Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Znak czterech - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Znak czterech - ebook

Mogę cię spytać, czy prowadzisz teraz jakieś śledztwo? Żadnego. To dlatego biorę kokainę. Nie potrafię egzystować bez intelektualnej podniety. Po cóż innego warto byłoby żyć? Stań tutaj, przy oknie. Czy świat był kiedyś równie ponury, beznadziejny i bezproduktywny? Spójrz, jak ta żółta mgła wije się ulicą i przesuwa, zasłaniając szare domy. Cóż mogłoby być bardziej bezwartościowego i prozaicznego? Otworzyłem już usta, żeby zareagować jakoś na tę tyradę, lecz wtedy właśnie rozległo się głośne pukanie do drzwi i weszła nasza gospodyni, niosąc na mosiężnej tacy wizytówkę. Jakaś młoda dama do pana, sir ? powiedziała, zwracając się do mojego towarzysza.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7993-253-5
Rozmiar pliku: 715 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy SZTUKA DEDUKCJI

Sherlock Holmes sięgnął po buteleczkę stojącą na gzymsie kominka, a następnie wyjął z ładnego futerału wykonanego z marokańskiej skóry strzykawkę. Długimi bladymi nerwowymi palcami osadził na nią delikatną igłę i podwinął mankiet lewego rękawa. Przez krótką chwilę wpatrywał się w zadumie w swoje żylaste przedramię i nadgarstek, poznaczone bliznami po niezliczonych nakłuciach. Wreszcie wbił sobie igłę w rękę, nacisnął tłoczek strzykawki i z przeciągłym westchnieniem zadowolenia zagłębił się w obitym aksamitem fotelu.

Choć byłem świadkiem tej sceny trzy razy dziennie już od wielu miesięcy, to ani się do tego nie przyzwyczaiłem, ani nie potrafiłem się też z tym pogodzić. Wręcz przeciwnie, z dnia na dzień widok ten coraz bardziej mnie drażnił, a wieczorami dręczyły wyrzuty sumienia na myśl o tym, że brak mi odwagi, aby się temu przeciwstawić. Wciąż na nowo przyrzekałem sobie, że wygarnę mu szczerze, co o tym sądzę, jednak w chłodnym nonszalanckim sposobie bycia mojego towarzysza istniało coś, co sprawiało, że był chyba ostatnim człowiekiem, wobec którego miałoby się ochotę pozwolić sobie na takie uwagi. Jego niesamowite zdolności, mistrzowskie dokonania, wiele niezwykłych cech, o których istnieniu przekonałem się na własne oczy – wszystko to sprawiło, że nie czułem się przy nim zbyt pewny siebie i jakoś nie kwapiłem się do tej rozmowy.

Tego popołudnia jednak, czy to za sprawą beaune, którego napiłem się do lunchu, czy też dodatkowego poirytowania na widok tego, jak świadomie sobie szkodzi, poczułem nagle, że dłużej już tego nie zniosę.

– A co dzisiaj? – spytałem. – Morfina czy kokaina?

Podniósł leniwie wzrok znad starej drukowanej gotykiem księgi, którą przeglądał.

– Kokaina – odparł. – Siedmioprocentowy roztwór. Masz ochotę spróbować?

– Nie, bynajmniej – odrzekłem zaczepnym tonem. – Nie doszedłem jeszcze do siebie po kampanii afgańskiej. Nie mogę sobie pozwolić na to, by tak niszczyć swoje zdrowie.

Uśmiechnął się, słysząc mój wybuch.

– Może i masz rację, Watsonie – powiedział. – Przypuszczam, że rzeczywiście ma to negatywny wpływ na zdrowie fizyczne, jednak przy okazji tak cudownie pobudza i rozjaśnia mój umysł, że skutki uboczne doprawdy są dla mnie drugorzędną sprawą.

– Ale zastanów się nad tym! – odparłem z powagą. – Pomyśl, jaką cenę płacisz! Może twój umysł i jest teraz pobudzony i podekscytowany, tak jak mówisz, ale to patologiczny, chorobliwy proces związany ze zmianami w tkankach, który w przyszłości może pozostawić trwały ślad. Poza tym wiesz doskonale, jak reagujesz, kiedy kończy się działanie narkotyku. Jestem pewien, że to gra niewarta świeczki. Dlaczego miałbyś dla chwilowej przyjemności ryzykować utratę tych niezwykłych zdolności, jakimi obdarzyła cię natura? Pamiętaj, że nie mówię ci tego tylko jako przyjaciel, lecz również jako lekarz. W pewnym stopniu jestem przecież odpowiedzialny za twoje zdrowie!

Nie wydawał się urażony. Wręcz przeciwnie, splótł palce i położył łokcie na oparciu fotela, przybierając taką pozę, jakby miał ogromną ochotę na rozmowę.

– Mój umysł – rzekł – buntuje się przeciwko stagnacji. Daj mi jakieś sprawy do rozwiązania, daj mi coś do roboty, jakiś najbardziej zawiły szyfr albo skomplikowany problem, a w jednej chwili będę w swoim żywiole. W takich sytuacjach mogę się obyć bez sztucznych środków stymulujących. Ale nienawidzę tej monotonii, tej nudnej rutynowej egzystencji. Jestem złakniony intelektualnych wyzwań. To dlatego wybrałem taki, a nie inny zawód… A raczej go stworzyłem, bo jestem jedynym jego przedstawicielem na świecie.

– Jesteś jedynym prywatnym detektywem? – spytałem, unosząc brwi.

– Jedynym prywatnym detektywem-konsultantem – odparł. – Jestem ostatnią i najwyższą instancją w wykrywaniu przestępstw. Gdy Gregson, Lestrade lub Athelney Jones zupełnie nie wiedzą, co począć – a jest to u nich stan normalny – przychodzą ze sprawą do mnie. Jako specjalista analizuję dane i przedstawiam im swą ekspercką opinię. Nie domagam się w takich sprawach uznania moich zasług. Moje nazwisko nie trafia też do gazet. Największą nagrodą jest dla mnie praca sama w sobie, przyjemność, jaką daje mi praktyczne wykorzystanie moich niezwykłych umiejętności. Miałeś już przecież okazję poznać trochę moje metody podczas sprawy Jeffersona Hope’a.

– Tak, istotnie – potwierdziłem. – I jeszcze nigdy w życiu nic nie wprawiło mnie w takie zdumienie. Opisałem to nawet w niewielkiej publikacji pod dość niecodziennym tytułem Studium w szkarłacie.

Smutno potrząsnął głową.

– Przeglądałem ją – odparł. – Szczerze mówiąc, nie mam zamiaru gratulować ci tego dzieła. Wykrywanie przestępstw jest, czy raczej powinno być, nauką ścisłą, i jako takie należy je traktować w chłodny, pozbawiony emocji sposób. Ty zaś spróbowałeś całą tę historię ubarwić, co dało mniej więcej ten sam efekt, jakbyś wplótł jakiś romans czy historię ucieczki kochanków w piąty aksjomat Euklidesa.

– Ależ to była romantyczna historia! – zaprotestowałem. – Nie mogłem przecież przeinaczać faktów.

– Niektóre fakty należałoby mniej eksponować, a przynajmniej zachować zdrowe proporcje w sposobie ich przedstawienia. Jedynym zasługującym na uwagę aspektem całej tej sprawy był interesujący proces analitycznego rozumowania, od skutku do przyczyny, dzięki któremu udało mi się ją rozwiązać.

Zirytowała mnie ta krytyka dzieła, które stworzyłem głównie z myślą o tym, by sprawić Holmesowi przyjemność. Muszę też przyznać, że rozdrażniło mnie, z jakim egotyzmem domagał się, by każdy wers mojej książki poświęcony był wyłącznie jego wyjątkowym dokonaniom. Przez te lata, gdy mieszkałem z nim na Baker Street, nieraz zdarzyło mi się zauważyć, że spokój i moralizatorski ton mojego towarzysza nie były pozbawione pewnej próżności.

Nic jednak na to nie odparłem. Usiadłem, by dać odpocząć mojej nodze. Jakiś czas temu raniła mnie kula z jezzaila, i pomimo że mogłem chodzić, przy zmianie pogody stara rana zawsze dawała mi się we znaki.

– Ostatnio zasięg mej praktyki objął również kontynent – rzekł Holmes po chwili milczenia, nabijając swoją starą fajkę z korzenia wrzośca. – W zeszłym tygodniu zwrócił się do mnie François le Villard, który, jak zapewne słyszałeś, wyróżnia się ostatnio wśród francuskich detektywów. Odznacza się szybką celtycką intuicją, brak mu jednak rozległej i szczegółowej wiedzy, która jest nieodzowna, by osiągnąć w sztuce wykrywania przestępstw wyższy poziom. Sprawa dotyczyła testamentu i posiadała pewne interesujące cechy. Miałem okazję przedstawić le Villardowi dwa podobne przypadki, jeden z Rygi z 1857 roku, a drugi z St. Louis z roku 1871, które zasugerowały mu właściwe rozwiązanie. Mam tu jego list z podziękowaniami za pomoc. Dostałem go dziś poranną pocztą. – Mówiąc to, rzucił na stół zmięty arkusz papieru listowego. Przejrzałem go pobieżnie. Rzuciło mi się w oczy mnóstwo wyrazów uznania; liczne magnifiques, coup de maître i tour de force świadczyły o szczerym podziwie, którym francuski detektyw darzył Holmesa.

– Pisze niczym uczeń do swojego mistrza – stwierdziłem.

– Och, zbyt wysoko ocenia moją pomoc – rzekł lekkim tonem Sherlock Holmes. – Sam jest bardzo uzdolniony. Posiada dwie z trzech cech idealnego detektywa: bystrość obserwacji i opanowanie sztuki dedukcji. Brak mu jedynie wiedzy, ale to przyjdzie z czasem. Teraz przekłada na francuski moje skromne monografie.

– Monografie?

– Nie wiedziałeś? – zawołał Holmes ze śmiechem. – Tak, popełniłem kilka drobnych dzieł, wszystkie poświęcone czysto technicznym zagadnieniom. Tu masz na przykład artykuł „O rozróżnianiu popiołu z różnych tytoni”. Opisałem w nim sto czterdzieści różnych rodzajów tytoniu do wyrobu papierosów, cygar oraz tytoniu fajkowego i zamieściłem kolorowe ilustracje obrazujące różnice pomiędzy nimi. Problematyka tytoniu nieustannie się przewija w sprawach kryminalnych i jako wskazówka ma czasem wielkie znaczenie. Jeśli na przykład potrafisz stwierdzić, że mordercą był mężczyzna palący indyjski lunkah, w oczywisty sposób zawęża ci to obszar poszukiwań. Dla wytrenowanego oka różnica między czarnym popiołem z cygara „Trichinopoly” a białymi kłaczkami z „Bird’s Eye” jest tak wyraźna jak między kapustą a ziemniakiem.

– Masz genialną zdolność dostrzegania szczegółów – zauważyłem.

– Doceniam ich znaczenie. A to moja monografia o odczytywaniu śladów, w której zawarłem kilka uwag na temat zastosowania gipsu modelarskiego, pozwalającego zachować odciśnięte ślady. Tu z kolei masz niewielkie interesujące opracowanie, opisujące wpływ zawodu danego człowieka na kształt jego dłoni, z litografiami dłoni dekarzy, marynarzy, krajaczy korku, kompozytorów, tkaczy i szlifierzy diamentów. Dla detektywa z naukowym podejściem ma to ogromne znaczenie praktyczne, zwłaszcza w przypadku nierozpoznanych ciał czy też przy pozyskiwaniu informacji o przeszłości przestępców. Chyba jednak zaczynam cię nużyć tym gadaniem.

– Ależ bynajmniej! – zaprzeczyłem z powagą. – To dla mnie niezmiernie interesujące, szczególnie odkąd miałem okazję przekonać się na własne oczy, jak stosujesz swoje hobby w praktyce! Wspomniałeś jednak przed chwilą o obserwacji i dedukcji. Zapewne jedna w pewnym stopniu wynika z drugiej?

– Cóż, niezupełnie – rzekł mój przyjaciel, rozpierając się wygodnie w fotelu i wypuszczając gęste sine kłęby dymu ze swojej fajki. – Dzięki obserwacji wiem na przykład, że byłeś dziś rano na poczcie przy Wigmore Street. Ale to dedukcja podpowiada mi, że gdy tam byłeś, wysłałeś telegram.

– To prawda! – odparłem. – Odgadłeś w obu przypadkach. Muszę jednak przyznać, że nie mam pojęcia, jak do tego doszedłeś. Nagle odczułem impuls, żeby to zrobić, ale przecież nikomu o tym nie wspominałem.

– To banalne – powiedział Holmes, chichocząc na widok mojej zaskoczonej miny. – Tak absurdalnie proste, że wyjaśnianie tego jest wręcz zbędne. Możemy jednak posłużyć się tym przykładem, by zdefiniować granice obserwacji i dedukcji. Obserwacja podpowiada mi, że do podeszwy twojego buta przylgnęła odrobina czerwonawej ziemi. Naprzeciwko urzędu przy Seymour Street zdjęto właśnie fragment chodnika i rozkopano ziemię, tak że trudno w nią nie wdepnąć, wchodząc do środka. Ziemia tutaj ma specyficzną czerwonawą barwę, i, o ile wiem, nie występuje nigdzie indziej w tych okolicach. To by było na tyle, jeśli chodzi o obserwację. Cała reszta to dedukcja.

– Jak w takim razie wydedukowałeś, że wysłałem telegram?

– Wiedziałem oczywiście, że nie napisałeś żadnego listu, bo przez cały ranek siedziałem naprzeciwko ciebie. Widzę również w otwartej szufladzie twojego biurka arkusz znaczków i gruby plik kartek pocztowych. Po cóż w takim razie miałbyś iść na pocztę, jeśli nie po to, by wysłać telegram? Trzeba wyeliminować wszystkie pozostałe czynniki, a ten jeden, który pozostanie, musi być prawdziwy.

– W tym przypadku z całą pewnością tak właśnie było – odparłem po chwili zastanowienia. – Jednak, jak sam mówisz, to akurat było bardzo proste. Czy uznałbyś to za bezczelność, gdybym poddał twoje metody nieco trudniejszej próbie?

– Wręcz przeciwnie – odrzekł. – Dzięki temu mógłbym zrezygnować z drugiej dawki kokainy. Z wielką przyjemnością przeanalizuję każdy problem, jaki tylko mi podrzucisz.

– Słyszałem, jak wspominałeś kiedyś, że człowiekowi trudno jest na co dzień używać jakiegokolwiek przedmiotu, nie pozostawiwszy na nim jakichś typowych dla niego śladów, które wyćwiczony obserwator potrafiłby odczytać. Ten oto zegarek wszedł niedawno w moje posiadanie. Byłbyś tak miły i powiedział, co myślisz o charakterze i nawykach jego zmarłego właściciela?

Z lekkim rozbawieniem podałem mu zegarek, bo test ten, jak mi się wydawało, był niemożliwy do rozwiązania. Zamierzałem dać mu w ten sposób małą nauczkę za jego trochę apodyktyczny ton, jaki czasami przybierał. Holmes przez chwilę ważył zegarek w dłoni, wpatrując się intensywnie w jego tarczę, następnie otworzył pokrywkę i przyjrzał się mechanizmowi, najpierw gołym okiem, a potem przy użyciu silnej lupy. Ledwie zdołałem powstrzymać uśmiech, widząc jego zawiedzioną twarz, gdy wreszcie zatrzasnął pokrywkę i oddał mi zegarek.

– Niewiele tu danych – zauważył mój przyjaciel. – Zegarek był ostatnio czyszczony, co pozbawia mnie najbardziej sugestywnych śladów.

– Masz rację – odparłem. – Wyczyszczono go, zanim przesłano do mnie. – W głębi serca oskarżałem już mojego towarzysza, że podsunął mi najgorszą i najsłabszą wymówkę, by zatuszować swą porażkę. Jakież to niby dane mógłby odczytać z niewyczyszczonego zegarka?

– Cóż, choć efekty nie są bynajmniej satysfakcjonujące, moja analiza nie była jednak całkiem bezowocna – rzekł Sherlock Holmes, wpatrując się w sufit rozmarzonymi, pozbawionymi wyrazu oczyma. – Popraw mnie, proszę, jeśli popełnię błąd. Powiedziałbym, że ten zegarek należał do twojego starszego brata, który odziedziczył go po waszym ojcu.

– Wywnioskowałeś to bez wątpienia z inicjałów H.W. wygrawerowanych z tyłu pokrywy?

– Zgadza się. „W” wskazuje na twoje nazwisko. Na zegarku wygrawerowana jest data sprzed niemal pięćdziesięciu lat, a inicjały są równie stare jak sam zegarek. Wykonano go więc dla kogoś z poprzedniego pokolenia. Biżuteria z reguły przechodzi na najstarszego syna, istnieje też spore prawdopodobieństwo, że będzie on nosił takie samo imię jak jego ojciec. O ile dobrze pamiętam, twój ojciec od wielu lat nie żyje, toteż zegarek należał w tym czasie do twego starszego brata.

– Jak do tej pory wszystko się zgadza. Coś jeszcze?

– Był on człowiekiem nieporządnym, bardzo niezorganizowanym i nieuważnym. Miewał w życiu możliwości, nie wykorzystał jednak swojej szansy, i mimo że od czasu do czasu zdarzały chwile prosperity, żył w ubóstwie. Na koniec rozpił się i zmarł. To wszystko, co udało mi się wydedukować.

Zerwałem się z krzesła i, kulejąc, zacząłem niecierpliwie chodzić po pokoju. Czułem się rozżalony.

– To ciebie niegodne, Holmesie! – wyrzuciłem z siebie. – Nie wyobrażałem sobie, że potrafisz się zniżyć do czegoś takiego! Dowiedziałeś się o faktach z przeszłości mojego nieszczęsnego brata, a teraz udajesz, że w jakiś wydumany sposób wydedukowałeś tę wiedzę. Nie sądzisz chyba, że uwierzę, iż wyczytałeś to wszystko z mojego zegarka?! To jest bardzo nieładnie z twojej strony, i szczerze mówiąc, zakrawa wręcz na szarlatanerię!

– Mój drogi doktorze – odparł uprzejmym tonem Holmes – proszę, przyjmij moje przeprosiny. Rozważałem tę kwestię jako problem czysto abstrakcyjny, zapominając przy tym, jak osobiste i bolesne może to być dla ciebie. Zapewniam cię jednak, że nawet nie wiedziałem, że miałeś brata, dopóki nie pokazałeś mi tego zegarka.

– A więc jak, u licha, udało ci się tego dowiedzieć? Wszystko, co powiedziałeś, jest prawdą, i to w każdym szczególe.

– Ach, po prostu miałem szczęście. Potrafiłem jedynie wysnuć pewne przypuszczenia. Nawet nie oczekiwałem, że uda mi się to tak precyzyjnie odczytać.

– Ale to nie polegało na samym zgadywaniu?

– Nie, nie! Ja nigdy nie zgaduję. To bardzo niedobry nawyk, który ma destrukcyjny wpływ na logiczne myślenie. To, co uważasz za tak dziwne, jest takim tylko dlatego, że nie podążasz za moim tokiem rozumowania lub też nie zauważasz drobnych szczegółów, z których można wysnuć tak znaczące wnioski. Zacząłem na przykład od stwierdzenia, że twój brat był niedbały. Jeśli przyjrzysz się dolnej części oprawy tego zegarka, zauważysz, że nie tylko jest w dwóch miejscach wgnieciona, lecz również cała porysowana czymś twardym, na przykład monetami czy kluczami, które twój brat nosił w tej samej kieszeni co zegarek. Z całą pewnością nie jest to aż tak wielkie odkrycie, jeśli założymy, że człowiek, który tak lekkomyślnie traktuje zegarek wart pięćdziesiąt gwinei, musi być nieporządny. Nie będzie też zbyt naciągane, jeśli przyjmiemy, że jeśli ktoś otrzymał w spadku tak wartościowy przedmiot, oznacza to, iż odziedziczył fortunę.

Skinąłem głową, dając mu znać, że podążam za jego tokiem rozumowania.

– W Anglii wśród właścicieli lombardów panuje zwyczaj, że gdy przyjmują w zastaw zegarek, to na wewnętrznej stronie pokrywy wydrapują za pomocą szpilki numer pokwitowania. To bardziej poręczne niż jakieś etykiety, i nie ma ryzyka, że taki numer się zgubi lub że nagle znajdzie się na innym przedmiocie. Gdy przyjrzałem się przez lupę wewnętrznej stronie pokrywy, dostrzegłem aż cztery takie numery i wysnułem wniosek, że twojemu bratu często źle się powodziło. Ale od czasu do czasu jego sytuacja ulegała znacznej poprawie, ponieważ w przeciwnym razie nie byłby w stanie wykupywać zastawionego zegarka. I wreszcie spójrz, proszę, na wewnętrzną płytkę, w której jest otwór na kluczyk. Przyjrzyj się tym tysiącom zadrapań dookoła otworka. To ślady po obsuwaniu się kluczyka. Czy gdyby używał go człowiek trzeźwy, byłby w stanie aż tak bardzo podrapać płytkę? Takie zadrapania znajdziesz na zegarku każdego pijaka. Nakręca zegarek w nocy, pozostawiając ślady drżącej ręki. I cóż w tym wszystkim tajemniczego?

– To jasne jak słońce! – odparłem. – Przepraszam, że cię tak niesprawiedliwie oskarżyłem. Powinienem był mieć więcej zaufania do twoich niesamowitych zdolności. Mogę cię spytać, czy prowadzisz teraz jakieś śledztwo?

– Żadnego. To dlatego biorę kokainę. Nie potrafię egzystować bez intelektualnej podniety. Po cóż innego warto byłoby żyć? Stań tutaj, przy oknie. Czy świat był kiedyś równie ponury, beznadziejny i bezproduktywny? Spójrz, jak ta żółta mgła wije się ulicą i przesuwa, zasłaniając szare domy. Cóż mogłoby być bardziej bezwartościowego i prozaicznego? Co z tego, że posiadam pewne zdolności, doktorze, skoro nie mam gdzie ich wykorzystywać? Przestępstwa są pospolite, egzystencja jest pospolita, a na tym świecie nie przydają się żadne inne cechy poza pospolitymi.

Otworzyłem już usta, żeby zareagować jakoś na tę tyradę, lecz wtedy właśnie rozległo się głośne pukanie do drzwi, i weszła nasza gospodyni, niosąc na mosiężnej tacy wizytówkę.

– Jakaś młoda dama do pana, sir – powiedziała, zwracając się do mojego towarzysza.

– Panna Mary Morstan – odczytał Holmes. – Hm, nie przypominam sobie tego nazwiska. Niech ją pani poprosi na górę, pani Hudson. – Nie wychodź, Watsonie. Wolałbym, żebyś został.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: