Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Assassin`s Creed: Pojednanie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 grudnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Assassin`s Creed: Pojednanie - ebook

Assassin's Creed: Pojednanie to siódma część niezwykle popularnego cyklu powieści Olivera Bowdena z uniwersum gry Assassin’s Creed.

Rok 1789: nad wspaniałym Paryżem wschodzi świt Rewolucji Francuskiej. Bruk ulic spływa krwią, lud powstaje przeciwko uciskowi arystokracji. Ale rewolucyjna sprawiedliwość ma wysoką cenę…

W czasach największej przepaści między bogatymi i biednymi, kiedy kraj rozdzierają wewnętrzne napięcia, młody mężczyzna i młoda kobieta walczą, by pomścić wszystko, co stracili.

Arno i Élise zostają wkrótce wciągnięci w odwieczną wojnę Asasynów z Templariuszami – w świat pełen niebezpieczeństw straszniejszych, niż mogli sobie wyobrazić.

Kolejna wciągająca powieść Olivera Bowdena z uniwersum Assassin’s Creed. Dostępne także wcześniejsze tytuły tej serii: Renesans, Bractwo, Tajemna krucjata, Objawienia, Porzuceni i Czarna Bandera.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63944-71-1
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

12 września 1794

Na biurku przede mną leży jej pamiętnik, otwarty na pierwszej stronie. Tylko tyle zdołałem przeczytać, zanim fala uczuć zaparła mi dech w piersiach, a litery stały się jakby widziane przez brylant. Na jej wspomnienie po moich policzkach spłynęły łzy… Przywołuję z pamięci psotne dziecko bawiące się w chowanego, buntowniczkę, którą poznałem i pokochałem jako dorosły, piękność o rudych lokach opadających na ramiona i przenikliwych oczach spoglądających spod ciemnych, gęstych rzęs. Poruszała się z gracją wytrawnej tancerki i mistrzyni fechtunku. Czuła się równie dobrze, unosząc się nad parkietami pałacowych sal pod pożądliwymi spojrzeniami wszystkich obecnych tam mężczyzn jak w walce na śmierć i życie.

Ale te piękne oczy skrywały swoje tajemnice. Sekrety, które wnet miałem poznać. Na powrót podnoszę jej diariusz, pragnąc umieścić dłoń i opuszki palców na jego kartach, pieścić słowa, poczuć zaklętą w papierze część jej duszy.

Zaczynam czytać.9 kwietnia 1778

i

Nazywam się Élise de La Serre. Mój ojciec to François, matka zaś – Julie. Mieszkamy w Wersalu: rozświetlonym, pięknym Wersalu, gdzie w cieniu wielkiego pałacu stoją schludne gmachy i wspaniałe rezydencje, wśród alejek biegnących szpalerami lip, wśród migotliwych stawów i fontann, wśród fantazyjnie przystrzyżonych krzewów.

Jesteśmy arystokracją. Wybrańcami losu. Uprzywilejowanymi. Aby się o tym przekonać, wystarczy nam udać się do oddalonego o dwadzieścia pięć kilometrów Paryża. Drogę tam biegnącą oświetlają naftowe lampy, bo w Wersalu takich właśnie używamy, ale paryska biedota przyświeca sobie łojowymi świecami, a dym z wytwórni łoju wisi nad miastem niczym śmiertelny całun, osiada na skórze i zalepia płuca. Biedacy w łachmanach, zgarbieni pod brzemieniem dźwiganych ciężarów albo trosk, snują się po ulicach, na których nigdy zdaje się nie gościć światło. Rynsztokami płynie błoto i ludzkie odchody; maź lepi się do nóg tragarzy niosących nasze lektyki, z których oglądamy to wszystko szeroko otwartymi oczami.

Później, wracając do Wersalu złoconymi karocami, mijamy na polach postacie spowite w mgłę niczym duchy. Bosonodzy wieśniacy pracują na ziemi możnych i głodują, jeśli zbiory nie dopiszą; niewiele różni ich od niewolników. W domu słucham opowieści rodziców o tym, jak chłopi nie śpią nocami, przeganiając kijami żaby, których rechotanie budzi panów ze snu; jak muszą jeść trawę, żeby nie skonać z głodu; jak możni są zwolnieni z podatków, zwolnieni ze służby wojskowej, z upokarzającego obowiązku corvée, niepłatnego dnia pracy przy utrzymaniu publicznych dróg.

Rodzice mówią, że królowa Maria Antonina przechadza się po salach balowych, korytarzach i westybulach pałacu, wymyślając, na jakie suknie tym razem wydać majątek, a jej mąż, król Ludwik XVI, rozparty w swoim lit je justice, ustanawia prawa, które ułatwiają życie arystokracji kosztem głodującej biedoty. Z ponurymi obliczami przepowiadają, że może z tego wyniknąć nawet rewolucja.

Mój ojciec miał grupę zaufanych. Panów Chretiena Lafrenière’a, Louisa-Michela Le Peletiera, Charles’a Gabriela Siverta i madame Levesque. Ponieważ nosili długie czarne płaszcze i ciemne filcowe kapelusze, a ich oczy nigdy się nie uśmiechały, nazywałam ich krukami.

– Czy Croquants niczego nas nie nauczyli? – mawia moja matka.

Oczywiście opowiadała mi o Croquants, chłopskiej rewolcie sprzed dwustu lat.

– Najwyraźniej nie, Julie – odpowiada ojciec.

Istnieje określenie na chwilę, w której nagle coś pojmujesz. Nazywa się to olśnieniem.

Będąc małym dzieckiem, nigdy nie zadawałam sobie pytania, dlaczego uczę się historii, a nie etykiety, manier i elegancji. Nie pytałam, czemu matka dołączała do ojca i kruków po kolacji, podnosząc głos w sporze, jaki zarysował się w trakcie dyskusji, z taką samą siłą jak oni; nie zastanawiałam się, dlaczego nie jeździła konno w damskim siodle ani dlaczego nigdy nie potrzebowała stajennego, żeby zapanować nad swoim wierzchowcem. Nie dziwiło mnie, że nie obchodziła jej moda ani dworskie plotki. Ani razu nie przyszło mi do głowy zapytać, dlaczego moja matka jest inna od wszystkich innych matek.

Dopóki mnie nie olśniło.

ii

Była piękna, rzecz jasna, i zawsze dobrze ubrana, choć nie poważała zbytnio strojów noszonych przez damy na dworze, o których wyrażała się z dezaprobatą, ściągając usta. Twierdziła, że nadmiernie pochłania je własny wygląd, status i posiadanie różnych rzeczy.

– W ich głowach nigdy nie zagościła żadna własna myśl, Élise. Obiecaj mi, że nigdy nie staniesz się taka jak one.

Zaintrygowało mnie to. Chcąc się dowiedzieć więcej o tym, jaka nie powinnam się stać, spomiędzy fałd matczynej sukni zaczęłam obserwować te znienawidzone kobiety. I ujrzałam pudernice, udające wierność i oddanie swoim mężom, choć bezustannie wypatrujące znad wachlarzy nieświadomych niczego kochanków do usidlenia. Niewidzialna dla nich zaglądałam za te maski z pudru, gdy pogardliwy śmiech gasł na ich ustach, a z oczu znikała kpina, i widziałam ich prawdziwe oblicza – pełne lęku, że wypadną z łask, że stracą swoje pozycje w hierarchii społecznej.

Matka była zupełnie inna. Po pierwsze, zupełnie nie obchodziły ją plotki. Nigdy też nie widziałam jej z wachlarzem, nie znosiła pudru, gardziła antracytowymi pieprzykami i alabastrową cerą. Jej jedynym ustępstwem na rzecz mody były buty. Poza tym jednak o swój wygląd dbała tylko z jednego powodu: dla zachowania pozorów.

Była też całkowicie oddana mojemu ojcu. Stała przy nim – ale u jego boku, nigdy za nim – wspierała go, była wobec niego bezgranicznie lojalna i zawsze popierała go przy ludziach, choć słyszałam nieraz, jak kłócili się za zamkniętymi drzwiami i jak musiała go uspokajać.

Ostatni raz jednak kłócili się bardzo dawno.

Mówią, że dziś wieczór może umrzeć.10 kwietnia 1778

i

Przeżyła tamtą noc.

Siedziałam obok niej, trzymałam ją za rękę i mówiłam do niej. Przez jakiś czas miałam złudne wrażenie, że to ja podtrzymuję ją na duchu, dopóki nie odwróciła się i nie popatrzyła na mnie zamglonymi, lecz mądrymi oczami; wtedy stało się jasne, że jest odwrotnie.

Kilka razy w nocy wyglądałam przez okno i widziałam w dole na dziedzińcu Arna, zazdroszcząc mu nieświadomości cierpienia przeżywanego zaledwie kilka kroków od niego. Arno oczywiście wie, że matka jest chora, ale suchoty to powszechna choroba, a śmierć mimo starań lekarzy zdarza się codziennie, nawet tu, w Wersalu. Poza tym Arno nie jest de La Serre’em. Jest naszym podopiecznym i jako taki nie jest wtajemniczony w najgłębsze, najmroczniejsze sekrety ani dopuszczany do osobistych cierpień. Co więcej, nie pamięta prawie mojej matki w innych okolicznościach. Przez większość czasu, jaki Arno u nas spędził, była dla niego nieobecną postacią obsługiwaną na piętrze rezydencji; nie kojarzy jej z niczym prócz choroby.

Dzielę więc swoje cierpienie tylko z ojcem, przekazujemy je sobie ukradkowymi spojrzeniami. Na zewnątrz staramy się zachować pozory normalności; naszą żałobę stępiły dwa lata ponurych diagnoz. Ten smutek to jedna z tajemnic, które skrywamy przed naszym wychowankiem.

ii

Jesteśmy coraz bliżej chwili olśnienia. Wracając myślą do tamtego pierwszego incydentu, pierwszego razu, kiedy zaczęłam się naprawdę zastanawiać, kim są moi rodzice, a zwłaszcza matka, wyobrażam go sobie jako drogowskaz przy ścieżce prowadzącej do mojego przeznaczenia.

Miało to miejsce w klasztorze. Miałam zaledwie pięć lat, kiedy tam trafiłam, i moje wspomnienia z tego czasu nie są bynajmniej w pełni ukształtowane. To właściwie tylko niepowiązane obrazy: długie rzędy łóżek, wyraźne, ale jakby oderwane wspomnienie oglądania przez pokryte szronem okno wierzchołków drzew, wystających ze skłębionej mgły; oraz… matka przełożona.

Zgarbiona i zgorzkniała, słynęła ze swojego okrucieństwa. Przechadzała się po klasztornych korytarzach z trzciną trzymaną przed sobą w obu dłoniach, jakby chciała wręczyć ją komuś jako podarek. W jej pokoju trzcina leżała na biurku. Mówiliśmy wtedy, że przyszła „twoja kolej”; i przez jakiś czas kolej była moja, kiedy matka przełożona skupiła swoją niechęć na moim szczęściu, nie mogąc znieść faktu, że łatwo wybuchałam śmiechem, i mój wesoły uśmiech zawsze nazywając bezczelnym. Tą trzciną, mawiała, zetrze mi ten bezczelny uśmieszek z twarzy.

Miała rację. Starła. Na krótko.

Potem któregoś dnia matka i ojciec przyjechali zobaczyć się z nią w jakiejś sprawie – nie mam pojęcia jakiej – i na ich żądanie zostałam wezwana do gabinetu. Zastałam ich tam czekających na mnie w fotelach. Matka przełożona stała za biurkiem, jak zwykle z grymasem nieskrywanej pogardy na twarzy, z ledwie zastygłą na ustach szczerą oceną moich licznych wad.

Gdyby odwiedziła mnie sama matka, nie zachowywałabym się tak oficjalnie. Pobiegłabym do niej z nadzieją, że będę mogła się skryć w fałdach jej sukni i uciec z tego okropnego miejsca do innego świata. Ale przyjechali oboje, a mój ojciec był dla mnie królem. To on dyktował, jakich zasad grzeczności należy przestrzegać; to on nalegał, żeby wysłać mnie do klasztoru. Dlatego zbliżyłam się do nich, dygnęłam i czekałam, aż zostanę o coś zapytana.

Matka chwyciła mnie za rękę. Nie mam pojęcia, jak zobaczyła, co tam jest, ponieważ dłoń trzymałam przy boku, ale jakimś cudem dostrzegła ślady po trzcinie.

– Co to jest? – zapytała surowym tonem matkę przełożoną, pokazując jej moją rękę.

Nigdy nie widziałam starej zakonnicy tracącej panowanie nad sobą, teraz jednak pobladła. Moja matka w jednej chwili przeobraziła się z osoby grzecznej i układnej, czego należało oczekiwać od gościa przełożonej klasztoru, w instrument potencjalnego gniewu. Wszyscy to poczuliśmy, zakonnica najbardziej.

– Jak już mówiłam – zająknęła się – Élise to dziewczę psotne i nieposłuszne.

– A więc jest bita? – spytała matka z narastającą złością.

Matka przełożona wyprostowała się.

– A jak inaczej mam tu utrzymać porządek?

Moja matka chwyciła z biurka trzcinę.

– Oczekuję, że będzie matka zdolna go utrzymać. Uważa matka, że to ją czyni silną? – Sieknęła trzciną o biurko. Zakonnica drgnęła, przełknęła ślinę i zerknęła na ojca, który przyglądał się temu wszystkiemu z dziwną, nieprzeniknioną miną, jakby te wydarzenia nie wymagały jego udziału. – W takim razie jest matka w wielkim błędzie – ciągnęła. – To czyni matkę słabą.

Wstała, nie spuszczając z zakonnicy gniewnego spojrzenia, i przestraszyła ją jeszcze raz, znów uderzając trzciną o biurko. Potem wzięła mnie za rękę.

– Chodź, Élise.

Opuściliśmy klasztor i od tamtej pory lekcje dawali mi najęci nauczyciele w domu.

Kiedy wyszliśmy stamtąd w pośpiechu, wsiedliśmy do powozu i wróciliśmy do Wersalu w milczeniu nabrzmiałym niewypowiedzianymi słowami, wiedziałam jedno – że damy się tak nie zachowują. A przynajmniej nie te zwykłe.

Kolejna wskazówka. Ta miała miejsce jakiś rok później na urodzinowym przyjęciu rozpuszczonej dziewczynki w sąsiedniej rezydencji. Inne dziewczynki w moim wieku bawiły się lalkami, urządzały im herbatki, ale bez prawdziwej herbaty i ciastek. Małe dziewczynki udawały po prostu, że karmią lalki ciastkami i poją je herbatą, co już wtedy wydawało mi się głupotą.

Nieopodal chłopcy bawili się żołnierzykami, poszłam więc bawić się z nimi, nieświadoma pełnej zgorszenia ciszy, jaka zapanowała.

Moja niania Ruth odciągnęła mnie od nich.

– Baw się lalkami, Élise – powiedziała stanowczo, ale ze zdenerwowaniem, kuląc się pod pełnymi dezaprobaty spojrzeniami innych opiekunek. Zrobiłam, co mi kazała, przykucnęłam i udawałam zainteresowanie herbatką na niby. Zawstydzający epizod minął i wszystko wróciło do naturalnego stanu: chłopcy bawili się żołnierzykami, dziewczynki – lalkami, niańki pilnowały wszystkich razem, a nieopodal grupka matek, wysoko urodzonych dam, plotkowała na ogrodowych fotelach z kutego żelaza.

Popatrzyłam na nie i ujrzałam je oczami matki. Zobaczyłam własną drogę od dziewczynki siedzącej w trawie do plotkującej damy dworu i w przypływie całkowitej pewności zrozumiałam, że tego nie chcę. Nie chcę być taka jak one. Chcę być taka jak moja matka, która przeprosiła pozostałe i stała w oddali, sama, nad wodą, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, kim jest.

iii

Dostałam liścik od pana Weatheralla. Pisząc w swoim ojczystym angielskim, informuje, że chciałby zobaczyć się z matką, i prosi, abym spotkała się z nim o północy w bibliotece, by zaprowadzić go do jej pokoju. Zaklina, żebym nie mówiła o niczym ojcu.

Oto kolejna tajemnica, której muszę dochować. Czasami czuję się jak jeden z tych nieszczęśników widywanych w Paryżu, zgarbiona pod ciężarem żywionych wobec mnie oczekiwań.

Mam zaledwie dziesięć lat.

Ciąg dlaszy w wersji pełnej.Spis postaci

Pierre Bellec: asasyn

Jean Burnel: templariusz, pomocnik pana Weatheralla

May Carroll: angielska templariuszka

Pan Carroll: angielski templariusz, ojciec May

Pani Carroll: angielska templariuszka, matka May

Arno Dorian: sierota przygarnięty przez La Serre’ów, później asasyn

Charles Dorian: asasyn, ojciec Arna

François Thomas Germain: ekskomunikowany templariusz, później wielki mistrz

Hélène: służąca Élise, później żona Jacques’a

Kapitan Byron Jackson: przemytnik

Jacques: nieślubny syn madame Levene, później mąż Hélène

Król Żebraków: sługa Germaina, później templariusz

Chretien Lafrenière: jeden z kruków, doradca wielkiego mistrza de La Serre’a

Élise de La Serre: templariuszka i wielka mistrzyni

Julie de La Serre: templariuszka, matka Élise

François de La Serre: wielki mistrz templariuszy, ojciec Élise

Aloys La Touche: podwładny Króla Żebraków, templariusz

Louis-Michel Le Peletier: jeden z kruków, doradca wielkiego mistrza de La Serre’a

Madame Levene: dyrektorka Maison Royale

Madame Levesque: jedna z kruków, doradca wielkiego mistrza de La Serre’a

Maximilien de Robespierre: założyciel kultu Istoty Najwyższej, sprzymierzeniec Germaina

Jennifer Scott: angielska templariuszka, siostra Haythama Kenwaya

Charles Gabriel Sivert: jeden z kruków, doradca wielkiego mistrza de La Serre’a, później sprzymierzeniec Germaina

Freddie Weatherall: angielski templariusz, protektor Élise de La Serre

Bernard Ruddock: ekskomunikowany asasyn

Honoré Gabriel Riqueti: hrabia de Mirabeau, wielki mistrz asasynówPodziękowania

Osoby, które zasłużyły
na specjalne podziękowanie:

Yves Guillemot

Aymar Azaizia

Anouk Bachman

Travis Stout

A także:

Alain Corre

Laurent Detoc

Sébastien Puel

Geoffroy Sardin

Xavier Guilbert

Tommy François

Christopher Dormoy

Mark Kinkelin

Ceri Young

Russell Lees

James Nadiger

Alexandre Amancio

Mohamed Gambouz

Gilles Beloeil

Vincent Pontbriand

Cecile Russeil

Joshua Meyer

Dział Prawny Ubisoft

Etienne Allonier

Antoine Ceszynski

Clément Prevosto

Damien Guillotin

Gwenn Berhault

Alex Clarke

Hana Osman

Andrew Holmes

Chris Marcus

Virginie Sergent

Clémence Deleuze
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: