woń jej różanych perfum. Moje uszy wypełniły setki przeróżnych dźwięków, zmarznięte policzki odnalazły ciepło kochającego domu. Czułam zapach świeżo pieczonego chleba i pierników, a w przedpokoju zaroiło się od znajomych, uśmiechniętych twarzy. Wszyscy podawali mnie sobie jak najwspanialszy świąteczny upominek, witając się ze mną i pytając, jak bardzo nie mogę się już doczekać przybycia Gwiazdora i od tak dawna wyczekiwanych prezentów.

Cieszyło mnie to zainteresowanie moją osobą, choć dopiero potem zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo brakuje mi towarzystwa kogoś w moim wieku. Oprócz mnie u dziadków nie było żadnych innych dzieci. Moje niezbyt liczne kuzynostwo stanowiły osoby u progu dojrzałości lub już całkowicie niezależne. Tak więc jedynym, który stał pomiędzy moim światem a światem dorosłych, był mój piętnastoletni kuzyn Mateusz.

Jego niestety nie interesowały zabawy lalkami czy czytanie mi bajek. Podczas każdego rodzinnego spotkania poznawaliśmy się na nowo – z początku zawsze mnie ignorował, lecz potem zaczynał widzieć we mnie jedynego odbiorcę jego niestworzonych rewelacji o świecie, wiernego słuchacza, który nie przerwie mu ani nie zmieni tematu. Był jak dziennikarz, który wyszedł z telewizora i przypadkiem trafił do naszego domu, niczym zbłąkany wędrowiec do betlejemskiej stajenki, wiedziony światłem nadziei. A najbardziej lubił opowiadać mi o wydarzeniach z pierwszej połowy dwudziestego wieku. Znał tak wiele dat, incydentów i nazwisk ludzi, którzy żyli i walczyli za wolną Polskę podczas pierwszej i drugiej wojny światowej, że aż trudno mi było nieraz wierzyć w jego słowa. Nie rozumiałam, jak ktoś może wiedzieć tak wiele o rzeczach, których nie widział na własne oczy. Podziwiałam go za to i zawsze z irytacją patrzyłam na dorosłych, którzy prosili nas do stołu w chwili, gdy Mateusz zbliżał się do punktu kulminacyjnego jednej ze swoich historii.

Mama wyrwała mnie z zamyślenia, prosząc, abym zdjęła kurtkę i kozaki. Pomogła mi powiesić ubrania na wieszaku, a tymczasem ktoś, chyba babcia, podstawił mi pod nogi moje ulubione bambosze. W gwarze rozmów i śmiechów ruszyliśmy do odświętnie przystrojonego salonu, gdzie na ogromnym stole czekała na nas iście królewska uczta. Wszyscy zasiedli do wspólnego obiadu. Nasze uszy pieściły przytłumione dźwięki dobiegających z radia kolęd, których teksty nieprzerwanie nuciłam pod nosem. Mateusza i mnie dzieliło kilkoro dorosłych, tak więc mój kuzyn nawet nie zwracał na mnie uwagi.

Jeszcze.

Obiady rodzinne, zwłaszcza gdy rodzina liczy sobie ponad dziesięć osób, trwają znacznie dłużej niż te zwyczajne, przez resztę roku. Bardzo chciałam już wyjść na dwór, ale lubiłam słuchać perlistego śmiechu dziadka i kawałów, które skwapliwie opowiadał wujek Darek. Kiedy w końcu babcia jako pierwsza wstała od stołu, a moja mama i ciocie rzuciły się, aby jej pomóc, podeszłam do taty. Musiałam chwilę zaczekać, aż w końcu oderwał się od rozmowy z moimi wujami i zwrócił na mnie uwagę. Lecz gdy zapytałam go o wspólne lepienie bałwana, usłyszałam znienawidzone „za chwilę”. Dorośli nadzwyczaj skwapliwie nadużywają tego słowa, które zarówno dla nich, jak i dla dzieci, oznacza całą wieczność, a przynajmniej rozciągające się w nieskończoność godziny. Ponieważ jednak byłam bardzo upartym dzieckiem, postanowiłam dopiąć swego. Ciągnęłam tatę za rękaw garnituru tak długo, aż w końcu wstał od stołu, wyminął mnie i podszedł do mojego kuzyna. Zdezorientowana, obserwowałam, jak tłumaczy coś Mateuszowi. Chłopak spojrzał na mnie, najpierw zdziwiony, lecz po chwili w jego oczach dostrzegłam gniew. Przytaknął jednak sztywno, a tata z uśmiechem satysfakcji wrócił do mnie.

– Chodź, Joasiu – odparł. – Pomogę ci się ubrać, a potem pójdziesz na dwór i ulepisz bałwana.

– Z tobą? – spytałam, widząc, że mój kuzyn również podnosi się z miejsca.

– Nie, ze mną innym razem, kochanie. Pobawisz się z Mateuszem.

Zdziwiona, obejrzałam się na kuzyna. Staliśmy już w przedpokoju i tata pomagał mi włożyć moją brązową kurtkę. Mateusz stanął parę kroków za mną, już gotowy do wyjścia. Na jego twarzy malowała się jednak niechęć. Nie podobała mi się jego mina, ale bardzo chciałam wyjść na dwór i pobawić się w śniegu.

Gdy tylko moim oczom ponownie ukazał się śnieżnobiały, czarodziejski krajobraz, nie posiadałam się ze szczęścia. Od razu zapomniałam o grymasie Mateusza i złamanej obietnicy taty. W podskokach wybiegłam do ogródka i zanurkowałam w najbliższą zaspę. Zaczęłam wymachiwać nogami i rękoma, robiąc orła. Gdy jednak spróbowałam się podnieść, odkryłam, że wcale nie jest to takie łatwe. Lekko zdenerwowana, zaczęłam wołać Mateusza. Wyrósł nade mną niczym śnieżny duch, w jego oczach wyczytałam obojętność.

– Pomożesz mi? – spytałam, dygocząc z zimna.

Chłopak niechętnie wzruszył ramionami.

– Wpakowałaś się, to sama się wygrzebiesz – wymamrotał.

Spróbowałam się podnieść, lecz ponowny upadek sprawił, że w moich oczach zakręciły się łzy. Mateusz musiał to dostrzec, gdyż od razu zmiękł i pochyliwszy się nade mną, chwycił mnie pod pachy i podniósł. Gdy tylko stanęłam na śniegu, obróciłam się, aby podziwiać swojego orła. Był trochę podniszczony moimi próbami wygrzebania się ze śniegu. Zasmuciło mnie to, lecz wówczas poczułam niezbyt mocne uderzenie w głowę i dotyk zimna, które przedarło się przez materiał mojej czapki do gorącej skóry. Mimowolnie dotknęłam miejsca, w które oberwałam śnieżką, i odwróciłam się ze zdziwieniem w stronę Mateusza.

Stał już kilka metrów ode mnie, w dłoniach wyrabiał kolejną śnieżkę. Uchyliłam się przed jego rzutem i chwyciłam w ręce pełną garść śniegu. Lepił się doskonale, ale nie byłam dobra w rzucaniu, toteż moja śnieżka chybiła celu o dobre dwa metry. Mateusz zaśmiał się, a ja znowu posmutniałam. Obserwowałam, jak pochyla się nad śniegiem i ponownie formuje kulkę, lecz nie rzuca nią we mnie. Zaczął toczyć ją po śniegu jak piłkę. Śnieżka rosła w oczach, pozostawiając za sobą głębokie wyżłobienia w śniegu. W końcu była już na tyle duża, że Mateusz mógł ją zostawić i zabrać się do kolejnej, mniejszej części ciała bałwana.

Ja tymczasem pobiegłam na babcine grządki i wykopawszy tam dołek, zaczęłam szukać dużych, ładnych kamieni na guziki i twarz dla bałwana. Te, które sprostały moim oczekiwaniom, wkładałam do kieszeni kurtki, a gdy upewniłam się, że mam ich wystarczająco dużo, zapukałam w szybę okna od salonu. Kilkoro dorosłych odwróciło się i z uśmiechem pomachało do mnie. Odmachałam im i niecierpliwie patrzyłam, jak wyciągają telefony i aparaty, aby móc zrobić mi zdjęcie. Ponownie zapukałam w szybę, aby zwrócić na siebie uwagę mamy lub taty. Gdy jednak udało mi się odnaleźć wzrok babci, zaczęłam rysować na zaparowanej szybie marchew. Babcia od razu wiedziała, o co mi chodzi. Gdy jej sylwetka zniknęła w kuchni, ja pobiegłam do drzwi i niecierpliwie czekałam na nos dla bałwana.

Babcia wręczyła mi dorodną, soczyście pomarańczową marchew, a także stary szalik dla naszego bałwana. Uradowana, pobiegłam do Mateusza, który kończył właśnie formować bałwanią głowę. Podałam mu marchew, a sama ostrożnie zabrałam się do umieszczania kamyków w brzuchu bałwana. Twarz zrobił już sam Mateusz, gdyż bałwan był dla mnie za wysoki. Wziął też ode mnie szalik i owinął nim naszego śnieżnego przyjaciela.

Kątem oka widziałam, jak uradowani dorośli robią naszej trójce zdjęcia z ciepłego, pachnącego świątecznymi potrawami salonu. A ponieważ sama zaczynałam czuć się jak bałwan, wróciliśmy z Mateuszem do środka. Pomimo radości, jakiej dostarczała mi zimowa zabawa, potwornie nie lubiłam otrzepywania ubrań ze śniegu, który strasznie się przylepiał, szczególnie do szalika i czapki. Kiedy w końcu weszliśmy do środka, babcia nalała nam gorącej herbaty i poczęstowała świeżymi piernikami.

Trzymając w dłoniach napar, wyglądałam za okno, na naszego bałwana. Niebo przykryły gęste, białe chmury i po chwili kolejna warstwa śnieżnego puchy przykryła ogródek, zasklepiając miejsca, w którym widniały ślady ludzkiej ingerencji.

Tak jak zawsze, poszliśmy z Mateuszem do oddzielnego pokoju, w którym stał telewizor, szafka z kredkami, czystymi kartkami, plasteliną i zabawkami, które zostawiałam tu podczas poprzednich wizyt. Mateusz zajął swój ulubiony czarny fotel i przejął pilota. Skakał po kanałach, szukając czegoś interesującego, nic jednak nie przykuło jego uwagi. Westchnął więc z rezygnacją i przewrócił się na bok, podczas gdy ja wyjmowałam wszelkie plastyczne przybory, jakie kryła w sobie szafka babci. Chwyciłam plik białych, świeżych kartek i ostrożnie rozłożyłam je na stoliku. Rysując, słuchałam Mateusza, który po krótkiej chwili wyłączył telewizor i podjął jedną ze swoich opowieści o wydarzeniach z czasów wojennych. Tym razem pochłonął go temat kar i więzień, do jakich wtrącani byli ci, którzy walczyli o wolność naszego kraju. Opowiadał długo i bez zająknięcia, jak najprawdziwszy historyk. Miałam nadzieję, że właśnie tacy będą nauczyciele w szkole, do której miałam pójść od września. Chciałam być tak samo mądra i wygadana jak mój kuzyn.

Nieoczekiwanie ktoś nacisnął klamkę i przez otwarte drzwi do naszego pokoju wpadło prawdziwe tornado głosów, krzyków i śmiechów, docierających do nas z salonu. Mateusz zamilkł i spojrzał gniewnie w kierunku wejścia. Do środka nieśmiało zajrzał pradziadek. Uśmiechał się, lecz jego oczy lśniły. Czyżby od łez?

– Uczysz ją bardzo mądrych rzeczy – zauważył, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi. – Tak bardzo interesuje cię historia Polski z czasów drugiej wojny?

– Oczywiście – odparł chłopak, nie ryzykując choćby chwilą zbędnego wahania. – Najbardziej fascynują mnie historie ludzi, którzy na własnej skórze doświadczyli bólu wojny.

Pradziadek lustrował uważnie twarz chłopca, lecz jego wzrok był nieobecny. Po chwili uśmiechnął się smutno. Usiadł na kanapie naprzeciw Mateusza, który zamilkł, nieco speszony niecodziennym zachowaniem staruszka.

– A więc dlaczego nigdy o nic nie spytałeś? – głos pradziadka jeszcze przez kilka kolejnych sekund po tym, jak zamilkł, odbijał się echem w moich uszach.

– O co? O wojnę? – Mateusz sprawiał wrażenie zakłopotanego, ale jednocześnie zaintrygowanego słowami pradziadka. – Chyba nie sądziłem, że będziesz chciał o tym mówić, dziadku.

Staruszek uśmiechnął się pobłażliwie.

– Żyję właśnie po to, aby przekazać moją historię nowemu pokoleniu. Aby żyła ona w was, w waszych sercach i pamięci, kiedy ja sam już odejdę z tego świata.

Mateusz spoważniał; nie spuszczał z pradziadka migdałowych, skrzących się złotem oczu.

– Bardzo bym chciał, abyś opowiedział mi swoją historię.

Staruszek uśmiechnął się i przytaknął.

– Tylko z czasów wojny? – spytał dla pewności.

– Tak po prawdzie – przyznał chłopak. – Bardziej interesowałoby mnie to, co działo się z tobą tuż po wojnie. Co przeżyłeś, co widziałeś, gdzie byłeś. Mama powiedziała mi kiedyś, że przez kilka lat byłeś w więzieniu.

W błękitnych, prawie białych oczach pradziadka zgęstniał smutek.

– Czy to był powód, dla którego wcześniej nie chciałeś mnie o nic pytać? – Mateusz przytaknął ze skruchą. Pradziadek pochylił się i położył mu dłoń na ramieniu. – Nie smuć się, młody człowieku; jeszcze nawet nie zacząłem opowiadać!

Chłopak uśmiechnął się lekko i cierpliwie czekał, aż staruszek zacznie. Od tak dawno na to czekał – w końcu usłyszy relację z pierwszej ręki, stanie twarzą w twarz z niezbitymi faktami. Pozna historię swojej własnej rodziny. Podekscytowany tym, co zaraz miał usłyszeć, nawet nie przypuszczał, jak wielka radość wypełniała teraz nie tylko jego serce, ale również serce jego pradziadka. Błękitne, sędziwe oczy, które widziały już tak wiele, teraz spoglądały w młode, migdałowe tęczówki Mateusza. Staruszek uśmiechnął się do wspomnień, które poczęły jawić mu się przed oczami.

Jego długa, ciężka i bolesna historia nareszcie zostanie wysłuchana…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: