Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Autodestrukcja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 sierpnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Autodestrukcja - ebook

Alan, niedoszły reżyser filmowy, marzy o wolności, wrażliwa artystka Anja nie może pokonać strachu przed publicznym występem, a Patryk chce wreszcie być bogaty. Mimo starań ich życie coraz bardziej zaczyna przypominać tworzony przez Anję obraz, który pokrywa czarna maź. Pogoń za oddalającymi się marzeniami i nieustanne zderzenia z rozczarowującą rzeczywistością stopniowo powodują poczucie coraz większej utraty kontroli nad życiem. Alan nie wytrzymuje napięcia i zabija żonę… Niepokojąca książka o emocjach, naiwności i marzeniach.

„Na okładce z powodzeniem można by napisać: wchodzisz na własną odpowiedzialność. Tak, do świata bohaterów wkraczasz z własnej woli, ale wydostać się już nie będzie tak łatwo. Monika Zajas, niczym Hitchcock, na początku funduje nam trzęsienie ziemi, a potem… okazuje się, że to dopiero przygrywka. Wraz z bohaterami postępujemy w psychicznej degrengoladzie i chociaż wiemy, że to wszystko prowadzi do bezwzględnego upadku, to i tak nie jesteśmy w stanie w porę się zatrzymać. Tak samo jak Anja, Patryk i Alan. Jeśli chcesz dotknąć z nimi dna, pamiętaj: wchodzisz na swoją odpowiedzialność. Bo potem już tylko… Autodestrukcja.”

Agnieszka Lingas-Łoniewska, pisarka

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-944449-3-8
Rozmiar pliku: 640 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Alan

Zdenerwowany usiadł w fotelu, cały drżąc. Objął się ramionami, ale to nic nie pomagało. Jego dłonie były zimne i sztywne, jakby już stał się martwy.

Nie był stary, miał czterdzieści pięć lat, ale na jego twarzy trudno było znaleźć miejsce, którego nie pokrywałyby głębokie bruzdy. Jego oczy nie należały do człowieka w kwiecie wieku, który tylko czeka, aby spojrzeć na jakąś skąpo ubraną młodą dziewczynę. Już nie. Można było w nich dostrzec jedynie martwy punkt, w który ciągle się wpatrywał. Włosy miał białe jak płatki śniegu.

Chciał zapomnieć o wszystkim. O młodości, gdy jako przystojny chłopiec był duszą towarzystwa, zapraszany na każde, nawet najmniejsze spotkanie towarzyskie. Atrakcyjny wygląd zewnętrzny upodabniał go do aktorów z amerykańskich filmów. Młody, z idealnie ułożoną fryzurą i śnieżnobiałymi, prostymi zębami.

Wspominając swój pierwszy raz, chciał się zaśmiać, lecz nie potrafił. Jego ciało tylko mocniej drgnęło. Czytał gdzieś, że zawsze pamięta się piosenkę, która towarzyszyła wtedy rytmowi bioder kochających się osób. Wolne żarty. Ani jej nie pamiętał, ani nawet nie słyszał podczas miłosnego uniesienia. Jako siedemnastoletni chłopiec musiał po prostu skupić się na swojej powinności.

Rozmyślał również o tym, jak bezczelnie zdradzał swoją żonę przez te wszystkie lata. Zresztą kogo to w ogóle teraz obchodziło? I dlaczego o tym myślał? Przecież za chwilę miał… No właśnie, co? Znaleźć się w lepszym świecie? Wyłączyć mózg i ciało niczym zabawkę, z której wyciągnie się baterię? Przestanie działać, przestanie istnieć i już nie będzie musiał bać się krytyki. Koszmary przestaną go dręczyć, nareszcie nie będzie musiał biegać do cholernej toalety z cholernym rozwolnieniem.

Wyciągnął z szuflady lśniący rewolwer, który zdawał się czekać na niego cały ten czas. W dniu, gdy otrzymał go od ojca, nigdy nie przyszło mu do głowy, że użyje go właśnie w TYM celu. Od początku do końca – kiedy się urodził, bawił w piaskownicy, podrywał dziewczyny, miał swoje wzloty i upadki – żył tylko po to, aby doczekać dzisiejszego dnia. Gdyby tylko wiedział to wcześniej. Gdyby odkrył, jaką niespodziankę przygotował dla niego cholerny los. Wszystko po to, aby skończyć tutaj, właśnie tu. W starym fotelu, który cichutko poskrzypywał podczas każdego ruchu.

Do dzieła, nie ma co przeciągać struny. Losu nie oszukasz! Cha! Cha!

Chciał się zaśmiać, lecz dźwięk, który wydał, przypominał raczej przerażający pisk.

Przyłożył lufę rewolweru do ust i skrzywił się nieco. Miała lekko metaliczny smak i była zimna. Niezbyt przyjemne uczucie.

– Mózg spływający po ścianie też pewnie nie wzbudza najprzyjemniejszych uczuć – powiedział z żalem do siebie.

Boże, żeby tylko nie bolało. Nie karz mnie już więcej. Spraw, by nie bolało. Proszę, proszę, proszę. Zlituj się po raz ostatni. Wysłuchaj mych błagań.

Amen.Anja

Nie bądź naiwna, czego ty właściwie chcesz? Spoglądasz na drzwi w nadziei, że on się w nich pojawi. Widocznie go nie obchodzisz, skoro nadal się nie otworzyły. Lepiej zamknij je na klucz, zanim ktoś się do ciebie włamie, zamiast przyjść przytulić.

Nie próbuj myśleć, że jutro będzie lepsze, przecież nigdy nie jest. Przecież jutro nadal będziesz czuć w ustach ten gorzki smak. Smak goryczy. Smak poniżenia. No dalej, dalej, podejmij w życiu choć jedną prawdziwą decyzję, dzięki której twoja marna egzystencja stanie się lepsza.

Chcesz jeszcze poczekać? Przecież dochodzi północ, on nie przyjdzie, nie chce cię, nie chce, nie chce… Dalej wątpisz? To dlaczego go tu nie ma?

Cha, cha! I kto miał rację? Kto wygrał wyścig, w którym główną nagrodą jest życie? Na pewno nie ty. Nie dzisiaj. Dziś padło na kogoś innego.

Anja, targana myślami, postanowiła je wreszcie zagłuszyć. Nie chciała tego robić, ale nie widziała innego rozwiązania, wciąż powtarzała sobie: tak będzie lepiej, tak będzie lepiej. Głos w jej głowie wydawał się bezlitosny.

Nie zjadła dziś ulubionej kolacji, aby uczcić ostatni dzień swojego życia. Nie ubrała najpiękniejszej sukienki, na którą wydała połowę wypłaty, aby w tym szczególnym dniu chociaż dobrze wyglądać. Nie zadzwoniła do swych bardzo nielicznych przyjaciół, których przecież darzyła naprawdę ogromną sympatią.

Dzisiejszy wieczór spędziła na rozmyślaniach, między innymi o jej tajnym planie, o sposobie popełnienia samobójstwa.

Spojrzała na stolik znajdujący się obok łóżka. Gruba teczka z całą jej twórczością, a obok niej stos małych pudełeczek. Chciała tylko, aby było szybko i bezboleśnie. Odwiedziła wcześniej dziesięć aptek w mieście, w każdej z nich kupując po dwie paczki najsilniejszych tabletek przeciwbólowych dostępnych bez recepty. Oczywiście przed użyciem nie zapoznała się z treścią ulotki dołączonej do opakowania. Nie skonsultowała się ani z lekarzem, ani z farmaceutą. W monopolowym kupiła pół litra alkoholu. Miała tylko nadzieję, że nie zwymiotuje tego wszystkiego.

Spojrzała jeszcze raz na drzwi, a głos w jej głowie ponownie z niej zadrwił.

Jeśli ma żyć, on się w końcu pojawi, przyjdzie po nią, uratuje ją. Na pewno tak będzie, przecież widziała, że coś do niej czuje. Widziała to jego obłędne, cudowne spojrzenie, te niebieskie oczy przeszywające ją na wylot.

Połknęła pierwszą tabletkę i spróbowała ją przepić zakupionym trunkiem. Wódka smakowała ohydnie. Anja zakaszlała kilka razy i splunęła na podłogę z niesmakiem. Wiedziała, że na początek nie da rady przepijać tym świństwem. Bez pośpiechu poszła po szklankę, wyjęła z lodówki sok i zrobiła sobie mocnego drinka. Tak już lepiej, teraz smak wódki wydawał się słodki jak miód. Gdy wlała w siebie pierwszą porcję napoju, skończyła również pierwszą paczkę tabletek. Kiepskie tempo.

Muszę przyspieszyć – pomyślała ponuro, wpatrując się w nadal zamknięte drzwi.

Wypiję twoje zdrowie, mój kochany.

Po następnej paczce poczuła ucisk w skroniach. Co za ironia losu! Powinni napisać na opakowaniu: „Wywołuje ból głowy”, a nie odwrotnie! Pieprzeni producenci, nawet nie wiedzą, jakie zastosowanie mają ich leki!

Zaśmiała się głośno, nerwowo.

Może muszę zażyć więcej, żeby ból minął?

Spojrzała na swoje zdjęcia sprzed kilku lat zrobione przed drzwiami uniwersytetu. Miała wtedy krótko ścięte włosy, przefarbowane na rudo. Jej policzki były rumiane od mrozu, a uśmiech wskazywał, że jest bardzo szczęśliwa. Teraz miała dwadzieścia osiem lat, czarne włosy, nadal bardzo ładną figurę, ale jej życie legło w gruzach.

Może pora je zakończyć?

Nie myślała już o tym, co robi, tylko mechanicznie, jak robot, wyjmowała tabletki z opakowania. Nie spoglądała już w stronę drzwi. Czuła się coraz słabiej, jej jedynym celem było zdążyć połknąć wszystkie, zanim straci przytomność.Patryk

Spoglądał w lustro i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Co tych kilka miesięcy życia w stresie i kłamstwie uczyniło z jego twarzą. Powoli zbliżał się do trzydziestki, a wyglądał na młodszego brata swojego ojca. Był przegrany pod każdym względem. Dziewczyna zerwała z nim natychmiast, gdy tylko dowiedziała się o jego problemach finansowych. Okłamywał swoją rodzinę, bojąc się przyznać do błędu, a w pracy nie mógł się już więcej pokazać. Szef miał ochotę stłuc go na kwaśne jabłko, rozgnieść niczym nędznego robala, który wtargnął nieproszony na jego terytorium.

Znajomi przestali odbierać telefony, gdy kolejny raz poprosił ich o pożyczkę, a nie potrafił wskazać nawet w przybliżeniu terminu spłaty. Wpakował się w niezłe gówno i już nie zdoła się z niego wydostać. Tkwił w nim od koniuszków palców stóp aż po samą bezmózgą głowę.

Podjął już decyzję. Jeśli sam tego nie zrobi, to i tak go dopadną. Już jest trupem, z tym wyjątkiem, że jeszcze oddycha.

Nie spłaci tego długu nigdy, nawet gdyby pracował na dworcu, wypinając swoje chude i jędrne pośladki w stronę starych popaprańców, na których niczego nieświadome żony czekają w domu z pyszną kolacją. Obmyślał już wszelkie plany, sprawdzał wszystkie możliwości. I nic. NIC. Nie zdobyłby takiej sumy, nawet gdyby był samym Bogiem.

Chwycił w dłonie sznur, który kupił wcześniej w sklepie ogrodniczym. Nie pamiętał nawet, do czego miał służyć na co dzień, ale gdy go zobaczył, wiedział, że jest idealny. Gruby, wytrzymały, jakby stworzony specjalnie do TEGO celu. Nie miał nawet czym za niego zapłacić, więc postanowił go ukraść.

Obejrzał go po raz kolejny. Był szorstki w dotyku, koloru jasnego chleba, spleciony z cieniutkich nitek. Pozostało mu tylko znalezienie odpowiedniego miejsca – i gotowe. Nie będzie miał już żadnych problemów. Jakie to proste.

Rozejrzał się po salonie. Panował w nim niezły bałagan, niesprzątane było od dnia, kiedy zaryglował drzwi mieszkania. Cały dzień bił się z myślami.

Sprzedam samochód, wyjadę za granicę…

Nie, nie, nie, ty głupcze! Myślałeś o tym już dziesiątki razy. Nigdy ci się to nie uda. Nie zasługujesz na drugą szansę.

Rozpłakał się. Schował twarz w dłoniach i tkwił tak kilka minut, kiwając się w przód i tył. Ślina ciekła mu z ust na dywan, który dostał dawno temu od rodziców.

– Muszę to zrobić – powtarzał na głos, jakby chciał utwierdzić się w słuszności swej decyzji.1. Alan

Na pozór życie Alana nie różniło się zbyt od egzystencji przeciętnego mężczyzny w średnim wieku. Miał wspaniałą żonę (tak przynajmniej zawsze o niej mówił), cudowne dzieci i dobrą, stabilną pracę. Dzień za dniem płynął mu spokojnie na staraniach o to, aby swojej rodzinie zapewnić dobrobyt, mieć opinię dobrego, poważanego człowieka i zapewnić wykształcenie swoim dzieciom. Ale niekiedy coś wkradało się w najdalsze zakamarki jego umysłu…

Tego dnia obudził się ze świadomością, że już od dawna jest tak nieszczęśliwy, że nie ma ochoty nawet wstać z łóżka. Każdy jego dzień wyglądał tak samo: pobudka o szóstej rano, szorowanie zębów równo dwie minuty, śniadanie, praca, powrót do domu, gdzie czekał na niego pyszny obiad. Popołudniami jego kciuk był cały obolały od przełączania pilotem nieinteresujących go już od dawna kanałów telewizyjnych. Wieczorem codzienna gazeta, którą czytał, leżąc obok swojej żony, skrywając się w cieple aksamitnej pościeli.

Nagle jakby wszystko się zmieniło. Rano nie pocałował żony na pożegnanie i wcale nie było mu z tym źle. Czuł się wspaniale, że chociaż raz zdołał się od tego uwolnić. Zamiast wsiąść do samochodu i ruszyć do pracy, szedł przed siebie równym i zdecydowanym krokiem w stronę postoju taksówek, po czym wsiadł do jednej z nich i polecił jechać w stronę centrum miasta. Postanowił, że już nigdy, ale to nigdy nie zrobi czegoś, na co nie ma ochoty. Przecież już dożył takiego wieku, że w każdej chwili mógł przenieść się na tamten świat. Cholesterol, nadciśnienie, spory brzuch od popijania piwa, zadyszka.

Wysiadł z samochodu, zostawiając kierowcy napiwek.

Kiedy mam zacząć realizować swoje plany i marzenia? Przecież pracujemy, żeby żyć, a nie żyjemy po to, by pracować. Czy nie napracowałem się już dostatecznie dużo? Czy nie mogę zrobić sobie wolnego i zająć się wyłącznie sobą?

Rozmyślania przerwał mu sygnał telefonu komórkowego. Dzwonili z pracy, ponieważ już był spóźniony trzydzieści minut. Ale on wcale nie zamierzał tam dzisiaj dotrzeć. Ani dziś, ani nigdy więcej. Nie miał też ochoty się tłumaczyć, dlaczego go nie będzie. Kosz na śmieci, który mijał w tym momencie, wydawał się idealnym miejscem do rozwiązania tego problemu. I tak, pod wpływem impulsu, telefon zniknął wśród sterty śmieci. Alan czuł się wyjątkowo dobrze i znów był gotów na spełnianie marzeń.

Momentami nachodziła go myśl, że popełnia błąd, ale bardzo szybko ją od siebie odganiał. To właśnie głosy sumienia zawsze go hamowały, powstrzymywały przed zrobieniem tego, czego pragnął, a co wymyka się ze schematu miły–poważny–dojrzały–pan.

Marzył o tym, aby wrócić do dawnych czasów, kiedy przyciągał spojrzenia dziewczyn i w okamgnieniu owijał je sobie wokół palca. Nieważne, czy młodsza, czy starsza, blondynka czy brunetka. Ważne, aby miała piękne, jędrne ciało, szeroki uśmiech i by emanowała z niej pełnia życia. Właśnie takie kobiety lubił najbardziej. Takie, które miały ambicje, poczucie własnej wartości, były dumne ze swojego życia i chciały się nim podzielić… I życiem, i ciałem rzecz jasna.

Zdawał sobie sprawę z tego, że jego żona jest cudowną kobietą, ale czasem potrzebował potężnej dawki adrenaliny i emocji, a ona nie potrafiła mu już ich dać.

Wstąpił do sklepu, który właśnie zauważył, i kupił sobie małą butelkę whisky.

– Wspaniała na dobry początek dnia – powiedział do siebie, a sprzedawczyni skarciła go wzrokiem. – Cóż pani do tego? Mam ochotę się napić, więc zaraz to zrobię. A pani na co ma ochotę? Stać za ladą w tym ciasnym sklepiku za minimalną pensję? Bo jeśli tak, to gratuluję, że jest pani zadowolona ze swojego życia.

Ekspedientka popatrzyła na niego smutnymi oczami.

– Szanowny panie, myli się pan – mówiła cicho, tak że trudno było ją usłyszeć. – Znalazłam się tu z przymusu. Nienawidzę tej pracy, klientów, szefowej, nienawidzę tego życia. Zadowolony?

– To dość dużo nienawiści jak na taką drobną osobę. Chodź ze mną i rzuć to wszystko, miła.

– A pan skąd się tu znalazł? Ze średniowiecza? Za co niby mam zapłacić cholerny czynsz i wrzucić coś do garnka?

– Nie wiem, pomyślimy o tym, jak będzie się zbliżał termin zapłaty – odparł Alan, szczerząc zęby.

Klient stojący w kolejce tuż za nim chrząknął zniecierpliwiony.

– Nic z tego, proszę szukać naiwnych gdzie indziej.

– Ja nie szukam naiwnych, tylko odważnych, ale jak pani sobie życzy. Miłego dnia.

Alan wyszedł ze sklepu. Rzucił pracę i był z tego bardzo dumny. Postanowił, że przed powrotem do domu spróbuje znaleźć jakąś ładną niewiastę, która dopełni jego szczęścia. Przypomni sobie dawne czasy. Kocha swoją żonę i nigdy jej nie zostawi, jednak jego obecne pragnienia były silniejsze od niego i musiał natychmiast rozładować buzujące w sobie emocje.

Wypił kilka łyków whisky prosto ze szklanej butelki i poczuł, jak lekko zaszumiało mu w głowie. Upalny dzień dawał się we znaki.

Z oddali usłyszał śmiech bawiących się dzieci i ruszył przed siebie w stronę przedszkola. Wiedział, że małżonki z kilkuletnim stażem są skłonne i chętne przeżyć jednorazową przygodę. Wiedział też, że nie będą dzwonić następnego dnia, ani oczekiwać przysiąg miłości i wierności. Nie będzie musiał pamiętać o ich urodzinach i co roku szukać oryginalnego prezentu. Nie będzie musiał się tłumaczyć z każdego swojego kroku.

Gdy dotarł na miejsce, zobaczył z daleka śliczną rumianą blondynkę, która żegnała się czule w ogrodzie przedszkola ze swoim, jak domniemał Alan, czteroletnim synem. Idealnie.

Alan schował whisky do torby, którą nosił do pracy, podszedł do bramy budynku i zaczekał na kobietę.

– Jaki śliczny chłopczyk, założę się, że odziedziczył urodę po mamie – zagadnął, kiedy nieznajoma znalazła się w pobliżu.

– Och, dziękuję, jest pan bardzo uprzejmy. Ma pan tutaj eee… – Blondynka wahała się, czy zapytać o dziecko, czy o wnuka. Mimo że Alan był bardzo przystojny, miał już swoje lata.

– Mój syn chodził tutaj w tamtym roku. Teraz jest w pierwszej klasie podstawówki i prawdziwy z niego zuch.

Skłamał.

Spojrzał na nią pożądliwie. Speszona kobieta odwróciła wzrok.

– Przepraszam, że się tak pani przyglądam, ale bardzo mi pani kogoś przypomina.

Stary chwyt, ale jakże skuteczny – pomyślał.

Kobieta pomachała chłopcu na pożegnanie i zwróciła się do rozmówcy.

– Tak? Często to słyszę, więc chyba coś w tym jest. Albo mam bardzo pospolitą urodę i wszyscy mnie z kimś mylą.

– Ma pani cudowną urodę, od razu panią zauważyłem. Proszę wybaczyć moją szczerość, ale nie mogłem się powstrzymać od wyznania tego pani.

– Ach, dziękuję – uśmiechnęła się.

Alan już wiedział, że połknęła haczyk.

– Co pani powie na filiżankę wyśmienitej kawy?

– Właściwie… czemu nie. Którą kawiarnię pan preferuje?

– Zaprosiłbym panią do siebie, ale mieszkam dosyć daleko stąd, a nie mam zbyt wiele czasu, chociaż bardzo chciałbym, żeby było inaczej.

– No cóż, w takim razie zapraszam do mnie. Mam na imię Iga.

Iga cały czas biła się z myślami. Wiedziała, że źle robi, ale Alan był taki czarujący, a od swego męża już dawno nie usłyszała żadnego komplementu.

Przecież do niczego nie dojdzie – wmawiała sobie, jednak czuła ogromną ochotę na szalony seks z nieznajomym. Do tego było wczesne przedpołudnie, a niedługo po przebudzeniu zawsze miała mnóstwo energii i lubiła wyostrzyć wszystkie zmysły.

Ledwo weszli do mieszkania, Alan delikatnie musnął palcami jej usta, po czym wkroczył do salonu, jakby robił coś zupełnie naturalnego. Iga, zmieszana, ale niesamowicie podniecona, pobiegła do kuchni i zabrała się za przyrządzanie kawy.

Alan rozejrzał się po salonie. Jego uwagę natychmiast przyciągnęła szeroka sofa, następnie spojrzał na porozwieszane zdjęcia szczęśliwej rodziny, jaką stanowiła Iga ze swoim mężem oraz synem.

Narodziny dziecka. Zdjęcia ze szpitala. Pierwsza kąpiel. Pierwsze kroki. Pierwsze święta z maleństwem. Iga z mężem i synem w parku dinozaurów.

Wiedział, co się zaraz stanie, przerabiał to już tyle razy, był już w dziesiątkach domów, w których wszędzie wisiały zdjęcia zakochanych małżonków – każda z żon z ochotą dzieliła się swoim jedwabistym ciałem, krzycząc przy tym głośno.

Kiedy Iga usiadła na sofie, Alan przysunął się do niej i zaczął gładzić jej ramiona. Wplótł dłonie w jej włosy, patrząc przy tym głęboko w oczy. Zsunął najpierw ramiączko bluzki, później całą resztę. Kobieta natychmiast odwzajemniła się tym samym, zdjęła w pośpiechu ubranie Alana i razem przeżyli wspaniałe dwa kwadranse. Na koniec Iga cała drżała, a uśmiech nie schodził jej z ust. Alan pospiesznie ubrał się, po czym, wychodząc z mieszkania, krzyknął:

– Dziękuję za kawę, była bardzo smaczna!

Iga nie odezwała się. Spojrzała na dwie filiżanki, w których czarny płyn nie został nawet tknięty.

Alan włóczył się jeszcze chwilę po mieście, odwiedził publiczną toaletę, chcąc zmyć z siebie zapach innej kobiety, po czym wrócił do domu. Żona spojrzała na niego niepewnie.

– Już wróciłeś z pracy?

– Wyszedłem wcześniej, bo nie najlepiej się czuję. Przepraszam na chwilę, muszę zadzwonić.

Jej mąż był człowiekiem precyzyjnym i pedantycznym. Rachela wiedziała, że kończy pracę o szesnastej, a w domu pojawia się dokładnie pół godziny później. Wymagał od niej, aby obiad był zawsze gotowy na czas. W chwili gdy przekraczał próg mieszkania, ona powinna nalewać mu zupę, aby po ściągnięciu butów i okrycia wierzchniego czekała już na niego na stole, z unoszącym się nad nią delikatnie falującym dymem.

Za zamkniętymi drzwiami mężczyzna wybrał numer swojego przełożonego.

– Szefie? Miałem taką gorączkę, że nie byłem w stanie wcześniej zadzwonić. Nie będzie mnie w tym tygodniu.

Szef Alana, Klaus Warmowski, dobrze wiedział, co się święci. Za każdym razem, kiedy ten dzwonił do niego w podobnych okolicznościach i mówił desperackim, na wpół ściszonym głosem, wiedział, że znowu go dopadło. Znał Alana doskonale i domyślał się, że kolejny raz miał przebłyski drzemiącej w nim gdzieś głęboko upragnionej wolności. W takich chwilach jego podwładny chciał rzucić wszystko, ruszyć w świat i robić tylko to, na co miał ochotę tu i teraz.

Klaus akceptował jego hipisowskie zachowanie, ponieważ niezwykle go szanował i całkowicie rozumiał jego ukryte pragnienia. Sam najchętniej zachowałby się tak samo, ale nigdy nie miał dość odwagi, aby tak po prostu, z dnia na dzień, porzucić rodzinę i firmę, na którą tak ciężko pracował, często do utraty tchu. Wiedział, że nigdy nie potrafiłby tego zrobić. Dlatego zawsze gorąco kibicował Alanowi, mimo że ten był niezastąpionym pracownikiem.

Oczywiście Alan nie miał o niczym pojęcia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: