Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

07 zgłasza się - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 lipca 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

07 zgłasza się - ebook

„07 zgłasza się” to możliwie pełna wersja historii produkcji, która do dziś jest chętnie oglądana przez miliony Polaków i cały czas zdobywa nowych widzów. Kilkadziesiąt osób z zakamarków pamięci wydobywa zabawne, dramatyczne lub zwyczajnie ciekawe szczegóły na temat swojej pracy w serialu, którego popularność trwa już czwarte dziesięciolecie. Większość z nich na początku rozmowy mówiła: „To było tak dawno… Nie pamiętam”. Dlatego między innymi to był ostatni moment na napisanie takiej książki, w której znalazło się również miejsce na historię Milicji Obywatelskiej i odnotowanie istotnych epizodów z dziejów naszego kraju. Smaczkiem jest „Londyńska misja Borewicza” – opowiadanie, które jest próbą rekonstrukcji wydarzeń z udziałem tytułowego bohatera, poprzedzających pojawienie się porucznika Sławomira Borewicza w pierwszym odcinku serialu.

Piotr K. Piotrowski – autor książki „Kultowe seriale”. Dziennikarz, od wielu lat związany z agencją dziennikarską W-Impact, specjalizującą się w medialnej obsłudze polskich seriali. Nie ma żadnych zainteresowań, bo za takowe nie uważa kompulsywnego czytania książek i wielogodzinnego śledzenia meczów tenisowych. Lubi też stać na moście i patrzeć na rzekę. A w takich momentach już zupełnie nic go nie interesuje.

Kategoria: Kino i Teatr
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7839-856-1
Rozmiar pliku: 7,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WYJAŚNIAM, WYSOKI SĄDZIE, CZYLI MOJA (PRZED)MOWA OBROŃCZA

Szczęśliwie większości z nas udaje się uniknąć stawania przed sądem, ale gros Polaków wie (choćby z Czterdziestolatka Gruzy), jak łatwo ze świadka stać się podejrzanym, a nawet oskarżonym. Przeżyłem coś podobnego po publikacji książki Kultowe seriale, poświęconej produkcjom serialowym z okresu PRL-u. Podczas promocji udzieliłem kilku wywiadów oraz wypowiedzi niektórym stacjom radiowym i telewizjom. Większość ze spotkań z dziennikarzami wspominam bardzo miło, zwłaszcza te w studiach radiowych, gdzie pozwalają człowiekowi wygadać się przed mikrofonem; a poza tym uważam od lat, że urodę mam bardziej radiową niż telewizyjną… Zdarzały się jednak również spotkania niemiłe, podczas których redaktorzy prowadzący oczekiwali ode mnie kompletnie niezrozumiałych deklaracji i słów potępienia. Szczególnie zapadł mi w pamięć, a wspomnienie to powraca jak senny koszmar, pan z pewnej telewizji, który koniecznie chciał, abym powiedział, że Czterej pancerni i pies, Stawka większa niż życie oraz 07 zgłoś się były tworami ohydnej komunistycznej propagandy, które częstowały społeczeństwo kłamstwem. Gdy ów redaktor osaczał mnie i molestował, oczy mu błyszczały, jak nie przymierzając Róży Luksemburg, kiedy głosiła, że rewolucja rozleje się na całą Europę, a potem na resztę świata… Pragnąc przy okazji publikacji tej książki oszczędzić sobie i moim potencjalnym rozmówcom podobnych podniet, wyjaśniam:

Nigdy nie tęskniłem za PRL-em.

Nie poznawałem historii ani nie uczyłem się jej ze Stawki większej niż życie czy Czterech pancernych i psa (ta deklaracja dotyczy także wszystkich kolegów z mojego rocznika, którzy przeżywali przygody bohaterów wymienionych seriali).

Mój sceptyczny stosunek do MO nie zmienił się pod wpływem wielokrotnego oglądania serialu 07 zgłoś się.

Dlaczego zatem powstała książka o serialu, którego bohaterem jest porucznik Milicji Obywatelskiej? Otóż Tad Szulc, amerykański reporter polskiego pochodzenia, napisał kiedyś, że reportaż jest pierwszą wersją historii. A mnie się wydaje, że taką wersją historii jest również telewizyjny serial – zarówno to, co w nim jest prawdą, jak i to, co nieprawdą, co zostało pokazane, i to, co pokazane być nie mogło. Poza tym większość swojego zawodowego życia przepracowałem jako dziennikarz i pisałem o tym, co interesowało zarówno mnie, jak i możliwie największą grupę czytelników. Latem 2003 roku TVP po raz enty rozpoczęła emisję 07 zgłoś się, a 28 lipca odcinek serialu obejrzało 4 mln 503 tys. widzów, niemal jedna trzecia Polaków zasiadających w tym czasie przed telewizorami! Średnia oglądalność kolejnych odcinków wynosiła wtedy 3 mln 961 tys. To wszystko wtedy, gdy praktycznie większość ludzi w kraju nie miała problemu z dotarciem do kopii serialu na VHS czy DVD. Od kiedy Telewizja Polska zaczęła udostępniać swoje starsze produkcje innym telewizjom, bywa, że serial jest emitowany w trzech stacjach jednocześnie, co nie przeszkadza mu w osiąganiu wyników oglądalności na poziomie 1,5–2 mln widzów (w roku 2012 zaledwie kilka nowych seriali TVP osiągnęło taką widownię). Czy dziennikarz zajmujący się kulturą popularną może zlekceważyć to zjawisko? Czy może nie pragnąć zajrzeć za kulisy tego fenomenu? Pomyślałem, że warto. I im dłużej pisałem tę książkę, tym bardziej byłem o tym przekonany.

***

Starałem się stworzyć coś, co czyta się z przyjemnością i zainteresowaniem, poruszając różne aspekty związane z serialem, oddając głos ludziom, którzy byli zaangażowani w przedsięwzięcie i mogli – oraz chcieli – przedstawić swoją wersję i swoją część historii. Niewiele jest w książce moich opinii i ocen. Wydaje mi się, że cytowane wypowiedzi i publikacje są na tyle kompletne, że inteligentny czytelnik, mający podstawową znajomość serialu, świetnie poradzi sobie bez recenzenckich zapędów autora.

Nie zamieściłem w książce „listy płac” ani nazwisk wszystkich aktorów występujących w poszczególnych odcinkach. Głodni tej wiedzy znajdą stosowne informacje w kilka sekund, w nieocenionej Internetowej Bazie Filmu Polskiego. Nie podaję dat wydania serialu na kasetach VHS i płytach DVD oraz wielu innych podobnych szczegółów. Może informacje te są przydatne dla kogoś, kto przygotowuje się do udziału w teleturnieju, ale sprawiają, że opowieść robi się nudna jak instrukcja obsługi piekarnika.

Starszych czytelników mogą irytować fragmenty, w których – ich zdaniem – piszę o sprawach i faktach oczywistych. Drodzy moi, szkoda zdrowia. Pomijajcie po prostu te zdania, pamiętając, że ludzie, którzy urodzili się po zmianie ustroju, mają dziś niewiele ponad dwadzieścia lat i być może również sięgną po tę pozycję. Choćby po to, by nie naśladować pewnej młodej aktorki – niebędącej, niestety, wyjątkiem – która nie potrafiła powiedzieć na wizji, kiedy ogłoszono stan wojenny…

Wydaje mi się, że układ książki jest czytelny. Pierwszy rozdział poświęcony został Milicji Obywatelskiej oraz obecności tej formacji w kulturze popularnej, przede wszystkim w filmach i powieściach. Kolejne prezentują sylwetki reżysera Krzysztofa Szmagiera oraz jego przyjaciela – aktora Bronisława Cieślaka. Widz pozna w nich wiele szczegółów z życia porucznika Borewicza, natomiast nie dowie się, co doświadczony bądź co bądź oficer MO robił w Londynie. Mówi o tym następny rozdział. Spróbowałem w nim zrekonstruować wydarzenia, w których uczestniczył porucznik, zanim w pierwszych scenach pierwszego odcinka serialu, jako milicjant podszywający się pod kryminalistę, opuścił więzienie. Zapraszam do lektury opowiadania kryminalnego Londyńska misja Borewicza, bonusu dla czytelników tej książki i zachęty do wspólnej zabawy… Dalsze strony to kulisy produkcji serialu, odcinek po odcinku. Na końcu bloków poświęconych poszczególnym seriom zamieszczam kilka zdań na temat tła historycznego. Rzecz wydaje mi się ważna, gdyż serial powstawał w latach istotnych dla Polski wydarzeń i dziejowych zwrotów.

***

Zanim oddam głos ludziom uczestniczącym w powstawaniu serialu i przytoczę publikacje sprzed lat związane z tą produkcją, pozwolę sobie podzielić się moimi pierwszymi wrażeniami telewidza z tamtej epoki, oglądającego 07 zgłoś się po raz pierwszy (głęboko przekonanego, że moje subiektywne odczucia są bardzo podobne do odczuć wielu ludzi z mojego pokolenia). W owym czasie telewizja nie rozpieszczała widzów nadmiarem filmów i seriali, więc tym bardziej nie dziwi to, że sprawnie zrealizowany kryminał w odcinkach wciągnął mnie od pierwszej chwili. Muszę zaznaczyć, że należałem do niemałego grona pożeraczy powieści kryminalnych i niemal wszystkie historie opowiedziane w serialu znałem już z wcześniejszej lektury. Zatem to nie zagadka trzymała mnie przed ekranem aż do końcowych napisów. Podobał mi się raczej sposób narracji, bawiły epizody i dialogi. No i ten intrygujący, arogancki, bezczelny facet ze złamanym nosem… Już wtedy interesowałem się filmem, czytywałem branżową prasę, ale przed emisją nie miałem pojęcia o istnieniu Bronisława Cieślaka; twórcy serialu najwyraźniej mieli zamiar zaskoczyć nim widza, co im się udało w stu procentach. Oglądając po raz pierwszy 07…, w najmniejszym stopniu nie czułem się indoktrynowany – prawdziwa milicja była na zewnątrz, w realnym świecie, znałem ją i wiedziałem, jaka jest. A mimo to – dziennikarski żółtodziób – miałem nadzieję, że gdzieś w milicyjnych i sądowych aktach istnieją opisy wielkich afer i wyrafinowanych zabójstw, jakimi zajmował się Borewicz. Sprawdziłem i spotkało mnie rozczarowanie. Zbrodnia po polsku była ponura, jak każda tragedia, ale też żałośnie nudna: on leży w kuchni zadźgany nożem przez zdesperowaną żonę, a wokół butelki po wódce i słoiki po klopsach w pomidorach… Ewentualnie ona leży w kuchni zatłuczona przez pijanego męża, w identycznej scenografii. Do dziś pamiętam barwne, niedoskonałe technicznie fotografie z sądowych akt. Nie miałem wówczas ani wiedzy, ani doświadczenia Krzysztofa Szmagiera, który podczas zdjęć do drugiej serii powiedział w jednym z wywiadów: „Jesteśmy krajem, w którym nie ma łatwego dostępu do broni palnej, nie ma fortun, które powodują, że ludzie się o nie zarzynają, nie ma podziemnego świata przestępczego związanego z narkotykami, a jak jest, to na miarę koników pod kinem. Jest zabójstwo rodzinne: wziął facet siekierę i zabił małżonkę. Czy tu można przeprowadzić efektowne dochodzenie?” (Ewa Banaszkiewicz: 07 zgłosi się jeszcze raz…, „Film” nr 4/1983).

W podobnym tonie wypowiada się w wywiadzie z Jackiem Szczerbą autorka powieści kryminalnych, emerytowana pracownica MO Helena Sekuła: „Najmniej materiału miałam z akt milicyjnych. Akta to jedna wielka nuda. Notatki pisane ręcznie przez dzielnicowego, i to nowomową. Żeby dojść do sedna, trzeba było przeczytać trzy tomy. Nie miałam do tego cierpliwości. Poza tym sprawy były prymitywne – że facet faceta siekierą. Jeśli z zazdrości o kobietę, to było trochę ciekawsze. Owszem, pamiętam parę zawiłych spraw, ale tych z reguły nie udawało się rozwiązać. Gdy opisywałam skok na bank, nikt nie dał mi akt o czymś takim. To, że w książce na podłodze odciska się symbol fabryczny lewara, którym włamywacze rozwalają sufit, podpowiedzieli mi chłopaki z kryminalistyki”.

Kilkanaście lat po publikacji zacytowanej tu wypowiedzi Krzysztofa Szmagiera rzeczywistość zaczęła jednak przypominać amerykański film: byłem na miejscu gangsterskiej egzekucji i widziałem ciało podziurawione kulami, a nie kuchennym nożem, oglądałem narkotyki przejęte przez policję, pisałem o policjantach zamieszanych w wielki skok, a potem prowadzących śledztwo w tej sprawie… Oj, przestało mi się to podobać. Zmieniłem zainteresowania.

Niektórym ludziom wciąż jeszcze wydaje się, że nasze pokolenie miało wybór między tamtą a tą rzeczywistością. Nie miało. Czy jednak świat musiało opanować zło, a z nim utrata poczucia bezpieczeństwa? Nadzwyczaj celnie i jasno objaśnia to zjawisko profesor Zygmunt Bauman: „Im więcej bezpieczeństwa, tym mniej wolności; im więcej wolności, tym mniej bezpieczeństwa”.

Milicja… Podobnie jak wielu młodych ludzi w tamtych czasach miałem z nią różne doświadczenia – i śmieszne, i straszne. Jak z chędożeniem tygrysa w rosyjskim powiedzonku…

Opowiem o dwóch zdarzeniach, które – choć należą do mojej prywatnej historii – są na tyle specyficzne, że można z nich wyciągnąć wnioski natury ogólniejszej.

Na początek to zabawne.

W 1978 roku pracowałem jako sufler w jednym z prowincjonalnych teatrów. Nie, nie z zamiłowania do suflowania, ale z pragnienia występów na prawdziwej scenie, bo zajęcie dawało możliwość tak zwanego dogrywania, czyli uczestniczenia w epizodach. Reżyser, który robił w naszym teatrze Kupca Plauta, wymyślił na potrzeby inscenizacji różne współczes­ne wstawki, włącznie z piosenkami Maryli Rodowicz, a mnie powierzył, między innymi, zadanie wkraczania na scenę w mundurze to strażaka, to milicjanta. Ponieważ zespół często dawał przedstawienia poza macierzystą siedzibą, pojechaliśmy kiedyś z Kupcem do małego miasteczka, do tamtejszego domu kultury. Scenariusz przewidywał, że podczas antraktu miałem przebrać się w autentyczny milicyjny mundur, zająć miejsce na widowni, a po wznowieniu spektaklu wejść na scenę. Tymczasem aktorki i aktorzy zaczęli uskarżać się na pewnego widza z pierwszego rzędu, gościa bardzo pod wpływem, głośno komentującego wydarzenia na scenie, a jeden z kolegów wpadł na pomysł, że skoro już mam na sobie mundur, mogę pokusić się o interwencję. Nie trzeba było długo mnie namawiać. Po zlokalizowaniu kłopotliwego widza szorstko i zdecydowanie kazałem mu opuścić salę i wyszedłem za nim na zewnątrz. Zaczął bełkotać, że ma bilet, że chce oglądać, ale wskazałem jakiś kierunek w ciemnościach i ryknąłem, że ma iść prosto do domu. Poszedł. Z kilkudziesięcioosobowej grupy mieszkańców miasteczka, którzy przed domem kultury akurat oddychali świeżym powietrzem i papierosowym dymem w oczekiwaniu na drugą część przedstawienia, dobiegły mnie słowa: „To jakiś nowy. Ale ostry!”. Wtedy poczułem, jaką władzę daje niebieski mundur i jak łatwo się od niej uzależnić…

A teraz zdarzenie smutne, może nawet przerażające.

W czerwcu 1979 roku, w pewnym mieście wojewódzkim wracałem nad ranem z koncertu zagranicznej gwiazdy, zakończonego towarzyskim spotkaniem. Świtało, nic więc dziwnego, że centrum miasta było niemal wyludnione. Prawie, bo nagle na mej drodze stanęła zapłakana dziewczyna, może szesnastolatka, może niewiele starsza. Zapytana o przyczynę łez, zrelacjonowała, szlochając, co jej się przydarzyło; sposób mówienia i sama opowieść wskazywały, że dziewczyna mieszka w którejś z podmiejskich wiosek. W sobotnie popołudnie wybrała się do miasta; gdy stała na ulicy z grupą znajomych, podjechał radiowóz. Milicjanci kazali jej wsiąść do środka, zabrali na teren ogródków działkowych i tam dokonali gwałtu. Zaproponowałem jej pomoc, wspólne udanie się na posterunek, ale odmówiła stanowczo, mówiąc, że z milicją nikt nie wygra. Byłem niewiele starszy od niej, nie miałem żadnych koneksji, które byłyby przydatne, więc w duchu przyznałem jej rację – nie da się wygrać z władzą ludową. Każde z nas poszło w swoją stronę.

Te dwa przypadki zapamiętałem na zawsze. A płynących z nich wniosków nie mógł zmienić żaden serial.

To chyba nie najlepsza puenta dla tego wstępu, więc może zakończę go sentencją Josepha Fouché, która kiedyś wisiała w gabinecie rzecznika prasowego Komendy Głównej Policji (a może wisi i po dziś dzień?): „Studiowałem historię i dlatego pracuję w policji, bo tylko ona jest wieczna”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: