Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Życie polskie w XIX wieku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2008
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Życie polskie w XIX wieku - ebook

Stanisław Wasylewski (1885–1953) to autor kilkunastu książek, setek felietonów, artykułów prasowych i słuchowisk. Był publicystą oraz utalentowanym popularyzatorem historii. Sympatię czytelników zaskarbił sobie barwnym stylem, a także darem wyszukiwania intrygujących faktów i ciekawostek. Opublikowane dopiero po jego śmierci Życie polskie… stanowi sumę wieloletnich badań nad dziejami polskiej kultury i obyczajów w XIX stuleciu. Wasylewski komentuje wydarzenia, umiejętnie wykorzystując przy tym relacje autorów ówcześnie żyjących, opisuje miejsca i ludzi, by pokazać specyfikę, kierunki rozwoju umysłowego i politycznego, a także obyczajowość życia na podzielonych ziemiach polskich tego okresu. Zajmują go wielkie osobowości, ale i mniej znani twórcy. Pisze zarówno o polityce, jak i o literaturze, sztuce, muzyce, teatrze, zwyczajach, pożywieniu i ubiorach. W tej monumentalnej pracy zręcznie kreśli tło historyczne, a jednocześnie nadaje tekstowi atrakcyjną formę literacką w stylu zbliżonym do gawędy.
Wydanie, które oddajemy w ręce czytelników, w stosunku do pierwszego wydania uzupełnione zostało o wstęp Janusza Tazbira, posłowie Stanisława Sławomira Niciei oraz o obszerną bibliografię i materiał ilustracyjny.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0289-2
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

JANUSZ TAZBIR Opus vitae Stanisława Wasylewskiego

Ma­rze­niem nie­mal każ­de­go hu­ma­ni­sty, w sze­ro­kim sło­wa tego zna­cze­niu, jest zo­sta­wie­nie po so­bie „dzie­ła ży­cia” (opus vi­tae), któ­re by z jed­nej stro­ny sta­no­wi­ło sumę jego do­rob­ku, z dru­giej zaś zna­la­zło się w pod­ręcz­nym księ­go­zbio­rze wie­lu po­ko­leń ba­da­czy. Rów­nież Sta­ni­sła­wo­wi Wa­sy­lew­skie­mu (1885-1953) nie wy­star­cza­ła sła­wa zna­ko­mi­te­go ese­isty, jaka ota­cza­ła go w la­tach II Rze­czy­po­spo­li­tej. Był po­rów­ny­wa­ny do Ste­fa­na Zwe­iga i An­dré Mau­ro­is, au­to­rów tak po­pu­lar­nych wów­czas ese­jów o wy­bit­nych po­sta­ciach z róż­nych epok hi­sto­rii¹. Po­dob­nie i Wa­sy­lew­ski, naj­chęt­niej i naj­czę­ściej pi­szą­cy o ro­man­ty­zmie, się­gał tak­że i do śre­dnio­wie­cza czy – pi­sząc o Ślą­sku Opol­skim – do dzie­jów naj­now­szych.

O ile jed­nak za­rów­no Zwe­ig, jak i Mau­ro­is nie pró­bo­wa­li nig­dy swo­ich sił na polu ese­ju, to au­tor książ­ki o mi­ło­ści ro­man­tycz­nej już w 1921 r. za­po­wia­dał wy­da­nie syn­te­zy uka­zu­ją­cej ży­cie pol­skie w XIX wie­ku. Jak twier­dził Zbi­gniew Ja­błoń­ski, jej pierw­sza re­dak­cja była go­to­wa oko­ło 1936 r. Za­pla­no­wa­na na trzy lub czte­ry tomy mia­ła się uka­zać w zna­nej se­rii Ru­dol­fa We­gne­ra „Cuda Pol­ski”, wy­da­wa­nej w Po­zna­niu. W niej to zresz­tą Wa­sy­lew­ski ogło­sił książ­kę o Lwo­wie (Po­znań 1931), wzno­wio­ną po sześć­dzie­się­ciu la­tach (Wro­cław 1990).

Hi­sto­ria się wszak­że sprzy­się­gła prze­ciw­ko Wa­sy­lew­skie­mu. Wy­buch II woj­ny świa­to­wej unie­moż­li­wił nada­nie jego syn­te­zie osta­tecz­ne­go kształ­tu. We wrze­śniu 1939 r. mu­siał opu­ścić Po­znań, po­zo­sta­wia­jąc tam gro­ma­dzo­ną la­ta­mi bo­ga­tą bi­blio­te­kę. Z niej to przede wszyst­kim czer­pał ma­te­ria­ły do Ży­cia pol­skie­go w XIX wie­ku. Nie mógł więc z nich ko­rzy­stać w la­tach 1941-1946, kie­dy to wła­śnie „Wa­sy­lew­ski po­pra­wiał, zmie­niał, uzu­peł­niał ma­szy­no­pi­sy, przy­go­to­wu­jąc je do dru­ku. Przy­go­to­wań tych jed­nak nie do­pro­wa­dził do koń­ca”². Nie­do­koń­czo­ny za­rys upo­rząd­ko­wał kon­struk­cyj­nie Zbi­gniew Ja­błoń­ski, za­opa­tru­jąc książ­kę w bar­dzo ob­szer­ne przy­pi­sy, ka­len­da­rium i in­deks osób. W od­sy­ła­czach spro­sto­wał nie­któ­re po­mył­ki au­to­ra; da­le­ko wię­cej zna­leź­li ich re­cen­zen­ci książ­ki, któ­ra uka­za­ła się w Kra­ko­wie w 1962 r., a więc w trzy­dzie­ści lat po roz­po­czę­ciu pra­cy nad Ży­ciem pol­skim…

O po­dob­ne uzu­peł­nie­nia i spro­sto­wa­nia wzbo­ga­cił Ma­rian Kwa­śny książ­kę Wa­sy­lew­skie­go o Ka­ro­li­nie So­bań­skiej, wy­da­ną po­śmiert­nie w 1959 r. Ła­twym za­da­niem by­ło­by wska­za­nie na błę­dy w jego ese­jach, tak prze­cież chwa­lo­nych za atrak­cyj­ność te­ma­tu i pięk­no dys­kur­su. Na obro­nę au­to­ra moż­na przy­to­czyć, iż był on w znacz­nej mie­rze pu­bli­cy­stą, a więc czło­wie­kiem nie­ma­ją­cym zbyt wie­le cza­su na spraw­dza­nie ści­sło­ści, fak­tów, dat czy na­wet na­zwisk. Pa­mię­taj­my, że obok wspo­mi­na­nych wy­żej ese­jów Wa­sy­lew­ski wy­dał po­nad 20 ksią­żek, opu­bli­ko­wał oko­ło 6 ty­się­cy fe­lie­to­nów i oko­licz­no­ścio­wych ar­ty­ku­łów, ra­dio­ama­to­rzy wy­słu­cha­li bli­sko 300 jego au­dy­cji, a ucznio­wie prze­czy­ta­li mnó­stwo czy­ta­nek, pi­sa­nych przez nie­go spe­cjal­nie dla pod­ręcz­ni­ków³.

Wie­le do my­śle­nia daje opo­wieść Wa­sy­lew­skie­go, jak za­py­ta­ny przez zło­śliw­ców, czy mógł­by na po­cze­ka­niu przy­go­to­wać ma­te­ria­ły na przy­kład do te­ma­tu: Pchły i plu­skwy w Pol­sce, wy­jął ze swo­jej bi­blio­te­ki oko­ło 10 to­mów i parę bro­szur, orze­ka­jąc z góry, iż szko­da cza­su na szu­ka­nie dal­szych ma­te­ria­łów, bo nic wię­cej cie­ka­we­go na pew­no się nie znaj­dzie. Wa­sy­lew­ski po­wo­łał się przy tym na swo­je bi­blio­te­kar­skie do­świad­cze­nie. W od­po­wie­dzi miał usły­szeć jak­że mile głasz­czą­ce jego am­bi­cję sło­wa: „Mamy i mie­li­śmy parę ty­się­cy do­świad­czo­nych bi­blio­te­ka­rzy. Cze­mu ża­den z nich nie pi­sze tak jak Sta­ni­sław Wa­sy­lew­ski? Cze­mu?”⁴.

Dla hi­sto­ry­ka nie jest to przy­kład zbyt prze­ko­ny­wa­ją­cy, sko­ro – jak wia­do­mo – każ­dy nie­mal te­mat wy­ma­ga po­szu­ki­wań bi­blio­gra­ficz­nych, i to nie­raz bar­dzo cza­so­chłon­nych. Prze­ko­na­łem się o tym oso­bi­ście, pi­sząc o Hen­ry­ku Nie­mi­ry­czu, gło­śnym bluź­nier­cy z epo­ki oświe­ce­nia. Przede wszyst­kim się­gną­łem do opo­wie­ści Wa­sy­lew­skie­go na jego te­mat, aby się prze­ko­nać, iż jest to pro­sta pa­ra­fra­za z krót­kiej, peł­nej luk i nie­ści­sło­ści re­la­cji na te­mat Nie­mi­ry­cza, za­war­tej w pa­mięt­ni­kach Szy­mo­na Ko­no­pac­kie­go⁵. Na­to­miast od­two­rze­nie praw­dzi­we­go bio­gra­mu Nie­mi­ry­cza wy­ma­ga­ło wie­lu ty­go­dni kwe­rend, na któ­re Wa­sy­lew­ski po pro­stu nie miał cza­su⁶. Gdy­by je zresz­tą prze­pro­wa­dzał dla każ­de­go z ese­jów, nie mógł­by ich tyle na­pi­sać. Nic więc dziw­ne­go, iż re­cen­zen­ci wy­ty­ka­li Ży­ciu pol­skie­mu… „(…) praw­dzi­wy za­lew smut­nie ba­nal­nych, pod­ręcz­ni­ko­wych in­for­ma­cji z za­kre­su po­li­tycz­nej i spo­łecz­no-go­spo­dar­czej hi­sto­rii Pol­ski”⁷. Przed ich zo­ilo­wym spoj­rze­niem Wa­sy­lew­ski miał być zresz­tą uprze­dza­ny.

W jego ogło­szo­nych po­śmiert­nie wspo­mnie­niach czy­ta­my, iż kie­dy ofia­ro­wał Szy­mo­no­wi Aske­na­ze­mu pierw­sze wy­da­nie Ro­man­su pra­bab­ki (Lwów 1921), usły­szał od wy­bit­ne­go hi­sto­ry­ka ostrze­że­nie: „Nie­chże się pan przy­pad­kiem nie łu­dzi, że Ko­ściół ofi­cjal­ny, że par­nas na­szych hi­sto­ry­ków uży­czy panu po­par­cia. Nig­dy! Oni są albo im­po­ten­ta­mi i zwal­czać będą pań­skie rze­czy, bo tak pi­sać nie po­tra­fią, albo dla za­sa­dy. Z po­spo­li­tej za­wi­ści”⁸.

Spra­wa nie przed­sta­wia się jed­nak tak pro­sto. Praw­dą jest, iż tak zwa­ni za­wo­do­wi hi­sto­ry­cy wy­tknę­li Wa­sy­lew­skie­mu mnó­stwo błę­dów, ale jest to prze­cież pod­sta­wo­wy obo­wią­zek każ­de­go re­cen­zen­ta. Trud­no od tej za­sa­dy czy­nić od­stęp­stwo, na­wet gdy spro­sto­wa­nia do­ty­czą po­śmiert­ne­go dzie­ła pi­sa­rza „(…) tak wy­bit­ne­go i za­słu­żo­ne­go dla kul­tu­ry pol­skiej jak Sta­ni­sław Wa­sy­lew­ski” – pi­sał Ste­fan Kie­nie­wicz, wy­ra­ża­jąc przy tym ubo­le­wa­nie, iż Ży­cie pol­skie w XIX wie­ku we­szło na ry­nek w na­kła­dzie znacz­nie więk­szym od na­kła­dów dzieł na­uko­wych⁹. Rów­no­cze­śnie jed­nak Jó­zef Dut­kie­wicz pi­sał na ła­mach łódz­kich „Od­gło­sów”: „Książ­kę moż­na po­le­cić, czy­ta się lek­ko, wy­da­na jest z dużą ilo­ścią ilu­stra­cji; za­wie­ra mnó­stwo wia­do­mo­ści”¹⁰.

Nie miał więc ra­cji Je­rzy Po­śpiech, twier­dząc, iż choć cały na­kład (10 tys. eg­zem­pla­rzy) roz­szedł się bły­ska­wicz­nie, jej au­to­ra spo­tka­ło „(…) wy­brzy­dza­nie ze stro­ny aka­de­mic­kich hi­sto­ry­ków, któ­rzy w ty­po­wy dla tej pro­fe­sji zwy­czaj wy­to­czy­li prze­ciw lek­kiej i uro­kli­wej mu­zie Wa­sy­lew­skie­go cięż­ką ar­ma­tę”¹¹. Bo prze­cież nie spod pió­ra Dut­kie­wi­cza czy Kie­nie­wi­cza, lecz Krzysz­to­fa Teo­do­ra To­eplit­za wy­szła ja­do­wi­ta oce­na Ży­cia pol­skie­go…: „(…) jest to hi­sto­ria wi­dzia­na «od­dziel­nie», ja­ło­wa i przy­pad­ko­wa w isto­cie, a bły­sko­tli­wej jej po­wło­ce nie od­po­wia­da pod­skór­ny nurt in­te­lek­tu­al­ny”¹².

Na­wet en­tu­zja­ści Wa­sy­lew­skie­go przy­zna­ją, że o ile był on mi­strzem ma­łych form, to z syn­te­zą so­bie nie ra­dził. Stąd też jed­ni z re­cen­zen­tów na­zy­wa­li Ży­cie pol­skie… swo­istym si­lva re­rum „ ale jak świet­nie na­pi­sa­nym: „Jest tu aneg­do­ta i in­for­ma­cja cen­na, i żart, i dow­cip, i smęt­na za­du­ma, i do­bro­tli­wa kpi­na. Mnó­stwo roz­ma­itych wia­do­mo­ści, po­da­nych ot tak, mi­mo­cho­dem”¹³. Inni pi­sa­li wręcz o mo­za­ice i to nie­uda­nej: „Jest to tyl­ko bo­ga­ty, lecz sła­bo upo­rząd­ko­wa­ny zbiór wie­lo­barw­nych ka­my­ków i bar­dzo nie­rów­nej war­to­ści”¹⁴. Ta­kie też były zresz­tą i in­ten­cje sa­me­go au­to­ra: „Am­bi­cją moją było za­wsze gro­ma­dze­nie ta­kich ka­mycz­ków re­aliów, skła­da­ją­cych ob­raz ca­ło­ści po­tocz­ne­go ży­cia” – pi­sał Wa­sy­lew­ski we wstę­pie do książ­ki¹⁵. Wtó­ro­wał mu Zbi­gniew Ja­błoń­ski, ostrze­ga­jąc czy­tel­ni­ka, aby nie szu­kał w tej pu­bli­ka­cji ca­ło­ści „(…) hi­sto­rii ży­cia pol­skie­go z mi­nio­ne­go wie­ku”¹⁶. Za­miast tego znaj­dzie tyl­ko luź­ne, szki­co­wo uję­te ob­ra­zy czy nie­roz­wi­nię­te sze­rzej za­ry­sy pew­nych spraw.

Na do­brą spra­wę książ­ka Wa­sy­lew­skie­go win­na no­sić ty­tuł Szki­ce z dzie­jów ży­cia pol­skie­go w la­tach 1795-1863, po­nie­waż swo­ją nar­ra­cję do­cią­ga tyl­ko do po­wsta­nia stycz­nio­we­go. Opusz­czeń jest tu bar­dzo dużo, od po­bież­nie po­trak­to­wa­nych spraw te­atru, sztu­ki, mu­zy­ki czy li­te­ra­tu­ry po­czy­na­jąc, a na kul­tu­rze miesz­czań­skiej, a jesz­cze bar­dziej chłop­skiej, koń­cząc. Za­nie­dba­nie tym bar­dziej na­gan­ne, iż wła­śnie wiek XIX nie tyl­ko umoc­nił po­zy­cję kul­tu­ry miesz­czań­skiej w Pol­sce, lecz tak­że za­po­cząt­ko­wał na sze­ro­ką ska­lę wcho­dze­nie do na­ro­du jako uświa­do­mio­nych oby­wa­te­li war­stwy wło­ściań­skiej. Na­to­miast Wa­sy­lew­ski w ogó­le o niej nie wspo­mi­na, po­dob­nie zresz­tą jak to uczy­nił przed nim Wła­dy­sław Ło­ziń­ski, na któ­re­go Pra­wem i le­wem „a jesz­cze bar­dziej Ży­ciu pol­skim w daw­nych wie­kach, au­tor Czter­dzie­stu lat po­wo­dze­nia wy­raź­nie się był wzo­ro­wał. Obaj dali się pod tym wzglę­dem wy­prze­dzić Ję­drze­jo­wi Ki­to­wi­czo­wi, któ­ry na 150 lat przed Wa­sy­lew­skim, a na 100 przed Ło­ziń­skim za­bie­rał się do okre­śle­nia oby­cza­jów chłop­skich. Po na­pi­sa­niu dwóch kar­tek nie­li­to­ści­wa śmierć wy­trą­ci­ła mu pió­ro z ręki i słyn­ne zda­nie „Ma­zu­ro­wie la­tem uży­wa­li ka­pe­lu­szów pro­stych weł­nia­nych, bia­łych albo sza­rych, roz­pusz­cza­nych, albo sło­mia­nych.” po­zo­sta­ło nie­do­koń­czo­ne¹⁷. A prze­cie wła­śnie wiek XIX przy­niósł kształ­to­wa­nie się no­wo­cze­sne­go na­ro­du pol­skie­go, w któ­rym chło­pi mie­li póź­niej za­jąć tak po­cze­sne miej­sce. Wią­za­ło się z tym gwał­tow­ne kur­cze­nie roli i wpły­wów szlach­ty oraz ary­sto­kra­cji, któ­rej sie­dzi­bom, sty­lo­wi ży­cia i udzia­ło­wi w roz­wo­ju kul­tu­ry za­rów­no Ło­ziń­ski, jak i Wa­sy­lew­ski po­świę­ci­li tak wie­le miej­sca z wy­raź­ną szko­dą dla in­nych warstw na­ro­du.

Bio­rąc nie­ja­ko au­to­ra Ży­cia pol­skie­go w XIX wie­ku w obro­nę, na­le­ży przy­po­mnieć, jak trud­no jest nie tyl­ko pod wzglę­dem oby­cza­jów i kul­tu­ry „po­chwy­cić w pa­ra­gra­fy i ha­seł­ka” ży­wot po­tocz­ny stu­le­cia, „któ­re było bun­tem i eks­plo­zją nie­ustan­ną”, na każ­dym polu przy­no­szą­cym „nowe zja­wi­ska, na­wy­ki, wy­stęp­ki (?), wy­na­laz­ki”. Wie­ku, w któ­rym na­ród pol­ski, nie­do­pusz­cza­ny do sto­łu ob­rad, był zmu­szo­ny „żyć i pra­co­wać w pod­zie­miu, w se­kre­cie” – pi­sał Sta­ni­sław Wa­sy­lew­ski¹⁸.

Istot­nie, za­rów­no w wie­ku XVIII, jak i przez całe na­stęp­ne stu­le­cie na trak­ta­tach do­ty­czą­cych losu ziem pol­skich nie znaj­du­je­my ani jed­ne­go pod­pi­su na­szych dy­plo­ma­tów. Pew­ną po­cie­chą może być to, że w ostat­nich nie­mal­że la­tach za­czę­to je na­zy­wać dru­gim zło­tym wie­kiem kul­tu­ry pol­skiej (pierw­szy to oczy­wi­ście XVI stu­le­cie). Oba wie­ki przy­nio­sły ma­so­wą asy­mi­la­cję ob­cych przy­by­szów. Ich rolę w roz­wo­ju kul­tu­ry pol­skiej Wa­sy­lew­ski oma­wia bar­dzo ob­szer­nie. W pań­stwach wol­nych i za­moż­nych asy­mi­la­cja sta­no­wi­ła con­di­tio sine qua non awan­su spo­łecz­ne­go, otwie­ra­jąc per­spek­ty­wy dal­szej ka­rie­ry. Na­to­miast opo­wie­dze­nie się w XIX wie­ku po stro­nie pol­sko­ści spy­cha­ło ob­ce­go przy­by­sza na po­zy­cje oby­wa­te­la dru­giej ka­te­go­rii. Nie mó­wiąc już o tym, że czyn­ne za­an­ga­żo­wa­nie w spra­wę na­ro­do­wą po­cią­ga­ło za sobą naj­su­row­sze re­pre­sje. W 1831, 1848 czy 1863 r. każ­de­go, kto śpie­szył pod po­wstań­cze sztan­da­ry, uwa­ża­no za peł­no­praw­ne­go człon­ka pol­skiej wspól­no­ty na­ro­do­wej, nie py­ta­jąc, ja­kim ję­zy­kiem mó­wi­li jego dzia­do­wie czy na­wet ro­dzi­ce. Opi­sa­nie owe­go pro­ce­su ro­dze­nia się ca­łych za­stę­pów owych neo­fi­tów pol­sko­ści nie było rze­czą ła­twą.

Do tego do­łą­cza­ją się dal­sze trud­no­ści. Nadal bra­ku­je zgo­dy mię­dzy au­to­ra­mi, jak wła­ści­wie na­le­ża­ło­by wy­kła­dać dzie­je stu­le­cia, któ­re Je­rzy Bo­rej­sza na­zy­wa „pięk­nym wie­kiem XIX” (1984), a Ali­na Wit­kow­ska „wiel­kim stu­le­ciem Po­la­ków” (1987). W cią­gu za­bo­ro­wym (a więc od­dziel­nie Ga­li­cja, osob­no zie­mie, któ­re zna­la­zły się pod pa­no­wa­niem Prus i Ro­sji), okre­sa­mi (na przy­kład: lata 1795-1830, 1831-1862 i tak da­lej) czy też we­dług pew­nych wspól­nych dla wszyst­kich ziem zja­wisk, świad­czą­cych o in­te­gral­nym, mimo wszyst­ko, cha­rak­te­rze ży­cia na­ro­do­we­go, a co za tym idzie, i sa­mej kul­tu­ry?

Nie spro­stał temu za­da­niu sam Alek­san­der Brück­ner. Dla­te­go by­ło­by rze­czą nie­sły­cha­nie ła­twą wy­mie­nie­nie wszyst­kich po­tknięć czy luk wy­stę­pu­ją­cych w ostat­nim to­mie jego syn­te­zy; uczy­ni­li to już w la­tach 1947-1948 ów­cze­śni re­cen­zen­ci czwar­te­go tomu Dzie­jów kul­tu­ry obej­mu­ją­ce­go lata 1795 (1772)-1914. Naj­ob­szer­niej­sze z omó­wień, gdyż li­czą­ce aż czte­ry stro­ny pe­ti­tu, po­świę­cił mu Ste­fan Kie­nie­wicz, któ­ry na ła­mach „Prze­glą­du Hi­sto­rycz­ne­go” wy­tknął Brück­ne­ro­wi błę­dy kon­struk­cyj­ne, uprzy­wi­le­jo­wa­nie Księ­stwa War­szaw­skie­go i Kró­le­stwa Kon­gre­so­we­go ze szko­dą dla in­nych za­bo­rów, nad­mier­ną roz­bu­do­wę dzie­jów po­li­tycz­nych, a zba­ga­te­li­zo­wa­nie hi­sto­rii oby­cza­jów. W pa­rze z tym szły licz­ne po­wtó­rze­nia w tek­ście oraz po­mył­ki rze­czo­we, ze­sta­wio­ne skru­pu­lat­nie przez re­cen­zen­ta¹⁹.

Po sześć­dzie­się­ciu la­tach, w cza­sie któ­rych pro­wa­dzo­no in­ten­syw­ne ba­da­nia nad wie­kiem XIX, li­stę tych uste­rek by­li­by­śmy w sta­nie znacz­nie po­mno­żyć, a dość ka­pry­śnie przez Brück­ne­ra ze­sta­wio­ną bi­blio­gra­fię (za­mknię­tą no­ta­be­ne na 1935 r.) co naj­mniej po­tro­ić. Do me­ry­to­rycz­nych za­rzu­tów Ste­fa­na Kie­nie­wi­cza do­rzu­cić zaś mo­że­my sta­tycz­ne na ogół przed­sta­wie­nie spo­łecz­ne­go tła kul­tu­ry czy po­mi­nię­cie pol­skie­go ży­cia po­li­tycz­ne­go na prze­ło­mie XIX i XX stu­le­cia, zwłasz­cza tych jego nur­tów, któ­re obej­mo­wa­ły eman­cy­pu­ją­ce się kla­sy i war­stwy spo­łecz­ne: chłop­stwo (ruch lu­do­wy) oraz kla­sę ro­bot­ni­czą (ruch so­cja­li­stycz­ny).

Nie po­ra­dzi­li so­bie z XIX stu­le­ciem tak­że au­to­rzy da­le­ko póź­niej od Brück­ne­ra czy Wa­sy­lew­skie­go wy­da­nych syn­tez dzie­jów kul­tu­ry, od Bog­da­na Su­cho­dol­skie­go (I wyd. – 1980 r.) po­czy­na­jąc, a na Ma­rii Bo­guc­kiej (Dzie­je kul­tu­ry pol­skiej do 1918 roku, Wro­cław 1987) i Oby­cza­jach w Pol­sce. Od śre­dnio­wie­cza do cza­sów współ­cze­snych (pod red. A. Chwal­by, War­sza­wa 2004) koń­cząc. W żad­nym z wy­mie­nio­nych po­wy­żej dzieł nie spo­tka­my zresz­tą ani jed­ne­go po­wo­ła­nia się na ja­ką­kol­wiek z prac Wa­sy­lew­skie­go. Co wię­cej, nie znaj­du­je­my ich też w bi­blio­gra­fiach. Dwu­to­mo­we kom­pen­dium Li­te­ra­tu­ra pol­ska. Prze­wod­nik en­cy­klo­pe­dycz­ny (1985) wy­mie­nia ja­kieś pra­ce Wa­sy­lew­skie­go tyl­ko w czę­ści bi­blio­gra­ficz­nej i je­dy­nie wów­czas, gdy jest mowa o mia­stach, w któ­rych pro­wa­dził swą dzia­łal­ność li­te­rac­ką (Lwów, Po­znań, Opo­le), czy o cza­so­pi­smach, z któ­ry­mi współ­pra­co­wał („Odra”, „Pa­mięt­nik Li­te­rac­ki” i inne).

A prze­cież za­raz po Paź­dzier­ni­ku wy­da­no cały sze­reg jego prac, i to w na­kła­dach dziś dla nas wręcz astro­no­micz­nych, bo się­ga­ją­cych od 10 do 20 tys. eg­zem­pla­rzy. Tyl­ko w la­tach 1957-1958 wzno­wio­no m.in. na­stę­pu­ją­ce zbio­ry ese­jów: U księż­nej pani, Ro­mans pra­bab­ki, O mi­ło­ści ro­man­tycz­nej, Du­cis­sa Ku­ne­gun­da, Klasz­tor i ko­bie­ta, Na koń­cu ję­zy­ka, Nie­za­pi­sa­ny stan służ­by, Pod ko­pu­łą Osso­li­neum, czy wresz­cie Na dwo­rze kró­la Sta­sia. An­drzej Za­hor­ski pi­sał, iż ostat­ni król Pol­ski jawi się w książ­kach Wa­sy­lew­skie­go „(…) jako wład­ca lek­ko­myśl­ny, kru­chy, trwo­nią­cy pie­nią­dze na bła­host­ki, nie po­sia­da­ją­cy umie­jęt­no­ści ste­ro­wa­nia pań­stwem, a rów­no­cze­śnie zna­ko­mi­ty me­ce­nas, o wspa­nia­łych osią­gnię­ciach w dzie­dzi­nie kul­tu­ry”²⁰. Sło­wem – naj­lep­szy mi­ni­ster kul­tu­ry w na­szych dzie­jach. Być może ze wzglę­du na kul­tu­ral­ne za­słu­gi Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta nie cy­to­wał Wa­sy­lew­skie­go tak bar­dzo nie­na­wi­dzą­cy kró­la Je­rzy Ło­jek.

Nie miał prze­to ra­cji An­drzej Za­hor­ski, pi­sząc: „Sze­ro­ko i chęt­nie były cy­to­wa­ne po­pu­lar­ne książ­ki Sta­ni­sła­wa Wa­sy­lew­skie­go”²¹. Choć ucho­dzi za wy­bit­ne­go znaw­cę pol­skie­go ro­man­ty­zmu, i to tak da­le­ce, iż je­den z kry­ty­ków na­pi­sał, iż Ży­cie pol­skie w XIX wie­ku to wła­ści­wie Pol­ska epo­ki Mic­kie­wi­cza, współ­cze­śni nam ba­da­cze tej epo­ki li­te­rac­kiej wy­da­ją się go nie do­strze­gać. Da­rem­nie by więc szu­kać na­zwi­ska Wa­sy­lew­skie­go w mi­nien­cy­klo­pe­diach po­świę­co­nych Mic­kie­wi­czo­wi czy Sło­wac­kie­mu. Nie po­ja­wia się on tak­że w za­ry­sie Ro­man­tyzm (1997), pió­ra Ali­ny Wit­kow­skiej i Ry­szar­da Przy­byl­skie­go, ani w pra­cy Ma­rii Ja­nion i Ma­rii Żmi­grodz­kiej, Ro­man­tyzm, i hi­sto­ria (1978). Do­stoj­ny Słow­nik li­te­ra­tu­ry pol­skiej XIX wie­ku (1985) ogra­ni­czył się do za­czerp­nię­cia z Wa­sy­lew­skie­go jed­ne­go cy­ta­tu o sztam­bu­chach²².

To po­mi­ja­nie Wa­sy­lew­skie­go Je­rzy Po­śpiech tłu­ma­czy na róż­ne spo­so­by. Dał się po­znać jako znaw­ca doby oświe­ce­nia, po­nie­waż pra­ce na ten te­mat pu­bli­ko­wał tak­że zbior­czo, w ko­lej­nych książ­kach, a więc jako po­zy­cje zwar­te, czę­sto zresz­tą wzna­wia­ne. Na­to­miast ese­je do­ty­czą­ce ro­man­ty­zmu nig­dy nie do­cze­ka­ły się zbio­ro­wych pu­bli­ka­cji. Po­zo­sta­ją po­roz­rzu­ca­ne po róż­nych cza­so­pi­smach. Ale prze­cież nie da się tego po­wie­dzieć o Ży­ciu pol­skim. w któ­rym przed­sta­wi­cie­le ro­man­ty­zmu zaj­mu­ją tak wie­le miej­sca. Bar­dziej waż­ną wy­da­je się inna przy­czy­na wy­mie­nia­na przez Po­śpie­cha, a mia­no­wi­cie pro­gra­mo­we uni­ka­nie ujęć syn­te­tycz­nych na­wet wte­dy, gdy sam ty­tuł pu­bli­ka­cji do­ma­gał się tego lub za­po­wia­dał. Tym­cza­sem Wa­sy­lew­ski „(…) ani razu nie po­ku­sił się, czy nie od­wa­żył, na syn­te­tycz­ne opra­co­wa­nie, na ja­kąś glo­bal­ną, ca­ło­ścio­wą pró­bę oce­ny do­ko­nań pol­skich ro­man­ty­ków”. Nie bę­dąc przy­go­to­wa­ny do ja­kichś gwał­tow­nych od­kryć hi­sto­rycz­no­li­te­rac­kich „(…) świa­do­mie ucie­kał w zna­ny mu świat bi­blio­gra­fii, oby­cza­jo­wo­ści i sen­sa­cji, miast wziąć do ręki tek­sty i do­ko­ny­wać ana­liz czy in­ter­pre­ta­cji”. Przede wszyst­kim trosz­czył się o to, aby „(…) od­bior­ca jego tek­stów nie utru­dził się za­nad­to, by miał je­dy­nie przy­jem­ność, za to bar­dzo kul­tu­ral­ną i wy­twor­ną”. Dla­te­go stro­nił „od wy­po­sa­ża­nia pu­bli­ka­cji w tre­ści o cięż­szym ła­dun­ku i znacz­niej­szych ko­rzy­ści na­uko­wych”. „Moż­na w tym miej­scu wes­tchnąć z ża­lem – pi­sze Po­śpiech – i do­dać «szko­da», gdyż prze­ja­wiał wy­raź­ne skłon­no­ści do prac hi­sto­rycz­no – i kry­tycz­no­li­te­rac­kich”²³ Są­dzę, że dziś może nie wszyst­ko by Wa­sy­lew­ski zro­zu­miał z uczo­nych roz­wa­żań współ­cze­snych nam znaw­ców ro­man­ty­zmu i z po­ko­rą po­pro­sił o wy­ja­śnie­nie ta­kich po­jęć jak „trau­ma” czy „pa­ra­dyg­mat ro­man­tycz­ny”.

Mar­ta Pi­wiń­ska uszczy­pli­wie pi­sze o jego uwa­gach na te­mat mi­ło­ści ro­man­tycz­nej, że brzmią dziś „na­iw­nie i fał­szy­wie”. Wy­wo­dy Wa­sy­lew­skie­go po­rów­nu­je do pro­tek­cjo­nal­ne­go po­kle­py­wa­nia ro­man­ty­ków po ra­mie­niu, „ni­czym do­bry stry­ja­szek Ra­dost pan­nę Anie­lę”, co z ko­lei Po­śpiech uwa­ża za sąd zdaw­ko­wy i na pew­no krzyw­dzą­cy²⁴.

O ile „pierw­szą amne­stię” Sta­ni­sła­wa Wa­sy­lew­skie­go przy­niósł prze­łom paź­dzier­ni­ko­wy, to na­stęp­na przy­szła wraz z od­zy­ska­niem su­we­ren­no­ści, a więc po 1989 r. Już 12 grud­nia te­goż roku od­by­ła się se­sja na­uko­wa w Opo­lu, po­świę­co­na jego ży­ciu i twór­czo­ści. Jej wy­ni­ki zo­sta­ły opu­bli­ko­wa­ne w 1991 r. Wa­sy­lew­skie­mu tak­że po­świę­co­no spe­cjal­ny nu­mer „Kwar­tal­ni­ka Opol­skie­go” (nr 4 z 1994 r.). Uka­za­ły się rów­nież od­dziel­ne pu­bli­ka­cje, żeby wy­mie­nić choć­by bro­szu­rę Ada­ma Wier­ciń­skie­go Dys­kret­ny eru­dy­ta (O pi­sar­stwie Sta­ni­sła­wa Wa­sy­lew­skie­go) (Opo­le 2003).

We Wstę­pie przy­to­czy­li­śmy wie­le kry­tycz­nych uwag o książ­ce Wa­sy­lew­skie­go. War­to wszak­że przy­po­mnieć, iż przez ostat­nie pół­wie­cze ba­da­nia nad XIX stu­le­ciem po­su­nę­ły się ol­brzy­mi­mi kro­ka­mi na­przód. Na wie­lu od­cin­kach zo­sta­ła stwo­rzo­na jego nowa wi­zja, po­zo­sta­ją­ca w zro­zu­mia­łej sprzecz­no­ści z tym, co był pi­sał au­tor Ro­man­su pra­bab­ki – w zro­zu­mia­łej, gdyż po­stęp na­uki z re­gu­ły dez­ak­tu­ali­zu­je na­wet te osią­gnię­cia na­uko­we mi­nio­nych ba­da­czy, dzię­ki któ­rym ów po­stęp był moż­li­wy. Każ­de po­ko­le­nie uczo­nych może bo­wiem po­wtó­rzyć, pa­ra­fra­zu­jąc Asny­ka: „i na­sze gwiaz­dy, o ba­da­cze mło­dzi, w ciem­no­ściach po­ga­sną znów”²⁵.

W tych wa­run­kach ro­dzi się oczy­wi­ście py­ta­nie, czy na­le­ży wzna­wiać pra­ce na­uko­we, któ­re nie od­po­wia­da­ją już ak­tu­al­ne­mu sta­no­wi ba­dań, czy nie bę­dzie to dez­orien­to­wa­ło współ­cze­sne­go czy­tel­ni­ka, dla któ­re­go Wa­sy­lew­ski może sta­no­wić bez­sprzecz­ny au­to­ry­tet. Nie ulę­kli się tego nie­bez­pie­czeń­stwa wy­daw­cy „Bi­blio­te­ki Kla­sy­ków Hi­sto­rio­gra­fii”, jak rów­nież kla­sy­ków na­szej wie­dzy o li­te­ra­tu­rze, dzieł Sta­ni­sła­wa Pi­go­nia czy Ju­liu­sza Kle­ine­ra, a się­ga­jąc do wcze­śniej­szych ge­ne­ra­cji – Wil­hel­ma Bruch­nal­skie­go, Igna­ce­go Chrza­now­skie­go lub Sta­ni­sła­wa Tar­now­skie­go. Wszyst­kie te pra­ce, mimo że czę­ścio­wo zdy­stan­so­wa­ne przez póź­niej­szy po­stęp ba­dań, sta­no­wią nadal ży­wot­ną i cen­ną część na­sze­go dzie­dzic­twa kul­tu­ro­we­go, wcho­dzą do zło­te­go skarb­ca pol­skiej hu­ma­ni­sty­ki, któ­ry mamy obo­wią­zek za­cho­wy­wać w trwa­łej pa­mię­ci po­ko­leń. To samo da się rów­nież po­wie­dzieć i o Ży­ciu pol­skim w XIX wie­ku. Po uka­za­niu się pierw­sze­go wy­da­nia re­cen­zen­ci, nie za­my­ka­jąc już wów­czas oczu na róż­no­ra­kie bra­ki, luki i po­tknię­cia tej syn­te­zy, cie­szy­li się z po­ja­wie­nia na ryn­ku księ­gar­skim dzie­ła, w któ­rym każ­dy mógł zna­leźć je­śli nie przy­dat­ne, to na pew­no in­te­re­su­ją­ce in­for­ma­cje. Książ­ki sta­no­wią­cej poza wszyst­kim in­nym przed­nią lek­tu­rę. Dziś, gdy pra­ca Wa­sy­lew­skie­go zo­sta­je po­wtór­nie wy­da­na, jej czy­ta­niu win­na to­wa­rzy­szyć świa­do­mość, iż mamy do czy­nie­nia z dzie­łem po­wsta­łym przed pra­wie sześć­dzie­się­ciu laty, uwa­run­ko­wa­nym ów­cze­snym sta­nem wie­dzy i to­wa­rzy­szą­cy­mi mu ho­ry­zon­ta­mi ba­daw­czy­mi. Pi­sa­nym w cza­sach, gdy hi­sto­ry­cy li­te­ra­tu­ry sta­ra­li się pi­sać atrak­cyj­nie i w spo­sób zro­zu­mia­ły nie tyl­ko dla wą­skie­go krę­gu fa­chow­ców.UWAGI WYDAWNICZE

Wszel­kie wzno­wie­nia opie­ra­ją się zwy­kle na ostat­nich wy­da­niach, ja­kie uka­za­ły się za ży­cia au­to­ra. W tym przy­pad­ku jest to nie­moż­li­we, po­nie­waż Ży­cie pol­skie… po raz pierw­szy wy­szło bli­sko 10 lat po śmier­ci Sta­ni­sła­wa Wa­sy­lew­skie­go. Mu­szę się prze­to ogra­ni­czyć do omó­wie­nia zmian, ja­kie wpro­wa­dzi­li­śmy do po­przed­nie­go wy­da­nia, któ­re za­wdzię­cza­my wy­bit­ne­mu znaw­cy dzie­jów kul­tu­ry (zwłasz­cza te­atru) XIX stu­le­cia, edy­to­ro­wi wie­lu pa­mięt­ni­ków – Zbi­gnie­wo­wi Ja­błoń­skie­mu (1926-1984). Tak więc w ślad za uwa­ga­mi re­cen­zen­tów wy­da­nia z 1962 r. usu­nę­li­śmy wy­tknię­te przez nich błę­dy w tek­ście po­zo­sta­wio­nym przez Wa­sy­lew­skie­go. Ob­szer­ne przy­pi­sy, spo­rzą­dzo­ne przez Ja­błoń­skie­go, zo­sta­ły uzu­peł­nio­ne o daty uro­dzin i śmier­ci wie­lu wy­stę­pu­ją­cych w nich po­sta­ci. Po­dob­nie w in­dek­sie przy licz­nych na­zwi­skach do­da­li­śmy, tam gdzie to było moż­li­we do usta­le­nia, imio­na ich po­sia­da­czy. Zo­stał po­nad­to usu­nię­ty spo­rzą­dzo­ny przez Wa­sy­lew­skie­go Ka­len­darz wy­da­rzeń XIX wie­ku. Do­pro­wa­dzo­ny tyl­ko do 1880 r. za­wie­rał bo­wiem spo­ro błę­dów i opusz­czeń. W ni­niej­szym wy­da­niu po­mi­nię­to tak­że w znacz­nej mie­rze nie­ak­tu­al­ną przed­mo­wę z 1962 r., pió­ra Zbi­gnie­wa Ja­błoń­skie­go.

Ja­błoń­ski nadał wła­ści­we brzmie­nie wie­lu cy­ta­tom z po­ezji, utwo­rów dra­ma­tycz­nych i pro­zy li­te­rac­kiej, przy­ta­cza­nych, jak pi­sze, przez au­to­ra z „dość dużą swo­bo­dą” (a więc nie­ści­śle). Więk­szo­ści cy­ta­tów, za­czerp­nię­tych z pa­mięt­ni­ków czy tak zwa­nej li­te­ra­tu­ry przed­mio­tu, Ja­błoń­ski nie po­rów­nał jed­nak z ory­gi­na­ła­mi. Po­wo­łał się przy tym na opi­nię sa­me­go Wa­sy­lew­skie­go, któ­ry uprze­dzał lo­jal­nie czy­tel­ni­ka, iż wy­mie­nia­nie wszyst­kich wy­ko­rzy­sta­nych źró­deł i opra­co­wań uwa­ża za nie­ce­lo­we i wręcz nie­po­trzeb­ne. Szko­da by­ło­by na to pa­pie­ru. Ro­dzi się zresz­tą po­dej­rze­nie, iż Wa­sy­lew­ski, od­cię­ty w Opo­lu od więk­szych bi­blio­tek i po­zba­wio­ny wła­sne­go księ­go­zbio­ru, spo­rą część tych cy­ta­tów przy­ta­czał z… pa­mię­ci, oczy­wi­ście czę­sto je prze­krę­ca­jąc. Po­dob­nie zresz­tą zwy­kli po­stę­po­wać Alek­san­der Brück­ner i Jan Sta­ni­sław By­stroń. Dla­te­go też choć za­rów­no Dzie­je kul­tu­ry pol­skiej, jak i Dzie­je oby­cza­jów w daw­nej Pol­sce były pa­ro­krot­nie po 1945 r. wzna­wia­ne, w żad­nym z nich nie sko­la­cjo­no­wa­no cy­ta­tów źró­dło­wych z ory­gi­na­ła­mi. Wy­ma­ga­ło­by to zresz­tą ogro­mu cza­su, o czym sam się do­wod­nie prze­ko­na­łem, po­rów­nu­jąc cy­ta­ty przy­ta­cza­ne przez Wła­dy­sła­wa Ło­ziń­skie­go (Pra­wem i le­wem… Ży­cie pol­skie w daw­nych wie­kach) z ory­gi­nal­ny­mi wy­da­nia­mi od­po­wied­nich tek­stów.

Ja­nusz Ta­zbirOd autora

My­śla­łem o ta­kiej książ­ce od lat. Bo­bru­jąc w do­ku­men­tach i pa­mięt­ni­kach, prze­bie­ga­łem pod ką­tem ży­cia oby­cza­jo­we­go roz­licz­ne, od­le­głe od sie­bie dzie­dzi­ny hi­sto­rii po­li­tycz­nej, po­lo­ni­sty­ki, hi­sto­rii sztu­ki, kra­jo­znaw­stwa. Cie­ka­wi­ły mnie spra­wy za­zwy­czaj nie in­te­re­su­ją­ce na­ukow­ców na­szych. Hi­sto­ria kul­tu­ry oby­cza­jo­wej trak­to­wa­na jest u nas z lek­ce­wa­że­niem, spy­cha­na na ostat­ni plan, nie­god­na za­in­te­re­so­wań sza­nu­ją­ce­go się ba­da­cza dzie­jów. Nie ma swych adep­tów i znaw­ców, tym mniej me­to­dy­ków. Mie­wa­li­śmy i mamy dziś zna­ko­mi­tych mniej i wię­cej syn­te­ty­ków na­szej kul­tu­ry – brak nam fa­cho­wych znaw­ców re­aliów jej oby­cza­ju. Pod tym wzglę­dem za­słu­gu­je­my za­iste na mia­no Fran­cu­zów Pół­no­cy.

Am­bi­cją moją było za­wsze gro­ma­dze­nie ta­kich ka­mycz­ków re­aliów skła­da­ją­cych ob­raz ca­ło­ści po­tocz­ne­go ży­cia. Waż­ne, uro­czy­ste wy­da­rze­nia sta­ra­łem się na­świe­tlić cho­ciaż­by aneg­do­tą, któ­ra w mo­ich opo­wia­da­niach była waż­niej­sza niż do­ku­ment z pie­czę­cia­mi.

Ob­fi­te trud­no­ści na­strę­czał au­to­ro­wi ol­brzy­mi za­kres te­ma­tu: Ży­cie pol­skie w XIX wie­ku. Jak­że ela­stycz­ny i da­le­ko­sięż­ny! Ogar­nąć wy­pa­da okiem ogrom zja­wisk kul­tu­ral­nych, spo­łecz­nych, po­tocz­nych, zaj­rzeć do po­li­ty­ki, szkol­nic­twa i pra­sy, prze­wer­to­wać li­te­ra­tu­rę pięk­ną, od­wie­dzić sa­lo­ny i cha­łu­py, hra­bi­ny i ba­bi­ny, szu­ler­nie, fa­bry­ki, dy­li­żan­se, lo­ko­mo­ty­wy, za­py­tać o zda­nie ar­chi­tek­tów, po­etów, kom­po­zy­to­rów – i co kto chce i co kto nie chce.

Je­śli po­wio­dło się au­to­ro­wi na­zna­czyć choć w przy­bli­że­niu gra­ni­ce te­ma­tu, ze­sta­wić ha­sła naj­waż­niej­sze, wska­zać lu­dzi czo­ło­wych w do­brym czy złym sen­sie – to mu wy­star­czy. Zda­je on so­bie spra­wę, że o wy­czer­pa­niu, po­głę­bie­niu i de­fi­ni­tyw­nym uję­ciu za­gad­nień nie mo­gło być mowy. Pię­ciu lu­dzi trze­ba by, nie jed­ne­go dy­le­tan­ta, któ­ry, jak za­wsze, dbał i tu przede wszyst­kim o czy­tel­ni­ka, ła­twe uję­cie, o za­in­te­re­so­wa­nie go po­wa­bem opo­wia­da­nia z oczy­wi­stą szko­dą dla my­ślo­we­go po­głę­bie­nia, cier­pli­wej ana­li­zy i kry­ty­ki.

I jesz­cze jed­no. Ła­twiej było Wła­dy­sła­wo­wi Ło­ziń­skie­mu czy Ja­no­wi Sta­ni­sła­wo­wi By­stro­nio­wi uj­mo­wać ży­cie pol­skie w daw­nych wie­kach, sko­ro to­czy­ło się ono utar­tą, mało zmien­ną ko­le­iną, obej­mu­jąc je­dy­nie war­stwy rzą­dzą­ce, któ­re je two­rzy­ły i nada­wa­ły kie­ru­nek. Trud­niej bez po­rów­na­nia po­chwy­cić w pa­ra­gra­fy i ha­seł­ka ży­wot po­tocz­ny stu­le­cia po nich na­stę­pu­ją­ce­go. Stu­le­cia, któ­re było bun­tem i eks­plo­zją nie­ustan­ną, a we wszyst­kich dzie­dzi­nach ży­cia „po­trzą­sa­ło no­wo­ści kwia­tem”, na każ­dym polu spro­wa­dza­jąc nowe zja­wi­ska, na­wy­ki, wy­stęp­ki, wy­na­laz­ki. A jesz­cze ży­cie na­ro­du wy­rzu­co­ne­go z mapy świa­ta, nie do­pusz­czo­ne­go do sto­łu ob­rad, zmu­szo­ne­go żyć i pra­co­wać w pod­zie­miu, w se­kre­cie.

Wie­dząc, że nie spro­sta za­da­niu sen­su stric­to, sta­rał się au­tor na­świe­tlić każ­de z za­gad­nień ja­kimś szcze­gó­li­kiem no­wym czy cy­ta­tem do­tych­czas czę­sto nie za­uwa­żo­nym lub za­po­mnia­nym, a zdo­był spo­rą ich garść dzię­ki wie­lo­let­nim po­szu­ki­wa­niom. Miał w Po­zna­niu całe teki za­pi­sków, „fi­szek”, ry­cin, do­ty­czą­cych tego te­ma­tu. Uwa­ża­jąc, że w epo­ce ra­dia, kina i nie­cier­pli­we­go tem­pa ży­cia na­le­ży użyć mi­ni­mum słów przy mak­si­mum ilu­stra­cji, gro­ma­dził nie tyl­ko no­tat­ki z lek­tu­ry, lecz i gra­fi­ki do­ty­czą­ce. Star­czy­ło­by ma­te­ria­łu na czte­ry tomy w We­gne­row­skich Cu­dach Pol­ski.

Cały za­sób (wraz z ośmio­ty­sięcz­ną bi­blio­te­ką) dia­bli wzię­li. Po­czą­tek dało ge­sta­po, prze­trzą­sa­jąc miesz­ka­nie au­to­ra na­za­jutrz chy­ba po wkro­cze­niu Niem­ców do Po­zna­nia, ruj­na­cji do­koń­czy­li ro­da­cy, pa­ląc w pie­cu rę­ko­pi­sa­mi, roz­wle­ka­jąc skwa­pli­wie na han­del bez­cen­ne książ­ki. Od­bu­do­wa po woj­nie była więc tyl­ko w drob­nej czą­st­ce moż­li­wa. Za­czą­łem ją we Lwo­wie, ko­rzy­sta­jąc z za­so­bów Osso­li­neum, koń­czyć wy­pa­dło na Opolsz­czyź­nie, z dala od bi­blio­tek i więk­szych wy­po­ży­czal­ni. Stąd ułam­ko­wy, nie wy­star­cza­ją­cy stan wie­lu, prze­wie­lu ustę­pów.

W wy­kła­dzie, prze­zna­czo­nym dla szer­szych sfer czy­tel­ni­czych, nie po­czu­wa się au­tor do od­stra­sza­ją­ce­go je obo­wiąz­ku po­da­wa­nia tzw. li­te­ra­tu­ry przed­mio­tu. Szko­da by­ło­by pa­pie­ru na wy­ka­zy ty­tu­łów i źró­deł, jak i – co waż­niej­sze – na po­wo­ły­wa­nie się na au­to­rów in­nych, nie­raz do­słow­nie przy­ta­cza­nych, bez po­da­nia źró­dła. Zda­rza się to po­wo­ły­wa­nie chy­ba wy­jąt­ko­wo.

Wo­la­łem uży­czyć miej­sca in­nej, po­ży­tecz­niej­szej, jak są­dzę, ru­bry­ce. Jest nią k a l e n d a r z z d a r z e ń. Chro­no­lo­gicz­ne ze­sta­wie­nie fak­tów prze­róż­nych w ob­rę­bie lat 1800-1880, nie­współ­mier­nych, czę­sto wprost zda­wa­ło­by się bła­hych. Spis do­ko­nań, za­mie­rzeń, czy­nów, nie tyl­ko ma­rzeń o czy­nie. Ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem zda­rzeń w ska­li świa­to­wej – więk­szej, mniej­szej lub zgo­ła ma­lut­kiej. Ma­sze­ru­ją­ce w or­dyn­ku, rok za ro­kiem, mie­siąc za mie­sią­cem, ba, dzień za dniem – o ile to było ko­niecz­ne lub moż­li­we – fak­ty, po pro­stu de­fi­la­da do­ko­nań i klęsk, zdo­by­czy i strat: a tu za­ło­że­nie waż­ne­go przed­się­bior­stwa lub oświe­tle­nia ulic po raz pierw­szy, a tam waż­ne uro­dzi­ny lub odej­ście, ge­ne­za waż­ne­go dzie­ła sztu­ki czy prze­my­słu, bi­twa wy­gra­na-prze­gra­na – już sa­mym za­ska­ku­ją­cym, nie­ocze­ki­wa­nym są­siedz­twem mnie sa­me­go uczy­ły i za­dzi­wia­ły, więc tu­szę: za­cie­ka­wią też ła­ska­we­go czy­tel­ni­ka.

To już nie jest zwy­czaj­ny ka­len­darz. Bo te wszyst­kie daty, wie­ści o klę­skach-zwy­cię­stwach, te po­chleb­ne czy ką­śli­we uję­cia łą­czą się. I wszyst­ko jed­no, kto je wy­ra­ża, do­ku­ment urzę­do­wy czy aneg­do­ta bła­ha, syk nie­na­wi­ści lub za­chwyt czę­sto kre­dy­to­wa­ny – spły­wa­ją one w opo­wieść o nie­znu­żo­nym wy­sił­ku wszyst­kich warstw i klas, o mocy i chę­ci trwa­nia.

Sta­ni­sław Wa­sy­lew­ski
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: