Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bitwy, które zmieniły świat - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Bitwy, które zmieniły świat - ebook

Podobnie mogło być pod Grunwaldem w 1410 r. Gdyby król Jagiełło był konsekwentny i bardziej zdeterminowany - państwa krzyżackiego mogłoby po tej klęsce już nie być. Ale bywało i inaczej. O zwycięstwie w całej kampanii nie decydowała jedna bitwa, ale kilka kolejnych starć. W tym zbiorze tekstów z Focusa i Focusa Historia przedstawiamy najsłynniejsze bitwy, które odmieniły losy świata. Niektóre były pokazem geniuszu zwycięzcy, inne dowodem na to, że często przypadek czy szczęśliwy ( bądź fatalny) zbieg okoliczności decyduje o wyniku starcia. Oto kulisy bitew, które odmieniły losy świata.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7778-253-8
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Bitwa przy starej jabłoni

14 października 1066 roku niedaleko wioski Hastings nad kanałem La Manche stanęły naprzeciw siebie dwie wielkie armie. Stawką w tej bitwie był tron Anglii.

autor Marcin Machalski

5 stycznia 1066 roku umarł król Anglii Edward Wyznawca. Na łożu śmierci władca wyznaczył następcę – Harolda Godwinsona, potężnego jarla Wessexu, który od jakiegoś czasu i tak rządził krajem. Przygotowania do koronacji były krótkie i już 7 stycznia nowy król Harold II otrzymał z rąk arycybiskupa Stiganda królewskie insygnia. Pośpiech miał swoje przyczyny. Nie wszyscy rodacy akceptowali Harolda, a po koronę Anglii wyciągały się obce ręce.

Najgroźniejszymi pretendentami do tronu byli norweski król Harald Sigurdsson Hardraada (Srogi) oraz książę Normandii Wilhelm, z racji nieprawego pochodzenia noszący przydomek Bastard (Bękart). Obaj w tym samym czasie rozpoczęli przygotowania do inwazji.

Harold doskonale znał plany Hardraady i Wilhelma. Nie zamierzał czekać na wroga z założonymi rękami. Pierwszego uderzenia spodziewał się z południa. Zgromadził więc swą armię nad brzegami kanału, a główny obóz założył na wysokości wyspy Wight. Trzon jego sił stanowiła elitarna gwardia złożona z pieszych, dobrze uzbrojonych „zawodowych” żołnierzy, zwanych huscarlami. Na całym południowym wybrzeżu rozmieścił też posterunki pospolitego ruszenia, zwanego fyrd. Wody kanału patrolowały liczne okręty wojenne.

Lipiec i sierpień minął na daremnych oczekiwaniach. Harold nie mógł dłużej trzymać armii w stanie najwyższej gotowości. Wrócił z huscarlami do Londynu, a całe pospolite ruszenie rozpuścił do domu na żniwa.

Armia Harolda nie zdążyła nawet odpocząć po bitwie z Norwegami, kiedy musiała stanąć do kolejnej bitwy – z wojskami Wilhelma.

Nagle w połowie września z północy kraju doszły wieści o inwazji wikingów Hardraady. Miejscowi jarlowie Edwin i Morcar stawili im czoło koło Fulford Gate w pobliżu Yorku, lecz musieli się wycofać, zostawiając na polu walki ponad tysiąc zabitych. York pokornie otworzył bramy przed zwycięzcami.

Harold natychmiast poderwał swoją armię do marszu na północ i po zaledwie pięciu dniach dotarł do Yorkshire.

25 sierpnia 1066 roku – Dwie wrogie armie spotykają się pod Stamford Bridge. Przez wiele godzin wojska Harolda nie mogą przełamać norweskiego szyku, król ucieka się więc do podstępu – nakazuje pozorowany odwrót, a kiedy Norwegowie rzucają się w pościg za Anglikami, nagle zawraca i uderza na rozluźnione szeregi napastników.

Rozpoczyna się straszliwa walka, Norwegowie walczą już nie o zwycięstwo, ale o życie. Dopiero wieczorem pada ostatecznie ich sztandar, a Hardraada ginie z gardłem przeszytym strzałą.

Klęska Norwegów jest druzgocąca – najechali Wyspę na 300 długich łodziach, a wracają na zaledwie 24. Jednak zwycięska armia także zostaje zdziesiątkowana. Wielu wojowników ginie, jeszcze więcej odnosi dotkliwe rany, pozostali zaś są bardzo zmęczeni.

Początek września – Tymczasem po drugiej stronie kanału La Manche, w zatoce Calvados niedaleko twierdzy Cabourg, do wyjścia w morze szykuje się potężna flota księcia Normandii (według różnych źródeł liczy od 500 do 750 okrętów). Wilhelm, gotowy do inwazji już od kilku tygodni, wciąż pozostaje w porcie. Opóźnienie nie ma jednak nic wspólnego ze strategią, gdyż księciu jest obojętne, czy zmierzy się z Hardraadą czy z Haroldem. Przyczyną jest pogoda – nieprzychylne południowe wiatry oraz wielki sztorm sprawiły, że normańska flota stoi uwięziona w porcie.

Opóźnienie to wychodzi jednak Normanom na dobre. Oczekująca ich armia Harolda rusza na północ dla odparcia Norwegów, pospolite ruszenie stojące na straży wybrzeży rozchodzi się na żniwa, a ta sama burza, która sprawiła kłopot flocie inwazyjnej, zagna angielskie okręty do macierzystych portów, a wiele z nich uszkodzi. Brzegów Anglii nie broni nikt.

28 września – Jest wreszcie odpowiedni wiatr. Wieczorem flota normandzka odbija od brzegów Francji i kieruje się na północ. Następnego dnia około 8.30 pierwsze okręty przybijają do angielskiego brzegu w zatoce Pevensey. Wysiadając z okrętu, książę potyka się i z rozłożonymi rękoma pada na piasek. Obecni uznają to za zły omen, jednak Wilhelm wstaje i pokazując zapiaszczone dłonie, mówi: „Patrzcie, moi panowie, z bożej łaski objąłem w posiadanie Anglię tymi oto rękoma. Teraz jest moja, a co jest moje, należy także do was”.

30 września – Armia przenosi się do Hastings, które zajmuje bez walki. Książę rozkazuje zbudować tam wielki obóz. Natychmiast też rozsyła po okolicy zwiadowców oraz zagony dla zdobycia prowiantu.

Mimo że droga do Londynu stoi otworem, Wilhelm postanawia nie ruszać się z Hastings. To nie stolica Anglii jest jego celem, ale jej król. Nawet zdobycie Londynu nie przesądziłoby o losach kampanii. Należy pozbawić Harolda władzy albo życia, a najlepiej jednego i drugiego.

Wilhelm postanawia sprowokować osłabionego starciem z Norwegami przeciwnika do przedwczesnego uderzenia. By tak się stało, rozkazuje swoim ludziom bez litości pustoszyć okolicę.

Spór o koronę

Żaden z pretendentów nie miał mocnych praw do angielskiego tronu

Wroku 1066 Anglia stała się areną walki o koronę. Kiedy umarł król Edward Wyznawca, na tron wstąpił Harold Godwinson. Nie pochodził z rodziny królewskiej, lecz na następcę wyznaczył go sam Edward. W tamtych czasach wola umierającego władcy mogła być rozstrzygająca, tym bardziej że Rada Królewska zaakceptowała wybór. Praw Godwinsona nie uznali jednak król Norwegii Harald Hardraada oraz książę Normandii Wilhelm. Norweg swe pretensje do angielskiej sukcesji opierał na pakcie, zawartym rzekomo w roku 1039 między ówczesnymi królami Norwegii Magnusem oraz Anglii Hardekanutem. Władcy ci mieli się umówić, że w razie bezpotomnej śmierci jednego z nich drugi przejmie jego królestwo. Hardekanut zmarł w roku 1042, zaś Hardraada, który był krewnym Magnusa, postanowił właśnie upomnieć się o „należne sobie dziedzictwo”. Roszczenia Wilhelma, w którego żyłach płynęła królewska krew (jego cioteczna babka była matką Edwarda), opierały się na obietnicy złożonej mu przez króla Edwarda w roku 1051, że uczyni go swoim następcą. Na dodatek w roku 1064 Harold wskutek zbiegu okoliczności stał się zakładnikiem Wilhelma i za cenę wolności przysiągł na święte relikwie, że zrzeka się praw do tronu. Po koronacji Harolda Wilhelm poczuł się oszukany. Zwrócił się do papieża Aleksandra II z prośbą, by rozsądził spór. Harold odrzucił pośrednictwo boskiego namiestnika, którego nazwał pogardliwie „księdzem z Rzymu”. Urażony papież przyznał rację księciu Normandii, a na znak poparcia przysłał mu poświęcony papieski sztandar. Spór dynastyczny przerodził się w „świętą wojnę”. Historia walki księcia Normandii o angielską koronę została uwieczniona na słynnej „tkaninie z Bayeux”. Jest to imponujący kolorowy haft na płóciennym pasie długości około 70 metrów i szerokości pół metra, wykonany około roku 1077. Przedstawiono na nim m.in. pobyt Harolda w Normandii, śmierć Edwarda Wyznawcy, lądowanie Normanów na ziemi angielskiej, bitwę pod Hastings.

1 października – Kiedy Harold w swej kwaterze w Yorku świętuje zwycięstwo nad Norwegami, w drzwiach staje wyczerpany i okryty pyłem posłaniec. Przyniesione przezeń wieści sprawiają, że obecni natychmiast trzeźwieją – normandzka flota inwazyjna wylądowała w zatoce Pevensey.

Na wieść o kolejnej inwazji król Harold szybko przystępuje do działania. Podrywa swą wykrwawioną armię do kolejnego forsownego marszu, tym razem na południe. Wierzy, że zaskoczy przeciwnika, tak jak zaskoczył Norwegów pod Stamford Bridge. Zgodnie z oczekiwaniami Wilhelma, wieści o okrucieństwie najeźdźców wobec ludności cywilnej tylko podsycają w królu żądzę walki.

Prowadzeni przez Harolda weterani spod Stamford Bridge docierają do Londynu już 6 października. W stolicy Harold daje wojsku parę dni wytchnienia, wzywa też pospolite ruszenie z południa.

W tym czasie obaj władcy wymieniają posłańców. Harold każe napastnikom wynosić się za morze, na co Wilhelm proponuje mu pokój za cenę zrzeczenia się większej części królestwa.

Tego jest już za wiele. Harold wydaje rozkaz rozpoczęcia operacji zaczepnej. Jego wojska mają się zebrać na wzgórzu Caldbec, leżącym na trakcie z Hastings do Londynu, w odległości około 10 kilometrów od obozu Wilhelma. Punktem orientacyjnym ma być widoczna z daleka samotna stara jabłoń.

13 października, ranek – Król popełnił błąd, wyznaczając miejsce zbiórki tak blisko obozu wroga. Normandzcy zwiadowcy szybko wykrywają zbierających się wokół jabłoni wojowników. Z kolei oni sami zostają dostrzeżeni przez patrole Harolda. Tak więc obaj przeciwnicy znają już swe położenie. Rozczarowany brakiem zaskoczenia Harold raptownie zmienia plan kampanii. Duma nie pozwala mu na odwrót do Londynu, który doradzają mu jego dowódcy. Decyduje się zostać na wzgórzu, zebrać więcej sił, a następnie zablokować przeciwnika w Hastings. Wie, że z każdym dniem jego armia będzie rosła w siłę. Zbierze się coraz więcej pospolitego ruszenia, zjawią się także wojska Edwina i Morcara, którzy nie mogli wcześniej dołączyć. Gdy nadejdzie zima, głód zmusi wojska inwazyjne do kapitulacji. Wilhelm nie może liczyć na posiłki, albowiem flota angielska – silniejsza niż poprzednio, bo wzmocniona zdobytymi na Norwegach okrętami – znów wypłynęła na wody kanału.

„Patrzcie, moi panowie, z bożej łaski objąłem w posiadanie Anglię” – powiedział Wilhelm po wylądowaniu w Pevensey.

Plan jest dobry, jednak aby się powiódł, należy odeprzeć spodziewane uderzenie Wilhelma. Harold nie wątpi, że książę natychmiast zaatakuje. Nie myli się. Wilhelm w lot pojmuje, że dzięki pochopnemu manewrowi Harolda stoi w obliczu życiowej szansy. Ma oto na wyciągnięcie ręki przeciwnika na czele osłabionej armii. Postanawia uderzyć już o świcie następnego dnia, czyli w sobotę 14 października.

Przez cały piątek w obozie Wilhelma trwają gorączkowe przygotowania. Żołnierze ostrzą miecze, sprawdzają kolczugi, a wieczorem tysiącami przyjmują komunię podczas mszy świętej.

13 października, wieczór – Na wzgórzu Caldbec jest już cała armia Harolda, około 7500 ludzi. Zaraz po przybyciu na miejsce król lustruje teren. Wybrana przez niego pozycja wspaniale nadaje się do obrony, a także do blokady sił Wilhelma, gdyż przez wzgórze prowadzi jedyny trakt, którym można się dostać w głąb kraju. Normanowie mogą atakować grzbiet tylko od frontu, albowiem jego boki są chronione przez głębokie jary i mokradła. Co więcej, będą musieli szturmować pod górę, co – jak sądzi Harold – zneutralizuje impet uderzenia ich konnicy.

Zapada zmierzch. W angielskim obozie płoną ogniska. Zwykle przed bitwą wojownicy piją i weselą się, ale tym razem w obozie panuje milczenie, a zmęczeni ciężkim marszem ludzie szybko zasypiają.

14 października, świt – Oba obozy budzą się o wschodzie słońca. Wilhelm zbiera żołnierzy i wygłasza patetyczne przemówienie. Przypomina swym ludziom, że muszą zwyciężyć, bo droga odwrotu jest zablokowana przez angielską flotę. Potem wsiada na konia i wyprowadza swą armię na trakt londyński ku pozycjom angielskim.

Po przeciwnej stronie na wzgórzu wojska Harolda ustawiają się w zwartą linię. Podczas odprawy król przestrzega swych dowódców, aby w żadnym wypadku nie dopuścili do złamania szyku. „Normanowie są dobrymi żołnierzami, walecznymi zarówno na piechotę, jak i konno – mówi. – Wszystko będzie stracone, jeśli choć raz uda się im wedrzeć w nasze szeregi”. W pierwszym rzędzie stoją huscarlowie, chronieni przez zwarty mur tarcz. W pozostałych sześciu szeregach ustawia się fyrd.

Wojownicy Harolda długo odpierali ataki Normanów, Wilhelm nie potrafił znaleźć sposobu na przełamanie angielskiego muru tarcz.

Huscarlowie oczekują starcia w milczeniu, świadomi powagi chwili, ale w dalszych szeregach panuje nerwowy rozgardiasz. Ludzie tłoczą się i popychają, wyciągają szyje, by dostrzec przeciwnika. Tu i ówdzie wybuchają sprzeczki lub wywołane grubiańskimi dowcipami salwy śmiechu.

Na najwyższym punkcie wzniesienia, tuż za ostatnim szeregiem fyrdu, stoją Harold, jego bracia Leofwin i Gyrth oraz reszta sztabu. Bezpieczeństwa króla strzeże doborowy oddział gwardii z Londynu. Nad ich głowami dumnie łopocą sztandary – wielka królewska chorągiew „Smok z Wessex” oraz proporzec Harolda „Walczący człowiek”, który osobiście wyszyła srebrnymi i złotymi nićmi królewska małżonka.

Poranek – Wilhelm dostrzega z daleka chorągwie na wzgórzu Caldbec. Ślubuje uroczyście, że jeśli Bóg ześle mu zwycięstwo, ufunduje klasztor w miejscu, gdzie je teraz widać. W pobliżu pozycji angielskich książę schodzi z traktu i rozwija armię w szyk bojowy. Składa się on z trzech hufców, z których każdy jest podzielony na trzy części: łucznicy z przodu, potem piechota, z tyłu zaś ciężkozbrojna jazda.

Lewe skrzydło tworzą oddziały z Bretanii pod wodzą Alana Ferganta, centrum to Normanowie, dowodzeni przez książęcych braci: Odona, biskupa Bayeux i Roberta de Mortain,zaś prawe skrzydło stanowią głównie Flamandowie, którymi kierują Eustachy de Boulogne i William FitzOsbern.

Gdy Normanowie dochodzą na pozycje wyjściowe do ataku, Wilhelmowi zajeżdża drogę jego minstrel Taillefer i krzyczy: „Długo Ci służyłem Panie i jesteś mi coś winien za moją służbę. Dziś proszę o nagrodę. Pozwól mi zadać pierwszy cios w tej bitwie!”. Książę zgadza się, choć pomysł jest obłąkany. Minstrel spina konia i galopuje w stronę wroga, wymachując włócznią i śpiewając pieśń o Rolandzie. Huscarlowie patrzą na samotnego jeźdźca jak zahipnotyzowani. Minstrel uderza w nich całym pędem, jednego nadziewa na włócznię, drugiego tnie mieczem. Gdy chce zadać następny cios, przeciwnicy przytomnieją. Zrzucają go z konia i tną na kawałki.

Śmierć trubadura jest sygnałem do rozpoczęcia bitwy. Rozlega się przeraźliwy dźwięk rogów, obie armie podnoszą straszliwą wrzawę. Obrońcy wzgórza krzyczą: „Oli Cross”, czyli „na Święty Krzyż” lub po prostu „ut, ut”, czyli „precz, precz”. Atakujący krzyczą: „Dex Aie”, czyli „Boże, dopomóż”. Wojownicy obu stron potrząsają bronią, wznoszą do góry tarcze i wygrażają sobie zaciekle.

Wilhelm nie traci czasu. Jego łucznicy podrywają się do biegu. W odległości 100 kroków od angielskiej linii zatrzymują się i wbijają kołczany w ziemię. W kierunku wojsk Harolda szybuje chmura strzał, potem druga i trzecia. Okrzyki bólu świadczą, że niektóre strzały trafiają w cel. Większość pocisków huscarlowie wyłapują jednak na pionowo trzymane tarcze.

Widząc mizerne skutki „przygotowania artyleryjskiego”, książę Wilhelm rzuca do boju piechotę. Teraz obrońcy biorą odwet za bezkarny ostrzał z łuków. Gdy piechurzy zbliżają się na odległość rzutu, zasypuje ich ulewa oszczepów, kamieni i kawałków drewna. Wielu atakujących pada. Ci, którzy docierają do huscarlów, bezskutecznie dziobią zwarty mur tarcz oszczepami i mieczami, wreszcie spływają bezładnie po zboczu.

Bitwa, która przesądziła los Anglii

Krótkie panowanie króla Harolda było heroiczną próbą utrzymania angielskiego tronu. Już kilka dni po rozgromieniu pod Stamford Bridge wojsk norweskiego pretendenta Haralda Hardraady Harold dowiedział się, że u brzegów Anglii wylądowała o wiele potężniejsza armia księcia Normandii. Natychmiast ruszył na południe i po kilkunastu dniach forsownego marszu dotarł w okolice Hastings. Tutaj rankiem 14 października 1066 roku rozegrała się bitwa, która zdecydowała o losach Anglii.

Harold sam wybrał miejsce bitwy. Swoje wojska sformował w jednolitą falangę i ustawił na wzgórzu Caldbec Hill. Armia Wilhelma, podzielona na trzy hufce, stanęła u podnóża wzniesienia. Bój był zaciekły i długi. Mimo doskonałej pozycji obronnej siły Harolda były zbyt małe, by przeciwstawić się atakom normańskiej jazdy.

Wilhelm rzuca do boju konnicę. Jazda też jednak nie umie sforsować muru. Konni podjeżdżają falami do przeciwnika, rzucają oszczepy, a następnie zawracają po nowe. Czasem zbliżają się za blisko, a wtedy co bardziej zapalczywi huscarlowie zarzucają tarcze na plecy i wypadają z potwornym okrzykiem z szeregu, wywijając trzymanymi w dłoniach toporami. Pod ich ciosami padają konie i jeźdźcy. Wzdłuż całego frontu rośnie zamieszanie. Tak krwawego przyjęcia atakujący się nie spodziewali. Normandzka piechota wraca do walki, lecz jej obecność pogłębia tylko zamieszanie.

Południe – Rycerze z Bretanii nie wytrzymują krwawej jatki. W popłochu rzucają się do ucieczki, tratując swych piechurów. Prawe skrzydło wojsk Harolda uznaje, że bitwa jest już wygrana. Rozbrzmiewa okrzyk triumfu, a ludzie z tylnych szeregów przedzierają się do przodu i rzucają w pościg. Pomni nakazów Harolda dowódcy usiłują ich powstrzymać. Zdyscyplinowani huscarlowie pozostają na miejscu, ale setki ludzi z fyrdu zbiegają w dół zbocza. Dopadają jeźdźców, ściągają ich na ziemię, podrzynają gardła nożami.

Część ścigających uderza w odsłonięty bok hufca normandzkiego. Zaatakowani rzucają się do panicznej ucieczki. Książę rusza ze swego stanowiska na tyłach, by ich powstrzymać. Daremnie. Uciekający przewracają go wraz z koniem. Rozlega się rozpaczliwy okrzyk, że Wilhelm nie żyje. Los normandzkiej armii wisi na włosku. Jednak książę podnosi się i dosiada innego konia. W samą porę zjawia się Odo z oddziałem jazdy. Książę staje na jego czele, zdejmuje hełm i krzyczy: „Patrzcie na mnie! Żyję i z bożej łaski jeszcze okażę się zwycięzcą!”.

Połowa armii Wilhelma jest w rozsypce, jednak Harold nie wykorzystuje tego i większość jego wojska nadal tkwi na wzgórzu. Książę w kilka minut przywraca porządek w centrum, a następnie organizuje kontratak. Ścigający Bretończyków Anglicy zostają zaatakowani z flanki. Na czele uderzenia galopuje Wilhelm, a obok niego Odo, wywijając drewnianą maczugą (jako biskup ma prawo zabijać, ale bez rozlewu krwi). Ścigający stają się ofiarami, nie mają szans na ocalenie. Giną tratowani kopytami i rażeni ciosami. Duża grupa podejmuje obronę na niewielkim pagórku, lecz zostaje wybita do nogi. Reszta armii angielskiej przypatruje się temu w ponurym milczeniu. Nigdy się nie dowiemy, jak potoczyłaby się bitwa, gdyby Harold wydał rozkaz frontalnego ataku na ogarnięte paniką wojska Wilhelma.

„Patrzcie na mnie!” – krzyczy Wilhelm do swych żołnierzy. „Żyję i z bożej łaski jeszcze okażę się zwycięzcą”.

Nastaje przerwa w walce. Obie armie stoją na swych pozycjach z początku bitwy, rozdziela je usłane ciałami zbocze.

Na wzgórzu ludzie Harolda zacieśniają szeregi, odciągają rannych na tyły i zbierają broń poległych. Mimo popełnionego błędu król nie traci wiary w zwycięstwo. Wie, że jeśli utrzyma się do zmroku, Normanowie będą musieli odejść do Hastings, a to będzie oznaczać ich klęskę.

Wilhelm myśli o tym samym. Musi rozstrzygnąć bitwę jeszcze tego samego dnia. Ale jak przełamać ścianę tarcz na szczycie wzgórza? Wydarzenia na lewym skrzydle podsuwają mu pomysł, by jeszcze raz sprowokować przeciwnika do opuszczenia pozycji. Wydaje rozkazy i znów uderza na całej długości frontu. W ataku biorą udział konni i piesi.

Wzdłuż grzbietu zaczyna się śmiertelny bój. Wojownicy obu stron dokonują cudów waleczności. W pewnej chwili Flamandowie na prawym skrzydle cofają się i pociągają za sobą przeciwnika. Harold natychmiast wysyła gońców, by powstrzymać pościg, ale zanim dotrą na miejsce, jest za późno. W połowie zbocza Flamandowie zawracają i uderzają z impetem na goniących ich Anglików. Powtarza się sytuacja z lewego skrzydła – wielu obrońców wzgórza ginie na jego zboczach. Straty sięgają tysiąca ludzi.

Wczesne popołudnie – Obie strony znów się rozdzielają. Anglicy są zmęczeni i liczą na chwilę wytchnienia. Jednak Wilhelm postanawia ich zamęczyć i osobiście prowadzi do następnego ataku konnicę i piechotę. Pod naporem uderzenia mur tarcz faluje, pęka, a wreszcie rozpada się. Teraz na grzbiecie trwa bezładna kotłowanina, walczą ze sobą grupki wojowników i pojedynczy ludzie. Krew strumieniami leje się na trawę, ginie wielu napastników i obrońców, a wśród nich obaj bracia Harolda. Gyrth przed śmiercią przebija włócznią konia Wilhelma, ale zaraz potem ginie z jego rąk. W końcu wojownicy Harolda nadludzkim wysiłkiem odrzucają przeciwnika i zwierają szeregi. Tym razem nikt nie ściga Normanów. Obrońcy pamiętają, co się stało wcześniej. Poza tym nie mają siły.

Wilhelm rozkazał łucznikom strzelać wysoko, by strzały spadały na wroga pionowo z góry. Zaskoczeni Anglicy wpadli w panikę.

Po tej potyczce raz jeszcze na polu bitwy zapada spokój. Wilhelm desperacko szuka pomysłu na rozstrzygnięcie walki. Jego wojsko jest u kresu wytrzymałości. Najbardziej ucierpiała piechota, szczególnie Bretończycy na lewym skrzydle. Właściwie nie można już na nich liczyć. Jazda też ma się nie najlepiej. Tylko łucznicy pozostali nietknięci. Łucznicy!

Wilhelm przywołuje ich dowódców. Każe im zasypać pozycje wroga strzałami, ale tym razem mają mierzyć wysoko w niebo, aby pociski spadały na obrońców z góry.

Pomysł jest szatański. Pod gradem strzał szeregi fyrdu wpadają w panikę. Ludzie kulą się, usiłują zasłaniać tarczami lub nawet gołymi rękami. Nikt nie śmie spojrzeć w niebo – nieostrożni tracą oczy, wyłupione normandzkimi strzałami. Coraz głośniejsze krzyki rozpaczy mieszają się ze świstem nadlatujących pocisków. Również huscarlowie ponoszą ciężkie straty. Osłaniają się podniesionymi do góry tarczami, jednak widząc to, część łuczników strzela na wprost. Śmierć zbiera obfite żniwo, a w murze powstają coraz większe wyrwy.

Świst samotnej strzały tonie w bitewnym zgiełku. Pocisk wbija się w czoło króla tuż nad prawym okiem.

Harold po raz pierwszy w trakcie bitwy traci wiarę w zwycięstwo, a nawet w przetrwanie. Chcąc lepiej ocenić sytuację, na chwilę opuszcza tarczę. Świst samotnej strzały tonie w bitewnym zgiełku. Pocisk wbija się w czoło króla, tuż nad prawym okiem. Z okrzykiem bólu Harold chwyta za brzeszczot i wyrywa go z rany. Cierpienie nie pozwala mu ustać na nogach. Chwieje się, lecz w tej chwili jego ludzie biorą go pod ręce i kładą na tarczy.

Hastings 1066

– wodzowie i ich armie

Pod względem liczebności wojsk siły obu walczących pod Hastings stron były wyrównane. Harold miał ok. 7500 ludzi, z których półtora tysiąca stanowiła gwardia przyboczna króla oraz drużyny jego braci Leofwina i Gyrtha. Byli to tzw. huscarlowie – ciężkozbrojna piechota, wyposażona w miecze, włócznie i ciężkie dwuręczne topory. Resztę stanowiło pospolite ruszenie, zwane fyrd. Tworzyli je piesi tarczownicy z oszczepami i mieczami (fyrd wyższy) lub wojownicy uzbrojeni w proce, maczugi i kamienne młoty (fyrd niższy). Na armię Wilhelma składało się około 8000 żołnierzy, podzielonych na trzy formacje. Pierwszą tworzyło ponad półtora tysiąca łuczników, uzbrojonych w krótkie cisowe łuki. Ich siła rażenia była niewielka, stanowili oni grupę pomocniczą. Formacją najważniejszą i najliczniejszą była piechota. Blisko 4500 piechurów Wilhelma górowało nad fyrdem Harolda nie tylko wyszkoleniem i dyscypliną, ale przede wszystkim uzbrojeniem ochronnym – mieli hełmy, pancerze i wielkie dębowe tarcze w charakterystycznym migdałowym kształcie. Ich broń zaczepną stanowiły 2,5-metrowe, masywne włócznie oraz topory. Podobnie opancerzona i uzbrojona była kawaleria Wilhelma, licząca dwa tysiące rycerzy.

Późne popołudnie – Gdy ostrzał się kończy, huscarlowie samorzutnie zwierają szeregi. Ich siły tak jednak stopniały, że nie mogą już bronić całego wzgórza. Powstałe po bokach duże luki natychmiast dostrzega Wilhelm i podrywa swych ludzi do decydującego uderzenia. Piechota atakuje od frontu, natomiast grupy konnych docierają na obydwa wolne krańce grzbietu i zachodzą obrońców z flanki. Ludzie z tylnych szeregów usiłują powstrzymać atak, lecz jeźdźcy tratują ich, zmierzając prosto ku obozowi króla. Widząc wroga na tyłach, huscarlowie z Londynu skupiają się wokół królewskich sztandarów i rannego monarchy. Żaden z nich nie ma zamiaru uciekać lub błagać przeciwnika o litość.

Bitwa jest przegrana, a jedyną szansą na ocalenie dla Anglików byłby natychmiastowy odwrót. Ciężko ranny król nie jest jednak w stanie podjąć takiej decyzji. Półprzytomy wciąż powtarza, że trzeba zewrzeć szyki i bronić się dalej. Szyki pękają jednak także od przodu.

Kolejna grupa jeźdźców – jest wśród nich sam Wilhelm – prze ku sztandarom. Pierścień huscarlów wokół króla topnieje, choć kosztuje to życie wielu napastników. W końcu padają sztandary, a atakujący docierają do Harolda.

Jego towarzysze już go nie osłaniają, walcząc desperacko o każdą minutę życia. Król się słania, widzi tylko na jedno oko, ale staje do ostatniego boju. W dłoni trzyma topór, otrzymany w dniu koronacji. Na widok wrogów odzyskuje siły. Potężnym ciosem rozbija łeb najbliższego wierzchowca. Koń wali się na ziemię. Harold uderza po raz drugi i zabija próbującego wyjść spod konia rycerza. Nagle jak spod ziemi wyrasta drugi jeździec. Z rozmachem tnie króla mieczem przez pierś. Harold wali się jak kłoda, wypuszczając z rąk topór. Usiłuje powstać, ale napastników jest już więcej. Sieką leżącego mieczami, a jeden rozwleka wnętrzności króla po zroszonej krwią trawie. Harold II Godwinson nie żyje.

Kiedy wiadomość o śmierci króla dociera do wszystkich, pozostali przy życiu Anglicy wycofują się. Upojona zwycięstwem grupa jeźdźców Wilhelma podąża za nimi. Na północnym skraju wzgórza czeka ich straszna niespodzianka. Uciekający łączą się tam ze spóźnionym oddziałem angielskim, który właśnie zmierzał na pole bitwy. Postanawiają powstrzymać pościg na stromym urwisku, zwanym Diabelskim Dołem. W wieczornej szarówce ścigający nie widzą przeszkody. Ludzie i konie walą się w dół, łamiąc karki, ręce, nogi. Na kotłującą się masę spada grad włóczni, a ci, którzy usiłują walczyć, giną pod ciosami żądnych zemsty Anglików. Jednak nic już nie jest w stanie zmienić wyniku bitwy.

Wieczór – Zmrok gęstnieje, jakby chciał ukryć stosy trupów piętrzących się na pobojowisku. Legła czwarta część armii Wilhelma i połowa armii angielskiej, łącznie z królem, jego braćmi i wszystkimi wyższymi dostojnikami i dowódcami. Zwycięzcy rozpalają ogniska. Czeladź obozowa i piechurzy włóczą się po polu, zbierając swoich rannych, dobijając przeciwników i obdzierając zwłoki z czego się da. Na najwyższym punkcie wzniesienia, w miejscu, gdzie przez cały dzień powiewały sztandary Harolda, tkwi teraz biało-złota chorągiew papieska. U jej stóp staje książę i jego najbliżsi dowódcy. Modlą się wspólnie, dziękując Bogu za odniesione zwycięstwo i prosząc Go o zmiłowanie nad duszami poległych towarzyszy.

Następnego dnia po bitwie Normanowie wracają do Hastings. Flota angielska odpłynęła już do portów i Wilhelm może swobodnie sprowadzić posiłki z kontynentu. Wzmacnia swe siły i czeka na spodziewany atak kolejnej armii przeciwnika. Jednak atak nie następuje. Jedynymi, którzy mogli w tym czasie pokrzyżować jego plany, byli dwaj jarlowie z północy – Edwin i Morcar. Zmierzali oni na południe, by połączyć się z Haroldem, jednakże na wieść o przegranej zawrócili swe wojska.

Pod koniec października Wilhelm opuszcza wreszcie Hastings i rusza na północ. Zdobywa Dover i Canterbury, uderza na Londyn. Spodziewając się silnej obrony od strony południowej, książę zachodzi miasto od północy. W drodze ku murom spotyka delegację obrońców, a wśród nich Edwina i Morcara. Wilhelm przyjmuje kapitulację stolicy, odtąd cały kraj jest w jego rękach.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: