Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kalifat albo śmierć - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
14 marca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kalifat albo śmierć - ebook

Bahdri do dziś ucieka przed organizacjami terrorystycznymi. Niegdyś był jednym z nich – członkiem grupy terrorystycznej Boko Haram. Trzy razy we śnie ukazywał mu się Jezus i nawoływał do nawrócenia, ale Bahdri nie potrafił znaleźć spokoju. Zbyt wiele ofiar miał na sumieniu. Pewnego dnia spotkał Habilę, który nieomal zginął z rąk bojówek terrorystycznych. To, że przeżył, lekarze i on sam uważają za cud. Habila przebaczył swoim oprawcom. To dzięki niemu Bahdri doświadczył łaski przebaczenia i wreszcie odnalazł spokój.

Marhjon van Dalen, holenderska dziennikarka, wraz z rodziną spędziła 7 lat w Azji, między innymi w Pakistanie. By napisać tę książkę, jesienią 2014 roku wyjechała do Nigerii, gdzie spotkała się z ofiarami i ich oprawcami.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8065-137-1
Rozmiar pliku: 4,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Lot do Jos

Przed chwi­lą ni­ge­ryj­ska ste­war­des­sa roz­da­ła pa­sa­że­rom to­reb­ki z orzesz­ka­mi ziem­nymi. Po­cią­gam łyk soku z kar­to­ni­ka i wy­glą­dam przez okno sa­mo­lo­tu. W dole roz­cią­ga się las tro­pi­kal­ny. Tu i ów­dzie wi­dać po­la­ny, a na nich grup­ki brą­zo­wych chat krytych li­ść­mi. W gę­stwi­nie drzew wije się wiel­ka rze­ka. Przed dwudzie­sto­ma mi­nuta­mi wy­star­to­wa­li­śmy z lot­ni­ska w La­gos, naj­więk­szej aglo­me­ra­cji w Afryce, a na­szym ce­lem jest po­ło­żo­ne w głę­bi lądu mia­sto Jos.

W ma­łym sa­mo­lo­cie za­ję­ta jest chyba tyl­ko po­ło­wa miejsc; je­stem je­dyną Eu­ro­pej­ką na po­kła­dzie. W rzę­dzie przede mną sie­dzi kor­pulent­na ko­bie­ta w błysz­czą­cej, brą­zo­wej su­kien­ce i czep­ku z tego sa­me­go ma­te­ria­łu. Jest zupeł­nie po­grą­żo­na w lek­turze. Na jej ko­la­nach wi­dzę duży eg­zem­plarz Bi­blii. At­mos­fe­ra w sa­mo­lo­cie jest po­god­na, jed­nak w pew­nej chwi­li ma­szyna wpa­da w tur­bu­len­cje. Z ust pa­sa­że­rów wy­do­bywa się gło­śne „Aja­ja­aaj!”. Nad na­szymi gło­wa­mi za­pa­la­ją się lamp­ki z na­pi­sem „Za­piąć pasy”. Łup! Sa­mo­lot nadal ob­ni­ża lot, bynajm­niej nie ła­god­nie. Pa­trzę przez okno i wi­dzę, że po­wie­trze nad pusz­czą jest te­raz ciem­ne i peł­ne pyłu. Le­ci­my pro­sto w tro­pi­kal­ną bu­rzę. Nie­bo przed nami prze­szywa­ją błyska­wi­ce. Czuję, jak wzra­sta mi po­ziom ad­re­na­li­ny we krwi. Przed ocza­mi sta­ją mi, wciąż świe­że, ob­ra­zy MH17. Wi­dok wiel­kich, dy­mią­cych, roz­rzuco­nych po polu ka­wał­ków wra­ku wstrzą­snął całą Ho­lan­dią. Czyż­by to był mój ostat­ni lot? I po co w ogó­le pcham się do Ni­ge­rii?

W naj­bliż­szych ty­god­niach będę mia­ła za za­da­nie prze­pro­wa­dzić wy­wia­dy z ludź­mi, któ­rzy sta­li się ofia­ra­mi is­la­mi­stycz­nej or­ga­ni­za­cji ter­ro­rystycz­nej Boko Ha­ram. Eks­tre­mi­ści zdo­byli moc­ny przy­czó­łek w pół­noc­nej Ni­ge­rii i do­pu­ści­li się w ostat­nich la­tach mor­dów na ty­sią­cach lu­dzi: tyl­ko od po­cząt­ku roku 2014 Amne­sty In­ter­na­tio­nal od­no­to­wa­ła 5500 cywil­nych ofiar. Czę­sto są to na­uczycie­le lub urzęd­ni­cy pań­stwo­wi, ich bo­wiem ter­ro­ry­ści zwal­cza­ją ze szcze­gól­ną bez­względ­no­ścią. Po­wszech­nym ce­lem ata­ków Boko Ha­ram są rów­nież chrze­ści­ja­nie, ich wia­ra stoi bo­wiem w sprzecz­no­ści z ideą is­lam­skie­go ka­li­fa­tu, ja­kim or­ga­ni­za­cja ogło­si­ła pół­noc­ną część kra­ju.

Szo­kuje mnie za­rów­no wy­so­ka licz­ba ofiar śmier­tel­nych, jak i nie­wy­po­wie­dzia­ne cier­pie­nie to­wa­rzyszą­ce śmier­ci każ­dej z nich. W pra­sie ho­len­der­skiej tym wy­da­rze­niom po­świę­ca się co naj­wyżej krót­ki ko­mu­ni­kat na ostat­niej stro­nie; tym bar­dziej chcę po­znać hi­sto­rie, ja­kie kryją się za prze­ra­ża­ją­cymi licz­ba­mi. Jak Boko Ha­ram zmie­ni­ła życie prze­cięt­ne­go Ni­ge­ryj­czyka? Ja­kim cu­dem ni­ge­ryj­ski Ko­ściół trwa jesz­cze, po­mi­mo kam­pa­nii strasz­li­wej prze­mo­cy? Na te wła­śnie pyta­nia będę w naj­bliż­szych ty­god­niach szukać od­po­wie­dzi.

Swo­je po­szuki­wa­nia roz­po­czynam w domu ni­ge­ryj­skie­go chrze­ści­ja­ni­na Ha­bi­li Ada­mu, któ­re­mu bo­jów­ka­rze Boko Ha­ram strze­li­li z bli­ska w gło­wę, a na­stęp­nie po­rzuci­li jego cia­ło, prze­ko­na­ni, że ofia­ra nie żyje. Mam na­dzie­ję, że za po­śred­nic­twem Ha­bi­li zdo­łam do­trzeć rów­nież do in­nych ofiar ter­ro­rystów.

Na­zwa „Boko Ha­ram” ozna­cza: „za­chod­nia edu­ka­cja to świę­to­kradz­two”. Wy­glą­da na to, że opór wo­bec Za­cho­du, któ­ry su­ge­ruje na­zwa ugrupo­wa­nia, za­czyna się bu­dzić jesz­cze przed moim lą­do­wa­niem w Jos. Gdzież to ja czyta­łam, że nie po­win­no się rzucać wy­zwa­nia lo­so­wi?

„Aja­ja­aaj!” – okrzyki prze­ra­że­nia sta­ją się z każ­dą chwi­lą do­no­śniej­sze. Sa­mo­lot nadal ob­ni­ża lot; nie­bez­piecz­nie prze­chyla się na bok, a po­tem na drugi. Od­no­szę wra­że­nie, że wi­cher bez­ład­nie mio­ta ma­szyną. Prze­suwa­my się na swo­ich sie­dze­niach to w pra­wo, to w lewo. Pani w błysz­czą­cej suk­ni za­czyna mo­dlić się na głos:

– Pa­nie Jezu, ura­tuj nas! Wy­po­wiedz tyl­ko sło­wo, a du­chy po­wie­trza usłucha­ją Cię. Jezu, o Jezu…

Na­pię­cie wśród pa­sa­że­rów ro­śnie. Do mo­dli­twy przy­łą­cza­ją się ko­lej­ne gło­sy, gwar na­ra­sta. Ku nie­za­do­wo­le­niu ste­war­des­sy sie­dzą­cy za mną nie­na­gan­nie ubra­ny dżen­tel­men igno­ruje na­kaz za­pię­cia pa­sów i zaj­mu­je całe przej­ście, sta­ra­jąc się klę­czeć tak na­boż­nie, jak tyl­ko na to po­zwa­la roz­ko­łysa­ny sa­mo­lot.

– Al­la­hu ak­bar! Al­lah jest wiel­ki – mam­ro­cze ci­cho, bi­jąc po­kło­ny do zie­mi.

Gro­te­sko­wość tej sy­tua­cji obez­wład­nia mnie. Czy kie­dykol­wiek do­trze­my do Jos? Nie je­stem tego taka pew­na. Może nasz ko­niec jest już bli­ski…

Na­gle tur­bu­len­cje ustę­pują jak za do­tknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdż­ki. Wiatr uspo­ka­ja się, a gło­śni­ki znów za­czyna­ją dzia­łać. Przez chwi­lę coś w nich trzesz­czy, a po­tem do­cie­ra do nas ner­wo­wy głos:

– Pa­nie i pa­no­wie, mówi wasz ka­pi­tan. Przed chwi­lą mu­sie­li­śmy omi­nąć gwał­tow­ną bu­rzę i zmie­nić kurs. Le­ci­my do Abu­dży, gdzie bę­dzie­my mie­li mię­dzylą­do­wa­nie. Po­cze­ka­my tam, aż po­go­da po­pra­wi się na tyle, byśmy mo­gli bez­piecz­nie kon­tynuo­wać lot do Jos.

– Dzię­ki Ci, Jezu! – okrzyk damy z Pi­smem Świę­tym wy­peł­nia całą ka­bi­nę pa­sa­żer­ską.

– Amen! – od­po­wia­da chó­rem część po­dróż­nych.

„Wi­taj w Ni­ge­rii!” – myślę z wes­tchnie­niem ulgi.

Cho­dzi o lot Ma­lay­sia Air­li­nes 17 z Am­ster­da­mu do Kua­la Lum­pur, któ­re­go kod to MH17; w lip­cu 2014 r. sa­mo­lot le­cą­cy na tej tra­sie roz­bił się na Ukra­iną. Więk­szość ofiar ka­ta­stro­fy sta­no­wi­li Ho­len­drzy – ro­da­cy au­tor­ki .
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: