Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Narodziny namiętności - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Kwiecień 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Narodziny namiętności - ebook

 

 

Senior rodu obawia się, że jego wnukowie będą ostatnim pokoleniem del Castillów. Aby uspokoić ukochanego dziadka, bracia postanawiają się ożenić. Pierwszy z nich, Alex, już w dzieciństwie został zaręczony, lecz potem jego „narzeczona” wyjechała na drugi koniec świata. Teraz zamierza ją odnaleźć, by zaproponować jej małżeństwo...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-3031-5
Rozmiar pliku: 616 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Wyspa Sagrado, trzy miesiące wcześniej…

– Abuelo traci rozum. Dzisiaj znowu mówił o tej klątwie.

Alexander del Castillo oparł się wygodnie w skórzanym fotelu i obrzucił swojego brata Reynarda pełnym nagany spojrzeniem.

– Dziadek nie oszalał, po prostu się starzeje. I martwi się o wszystkich. – Objął wzrokiem także najmłodszego brata Benedicta. – Musimy coś z tym zrobić, i to szybko. To jego opowiadanie o klątwie to antyreklama, która szkodzi naszym interesom.

– No właśnie. W tym kwartale dochody wytwórni spadły bardziej, niż oczekiwaliśmy – przyznał Benedict, sięgając po kieliszek tempranillo. – A przecież jakość wina nic do tego nie ma.

– Zapomnij o swoim ego i skup się, dobrze? – burknął Alex. – Sprawa jest poważna. Reynardzie, ty jesteś szefem reklamy. Co możemy zrobić dla rodziny, żeby raz na zawsze położyć kres tej głupiej gadce?

Reynard popatrzył na niego z niedowierzaniem.

– Chcesz uwiarygodnić klątwę?

– Jeżeli dzięki temu unormujemy sytuację i wyjdziemy na prostą, czemu nie? Jesteśmy to winni dziadkowi, jeśli nie sobie. Gdybyśmy bardziej trzymali się tradycji, sprawa pewnie nigdy by nie wypłynęła.

– Del Castillowie nigdy nie słynęli z tradycjonalizmu – zauważył Reynard z lekceważącym uśmiechem.

– No i zobacz, dokąd nas to doprowadziło – odparował Alex. – Minęło trzysta lat, a klątwa guwernantki wciąż nad nami wisi. Czy w nią wierzycie, czy nie, według tej legendy jesteśmy ostatnim pokoleniem rodu del Castillo. Całe społeczeństwo w to wierzy. Chcesz mieć na sumieniu nasz koniec? – Zmierzył wzrokiem Reynarda, po czym przeniósł spojrzenie na Benedicta. – A ty?

Reynard lekko pokręcił głową, zszokowany tym, że najstarszy brat zaczyna podzielać obłąkaną wiarę abuela, że w starej legendzie może być cząstka prawdy. Co więcej, że może ona wpływać na ich powodzenie, a nawet zagrażać życiu.

Alex rozumiał sceptycyzm Reynarda, ale jaki mają wybór? Dopóki mieszkańcy wyspy będą wierzyć w klątwę, dopóty fatalnie będzie to oddziaływało na interesy del Castillów. Poza tym decyzje braci mogą uszczęśliwić albo unieszczęśliwić dziadka, który ich wychował.

– Nie, Alex – Reynard westchnął. – Tak jak ty nie chcę być odpowiedzialny za upadek naszej rodziny.

– Więc co z tym zrobimy? – zapytał Benedict, zaśmiawszy się ponuro. – Nie da się ni stąd, ni zowąd znaleźć kobiet, które poślubimy i z którymi będziemy szczęśliwi do końca życia.

– No właśnie. – Reynard zaśmiał się i wstał z fotela. Jego nagły ruch i śmiech zaniepokoił psy śpiące przed kominkiem, które poderwały się i zaczęły szczekać. Kiedy Alex wydał im krótkie polecenie, wróciły na dywanik przed kominkiem i znowu zapadły w drzemkę.

– Tak właśnie musimy zrobić. To będzie reklama, jakiej Isla Sagrado jeszcze nie widziała.

– Myślisz, że dziadek naprawdę traci rozum? – Benedict wypił kolejny łyk wina.

– Nie – odrzekł Alex, czując dziwne podniecenie. – On ma rację. Pamiętacie klątwę. Jeśli dziewiąte pokolenie nie będzie kierowało się rodzinną dewizą: „Honor, prawda i miłość” w życiu i w małżeństwie, nazwisko del Castillo zniknie. Jeżeli każdy z nas założy rodzinę, pokaże, że klątwa to bzdura. Ludzie zaufają raczej naszemu nazwisku niż lękom i przesądom.

Reynard na powrót usiadł.

– Mówisz poważnie – rzekł beznamiętnie.

– Nigdy nie mówiłem poważniej – odparł Alex.

Reynard rozumiał, że to, co proponuje Alex, nie tylko uspokoiłoby dziadka, ale także świetnie wypromowałoby ich nazwisko. Isla Sagrado była małą republiką śródziemnomorską. Rodzina del Castillów od dawna miała przemożny wpływ na politykę i gospodarkę wyspy. Kiedy rodzinie dobrze się powodziło, korzystali na tym mieszkańcy wyspy. Niestety niepowodzenia rodziny także odbijały się na jej krajanach.

– Oczekujesz, że kiedy każdy z nas poślubi odpowiednią kobietę i założy rodzinę, to rozwiąże wszystkie problemy? – spytał Reynard sceptycznie.

– Tak. Czy to takie trudne? – Alex wstał i poklepał go po ramieniu. – Przystojniak z ciebie. Na pewno masz masę kandydatek.

Benedict prychnął.

– Ale nie takich, które mógłby przyprowadzić do domu i przedstawić dziadkowi.

– Mów za siebie – odparował Reynard. – Afiszujesz się tylko tym swoim nowym aston martinem i prujesz nim po nabrzeżu. Nie dajesz szansy żadnej kobiecie, żeby się tobą zainteresowała.

Alex podszedł do kominka i oparł się o jego masywne obramowanie. Wyrzeźbione w kamieniu z wyspy palenisko widziało wiele pokoleń del Castillów, grzejących się w jego ogniu. On i bracia nie będą ostatnimi, którzy to robią, jeśli tylko on ma tu coś do powiedzenia.

– Żarty na bok. Chcecie choć spróbować? – zapytał, przenosząc wzrok z jednego brata na drugiego.

Benedict bardziej go przypominał. Prawdę mówiąc, czasami czuł się, jakby patrzył w lustro, widząc czarne włosy i brązowe oczy brata. Reynard był podobny do ich matki, Francuzki. Przy ciemnej karnacji i włosach miał delikatniejsze rysy. Żaden z nich nie skarżył się na brak zainteresowania kobiet, i to zanim osiągnęli pełnoletność. Jeszcze nie tak dawno rywalizowali o kobiety. Teraz wszyscy byli tuż po trzydziestce i mieli ten etap za sobą.

– Dla ciebie to proste, jesteś zaręczony z ukochaną z dzieciństwa – zażartował Benedict, najwyraźniej nieprzygotowany, by potraktować tę kwestię poważnie.

– Trudno ją nazwać ukochaną. Była maleństwem, kiedy się zaręczyliśmy.

Dwadzieścia pięć lat wcześniej ich ojciec uratował swojego najlepszego przyjaciela Francois Dubois. Francois omal nie utonął, kiedy założył się z ich ojcem, że popłynie w miejscu, gdzie było naprawdę niebezpiecznie. Z wdzięczności obiecał rękę swojej córki Loren, która była wtedy niemowlęciem, najstarszemu synowi Raphaela del Castillo. Nikt prócz tych dwóch mężczyzn nie brał na serio tego przyrzeczenia. Oni jednak należeli do starej szkoły i byli wierni zasadom przodków.

W owym czasie Alex zbytnio się tym nie przejmował, poza tym, że Loren prawie od dnia, gdy zaczęła chodzić, nie odstępowała go niczym wierny pies. Ucieszył się, gdy jej rodzice się rozwiedli i matka zabrała ją do Nowej Zelandii, na drugi koniec świata. Loren skończyła wtedy piętnaście lat, on miał lat dwadzieścia trzy i bardzo się irytował, gdy ta smarkula opowiadała dziewczynom, że jest jego narzeczoną.

Od tamtej pory zaręczyny stanowiły dla niego wyłącznie wymówkę, by się nie żenić. Do tej pory nie myślał o ślubie, a już na pewno nie w kontekście obietnicy, jaką Francois Dubois złożył jego ojcu. Czy jednak istnieje lepszy sposób na zachowanie honoru rodziny i jej pozycji na wyspie niż dopełnienie warunków umowy między przyjaciółmi? Już widział nagłówki gazet. Na rozgłosie, jaki nadadzą temu media, skorzysta imperium biznesowe del Castillów oraz cała wyspa.

Pomyślał krótko o romansie ze swoją asystentką. Zwykle nie łączył pracy z przyjemnością. Ale uparte starania Giselle, by go uwieść, były miłe i zabawne, a gdy jej uległ, okazały się wielce satysfakcjonujące.

Giselle, blondynka o kobiecych kształtach, lubiła towarzystwo i dobrą zabawę. Była piękna i posiadała wiele talentów, ale czy stanowiła materiał na żonę? Nie, oboje wiedzieli, że ich związek nie ma przyszłości. Na pewno podejdzie do tego rozsądnie, pomyślał, jest dość inteligentna, by pojąć, że ich relacja musi się zakończyć. Właściwie to od razu ją zakończy. Potrzebował chwili oddechu, nim przywiezie tu Loren jako swoją narzeczoną.

Alex zapisał sobie w pamięci, by kupić dla Giselle jakiś piękny drobiazg na pożegnanie i wrócił myślą do jedynej w tej chwili odpowiedniej kandydatki na żonę.

Loren Dubois pochodziła z jednej z najstarszych rodzin zamieszkujących Isla Sagrado i zawsze była dumna ze swego dziedzictwa. Chociaż od dziesięciu lat nie mieszkała na wyspie, poszedłby o zakład, że w sercu wciąż jest wyspiarką – tak wierną pamięci ojca, jak była mu oddana za jego życia. Na pewno bez wahania uhonoruje umowę sprzed lat. Co więcej, zrozumie, co znaczy być panią del Castillo i jakie wiążą się z tym obowiązki. Teraz będzie akurat w odpowiednim wieku, by wyjść za mąż i pomóc raz na zawsze zapomnieć o klątwie guwernantki.

Alex uśmiechnął się znacząco.

– A zatem postanowione. Co zamierzacie?

– Ty chyba żartujesz, prawda? – Benedict spojrzał na Alexa, jakby ten nagle ogłosił, że postanowił zamknąć się w klasztorze. – Tyczkowata Loren Dubois?

– Może się zmieniła. – Alex wzruszył ramionami. To nie takie ważne, jak ona wygląda. Poślubienie Loren to jego obowiązek. Jeżeli szczęście im dopisze, w pierwszym roku małżeństwa Loren zajdzie w ciążę, a potem będzie zbyt zajęta dzieckiem, by od niego czegoś oczekiwać.

– Właściwie dlaczego ona, skoro mógłbyś mieć każdą? – wtrącił Reynard.

Alex westchnął. Jego bracia bywali tak nieustępliwi jak wilki goniące za ranną zwierzyną.

– A czemu nie? Ślub z Loren spełni wiele celów. Nie tylko uhonoruje umowę między ojcami, uspokoi także dziadka. Nie wspominając o tym, jak wpłynie na nasz wizerunek. Spójrzmy prawdzie w oczy. Media to kupią, zwłaszcza jeśli przypadkiem poznają historię naszego narzeczeństwa. Zrobią z tego współczesną bajkę.

– A co z troską dziadka o kolejne pokolenia? – Reynard uniósł brwi. – Myślisz, że twoja narzeczona zechce przedłużyć nasz ród? Może się okazać, że jest już mężatką.

– Nie jest.

– Skąd wiesz?

– Po śmierci Francois abuelo zatrudnił prywatnego detektywa, który ma ją na oku. Po udarze dziadka raporty trafiają do mnie.

– Więc naprawdę mówisz poważnie. Chcesz poślubić kobietę, której właściwie nie znasz.

– Muszę, chyba że macie lepsze propozycje. Rey?

Krótki ruch głowy Reynarda świadczył o frustracji, jaką w nich wzbudziła obecna sytuacja.

– A ty, Ben? Masz pomysł, jak uratować nasze dobre imię i fortuny, nie mówiąc już o tym, żeby ostatnie lata życia dziadka były szczęśliwe i spokojne?

– Wiesz, że nie ma wyjścia – odparł Benedict z rezygnacją, która zmarszczyła jego twarz.

– W takim razie proponuję toast. Za nas wszystkich i za przyszłe panie del Castillo.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: