Bez ciebie nie ma lata - ebook
Bez ciebie nie ma lata - ebook
Światowy bestseller.
Gorące lato. Pierwsza miłość. Trudne wybory.
Belly zawsze odliczała dni dzielące ją od lata. Wracała wtedy na plażę Cousins, do Conrada i Justina. W tym roku jest inaczej. Zwłaszcza po tym, jak Susanna zachorowała, a Conrad przestał się troszczyć o ich związek. Wszystko się rozpadło, a Belly zaczęła marzyć o tym, żeby lato nigdy nie nadeszło.
Jeśli to lato ma być ich ostatnim, powinno się zakończyć tam, gdzie się zaczęło – na plaży Cousins…
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7881-362-0 |
Rozmiar pliku: | 574 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
2 LIPCA
To był kolejny upalny letni dzień w Cousins. Leżałam obok basenu z twarzą zasłoniętą czasopismem, moja matka układała pasjans na werandzie, a Susanna krzątała się po kuchni. Wiedziałam, że niedługo wyjdzie z domu, niosąc szklankę mrożonej herbaty i książkę, którą jej zdaniem powinnam przeczytać – na pewno jakiś romans.
Chłopcy od rana surfowali na falach po wczorajszej wieczornej burzy. Conrad i Jeremi wrócili jako pierwsi, a ja ich usłyszałam, zanim jeszcze zobaczyłam – wchodzili po schodach, pękając ze śmiechu z powodu Stevena, który stracił kąpielówki po spotkaniu z wyjątkowo wysoką falą. Conrad podszedł do mnie, podniósł lepkie od potu czasopismo i uśmiechnął się.
– Masz na policzkach odbite litery.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego.
– Co tam jest napisane?
Przykucnął obok mnie.
– Nie jestem pewien. Pozwól, że się przyjrzę – powiedział i zaczął wpatrywać się we mnie tym swoim poważnym wzrokiem.
Pochylił się, żeby mnie pocałować; jego wargi były zimne i słone od wody morskiej.
– Może pójdziecie na górę? – prychnął Jeremi, ale wiedziałam, że tylko żartuje.
Mrugnął do mnie, podszedł od tyłu do Conrada, podniósł go i wrzucił do basenu, a potem sam za nim wskoczył.
– No chodź, Belly! – zawołał.
Oczywiście poszłam w ich ślady. Woda była przyjemna – nawet więcej, była cudowna. Tak jak zawsze Cousins pozostawało jedynym miejscem, w którym pragnęłam być.
– Halo? Słyszałaś choć słowo z tego, co właśnie do ciebie powiedziałam?
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Taylor strzelającą mi palcami przed nosem.
– Przepraszam. Co mówiłaś?
Nie spędzałam wakacji w Cousins, Conrad i ja nie byliśmy razem, a Susanna nie żyła. Nic już nie miało być takie jak dawniej. Minęły dwa miesiące – ile to dokładnie dni? – od kiedy umarła, a ja wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Nie pozwalałam sobie w to uwierzyć – gdy umiera ktoś, kogo kochamy, jego śmierć wydaje się nierzeczywista, jakby to wszystko przytrafiło się komuś innemu, było częścią czyjegoś innego życia. Nigdy nie radziłam sobie najlepiej z pojęciami abstrakcyjnymi. Co to znaczy, kiedy ktoś naprawdę odchodzi na zawsze?
Czasem zamykałam oczy i powtarzałam w myślach w kółko: „To nie jest prawda, to nie jest prawda, to się nie wydarzyło naprawdę”. To nie była część mojego życia. Ale tak właśnie wyglądało teraz moje życie po tym wszystkim, co zaszło.
Znajdowałam się w ogrodzie Marcy Yoo. Chłopaki wygłupiali się w basenie, a dziewczęta leżały na ułożonych w rzędzie plażowych ręcznikach. Przyjaźniłam się z Marcy, ale pozostałe – Katie, Evelyn i inne dziewczyny – były raczej znajomymi Taylor. Dopiero minęło południe, a temperatura przekroczyła już trzydzieści stopni Celsjusza – dzień zapowiadał się upalny. Leżałam na brzuchu i czułam, jak pot gromadzi się w zagłębieniu na moich plecach. Zaczynało mnie mdlić od słońca.
Był dopiero drugi lipca, a ja już liczyłam dni do końca lata.
– Pytałam, co zamierzasz założyć na imprezę u Brada – powtórzyła Taylor.
Ułożyła nasze ręczniki tuż obok siebie, tak że wyglądały jak jeden duży ręcznik.
– Nie wiem – odparłam, obracając głowę, żeby na nią spojrzeć.
Miała na nosie małe kropelki potu. Zawsze zaczynała się najpierw pocić na nosie.
– Ja założę tę nową sukienkę, którą kupiłam z mamą w outlecie – oznajmiła.
Znowu zamknęłam oczy, ponieważ nosiłam ciemne okulary i Taylor nie widziała, czy mam je otwarte.
– Którą?
– No wiesz, tę w groszki, zawiązywaną na szyi. Pokazywałam ci ją dwa dni temu.
Taylor westchnęła ze zniecierpliwieniem.
– A, prawda – powiedziałam, chociaż dalej nie pamiętałam tej sukienki i wiedziałam, że Taylor to zauważyła.
Miałam właśnie rzucić jakiś komplement pod adresem sukienki, kiedy nagle poczułam na karku coś lodowato zimnego. Wrzasnęłam i zobaczyłam, że Cory Wheeler kuca obok mnie z puszką coli ociekającą wodą, pękając ze śmiechu.
Usiadłam, spojrzałam na niego ze złością i wytarłam szyję. Miałam już kompletnie dość tego dnia i chciałam tylko wrócić do domu.
– Co ci odwaliło, Cory?!
Dalej się śmiał, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło.
– Rany, ale ty jesteś dziecinny! – powiedziałam.
– Wydawało mi się, że jesteś strasznie gorąca – zaprotestował. – Chciałem cię trochę ochłodzić.
Nie odpowiedziałam mu, dalej trzymałam rękę na karku i czułam, że zaciskam zęby. Inne dziewczyny gapiły się na mnie, a Cory przestał się uśmiechać.
– Sorki – powiedział. – Chcesz się napić coli?
Potrząsnęłam głową, więc wzruszył ramionami i wycofał się nad basen.
Rzuciłam okiem na dziewczyny i poczułam się zawstydzona, bo Katie i Evelyn patrzyły na siebie z minami: „O co jej chodzi?”. Opędzanie się od Cory’ego przypominało opędzanie się od szczeniaka owczarka niemieckiego – po prostu nie miało sensu. Spojrzałam na Cory’ego, ale on już zajął się czymś innym.
– To był tylko żart, Belly – powiedziała cicho Taylor.
Z powrotem położyłam się na ręczniku, tym razem na plecach. Wciągnęłam powietrze i powoli je wypuściłam. Zaczynała mnie boleć głowa od zbyt hałaśliwej muzyki z głośników podłączonych do iPoda Marcy, a poza tym naprawdę chciało mi się pić. Powinnam była wziąć tę colę od Cory’ego.
Taylor pochyliła się i zdjęła moje okulary, żeby spojrzeć mi w oczy. Przyjrzała mi się uważnie.
– Jesteś wściekła?
– Nie, po prostu jest mi za gorąco. – Otarłam pot z czoła grzbietem ręki.
– Nie wściekaj się. Cory nie potrafi inaczej się zachowywać przy tobie. Podobasz mu się.
– Wcale mu się nie podobam – powiedziałam, nie patrząc jej w oczy.
Wiedziałam, że przynajmniej trochę mu się podobam, ale wolałabym, żeby było inaczej.
– Nieważne, on serio na ciebie leci, a ja dalej uważam, że powinnaś mu dać szansę. Przestaniesz myśleć o sama-wiesz-kim.
Odwróciłam od niej głowę.
– Może na tę imprezę zrobię ci warkocz dobierany? – zaproponowała Taylor. – Mogę zacząć od przodu i upiąć go z boku, tak jak poprzednio.
– Dobrze.
– Co zamierzasz założyć?
– Nie jestem pewna.
– Dobra, tylko masz wyglądać ślicznie, bo wszyscy tam będą – przypomniała Taylor. – Wpadnę wcześniej i razem się wyszykujemy.
Brad Ettelbrick urządzał huczne imprezy urodzinowe każdego lipca od początku gimnazjum. W lipcu byłam już w Cousins Beach, a od domu, szkoły i szkolnych kolegów dzieliły mnie miliony kilometrów. Nigdy nie żałowałam, że te imprezy mnie omijają, nawet wtedy, gdy Taylor opowiadała o wypożyczonej przez jego rodziców maszynie do robienia waty cukrowej albo niesamowitych fajerwerkach, które puszczali nad jeziorem o północy.
Po raz pierwszy spędzałam wakacje w domu i mogłam iść na imprezę u Brada. Po raz pierwszy nie jechałam w lecie do Cousins i tylko to mnie obchodziło, tylko tego żałowałam. Myślałam, że będę tam spędzać każde wakacje mojego życia, a letnia willa od zawsze była jedynym miejscem, w którym pragnęłam się znaleźć.
– Ale idziesz, prawda? – upewniła się Taylor.
– Tak, mówiłam ci przecież, że idę.
Zmarszczyła nos.
– Wiem, ale… – urwała w pół słowa. – Nieważne.
Wiedziałam, że Taylor czeka, aż wszystko znowu wróci do normy i będzie tak jak dawniej, ale to było niemożliwe. Ja już nigdy nie miałam być taka jak dawniej.
Kiedyś potrafiłam wierzyć i mieć nadzieję. Wydawało mi się, że jeśli czegoś będę dostatecznie mocno pragnąć, dostatecznie długo sobie tego życzyć, wszystko się ułoży tak, jak powinno.
Susanna nazywała to przeznaczeniem.
Życzyłam sobie Conrada w każde urodziny i powtarzałam to życzenie przy każdej spadającej gwieździe, każdej zgubionej rzęsie, każdej monecie rzuconej do fontanny. Myślałam, że tak będzie zawsze.
Taylor chciała, żebym zapomniała o Conradzie, żebym po prostu wymazała go z pamięci i ze wspomnień. Powtarzała, że każdy musi jakoś przeboleć pierwszą miłość, to jak rytuał wchodzenia w dorosłość.
Ale Conrad nie był po prostu moją pierwszą miłością, częścią jakiegoś rytuału – znaczył dla mnie o wiele więcej. On, Jeremi i Susanna byli moją rodziną i we wspomnieniach zawsze pojawiali się razem, połączeni nierozerwalnymi więzami. Żadne z nich nie mogło istnieć bez pozostałych.
Gdybym zapomniała o Conradzie, wyrzuciła go z serca i udawała, że nigdy mi na nim nie zależało, to tak samo, jakbym wyrzucała z serca Susannę.
Tego nie mogłabym zrobić.rozdział drugi
Dawniej, kiedy tylko w czerwcu kończył się rok szkolny, pakowaliśmy się do samochodu i jechaliśmy prosto do Cousins. Dzień wcześniej moja matka wybierała się do hipermarketu, żeby kupić wielkie kartony soku jabłkowego, a także zapas olejku do opalania, batoników owsianych i pełnoziarnistych płatków śniadaniowych. Kiedy błagałam o coś słodkiego, mówiła mi „Nie bój się, Beck będzie miała mnóstwo płatków, od których dostaniesz próchnicy”. Oczywiście miała rację, ponieważ Susanna – nazywana przez moją matkę Beck – uwielbiała płatki dla dzieci. W letniej willi jedliśmy mnóstwo płatków śniadaniowych, które nigdy nie miały okazji się zestarzeć.
Jednego roku chłopcy jedli płatki na śniadanie, obiad i kolację. Mój brat Steven wybierał Frosty Flakes, Jeremi – Cap’n Crunch, a Conrad – Corn Pops. Jeremi i Conrad byli synami Beck i uwielbiali płatki śniadaniowe. Ja zjadałam wszystko, co zostało i było słodkie.
Przez całe życie jeździłam do Cousins, nie ominęliśmy żadnych wakacji. Przez prawie siedemnaście lat próbowałam dogonić chłopaków z nadzieją, że pewnego dnia będę dostatecznie duża, żeby stać się częścią ich paczki – letniej paczki. W końcu mi się to udało, ale teraz było już za późno. Ostatniego wieczoru zeszłego lata, w basenie, powiedzieliśmy, że zawsze będziemy tam wracać. To przerażające, jak łatwo i szybko można złamać obietnicę.
Zeszłego lata po powrocie do domu czekałam. Po sierpniu nadszedł wrzesień i zaczęła się szkoła, a ja dalej czekałam. Ja i Conrad nie obiecywaliśmy sobie przecież niczego, nie zgodził się zostać moim chłopakiem, łączył nas tylko pocałunek. Conrad jechał do college’u, gdzie miał spotkać milion innych dziewczyn, które nie musiały wracać o ustalonej porze do domu, mieszkały z nim po sąsiedzku, były od mnie mądrzejsze, ładniejsze, bardziej tajemnicze i zupełnie nowe. To wszystko było dla mnie niemożliwe.
Myślałam o nim przez cały czas – co to wszystko znaczyło, czym się dla siebie staliśmy. Nie mogliśmy cofnąć czasu, wiedziałam, że ja już nie mogę się wycofać. To, co zaszło między nami – między mną a Conradem, a także między mną a Jeremim – zmieniło wszystko. Kiedy skończył się sierpień i zaczął wrzesień, a telefon wciąż nie dzwonił, wystarczyło, że przypominałam sobie, jak Conrad patrzył na mnie tego ostatniego wieczoru, a wiedziałam, że wciąż jeszcze mogę mieć nadzieję. Wiedziałam, że nie wymyśliłam sobie tego, nie potrafiłabym.
Zgodnie z tym, co mówiła moja matka, Conrad przeprowadził się do akademika, miał nieznośnego współlokatora z New Jersey, a Susanna zamartwiała się, że za mało je. Matka opowiadała mi to wszystko przy okazji, mimochodem, żeby nie urazić mojej dumy, a ja nigdy nie próbowałam z niej wyciągać więcej informacji. Wiedziałam, że on zadzwoni, byłam tego pewna – wystarczyło tylko czekać.
Telefon zadzwonił w drugim tygodniu września, trzy tygodnie po tym, jak widziałam go po raz ostatni. Jadłam lody truskawkowe w salonie i kłóciłam się ze Stevenem o pilota. Była dziewiąta wieczorem w poniedziałek, pora na najlepsze programy w telewizji. Telefon zadzwonił, ale ani Steven, ani ja nie ruszyliśmy się, żeby odebrać. Wiedzieliśmy, że to z nas, które wstanie, przegra walkę o telewizor.
Mama odebrała w swoim gabinecie, przyniosła słuchawkę do salonu i powiedziała:
– Belly, to do ciebie. Dzwoni Conrad.
A potem mrugnęła do mnie.
Wszystko we mnie zawibrowało, usłyszałam w uszach szum oceanu, ryk sztormowych fal. Miałam wrażenie, że jestem pijana, czułam się cudownie.
Doczekałam się swojej nagrody! Nigdy nie czułam takiej satysfakcji z powodu tego, że miałam rację i że byłam cierpliwa.
Steven wyrwał mnie z tego transu.
– Dlaczego Conrad miałby dzwonić do ciebie? – zapytał, marszcząc brwi.
Zignorowałam go, wzięłam od matki telefon i wyszłam z pokoju, zostawiając za sobą Stevena z pilotem do telewizora i roztapiające się lody. Wszystko to przestało mieć znaczenie.
Pozwoliłam Conradowi zaczekać, aż doszłam do schodów i usiadłam na stopniach.
– Cześć – powiedziałam.
Starałam się ukryć uśmiech, bo byłam pewna, że się go domyśli.
– Cześć – odparł. – Co słychać?
– Nic specjalnego.
– Coś ci powiem. Mój współlokator chrapie jeszcze głośniej niż ty.
Zadzwonił znowu następnego wieczoru, a potem jeszcze następnego. Za każdym razem gadaliśmy godzinami. Kiedy dzwonił telefon i okazywało się, że to do mnie, a nie do Stevena, mój brat początkowo nic nie rozumiał.
– Dlaczego Conrad do ciebie wydzwania? – dziwił się.
– A jak myślisz? Zakochał się we mnie. Po prostu jesteśmy zakochani.
Steven omal się nie zadławił.
– Chyba zwariował – oznajmił, potrząsając głową.
– Czy to naprawdę niemożliwe, że Conrad Fisher zakochał się we mnie? – zapytałam go, zaplatając wyzywająco ręce.
Nie musiał się nawet zastanawiać nad odpowiedzią.
– Tak – stwierdził. – To absolutnie niemożliwe.
Szczerze mówiąc, miał rację.
To było zupełnie jak sen, całkowicie odrealnione. Po całych latach, tylu wakacjach spędzonych na oglądaniu się za nim, tęsknocie i marzeniach o nim, dzwonił do mnie. Lubił ze mną rozmawiać. Potrafiłam go rozbawić nawet wtedy, gdy nie było mu do śmiechu. Rozumiałam, przez co przechodzi, bo sama po części przez to przechodziłam. Na świecie było tylko kilka osób, które kochały Susannę w taki sposób, jak my. Myślałam, że to wystarczy.
Zaczęło nas łączyć coś, co nigdy nie zostało zdefiniowane, ale co bez wątpienia istniało. Naprawdę.
Kilka razy jechał trzy i pół godziny ze swojej uczelni, żeby się ze mną zobaczyć. Raz nocował u nas, ponieważ zrobiło się późno i moja matka nie chciała, żeby wracał o tej porze. Conrad spał w gościnnym pokoju, a ja leżałam bezsennie w łóżku przez wiele godzin, myśląc o tym, że on śpi kilka metrów ode mnie, w moim domu.
Byłam pewna, że gdyby Steven nie przyczepiał się do nas jak rzep, Conrad próbowałby mnie przynajmniej pocałować, ale w obecności mojego brata to było praktycznie niemożliwe. Kiedy oglądaliśmy telewizję, wpychał się między nas, rozmawiał z Conradem o rzeczach, o których nie miałam pojęcia i które mnie nie interesowały, takich jak futbol.
Pewnego razu po obiedzie zapytałam Conrada, czy ma ochotę wybrać się na mrożony deser do Brusters, a Steven wtrącił się, mówiąc, że to świetny pomysł. Spiorunowałam go wzrokiem, ale tylko wyszczerzył do mnie zęby. Wtedy Conrad na jego oczach wziął mnie za rękę i powiedział, że możemy iść wszyscy. Poszliśmy wszyscy, nawet moja matka – nie mogłam uwierzyć, że jeżdżę na randki z matką i bratem na tylnym siedzeniu.
Ale tak naprawdę to wszystko sprawiało, że ta jedna cudowna noc w grudniu wydawała się jeszcze cudowniejsza. Conrad i ja pojechaliśmy do Cousins tylko we dwoje. Noce jak ze snu rzadko się zdarzają, ale ta była naprawdę jak ze snu. To było coś, na co warto było czekać.
Byłam szczęśliwa, że mieliśmy tę noc.
Ponieważ w maju było już po wszystkim.rozdział trzeci
Wyszłam wcześniej od Marcy. Powiedziałam Taylor, że chcę odpocząć przed wieczorną imprezą u Brada, co było po części prawdą. Rzeczywiście chciałam odpocząć, chociaż nie z powodu imprezy. Kiedy tylko wróciłam do domu, założyłam rozciągnięty T-shirt z Cousins, nalałam do butelki zimny sok winogronowy i gapiłam się w telewizor, aż rozbolała mnie głowa.
Otaczała mnie cudowna, kojąca cisza, w której słychać było tylko telewizor i szum włączającej się i wyłączającej klimatyzacji. Miałam cały dom dla siebie, ponieważ Steven znalazł sobie na lato pracę w Best Buy – oszczędzał na pięćdziesięciocalowy telewizor LCD, który zamierzał jesienią zabrać ze sobą do college’u. Matka była w domu, ale całe dnie spędzała zamknięta w gabinecie. Twierdziła, że musi nadgonić swoją pracę.
Rozumiałam ją, bo na jej miejscu też chciałabym być sama.
Taylor przyszła około szóstej, uzbrojona w ciemnoróżowy kuferek do makijażu z logo Victoria’s Secret. Weszła do salonu i zmarszczyła brwi, widząc mnie leżącą na kanapie i ubraną w T-shirt z Cousins.
– Nie brałaś jeszcze prysznica, Belly?
– Brałam prysznic rano – odparłam, nie wstając.
– Tak, a potem leżałaś cały dzień na słońcu. – Taylor złapała mnie za ramię, więc pozwoliłam, żeby mnie posadziła. – Wstawaj i idź pod prysznic.
Poszłam za nią na górę i weszłam do łazienki, podczas gdy Taylor zniknęła w mojej sypialni. Wzięłam chyba najszybszy prysznic w życiu – zostawiona sama sobie moja przyjaciółka była nieprawdopodobnie wścibska i miałam pewność, że grzebie w moich rzeczach, jakby należały do niej.
Kiedy wyszłam, Taylor siedziała na podłodze przed lustrem, szybkimi ruchami nakładając na policzki puder brązujący.
– Chcesz, żebym cię umalowała?
– Nie trzeba – odparłam. – Czy możesz zamknąć oczy, bo chciałabym się ubrać?
Przewróciła oczami, zanim je zamknęła.
– Belly, przesadzasz z tą wstydliwością.
– Mnie to nie przeszkadza – powiedziałam, zakładając majtki i stanik. Znowu włożyłam T-shirt z Cousins. – Dobra, możesz już patrzeć.
Taylor otworzyła szeroko oczy i nałożyła mascarę.
– Mogę ci pomalować paznokcie – zaproponowała. – Mam trzy nowe kolory.
– Nie ma sensu. – Podniosłam ręce i pokazałam jej, że mam paznokcie ogryzione do mięsa.
Taylor skrzywiła się.
– No dobra, to w czym zamierzasz iść?
– W tym – odparłam, ukrywając uśmiech i wskazując na swój T-shirt.
Miałam go na sobie tyle razy, że wokół szyi zrobiły się malutkie dziurki, a materiał stał się miękki jak chusteczka. Naprawdę chciałabym móc założyć go na imprezę.
– Bardzo śmieszne – prychnęła Taylor i podeszła na czworakach do mojej szafy.
Wstała i zaczęła w niej grzebać, przesuwając wieszaki, jakby nie znała już na pamięć każdego noszonego przeze mnie ciucha.
Zazwyczaj mi to nie przeszkadzało, ale dzisiaj czułam się lekko rozdrażniona i wszystko mnie denerwowało.
– Nie martw się, założę po prostu szorty i bluzkę bez rękawów – powiedziałam do niej.
– Belly, ludzie przychodzą na imprezy u Brada naprawdę odstawieni. Nie byłaś na żadnej, więc możesz tego nie wiedzieć, ale nie wypada przyjść po prostu w starych szortach.
Taylor wyciągnęła z szafy białą letnią sukienkę. Ostatni raz miałam ją na sobie zeszłego lata, na imprezie, na której poznałam Cama. Susanna twierdziła, że wyglądam w niej jak z obrazka.
Wstałam, wzięłam od Taylor sukienkę i odwiesiłam ją do szafy.
– Jest poplamiona – oznajmiłam. – Znajdę coś innego.
Taylor z powrotem usiadła przed lustrem.
– No to załóż tę czarną w kwiatki. Niesamowicie podkreśla twoje cycki.
– Jest za ciasna. Niewygodnie mi w niej – odparłam.
– A jak ładnie poproszę?
Westchnęłam, zdjęłam sukienkę z wieszaka i założyłam. Czasem łatwiej było po prostu posłuchać Taylor. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami od dziecka, tak długo, że stało się to całkowicie oczywiste, było czymś, o czym nie warto już nawet wspominać.
– No, sama widzisz, że świetnie wyglądasz. – Taylor podeszła i zapięła mi suwak. – Dobra, to przemyślmy nasz plan działania.
– Jaki plan działania?
– Myślę, że powinnaś na tej imprezie złapać Cory’ego.
– Taylor…
Podniosła rękę.
– Posłuchaj mnie chociaż. Cory jest bardzo miły i do tego przystojny. Gdyby popracował trochę nad mięśniami, można by go wziąć za modela.
– Daruj sobie – prychnęłam.
– Dobra, ale na pewno jest tak samo przystojny, jak pan C. – Nigdy nie nazywała go teraz po imieniu, zawsze tylko „sama-wiesz-kto” albo „pan C”.
– Taylor, przestań mnie piłować. Nie mogę o nim zapomnieć tylko dlatego, że ty tego chcesz.
– A nie możesz chociaż spróbować? – zaczęła namawiać. – Cory może ci posłużyć za odskocznię. Nie będzie miał nic przeciwko.
– Jeśli jeszcze raz wspomnisz o Corym, nie pójdę na tę imprezę – zagroziłam i naprawdę zamierzałam tak zrobić.
W gruncie rzeczy liczyłam na to, że złamie ten zakaz, a ja będę miała wymówkę, żeby zostać w domu.
Taylor otworzyła szerzej oczy.
– Dobra, dobra, wybacz. Nie powiem już ani słowa.
Sięgnęła po swój kuferek i usiadła na krawędzi łóżka, a ja zajęłam miejsce u jej stóp. Taylor wyciągnęła grzebień, rozczesała mi włosy i zaczęła je szybko zaplatać zręcznymi palcami. Kiedy skończyła, przypięła mi warkocze tak, aby tworzyły koronę. Żadna z nas się nie odzywała, ale Taylor w końcu przerwała milczenie.
– Uwielbiam cię w tym uczesaniu. Wyglądasz zupełnie jak indiańska księżniczka.
Zaczęłam się śmiać, ale zaraz się powstrzymałam. Taylor złapała mój wzrok w lustrze.
– Wiesz co, naprawdę wolno ci się śmiać i dobrze się bawić.
– Wiem – odparłam, ale nie byłam o tym przekonana.
Przed wyjściem zajrzałam do gabinetu matki, która siedziała przy biurku, otoczona teczkami z dokumentami i stosami papierów. Susanna uczyniła ją wykonawcą testamentu, a o ile wiedziałam, to oznaczało mnóstwo papierkowej roboty. Matka często rozmawiała przez telefon z prawnikiem Susanny, ustalając różne rzeczy. Chciała, żeby wszystko było idealnie, bo tego życzyłaby sobie Beck.
Susanna zapisała Stevenowi i mnie trochę pieniędzy na studia, a ja dostałam także biżuterię. Bransoletkę z szafirami, której chyba w życiu nie miałam zamiaru założyć, diamentowy naszyjnik na ślub (Susanna dokładnie tak napisała), a także moje ulubione kolczyki i pierścionek z opalami.
– Mamo?
Matka uniosła głowę.
– Tak?
– Jadłaś już obiad?
Wiedziałam, że nie jadła, bo nie wychodziła z gabinetu, odkąd wróciłam do domu.
– Nie jestem głodna – odparła. – Jeśli w lodówce nie ma nic do jedzenia, możesz zamówić sobie pizzę.
– Zrobię ci kanapkę – zaproponowałam.
Zrobiłam zakupy wcześniej w tygodniu, ja i Steven zajmowaliśmy się tym na zmianę. Wątpiłam, żeby matka pamiętała, że jest długi weekend z okazji czwartego lipca.
– Nie trzeba, później zejdę na dół i sama coś sobie przygotuję.
– Dobra. – Zawahałam się. – Idę z Taylor na imprezę, postaram się wrócić nie za późno.
Jakaś część mnie pragnęła, żeby matka poprosiła, żebym została w domu. Jakaś część mnie chciała jej zaproponować, że zostanę i dotrzymam jej towarzystwa, zapytam, czy chciałaby obejrzeć jakiś stary film albo zjeść trochę świeżo zrobionego popcornu.
Matka zdążyła na nowo pochylić się nad papierami i przygryzała końcówkę długopisu.
– Dobry pomysł – stwierdziła. – Uważaj na siebie.
Zamknęłam za sobą drzwi.
Taylor czekała na mnie w kuchni, wysyłając SMS-y.
– Pospiesz się i wychodzimy.
– Chwila, muszę jeszcze coś zrobić.
Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam składniki na kanapkę z indykiem: musztardę, ser i chleb.
– Belly, na tej imprezie będzie jedzenie. Nie musisz teraz jeść.
– To dla mamy – wyjaśniłam.
Przygotowałam kanapkę, położyłam ją na talerzu, przykryłam folią i zostawiłam na blacie w dobrze widocznym miejscu.
Impreza okazała się dokładnie taka jak w opowieściach Taylor. Na miejscu bawiła się połowa naszej klasy, nie było za to widać rodziców Brada. Ogród oświetlały pochodnie, a głośniki niemal wibrowały od głośnej muzyki. Dziewczyny zaczęły już tańczyć.
Zobaczyłam też ogromną baryłkę i wielką czerwoną chłodziarkę. Brad stał przy grillu, obracając steki i kiełbaski. Miał na sobie fartuch z napisem „Pocałuj kucharza”.
– Tak jakby ktokolwiek chciał się z nim całować – prychnęła Taylor.
Kręciła się obok Brada na początku roku, zanim zdecydowała się na obecnego chłopaka, Davisa. Kilka razy umówiła się z Bradem, ale potem rzucił ją dla dziewczyny z czwartej klasy.
Zapomniałam się spryskać sprejem na komary, więc czułam, że mają na mnie prawdziwą ucztę. Co chwila pochylałam się, żeby podrapać się w nogę, i cieszyłam się, że mogę to robić – że mam jakieś zajęcie. Bałam się, że przypadkiem napotkam wzrok Cory’ego, którego zauważyłam obok basenu.
Ludzie pili piwo z czerwonych plastikowych kubeczków, ale Taylor przyniosła dla nas drinki. Mój nazywał się Fuzzy Navel, miał konsystencję syropu i smakował chemią. Wypiłam dwa łyki, a resztę wylałam.
Taylor wypatrzyła Davisa stojącego przy stole tenisowym – chłopaki grali w ping-ponga, próbując wrzucić piłeczkę do kubka z piwem przeciwnika. Przyłożyła palec do ust i złapała mnie za rękę. Kiedy podeszłyśmy do niego od tyłu, Taylor go objęła.
– Mam cię! – oznajmiła.
Davis odwrócił się i ją pocałował, jakby nie widzieli się zaledwie kilka godzin wcześniej. Przez jakąś minutę stałam tam, niepewnie ściskając torebkę i starając się na nich nie patrzeć. Tak naprawdę nazywał się Ben Davies, ale wszyscy mówili na niego po prostu Davis. Był bardzo przystojny, miał dołeczki w policzkach i oczy zielone jak szkło. Przy tym nie był specjalnie wysoki, co początkowo Taylor uważała za powód do dyskwalifikacji, ale teraz przestało jej jakoś przeszkadzać. Nie cierpiałam jeżdżenia z nimi do szkoły, ponieważ przez cały czas trzymali się za ręce, a ja siedziałam jak dzieciak na tylnym siedzeniu. Zrywali przynajmniej raz na miesiąc i chodzili ze sobą dopiero od kwietnia. Po jednym zerwaniu Davis zadzwonił do Taylor, płacząc, a ona przełączyła rozmowę na głośniki. Czułam się winna, słuchając go, ale jednocześnie zazdrosna i ełna podziwu, że zależało mu na niej tak bardzo, że nawet płakał.
– Pete musi się iść odsikać. – Davis objął Taylor w talii. – Zagrasz ze mną, dopóki nie wróci?
Popatrzyła na mnie i potrząsnęła głową, wysuwając się z jego objęć.
– Nie mogę zostawić Belly samej.
Spiorunowałam ją wzrokiem.
– Taylor, nie musisz mnie przecież niańczyć. Zagraj z nim.
– Jesteś pewna?
– Tak, jestem pewna.
Odeszłam od nich, zanim zdążyła zaprotestować. Przywitałam się z Marcy, Frankie, z którą jeździłam w gimnazjum do szkoły, z Alice, która była moją najlepszą przyjaciółką w przedszkolu, z Simonem, z którym miałam zdjęcie w szkolnym albumie. Większość z nich znałam przez całe życie, a jednak nigdy jeszcze tak bardzo nie tęskniłam za Cousins. Kątem oka zobaczyłam, że Taylor rozmawia z Corym, więc pospiesznie się oddaliłam, żeby nie zdążyła mnie zawołać. Wzięłam sobie coś do picia i podeszłam do trampoliny. Nikt na niej nie siedział, więc zrzuciłam klapki i wspięłam się na nią, a potem położyłam dokładnie na środku, ostrożnie układając spódnicę. Gwiazdy lśniły jak jasne diamentowe iskierki na niebie. Napiłam się coli, beknęłam kilka razy i rozejrzałam, żeby sprawdzić, czy ktoś mnie usłyszał – ale nie, wszyscy wrócili już do domu. Potem spróbowałam policzyć gwiazdy, co było w sumie tak samo głupie, jak liczenie ziarenek piasku, ale robiłam to, żeby się czymś zająć. Zastanawiałam się, kiedy uda mi się wymknąć i wrócić do domu. Przyjechałyśmy moim samochodem, a Taylor mogła się zabrać z Davisem. Zaczęłam się zastanawiać, czy to będzie dziwnie wyglądało, jeśli zapakuję kilka hot dogów do zjedzenia na później.
Od co najmniej dwóch godzin nie myślałam o Susannie. Może Taylor miała rację, może to właśnie tutaj powinnam być. Jeśli wciąż będę patrzeć za siebie i tęsknić za Cousins, nigdy nie zdołam się uwolnić.
Kiedy się nad tym zastanawiałam, Cory Wheeler wspiął się na trampolinę i podszedł do mnie. Położył się obok mnie i odezwał się:
– Cześć, Conklin.
Od kiedy Cory i ja mówimy sobie po nazwisku?
Zebrałam się w sobie i odpowiedziałam:
– Cześć, Wheeler.
Starałam się na niego nie patrzeć i skoncentrować się na liczeniu gwiazd, a nie na tym, jak blisko mnie się znajdował.
Cory podparł się na łokciu.
– Dobrze się bawisz? – zapytał.
– Jasne.
Zaczął mnie boleć brzuch. Dostawałam wrzodów żołądka od unikania Cory’ego.
– Widziałaś jakieś spadające gwiazdy?
– Jeszcze nie.
Cory pachniał wodą toaletową, piwem i potem, ale o dziwo, to nie była nieprzyjemna mieszanka. Cykady grały głośno, a impreza wydawała się bardzo odległa.
– Słuchaj, Conklin…
– Tak?
– Dalej chodzisz z tym gościem, z którym byłaś na balu? Tym ze zrośniętymi brwiami.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
– Conrad wcale nie ma zrośniętych brwi. I nie chodzę z nim. My, no… zerwaliśmy.
– Fajnie – odparł i to słowo zawisło w powietrzu.
To był jeden z tych przełomowych momentów – dalszy ciąg wieczoru mógł się potoczyć na dwa sposoby. Gdybym pochyliła się odrobinę w lewo, mogłabym go pocałować. Mogłabym zamknąć oczy i zatracić się w Corym Wheelerze, a potem dalej starać się zapomnieć, a przynajmniej udawać, że zapominam.
Ale chociaż Cory był przystojny i uroczy, nie był Conradem i nawet odrobinę nie mógł się do niego zbliżyć. Cory był prosty jak jego krótko obcięte włosy, schludnie ułożone i zaczesane. Nie przypominał Conrada, który jedynym spojrzeniem lub uśmiechem potrafił sprawić, że wszystko we mnie zaczynało drżeć.
Cory żartobliwie szturchnął mnie w ramię.
– No to jak, Conklin? Może moglibyśmy…
Usiadłam i powiedziałam pierwszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy.
– O kurczę, muszę się wysikać. Do zobaczenia, Cory!
Zeszłam z trampoliny tak szybko, jak tylko mogłam, znalazłam klapki i ruszyłam w kierunku domu. Obok basenu zauważyłam Taylor, więc podeszłam prosto do niej.
– Musimy pogadać! – syknęłam.
Złapałam ją za rękę i pociągnęłam do stołu z przekąskami.
– Jakieś pięć sekund temu Cory Wheeler prawie zapytał, czy będę z nim chodzić.
– I co mu odpowiedziałaś? – Oczy Taylor lśniły, a ja byłam na nią wściekła za tę jej pewność siebie, przekonanie, że wszystko idzie zgodnie z planem.
– Powiedziałam, że muszę się wysikać – oznajmiłam.
– Belly! Marsz z powrotem na tę trampolinę i pocałuj go!
– Taylor, możesz przestać? Powiedziałam ci, że nie jestem zainteresowana Corym. Widziałam, że wcześniej z nim gadałaś. Powiedziałaś mu, żeby spróbował się ze mną umówić?
Lekko wzruszyła ramionami.
– Wiesz… podobasz mu się od roku i strasznie dużo czasu potrzebował, żeby się zdecydować. Niewykluczone, że odrobinę popchnęłam go we właściwym kierunku. Słodko wyglądaliście razem na tej trampolinie.
Potrząsnęłam głową.
– Naprawdę byłabym ci wdzięczna, gdybyś tego nie robiła.
– Chciałam tylko odwrócić twoją uwagę od problemów!
– Wiesz, że nie musisz tego robić – przypomniałam.
– Owszem, muszę.
Patrzyłyśmy na siebie ze złością przez jakąś minutę. Zdarzały się dni takie jak dzisiejszy, kiedy miałam ochotę ją udusić za to, że tak się rządzi. Zaczynałam mieć całkiem dość Taylor popychającej mnie w tym czy tamtym kierunku albo ubierającej mnie, jakbym była jedną z jej gorszych i mniej zamożnych lalek. Nasza przyjaźń zawsze tak wyglądała.
Tym razem jednak miałam w końcu prawdziwą wymówkę, żeby stąd iść, i czułam z tego powodu ulgę.
– Chyba już wrócę do domu – powiedziałam.
– O czym ty mówisz? Dopiero przyszłyśmy.
– Nie jestem w nastroju, jasne?
Taylor chyba także zaczynała mieć mnie dosyć.
– To się już robi nudne, Belly – stwierdziła. – Od miesięcy łazisz ponura. To nie jest zdrowe… Moja mama uważa, że powinnaś poszukać fachowej pomocy.
– Co takiego? Opowiadałaś o mnie swojej mamie? – Spojrzałam na nią z wściekłością. – Powiedz jej, żeby zachowała swoje porady psychiatryczne dla Ellen.
Taylor zachłysnęła się.
– Nie wierzę, że powiedziałaś coś takiego.
Zgodnie ze słowami matki Taylor ich kotka Ellen cierpiała na sezonowe zaburzenia afektywne. Z tego powodu przez całą zimę dostawała leki antydepresyjne, a kiedy na wiosnę dalej była humorzasta, została wysłana do zaklinacza kotów. Nic jej to nie pomogło. Moim zdaniem Ellen miała po prostu wredny charakter.
Odetchnęłam głęboko.
– Przez całe miesiące wysłuchiwałam, jak rozpaczasz z powodu zachowania Ellen, a teraz Susanna umarła, a ty chcesz, żebym się całowała z Corym, piła piwo i zapomniała o niej? No to przykro mi, ale nie potrafię.
Taylor rozejrzała się szybko i pochyliła do mnie.
– Nie zachowuj się tak, jakbyś była nieszczęśliwa tylko z powodu Susanny. Jesteś też nieszczęśliwa z powodu Conrada i doskonale o tym wiesz.
Nie wierzyłam własnym uszom. To zabolało – zabolało, bo było prawdziwe, ale mimo wszystko to był cios poniżej pasa. Mój ojciec dawniej mawiał, że Taylor jest nieopanowana – to prawda, ale na dobre czy na złe, Taylor Jewel była częścią mnie, a ja byłam częścią niej.
Niezupełnie złośliwie przypomniałam:
– Nie wszyscy możemy być tacy jak ty, Taylor.
– Ale zawsze możesz spróbować. – Uśmiechnęła się leciutko. – Posłuchaj, przepraszam za ten pomysł z Corym. Chciałam tylko, żebyś była szczęśliwa.
– Wiem.
Objęła mnie, a ja na to pozwoliłam.
– Zobaczysz, to będzie wspaniałe lato.
– Wspaniałe – powtórzyłam jak echo.
Chciałam już iść dalej, mieć to za sobą. Jeśli przetrwam to lato, następne na pewno będzie łatwiejsze.
Ostatecznie zostałam. Posiedziałam na werandzie z Taylor i Davisem, popatrzyłam, jak Cory flirtuje z dziewczyną z drugiej klasy, zjadłam hot doga i wróciłam do domu.
Kanapka nadal leżała na blacie zawinięta w folię, więc schowałam ją do lodówki i poszłam na górę. W sypialni matki paliło się światło, ale nie zajrzałam tam, żeby powiedzieć jej dobranoc. Poszłam prosto do mojego pokoju, założyłam z powrotem rozciągnięty T-shirt z Cousins, rozplotłam warkocze, umyłam zęby i opłukałam twarz. Potem wsunęłam się pod kołdrę i po prostu leżałam, rozmyślając. Myślałam o tym, że tak właśnie teraz będzie wyglądać moje życie – bez Susanny i bez chłopców.
Minęły już dwa miesiące. Przetrwałam czerwiec, więc zaczęłam myśleć, że mi się to uda. Mogłam chodzić z Taylor i Davisem do kina, pływać w basenie Marcy, może nawet umówić się z Corym Wheelerem. Jeśli będę potrafiła robić takie rzeczy, wszystko będzie w porządku. Może jeśli zapomnę, jak cudownie było kiedyś, moje życie stanie się dużo łatwiejsze.
Ale kiedy tej nocy zasnęłam, przyśniła mi się Susanna i letnia willa, a ja nawet we śnie pamiętałam doskonale, jak cudownie tam było, jak bardzo czułam się tam na miejscu. Niezależnie od tego, co robisz i jak bardzo się starasz, nie masz władzy nad swoimi snami.rozdział czwarty
Jeremi
Widok płaczącego taty potrafi naprawdę namieszać ci w głowie. Może nie na wszystkich by to zrobiło takie samo wrażenie, może niektórzy mają ojców, którym zdarza się płakać i którzy okazują swoje emocje. Mój tata nie był typem emocjonalnym i nigdy nie pozwalał nam płakać, ale w szpitalu, a potem w domu pogrzebowym płakał jak zagubione dziecko.
Mama umarła wcześnie rano – to stało się tak szybko, że potrzebowałem chwili, żeby zrozumieć, że to się wydarzyło naprawdę. To nie od razu dociera do człowieka.
Wieczorem – pierwszego wieczoru bez niej – w domu zostaliśmy tylko ja i Conrad. Byliśmy sami po raz pierwszy od wielu dni.
W domu panowała cisza. Tata razem z Laurel byli w domu pogrzebowym, a krewni zatrzymali się w hotelu. Zostaliśmy tylko ja i Con. Przez cały dzień ludzie wchodzili i wychodzili, ale teraz byliśmy sami.
Siedzieliśmy przy stole w kuchni. Ludzie przysyłali nam różne rzeczy: kosze z owocami, talerze kanapek, ciasto kawowe i wielką puszkę maślanych herbatników z Costco.
Ukroiłem kawałek ciasta kawowego i wepchnąłem je sobie do ust. Było suche. Ukroiłem i zjadłem jeszcze kawałek.
– Chcesz trochę? – zapytałem Conrada.
– Nie bardzo – odparł.
Pił mleko, a ja zacząłem się zastanawiać, czy jest jeszcze dobre. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ktoś robił zakupy.
– Jakie są plany na jutro? – zapytałem. – Czy wszyscy tu się zwalą?
Conrad wzruszył ramionami.
– Pewnie tak – powiedział.
Miał wąsy z mleka.
Nie rozmawialiśmy więcej.
Conrad poszedł do siebie na górę, a ja posprzątałem kuchnię. Kiedy poczułem się zmęczony, także poszedłem na górę. Zastanawiałem się, czy wejść do Conrada, ponieważ nawet jeśli nie rozmawialiśmy ze sobą, kiedy byliśmy razem, czułem się lepiej, mniej samotny.
Stałem na korytarzu i przez moment zamierzałem zapukać, ale wtedy usłyszałem, że płacze, starając się stłumić szloch. Nie wszedłem do jego pokoju, zostawiłem go samego, ponieważ wiedziałem, że on tak by wolał.
Wróciłem do swojej sypialni, położyłem się do łóżka i też się rozpłakałem.rozdział szósty
3 lipca
Kiedy wcześnie rano następnego dnia zadzwonił telefon, pomyślałam od razu, że telefony o takiej porze zawsze oznaczają złe wieści. Do pewnego stopnia miałam rację.
Wydaje mi się, że ciągle jeszcze spałam, kiedy usłyszałam jego głos i przez sekundę myślałam, że to Conrad. Nie byłam w stanie złapać tchu – to, że Conrad do mnie dzwonił, wystarczyło, żebym zapomniała, jak się oddycha. Ale to nie był on, tylko Jeremi.
Byli przecież braćmi, więc mieli podobne głosy, chociaż nie identyczne.
– Belly? Tu Jeremi. Conrad zniknął.
– Jak to „zniknął”?
Błyskawicznie się obudziłam, a serce podeszło mi do gardła.
To słowo oznaczało coś innego niż zazwyczaj, zabrzmiało nieodwołalnie.
– Kilka dni temu wyjechał z letnich kursów i nie wrócił. Masz jakiś pomysł, gdzie może być?
– Nie. – Nie rozmawiałam z Conradem od pogrzebu Susanny.
– Opuścił dwa egzaminy. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił. – W głosie Jeremiego brzmiała desperacja, a może nawet panika.
Nigdy przedtem nie słyszałam takiego tonu, zawsze był wyluzowany, zawsze się śmiał, nigdy nie był poważny. Miał rację, Conrad nie zrobiłby czegoś takiego, nie wyjechałby, nie zawiadamiając nikogo. W każdym razie dawny Conrad by się tak nie zachował, ten Conrad, którego kochałam, od kiedy skończyłam dziesięć lat.
Usiadłam i potarłam oczy.
– Czy twój tata o tym wie?
– Tak, całkiem spanikował. Nie radzi sobie z takimi rzeczami. – Takie rzeczy należały do domeny Susanny, a nie pana Fishera.
– A ty co zamierzasz? – Starałam się, żeby mój głos zabrzmiał tak, jak głos mojej mamy, spokojny i rozsądny.
Zupełnie jakbym nie była śmiertelnie przerażona myślą o tym, że Conrad zniknął. Nie bałam się aż tak bardzo, że ma jakieś kłopoty, ale jeśli wyjechał, jeśli naprawdę wyjechał, to mógł nigdy nie wrócić. I tego bałam się bardzie,j niż byłam to w stanie wyrazić.
– Nie wiem. – Jeremi odetchnął ciężko. – Od kilku dni ma wyłączoną komórkę. Myślisz, że mogłabyś pomóc mi go szukać?
– Tak, oczywiście. Jasne, że ci pomogę – odparłam natychmiast.
W tym momencie wszystko zaczęło mieć sens. To była moja szansa, żeby naprawić relacje z Conradem. Uświadomiłam sobie, że właśnie na coś takiego czekałam i nawet o tym nie wiedziałam. Zupełnie jakbym przez ostatnie dwa miesiące chodziła we śnie, a teraz w końcu obudziła się na dobre. Miałam jakiś cel, coś do zrobienia.
Tamtego dnia wygadywałam straszne, niewybaczalne rzeczy, ale może jeśli zdołam mu choć odrobinę pomóc, będę mogła to wszystko naprawić.
Mimo że przerażała mnie myśl o tym, że Conrad zniknął i nie mogłam się doczekać odkupienia moich win, bałam się także spotkania się z nim. Nikt na całym świecie nie miał na mnie takiego wpływu jak Conrad Fisher.
Kiedy tylko skończyłam rozmowę z Jeremim, zaczęło mnie po prostu roznosić. Wrzuciłam do sportowej torby bieliznę i T-shirty.
Ile czasu potrzebowaliśmy, żeby go znaleźć? Czy wszystko z nim było w porządku? Domyśliłabym się, gdyby mu się coś stało, prawda? Zapakowałam szczoteczkę, grzebień i płyn do soczewek kontaktowych.
Matka prasowała ubrania w kuchni, wpatrując się w przestrzeń i marszcząc czoło.
– Mamo? – zapytałam.
Popatrzyła na mnie zaskoczona.
– Tak? Co się dzieje?
Miałam już zaplanowane, co powiem.
– Taylor jest załamana, bo znowu zerwała z Davisem. Przenocuję dzisiaj u niej, może jeszcze jutro tam zostanę. Zobaczę, jak się będzie czuła.
Wstrzymałam oddech, czekając, aż się odezwie. Matka potrafiła wyczuwać kłamstwa najlepiej ze wszystkich znanych mi ludzi. To było coś więcej niż matczyna intuicja, przypominało raczej policyjny wykrywacz kłamstw. Ale tym razem nie uruchomił się żaden alarm, nie zadzwonił żaden dzwonek.
Jej twarz była całkowicie obojętna.
– Dobrze – odparła i wróciła do prasowania. – Postaraj się wrócić jutro wieczorem – dodała. – Zrobię halibuta. – Spryskała krochmalem spodnie khaki.
Miałam wolną drogę i powinnam poczuć ulgę, ale tak naprawdę nic nie poczułam.
– Postaram się – obiecałam.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powiedzieć jej prawdy – ona powinna zrozumieć, powinna chcieć pomóc. Kochała obu chłopców, to ona zawiozła Conrada na pogotowie, kiedy złamał rękę na skateboardzie, ponieważ Susanna trzęsła się tak bardzo, że nie była w stanie nawet prowadzić. Moja matka była opanowana i solidna, zawsze wiedziała, co robić.
Przynajmniej dawniej tak było, bo teraz przestałam być tego pewna.
Kiedy Susanna znowu zachorowała, moja matka zaczęła działać jak automat, wypełniając swoje obowiązki, prawie zawsze nieobecna duchem.
Któregoś dnia zeszłam na dół i zobaczyłam, że zamiata korytarz i ma czerwone oczy. Przestraszyłam się, bo nie była typem osoby, która by płakała. Kiedy ją taką widziałam – zachowującą się jak prawdziwy człowiek, a nie po prostu jak matka – niemal zaczynałam tracić w nią wiarę.
Matka odstawiła żelazko, wzięła ze stołu torebkę i wyciągnęła portfel.
– Kup jej ode mnie lody – powiedziała, podając mi dwadzieścia dolarów.
– Dziękuję, mamo.
Wzięłam od niej banknot i wepchnęłam go do kieszeni. Przyda się później na paliwo.
– Baw się dobrze – powiedziała i przestała zwracać na mnie uwagę.
Z nieobecną twarzą prasowała te same spodnie, które przed chwilą skończyła prasować.
Kiedy wsiadłam do samochodu i ruszyłam spod domu, w końcu pozwoliłam sobie na to, żeby ogarnęło mnie uczucie ulgi. Nie musiałam dzisiaj znosić milczącej, przygnębionej matki. Nie chciałam jej zostawiać, ale nie chciałam też być z nią, ponieważ przypominała mi to, o czym najbardziej chciałam zapomnieć.
Susanna odeszła i nigdy nie wróci, a nikt z nas nie mógł już być taki jak dawniej.