Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Anna German o sobie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 sierpnia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Anna German o sobie - ebook

 

Anna German dla wielu jest jedną z najwybitniejszych gwiazd polskiej estrady.

Nie lubiła mówić o sobie, tym cenniejsze są jej wypowiedzi rozproszone w audycjach radiowych, prasie polskiej, radzieckiej i włoskiej, a zebrane przez Mariolę Pryzwan, od wielu lat zafascynowaną talentem Anny German, wydane w postaci książki z okazji 30-lecia śmierci piosenkarki.

Dzięki zebranym wypowiedziom, listom, prywatnym fotografiom i nieznanym dokumentom powstała biografia przypominająca autobiografię Anny German.

Dowiemy się z niej, o czym marzyła, co lubiła, jak pięknie mówiła o swojej babci, matce i synku… Przeczytamy o dzieciństwie spędzonym w środkowej Azji, o studiach geologicznych na Uniwersytecie Wrocławskim, o współpracy z teatrem studenckim Kalambur, o sukcesach na festiwalach w Opolu, Sopocie, San Remo i Ostendzie.

Poznamy wiele szczegółów związanych z pobytem Anny German we Włoszech, z wypadkiem samochodowym na Autostradzie Słońca i długotrwałą heroiczną walką o powrót do zdrowia i na estradę. Dowiemy się, czym była dla niej muzyka i co myślała o szczęściu.

Poznamy Annę German piosenkarkę i wrażliwego, ciepłego, dobrego człowieka.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7779-137-0
Rozmiar pliku: 7,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁOWO WSTĘPNE

Była zjawiskiem muzycznym. Wielką gwiazdą polskiej piosenki lat sześćdziesiątych.

25 sierpnia 2012 roku minie trzydziesta rocznica jej śmierci.

Pozostały piosenki, wśród nich te najpopularniejsze: Tańczące Eurydyki, Człowieczy los, Dziękuję, mamo, Być może czy Bal u Posejdona.

Pozostał głos o niepowtarzalnej barwie. Głos, za którym tęsknią miliony wielbicieli Anny German w Polsce, we Włoszech, w Japonii i krajach byłego Związku Radzieckiego.

W Polsce Anna German była znana przede wszystkim jako niezrównana interpretatorka piosenek nastrojowych, ale jej bogaty repertuar zawiera także utwory rytmiczne, pogodne, a nawet humorystyczne. Anna dobrze czuła się w polskiej piosence lirycznej i w rosyjskim romansie, w ludowej melodii neapolitańskiej i w arii Scarlattiego…

Nie lubiła mówić o sobie, tym cenniejsze są jej wypowiedzi rozproszone w audycjach radiowych oraz w prasie polskiej, radzieckiej i włoskiej. One tworzą tę książkę, która – poszerzona o prywatne, często nieznane fotografie i publikowane po raz pierwszy dokumenty – daje swego rodzaju autobiografię Anny German.

Znaczna część materiałów pochodzi z archiwum męża piosenkarki, pana Zbigniewa Tucholskiego, któremu składam serdeczne podziękowania za ich udostępnienie.

Dziękuję również nieocenionej redaktorce tej książki, mojej przyjaciółce, Dorocie Koman.

Jerzy Waldorff powiedział kiedyś: „Cenię Annę German za liryzm tkwiący w samej materii jej głosu jasnego, chłodnego i słodkiego zarazem, a prowadzonego z dźwięku na dźwięk uchem tak czujnym, jak bywa u doskonałych skrzypków”.

Nie pozostaje mi nic innego, jak zapowiedzieć: Anna German o sobie!

Mariola Pryzwan

Warszawa, 20.05.2012 r.O DZIECIŃSTWIE

Urodziłam się w odległym mieście Azji Środkowej . Dzieciństwo spędziłam w Urgenczu i Dżambule. Tam zaczęłam chodzić do szkoły. W pamięci zachowałam smutny obraz, jakieś okruchy dalekich wspomnień: ja z babcią pośród uzbeckich glinianych uliczek, a nad nami ogromne, rozżarzone słońce.

Moja rodzina wywodzi się ze starego holenderskiego rodu osiadłego w Rosji.

W naszym domu mówiło się w kilku językach. Z rówieśnikami rozmawiałam po rosyjsku, chodziłam do radzieckiej szkoły i pierwsze piosenki, które zaśpiewałam, też były rosyjskie.

(Z wywiadu dla prasy radzieckiej, 1972)

Ilekroć przychodzili do nas goście, mama prosiła, bym zaśpiewała dla nich. Sprawiało mi to przyjemność, ale ciekawsze były występy w szkole w czasie różnych uroczystości. Bałam się i denerwowałam, więc wychodziło gorzej niż powinno.

Mój ówczesny repertuar zależał od święta – były więc piosenki o choince, o matce, o ojczyźnie…

(Z wywiadu dla prasy radzieckiej, 1980)

O GEOLOGII, TEATRZE STUDENCKIM KALAMBUR, ESTRADZIE WROCŁAWSKIEJ I RZESZOWSKIEJ

Z kolegami ze studiów.

Ukończyłam Wydział Geologii na Uniwersytecie Wrocławskim, ale wstępując nań, kierowałam się tak zwanym zdrowym rozsądkiem. Mimo zainteresowań malarstwem, rzeźbą, metaloplastyką czy ceramiką artystyczną wiedziałam, że muszę wybrać zawód konkretny, który w przyszłości zapewni mi byt. Nie mam rodzeństwa ani krewnych, na których pomoc w nieprzewidzianych trudnych sytuacjach życiowych mogłabym liczyć.

Chociaż ani dnia nie pracowałam w swoim zawodzie, lat studiów nie traktuję jako czasu straconego. Przeciwnie, uważam, że inne studia, przydatne dla mnie teraz bardziej, jak muzyka czy nawet malarstwo, nie wzbogaciłyby mego światopoglądu tak, jak geologia.

(„Gospodyni”, 1976)

Z Janeczką Wilk w Giżycku.

Jestem wprawdzie magistrem geologii, ale najlepsze rezultaty w kartowaniu terenu osiągałam tylko wtedy, gdy zamieniając młotek na instrument perkusyjny, podśpiewywałam sobie różne melodie i piosenki. Charakter piosenek uzależniony był najczęściej od ciężaru torby geologicznej wypełnionej próbkami skał.

Miałam trochę nieczyste sumienie z powodu geologii, ale profesor Bardini rozwiał te wątpliwości: Geologia niedużo traci, a piosenka może zyskać – powiedział.

Czytam pilnie o wszystkich odkryciach… geologicznych, ale palców w tym nie maczam – pozostaję wierna piosence.

(„Jazz”, 1964)

Śpiewałam jakąś piosenkę na wieczorze poetyckim. Byłam wówczas na czwartym albo piątym roku studiów geologicznych. Przy mojej awersji do matematyki nie zanosiło się, że będę dobrym geologiem. Już wtedy chciałam poświęcić się piosence i propozycja Bogusława Litwińca, reżysera i dyrektora wrocławskiego Kalamburu, abym wstąpiła do zespołu, bardzo mi odpowiadała. Byłam jednak w Kalamburze niedługo. Śpiewałam tam dwie ballady, chyba ze słowami Litwińca i – jak sobie dzisiaj ze zdziwieniem przypominam – z moją muzyką . Nie bardzo mogłam połączyć nocne, dosyć intensywne i męczące próby z pracą magisterską, którą wtedy kończyłam. Musiałam, niestety, zrezygnować z pracy w zespole.

Chociaż byłam krótko w Kalamburze, mogę powiedzieć, że była to doskonała szkoła. Po wstąpieniu do zespołu trafiłam do ludzi o odmiennych zainteresowaniach niż zainteresowania przeciętnego geologa, nawet o innej mentalności. Trzeba było tych ludzi zrozumieć, przystosować się do nich, polubić i umieć współżyć – a to jest bardzo ważne.

(„Scena”, 1970)

„Pod presją” przyjaciółki , zaciągnięta przez nią niemal za uszy, udałam się na przesłuchanie do Estrady Wrocławskiej, gdzie na okres wakacji zostałam przyjęta do montującego się programu. Z nim ruszyłam w Polskę. Później, ale dopiero po ukończeniu studiów magisterskich, zdobyłam uprawnienia estradowe, złożywszy egzamin przed Komisją Weryfikacyjną Ministerstwa Kultury i Sztuki.

(„Gospodyni”, 1976)

Wstyd się przyznać, ale pierwszy raz oblałam. Byłam dobrze przygotowana, ale zjadła mnie trema. Drugi raz poszło mi świetnie.

(„Zarzewie”, 1973)

Zaczęłam „terminować” w Estradzie Rzeszowskiej, jeżdżąc do najodleglejszych zakątków województwa rzeszowskiego, gdzie gościnnie częstowano nas zsiadłym mlekiem i świeżutkim chlebem razowym.

(„Gospodyni”, 1976)

Legalnie jestem piosenkarką od 1962 roku, kiedy zdałam egzamin eksternistyczny. Byłam geologiem, który śpiewał i czuł się winny, że nie jest geologiem w praktyce.

Po egzaminie byłam pewniejsza. Miałam papier, który upoważniał mnie do występowania na scenie. W moim stosunku do śpiewania nic się nie zmieniło po egzaminie. Traktowałam to zajęcie zawsze równie poważnie. Nie znikła ani nawet nie zmniejszyła się trema, która mnie zawsze obezwładnia.

W czasie pobytu w Kalamburze i później, kiedy występowałam w Estradzie, uczyłam się – szczególnie w doli i niedoli – występów w terenie, które są naprawdę trudne. Kiedy popełniałam jakiś błąd, mogłam liczyć na pomoc. Był mi także potrzebny kontakt ze sceną, z żywymi ludźmi.

Jeśli chodzi o muzykalność, to pobyt w zespole nie miał specjalnego znaczenia, bo umiejętność panowania nad głosem miałam. I tak, jak nie fałszuję dzisiaj, tak nie fałszowałam wtedy, ale potrzebny i ważny był ten kontakt z ludźmi. Nie można przecież tworzyć dla siebie, w domu, dla grona rodzinnego. Piosenkarza musi sprawdzić szersza publiczność.

Moje umiejętności w czasie tamtych objazdów sprawdzali słuchacze. Oni pierwsi zaakceptowali Eurydyki, później dopiero poznała i przyjęła tę i inne piosenki Warszawa, a potem były festiwale.

(„Scena”, 1970)

Mój debiut nie należał do udanych. Na festiwalu studenckim w Krakowie zapomniałam z wrażenia słów piosenki i tak się zdenerwowałam, że postanowiłam nie wracać do śpiewu!

Jak widać – można uciec od sceny, ale nie od przeznaczenia.

(Z wywiadu dla prasy radzieckiej, 1980)

W programie Estrady Rzeszowskiej Świt nad Afryką.LISTY DO PIOTRA WOJCIECHOWSKIEGO

Raciborowice 20 VIII 58 r.

(przed śniadaniem!)

My dear Friend!

Mio caro amico!

Piotruś, jesteś naprawdę bardzo miły. Nie spodziewałam się tego. Dlatego też tym większe było wzruszenie, gdy otrzymałam Twój drugi, długi list.

Będzie z Ciebie prawdziwy geolog (geolodzy są podobno braćmi poetów), albowiem opisy Twoich wrażeń są barwne i bardzo plastyczne, mimo że troszeczkę nieczytelne. Ale to nic, bo im dłużej siedzę nad Twoim listem, tym większą mam przyjemność. W przyszłym roku pojadę też. Zobaczysz! W ciągu zimy wezmę się ostro do angielskiego i włoskiego, a w lecie, gdy Piotruś będzie miał wczasy ku chwale ojczyzny, ja pojadę w ciepłe kraje. Jeżeli można będzie, to do Włoch! A potem będę do Ciebie też pisała, zwłaszcza o ludziach, dobrze? A ponieważ życie w koszarach nie jest podobno zbyt barwne, będę Ci przysyłała listy w białych kopertach z bardzo kolorowymi znaczkami. Jednym słowem, moja wysokość Anna-Victoria będzie pamiętała o Piotrusiu. Aha, jeszcze jedną sprawę, minioną co prawda, chciałam poruszyć. Otóż bardzo żałuję, że nie spróbowałam wtedy wrocławskiej kawy. Nie wątpię, że byłoby bardzo przyjemnie. Moglibyśmy na przykład nawet nie mówić, tylko szkicować bliźnich… no, ale bałam się, że ludzie, jak zawsze, swym dowcipem nie na miejscu zepsują nam humor. A z drugiej strony znów doszłam do wniosku, że jeżeli księżna Gracja Patrycja może sobie pozwolić na mniejszego od siebie księcia, to ja mogłam pójść z kolegą do kawiarni. Prawda? No, ale jeżeli (albo powiedzmy „kiedy”) zdam stratygrafię, ośmielę się Ciebie poprosić, dobrze?

Na praktykach studenckich.

Siedzimy teraz w Raciborowicach. Jest tu ogromny kamieniołom (wapienia muszlowego!!) zalany wodą. Cudowny widok! Byliśmy już kiedyś w podobnym kamieniołomie, tylko nie pamiętam gdzie. Tam były granity i Ty pływałeś żabką. Może pamiętasz? Wczoraj poszliśmy się kąpać, nawiasem mówiąc, bardzo się opaliłam. Ale daleko odpłynąć nie mogłam, bo miałam niesamowicie przeładowany żołądek. Wiesz, wszędzie po drodze znajdujemy coś do jedzenia, a ponieważ silnej woli nie mamy, więc są rezultaty. Wróciłam przed chwilką z terenu. Po godzinie naszych modłów o deszcz Zeus się zdenerwował. Zagrzmiało, zabłysło i lunął deszcz.

Zdążyłam jeszcze spostrzec, że wszyscy pospiesznie oddalili się ode mnie… Później z zażenowaniem tłumaczyli, że fizyka, że… Sujak, że piorunochron itd. Przyjaciele, co? Czy tak bywało?

Piotruś, Lusia woła na obiad, więc lecę.

Serdeczne pozdrowienia

Ania

Piotruś, jestem już w domu.

Chciałam Ci ten list wysłać do Jerzmanic, ale nie byłam pewna, czy tam jesteś. Siedzę teraz w domu i uczę się. Albo może gdzieś pojadę, bo nie lubię być w domu. Napisz mi coś, dobrze? Chciałabym czytać nie tylko o skamieniałościach. Ja Ci też napiszę (podaj adres). To będzie ciekawa zabawa, bo ja się postaram napisać po angielsku lub po włosku. Jak wolisz? Albo, powiedzmy, na początek może tylko pojedyncze zdania, coś ciekawszego, dobrze? Bo jeślibym od Ciebie teraz otrzymała list po angielsku, to obawiam się, że odcyfrowanie, przetłumaczenie i zrozumienie Twego listu trwałoby troszeczkę za długo. (…)

Wczoraj widziałam film produkcji amerykańskiej Cyrano de Bergerac. Jedyną rzeczą, którą zapamiętałam, jest imponujący nos głównego bohatera. Postać raczej mała, tylko nos miał w siedmiokrotnym powiększeniu. To straszne! Pomyślałam sobie, że już lepiej mieć całość w większym wydaniu, no nie? Czyli ten film powinien zniszczyć mój kompleks. Zobaczymy.

Czekam jeszcze na Dzwonnika .

Pędzę teraz na Kuriera carskiego.

Serdeczne pozdrowienia

Ania

PS Mam dla Ciebie niespodziankę.

LISTY DO JANA S. SKĄPSKIEGO

Wrocław, 12 X 60 r.

Jasiu!

Dziękuję za ciąg dalszy.

Ale co to za nastrój?! Gdzie się podziała Twoja pewność siebie (chwilowo, oczywiście), chłodek zaprawiony cynizmem i te rzeczy? Stajesz się sentymentalny czy co…

„Liście jesienne… muzyka… wiatr i deszcz…”. Niedobrze. Jedynym lekarstwem na takowy stan duszy mogą być słowa pana Heraklita z Efezu. Przypomnij sobie, a przestaniesz czekać nawet na wiosnę. Każda wiosna mija. To już moje genialne stwierdzenie!

Z przyjemnością nawiązałabym kontakt z jakąś zagraniczną dziewczyną lubiącą piosenki, gdybym była dokładniej poinformowana o Twoim guście. (Sprawa już raz poruszana). Jeżeli chodzi Ci tylko o piosenki (Nie wierzę piosence…), to mogę Ci podać kilka adresów natychmiast, jeżeli natomiast… itd. – bądź łaskaw sprecyzować wymagania.

Byłam wczoraj w Gubinie na tak zwanej chałturze z dziewięcioosobowym zespołem. Oczywiście z tercetem. Wyjechaliśmy o 9.30, a wróciłam o 6.00 rano dnia następnego. Było wesoło, bo w jednej stonce jechały dwa zespoły, w tym mnóstwo tak zwanych głosów z opery. No i oczywiście tak jak chorzy informują bliźnich o swej chorobie – tak oni mówili tylko i wyłącznie o scenie, kawałach wzajemnie urządzanych, no i oczywiście zajęto się również statystyką. Chodziło o ustalenie % składu zespołu z uwzględnieniem (szczególnym) pederastii. Szokujące! (…)

Jasiu, chciałabym bardzo napisać Ci coś przyjemnego w związku z tą Twoją chandrą – ale jak już pisałam – nie wiem, nie wiem… Doceń przynajmniej, albo nie – zauważ, samą chęć, dobrze? Może zresztą j u ż jest wszystko w porządku. Wiesz, pomyślałam sobie wczoraj, że listy, na które tak niecierpliwie czekamy, są przecież zawsze spóźnione… Tak jak gazety zawierające wiadomości sprzed tygodnia.

Każdy list – to już przeszłość. Ale to tak na marginesie. Do widzenia, życzę du-użo dobrego.

Ania

Wrocław, 17 X 60 r.

Dobry wieczór, Jasiu!

Jak tam Kościuszko? Nie zdążyłam go obejrzeć w czasie mego pierwszego pobytu w Krakowie, ale uczynię to niewątpliwie teraz!

Przyjeżdżam jeszcze raz w piątek wieczorem (pospiesznym), to znaczy 21 bm. Udało nam się wreszcie definitywnie ustalić termin egzaminu. Takie ryby (grube) wiecznie gdzieś fruwają.

Ucieszyłam się bardzo z odroczenia egzaminu, bo statystykę zaledwie liznęłam – a to czasami nie wystarcza! Więc zakuwam dalej jak dziki osioł.

Mój Boże, po wyjściu z AGH w sobotę zachowam się niewątpliwie bardzo podejrzanie albo wręcz podejrzanie – nieprzyzwoicie. Niewykluczone, że wyląduję w którymś z krakowskich komisariatów.

Studenci geologii na praktykach (Anna – pierwsza z lewej).

O, ale to nic – absolutorium nie robi się co drugi dzień – a nawet dość przeciwnie – bardzo rzadko. A zatem? No właśnie. Będzie to przebłysk tłumionego (nie wiem w imię czego) temperamentu.

Domyślam się Twego komentarza.

Herbata zielona jest nadal (to znaczy jeszcze) aktualna, ale ja niestety nie wiem, w którym hotelu się zatrzymam. Więc abym Cię mogła tym razem zobaczyć, najprościej będzie, jeśli powitasz mocno wystraszoną z prowincji na dworcu. Muszę się jeszcze postarać o rekwizycik niezbędny przy tym egzaminie: biały kołnierzyk (pod szyję oczywiście) à la Baby.

Wiesz, a geofizykę znów zdawało się w dekolcie à la Sophia Loren…

Tak to bywa. Nasz geofizyk ma 50 lat, 11 dzieci a jednak popatrz… nie traci poczucia… humoru.

No, zjawiła się już cała grupa – więc zabieram się znów do ropy naftowej.

A więc, jeżeli nie będziesz zbytnio zajęty – do zobaczenia

Ania

Rzeszów, 28 XII 60

Dobry wieczór, Panie amatorze (od foto)!

Dziękuję za noworoczne życzenia i podobiznę. Milczenie jest podobno złotem… tak właśnie wytłumaczyłam sobie to „zjawisko”. Zresztą, ja rozumiem, że jesteś na odpowiedzialnym stanowisku i w związku z tym nie masz czasu na wiele, wiele ważniejszych stokroć spraw.

Od 6 godzin jestem w Rzeszowie. Z grupą artystów pod przewodnictwem kier artystycznego.

Mieszkam z pekińczykiem Czangiem, Mirą i Jadzią. Z drzemki (po całonocnej niezbyt wygodnej podróży) wybił mnie właśnie ów Czang – liżąc z czułością i b na mokro moje oblicze. Pomylił się co do „pańci”.

Mira wyła z uwielbienia nad Jego inteligencją – ja zachowywałam się raczej z rezerwą.

Całe (moje) szczęście, że on nie szczeka. Właściwie rzadko, bo tylko na widok mężczyzny. O „to” tu raczej trudno, więc liczę na względny spokój.

No cóż, przeżyłam już pierwsze generalne pranie i sprzątanie pani Jadwigi…

Rysunek Anny dla Jana S. Skąpskiego.

Natychmiast po wkroczeniu do pokoju Jadzia stwierdziła z zadowoleniem, że to dobrze, że jest gorąca woda, bo najwyższy czas coś niecoś przeprać. Pięć minut po przyjściu na kaloryferze wisiały rękawiczki (do łokcia) + niebieskie figi z koronkami. (…)

Sądzę, że w najbliższej przyszłości nie skonam z braku wrażeń. Na razie mnie to jeszcze jako tako bawi.

Siedzimy tu do 21 stycznia, więc gdybyś przypadkiem miał dość złota – napisz coś. Zupełnie wszystko jedno co, byle nie zanadto abstrakcyjnie. Bo tę mam pod ręką codziennie.

Wybacz mi formę listu, ale to Rzeszów, a nie Sosnowiec, i trudno o papeterię i atrament „od zaraz”.

A więc czekam

Ania

Z LISTÓW DO ZBIGNIEWA TUCHOLSKIEGO

Rzeszów, 1962

Natychmiast po przyjeździe wpadłam w taki wir pracy, że dosłownie nie ma kiedy zaczerpnąć powietrza, (…) a program jak zwykle jest w proszku. (…) Na domiar urozmaicenia mieszkam z dziewczyną z Warszawy , która opracowuje to pod względem muzycznym i jest zagorzałą zwolenniczką (i nie tylko, co najgorsze!) ćwiczeń i w ogóle trybu życia jogów. (…) Siedzę na próbie. (…) Moja kolej będzie za jakieś 2-3 godziny, teraz ćwiczą panowie rewiowy numer. Jest czwórka w jasnych garniturach i melonikach z laseczkami. Dwóch z nich jest na bańce i w związku z tym reszta, to znaczy około 10 osób, leży już od dłuższej chwili nieprzytomna ze śmiechu.

Wrocław, 23 III 1963

A wiesz, jaki malutki jest pan Gert Jerzy? A jaki ważny?! (…) w czasie rozmowy wkręcił ni w pięć, ni w dziesięć, też bez cienia uśmiechu: Wie pani, miałem kiedyś taką sympatię jak pani wysoką, no i zawsze siedzieliśmy, bo tańczyć nie wypadało.

Cisza, więc ja z próbą uśmiechu na obliczu, ale też najzupełniej poważnie: No tak, bo wtedy nie było twista.

Olsztyn, 12 V 1963

(…) przy nagrywaniu twista był całkiem uśmiechnięty, a na pożegnanie powiedział, że gratuluje sukcesu, że tego nagrania nikt, nawet Warszawa, nie dostanie, i że jeszcze będziemy współpracować. Ucieszyłam się tak bardzo, bardzo, że nawet nie umiem powiedzieć jak! To jest cudowna rzecz śpiewać z orkiestrą symfoniczną – całe morze muzyki.

Anna German i Zbigniew Tucholski byli razem aż do śmierci Anny.O „TAŃCZĄCYCH EURYDYKACH” I WSPÓŁPRACY Z KATARZYNĄ GÄRTNER

Z Katarzyną Gärtner.

Najmilej wspominam czasy współpracy z Estradą Rzeszowską. Dały mi obycie ze sceną i… znajomość z Kasią Gärtner, która zaczęła pisać dla mnie piosenki. Wtedy powstały właśnie Tańczące Eurydyki i – co ciekawe – z początku wcale się specjalnie nie podobały w wykonaniu estradowym. Dopiero zaśpiewane na Giełdzie Piosenki w kawiarni Ewa zyskały aplauz, a dobre nagranie z zespołem Romana Sadowskiego nadawane w programie radiowym zdobyło im tak ogromną popularność.

(„Panorama”, 1971)

Dano mi jedną piosenkę Tak mi z tym źle. (…) Piosenka nie daje możliwości (zupełnie) pokazania głosu, b. smutna. Chodzi tu prawie wyłącznie o interpretację. Obiektywnie stwierdzam, że jest bardzo ładna, ale na festiwalu chciałabym zaśpiewać coś innego. (…) Sugerowałam Tańczące Eurydyki, ale odrzucono.

(Z listu do Jana Nagrabieckiego, 1963)

Miałam po prostu szczęście w Tańczących Eurydykach. Muzycznie ta piosenka bardzo mi „leżała”, tekst – który jest raczej obrazem malowanym słowami lekko i pastelowo – bardzo się podobał, swą aranżacją pan Herman ubrał Eurydyki w najładniejszą zwiewną tunikę, a całość zagrała doskonała orkiestra Stefana Rachonia .

(Anna German, Wróć do Sorrento?…, 1970)

Piosenki Katarzyny Gärtner bardzo mi odpowiadają. Wiem, że na przykład Tańczące Eurydyki bardzo związały się z moim nazwiskiem.

Niektórzy mają mi za złe, kiedy próbuję śpiewać trochę w innym stylu, po prostu inaczej. A ja chciałabym poszerzyć nieco swój repertuar, śpiewać piosenki także w innych rytmach. Mam taką nową piosenkę, też Kasi Gärtner – A jeżeli mnie pokochasz…

Ileż dostałam listów protestacyjnych za to, że próbuję śpiewać rytmiczne piosenki…

(„Itd”, 1966)

Tańczące Eurydyki stały się znakiem rozpoznawczym Anny German.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: