Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zbior pamiętnikow historycznych o dawney Polszcze z rękopismow, tudzież dzieł w różnych językach o Polszcze wydanych oraz z listami oryginalnemi królów i znakomitych ludzi w kraiu naszym. Tom 5 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zbior pamiętnikow historycznych o dawney Polszcze z rękopismow, tudzież dzieł w różnych językach o Polszcze wydanych oraz z listami oryginalnemi królów i znakomitych ludzi w kraiu naszym. Tom 5 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 582 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Z rę­ko­pi­smow, tu­dzież dzieł w roż­nych ję­zy­kach o pol­scze wy­da­nych, oraz z li­sta­mi ory­gi­nal­ne­mi kró­lów i zna­ko­mi­tych lu­dzi… w kra­ju na­szym.

przez

J. U. Niem­ce­wi­cza.

Ego, con­tra hoc qu­oque, la­bo­ris pra­emium

pe­tam, ut me a con­spec­tu ma­lo­rum quae no­stra

tot per an­nos vi­dit aetas tan­ti­sper cer­te

dum pri­sca illa tota men­te re­pe­to, aver­tam

Tit: Li­vii… pra­efa­tio

Tom V.

W Pu­ła­wach w Dru­kar­ni Bi­blio­tecz­nej.

1830.P. MIA­SKOW­SKIE­GO,

POD­KO­MO­RZE­GO LWOW: DO AMU­RA­THA I IBRA­IMA CE­SA­RZÓW OT­TO­MAŃ­SKICH.

1641. Roku.

Ma­jąc to roz­ka­za­nie JKMo­ści Pana na­sze­go mi­ło­ści­we­go, że­bym Re­la­cią dro­gi mo­jej Tu­rec­kiej, któ­rąm nie­daw­no wo­bec se­na­tu ust­nie przed J. K. Mo­ścią uczy­nił, na pi­śmie po­dał, czy­nię to z ocho­tą. A na­przód przy­po­mnę, że nie­wiem kie­dy któ­ra Le­ga­cia za cza­sów na­szych lau­tius do efek­tu przy­szła, i zwło­kę z od­mia­ną więk­szą bra­ła, i dłu­żej, nie­mal pół­trze­cia lata, wlo­kła się; nad­to moie z wiel­kim kosz­tem, szko­dą i za­wie­dze­niem sub­stan­cii mo­jej. Do in­sze­go Ce­sa­rza Ot­to­mań­skie­go po­sła­ny by­łem, in­sze­go na sto­li­cy za­sta­łem. Roku 1638. de­sty­no­wac mię ra­czył J. K. M. na tę funk­cią lubo cięż­ką i nie­rów­ną nie­zdat­nej gło­wie mo­jej i chu­do­bie. Toż roz­ka­za­nie sej­mu War­szaw. ex Se­na­tu Con­si­lio przy­szło do mnie. Za­raz na wio­snę po­czą­łem się go­to­wać w dro­gę że­bym in ju­lio wy­szedł, ale mi J. K. M. roz­ka­zać ra­czył re­di­tum suł­ta­na po­cze­kać, bo by mię z sobą albo pod Ba­bi­lon za­tru­dził był dla osten­ta­cji, albo w Kon­stan­ty­no­po­lu kaj­ma­ka­no­wi słu­chać i od­pra­wić ka­zał cum sum­ma in­di­gni­ta­te J. K. Mci. Po­sła­ny przedem­ną in ju­lio go­niec Ste­fan Sze­rep­ko­wicz, nie za­stał już ce­sa­rza. W dro­dze już Per­skiej był. Nie­po­wró­cił go­niec aż na Boże Na­ro­dze­nie, bo Mus­sa Ba­sza kajm­kan nie­ry­chło go od­pra­wił cze­ka­jąc na re­spons i na­ukę od Ba­bi­lo­nu. Cze­ka­łem i ja cały rok z pół­to­rą set osób, koni, do­pie­ro w pół lata 1639. dano znać że ce­sarz wziąw­szy Ba­bi­lon po­wró­cił do Kon­stan­ty­no­po­la. Zda­ło się J. Panu Ko­niec­pol­skie­mu het. W. K. z pew­nych przy­czyn, ale z tej naj­wię­cej, że z skar­bu od­pra­wy nie­mia­łem, dru­gie­go je­scze przedem­ną goń­ca po­słać, i bie­żał Ru­miesz­kie­wicz, któ­ry aż in gbris po­wró­cił bo go cwierć roku trzy­ma­no u Por­ty.

W trze­cim do­pie­ro te­ra­zniej­szym roku sko­ro wzią­łem z kan­cel­la­rii J. K. M. i z skar­bu od­pra­wę, o grom­ni­cach, w Lwo­wie, ru­szy­łem się w dro­gę do tego ty­ra­na ad ter­ro­rem uni­ver­si or­bis, Amu­ra­ta sro­gie­go i na­dę­te­go zwy­cięz­twem Per­skiem. Wy­sze­dłem w same za­pu­sty w mro­zy i za­wie­ru­chy ( któ­re woj­sku J. K. M. w też dni sza­lo­ne, pro­di­gio­se wik­to­rią nad ordą Ta­tar­ską w Ukra­inie z rąk wy­dar­li) Prze­brną­łem Ru­skie i Po­dol­skie śnie­gi w naj­więk­sze trwo­gi. Z Ka­mień­ca pa­dła za­raz na­gła za' cie­płym dżdżem re­zo­lu­cia i po­pchnę­ła mię do Cho­ci­ma. Z kąd oznaj­mi­łem o so­bie ho­spo­da­ro­wi Mal­tań­skie­mu i Wo­ło­skie­mu, i we­zy­ro­wi wiel­kie­mu Mu­sta­fie Pa­szy. Le­d­wiem Dniestr i Prut, dziu­ra­we już za­pa­da­ne, lo­dem rze­ki prze­był, aż no­wi­na bie­ży do mnie o śmier­ci Amu­ra­ta, i na­stą­pie­niu bra­ta jego Ibra­hi­ma suł­ta­na. Na­pi­sał i Lu­pul ho­spo­dar Wo­ło­ski, ra­dząc abym się do Ko­ro­ny wró­cił. By­łem nie po­ma­łu per­ple­xus co da­lej czy­nić; wi­dzia­łem ze in­struk­cia moja z Amu­ra­tem umar­ła, ale trzy rze­czy wiel­kie dis­sva­de­bant po­wro­tu do Pol­ski. I. Trud­ny, przez po­ła­ma­ne szu­mią­ce z gór rze­ki, prze­jazd. 2. Wio­sna i woj­na Tu­rec­ka pu­bli­ko­wa­na już od Amu­ra­ta do nas. 3. Spo­dzie­wa­ny i obie­ca­ny daw­no po­seł J. K. Mci do Kon­stan­ty­no­po­la, z gra­tu­la­cją. Ba­bi­loń­skiej wik­to­rii; kto­rej avi­dis­si­me cze­kał Amu­rat, i oto naj­bar­dziej gnie­wał się i gryzł, ze mu sczę­ścia tego J. K. M. jako insi prin­ci­pes uczy­ni­li, nie­po­win­szo­wał.

Z tych tedy przy­czyn po­sze­dłem da­lej; oznaj­miw­szy o śmier­ci Amu­ra­to­wej J. K. M. i JPa­nu Kra­kow­skie­mu któ­ry czwar­te­go dnia z Win­ni­cy, po­wra­ca­jąc z expe­dy­cii Ta­tar­skiej przy­słał mi re­spons i radę po­trzeb­ną, abym dro­gę kon­ty­nu­ował. Ale Lu­pul ho­spo­dar Wo­ło­ski za­trzy­mał i prze­czy­tał list, i le­d­wo w sie­dem nie­dziel bez pie­czę­ci w Kon­stan­ty­no­po­lu tłu­ma­czo­wi memu pod­rzu­cić ka­zał. To pierw­szą od­pra­wił sztu­kę; więk­sza dru­ga, że mię gdy przy­je­cha­łem nie­przy­wi­tał w polu, tyl­ko bo­jar przez bra­ta swe­go het­ma­na z kil­ką cho­rą­gwią; więc mnie też nie­go­dzi­ło się na­wie­dzać go w re­zy­den­cii jego, przy­kła­dem Pana Ożgi sta­ro­sty Trę­bo­wel­skie­go, po­sła wiel­kie­go któ­ry toż był uczy­nił Tom­zy ho­spo­da­ro­wi; uczy­nił tak i xią­że Zba­ra­ski P. ko­niu­szy, lubo prze­ciw­ko jemu wy­jeż­dżał. Mia­łem i dru­gą ura­zę do nie­go, ze li­stów do Kró­la Jmci i J. Pana het­ma­na wziąć nie­chciał, gdym mu przez przed­niej­sze oso­by co­mi­tes iti­ne­ris mei P. Ci­swic­kie­go, P. Mia­skow­skie­go dwo­rza­rza­ni­na J. K. M. i Pana Kos­sa­kow­skie­go po­sy­łał; z kąd mię­dzy nami zwa­da i gniew jego mnie szko­dli­wy, bo mi żyw­no­ści i pod­wod w dro­dze bro­nić ka­zał. Cięż­ką na roz­cież samę, przez Bu­ko­wi­nę, i głod­ną dro­gą sze­dłem do Mul­tan; gdzie mnie zno­wu śnie­gi i za­wie­ru­chy za­szły. Wdzięcz­nie przy­ję­ty i trak­to­wa­ny przez kil­ka dni, (bo mię i złe zdro­wie tam­że na­pa­dło było) od przed­niej­szych urzęd­ni­ków Mul­tań­skich ze­sła­nych od Me­tre­ja ho­spo­da­ra w Tar­go­wi­cy, na­ten­czas pod gó­ra­mi Sied­mio­grodz­kie­mi re­zy­du­ją­ce­go. Wy­sze­dłem z Bu­ka­re­stu w 1000 koni i pól­kiem pie­cho­ty Mul­tań­skiej, i przy­sze­dłem w nie­dzie­lę kwiet­ną o po­łu­dniu do Du­na­ju, prze­ciw­ko sa­mej Sy­li­strii Cze­ka­li już mię Tur­cy na brze­gu z czaj­ka­mi; w po­god­ny i ci­chy dzień prze­by­łem, pod cho­rą­gwią Tu­rec­ką w ćwierć go­dzi­ny z po­dzi­wie­niem, Du­naj; wozy jed­nak z koń­mi dru­gie­mi aż do go­dzi­ny w noc po­prze­pra­wia­no, pod sa­mym Sy­li­stryj­skim zam­kiem od Gre­ków kie­dyś zbu­do­wa­nym. Trze­cie­go dnia nie­mo­gąc się do­cze­kać li­stów i in­struk­cii z Pol­ski do no­we­go Pana; po­sze­dłem przez Bul­ga­rią, Tra­cią bez żyw­no­ści, z trud­no­ścią i dro­go do­sta­wa­jąc wszyst­kie­go, dla złe­go i prze­wrot­ne­go pi­ja­ni­cy czau­sa, przy­sta­wę mego. W dro­dze sy­pa­ło się nie mało Tur­ków ar­ma­tim i ca­te­rva­tim; zmy­ka­li się ku Du­na­jo­wi pod Azow, wpraw­dzie ku Mo­skwie gło­sząc, a prze­cie o Dnie­prze, Dnie­strze py­ta­li się pil­no.

Tę­skli­wy i fra­sow­li­wy bez świe­żéj od kró­la Jmci in­for­ma­cii, po­ma­łu z kosz­tem nie­ma­łym z taką gwar­dią po­stę­po­wa­łem; tan­dem Po­do­ski po­spo­łu do­ga­niał mię z P. Roź­nia­tow­skim słu­gą T Pana Kra­kow­skie­go z nową in­for­ma­cią, i li­stem J. K. Mci do no­we­go ce­sa­rza Ibra­hi­ma.

Do­pie­roż wró­ci­ła się du­sza ob­umar­ła, za śmier­cią Amu­ra­to­wą, le­ga­cii mo­jej; po­spie­szy­łem za­raz spo­re­mi noc­le­ga­mi od Sy­li­strii nad samo mo­rze, któ­re­go sa­mym brze­giem idąc, sta­ną­łem w Bu­wień­dzie. Tu czaus in­szy za­ja­chał mi, z po­wi­ta­niem od we­zy­ra wiel­kie­go, dro­gę; na­za­jutrz w Kaj­ku­li­cach dwie mile od Kon­stan­ty­no­po­la 21. Apr. nic nie od­po­czy­wa­jąc ru­szy­łem się do Kon­stan­ty­no­po­la. Dwaj Pa­szo­wie z czau­sa­mi, a wię­cej szpa­chów przed­nich, cze­ka­li mię stroj­nie w mili od mia­sta. Przy­wi­taw­szy i wziąw­szy mię­dzy się, za­pro­wa­dzi­li z pół mili pod­le mu­rów i wa­łów, idąc zwy­czaj­ną Ad­ria­no­pol­ską dro­gą i bra­mą do wcze­sne­go dwo­ru i go­spod na­zna­czo­nych. Po­sło­wie chrze­sciań­scy jed­ni w polu, dru­dzy w sta­no­wi­sku wi­ta­li przez po­sły i agen­ty swo­je, oprócz Fran­cuz­kie­go; któ­ry o woj­nie i gnie­wie pana swe­go z kró­lem Jmcią dla za­trzy­ma­nia kró­le­wi­cza Jmci Ka­zi­mie­rza, twier­dząc, przez wszy­stek czas mil­czał, ani się ozwał, cze­go po­tem ża­ło­wał. Na­za­jutrz za­raz od­da­łem re­wi­zy­ty po­słom, we­zy­ro­wi wiel­kie­mu przez przy­ja­cioł i sług mo­ich; trze­cie­go dnia po przy­jez­dzie moim w dzień Śgo Woj­cie­cha pa­tro­na mego, pa­trzy­łem za po­zwo­le­niem we­zy­ro­wém, lubo in­co­gni­to pły­wa­jąc 7. re­zy­den­tem ce­sar­skim, na ap­pa­rat wo­jen­ny clas­sim in­struc­tam onu­stam mi­litc , świet­ną i ozdob­ną cho­rą­gwia­mi wiel­kie­mi ozdob­nem!, wy­cho­dzą­cą na Czar­ne Mo­rze. Brzmiał i grzmiał Kon­stan­ty­no­pol tak od mu­zy­ki wo­jen­nej róż­nej, jako i od strzel­by któ­rą z ga­lar, kat­ka­nów, czół­nów ko­zac­kich, a na­wet z se­ra­ju sa­me­go z Kisz­ku­tu z Edy­ku­ły, Sku­dei i czar­nej wie­ży pu­sczo­no.

Ce­sarz sam stał in con­spec­tu no­stro nad sa­mym brze­giem mor­skim przy se­ra­ju, re­wi­du­jąc ga­le­ry i ka­fta­ny, na De­liu­sza­im ka­pi­ta­na ba­szy i na dru­gich ofi­ce­rów, sczę­śli­wą dro­gę da­jąc z be­ne­dyk­cią, bez krzy­ża jed­nak, i kro­pi­dła. Cie­szy­ło to spec­ta­cu­lum oczy po­gań­skie; ale ser­ca na­sze tra­pi­ło bar­dzo, kie­dy­śmy bra­cią na­szą, pod­da­nych J. K. M tak wie­lu na ga­le­rach i czoł­nach przy­ko­wa­nych do wio­seł a cięż­ko i nago ro­bią­cych, wi­dzie­li. Je­scze ta c las­sis mili od mia­sta nie­ode-szła, aż dru­ga z dru­giej stro­ny na­za­jutrz za­raz z Be­glier Pa­szą z Rodu, sro­dziem­nem mo­rzem przy­pły­nę­ła i cze­ka­ła pod se­ra­jem do­tąd, póki pak­ta z J. K. Mcią nie­sta­nę­ły.

Dnia 22 Apri­la na pierw­széj au­dien­cii u we­zy­ra wiel­kie­go, od­pra­wiw­szy wi­ta­nia i ce­re­mo­nie z kom­ple­men­ta­mi, po­zna­łem jego nie­ma­łą ludz­kość bo na 20 osób przy­ja­ciół i sług mo­ich ka­fta­ny wło­żyć ka­zał i kil­ku wię­zniow znacz­nych, da­ro­wał mi żoł­nie­rzów, któ­rzy od Ce­cor­skiej klę­ski 20 lat na ga­le­rach bia­ło­mor­skich cięż­ką nie­wo­lą znę­ka­ni, śmier­ci ra­czej ani­że­li wol­no­ści wy­glą­da­li; gwał­tem ich od Be­glier pa­szy ka­pi­ta­na wziąw­szy.

Na wtó­rej au­dien­cii, któ­ra trze­cie­go dnia po pierw­szej była, de sum­ma re­rum z we­zy­rem… przed­niej­sze punk­ta le­ga­cii trak­to­wa­li­śmy; po mo­jej pro­po­zy­cii i de­kla­ra­cii skłon­nej woli J. K. Mści cer­tis mo­dis et can­di­tio­ni­bus do po­ko­ju z ce­sa­rzem, je­że­li­by Amu­ra­to­we po­śled­niej­sze pak­ta po­twier­dzo­ne były, i Han Ta­tar­ski, o świe­żą wiel­ką in­kur­sią w Ukra­inie ska­ra­ny, jeź­li­by więź­niów wró­co­no i szko­dy na­gro­dzo­no, Wy­je­chał, we­zyr z Ku­da­kiem na­przod, a po­tem z Ko­za­ka­mi z Za­po­ro­żem i z upo­min­ka­mi; na Ku­dak naj­bar­dziej na­cie­rał, twier­dząc że na wła­snym grun­cie ce­sar­skim po­sa­dzo­ny, exa­gie­ro­wał że go ko­niecz­nie znieść po­trze­ba, z Za­po­ra­źa ustą­pić, Ko­za­ki w Ukra­inie w pień wy­ciąć, do­pie­ro się po­ko­ju spo­dzie­wać i o upo­min­ki z Pol­ski z ce­sa­rzem trak­to­wać.

Na Ku­dak po­wie­dzia­łem, że nie­ta­kiej wdzięcz­no­ści, od ce­sa­rza Jmci spo­dzie­wał się J. K. M. za to że wę­dzi­dło ta­kie Ko­za­kom przy­bra­no in rem et com­mo­dum ich­że sa­mych, na za­bro­nie­nie in­kur­sii na Czar­ne Mo­rze, że już Dnie­prem na Za­po­ro­że spły­wać i żyw­no­ści, pro­chów, drze­wa li­po­we­go na czoł­ny spu­sczać nie mogą. Co jako ich to boli, po­ka­za­li to ja­śnie przed dwie­ma lat, kie­dy z woli wo­dzów swych, wszyst­ko ta­mecz­ne pra­esi­dium w pień wy­cię­li, i wały z zie­mią zrów­na­li; py­taj­cie więź­niów któ­rych wam tu z Azii z Ko­zło­wa, tak czę­sto okrę­ta­mi po­sy­ła­ją, jeź­li na grun­cie ce­sar­skim ten za­mek sta­nął. Ciź więź­nio­wie po­wie­dzą i sa­miż Ta­ta­ro­wie nie­przy­ja­cie­le nasi, że nie za Dnie­prem iako ro­zu­mie­cie, któ­re­go po­sses­sia J. K. Mci na­le­ży (bo Czar­ne Mo­rze gra­ni­ce ko­ron­ne ter­mi­nat) ale z tej stro­ny ku Dnie­stro­wi ten za­mek stoi. Py­tał o map­pę ale że non expe­die­bat wi­dzieć jej, dla przej­rze­nia dro­gi do na­sze­go pro­wa­dze­nia woj­ska, przy­szło mi na ścia­nie pal­ca­tem uka­zo­wać mu si­tum lo­co­rum Ukra­iny na­szej i rzek przed­niej­szych Dnie­pru, Dnie­stru, Bohu, i wy­wieść to że z tą na­szą stro­ną ku Dnie­stro­wi nad Dnie­prem nie za Dnie­prem, ku Czar­ne­mu Mo­rzu for­te­ca ta albo ra­czej munsz­tuk na Ko­za­ki po­sta­wio­ny jest.

O upo­min­kach, że we­zyr wzmian­kę uczy­nił, dziw­no mi roz­sąd­ko­wi jego, iż nie­wie że król Jmć Pan mój wol­nym so­bie Pa­nem ni­ko­mu nic nie­po­wi­nien, tyl­ko Bogu sa­me­mu, nie­trzy­ma nic wa­sze­go, kon­ten­tu­je się swo­ie­mi od mo­rza do mo­rza pań­stwy sze­ro­kie­mi, nie­wy­tar­go­wał tych upo­mi­na – ków ża­den przo­dek ce­sar­ski, ani Osman, ani Amu­rat, z tak wiel­kie­mi woj­ska­mi; nie­bę­dzie to i te­raz; kur­ki żad­nej nie­po­zwo­li król Jmć, chy­ba­by mu ce­sarz Mul­tań­ską i Wo­ło­ską zie­mię pu­ścił. Już o tych i o in­nych punk­tach: kie­dy Amu-rat oso­bą swą z woj­ska­mi swe­mi do nas był wy­szedł, przez Sza­im Agę Pa­szę Boż­niac­kie­go, po­sła na­ten­czas do J. K. M., i przez Murt Azę Pa­szę trak­ta­ty i tran­zak­cje sta­nę­ły; co wszyst­ko przy­jął i po­twier­dził Amu­rat. Kon­fir­ma­cia jego za­wie­ra wszyst­kim gębę, chy­ba że­by­ście to po­ła­mać chcie­li, i mia­sto po­ko­ju, woj­nę po­sma­ko­wa­li, je­że­li­by kto wąt­pił po­ka­żęć rękę i pie­częć ce­sar­ską z pak­ta­mi wa­sze­mi mnie od J. K. Mci po­wie­rzo­ne­mi; bez ef­fek­tu szu­kał, i z do­brą cerą de­kla­ro­wał, ze po­ko­ju z nami ży­czą so­bie. Na­tar­łem za­tem do nie­go o kon­fir­ma­cją pak­tów Amu­ra­to­wych i o spra­wie­dli­wość z Hana, o któ­rym po­wie­dział że Han, co uczy­nił uczy­nić mu­siał, bo mu ce­sarz Amu­rat świe­żo zmar­ły, ka­ftan i sza­blę po­słał i pod gar­dłem ka­zał wo­jo­wać Pol­skę. Już to po­czą­tek był, już pierw­szy ha­racz za­war­ty ob­wo­ła­nej do was woj­ny, już­by do tego cza­su na sar­nę wio­snę prze­szedł był Du­naj, nie­słu­chał­by ni­ko­go, ani mo­jej ani Mu­fte­go rady i proź­by; ani wam nie­do­trzy­mał sło­wa i przy­mie­rza, Bóg mu też dni jego i wie­ku skró­cił. Ta­jem­ne spra­wy jego. Ja­każ tu ma być spra­wie­dli­wość z Hana słu­gi jego, kie­dy już wam Bóg sam uczy­nił z nie­go. A więź­niów wró­cie­my któ­rzy się znaj­dą;

po­mar­ło to w cięż­ką zimę, i sa­mych Ta­ta­rów na­zdy­cha­ło siła; roz­ka­zy ostre do nie­go pój­dą, sko­ro za­wrze­my po­kój, aby nie­na­jeż­dżał, ani woj­skiem ani cza­tą Pol­ski. Przy­po­mnia­ły się je­scze gra­wa­mi­na ku­piec­kie, za­wo­łać ka­zał myt­ni­ków Kon­stan­ty­no­pol­skich, i agen­tów Wo­ło­skich, ka­zał su­ro­wo aże­by pod gar­dłem, od ta­le­rów i or­tow myta nie­bra­no, tyl­ko żeby do­bre sre­bro wo­zi­li, bo złe ta­le­ry, wy­wo­ła­ją, ostrze­gł­szy pół­ro­ku przed­tem kup­ców.

Dwie go­dzi­ny ta ses­sia trwa­ła, wie­czór ją na­stę­pu­ją­cy i mo­dli­twy ich zwy­czaj­ne, na któ­re Z wy­so­kiej wie­ży do me­cze­tu wo­ła­no, skoń­czy­ły.

Do wi­ta­nia Ce­sa­rza, przy­szły wto­rek dzień 6go Maja na­zna­czo­ny. Na­wie­dzi­łem ich Mu­fte­go, któ­re­go w ta­kiej ma­gni­fi­cen­cii za­sta­łem: kil­ka Tur­ków przed po­ko­jem, a czte­rech przed nim z księ­ga­mi i ka­ła­ma­rza­mi, chło­piec je­den boso, mia­sto obi­cia sza­fy ksiąg peł­ne; sam sta­rzec zgrzy­bia­ły w ką­cie na zie­mi, i pod­le ko­min­ka w ka­fta­ni­ku zie­lo­nym ki­taj­ko­wym, w de­lii fa­len­dysz­ko­wej zie­lo­nej, po­pie­li­ca­mi pod­szy­tej, na łbie za­wój bia­ły sze­ro­ki. Ludz­ko bar­dzo z go­dzi­nę roz­ma­wiał ze­mną, ofia­ru­jąc swo­ie chęć i sta­ra­nie o po­kój; ja­koż wie­dzia­łem że i ce­sa­rzo­wi sa­me­mu, i mat­ce któ­ra do woj­ny wio­dła syna jako i Amu­ra­to­wi scze­rze per­swa­do­wał: aby ostat­ka lu­dzi w Per­sii nie­do­bi­tych nie­tra­cił.

Ni­że­li czas au­dien­cii u ce­sa­rza przy­szedł, wzią­łem prze­stro­gę że ce­sarz Amu­rat zmar­ły, nie­do – pu­sczał Po­słów Chrze­ściań­skich do au­dien­cii i do sali swej, do­kąd­by po­seł nie­uklęk­nął i dra­go­man i agent czo­łem w zie­mię nie­ude­rzył; uczy­ni­li to nie­któ­rzy po­sło­wie, An­giel­ski z We­nec­kim, (gdyż oni wszyst­ko dla zy­sków han­dlo­wych zro­bią) nie tyl­ko Amu­ra­to­wi ale już Ibra­imo­wi, za­czem po­sła­łem za­raz do we­zy­ra de­kla­ru­jąc się ze in­a­czej ce­sa­rza wi­tać nie­bę­dę, tyl­ko jako zwy­czaj daw­ny po­słow wiel­kich; wolę z ni­czem i na woj­nę na osta­tek do Pana się wró­cić, ani­że­li nie­zwy­czaj­ną ad­o­ra­cią (jaka tyl­ko sa­me­mu Dogu na­le­ży) na dyz­ho­nor i kon­tempt za­ro­bić. Od­niósł mi tłu­macz przy­stoj­nie, iż jako wiel­ki po­seł przy­ję­ty i sza­no­wa­ny będę. Ale po­tem po­ka­za­ło się ze tłu­macz mój nie­po­wie­dział tego, z bo­jaź­ni we­zy­ro­wi, jako or­mia­nin, w czem mię nie­la­da jako ob­ra­ził, cze­go wię­cej było po­tem. Bez­piecz­nie za­tem sta­wi­łem się do sa­ra­ju rano gdzie już gwar­dii do 10, 000. za­sta­łem, szpa­jów, czau­sów, jań­cza­rów, i in­szej as­sy­sten­cji., Wszy­scy na swych miej­scach, di­spo­si­ti per or­di­nes , moro so­li­to , ci­cho sta­li. Wy­szli dwaj pa­szo­wie prze­ciw­ko mnie i do dy­wa­nu przy­wie­dli, i po­sa­dzi­li bli­sko we­zy­ra wiel­kie­go, któ­ry ze­mną roz­ma­wiał z pół go­dzi­ny, na co ce­sarz sam z okna przez zło­ci­stą kra­tę pa­trzał. Dano po­tem wody, i mnie i we­zy­ro­wi ra­zem sto­lik okrą­gły po­sta­wio­no, i na nim do 20. po­traw, po­je­dyn­kiem jed­ną po dru­giej sta­wia­jąc. Ku koń­co­wi obia­du, far­fu­rę jed­ną szer­be­tu da – no. Kie­dy­śmy już do ce­sa­rza wnijść mie­li, przy­po­mnia­łem przez tłu­ma­cza we­zy­ro­wi, sło­wa jego, oko­ło ce­re­mo­nii wi­ta­nia. Tłu­macz co in­sze­go rzekł do we­zy­ra, co in­sze­go mi po­wie­dział, jako i wczo­ra. Wło­żo­no po­tem na mnie ka­ftan i na kil­ku­na­stu przy­ja­ciół i sług mo­ich. W go­dzi­nę pro­wa­dzo­no mię gan­kiem przez an­ty­ka­me­rę, gdzie eu­nu­chów kil­ka­dzie­siąt sia­ło, do po­ko­ju nie­wiel­kie­go, gdzie i sam ce­sarz sie­dział na tap­cza­nie ha­fto­wa­nym pod bal­da­chi­mem, któ­ry czte­ry słu­py ka­mie­nia­mi sa­dzo­ne wspie­ra­ły, w żu­pa­nie i fe­re­zii bia­łej atła­so­wej, w za­wo­ju wy­so­kim z ki­ta­mi; a sze­ściu we­zy­rów sta­ło przy ścia­nie, siód­my wiel­ki przed nami. Pa­wi­ment wszy­stek, okry­ty bo­ga­tym ha­fto­wa­niem na czer­wo­nym axa­mi­cie, jako cza­pra­gi ro­bią. Od drzwi dwaj ka­pi­dzie­jo­wie wio­dąc mię do ce­sa­rza chcie­li przy­cią­gnie­niem rę­ka­wów, ni­skie­go na ko­la­na ukło­nu; poj­rza­łem na we­zy­ra in­nu­en­do gło­wą i ra­mio­na­mi, ze in­ter alia zmo­wa nie taka i sło­wo było, poj­rzał i on su­ro­wo, i ręką dał znać ka­pi­dzi pa­szom, aby mnie wol­no wie­dli. Przy­stą­pi­łem do ce­sa­rza i gło­wą tyl­ko uczy­ni­łem re­we­ren­cią. Tłu­macz mój zgrze­szył ze klęk­nął, a po­tem je­scze bar­dziej z stra­chu i bo­jaź­ni, nie­chciał nic dłu­go mó­wie, ani in­ter­pre­to­wać salu-ta­cii i gra­tu­la­cii, lu­bom go tego jak pa­cie­rza uczył. Do­pie­ro po trze­cim pe­rio­dzie po­czął z kar­ty czy­tać to co mu przyj­dzie. Osman czaus po Arab­sku na­pi­sał (do cze­go się oba­dwa przy­zna­li) że dłu­ga ra­mo­ta była, ka­za­łem mu mil­czeć, a w tem ce­sarz sam rzekł do mnie: ja­każ to przy­jaźń Pana twe­go, któ­rą mi opo­wia­dasz, kie­dy Ko­za­cy ha Czar­nem Mo­rzu szko­dy mi czy­nią?

Po­wie­dzia­łem ze to Ta­tar­skie wie­ści; nie­chaj te ję­zy­ki sta­ną, in­a­czej przy mnie po­wie­dzą; prę­dzéj­to na Doń­skich Mo­skiew­skich po­ka­że się, któ­rzy i te­raz z Czar­ne­go Mo­rza nie scho­dzą. Zno­wu rzekł: mam ja w tym ka­ła­ma­rzu li­sty o tem, ze kró­la Pol­skie­go Ko­za­cy, nie Mo­skiew­scy. Skoń­czy­łem za­tem dru­gie punk­ta le­ga­cii, i dla lep­szej pa­mię­ci, a po­pra­wy zdra­dy tłu­ma­cza mego, po­da­łem na pi­śmie we­zy­ro­wi, ma­jąc to na sczę­ście po­go­to­wiu.

Po wi­ta­niu ce­sa­rza za­czę­li za­raz wi­zy­ty swo­je do mnie po­sło­wie An­giel­ski, We­nec­ki i ce­sa­rza Chrze­ściań­skie­go re­zy­dent z re­gen­ta­mi Ho­len­der­ski­mi i Sied­mio­grodz­ki­mi. W tym­że ty­go­dniu na­wie­dzi­łem sam na Ga­ła­cie, trzech przed­niej­szych, a dru­gich przez przy­ja­cio­ły i słu­gi swo­je. Nie mało mi to cza­su wzię­ło dla od­jaz­du lą­dem i prze­pra­wy przez mo­rze, in­te­rim czę­sto przy­czy­nia­jąc się o więź­niów, po­sy­ła­łem do we­zy­ra, któ­rych na każ­dy dzień przy­słał mi po kil­ku­na­stu, z wiel­ką nie­mal swo­ją u Tur­ków, Gre­ków, ży­dów in­vi­dią, któ­rym nie­wol­ni­ki gwał­tem bra­no, a dru­gim z skar­bu pła­co­no.

Do­pie­roż do Je­ro­zo­lim­skiej spra­wy, o przy­wró­ce­nie klu­czów do Gro­bu Świę­te­go, nie­daw­no ta­mecz­nym Ber­nar­dy­nom wzię­tych, a sy­zma­ty­kom Grec­kim od­da­nych, przy­stą­pi­łem; o czem je­scze do­tąd za radą i proź­bą po­słów We­nec­kie­go i Chrze­ściań­skie­go nie­wspo­mnia­łem. Ra­dzi­li że­bym com­mu­ni­ca­to con­si­lio z obie­ma, wniósł in­stan­cią; bo Fran­cuz­ki już re­pul­sę od­niosł. Chciał tego imie­niem pana swe­go, żeby sam król Fran­cuz­ki ode­braw­szy te klu­cze do Gro­bu Śgo dys­po­no­wał nie­mi, i któ­re­mu­by kol­wiek za­ko­no­wi chciał, ode­pchnąw­szy Ber­nar­dy­nów, do se­kwe­stru po­dał. Cze­ka­łem We­nec­kie­go z pół­to­rej nie­dzie­li, ale i len umknął od tej spra­wy, nie­ma­jąc re­zo­lu­cii z We­ne­cii.

Wziąw­szy tedy z sobą re­zy­den­ta ce­sa­rza Jmci trak­to­wa­li­śmy tę spra­wę u we­zy­ra. Wnió­słem in­ter­ces­sią imie­niem J. K. Mści do nie­go, o przy­wró­ce­nie klu­czów za­ko­no­wi temu Fran­cisz­ka Śgo, za przy­czy­ną i po­wo­dem tego sa­me­go we­zy­ra Mu­sta­fy Pa­szy wzię­tych. Po­ka­za­li­śmy, ze je He­le­na je­scze Świę­ta, mat­ka Kon­stan­ty­na wiel­kie­go, Rzym­skim ka­to­li­kom od­da­ła, i jako po­tem przez tak dłu­gi czas za­kon ten był ich in pa­ci­fi­ca ad-mi­ni­stra­tio­ne. Wy­ma­wiał się we­zyr nie­wia­do­mo­ścią, in­ak­szą od Gre­ków in­for­ma­cią, wy­wo­dził W ja­kiej kon­si­de­ra­cii i po­sza­no­wa­niu miej­sce to jest za­wsze u ce­sa­rzów, bo z nie­go na każ­dy rok kil­ka kroć sto ty­się­cy bio­rą. Po dłu­giej mo­wie, obie­cał in­kwi­zy­cią na samo miej­sce po­słać, kto od tego ko­ścio­ła klu­cze mie­wał, komu pier­wej daw­niej, po­wie­rza­ne były. Zwą­cha­li to Gre­cy au­to­res hu­jus fac­ti, i przy­szli z pa­triar­chą swym do we­zy­ra, łasz­tem na mni­chy po­twa­rzy kła­dąc, że z pa­pie­żem prak­ty­ku­ją prze­ciw­ko ce­sa­rzo­wi, ze ar­ma­tę mają, dzia­ła leją, w zie­mi cho­wa­ją. Zna­lazł się je­den dy­akon tak cno­tli­wy mię­dzy nie­mi, któ­ry tam­że con­stan­ter bro­nił in­cul­pa­tos za­kon­ni­ków, że po­boż­nie i świą­to­bli­wie żyją.

Al­te­ro­wał się, w praw­dzie zra­zu, nie­po­ma­łu we­zyr upo­min­ka­mi grec­kie­mi cor­rup­tus, po­tem jed­nak za re­la­cią tego dy­ako­na, i dru­gą in­stan­cją moją po­wró­cił do pierw­sze­go sło­wa; i na in­kwi­zy­cią do Je­ru­za­lem po­słał. Po­sła­li Ber­nar­dy­ni rącz­sze­go Ara­bi­na przez góry i ska­ły do swo­ich; ro­zu­miem że już po in­kwi­zy­cii re­spons po­myśl­ny od we­zy­ra od­nie­śli; cze­go tam pil­no­wać obie­cał re­zy­dent ce­sa­rza Jmci, bo mnie już wa­le­dy­ko­wać ce­sa­rzo­wi ka­za­no, nie­py­ta­jąc, je­że­li już, i jako za­war­te utar­te kon­dy­cie pac­to­rum. Za­czem na czwar­tej u we­zy­ra au­dien­cii, chcia­łem wie­dzieć 60 po­nio­sę do pana swo­je­go? je­że­li już na kon­fir­ma­cią pakt Amu­ra­to­wych po­zwo­lił ce­sarz? jeź­li i jako Ta­ta­rów skar­żą? je­że­li nam wię­cej więź­niów wró­cą? i in­sze punk­ta przy­po­mnia­łem. Po­wie­dział we­zyr że już ce­sarz po­zwa­la i trzy­mać chce Amu­ra­to­we pak­ta, tyl­ko że­by­ście też Ko­za­ków trzy­ma­li i szkód tak wiel­kich na Czar­nem Mo­rzu prze­strze­ga­li. Wy­wio­dłem mu to, że le­piej ka­rze­my Ko­za­ków, ni­że­li oni Ta­ta­rów, bo nie emi­ra­mi ale sza­bla­mi, nie­jed­nym czau­sem ale ca­łem woj­skiem, choć nie­po­rów­na­ne nig­dy i nie­na­gro­dzo­ne szko­dy Ta­ta­ro­wie nam czy­nią. Ko­za­ków kil­ka czoł­nów, wy­krad­nie się na mo­rze cza­sem, a z Kry­mu kil­ka­dzie­siąt ty­się­cy orda wszyst­ka jako i te­raz przed kil­ką nie­dziel, pa­li­li i pu­sto­szy­li, tak wie­le lu­dzi w nie­wo­lą wzię­li, któ­rych tu przy mnie wczo­ra (na co słu­dzy moi pa­trza­li) dwa okrę­ty Z Ko­zło­wa i Kaf­fy przy­szło. Po dłu­giej mo­wie obie­cał mi we­zyr punk­ta pac­to­rum do go­spo­dy przy­słać, i Amu­ra­to­we po­twier­dzić.

Trze­cie­go dnia przy­szedł do mnie Szu­fli­char Aga Po­tur­nak, Wę­grzyn i tłu­macz daw­ny wę­gier­ski ła­ciń­ski; wi­dział on u Sza­chin Agi i Mur­ta­zy pa­szy tran­zak­cje punk­ta, i ori­gi­nał ap­pro­ba­cii Amu­ra­to­wych; ter­mi­no­wał za­raz na­przód kor­fir­ma­cią samę pac­to­rum, nie­wspo­mi­na­jąc ani jed­nem sło­wem Ku­da­ku, Swo­bod, Pa­lan­kow, z Za­po­ro­ża upo­min­ków; po­tem ze emi­ry za­raz do Kry­mu pój­dą aby pana Dzierz­ka po­sła J. K. M. pół­to­ra łata za­trzy­ma­ne­go pu­sczo­no, aby o za­war­tem przy­mie­rzu z J. K. Mci wie­dząc, w po­ko­ju sie­dzie­li, ze upo­min­ki J. K. Mci w ten­czas we­zmą kie­dy szko­dy nie­uczy­nią. Ho­spo­da­ro­wie Wo­ło­scy prze­strze­gać mają po­ko­ju z ce­sa­rzem Ta­tar­skim. In­kur­siom za­bie­gać i wcze­śnie prze­strze­gać z po­sza­no­wa­niem przy­stoj­nem ma­je­sta­tu J. K. M. i po­słów J. K. M. zwy­cza­jem daw­nym. Od pie­nię­dzy ku­piec­kich myta nie­brać, zbie­gów we­dług pakt i re­wer­sa­łów daw­nych wy­da­wać; o Mo­skwie i Sied­mio­gro­dzie, aby im po­mo­cy nie­daw­ne; przy­ja­cio­łom hyc przy­ja­cie­lem, a nie­przy­ja­cie­lem nie­przy­ja­cio­łom. O Ko­za­kach Doń­skich aby się z Za­po­roz­ki­mi nie­łą – czy­li, do­ma­wiał się Szu­fli­char Aga, twier­dząc że on sam tak­że pak­ta pi­sał z pa­nem Ozgą sta­ro­stą Trę­bo­wel­skim i z pa­nem ko­niu­szym ko­ron­nym Xię­ciem Zba­raz­kim, któ­rych to oby­dwóch było wszyst­ko, ale że na to nie­po­zwa­la­łem, z za­war­tą zgo­dą bez tego punk­tu, po­szedł ode­mnie do­bry upo­mi­nek za pra­cę wziąw­szy.

Te­goż dnia przy­słał do mnie we­zyr, że we­dług mo­jej z Szu­fli­char Agą umo­wy i pac­ta pi­sać ka­zał, abym bę­dąc pew­ny po­ko­ju i od­mia­ny żad­nej nie­oba­wia­jąc się, ju­tro ce­sa­rza że­gnał. We dwie nie­dzie­li po wi­ta­niu, we wto­rek rano jako i pier­wej sta­wi­łem się do se­ra­ju gdziem taką jako i przed­tem as­sy­sten­cią i ma­gni­fi­cen­cią za­stał Przy­wie­dli mię dwaj pa­szo­wie na dy­wan gdzie już sześć in­nych z wiel­kim we­zy­rem sie­dzie­li, a na stro­nę pie­niędz­mi sy­pa­li, brzą­ka­li, skar­bo­wi pła­cąc pi­sa­rze laf­fy za­trzy­ma­ne jan­cza­rom, czau­som i dru­gim, ale to dla ap­pa­ren­cii bar­dziej czy­nio­no, aby po­sło­wie i cu­dzo­ziem­cy wi­dzie­li ich skar­by i do­stat­ki. Obiad za­tem. U jed­ne­go mię sto­łu we­zyr wiel­ki po­sa­dził z sobą; po pra­wej stro­nie czte­rech, po le­wej trzech, u osob­nych sto­li­ków sie­dzie­li; u czwar­te­go kom­pa­nia i słu­dzy moi przed­niej­si. Pręd­ko tam ban­kiet, albo ra­czej dra­pa­ni­na od­pra­wi­ła się, bo ni­ko­mu noża nie­da­no, sam go we­zyr na­wet nie­miał, tyl­ko ła­mał, dra­pał, każ­dej mi po­tra­wy po­da­jąc, a zaś ku koń­co­wi szor­be­tu. Ka­fta­ny po­tem na nas wło­żo­no i do ce­sa­rza przy­wie­dzio­no w ce­gla­stym atla­sie sie­dzą­ce­go, –
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: