Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Znalazłam klucz do szczęścia. Moja droga w poszukiwaniu tego co w życiu najważniejsze. - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Znalazłam klucz do szczęścia. Moja droga w poszukiwaniu tego co w życiu najważniejsze. - ebook

Nie ma prostej recepty na szczęście. Ilona Felicjańska w jego poszukiwaniu od kilku lat przemierza różne ścieżki rozwoju osobistego. Spotyka na swojej drodze nauczycieli życia i przewodników duchowych. Dzieli się obserwacjami, jak zmiany, które zachodzą w jej świadomości, porządkują świat zewnętrzny.

W poprzedniej książce pokazywała, jak być niezniszczalną, jak podnieść się po upadku i wyjść z więzienia uzależnienia, depresji i przemocy. W tej książce idzie krok dalej. Już nie tylko stoi z podniesioną głową, ale też mówi: mogę być szczęśliwa, mam do tego nie tylko prawo – mam taki obowiązek.

Ilona Felicjańska inspiruje tysiące Polek, by z odwagą zajęły się swoim życiem. By otworzyły się na idee, które burzą dotychczasowe schematy. Poszukiwanie szczęścia jest drogą do bezwzględnej akceptacji siebie, innych ludzi i świata, w którym żyjemy. Znajdź klucz do szczęścia razem z Iloną.

Ilona Felicjańska, modelka, II wicemiss Polonia z 1993 roku, autorka książek motywujących do lepszego życia. Zaangażowana w działalność charytatywną, wspieranie osób uzależnionych i ofiar przemocy. Swoim życiem daje przykład, że nie ma takiego upadku, z którego nie dałoby się podnieść.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7945-300-9
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Polecamy

Beata Pawlikowska

Blondynka nad Gangesem

Beata Pawlikowska

Szczęśliwe garnki

Kulinarna książka z przepisami na wiosnę

Beata Pawlikowska

Szczęśliwe garnki

Kulinarna książka z przepisami na lato

Beata Pawlikowska

Szczęśliwe garnki

Kulinarna książka z przepisami na jesień

Beata Pawlikowska

Szczęśliwe garnki

Kulinarna książka z przepisami na zimę

Beata Pawlikowska

Szczęśliwe garnki

Kulinarna książka z przepisami
Przepisy na święta

Beata Pawlikowska

Szczęśliwe garnki

Kulinarna książka z przepisami na ciastka

Beata Pawlikowska

Szczęśliwe garnki extra

Kulinarne przepisy na cztery pory roku, Wielkanoc, Boże Narodzenie,
zdrowe ciastka i pyszny chleb

Beata Pawlikowska

Między światami

Roma J. Fiszer

Kilka godzin do szczęścia

Beata Pawlikowska

Soki i koktajle świata

Ewa Zdunek

Z pamiętnika samotnej wróżki

Agnieszka Dydycz

Z pamiętnika masażysty, czyli nic,
co ludzkie, nie jest mi (już) obce

Joanna Wieczorek-Dieng

Wszystkie barwy słońca
Historia prawdziwa własnoręcznie uszyta

Anna Kaszubska, Zargan Nasordinova

186 szwów. Z Czeczenii do Polski
Droga matki

Beata Pawlikowska

Kot dla początkujących

Jacek Bonecki

Podróżnik fotograficzny

Marta Motyl

Odcienie czerwieni

Anna Jurksztowicz

IQuchnia, czyli jak inteligentnie jeść i pić

Radosław Piwowarski

Sceny rozbierane

Robert Sowa

Krok po kroku z Robertem Sową

Magdalena Majcher

Jeden wieczór w ParadiseWstęp

Stary rolnik miał konia, którym orał ziemię. Pewnego dnia koń uciekł. Sąsiedzi staruszka litowali się nad jego nieszczęściem, ten jednak wzruszył ramionami i odpowiedział: „Może to szczęście, może nieszczęście, któż to wie...”. Tydzień później koń wrócił, prowadząc za sobą stado dzikich klaczy. Tym razem sąsiedzi gratulowali rolnikowi jego szczęścia. On jednak znowu odpowiedział: „Szczęście, nieszczęście, któż to wie?”. Gdy syn staruszka próbował ujeździć jedną z klaczy, spadł i złamał nogę. Wszyscy zgadzali się, że to nieszczęście, jednak farmer mówił tylko: „Szczęście, nieszczęście, kto wie?”. Tydzień później do wioski wkroczyło wojsko i zabrało wszystkich młodych mężczyzn, jakich udało się znaleźć. Gdy zobaczyli, że syn rolnika ma złamaną nogę, zostawili go w spokoju. Szczęście? Nieszczęście?^()

Nazywam się Ilona Felicjańska i znalazłam klucz do szczęścia. Szukałam go przez wiele lat w labiryncie życia. „To jest droga bez wyjścia”, myślałam przerażona, błądząc po omacku, wpadając w pułapki, nie mając siły zrobić kroku dalej. Wydawało mi się, że idę do przodu, a kręciłam się w kółko. Czułam, że jeszcze chwila i wydostanę się na zewnątrz, a wracałam do punktu wyjścia. Upadałam, wstawałam, szłam dalej. Nie umiałam odczytać drogowskazów, nie docierało do mnie, co mówią przewodnicy, których mijałam.

Aż pewnego dnia zrozumiałam. Zaczęłam dostrzegać znaki. Każda droga i zakręt były z pozoru podobne, jednak gdy wsłuchiwałam się w siebie, czułam, że wiem, jaki powinien być następny krok. Gdy nie wiedziałam, czy pójść dalej, czy zawrócić, pytałam siebie „czego się boisz?”. Gdy stałam na rozdrożu, w sobie szukałam odpowiedzi na pytanie: „A teraz czego chciałabyś naprawdę?”. Zaczęłam się rozglądać, dostrzegać świat dookoła i odczuwać przyjemność bycia w drodze. Zobaczyłam, że labirynt nie jest ani mroczny, ani przerażający, ani skomplikowany. Zachwyciło mnie, że ma kolory, kształty, zapachy. Stało się jasne, że każda droga, którą podążam, prowadzi do celu. Zrozumiałam, że to jest moje życie, więc dlaczego nadałam mu etykietkę „labirynt” i chciałam je opuścić? Odnalazłam szczęście. W każdym oddechu, który nabierałam, i każdym kroku, który stawiałam. W akceptacji życia i tego, kim jestem. W miłości do siebie.

Żyjemy w czasach, gdy szczęście – postrzegane jako synonim sukcesu – jest przymusem, a zarazem wydmuszką: z wierzchu gładką, w środku pustą. Z drugiej strony jest ono też czymś podejrzanym, bo kondycja świata nie przynosi zbyt wielu powodów, by się nim cieszyć. W poprzedniej książce pokazywałam, jak być niezniszczalną, jak podnieść się z upadku i wyjść z więzienia uzależnienia, depresji i przemocy. W tej książce idę krok dalej. Mówię: możemy być szczęśliwi, mamy do tego prawo, mamy wręcz taki obowiązek.

Każdy z nas ma inną drogę do szczęścia. Nie ma ani lepszej, ani gorszej. Na mojej byli różni nauczyciele życia i przewodnicy duchowi, z których wiedzy, doświadczenia i mądrości korzystam. Przemierzyłam wiele ścieżek rozwoju osobistego. Szukałam klucza do lepszego życia w astrologii, Totalnej biologii i ustawieniach systemowych. Doświadczyłam potęgi teraźniejszości, nieograniczonych możliwości dwupunktu i mocy poczucia własnej wartości. Poznałam siłę Radykalnego wybaczania i przynoszących akceptację życia medytacji w kręgu.

W książe Znalazłam klucz do szczęścia dzielę się z wami obserwacjami, jak zmiany, które zachodzą w naszej świadomości, porządkują świat zewnętrzny. Zachęcam każdego z Was do wejścia na drogę poszukiwania tego, co w życiu najważniejsze.

W książce swoją wiedzą i refleksjami na temat szczęścia podzielili się ze mną i Czytelnikami eksperci w swoich dziedzinach: Monika Łukasiewicz, Paulina Napora, Alina Wajda, Rafał Daniluk, Łukasz Gątnicki, Krzysztof Gojdź, Piotr Kmieć, Romuald Kosznik, Marek Kukułka.

Dziękuję Wam z całego serca.Szczęście – koniec i początek

W książce Jak być niezniszczalną pisałam o uzależnieniu, depresji i przemocy. Te trzy aspekty są mocno ze sobą związane. Pokazałam, w jaki sposób działa alkohol. Na początku pozornie pomaga – na strach, nieśmiałość, ból życia. A potem wzmaga lęki, dokłada do nich nowe, a na poziomie fizjologicznym wywołuje spadek serotoniny, co znacząco obniża nastrój. Moja terapeutka Alicja Szowa mówi o alkoholu, że jest fałszywym przyjacielem: „Najpierw się uśmiecha, wyciąga rękę, a potem staje się wrogiem”. Alkohol przenosi człowieka od euforii do depresji. Tam, gdzie jest alkohol, częściej pojawia się przemoc. I nie chodzi tylko o to, że osoby po alkoholu są bardziej skłonne do przemocy, ale też o to, że kobiety pijące łatwiej wchodzą w rolę ofiary i trudniej im się z tego wydostać (choćby ze względu na poczucie winy i brak pewności siebie), a także dlatego, że tkwiąc w związkach, w których przemoc jest chlebem powszednim, szukają pocieszenia i ucieczki w alkohol. Książkę zakończyłam rozdziałem „Dlaczego jestem szczęśliwa”, który stanowi doskonały punkt wyjścia do tego tekstu – chociaż wtedy nawet mi się nie śniło, że kolejna książka w całości będzie o szczęściu właśnie.

Szczęście to pełne
i trwałe zadowolenie
z całości życia

Władysław Tatarkiewicz

Szczęśliwa alkoholiczka, czyli konsternacja

Mam wrażenie, że moje wyznanie „jestem szczęśliwa”, budzi większą konsternację u rozmówców niż „jestem uzależniona”. Do tego, że o uzależnieniu mówię z podniesioną głową, ludzie zdążyli się już przyzwyczaić. Przychodzi mi to tym łatwiej, im dłużej nie piję. O alkoholu już na co dzień nie myślę, a gdybym miała jednym tylko zdaniem określić, czym jest uzależnienie, to stanowczo powiem, że nie jest ono problemem z alkoholem, ale problemem z życiem. Dopóki się pije, nie ma się pojęcia, że alkohol wypełnia każdą chwilę i każdą komórkę ciała, żeby odciągnąć uwagę od tego, co naprawdę jest istotne – od nieumiejętności życia, od rozmaitych braków, których nie potrafimy skompensować inaczej niż nałogiem. „Jestem szczęśliwa” budzi konsternację, bo mało kto dziś odważa się na takie wyznanie w świecie, w którym jeśli nie przytłacza nas własna egzystencja, to robi to poczucie zagrożenia wynikające z cierpienia i nieszczęść na świecie, z nierówności społecznych, głodu, chorób, wojen, terroryzmu. A już „jestem szczęśliwa” w ustach osoby uzależnionej brzmi jak oksymoron.

Wtedy, dwa lata temu, napisałam, że jestem szczęśliwa, bo pokochałam siebie. Kobiety mają skłonność do zapominania o własnych potrzebach. Są zadowolone, gdy innym jest dobrze. Ale czy inni są zadowoleni, kiedy kobietom jest źle? Nie. Dzieci wolą mieć szczęśliwe matki, mężczyźni wolą mieć szczęśliwe żony. Nie mam pojęcia, kiedy kobiety dały sobie wmówić, że cierpiętnictwo jest szlachetne. Taka postawa „produkuje” rzesze nieszczęśliwych kobiet, które na starość pozostają w niezrozumieniu i żalu, że poświeciły komuś całe swoje życie, nie dostając niczego w zamian, bo dzieci założyły własne rodziny, a mąż oddalił się emocjonalnie, albo dawno odszedł z inną kobietą. Tyle że nikt od nas tego poświęcenia nie wymaga. Naprawdę! Jeśli ktoś z niego korzysta, to często dlatego, że nie dajemy mu wyboru swoim brakiem asertywności. Poświęcenie, choć może zabrzmi to dziwnie, obciąża naszych bliskich. Oczekujemy od dzieci wdzięczności za to, co dla nich robimy, a one marzą, żeby się wyrwać i już nie musieć tego obciążenia (tak, obciążenia!) znosić. Mówiąc krótko i brutalnie, cierpiętnictwo dla wielu kobiet jest strategią (choć nieuświadamianą), by czuły się potrzebne, niezastąpione. To straszna pułapka. Poświęcanie się w imię miłości do męża czy dziecka jest wieszaniem się na nich, szukaniem sposobu na znalezienie sensu własnego życia w „uszczęśliwianiu” innych. Prawdziwym szczęściem można obdarzyć innych tylko wtedy, gdy pokocha się siebie.

Napisałam, że jestem szczęśliwa, bo budzę się rano z uśmiechem, żyję tu i teraz, wsłuchuję się w swoje emocje. To oznacza, że każdą chwilę próbuję w pełni wykorzystać. Pielęgnuję w sobie sztukę pozytywnego myślenia, daję sobie prawo do przeżywania różnych uczuć i przede wszystkim akceptuję siebie i życie, które nie jest ani dobre, ani złe, po prostu jest takie, jakie jest.

Pisząc te słowa, nie zastanawiałam się nad definicją szczęścia. Wiedziałam jednak, że szczęście nie jest dane raz na zawsze, trzeba o nie dbać, pielęgnować ten stan. Ale najpierw trzeba je odnaleźć. I o poszukiwaniu szczęścia jest ta książka.

Co to jest szczęście?

Szczęście nie ma jednej prostej definicji. Kojarzy się z zadowoleniem, spełnieniem, pomyślnością, sprzyjającym splotem okoliczności. Można napisać traktat O szczęściu, jak to zrobił Władysław Tatarkiewicz, zebrać filozoficzne rozważania na temat szczęścia, ale nie jest to równoznaczne z odpowiedzią, czym ono jest, ani tym bardziej, co zrobić, aby je osiągnąć. I czy w ogóle jest osiągalne. Po rozważeniu różnych pojęć, z którymi szczęście jest znaczeniowo i językowo związane, Tatarkiewicz definiuje je jako: „p e ł n e i t r w a ł e zadowolenie z c a ł o ś c i życia”^(). „Pełne”, „trwałe” i „całości” są w tej definicji słowami kluczowymi. Mówią one o szczęściu idealnym, którego nie da się osiągnąć. Tatarkiewicz od razu jednak zaznacza: „Należy odróżniać i d e a ł szczęścia od szczęścia r e a l n e g o. Ideał szczęścia można rzeczywiście określić jako zadowolenie pełne, całkowite, trwałe. Co innego szczęście realne. Jednakże i dla niego można utrzymać tę samą definicję, z tą tylko różnicą, że terminy w niej zawarte – pełnia, całkowitość, trwałość – otrzymają inną interpretację. Mianowicie będą rozumiane aproksymatywnie (= orientacyjne, przyp. IF). Podaną definicję szczęścia należy brać jako miarę najwyższą, idealne maksimum szczęścia. I przyjmować, że szczęśliwy jest już ten, kto się do tego ideału, do tego maksimum z b l i ż a”^().

Nad szczęściem filozofowie głowili się od wieków. Epikur wiązał je z przyjemnościami zmysłowymi, stoicy – z brakiem cierpienia, Arystoteles z działaniem zgodnym z naturą. W buddyzmie szczęście można osiągnąć, gdy pozbędziemy się wszystkich pragnień. Wraz z chrześcijaństwem w centralnym miejscu pojawił się Bóg, jako jego źródło. Szczęście można było osiągnąć tylko, postępując zgodnie z Jego nakazami (dotyczy to także innych religii), a i tak to prawdziwe możliwe było do osiągnięcia dopiero po śmierci. Głoszono, że im większe cierpienie na ziemi, tym większe zasługi i szczęście w niebie. Dopiero w czasach nowożytnych przywrócono szczęściu takie elementy jak przyjemność, zadowolenie. A także sprawczość – szczęście zaczęło znów zależeć nie tylko od Boga, ale także od człowieka. Tatarkiewicz zauważa, że bardzo dużo przepisów i poglądów na szczęście głoszonych na przestrzeni wieków, jest ze sobą sprzecznych. Są systemy, i do nich należą religie, które uważają szczęście przyszłe (raj, zbawienie) za bardziej wartościowe (albo wręcz jedyne możliwie) niż teraźniejsze. W opozycji stoją przekonania, że szczęście można odczuć tu i teraz, dlatego należy się cieszyć dniem dzisiejszym. Przykład na inną parę sprzecznych przekonań: aby osiągnąć szczęście, należy korzystać z okazji i doznawać jak najwięcej przyjemności”, w opozycji do: aby osiągnąć szczęście, trzeba ograniczyć zbędne przyjemności, a najlepiej pozbyć się wszelkich pragnień. Pisze Tatarkiewicz: „Wielu ludzi sądzi, że szczęście jest w majątku. Stoicy zaś wszystkich czasów twierdzą, że majątek może tylko szczęściu stać na przeszkodzie. A pośrednie stanowisko powiada, że o szczęściu nie stanowi wprawdzie majątek, ale jego odpowiedniość od potrzeb. (…) Szczęście zależy od pomyślnych warunków życia – tak myśli przeciętny człowiek. Przeciwnie, zależy tylko od nas samych – tak uczą filozofowie, począwszy od Sokratesa i stoików”^().

A jak filozofia ma się do życia? Gdy pytam znajomych, co to jest szczęście, najmniejszy kłopot z odpowiedzią mają dzieci. Sześcioletni syn koleżanki powiedział bez sekundy wahania, że „Szczęście jest wtedy, jak jest przyjemnie”, a inne dziecko: „Kiedy układam klocki lego”. Moi synowie mówią, że są szczęśliwi, kiedy wszystko się udaje i są zadowoleni. Im ktoś starszy, tym częściej definiuje szczęście przez to, czym ono nie jest. Ola (47 lat): „Gdy nie ma problemów”, Andrzej (57 lat): „Gdy nie ma cierpienia”, Joanna (62 lata): „Gdy się nie choruje”. Dla wielu osób szczęście to „abstrakcja, ostatecznie – krótkie, pojedyncze chwile” (Renata, 50 lat), „Nie wiem” (Anna, 40 lat). Wielu ludzi szczęście wiąże z rodziną i dziećmi: „Jak patrzę na córeczkę, widzę szczęście” (Basia, 45 lat) oraz z pasją: „Jestem szczęśliwa, jak coś organizuję” (Kasia, 30 lat), „Szczęście to poczucie, że to co robię, ma sens” (Aneta, 44 lata). Monika (lat 35) powiedziała mi, że jej szczęście wynika z poczucia bezpieczeństwa, Oldze (lat 25) kojarzy się z wolnością, a Małgosi (38 lat) z dobrym seksem. Młode kobiety (Anna, 29 lat, Klaudia, 24 lata) wiążą je z partnerem.

Na dzień dobry można w księgarniach znaleźć co najmniej kilkadziesiąt książek, które mają szczęście w swoim tytule. Z wyjaśnieniami, czym jest, i poradami, jak je osiągnąć. Dlaczego więc mimo wszystko tak trudno o szczęście? Skoro wszyscy szczęścia pragniemy, dlaczego nie mamy prostej recepty na osiągnięcie go? Chyba dlatego, że jest powiązane z wieloma aspektami życia, akceptacją, miłością, poczuciem sensu. Kiedy patrzę na kobiety z pokolenia mojej mamy, mam wrażenie, że ciągnie się za nami to straszne, pochodzące z pierwszych wieków chrześcijaństwa, przekonanie, że prawdziwe szczęście można osiągnąć dopiero po śmierci. Znajduje ono odzwierciedlenie w powiedzeniu, że trzeba „dźwigać swój krzyż”. Zgodnie z tym przeświadczeniem życie doczesne jest pełną trudności drogą, która ma przygotować duszę na spotkanie z Bogiem. Im więcej cierpienia na ziemi, tym większe szczęście w niebie. Ile z tych kobiet zastanawiało się nad tym, czy są szczęśliwe? Ile w ogóle dawało sobie prawo do myślenia o szczęściu?

Cel – szczęście

Książkę Sztuka szczęścia. Poradnik życia Dalajlama zaczyna od stwierdzenia: „Myślę, że głównym celem życia jest poszukiwanie szczęścia. To oczywiste. Bez względu na to, czy jesteśmy wierzący, czy nie, czy wyznajemy taką, czy inną religię, wszyscy szukamy sposobu na polepszenie swojego życia. Głównym motorem naszych działań jest więc dążenie do szczęścia”^().

Następnie Dalajlama mówi, że szczęście jest możliwe do osiągnięcia tu na ziemi. Że da się je „wytrenować”. Trzeba rozpoznać czynniki i działania, które prowadzą do szczęśliwego życia i je rozwijać, oraz eliminować te, które prowadzą do cierpienia. Dążenie do szczęścia przynosi nie tylko korzyści indywidualne, ale też społeczne. Wiele eksperymentów wykazało, że ludzie szczęśliwi są skłonniejsi do pomagania innym. Howard C. Cutler, współautor książki Sztuka szczęścia. Poradnik życia przytacza dwie ciekawe historie, które są dowodem na to, że szczęście zależy bardziej od stanu umysłu niż od warunków zewnętrznych:

„Dwa lata temu moja przyjaciółka miała nieoczekiwany przypływ gotówki. Osiemnaście miesięcy wcześniej porzuciła zawód pielęgniarki i zatrudniła się w małej klinice, którą otworzyli dwaj przyjaciele. Firma odniosła błyskawiczny sukces finansowy i po osiemnastu miesiącach klinika została wykupiona przez duży konglomerat za ogromne pieniądze. Posiadając udziały w firmie, moja przyjaciółka stała się właścicielką fortuny, która pozwoliła jej w wieku 32 lat przejść na emeryturę. Niedawno widziałem się z nią i spytałem, jak się jej podoba nowy rozdział w życiu. Odpowiedziała: – Wspaniale jest podróżować i robić wszystkie te rzeczy, o których zawsze marzyłam. Ale – dodała – to dziwne, jak po tej całej ekscytacji, po tym, jak nagle zarobiłam tyle pieniędzy, wszystko wróciło do normalności. Pewne sprawy wyglądają z pewnością inaczej – kupiłam nowy dom i parę innych rzeczy, ale ogólnie biorąc, nie sądzę, że teraz jestem dużo szczęśliwsza niż przedtem.

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy moja koleżanka korzystała ze swoich nieoczekiwanych zysków, okazało się, że mój inny przyjaciel, mniej więcej w jej wieku, jest nosicielem wirusa HIV. Rozmawialiśmy o tym, jak sobie radzi z tą sytuacją. – Oczywiście na początku byłem zdruzgotany – powiedział. – Pogodzenie się z tym, że noszę w sobie wirus, zabrało mi prawie rok. Przez ostatnie kilka miesięcy coś się jednak zmieniło. Wydaje mi się, że teraz bardziej korzystam z dnia i w każdej chwili mego życia czuję się o wiele szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej. Chyba po prostu bardziej doceniam codzienne radości i jestem wdzięczny za to, że jak dotąd nie mam żadnych poważnych symptomów AIDS, i dlatego mogę naprawdę cieszyć się z tego, co posiadam. I chociaż wolałbym być zdrowy, muszę przyznać, że w pewien sposób ta choroba zmieniła moje życie... na lepsze... (…) W ciągu ostatniego roku pogodzenie się z własną śmiertelnością otwarło przede mną całkiem nowy świat. Zacząłem po raz pierwszy w życiu interesować się duchowością, czytać książki na ten temat i rozmawiać z ludźmi... Odkrywam tak wiele rzeczy, o których wcześniej nie miałem pojęcia. Wszystko to sprawia, że radością napawa mnie samo wstawanie z łóżka o poranku i czekanie na to, co przyniesie dzień”^().

Ilse Kutschera, lekarka kardiolożka i psychoterapeutka, pracująca metodą ustawień rodzinnych Hellingera, łączy klasyczną medycynę z wieloma metodami psychoterapeutycznymi, by uwolnić pacjentów od cierpienia. W jej przekonaniu każdy człowiek ma zdolność do bycia szczęśliwym, ale musi zdecydować, że odrzuca cierpienie i rolę ofiary. Wydaje się to proste, a jednak nie jest, o czym będę pisać w rozdziale o przemocy i radykalnym wybaczaniu. W książce Nie wiem, co mi jest Kutschera przywołuje definicję szczęścia Berta Hellingera: „Szczęście polega na tym, że jest się zadowolonym z tego, co się ma”^() i wyjaśnia, że ten stan wbrew pozorom nie jest łatwo osiągnąć i zależy od nastawienia: „Tajemnicą kryjącą się za tym jest nastawienie: «Mam wystarczająco dużo, i to, co otrzymałem, przyjmuję z wdzięcznością». Gdy pielęgnuje się nastawienie: «Za mało dostałem, moment był niewłaściwy, nie było to we właściwych warunkach», wtedy pozostaje uczucie, że się nie dostało dość, żeby być naprawdę szczęśliwym. Według mojego doświadczenia to zadowolenie polega często na decyzji. Tę decyzję «Jest dosyć tego, co otrzymałem» można wesprzeć ustawieniem rodzinnym”^().

A czym jest szczęście dla mnie? Jest zgodą na mnie taką, jaka jestem i na takie życie, jakie mam.

To, że zakończyłam poprzednią książkę rozdziałem stwierdzającym, że jestem szczęśliwa, nie zakończyło mojego poszukiwania szczęścia. Prawdę mówiąc, dopiero je rozpoczęło. Bo szczęście jest jak mięsień, który wymaga trenowania. Czasem zdarzają się kontuzje. I ja ten mięsień trenuję, znajdując różne metody, bo go utrzymywać w dobrej formie. Książka, którą trzymasz w ręku, jest zapisem moich poszukiwań. Przywołuję w niej ludzi, którzy byli moimi drogowskazami. Cytuję książki, które poszerzyły moje postrzeganie szczęścia. Opisuję techniki i metody, których sama doświadczyłam. Każdy z tych elementów traktuję jako cegiełkę w cudownym gmachu szczęścia, jaki buduję.

Niektóre z nich były większe i miały zasadnicze znaczenie, ale każda była potrzebna. A ja cały czas jestem w drodze.Mama od dziecka

Więź z mamą jest pierwszą i najsilniejszą relacją, jaka powstaje. Od jej jakości zależy jakość życia. Kontakty z mamą są najważniejsze, najpiękniejsze, bywają jednak także najtrudniejsze.

Odrzucenie – program na życie

Mama miała 17 lat, gdy zaszła w ciążę z chłopakiem, który nie chciał wziąć odpowiedzialności za wspólne dziecko. Razem ze swoją ciotką zabrali mamę do lekarza, aby mnie zabić.

Ten syndrom odrzucenia, poczucie, że jestem niechciana i niepotrzebna, tkwi we mnie tak mocno – bo przecież dziecko w brzuchu odbiera każdą emocję, każdy strach swojej mamy i cały świat przefiltrowany przez jej odczucia – że przejawia się w różnych obszarach życia. I mimo setek, a może już tysięcy godzin spędzonych na pracy nad sobą, mam wrażenie, że ciągle gdzieś wpływa w zaskakującym, najmniej odpowiednim momencie.

Zgodnie z założeniami Totalnej biologii każdy człowiek ma zapisane w podświadomości programy służące przetrwaniu, które są dziedziczone po przodkach oraz zdobywane w trakcie doświadczeń i pod wpływem otoczenia. Kluczowe jest dziewięć miesięcy przed poczęciem, okres ciąży i pierwszy rok życia. Wszystko, co przeżywają wtedy rodzice, zapisuje się w podświadomości dziecka jako program, który będzie realizowało w życiu, na przykład program odrzucenia, gdy dziecko jest niechciane. Reakcje i schematy zachowań uruchamiane przez te programy nie zawsze są adekwatne do sytuacji. Nawet jeśli w dorosłym życiu jest się kochanym i akceptowanym, to czasem ni stąd, ni zowąd z największej głębi odezwie się głos: „Czy aby na pewno?”. Można to porównać do reakcji alergicznych organizmu, gdy system obronny uruchamia się pod wpływem czynników, które teoretycznie powinny być obojętne. Tak samo jest u mnie – w wielu sytuacjach, odbieranych przez inne osoby jako neutralne, na przykład, gdy ktoś coś powiedział, co zinterpretowałam jako krytykę, uruchamiała się reakcja zgodna z programem odrzucenia. Reakcje na odrzucenie są różne. Wiele nieakceptowanych kobiet tyje, zgodnie z podświadomą logiką umysłu: „Będę większa, to mnie zauważą”. Nie musiałam na szczęście tyć, by być zauważalną, bo duża byłam od dzieciństwa – miałam ponadprzeciętny wzrost, który przyniósł mi w szkole przydomek Żyrafa. Dyskomfort, jaki odczuwałam z powodu wysokiego wzrostu, który przecież mogłam traktować jako atut, a nie karę od losu, wynikał z braku spójności między podświadomą potrzebą „niech mnie zauważą” a świadomym poczuciem nieśmiałości, które powodowało, że chciałam się schować, skulić, zgarbić, by nie wystawać za bardzo. Żyłam rozdwojona pomiędzy chowaniem się a robieniem rzeczy, które sprawiały, że byłam widoczna, wręcz kłułam w oczy. Wybranie ścieżki modelki także było realizacją tego programu. W Ilona Felicjańska. Cała prawda o... interpretowałam to jako chęć zwrócenia na siebie uwagi mojego ojca biologicznego. Wierzyłam, że on mnie kiedyś, gdzieś dostrzeże i pomyśli: „Ale mam fajną córkę”. W najdrastyczniejszy sposób zwróciłam na siebie uwagę, gdy 23 lutego 2010 roku, po kilku drinkach, wracałam w nocy do domu samochodem i wpadłam w poślizg. O tej kolizji mówiła cała Polska, a dla mnie zaczęła się wtedy równia pochyła, która doprowadziła najpierw do publicznego przyznania się do uzależnienia od alkoholu, a potem, po wielu kolejnych upadkach i spadaniu coraz niżej i niżej – gdy wydawało się, że to dno, którego muszę dotknąć, nie ma końca – do przebudzenia i wyjścia z nałogu.

Moja ciężarna mama – pierwszy raz w życiu u ginekologa, kompletnie zagubiona – podjęła decyzję, że mnie urodzi. A były to czasy, kiedy samotne macierzyństwo, szczególnie na wsi, gdzie się wychowałam, wytykano palcami, nie było mowy o żadnym wsparciu ani zrozumieniu. Potem mama wyszła za mąż za innego mężczyznę, a ja zostałam jej jedynym dzieckiem. Tak sama mówi o moim ojcu i o tym, co się wydarzyło: „Był niewiele starszy ode mnie, przystojny, studiował w Łodzi. Poznaliśmy się i od razu... Potem jeszcze dwa razy przyjeżdżał do mnie, do kochania. Ukrywałam tę moją ciążę długo, chyba do czwartego, może nawet piątego miesiąca, mocno już byłam zaokrąglona. Kuzyn się domyślił i powiedział głośno: »O, ty chyba w ciąży jesteś«. Umówiłam się z tym chłopakiem w Łodzi, był z ciotką, wzięli mnie do lekarza, żeby to dziecko usunąć. Lekarz mnie zbadał i poprosił ich, żeby wyszli. Wtedy złapał mnie za rękę i powiedział: »Dziecko kochane, ja to mogę zrobić, ale pamiętaj, że już nigdy w życiu nie będziesz miała dzieci. Zastanów się nad tym«. Nie wiem, skąd to wiedział. Popłakałam się, wstałam z fotela i wyszłam z gabinetu. Oni czekali na mnie na korytarzu, zapytali mnie, co załatwiłam, a ja, że już za późno, nie da rady. Wtedy ta ciotka powiedziała: »No cóż, jest taka piękna, będziecie mieć dziecko, żeńcie się«. I nie pamiętam nic więcej, co on powiedział, czy cokolwiek powiedział. Nie wiem nawet, jak z tej Łodzi wróciłam na wieś. On już więcej do mnie nie przyjechał. Był na studiach, z bogatej rodziny, widział, że koło mnie inny chłopak się kręci, może myślał, że chcę go na dziecko złapać. A mnie nie przyszło do głowy, żeby za nim chodzić, starać się o alimenty, bo skoro mnie nie chciał, skoro dziecka nie chciał... Może czekałam, że sam przyjdzie… Może gdybym postąpiła inaczej, życie potoczyłoby się w inny sposób. Ale nie lubię tak gdybać. Przy lampie naftowej chowałam to moje dziecko, zanim światło nam założyli. Ilonka była grzeczna, bardzo spokojna i samodzielna. Ładna i mądra była od małego. Jak się urodziła, wszyscy ją w szpitalu nosili na rękach, taka była śliczna. Kocham ją, to jest moja jedyna córka, jak mogę jej nie kochać? Pięcioro dzieci potem urodziłam, po trzy dni w bólach rodziłam, i wszystkie martwe...”^().
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: