Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bezbronne imperium - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
30 grudnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Bezbronne imperium - ebook

Ósmy tom bestsellerowej sagi fantasy!

Terry Goodkind to niewątpliwie gwiazda światowej fantasy, a jego saga „Miecz Prawdy” znalazła poczesne miejsce w kanonie gatunku.

Gdy w dalekiej D’Harze podwładni Siostry Verny przygotowują się do ostatecznego starcia z Imperialnym Ładem, Richard wraz z Kahlan wraca z wyprawy do Filarów Świata. Otruty przez przypadkowego wędrowca – miast ruszyć na pomoc przyjaciołom - musi się udać do tajemniczego Imperium Bandakarskiego, o którym wspominają już starożytne księgi. Tymczasem Zedd, pojmany w Wieży Czarodzieja, słyszy ust Jaganga przerażającą nowinę: Siostry Mroku na rozkaz imperatora stworzyły Slide’a, magicznego pożeracza dusz. Slide rozpoczyna polowanie na Richarda...

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7818-962-6
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Wiedziałeś, że tam były, nieprawdaż? – spytała cicho, pochylając się ku niemu.

Z trudem dostrzegała na tle ciemniejącego nieba sylwetki trzech czarnosternych chyżolotów, wzbijających się w powietrze i wyruszających na nocne łowy. To dlatego się zatrzymał. I to właśnie je obserwował, podczas gdy reszta kompanii czekała, milcząca i zaniepokojona.

– Tak – odparł Richard. Wskazał przez ramię, nie patrząc w tamtą stronę. – A tam są jeszcze dwa.

Kahlan zbadała wzrokiem ciemną gmatwaninę skał, ale nie dostrzegła innych ptaków.

Richard ujął w palce srebrną głowicę rękojeści i nieco uniósł miecz, sprawdzając, czy luźno siedzi w pochwie. Ostatni promień bursztynowego światła zaigrał na jego złocistej pelerynie, kiedy pozwolił mieczowi opaść. Jego znajoma, wysoka, mocarna sylwetka wyglądała w zapadającym zmierzchu, jakby była jedynie utkaną z cieni zjawą.

I właśnie wtedy ponad ich głowami przemknęły dwa wielkie ptaki. Jeden z nich, szeroko rozpościerając skrzydła, krzyknął przenikliwie i zatoczył krąg nad pięciorgiem ludzi, a potem ruszył za lecącymi na zachód towarzyszami.

Tej nocy nie zabraknie im pożywienia.

Kahlan przypuszczała, że obserwujący ptaki Richard myśli o swoim przyrodnim bracie, o którego istnieniu dopiero co się dowiedział. Ów brat spoczywał teraz o dzień ciężkiej drogi na zachód, w miejscu tak palonym promieniami słońca, że niewielu ludzi się tam zapuszczało. A jeszcze mniej stamtąd wracało. I straszliwy skwar wcale nie był największym z zagrożeń.

Gasnące światło rysowało za tymi wymarłymi równinami sylwetkę odległego pierścienia gór, sprawiając, że wyglądały jak zwęglone w płomieniach zaświatów. Pięć ptaków – mroczniejących jak owe góry, jak one nieprzejednanych i niebezpiecznych – ścigało znikające światło.

Jennsen, stojąca najdalej od Richarda, patrzyła za nimi ze zdumieniem.

– A cóż to, u licha…?

– Czarnosterne chyżoloty – odparł Richard.

Jennsen zadumała się nad obcą sobie nazwą.

– Często przyglądałam się jastrzębiom, sokołom i innym takim – powiedziała w końcu – ale nigdy nie widziałam polujących nocą ptaków drapieżnych, poza, oczywiście, sowami. A to nie są sowy.

Richard przyglądał się chyżolotom, odruchowo zbierając kamyki z kruszącej się skałki, przy której stał. Potrząsał nimi w luźno zamkniętej dłoni.

– I ja zobaczyłem je dopiero tutaj. Ludzie mówili nam, że pojawiają się ledwie od roku lub dwóch. Lecz wszyscy zgodnie twierdzili, że wcześniej nigdy nie widywali chyżolotów.

– Parę ostatnich lat… – zastanowiła się Jennsen.

Kahlan, niemal wbrew swojej woli, zaczęła sobie przypominać opowieści, które im powtarzano, pogłoski, szeptane zapewnienia.

– Sądzę, że są spokrewnione z sokołami. – Richard rzucił kamyki na zlepieńcowy szlak.

Jennsen w końcu przykucnęła, żeby pocieszyć tulącą się do jej spódnicy brązową kózkę Betty.

– To nie mogą być sokoły. – Małe, białe bliźnięta Betty, zwykle brykające, ssące mleko lub śpiące, teraz w milczeniu wtuliły się pod krągły brzuch matki. – Są za duże na sokoły, większe niż jastrzębie, większe niż orły przednie. Żaden sokół nie jest taki wielki.

Richard oderwał wreszcie gniewny wzrok od ptaków i pochylił się, żeby pomóc ukoić trzęsące się bliźnięta. Jedno z nich, łaknące pocieszenia, zerknęło nań niespokojnie, wysunęło różowy języczek i dopiero potem postawiło na dłoni chłopaka maleńkie czarne kopytko. Richard gładził kciukiem porośniętą białą sierścią chudziutką nóżkę. Uśmiech złagodził jego rysy i głos.

– Czy to oznacza, że wolisz zignorować to, co właśnie ujrzałaś?

Jennsen głaskała oklapnięte uszy Betty.

– Coś mi się widzi, że zjeżone włosy na moim karku wierzą w to, co widziałam.

Richard oparł rękę na kolanie i spojrzał ku ponuremu horyzontowi.

– Chyżoloty mają smukłe sylwetki, krągłe głowy i długie, ostro zakończone skrzydła, podobnie jak wszystkie sokoły, które widywałem. Często rozkładają wachlarzowato ogony, kiedy szybują, lecz nigdy w locie.

Jennsen skinęła głową, rozpoznając wymienione przez niego charakterystyczne cechy. Tymczasem dla Kahlan ptak to był ptak. Jednak te – z czerwonymi pręgami na piersi i szkarłatnymi u nasady lotek – nauczyła się rozpoznawać.

– Są szybkie, silne i agresywne – dodał chłopak. – Widziałem, jak jeden z nich z łatwością dogonił sokoła stepowego i pochwycił w szpony.

Jennsen aż zaniemówiła z wrażenia.

Richard dorastał w bezkresnych lasach Westlandu i był leśnym przewodnikiem. Wiele wiedział o przyrodzie, o zwierzętach, o życiu pod gołym niebem. Takie wychowanie wydawało się osobliwe Kahlan, dorastającej w pałacu w Midlandach. Uwielbiała uczyć się od Richarda o przyrodzie, uwielbiała wspólnie z nim zachwycać się cudami świata i życia. Rzecz jasna, już dawno stał się kimś więcej niż leśnym przewodnikiem. Zdawało się, że wieki minęły od pierwszego spotkania z Richardem w tych jego lasach – a przecież było to zaledwie nieco więcej niż dwa i pół roku temu.

Teraz zaś znajdowali się daleko od rodzinnych domów – wytwornego Kahlan i skromnego Richarda. Gdyby mogli, wybraliby każde inne miejsce niż to. No, ale przynajmniej byli razem.

Po tym wszystkim, czego wspólnie z Richardem doświadczyli – niebezpieczeństwach, niepokoju, bólu po stracie przyjaciół i bliskich – Kahlan z całego serca radowała się każdą spędzoną z nim chwilą, niechby i w samym sercu ziem wroga.

Teraz zaś dowiedzieli się nie tylko o istnieniu przyrodniego brata Richarda, ale i jego przyrodniej siostry, Jennsen. Z tego, co usłyszeli od wczorajszego spotkania, wynikało, że i ona dorastała w lasach. Szczera radość Jennsen z bliskiego pokrewieństwa z osobą, z którą miała tak wiele wspólnego, radowała serce. Jej ogromne zaciekawienie Kahlan i dzieciństwem dziewczyny w Pałacu Spowiedniczek w odległym Aydindril przewyższała jedynie fascynacja dopiero co poznanym starszym bratem.

Jennsen miała inną matkę niż Richard, lecz oboje spłodził ten sam okrutny tyran, Rahl Posępny. Była młodsza, niedawno skończyła dwadzieścia lat, miała błękitne jak niebo oczy i sięgające ramion rude loki. Odziedziczyła po Rahlu Posępnym okrutnie nieskazitelne rysy, lecz matczyna spuścizna i prostolinijność przydały im zachwycającej kobiecości. Drapieżne spojrzenie Richarda zaświadczało o ojcostwie Rahla, ale wyraz jego twarzy, poglądy i charakter, tak dobrze widoczne w szarych oczach, były już wyłącznie jego.

– Widywałam sokoły rozszarpujące małe zwierzęta – powiedziała Jennsen. – I wcale nie zachwyca mnie myśl o takim wielkim sokole, a tym bardziej o pięciu równocześnie.

Jej kózka, Betty, najwyraźniej podzielała zdanie swojej pani.

– Będziemy kolejno czuwać nocą – uspokoiła ją Kahlan. Sokoły nie były jedynym powodem niepokoju Jennsen, lecz te słowa wystarczyły.

Ze znajdujących się wokół jałowych skał, w niesamowitej ciszy, bił żar. Mieli za sobą całodzienną ciężką drogę ze środka doliny i przez otaczające ją równiny, lecz żadne z nich nie skarżyło się na szaleńcze tempo. Straszliwy skwar sprawił jednak, że Kahlan okropnie bolała głowa. Była przeraźliwie zmęczona, ale wiedziała, że w ostatnich dniach Richard miał jeszcze mniej snu i wypoczynku niż oni. W jego spojrzeniu i ruchach czytała wyczerpanie.

Wtem Kahlan uświadomiła sobie, co ją tak denerwuje: cisza. Nie było słychać szczekania kojotów, nie dochodziło z oddali wycie wilków, nie trzepotały skrzydła nietoperzy, nie szeleściły szopy, żadnych odgłosów norników, nawet najcichszego brzęczenia owadów. Przedtem takie milczenie żywych istot zapowiadało niebezpieczeństwo. Teraz zaś było tak przeraźliwie cicho, ponieważ nie mieszkało tu żadne stworzenie – ani kojoty, ani wilki, ani nietoperze, ani myszy, ani owady. W te jałowe okolice prawie nigdy nie zapuszczały się nawet pojedyncze zwierzęta. Noc była tutaj równie milcząca jak gwiazdy.

Przytłaczająca cisza sprawiła, że mimo skwaru Kahlan wstrząsnął zimny dreszcz. Ponownie spojrzała na chyżoloty, ledwie widoczne na tle fioletowego zachodniego nieba. I one nie pozostaną długo na tym pustkowiu, które nie jest ich domem.

– Spotkanie z takim groźnym stworzeniem, gdy nawet nie wie się o jego istnieniu, trochę działa na nerwy – stwierdziła Jennsen, otarła rękawem pot z czoła i zmieniła temat. – Słyszałam, że kiedy u początku podróży zakołuje nad tobą drapieżny ptak, oznacza to ostrzeżenie.

Cara, do tej pory milcząca, wychyliła się ku niej zza Kahlan.

– Niech no się tylko znajdę wystarczająco blisko, a powyrywam ptaszyskom te ich paskudne piórka. – Jej długie blond włosy splecione były w tradycyjny warkocz Mord-Sith, miała zdecydowaną minę. – I wtedy się przekonamy, co z nich za omen.

Gniewne spojrzenie Cary stawało się równie mroczne jak chyżoloty, ilekroć widziała wielkie ptaki. A spowijające ją od stóp do głów ochronne szaty z cieniutkiej czarnej tkaniny – wszyscy, oprócz Richarda, byli tak odziani – sprawiały, że wyglądała jeszcze groźniej niż zwykle. Kiedy Richard nieoczekiwanie odziedziczył władzę, odkrył ku swemu zdumieniu, że Cara i jej siostry Mord-Sith stanowią część dziedzictwa.

Richard oddał małe, białe koźlątko czujnej matce, wstał i zatknął kciuki za skórzany pas. Szerokie, podbite skórą srebrne obręcze – ozdobione dziwnymi symbolami i splecionymi pierścieniami – na jego nadgarstkach zdawały się skupiać i odbijać resztki dziennego światła.

– Kiedyś u początku podróży zatoczył nade mną krąg jastrząb.

– I co się stało? – zapytała żywo Jennsen, jakby jego odpowiedź mogła raz na zawsze rozstrzygnąć o prawdziwości starego przesądu.

– Skończyło się tak, że poślubiłem Kahlan – odparł z szerokim uśmiechem.

Cara skrzyżowała ramiona na piersi.

– Czyli było to ostrzeżenie dla Matki Spowiedniczki, a nie dla ciebie, lordzie Rahlu.

Ramię Richarda czule otoczyło talię Kahlan. Uśmiechnęła się do niego i przytuliła. To, że za sprawą owej podróży stali się małżeństwem, zadziwiało bardziej niż wszystko, o czym kiedykolwiek ośmielała się marzyć. Podobne jej kobiety – Spowiedniczki – nie śmiały marzyć o miłości. Ona – dzięki Richardowi – ośmieliła się i jej marzenie się spełniło.

Kahlan zadrżała, wspomniawszy straszliwe chwile, kiedy bała się, że on nie żyje lub że spotkał go jeszcze gorszy los. Tak wiele razy boleśnie tęskniła za nim, za czułym dotknięciem lub choćby świadomością, że jest bezpieczny.

Jennsen popatrzyła na Richarda i Kahlan i przekonała się, że oboje potraktowali słowa Cary jak żartobliwe docinki. Kahlan przypuszczała, że dla obcych – a już zwłaszcza dla kogoś z D’Hary – kpiny Cary z Richarda są nie do pojęcia; strażnicy nie droczą się ze swymi panami, szczególnie gdy owym panem jest lord Rahl, władca D’Hary.

Mord-Sith zawsze miały obowiązek chronić lorda Rahla, nawet za cenę własnego życia. Zuchwałość Cary wobec Richarda w przewrotny sposób była fetowaniem wolności, hołdem składanym temu, który tę wolność jej zagwarantował.

Mord-Sith z własnej woli postanowiły być gwardią przyboczną Richarda. I nie zostawiły mu wyboru. Często nie zwracały uwagi na jego rozkazy, chyba że same uznały je za ważne. W końcu mogły się teraz bez przeszkód zajmować tym, co miało dla nich znaczenie – a dla Mord-Sith nic nie było ważniejsze od bezpieczeństwa Richarda.

Cara, nieustannie towarzysząca im strażniczka, stała się z czasem członkiem rodziny. A teraz ta rodzina nieoczekiwanie się powiększyła.

Co do Jennsen, to nie mogła wyjść z podziwu, że została tak mile przyjęta. Z tego, czego się zdołali dowiedzieć, wynikało, że dziewczyna dorastała, stale się kryjąc. Żyła w nieprzemijającym strachu, że poprzedni lord Rahl, jej ojciec, w końcu odnajdzie ją i zamorduje, jak mordował każdego pozbawionego daru potomka, którego udało mu się odnaleźć.

Richard dał znak Tomowi i Friedrichowi, trzymającym się w tyle z wozem, że zatrzymają się na noc. Tom w odpowiedzi uniósł rękę i zabrał się do wyprzęgania koni.

Jennsen, nie mogąc już dostrzec chyżolotów na tle czerni zachodniego nieba, odezwała się do Richarda:

– Zakładam, że ich pióra mają czarne końcówki.

Zanim Richard zdołał coś odpowiedzieć, Cara rzekła jedwabistym, pełnym groźby głosem:

– Wyglądają, jakby sama śmierć skapywała z czubków ich piór, jakby Opiekun zaświatów pisał ich ohydnymi piórami wyroki śmierci.

Mord-Sith nie cierpiała widoku tych ptaszysk w pobliżu Richarda czy Kahlan. A Kahlan podzielała jej odczucia.

Jennsen odwróciła wzrok od zapalczywej miny Cary. Znów zwróciła się do Richarda:

– Czy one… przysparzają wam kłopotów?

Kahlan, w której to pytanie na nowo obudziło lęk, przycisnęła pięść do brzucha.

Richard spojrzał w zaniepokojone oczy Jennsen.

– Chyżoloty nas śledzą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: