Zdrowa dusza. Nowe metody autoterapii - ebook
Zdrowa dusza. Nowe metody autoterapii - ebook
Autorka ujawnia, dlaczego to, czego nie akceptujemy, może rządzić naszym życiem oraz do czego może prowadzić wypieranie się swoich cech. Wyjaśnia, jak uzdrowić własne emocje i wykorzystać je do rozwiązywania problemów, w tym tych zdrowotnych. Prezentuje również przykłady ograniczających nas przekonań i sposoby pozbywania się każdego z nich.
Dzięki niej możesz wykorzystać sprawdzoną technikę osiągania samoakceptacji, wybaczania samemu sobie oraz uwalniania się od cierpienia. Poznasz wpływ czakr na poszczególne narządy oraz dowiesz się, które wydarzenia mogły zakłócić przepływ energii w centrach energetycznych. Zamieszczona w książce ankieta umożliwi Ci wykonanie diagnozy własnych problemów i rozpoczęcie pracy nad nimi.
Zdrowa dusza,
zdrowe ciało!
Spis treści
Część pierwsza
No to zaczynamy
Jak zaczęłam szukać Wyższej Siły
Trzy umysły zamiast jednego
Bóg jest wszystkim, nawet tym, czym nie jest
Wszystko jest energią
Wszyscy jesteśmy połączeni
Jako na ziemi, tak i w niebie
Jakie jest zadanie duszy?
Na czym polega nasz rozwój
Część druga
Myślenie – czucie – działanie
Czym jest osobowość?
To, czego nie akceptujemy, rządzi naszym życiem
Przeżycie emocji – klucz do rozwiązania naszych problemów
Wykorzystanie projekcji – najszybsza droga do rozwoju
Moje spotkanie z projekcją
Tacy różni, a tak bardzo podobni
Inni, a jednak tacy sami – historie rodzinne
Nieświadome myśli, emocje i działania kierują naszym życiem
Ograniczenia są w nas
Wzorce działania
Akceptacja
Część trzecia
Jak mogę się uwolnić od cierpienia?
Technika pisania listu
Samowybaczanie
Działanie, działanie i jeszcze raz działanie
Metoda Zdrowa Dusza – praca z ankietą
Część czwarta
Zazdrosny, kontrolujący mąż
Podejrzliwa kasjerka
Tęsknota za chłopakiem poznanym przez Internet
Doświadczenia pracy z ankietą – Maja
Doświadczenie pracy z ankietą – Aga
Ankieta wypełniona – i co dalej?
Podziękowania
Lista polecanych lektur
Ankieta Zdrowa Dusza
Lista emocji, uczuć i stanów emocjonalnych
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7377-698-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Powinnam chyba, tak jak większość autorów, podzielić się z Tobą powodami, dla których powstała ta książka. Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że decyzja o tym, że zostanie ona napisana i wydana, zapadła poza moją świadomą wolą i kolejne znaki, które otrzymywałam, przypominały mi o tej decyzji. Momentami czułam się wręcz „zmuszana” do jej napisania.
Pierwszy raz wydana książka pojawiła się w moim śnie 14 października 2008 roku. Oczywiście już wcześniej przychodziło mi kilkakrotnie do głowy, że napisanie książki byłoby dobrym pomysłem, i wiele znajomych osób czy uczestników moich zajęć zachęcało i namawiało mnie do tego. W tym śnie powiedziałam do przyjaciółki: „Zobacz, moja książka została wydana” i byłam tym faktem mocno zaskoczona. Następnie książka przyśniła się już owej przyjaciółce – śniło się jej, że chodziła po szkole i na jednej z półek stał podręcznik mojego autorstwa. Kolejną osobą, która zadzwoniła do mnie z informacją: „Śniła mi się twoja książka”, była moja druga przyjaciółka.
Zdaję sobie sprawę, że w ten sposób będę mogła dotrzeć z wiedzą do większej liczby osób. Będzie to świetny materiał do prowadzenia warsztatów – taki gotowy podręcznik dla wszystkich, których zamierzam czegoś nauczyć. Wiele razy słyszałam, że mam zdolność upraszczania rzeczy skomplikowanych, budowania modeli, które ułatwiają zrozumienie pewnych spraw, i przekazywania wiedzy. Dodatkowo, prowadząc warsztaty przez tyle lat, często spotykałam się z pytaniem: „Czy to, o czym mówisz, można znaleźć w jednej książce?”. Odpowiadałam, że nie, na co ludzie mówili: „Musisz w takim razie napisać własną książkę”. Oto rezultat tych wszystkich sugestii!
Zanim pojawił się pomysł napisania książki, w 2005 roku wpadło mi w ręce „Radykalne wybaczanie” Colina Tippinga. Już w trakcie lektury wiedziałam, że trafiłam na „swoją drogę”, a jakiś czas później wzięłam udział w szkoleniu i zostałam trenerką tej metody. Wcześniej też zajmowałam się rozwojem osobistym, uczestniczyłam w różnych kursach, ale to właśnie metoda Tippinga – nie waham się użyć tego górnolotnego zwrotu – odmieniła moje życie. Można powiedzieć, że dzielę życie na to, co wydarzyło się, zanim poznałam tę metodę, i wszystko, co wydarzyło się później. Zawsze powtarzam, że ludzie, których wewnętrznym popędem, imperatywem jest pomaganie innym – tak naprawdę szukają pomocy dla siebie. Tak było także w moim przypadku. Radykalne Wybaczanie pozwoliło mi uporać się z demonami przeszłości i równocześnie pomogło zacząć uczyć innych ludzi – jak mogą pomóc sobie i sami tę przeszłość posprzątać.
Podczas prowadzenia szkoleń i sesji indywidualnych, a równocześnie pracując intensywnie nad sobą, biorąc udział w kolejnych warsztatach i kursach rozwoju, zaczęłam rozmyślać nad swoją autorską metodą, będącą połączeniem tego wszystkiego, czego się dowiedziałam, doświadczyłam i co okazało się najskuteczniejsze w autoterapii. Nadszedł wreszcie czas i opracowałam własną metodę. Nazwałam ją Zdrowa Dusza.
W pracy przyświeca mi idea, aby uświadomić ludziom, że wielu zmian w swoim życiu, zmian w stosunku do świata i samych siebie, mogą dokonać samodzielnie. Mogą sami poradzić sobie z wieloma problemami i pracować nad poszerzaniem swojej świadomości i nad akceptacją siebie. Oczywiście pomoc trenera, nauczyciela na początku bywa często niezbędna, jednak celem jest nauczenie metody i potem ewentualne wspieranie w samorozwoju oraz pracy nad sobą. Chciałam stworzyć narzędzie, którego ludzie będą mogli używać sami, żeby odkryli, że mają MOC.
Wiem, że niektóre osoby potrzebują pomocy specjalisty i tradycyjnej terapii, jednak ludzie, którzy szukają metody pracy nad swoimi emocjami i możliwości rozwoju, mogą również skorzystać z mojego narzędzia. Dlatego pomysł napisania podręcznika, z którego każdy mógłby samodzielnie nauczyć się metody pracy nad sobą, metody samorozwoju i autoterapii, był dla mnie tak interesujący. Wierzę, że każdy z nas posiada moc zmiany swojego życia na lepsze, tylko niektórzy po prostu nie wiedzą JAK, a z mojego podręcznika będą mogli się tego dowiedzieć.
Za każdym razem, gdy siadałam do pisania, czułam napięcie. Do tej pory prowadziłam warsztaty i miałam zawsze bezpośredni kontakt z osobami, którym przekazywałam wiedzę. Teraz czuję stres, czy będę w stanie przekazać ją osobie, której nie widzę. Wierzę jednak, że jeśli przeczytasz tę książkę, a nadal nie będziesz umieć samodzielnie pracować tą metodą – weźmiesz po prostu udział w moich warsztatach, zapiszesz się na sesję, na której będę mogła rozwiać twoje wątpliwości lub wesprzeć cię w procesie nauki i własnego rozwoju.
Być może, czytając tę książkę i historie pochodzące z mojego życia, możesz się zastanawiać, dlaczego tak otwarcie piszę o sobie. Chcę w ten sposób odmitologizować bycie terapeutą i trenerem. To, że ktoś uczy innych czy trudni się pomaganiem innym, nie oznacza, że jest cudowną, uzdrowioną i „przerobioną” na wszelkich poziomach osobą, która nie ma żadnych problemów. Jestem takim samym człowiekiem jak moi klienci, tak samo jak oni rozwijam się, popełniam błędy, dzięki którym zdobywam cenne doświadczenie. Tak samo jak oni jako dusza doświadczam zaplanowanych lekcji, jedna po drugiej. Jedyna różnica to wiedza o narzędziach, dzięki którym mogę szybciej sobie poradzić. Jestem ogromnie wdzięczna, że tak wiele mogę nauczyć się od osób, z którymi pracuję.
Uwielbiam dzielić się swoją wiedzą i być nauczycielem. Cały czas jednak, dzień po dniu, uczę się od moich klientów. Każdy klient, który do mnie trafia – zgodnie z prawem przyciągania – jest moim lustrem, w którym mam okazję się przejrzeć, dowiedzieć się, jakie mam przekonania, jakie lekcje już odrobiłam, a jakie jeszcze są przede mną. Prawo przyciągania działa w zadziwiający sposób. W dniu, kiedy podjęłam decyzję o rozstaniu z partnerem, zadzwoniła jedna z moich klientek z informacją, że właśnie zakończyła wieloletni związek, na drugi dzień dostałam maila od drugiej klientki, która przekazała mi taką samą wiadomość. Cóż za cudowna synchronia! Tak to właśnie działa. Klienci trafiający do trenerów, astrologów, psychologów i wszelkiej maści terapeutów przychodzą zawsze z ich własnym problemem, z którym już uporali się w przeszłości, właśnie nad nim pracują albo będą niedługo pracować. W książce „Żyć w rodzinie i przetrwać” Robina Skynnera i Johna Cleese’a pada stwierdzenie, że najlepszymi terapeutami są ci, którzy sami przepracowali swoje problemy. Całkowicie się z tym zgadzam. Nikt nie będzie bardziej empatyczny i nie zrozumie lepiej waszego świata niż osoba, która przeszła podobną drogę, nikt nie będzie miał lepszych wskazówek dla was niż osoba, która poradziła sobie z problemem, na który się właśnie natknęliście.
Jestem wciąż w procesie, wciąż się rozwijam, ciągle się czegoś uczę. Dla mnie wiarygodni są tacy nauczyciele, jak: Katie Byron, Joe Vitale, Colin Tipping, Chuck Spezzano, Eva-Maria Zurhorst i inni ludzie zajmujący się pracą terapeutyczną, którzy z otwartą przyłbicą i wielką pokorą dla procesu życia mówią o swoich własnych lekcjach, słabościach, którzy przeszli kiedyś przez osobiste piekło, wyszli z tego silniejsi i teraz dzięki empatii i wiedzy mogą i chcą pomagać innym. Ty też możesz stać się silniejszy, rozwijać się i pomóc sobie. Po to właśnie powstała ta książka. Przyszła pora, aby zapoznać cię z narzędziem, dzięki któremu można uwolnić się od nieprzyjemnych myśli, przekonań czy emocji oraz zacząć kształtować swoje życie w bardziej efektywny sposób.
W pierwszej części książki chcę zapoznać cię z innym niż standardowe spojrzeniem na Boga. W drugiej – skupiam się głównie na mechanizmach psychologicznych, trzecia część natomiast poświęcona jest wskazówkom dotyczącym pracy z moją metodą w praktyczny sposób. Nie twierdzę, że zawartość tej książki to „prawda objawiona” – przekazuję to, w co wierzę i co mnie pomogło lepiej się poczuć i zacząć rozumieć siebie.
Na koniec chciałabym wyrazić wdzięczność dla wszystkich osób, które namawiały mnie, a czasem wręcz naciskały, abym tę książkę napisała, dla każdej osoby, która stała się moją inspiracją, która poświęciła mi czas (czasem nawet w swoich snach), udzielając wsparcia w wywiązaniu się mojej duszy z jej planów.
Dziękuję każdej osobie, która w jakikolwiek sposób, świadomie czy nie, przyczyniła się do powstania tej książki. Dziękuję Tym Na Górze i Wyższej Sile za wsparcie i prowadzenie.2. Jak zaczęłam szukać Wyższej Siły
W rodzinie, w której przyszłam na Świat, mimo iż moi rodzice byli katolikami, ani oni, ani moi dwaj przyrodni bracia, z którymi się wychowywałam, nie uczestniczyli w życiu Kościoła. Kiedy poszłam do pierwszej klasy szkoły podstawowej, rówieśnicy zapisali się na zajęcia religii, które wtedy jeszcze odbywały się w przykościelnych salkach katechetycznych. Pamiętam, jak prosiłam rodziców, aby mnie także pozwolili zapisać się na religię. Tak rozpoczęła się moja przygoda z Kościołem.
Patrząc z perspektywy czasu, odnoszę wrażenie, że już jako dziecko byłam osobą, dla której sprawy duchowe były ważne. Pamiętam, jak dużym przeżyciem było dla mnie uczestniczenie w modlitwach, ceremoniach i obrządkach kościelnych. Równocześnie jednak od samego początku wszelkie zasady religijne i to, czego mnie uczono i w co kazano mi wierzyć w Kościele, postrzegałam jako niespójne i pozbawione logiki. Zadawałam pytania, na które nie otrzymywałam odpowiedzi. Nie umiałam pogodzić w swojej głowie sprzecznych komunikatów na temat Boga, który kocha i wybacza, a jednocześnie może się na mnie rozzłościć i którego mogę obrazić. Jak miało się za chwilę dla mnie okazać – nie była to jedyna przeszkoda na mojej drodze rozwoju duchowego w zgodzie z Kościołem. Miesiąc czy dwa przed Pierwszą Komunią dowiedziałam się, że nie jestem ochrzczona, co uniemożliwia przyjęcie sakramentu.
Moi rodzice udali się do księdza, żeby omówić sprawę mojego przyśpieszonego chrztu, jednak on postawił warunek – ochrzci mnie, jeśli rodzice wezmą ślub kościelny. Mój Tato był drugim mężem mojej Mamy, z pierwszym mężem miała ona jedynie ślub cywilny – formalnie więc nie było przeszkód. Jednak rodzice nie wyrazili zgody na takie ultimatum i z perspektywy czasu w ogóle nie dziwi mnie ich decyzja. Ksiądz pozostał równie nieugięty.
Dzień „Komunii, do której nie poszłam” pamiętam bardzo dobrze. Chyba nigdy wcześniej nie czułam tak ogromnego żalu, niesprawiedliwości i smutku. Siedziałam cały dzień na łóżku, szlochając w głos i odczuwając potworną bezsilność. Nic nie mogłam zrobić. Zazdrościłam dzieciom, które nie miały takiego problemu i przeżywały święto, do którego tyle czasu się przygotowywały. Pamiętam, jak patrzyłam z okna na dziewczynki, które przez cały „biały tydzień” chodziły w pięknych sukienkach do kościoła, i płakałam. Ale to nie był koniec mojego cierpienia. Ponieważ klasa, z którą uczęszczałam na religię, przeszła pod opiekę księdza i kontynuowała naukę – musiałam się od nich odłączyć i we wrześniu ponownie rozpocząć lekcje religii na tym samym poziomie. Moi rówieśnicy, niewtajemniczeni w całą sytuację, boleśnie mi dokuczali i wyśmiewali się ze mnie, że „nie zdałam z religii” i dlatego nie pozwolono mi przystąpić do Komunii. Rok później sytuacja się powtórzyła. Nadal nie byłam ochrzczona, ale tym razem po interwencji moich rodziców ksiądz okazał więcej zrozumienia i pozwolił „córce grzeszników”, aby dostąpiła sakramentu chrztu. Tydzień przed Komunią zostałam ochrzczona.
Od nowego roku szkolnego trafiliśmy całą klasą pod opiekę księdza. Było to moje kolejne wielkie rozczarowanie związane z Kościołem. Ksiądz niestety minął się z powołaniem, na lekcje religii przychodził często pod wpływem alkoholu, a w parafii krążyły opowieści o tym, że odwiedzają go w jego mieszkaniu panie „lekkich obyczajów”. Na zakończenie roku ksiądz przyniósł czyste blankiety świadectw, które nam rozdał, mówiąc, że mamy sami je sobie wypisać. Mieliśmy także sami ocenić, na jaki stopień zasługujemy, i wypisać go na świadectwie. Do dziś mam to świadectwo wypisane dziecięcą ręką, w dodatku czerwonym flamastrem.
Od kolejnego roku przestałam uczęszczać na religię i chodzić do kościoła, nie przystąpiłam już także do bierzmowania. Porzuciłam Kościół i religię – a przy okazji, jak mi się wówczas wydawało – także Boga. Na szczęście On nie opuścił mnie.
Przez następne lata bardzo mi Go brakowało i często zazdrościłam ludziom wiary. Zazdrościłam im, że nawet jeśli w religii było dla nich dużo sprzeczności, potrafili wierzyć i znaleźć w niej oparcie. Ja nie umiałam. Bardzo chciałam móc pójść do kościoła, przystąpić do komunii, wyspowiadać się, ale jakaś część mnie cały czas stawiała silny opór przeciwko wszystkim sprzecznościom, na których moim zdaniem funkcjonowanie Kościoła i religii się opierało.
Cierpiałam, ale nie potrafiłam poddać się czemuś, co było dla mnie nielogiczne i w dodatku kazało mi milczeć i nie zadawać zbyt wielu pytań. Bez wsparcia jakiejś Wyższej Siły ciężko mi było jednak odnaleźć spokój w życiu i w wieku 29 lat postanowiłam odnaleźć drogę do Boga. Tym razem jednak na własną rękę. Wiedziałam już, że nie chcę żadnego pośrednictwa instytucji czy osób. Byłam zdeterminowana, by nawiązać z Nim bardziej osobistą relację, i tak zaczęły się moje poszukiwania, które doprowadziły do miejsca, w którym dzisiaj jestem. W kolejnych rozdziałach dzielę się tym, czego się w wyniku tych poszukiwań dowiedziałam. Dzielę się swoją wizją Wyższej Siły, ale oczywiście nie musisz wierzyć w to co ja.3. Trzy umysły zamiast jednego
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, co właściwie masz na myśli, używając zwrotu „Ja”? Kiedy pytam o to uczestników moich warsztatów, większość osób odpowiada: „Moje ciało i to, co dzieje się w mojej głowie” – czyli ciało fizyczne i umysł świadomy. A przecież nasza psychika składa się jeszcze z co najmniej dwóch „części” – nadświadomości (Wyższego Ja) i podświadomości (Niższego Ja). Razem ze świadomością (Ja) tworzą całość, która zarządza naszym życiem. Niestety, identyfikujemy się z fragmentem swojej osobowości – Ja świadomym – będąc przekonanymi, że jest to całość. Ludziom żyłoby się dużo łatwiej, gdyby wiedzieli, że myśląc o sobie: „Ja muszę coś zrobić, ja chcę osiągnąć taki cel”, odnoszą się tylko do jednej z trzech części struktury swojej psychiki, ignorując dwie pozostałe.
------------- ----------------- --------------
DUCHOWOŚĆ PSYCHOLOGIA HUNA
WYŻSZE JA NADŚWIADOMOŚĆ AUMAKUA
ŚREDNIE JA ŚWIADOMOŚĆ UHANE
NIŻSZE JA PODŚWIADOMOŚĆ UNIHIPILI
------------- ----------------- --------------
Struktura naszej psychiki składa się z trzech części: Nadświadomości, Świadomości i Podświadomości, które w tradycjach psychologii, duchowości czy Hunie (dawne wierzenia hawajskie) otrzymały różne nazwy.
Wyższe Ja (Nadświadomość) – to taka część ciebie, która posiada najwyższy poziom wibracji, o boskiej mocy. Wyższe Ja w człowieku jest kreatywną, twórczą jaźnią, energią i ma najwyższą zdolność pojmowania, dodatkowo jest w stałym kontakcie z Wyższą Siłą.
Nadświadomość steruje twoim życiem, kieruje tobą tak, abyś mógł się w pełni rozwijać, i prowadzi cię od jednego doświadczenia do drugiego. Dzięki Nadświadomości każdy z nas naprawdę posiada boską moc.
Nie wiem jak ty, ale ja często myślę, że jeśli Wyższa Siła jest wielkim komputerem, który zarządza wszystkim, co istnieje, to Wyższe Ja jest fragmentem dysku tego komputera, wydzielonym do obsługi naszego pojedynczego życia i znajduje się w bezpośredniej łączności ze Źródłem Wszystkiego Co Istnieje. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że masz boską moc i możesz dokonywać z pomocą tej części cudów w swoim życiu, rozwiązywać problemy, realizować marzenia i pragnienia? Nikt nas nie uczy, że posiadamy taką część oraz jak z niej korzystać. Dzięki pomocy Nadświadomości jesteś w stanie rozwiązać większość problemów, nawet tych najtrudniejszych i najcięższych. Często wystarczy po prostu poprosić.
Średnie Ja (Świadomość) – zwana po prostu Ja – to część ciebie, z którą jesteś w kontakcie, z którą się utożsamiasz i identyfikujesz. Zawiera myśli, odczucia, emocje, popędy, których jesteśmy świadomi, oraz nasze pragnienia i dążenia. Zawiera wzorce postępowania i przekonania – zarówno pozytywne, jak i negatywne. To ta część, do której odnosimy się całe życie, z którą się identyfikujemy. Średnie Ja jest też łącznikiem pomiędzy Nadświadomością a Podświadomością.
Niższe Ja (Podświadomość) – to ta część nas, która także myśli i czuje, w której zapisane są wzorce postępowania w różnych sytuacjach, a także przekonania, których nie jesteśmy świadomi, wyparte emocje i myśli. W wielu publikacjach na temat samorozwoju możesz natknąć się na informację, że Podświadomość ma mentalność dziecka i jak dziecko często boi się wielu rzeczy, stosuje uproszczenia w myśleniu i tak jak dziecko źle traktowane – często odczuwa lęk czy wstyd. Dlatego nasz stosunek do tej części powinien być taki jak do dziecka. Powinniśmy Podświadomość traktować z uwagą i otaczać opieką oraz wsłuchiwać się w sygnały, które płyną stamtąd do Świadomości.
Podświadomość posiada ogromną moc – jednak w wielu przypadkach, właśnie z powodu lęku czy wstydu, wykorzystuje tę moc do sabotowania poczynań pozostałych dwóch części. Jednak należy pamiętać, że zawsze nadrzędnym celem działania Podświadomości jest chęć uchronienia nas przed czymś, co uznała ona za szkodliwe dla nas czy niebezpieczne. Warto więc wsłuchać się w jej głos, bo to, co do nas mówi, może być nie tylko ostrzeżeniem, ale też szansą zmiany. Ważne, aby Podświadomości nie słuchać bezkrytycznie. Nie zawsze jest naszym sprzymierzeńcem w realizowaniu celów, które wyznaczamy sobie na poziomie świadomym. Problemy biorą się głównie z braku porozumienia między Podświadomością a Świadomością.
Widzisz teraz, że to, co wydarza się w twoim życiu, to, czego doświadczasz, jest wynikiem tego, co dzieje się na wszystkich trzech poziomach twojej osobowości. Jeśli więc deklarujemy, że chcemy mieć pracę, a jednak od lat jesteśmy bezrobotni – to znaczy, że nie ma zgodności dążeń do tego celu na wszystkich trzech poziomach naszego Ja i najprawdopodobniej podświadoma część sabotuje nasze dążenia do znalezienia pracy. Dlaczego? Możliwe, że się boi, bo wierzy, że pójście do pracy może być dla nas z jakiegoś powodu niedobre, niekorzystne czy bolesne.
Żeby doszło w naszym życiu do jakiegoś wydarzenia, wszystkie trzy części nas muszą pragnąć tego samego, a my jesteśmy świadomi pragnień tylko jednej części, w dodatku nazywamy tę jedną część „Ja” i z nią się całkowicie utożsamiamy. Trudno więc się dziwić, że często, chociaż chcielibyśmy więcej zarabiać, mieć lepsze relacje z innymi ludźmi i samym sobą – nasze pragnienia się nie realizują bądź realizują się tylko w części. Oznacza to, że prawdopodobnie nasza Podświadomość nie chce tego samego, co Świadomość. Nie możemy też pominąć tego, czego pragnie dla nas Wyższe Ja, nasza Nadświadomość. Czasem plany czy marzenia nie realizują się, ponieważ w dalszej perspektywie tak będzie dla nas lepiej albo w ogóle nie ma tego w planie naszej duszy.
Patrząc jedynie z punktu naszego świadomego Ja, mamy zbyt ograniczony punkt widzenia, natomiast nasza Nadświadomość, znająca plan naszej duszy, wie więcej i dlatego czasem blokuje realizację niektórych naszych pomysłów.
By ułatwić zrozumienie tego procesu, można wyobrazić sobie firmę, w której jest trzech szefów. Żadna decyzja nie może zostać zrealizowana, jeśli wszyscy trzej nie wyrażą na to zgody. Nadświadomość – kierownik numer 1 – stary, mądry, doświadczony, ma ogromną moc kreacji – zwykle podpisuje się na decyzji o realizacji bez zbędnych słów; kierownik numer 2, czyli Świadomość – już nie tak mądry, ale za to jesteśmy z nim w kontakcie – wiemy, czego pragnie i czego chce, również mówi: „Tak, zróbmy to”. Ale jest jeszcze kierownik numer 3. Jeśli jakieś decyzje nie są podejmowane albo są sabotowane, to zwykle dlatego, że on tego nie chce, ponieważ odczuwa lęk.
Niektórych złości fakt, że powodem, dla którego nie realizują się ich pewne marzenia, zamierzenia i plany świadome, jest „sabotaż” Podświadomości. Trzeba jednak zrozumieć jej intencje. Podświadomość sabotuje nasze działania świadome tylko wtedy, kiedy chce nas chronić. Podobnie jest z działaniami, które uniemożliwia nam nasze Wyższe Ja. Ono po prostu wie lepiej, co naprawdę jest dla nas dobre, a co nie.
Załóżmy, że kobieta pragnie (na poziomie świadomym) znaleźć mężczyznę, z którym się zwiąże na dobre i na złe. Opowiada znajomym, że chciałaby już wyjść za mąż, nie może jednak znaleźć właściwego kandydata. Jej podświadomy umysł jest przekonany, że związki się nie udają, na mężczyzn nigdy nie można liczyć, że trzeba ich utrzymywać, a w dodatku zdradzają. W tej sytuacji lęk płynący z Podświadomości będzie uniemożliwiał wejście w związek z mężczyzną, ponieważ kierownik numer 3 zignoruje pragnienia kierownika numer 2, bo według niego nie będzie to dla tej kobiety dobre.
Kluczem do rozwiązania tej sytuacji jest znalezienie myśli, emocji i wzorców postępowania, które ukryte są na poziomie nieświadomym, i uwolnienie się od nich.
Na przykład możemy mieć lęk przed kąpielą w morzu, jeziorze czy basenie. Za nic nie damy się namówić nawet na zamoczenie nóg, nigdy nie nauczyliśmy się pływać, bo lęk przed kontaktem z wodą był zbyt silny. Jesteśmy kimś, kto jako jedyny siedzi na plaży, podczas gdy inni wesoło się bawią i pluskają w wodzie. Gdyby przyjrzeć się temu z boku, jest to przekonanie całkowicie irracjonalne. Nikt się w naszej obecności nie topił ani też nie topiliśmy się my sami. Skąd więc ten lęk przed wodą?
Prawdopodobnie nasza Podświadomość z jakiegoś powodu boi się wody, w związku z czym przez ten lęk trzyma nas od niej z daleka. Prawdopodobnie podświadoma część kojarzy wodę z utopieniem się, a co najmniej z zagrożeniem życia. Przyczyną mogą być nasze doświadczenia z poprzednich wcieleń lub doświadczenia osób z rodziny, które zostały nam w świadomy lub nieświadomy sposób przekazane.
Jest wiele przykładów zaczerpniętych prosto z życia, które to potwierdzają. Znajoma bardzo bała się pożaru. Zawsze sprawdzała przed wyjściem z domu, czy przypadkiem zapałki, których użyła do zapalenia gazu, nie tlą się gdzieś w koszu. Dręczył ją lęk, że dom się pali, podczas gdy ona jest w pracy. Chociaż nigdy ani nie widziała z bliska pożaru ani też nikt z jej przyjaciół czy bliskich nie ucierpiał od ognia.
Kiedyś jednak w rozmowie ze starszymi członkami rodziny dowiedziała się, że podczas wojny, gdy jej przodkowie zostali wyrzuceni z domu, dodatkowo musieli bezradnie patrzeć, jak ten dom, ich dobytek i wszystkie rodzinne pamiątki są wydane na pastwę ognia. To opowiadanie uświadomiło jej, że przyczyną wywołującą lęk była historia rodzinna, której nawet nie była świadoma.
Inna z kolei osoba wprowadziła się do nowego domu i nie mogła w nim rozpalić w piecu. Było to zaskakujące, ponieważ piec był sprawny i goście, którzy do niej przychodzili, radzili sobie z nim bez trudu. Jej jednej jednak nie udawało się go rozpalić, nawet nie próbowała, czuła bowiem wielki opór przed tą czynnością i jej starania były bezskuteczne. Jasnowidz, do którego zwróciła się o pomoc, odkrył, że w poprzednim wcieleniu spłonął jej dom. Ta informacja pomogła jej uświadomić sobie lęk i popracować nad zaakceptowaniem go, co doprowadziło do tego, że z łatwością rozpalała w piecu.