Assassin's Creed: Objawienia - ebook
Assassin's Creed: Objawienia - ebook
Starszy, mądrzejszy i jeszcze bardziej niebezpieczny mistrz asasynów Ezio Auditore da Firenze wyrusza na poszukiwania zaginionej biblioteki Altaïra. W niej być może znajduje się klucz do ostatecznego pokonania templariuszy. Ezia czeka tam jednak wstrząsające odkrycie.
Biblioteka skrywa nie tylko tajemną wiedzę, ale także najbardziej zatrważający sekret, jaki może poznać świat; tajemnicę, którą templariusze pragną wykorzystać, aby zawładnąć losami ludzkości. Drogę do biblioteki otwiera pięć kluczy. By je odnaleźć, Ezio musi udać się do niespokojnego Konstantynopola, gdzie rosnąca armia templariuszy grozi destabilizacją Imperium Osmańskiego.
Podążając śladami swojego poprzednika Altaïra, Ezio musi pokonać ich po raz ostatni. Stawka jest bowiem wyższa niż kiedykolwiek, a wyprawa, która rozpoczęła się jako pielgrzymka, staje się wyścigiem z czasem…
Na podstawie bestsellerowej gry firmy Ubisoft Assassin's Creed.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-61428-94-7 |
Rozmiar pliku: | 854 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wysoko po czystym, bezchmurnym niebie szybował orzeł.
Wędrowiec – zakurzony, zdrożony, oderwał wzrok od ptaka, podciągnął się na niski, kamienny murek i przez chwilę stał nieruchomo, bystrym spojrzeniem chłonąc widok. Zamek otaczały poszarpane, ośnieżone szczyty gór, chroniły go i zamykały w swoich objęciach. Forteca wznosiła się dumnie na jednym z nich; zwieńczona kopułą wieża cytadeli była lustrzanym odbiciem mniejszej kopuły sąsiedniej wieży więziennej. Stalowoszare skały trzymały się pazurami podstaw gładkich murów. Wędrowiec oglądał je nie pierwszy raz – dzień wcześniej mignęły mu w oddali, o zmierzchu, gdy wspiął się na wzniesienie milę na zachód stąd. Zamek, zbudowany niczym za sprawą czarów w tym niedostępnym terenie, wyglądał jak zespolony w jedną całość ze skalnymi turniami.
Wędrowiec dotarł do celu – w końcu. Po dwunastu nużących miesiącach wędrówki. Ciężkiej i długiej – w trudach i niepogodzie.
Przykucnął na wszelki wypadek i znieruchomiał; odruchowo sprawdzając broń, dalej wypatrywał. Jakiegokolwiek ruchu. Jakiegokolwiek.
Na blankach – ani żywej duszy. Tylko wiatr tnący tumany śnieżnego pyłu, ale ani śladu ludzi. Forteca wyglądała na opuszczoną, tak jak się spodziewał po tym, co o niej czytał. Życie jednak nauczyło go, że najlepiej zawsze się upewnić. Tkwił nieruchomo.
Żadnych odgłosów prócz wiatru. A potem – coś. Drapanie? Przed nim, po lewej, po gładkim zboczu stoczyła się garść kamyków. Wędrowiec zesztywniał, podniósł się lekko, wysunął głowę spomiędzy zgarbionych ramion. A wtedy strzała, która nadleciała nie wiadomo skąd, trafiła go w prawy bark i przebiła zbroję.
Zachwiał się, skrzywił z bólu. Sięgnął ręką do strzały, podniósł głowę i wytężył wzrok w kierunku skalnej wyniosłości – niewielkiego wzniesienia, mierzącego najwyżej dwadzieścia stóp – która wyrastała przed zamkiem i służyła za naturalne, zewnętrzne stanowisko obrony. Na jej szczycie pojawił się mężczyzna w ciemnoczerwonej tunice, burej szacie wierzchniej i zbroi, z dystynkcjami kapitana. Głowę miał ogoloną, a jego twarz ukośnie, z prawej do lewej, przecinała blizna. Rozchylił usta w grymasie, który był po części wyrazem wściekłości, po części tryumfalnym uśmiechem, ukazując nierówne i poszczerbione zęby, brązowe niczym nagrobki na zaniedbanym cmentarzu.
Wędrowiec szarpnął drzewce strzały. Ząbkowany grot utkwił w zbroi, przebił jednak tylko metal, a jego czubek ledwie drasnął ciało. Mężczyzna odłamał drzewce i cisnął je na bok. W tym momencie ujrzał ponad setkę uzbrojonych ludzi, podobnie odzianych, z mieczami i halabardami w gotowości, wychodzących na grań po obu stronach ogolonego na łyso kapitana. Ich twarze skrywały hełmy z nosalami, ale czarne orły na tunikach powiedziały podróżnemu, z kim ma do czynienia; wiedział, czego może się po nich spodziewać, jeśli go pojmą.
Czyżby się starzał? Żeby wpaść w taką pułapkę… Przedsięwziął przecież wszystkie środki ostrożności.
I mimo to poniósł porażkę.
Cofnął się, gotów na ich przyjęcie. Wysypali się na płaski kawałek terenu, na którym stał, rozproszyli na boki, otoczyli go i trzymali na długość halabardy. Wyczuwał, że mimo liczebnej przewagi boją się go. Jego reputacja była szeroko znana i słusznie zachowywali czujność.
Przyjrzał się halabardom. Podwójne groty – topór i pika.
Rozprostował ramiona. Z jego nadgarstków wysunęły się dwa wąskie, szare, śmiercionośne ukryte ostrza. Spiął się; odbił pierwszy cios, wyczuwając wahanie przeciwnika – czyżby chcieli wziąć go żywcem? A potem zaatakowali ze wszystkich stron naraz, próbując powalić go na kolana.
Zawirował i dwoma czystymi cięciami rozpołowił drzewca najbliższych halabard. Grot jednej z nich poleciał w powietrze; podróżny schował prawe ukryte ostrze i chwycił go, zanim upadł na ziemię. Trzymając grot za kikut drzewca, wbił go w pierś poprzedniego właściciela.
Wtedy go opadli; w ostatniej chwili schylił się nisko, szumem powietrza ostrzeżony przed ciosem halabardy, która przeleciała tuż-tuż nad nim, mijając jego zgięty grzbiet. Odwinął się wściekle i lewym ukrytym ostrzem ciął głęboko nogi napastnika przed sobą. Mężczyzna z wyciem runął na ziemię.
Wędrowiec chwycił upuszczoną halabardę, która przed chwilą omal nie pozbawiła go życia, i zakręcił nią w powietrzu, odrąbując dłonie następnemu napastnikowi. Odcięte ręce poleciały łukiem w powietrzu, z palcami zakrzywionymi jak w błaganiu o łaskę, z pióropuszem krwi ciągnącej się za nimi niczym czerwony łuk tęczy.
To na moment powstrzymało napastników, ale ci ludzie oglądali gorsze rzeczy i ledwie wędrowiec zdołał złapać oddech, oni znów go obskoczyli. Zamachnął się halabardą i zostawił ją wbitą głęboko w szyję człowieka, który przed chwilą usiłował go powalić. Podróżny puścił drzewce i schował drugie ukryte ostrze, żeby uwolnić dłonie i chwycić sierżanta z wielkim mieczem; wyrwał mu broń i cisnął nim w gęstwę żołnierzy. Zważył miecz w dłoni; poczuł, że bicepsy napinają mu się pod ciężarem dwuręcznej klingi. Podniósł ją w samą porę, by rozrąbać hełm następnego halabardzisty, tym razem atakującego z tylnej lewej ćwiartki w nadziei, że tam pozostanie niezauważony.
Miecz był solidny. Lepszy do takiej roboty niż lekki sejmitar u jego boku, zdobyty podczas drogi, czy ukryte ostrza, przydatne w zwarciach. Nigdy go nie zawiodły.
Z zamku wysypywało się coraz więcej żołnierzy. Ilu było trzeba, żeby pokonać jednego człowieka? Napierali na niego hurmą, ale on wirował i uskakiwał, mylił ich. Wyrwał się ze ścisku przewrotem przez plecy jednego z napastników; wylądował, odbił cios miecza hartowanym, metalowym karwaszem na lewym nadgarstku i własne ostrze wbił w bok przeciwnika.
Nagle – chwila spokoju. Dlaczego? Wędrowiec znieruchomiał, łapiąc oddech. Kiedyś nie musiałby łapać oddechu. Rozejrzał się. Wciąż otaczali go żołnierze w szarych kolczugach.
Nagle pośród nich zobaczył innego człowieka.
Innego człowieka. Kroczącego między nimi. Niezauważonego, spokojnego. Młodego mężczyznę w bieli. Odzianego tak samo jak on, noszącego taki sam kaptur, ze spiczastym czubkiem z przodu, przypominającym orli dziób. Wędrowiec rozchylił usta, zdziwiony. Wszystko ucichło. Wszystko znieruchomiało, nie licząc młodego mężczyzny w bieli, który szedł – miarowo, spokojnie, bez lęku.
Młodzieniec przechodził między walczącymi tak, jak się idzie przez pole kukurydzy – jakby w ogóle go nie obchodzili, nie wzruszali. Czy to nie taka sama sprzączka spinała jego wyposażenie? Taka sama jak u wędrowca? Z takim samym symbolem? Symbolem, który wędrowiec nosił wypalony w świadomości i własnym życiu od ponad trzydziestu lat – podobnie dawno temu oznakowano mu serdeczny palec.
Zmrużył oczy, a kiedy je otworzył, wizja – jeśli tym właśnie była – zniknęła. Powrócił hałas, smród, zagrożenie, napierające z każdej strony, z kolejnymi szeregami wrogów, przed którymi nie było ucieczki i których nie mógł pokonać.
Jednak, nie wiedzieć czemu, nie czuł się już tak samotny.
Nie było czasu na myślenie. Żołnierze otaczali go ze wszystkich stron, równie przerażeni co wściekli. Sypały się ciosy, zbyt liczne, by wszystkie odparować. Wędrowiec walczył dzielnie, powalił jeszcze pięciu, dziesięciu. Ale miał przeciwko sobie hydrę o tysiącu głów. Olbrzymi żołnierz spuścił na niego dwudziestofuntową klingę. Podróżny podrzucił w górę lewą rękę, żeby odbić cios karwaszem, obrócił się i upuścił własny ciężki miecz, by wykorzystać ukryte ostrza. Ale napastnik miał szczęście. Stalowy karwasz odbił klingę, lecz jej pęd był za duży, by całkowicie ją zatrzymać. Zsunęła się do nadgarstka i napotkała lewe ukryte ostrze, które zerwała. W tym samym momencie wędrowiec, wytrącony z równowagi, potknął się na kamieniu i skręcił kostkę. Nie zdołał powstrzymać upadku twarzą na kamienisty grunt. I tam został.
Krąg żołnierzy zacieśnił się nad nim; trzymali się od niego na długość halabard, wciąż spięci, wciąż wystraszeni, nie ważyli się jeszcze tryumfować. Ale szpikulce ich pik dotykały jego pleców. Jeden ruch i byłby martwy.
Nie był na to jeszcze gotowy.
Chrzęst butów na skale. Ktoś podszedł. Podróżny odwrócił lekko głowę i zobaczył stojącego nad nim, ogolonego kapitana. Blizna na jego twarzy była nabrzmiała i czerwona. Nachylił się tak blisko, że podróżny poczuł smród jego oddechu.
Kapitan ściągnął mu kaptur, żeby odsłonić twarz. Uśmiechnął się, potwierdziwszy to, czego się spodziewał.
– Ha! Przybył Mistrz! Ezio Auditore da Firenze. Czekaliśmy na ciebie, jak bez wątpienia zauważyłeś. To pewnie dla ciebie spory wstrząs, widzieć starą twierdzę waszego Bractwa w naszych rękach. Ale tak musiało się stać. Włożyliśmy w walkę tyle wysiłku, że zasłużyliśmy na zwycięstwo.
Wyprostował się, odwrócił do żołnierzy otaczających Ezia – dobrych dwóch setek – i rzucił rozkaz:
– Zabrać go do celi na wieży. Najpierw go skujcie, tylko mocno.
Podnieśli Ezia na nogi i pospiesznie, nerwowo go skrępowali.
– To tylko krótki spacer i długie schody – powiedział kapitan. – A potem lepiej się módl. Rano cię powiesimy.
Wysoko nad nimi unosił się orzeł, wypatrując ofiary. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Na jego piękno. Na jego wolność.Spis postaci
Abbas – wróg Altaïra Ibn-La’Ahada
Al Mualim – Mistrz Bractwa w XII wieku
al-Scarab – kapitan piratów, plaga Białego Morza
Altaïr Ibn-La’Ahad – Mistrz asasynów
sułtan Bajezid
kapitan Tarik Barleti – dowódca janczarów straży przybocznej sułtana
Bartolomeo d’Alviano – przyjaciel Ezia
Bekir – agent w Larnace
Claudia Auditore – siostra Ezia
Darim – syn Altaïra i Marii
Dilara – główny szpieg Tarika
Dogan – asasyn, zastępca Yusufa
Domenico Garofoli – namiestnik Cypru
Duccio Dovizi – były narzeczony Claudii Auditore
Ezio Auditore da Firenze – Mistrz
Haras – zdrajca Bractwa w XII wieku
Leonardo da Vinci – malarz, naukowiec, rzeźbiarz, 1452–1519
Ma’Mun – agent okrętowy
Manuel Paleolog – bizantyjski książę, spadkobierca ostatniego cesarza Bizancjum, niedoszły cesarz
Maria Thorpe – żona Altaïra, Angielka
Niccolò di Bernardo dei Machiavelli – asasyn, filozof i pisarz, 1469–1527
Piri Reis – admirał i zarządca tureckiej floty handlowej
książę Ahmet Osman – wuj księcia Sulejmana, ulubiony syn sułtana
książę Selim Osman – ojciec księcia Sulejmana, brat Ahmeta
książę Suleiman Osman – wnuk sułtana Bajezida i namiestnik Kefe
Szachkulu – ochroniarz Manuela, turkmeński renegat
Sofia Sartor – księgarka, żona Ezia
Yusuf Tazim – przywódca asasynów w StambuleSłowniczek wyrażeń włoskich, greckich, chińskich i tureckich
a presto – do zobaczenia wkrótce
adi herif – świnia
al diavolo – do diabła
affedersiniz – przepraszam
affedersiniz, efendim – przepraszam, panie
akçe – dawna turecka moneta
Allah ashkina – jeśli Bóg pozwoli
Allaha ismarladik! – Niech cię Bóg błogosławi!
aman Allahim! – o Boże!
amore – miłość, ukochany
apistefto – niewiarygodne
arrocco – roszada
aynen oyle – otóż to
ballata – ballada
bastardo – bękart, drań
bene – dobrze
beyfendi – Wasza Ekscelencjo
bir sey degil – nie ma za co
bistecca alla fiorentina – stek po florencku
brutti ma buoni – brzydkie, ale dobre
buffone – dureń
buon giorno – dzień dobry
buona donna – dobra kobieto
buona sera – dobry wieczór
canaglia – łajdak, kanalia
carciofini sott’olio – młode karczochy duszone w oliwie z oliwek
castagnaccio – ciasto kasztanowe
cazzo – fiut/gówno
che sucede? – co się dzieje?
çok üzüldüm – bardzo dobrze
dao – szabla
dashi, xièxiè nin – dziękuję, Mistrzu
dio mio – mój Boże
duìbùqi – przepraszam
duomo – katedra
dżambija – arabski sztylet o szerokim, zakrzywionym ostrzu
è incredibile – nie do wiary
edáxi – w porządku
efendim – panie
evet – tak
fettunta – pieczywo czosnkowe
finito – skończone
fratello mio! – mój bracie!
fuori! – precz!/wynocha!
Gennaio – styczeń
gerzek – głupiec
ghazi – święty wojownik
Giugno – czerwiec
grazie – dziękuję
güle güle – bardzo dobrze
güzel – doskonale
hadżdż – pielgrzymka
haydi rastgele – powodzenia
hristé mou – mój Boże!
il diavolo – diabeł
inanilmaz – niewiarygodne
kanun – prawo
karesi – place
kargasha – chaos, zamieszanie
kesinlikle – oczywiście
kouráyo – odwaga
kyrie – pan
khardeshlerim – bracia
la Crociata Segreta – Tajemna Krucjata
levatrice – akuszerka
ling chi – kara tysiąca cięć
lokanta – kawiarnia/restauracja
maccaroni in brodo – zupa z makaronem
magnetismo – magnetyzm
masa’il kher – dobry wieczór
merda – cholera
merhaba – witaj
messer – pan
mia cara – moja droga
mio bel menestrello – mój przystojny minstrel
mio principe – mój książę
moleche – krab o miękkim pancerzu
molto curioso – bardzo ciekawe
navigatore – żeglarz
nessun problema – nie ma problemu
non mi sorprende – nie dziwi mnie to
pandiramerino – chleb z rozmarynem
panzanella – chleb i sałatka z pomidorów
pecorino – rodzaj sera
pek güzel – bardzo piękne
pekala – w porządku
perdonate, buon signore – wybacz, dobry człowieku
perfetto – doskonale
piena di vita – pełny życia
poi kalà – bardzo dobrze
prens – książę
prego – proszę
presuntuoso – zarozumiały (o człowieku)
principe – książę
qián – moneta
raccolto – zbiory
ragazzo – młody chłopak
requiescat in Pace – spoczywaj w pokoju
rixoto de gò – risotto z babką (gatunek ryby)
sagliginiza! – do zobaczenia wkrótce!
salame toscano – salami toskańskie
salsicce di cinghiale – kiełbasa z dzika
salute a voi, Assassini – witajcie, asasyni
salve – cześć
sayin da Vinci bey – pan da Vinci
se solo! – gdyby tylko!
serefe! – na zdrowie!
sharbat – sorbet
shehzad/shehzadem – książę
sì – tak
sì, da molto tempo – tak, bardzo długą
sinav icin iyi sanslar! – powodzenia, przyjacielu!
sövalye – rycerz
spaghetti allo scoglio – spaghetti z owocami morza
tesekkür ederim – dziękuję
Tesekkür, Mentor. Chok tesekkür ederim! – Dziękuję, Mentorze. Bardzo dziękuję!
tesoro – moja najdroższa
ti distihìa – co za nieszczęście
tonno al cartoccio – świeżo pieczony tuńczyk w panierce
un favore – przysługa
una tortura – tortura
va bene – w porządku
vendange – winobranie
veraison – dojrzewanie winogronPodziękowania
Podziękowania specjalne
Yves Guillemot
Jean Guesdon
Corey May
Darby McDevitt
oraz
Alain Corre
Laurent Detoc
Sébastien Puel
Geoffroy Sardin
Xavier Guilbert
Tommy François
Cecile Russeil
Christele Jalady
Dział prawny Ubisoftu
Chris Marcus
Etienne Allonier
Maria Loreto
Alex Clarke
Alice Shepherd
Anton Gill
Guillaume Carmona
Clémence Deleuze