Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Aksinja: opowiadanie z życia moskiewskiej Lechji - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Aksinja: opowiadanie z życia moskiewskiej Lechji - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 214 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ASKIN­JA

Adam Szy­mań­ski

AK­SIN­JA

OPO­WIA­DA­NIE Z ŻY­CIA MO­SKIEW­SKIEJ LE­CHJI

KRA­KÓW

DRU­KAR­NIA UNIW. JA­GIELL. POD ZARZ. J. FI­LI­POW­SKIE­GO

1910.

NA­KŁA­DEM AU­TO­RA.

w cza­sie wie­lo­let­nich wę­dró­wek mo­ich po Ros­syi naj­dłu­żej wy­pa­dło mi miesz­kać w miej­sco­wo­ści nie­tyl­ko dla na:; po­la­ków, nie­tyl­ko dla sło­wian w ogó­le, ale dla et­no­gra­fów ja­kiej­kol­wiek­bądź na­ro­do­wo­ści szcze­gól­niej cie­ka­wej: wśród resz­tek daw­nych, kie­dyś nie­zmie­rzo­nych, a i dziś jesz­cze im­po­nu­ją­cych swą roz­le­gło­ścią la­sów, nie­zwy­kłe sprzy­ja­ją­cych prze­cho­wa­niu wsze­la­kie­go sta­re­go zwy­cza­ju, wśród ple­mie­nia, bę­dą­ce­go, nie­wąt­pli­wie, nie­odrod­ną krwią krwi i ko­ścią ko­ści sta­re­go lac­kie­go rodu.

Na lin­ji gra­nicz­nej zle­wów Dnie­pru i Woł­gi, na obu po­chy­ło­ściach wy­żyn, tę lin­ję two­rzą­cych: wschod­niej, zro­szo­nej do­pły­wa­mi wierz­cho­wisk Oki i za­chod­niej, obej­mu­ją­cej zlew De­sny z Sej­mem, od wie­ków wie­czy­stych, od cza­sów nie­pa­mięt­nych roz­siadł się lud, o któ­re­go po­cho­dze­niu kro­ni­karz Ne­stor mówi:… a nad De­sną i Sej­mem osie­dli Ra­dim i Wjat­ka (Węt­ka) z ro­da­mi swe­mi; są zaś oni lac­kie­go rodu.

Cho­ciaż­by jed­nak sta­ry kro­ni­karz sło­wiań­ski o lo­dzie ba­jecz­nych pa­try­ar­chów wschod­nich ple­mion lac­kich nic był nam nie po­wie­dział, nie po­trze­ba by wiel­kiej prze­ni­kli­wo­ści ba­daw­czej i zna­jo­mo­ści daw­nych cech, cha­rak­te­ry­zu­ją­cych, naj­da­lej na za­chód wy­su­nię­te, lac­kie ple­mio­na, aby zna­jąc choć­by tyl­ko dzi­siej­sze, naj­istot­niej­sze ce­chy na­sze­go ple­mie­nia, do­strzedz po­mię­dzy nami a znacz­ną czę­ścią lud­no­ści, za­miesz­ku­ją­cej gu­ber-nje: Ka­łu­ską, Or­łow­ską, Tul­ską, część Kur­skiej i za­chod­nią część Ria­zań­skiej, wie­le wspól­nych ry­sów.

Po­mi­jam już tu wzgląd tak waż­ny, jak ję­zyk, któ­ry, po­mi­mo za­tra­ce­nia dźwię­ków no­so­wych i przy­bra­nia przez to po­zor­nej po­wierz­chow­no­ści wiel­ko­ru­skiej za­cho­wał nie­ma­ło wy­ra­zów, nie uży­wa­nych wca­le W ję­zy­ku wiel­ko­ru­skim, po­mi­jam i inne, zresz­tą do­tąd na­le­ży­cie przez na­ukę nie­usta­lo­ne, rysy ple­mion wiel­ko­ru­skie­go i lac­kie­go. – Rzecz to na­uki i przy­szłych jesz­cze dłu­go­let­nich do­cie­kań. Zwró­ci­my tu uwa­gę na inne ce­chy.

Przedew­szyst­kiem więc, co dla czy­tel­ni­czek na­szych, są­dzę, po­win­no być ar­gu­men­tem nie­tyl­ko naj­po­waż­niej­szym, ale wprost de­cy­du­ją­cym, nie­wia­sty wschod­nich la­chów są pięk­ne.

Dziew­czy­ny lac­kie z da­le­kie­go wscho­du po­sia­da­ją ten nie­wy­sło­wio­ny urok i wdzięk, dzię­ki któ­rym Tur­gie­niew ob­da­rzył li­te­ra­tu­rę ros­syj­ską ta­kie­mi prze­dziw­ne­mi per­ła­mi po­ezyi swo­jej, jak Za­pi­ski My­śliw­ca '1, ten urok i wdzięk, któ­re, jak wie­my od nie­wąt­pli­we­go znaw­cy wdzię­ków nie­wie­ścich, He­ine­go, są po­dob­no wy­łącz­ną wła­ści­wo­ścią nie­wiast lac­kich.

Te naj­bar­dziej do­strze­gal­ne, naj­bar­dziej re­al­ne ce­chy nie­wie­ściej pięk­no­ści: bu­do­wa i wiel­kość ręki i sto­py, po­mi­mo cięż­kiej

*) Na­pi­sa­ne pod wpły­wem wra­żeń z po­by­tu zna­ko­mi­te­go pi­sa­rza w la­sach gub… ka­łu­skiej.

pra­cy fi­zycz­nej, prze­cho­wa­ły się wśród ła­szek tu­tej­szych z prze­dziw­ną do­sko­na­ło­ścią. Gdy się wi­dzi spra­co­wa­ną rękę tu­tej­szej dziew­czy­ny, musi się po­dzi­wiać jej pięk­ność, a jesz­cze bar­dziej pięk­ność prze­ślicz­nej sto­py, gdy nie­zaz­dro­sne lato, uwol­niw­szy ją z nie­zgrab­ne­go łap­cia li­po­we­go, każ­de­mu uka­zu­je jej wprost ar­ty­stycz­ną bu­do­wę. Na­wet w kra­ju ma­cie­rzy­stym, na­wet chy­ba i w sa­mej War­sza­wie, może tyl­ko naj­pięk­niej­sze rącz­ki i nóż­ki mo­gły­by się ku­sić o po­rów­na­nie z temi wdzię­ka­mi có­rek Ra­di­ma i Węt­ki. A cóż mó­wić o in­nych ry­sach nie­wie­ściej uro­dy, oce­na któ­rych jest bar­dziej za­leż­ną od na­szych sub­jek­tyw­nych po­jęć o pięk­nie!

Lasz­ki wschod­nie jed­nak nie tyl­ko są pięk­ne, ale, co waż­niej­sza, a co, jak wie­my, jest rze­czą nie­rów­nie trud­niej­szą, umie­ją być pięk­ne­mi.

Ich sta­ry, ar­cha­icz­ny strój sło­wiań­ski, tu, w tym je­dy­nym za­pew­ne na ca­łym świe­cie za­kąt­ku, w wiel­kich nie­do­stęp­nych bo­rach, z nie­zwy­kłą czy­sto­ścią, z przed wie­ków chrze­ści­jań­skich do­tych­czas za­cho­wa­ny, nad­zwy­czaj temu współ­dzia­ła.

Stro­jem łasz­ki tu­tej­szej, do­pó­ki za mąż nie wyj­dzie, jest to, co w Gre­cyi chi­to­nem zwa­no, a po pol­sku ko­szu­lą się zo­wie. Ubrać się w samą ko­szu­lę, nie dla ja­kiejś prze­lot­nej kro­to­chwi­li, ale jako w zwy­kłą, co­dzien­ną, świą­tecz­ną i po­wsze­dnią sza­tę, nie jest tak ła­two.

Aby czy­tel­ni­cy moi wła­ści­wie mo­gli zro­zu­mieć to, co ni­żej o tem mó­wić będę, pro­szę so­bie wy­obra­zić, ja­kie to za­mie­sza­nie za­pa­no­wa­ło­by u nas, gdy­by tak rap­tem wszyst­kim na­szym pan­nom, choć­by tyl­ko na dzień je­den, wy­pa­dło wy­stą­pić w tym stro­ju na­szych pra­pra­ba­bek! Wte­dy do­pie­ro zro­zu­mie­li­by­śmy, jak wiel­ką rolę w na­szem ży­ciu ode­gry­wa odzież i jak dziś rola ta jest bar­dzo, bar­dzo da­le­ką od wła­ści­wej.

Na pierw­szy rzut oka wy­da­je się jako pew­nik nie­zbi­ty i tak na­wet z po­cząt­ku sam mnie­ma­łem, że ubrać się w ko­szu­lę może tyl­ko pięk­na, ale tak wła­ści­wie nie jest. Aby bo­wiem i pięk­na mo­gła się tak ubrać, musi się ubrać w taką odzież pięk­nie.

Gdy się jed­nak i temu wa­run­ko­wi uczy­ni­za-dość, trze­ba na­uczyć się sztu­ki jesz­cze trud­niej­szej, mia­no­wi­cie, sztu­ki za­cho­wa­nia się w tak wiel­ce uprosz­czo­nej odzie­ży, na­uczyć się no­sić ją pięk­nie. I wte­dy do­pie­ro oka­zu­je się, że jest to odzież dla dru­giej po­ło­wy ro­dza­ju ludz­kie­go wprost ide­al­na: po­tę­gu­jąc bo­wiem naj­drob­niej­szy wdzięk nie­wie­ści do stop­nia naj­wyż­sze­go, z li­chwą po­kry­wa na­wet i bar­dzo przy­kre bra­ki i jest stro­jem prze­ślicz­nym na­wet i dla nie­piek­nych dziew­czyn.

Po­zwa­lam więc tu so­bie z tego wzglę­du przy­pusz­czać, że przedew­szyst­kiem ta ko­niecz­ność przy­sto­so­wa­nia się do tak nie­zlo­źo­nej odzie­ży w cią­gu wie­lu i wie­lu wie­ków mu­sia­ła wy­ro­bić w ko­bie­cie tu­tej­szej wiel­kie po­czu­cie pięk­na i har­mon­ji. Wiel­kie dla­te­go, że zmu­szo­ne do ob­ra­ca­nia się w gra­ni­cach tak cia­snych, z góry nie­ja­ko zmu­szo­nem było jak naj­ści­ślej sto­so­wać się do naj­głów­niej­szej pod­sta­wy wsze­la­kie­go pięk­na – pro­sto­ty.

I rze­czy­wi­ście. Roz­wi­nię­cie wśród nie­wiast tu­tej­szych po­czu­cia pięk­na i har­mon­ji jest wprost nie­zwy­kłem. Ujaw­nia się to i w we­wnętrz­nem, i w ze­wnętrz­nem ich ży­ciu.

Gdy się uj­rzy tu­tej­szy barw­ny tłum nie wie­ści, w pierw­szej chwi­li nie chce się wie­rzyć, że je­dy­ną odzie­żą tego tłu­mu ślicz­ne­go jest tyl­ko ko­szu­la, tak ta skro­ma odzież jest upięk­szo­ną i ozdo­bio­ną. Prze­ślicz­ne wy­szy­cia zdo­bią ra­mio­na i rę­ka­wy, a czę­sto i podól, a wy­pusz­czo­na z pod wą­ziut­kiej prze­pa­ski, lek­ko obej­mu­ją­cej gięt­ką ki­bić, gór­na część ko­szu­li spra­wia na pierw­szy rzut oka wra­że­nie odzie­ży, zło­żo­nej z kil­ku zu­peł­nie róż­nych czę­ści; z ja­kiejś spód­ni­cy i bluz­ki, bu­fia­sto na spód­ni­cę spa­da­ją­cej i do­pie­ro po bliż­szem ro­zej­rze­niu wi­dzi się złu­dze­nie.

Czyż po­trze­ba do­da­wać, że pięk­ne łasz­ki w swej odzie­ży wię­cej niż skrom­nej, aby za­cho­wać swój urok i wdzięk mu­szą być nad­zwy­czaj skrom­ne. Skrom­ne przedew­szyst­kiem w ru­chach i co już za­tem samo z sie­bie nie­ja­ko wy­pły­wa, skrom­ne i w mo­wie i w ca­łem swem obej­ściu się i za­cho­wa­niu z ludź­mi.

Te pro­ste, spra­co­wa­ne dziew­czy­ny wiej­skie mo­gły­by dla wie­lu i wie­lu pań z tak zwa­ne­go, nie­raz i wca­le nie­złe­go to­wa­rzy­stwa być wzo­rem nie­zrów­na­nej mia­ry w sto­sun­kach z ludź­mi, god­no­ści i ele­gan­cyi, wprost wy­szu­ka­nej. Gdy się wi­dzi je przy cięż­kiej nie­raz brud­nej pra­cy, jak one cho­dzą, jak się po­ru­sza­ją, jak pra­cu­ją, jak się za­cho­wu­ją, szcze­gól­niej w obec­no­ści ob­cych męż­czyzn, jak w każ­dym ru­chu, z każ­de­go sło­wa prze­bi­ja ja­kaś dziw­na ogła­da, god­ność, szcze­gól­niej­sza umie­jęt­ność za­cho­wa­nia mia­ry i har­mon­ji we wszyst­kiem, ja­kaś przy­ro­dzo­na de­li­kat­ność i ła­god­ność, wie­rzyć się nie chce, że to nie są ja­kieś ba­jecz­ne, za­cza­ro­wa­ne księż­nicz­ki, któ­re tyl­ko los su­ro­wy rzu­cił tu ka­pry­śnie.

Dru­gą cha­rak­te­ry­stycz­ną ce­chą ła­szek tu­tej­szych jest ich nie­zwy­kła śpiew­ność, o ja­kiej u nas nikt już po­ję­cia nie ma. Do­pie­ro gdy tu po­miesz­ka się tro­chę dłu­żej, za­czy­na się ro­zu­mieć po­dziw i za­chwy­ty nie­miec­kich kro­ni­ka­rzy nad śpiew­no­ścią la­chów za­chod­nich, bo daw­ne ob­ra­zy, po­zo­sta­wio­ne nam przez tych mni­chów su­ro­wych, do­pie­ro tu re­ali­zu­ją się w ob­ra­zy peł­ne rze­czy­wi­ste­go ży­cia i nie­wąt­pli­wej praw­dy.

Tu bo­wiem wi­dzi się wła­sne­mi ocza­mi, sły­szy wła­sne­mi usza­mi, że sło­wa kro­nik, tchną­ce en­tu­zy­azmem dla dziw­nej po­ezyi, wcie­lo­nej w ży­cie po­wsze­dnie ludu rol­ni­cze­go, po­ezyi gło­śno prze­ma­wia­ją­cej do oczu, uszu i uczuć su­ro­wych apo­sto­łów krwi i mie­cza, za po­mo­cą dziw­ne­go ze­spo­le­nia barw, plą­sów, śpie­wów, we­se­la, ła­god­no­ści i szla­chet­no­ści, wi­dzi się po­wta­rzam, do­pie­ro tu, że te sło­wa sta­rych kro­nik są naj­praw­dziw­sze, że nie­ma w nich cie­nia prze­sa­dy, że kie­dyś, kie­dyś, przed wie­ka­mi, wszę­dzie u nas tak było.

Przy naj­cięż­szej, naj­znoj­niej­szej pra­cy kup­ka dziew­czyn tu­tej­szych, a na­wet i mo-ło­dek (mło­dych ko­biet) to cho­dzą­ca or­kie­stra, za­wsze ze­spo­lo­na i na­stro­jo­na, za­wsze zgod­na i ocho­cza, peł­na ognia i we­se­la i gra­ją­ca na naj­cu­dow­niej­szym in­stru­men­cie – na ży­wych stru­nach mło­dych gar­dzio­łek nie­wie­ścich.

Na­wet przy pra­cy tak przy­krej, jak wy­wo­że­nie na­wo­zu, pra­cy, wszę­dzie gdzie­in­dziej od­by­wa­ją­cej się po­nu­ro, nie­chęt­nie, jako brud­nej, czę­sto wstręt­nej, trze­ba tu po­sie­dzieć dzień je­den na po­dwó­rzu, w któ­re­go obo­rach, staj­niach i chle­wach od­by­wa się po­dob­na ro­bo­ta, aby się po­czuć prze­nie­sio­nym w ową ba­jecz­ną kra­inę pięk­na i po­ezyi, przez nie­miec­kich kro­ni­ka­rzy z ta­kim po­dzi­wem opi­sy­wa­ną. Od rana do póź­nej nocy, aby tyl­ko w ja­kim naj­bar­dziej dusz­nym za­kąt­ku uda­ło się zgro­ma­dzić dwom – trzem dziew­czy­nom, dźwię­czy pieśń sre­brzy­sta, peł­na wdzię­ku i pięk­na; a je­że­li w po­dwó­rzu, w kil­ku od­dziel­nych bu­dyn­kach, pra­cu­je ich ilość więk­sza, roz­brzmie­wa bez prze­rwy całe po­dwó­rze echem to­nów me­lo­dyj­nych.

I przy­znać mu­szę ze wsty­dem, że złym chy­ba był­bym zbie­ra­czem po­ezyi lu­do­wej. Ile­kroć razy tę cu­dow­ną mu­zy­kę pie­śni przy pra­cy cięż­kiej sły­szeć mi się zda­rza­ło – a zda­rza­ło się set­ki razy, nie po­mo­gły nig­dy z góry czy­nio­ne po­sta­no­wie­nia, że dziś, oto, wsłu­cham się w pie­śni prze­dziw­ne, za­pa­mię­tam lub za­pi­szę sło­wa, za­zna­jo­mię się z me­lo­dyą. Rwą­cy po­tok dźwię­ków cza­row­nych po­ry­wał mnie za­wsze w inną kra­inę, a barw­ny ob­raz, któ­ry snuł się jed­no­cze­śnie przed ocza­mi, na­da­jąc czę­sto ma­rzo­nym ob­ra­zom za­gi­nio­nej prze­szło­ści cha­rak­ter praw­dy re­al­nej, nie­wąt­pli­wej, ka­zał za­po­mi­nać-o wszel­kich po­sta­no­wie­niach… – Chło­ną­łem w sie­bie pięk­no ży­cia ludz­kie­go, tak rzad­ko na świe­cie spo­ty­ka­ne, chło­ną­łem wszyst­kie­mi wła­dza­mi swej du­szy i za­po­mi­na­łem o wszel­kich po­sta­no­wie­niach…

I nie wiem dla­cze­go czy wsku­tek samo-pod­nie­ty swym śpie­wem, czy z in­ne­go wzglę­du, dość, że przy pra­cy ota­cza­ły mnie tu za­wsze twa­rze i spoj­rze­nia we­so­łe, chęt­ne i ra­do­sne; błysz­czą­ce oczy świe­ci­ły za­wsze jak gwiaz­dy i choć nie­raz pot ciur­kiem spły­wał z pra­cu­ją­cych w zno­ju cięż­kim, czę­sto o su­chym ka­wał­ku chle­ba, rzad­ko, bar­dzo rzad­ko wy­pa­da­ło mi kar­cić le­ni­stwo.

A jak nie­po­dob­nym jest nasz śpiew ubo­gi do wspa­nia­łe­go, ar­ty­stycz­ne­go, chó­ral­ne­go śpie­wu tu­tej­sze­go! Śpiew bo­wiem ar­cy­umie-jęt­nie roz­dzie­la się tu na glo­sy i niech się zej­dą, nie trzy, lub czte­ry, ale choć­by tyl­ko dwie dziew­czy­ny, nig­dy uni­so­no śpie­wać nie będą. I sto­sow­nie do tego śpiew nie na­zy­wa się śpie­wem, ale grą, za­miast śpie­wać, mówi się: grać. Wy­ra­zu śpie­wać w tym sen­sie, jaki my mu na­da­je­my, nikt tu nie ro­zu­mie. I rze­czy­wi­ście, śpiew jest tu grą, naj­bar­dziej do gry na or­ga­nach po­dob­ną. Każ­da z uczest­ni­czek – to jed­na dut­ka, któ­ra bę­dąc choć­by i naj­słab­szą przy umie jęt­nem współ­dzia­ła­niu zna­czy wie­le; na­tu­ral­nie, naj­więk­sze zna­cze­nie mają gło­sy naj­sil­niej­sze, o naj­szer­szej ska­li.–Wiel­kie chó­ry zbie­ra­ją się zwy­kle w dnie świą­tecz­ne, naj­więk­sze – przy naj­pięk­niej­szej, naj­bar­dziej po­etycz­nej pra­cy rol­ni­czej – Pry sia­no­ko­sie.

Je­że­li wo­gó­le do każ­dej pra­cy z więk­szą ilo­ścią lu­dzi, przy któ­rej i nie­wia­sty są uży­wa­ne, te ostat­nie za­wsze wy­cho­dzą stroj­ne i wyjść na ro­bo­tę po­mię­dzy lu­dzi w odzie­ży, choć­by tro­chę nie upięk­szo­nej, na­le­ży do bar­dzo złe­go tonu, to do sia­no­ko­su, na łąki, wszyst­ko się zdo­bi i stroi szcze­gól­niej. Na­wet chłop­cy ubie­ra­ją się od­święt­nie w czy­ściut­kie ko­szu­le, pod­pa­sa­ne barw­ne­mi pa­ska­mi, a kto nie ma bu­tów, na­kła­da przy­najm­niej łap­cie no­wiut­kie.

Sia­no­bra­nie bo­wiem jest wła­ści­wie i żono i mę­żo­bra­niem; tu się za­wią­zu­ją trwal­sze sto­sun­ki po­mię­dzy mło­dzie­żą, tu pa­rob­cza­ki wy­pa­tru­ją, któ­re z dziew­czyn, wy­cho­dzą­cych na wiel­kie tar­go­wi­sko ży­cio­we, naj­bar­dziej przy­pa­da­ją im do gu­stu, są stroj­ne, ład­ne i skład­ne i do śpie­wu, i do ro­bo­ty, i do tań­ca, i do ró­żań­ca.

Więc sa­dzą się dziew­czy­ny na ten prze­gląd de­cy­du­ją­cy, jak na wiel­kie wyj­ście w świat szer­szy; naj­uboż­sza, naj­bied­niej­sza wy­cho­dzi po­mię­dzy lu­dzi, jak pięk­ny kwia­tek po­lny – skrom­niut­ka, czy­ściut­ka i bie­lut­ka, wy­szyw­ka­mi i ru­mień­ca­mi ozdo­bio­na jak ró­życz­ka wio­sen­na.

A chło­py bia­łe cho­dzą mię­dzy swe­mi stroj­ni­sia­mi po­waż­nie jak bo­cia­ny, za­nim usta­wie­ni w sznu­ry jak żu­ra­wie, nie za­czną się nad­sa­dzać, aby wo­bec tylu kra­sa­wic nie po­kpić spra­wy, roz­ma­chem spro­stać naj­dziel­niej­szym. I gdy się spię­trzą pierw­sze wały kwie­ci­stej zie­le­ni, a pot per­li­sty zro­si czo­ła ko­sia­rzy, gdy wśród dźwię­ku i brzę­ku kos, jak­by dla po­krze­pie­nia pra­cu­ją­cych za­gra cu­dow­na pieśń nie­wie­ścia, grzmi wiel­ka i po­tęż­na, aż się chło­py za­słu­chu­ją, a zie­lo­ny ko­bie­rzec łąk przed­sta­wia wte­dy wi­do­wi­sko w swo­im ro­dza­ju je­dy­ne.

W ja­kiej mie­rze ta śpiew­ność, ta mu­zy­kal­ność nie­wiast tu­tej­szych współ­dzia­ła­ła roz­wo­jo­wi wśród nich po­czu­cia pięk­na i har-

Ak­sni­ja. 2

mon­ji, o tem dłu­go mó­wić nie trze­ba. Roz­strzy­gnąć zaś te­raz, co było źró­dłem pierw­szem tego po­czu­cia lub źró­dłem głów­niej-szem, jest nie­po­dob­na. Było i jest od­dzia­ły­wa­nie wza­jem­ne, sple­cio­ne z sobą nić­mi bar­dzo splą­ta­ne­mi, się­ga­ją­ce­nii w prze­szłość bar­dzo za­mierz­chłą.

Na nie­szczę­ście, jak wszyst­ko na świe­cie, tak też i roz­wój po­czu­cia pięk­na i har­mon­ji wśród ła­szek wschod­nich ma i swo­ją od­wrot­ną stro­nę.

Przedew­szyst­kiem, wy­so­ki sto­pień tego po­czu­cia po­ucza je bar­dzo szyb­ko, że są pięk­ne. Są więc na­sze łasz­ki za­lot­ne, jak chy­ba żad­ne inne na świe­cie; są to jakg­dy­by uro­dzo­ne ko­kiet­ki. A za­lot­ność i ta, jak­by wro­dzo­na, ko­kie­te­rya spra­wia­ją zno­wu, że wszy­stek czas wol­ny spę­dza­ją one na stro­je­niu się, na upięk­sza­niu swej pier­wo­cia­nej odzie­ży.

W dal­szym tedy cią­gu na­sze wschod­nie stroj­ni­sie, o ile nie dzia­ła nań pod­nie­ta z ze­wnątrz, a więc je­że­li nie pra­cu­ją na oczach lu­dzi na na­ro­die jak się tu mówi, są, jak zresz­tą i wszyst­kie stroj­ni­sie na ca – tym świe­cie – le­ni­we. – Są one jesz­cze, co też za­pew­ne ja­kąś szcze­gól­niej­szą ich wła­ści­wo­ścią nie jest, ale musi być ce­chą, wspól­ną stroj­ni­siom ca­łe­go świa­ta – plot­kar­ka­mi nie­zrów­na­ne­mi.

Miła zaś dziew­czę­ca świe­go­tli­wość, gdy ży­cie cięż­kie na­ło­ży nań swą twar­dą rękę, za­mie­nia się w nie­sły­cha­ną ga­da­tli­wość, któ­ra zno­wu umie­jęt­nie uży­ta, naj­po­waż­niej­szych, naj­su­row­szych na oko chło­pów sen­sa­tów za­mie­nia w nie­sły­cha­nych, też nie­ja­ko uro­dzo­nych, pan­to­fla­rzy.

Miesz­ka­jąc całe dzie­siąt­ki lat poza kra­jem oj­czy­stym, nie ośmie­lam się są­dzić czy i te ce­chy na­le­żą do na­szych wła­ści­wo­ści ple­mien­nych, czy też są ogól­no­ludz­kie – ro­dza­jo­we.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: