Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zaporożec - ebook

Data wydania:
1 lutego 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,90

Zaporożec - ebook

Powieść znakomitego XIX-wiecznego autora, opowiadająca o Polsce i Ukrainie czasów saskich.

To opowieść o zawikłanych losach rodzinnych, poruszająca także wiele interesujących niuansów dawnej obyczajowości i prawa.

 

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63086-15-2
Rozmiar pliku: 626 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ XI. W sa­mej rze­czy, Ja­kób znaj­do­wał się w Si­czy, sto­li­cy Za­po­ro­ża, i sie­dli­sku jego wyż­szych władz. Wszyst­kie stan­ni­ce, przez któ­re prze­jeż­dżał, po­cząw­szy od Gar­dy, gdzie była gra­ni­ca Za­po­ro­ża od za­cho­du. nie były to ani mia­stecz­ka, ani wsie. W nich ża­den dom miesz­kal­ny, ani cha­łu­pa nie po­ka­zy­wa­ły się; na­zy­wa­no je ku­rze­nia­mi. Były to zbio­ry zie­mia­nek rzu­co­nych w róż­nych kie­run­kach, nad któ­re­mi wzno­si­ły się szo­py o trzy łok­cie nad zie­mią. Wszedł­szy pod szo­pę, spusz­czać się trze­ba było w dół, gdzie były nie tyl­ko miesz­ka­nia, ale staj­nie, wo­zow­nie i śpi­chrze. Za­po­ro­żec, je­że­li był u sie­bie, żył w cią­głej ciem­no­ści, bo na­wet ogień, przy któ­rym wa­rzył swo­ję stra­wę dzien­ną, świa­tła nie rzu­cał, a tyl­ko tlał i dy­mił; gdyż, jak wia­do­mo, na tych ste­pach je­dy­nym opa­łem są ce­gieł­ki z gno­ju by­dlę­ce­go, na słoń­cu wy­su­szo­ne.

Z tego cią­głe­go ży­cia w ciem­nych ziem­lan­kach, wy­ni­ka­ły dwa skut­ki: pierw­szy, że Za­po­ro­żec tra­cił wszel­ki po­ciąg do ży­cia spo­koj­ne­go, bo jego miesz­ka­nie było pod­ziem­nem wię­zie­niem, gdzie ni­g­dy pro­mień słoń­ca nie do­cho­dził. Jak inny żoł­nierz w po­cho­dach tę­sk­ni za ro­dzin­ną strze­chą, tak Za­po­ro­żec tę­sk­nił w swo­jej sie­dzi­bie za wy­pra­wą wo­jen­ną, bo w niej tyl­ko uży­wał peł­nej swo­bo­dy. I w rze­czy sa­mej, przez po­ło­wę roku omal że Sicz i ku­rze­nie od niej za­wi­słe nie były pu­ste. Prócz star­ców, cho­rych i lu­dzi nie­zbęd­nych dla stra­ży, cała mło­dzież plą­dro­wa­ła po­gra­nicz­ne czę­ści, bądź Ros­syi, bądź Pol­ski, i za­pusz­cza­ła się na­wet dość głę­bo­ko w po­sia­dło­ści len­ne, a na­wet bez­po­śred­nie wiel­kie­go Pa­dy­sza­cha. Do­pie­ro w je­sie­ni wra­ca­ła do swo­ich le­go­wisk, i tam aż do koń­ca ru­skie­go maja od­po­czy­wa­ła. W cza­sie zi­mo­wym Za­po­ro­żec, póki na nie­go nie przy­szła ko­lej od­by­wa­nia służ­by za­ło­go­wej, któ­ra do­peł­nia­ła się z naj­więk­szą ści­sło­ścią, nie wy­ła­ził ze swo­jej ziem­lan­ki, chy­ba dla przy­nie­sie­nia so­bie go­rzał­ki, lub aby w cer­kwi po­mo­dlić się Bogu we­dle ob­rząd­ku wschod­nie­go. Resz­tę dnia tra­wił w swo­jej ja­dź­wi­nie, i zaj­mo­wał się go­spo­dar­stwem, a bę­dąc ra­zem i go­spo­da­rzem i go­spo­dy­nią, sam mu­siał piec chleb, wa­rzyć stra­wę, doić kro­wy i prać bie­li­znę, bo w ca­lem Za­po­ro­żu, ko­bie­ty na le­kar­stwo do­stać nie moż­na było.

Dru­gi sku­tek ta­ko­we­go try­bu ży­cia był, że Za­po­ro­żec wiel­ką część roku przy­wy­kły żyć w ciem­no­ści, na­bie­rał dziw­nej sprę­ży­sto­ści w oku. Pod­czas wy­praw, w nocy naj­ciem­niej­szej, o kil­ka­dzie­siąt kro­ków przed sobą, jak­by we dnie, a może jesz­cze wy­raź­niej roz­po­zna­wał przed­mio­ty. Nie­wi­dzia­ny od pocz­tów, mógł ła­two wy­ra­cho­wać ilość wo­ja­ków, któ­rzy je skła­da­li; ztąd nie moż­na było ochro­nić się od jego na­pa­du, pod­czas kie­dy nie było po­do­bień­stwa jego sa­me­go po­dejść. Za­po­roż­ce byli to lą­do­wi ka­wa­le­ro­wie Mal­tań­scy oso­bliw­sze­go ro­dza­ju. I trze­ba było ge­niu­szu i szczę­ścia, aby tak pręd­ko i z taką ła­two­ścią znieść zgra­ję od­waż­ną, prze­ni­kli­wą, sil­ną, a przy­wią­za­ną do ustaw krę­pu­ją­cych wolę oso­bi­stą nad­zwy­czaj­ną kar­no­ścią, utrzy­mu­ją­cą w niej du­cha wo­jow­ni­cze­go. Moż­na po­wie­dzieć, że do­pie­ro od znie­sie­nia Za­po­ro­ża, Ukra­ina za­chod­nia za­czę­ła od­dy­chać i bez­piecz­nie roz­wi­jać w po­stę­pie rol­nic­two i prze­mysł.

Oprócz cer­kwi, dom­ku księ­dza, ma­ga­zy­nu w któ­rym sza­fo­wa­no ko­za­kom go­rzał­kę, i kil­ku do­mów a ra­czej cha­łup dla róż­nych urzęd­ni­ków, w żad­nem ku­rze­niu bu­dow­li wi­docz­nej nie było. A ta­kich ku­rze­ni było czter­dzie­ści. Z każ­de­go pięć­set ko­za­ków na wart­kich ko­niach i do­brze uzbro­jo­nych, było go­to­wych do po­cho­du na każ­de za­wo­ła­nie ko­szo­we­go, bo ta­kie na­zwi­sko no­si­ła god­ność naj­wyż­sze­go na­czel­ni­ka tej spo­łecz­no­ści, a ten nad nią roz­cią­gał sa­mo­wład­ną wolę, bo był pa­nem ży­cia i śmier­ci każ­de­go jemu pod­wład­ne­go.

Każ­dy ku­rzeń skła­dał pułk pod na­czel­nic­twem Ata­ma­na, a pod nim As­sau­ło­wie i Cho­ru­żo­wie do­wo­dzi­li od­dzia­ła­mi tego puł­ku. Ku­rze­nie czy­li puł­ki no­si­ły na­zwi­ska mia­ste­czek ukra­iń­skich, naj­czę­ściej na pra­wym brze­gu Dnie­pru po­ło­żo­nych, i tak był pułk Kor­suń­ski, Smi­lań­ski, Czeh­ryń­ski i tak da­lej. W Si­czy była cha­łu­pa ob­szer­na ko­szo­we­go; przy niej sad i pa­sie­ka, wiel­ka mu­ro­wa­na staj­nia, wie­le drew­nia­nych za­bu­do­wań go­spo­dar­skich i czter­dzie­ści ogrom­nych kar­czem mu­ro­wa­nych, bo każ­dy pułk miał swo­ją karcz­mę, do któ­rej ofi­ce­ro­wie i sze­re­go­wi za­jeż­dża­li w cza­sie swe­go po­by­tu w Si­czy, gdzie za­wsze z ko­lei stał je­den pułk; w tej karcz­mie sza­fo­wa­no im ja­dło i go­rzał­kę.

Te karcz­my czwo­ro­bok ob­szer­ny skła­da­ły, po­śród któ­re­go sta­ła wiel­ka so­bor­na cer­kiew. Jako się po­wie­dzia­ło, Za­po­roż­ce pu­blicz­nie trzy­ma­li się ob­rząd­ku wschod­nie­go, ale o ich re­li­gii trud­no są­dzić. Zgra­ja wy­chodź­ców z róż­nych na­ro­dów, zwią­za­na dla ra­bun­ku, w rze­czy sa­mej głę­bo­kich uczuć re­li­gij­nych mieć nie mo­gła. Na­ro­dy ru­skie ota­cza­ją­ce Za­po­ro­że wie­dzia­ły do­brze, że tego ko­zac­twa cer­kwie od żad­nej pra­wej wła­dzy du­chow­nej nie były za­wi­słe, że ża­den pop na Si­czy nie był in­sta­lo­wa­ny od bi­sku­pa, ale jaki taki uni­ta czy pra­wo­sław­ny, z pra­wej lub le­wej stro­ny Dnie­pru, roz­strzy­żo­ny za złe pro­wa­dze­nie, albo ja­kiś tro­chę oczy­ta­ny awan­tur­nik, włó­czę­ga, któ­re­go na­masz­cze­nie ule­ga­ło wąt­pli­wo­ści. Ztąd lud ru­ski ich ota­cza­ją­cy, w związ­ku re­li­gij­nym z nie­mi nie zo­sta­wał, za nic do ich cer­kwi by nie wstą­pił, i brzy­dził się nie­mi, da­jąc im po­gar­dli­we na­zwa­nie Ro­skol­ni­ków.

W każ­dym ku­rze­niu była wy­so­ka mo­gi­ła, na niej sza­niec mały czwo­ro­bocz­ny, i jed­na ar­ma­ta mier­ne­go ka­li­bru. Na przy­pa­dek na­pa­du, cza­ta naj­wię­cej na przo­dzie po­sta­wio­na da­wa­ła ostrze­gaw­czy ka­ra­bi­no­wy strzał, któ­ry się po­wta­rzał aż do ku­rze­nia, a do­pie­ro ar­ma­ta na mo­gi­le, tym spo­so­bem ostrze­żo­na, da­wa­ła ognia. Na to ha­sło wszyst­ko z pod zie­mi wy­ła­zi­ło, cała lud­ność ku­rze­nia była pod bro­nią, i na­past­nik miał prze­ciw so­bie ty­siąc głów przy­naj­mniej do­sko­na­łe­go żoł­nie­rza. Ale ta­ko­we na­pa­dy ist­nia­ły w po­da­niach tyl­ko Za­po­ro­ża. Ostat­ni był uczy­nio­ny przez Krym­skich Ta­ta­rów pod ko­niec XVII stu­le­cia, ale zo­stał sro­mot­nie od­par­ty; od­tąd ni­ko­mu przez myśl nie prze­szło szu­kać Za­po­roż­ców w ich le­go­wi­skach; każ­dy rad, je­że­li od nich nie był na­wie­dza­ny, a w epo­ce o któ­rej pi­szę, były o to cie­ka­we ukła­dy dy­plo­ma­tycz­ne mię­dzy ko­szo­we­mi a eko­no­mia­mi nie­któ­rych ma­gna­tów na Ukra­inie.

Sama Sicz, sto­li­ca Za­po­ro­ża, przed­sta­wia­ła ob­raz mia­stecz­ka pol­skie­go, zło­żo­ne­go zwy­kle z kil­ku kar­czem i kil­ku cha­łup, no­szą­cych szum­niej­sze na­zwi­sko dwor­ków. Przy­tem Sicz była ga­tun­kiem twier­dzy, bo wo­ko­ło opa­sa­na wa­łem wzno­szą­cym się nad dość głę­bo­kim i sze­ro­kim ro­wem, a na wa­łach były ostro­ko­ły, z po za któ­rych wy­glą­da­ły sa­mo­pa­ły, a na­wet dzia­ła. Wśród ste­pu oto­czo­na ku­rze­nia­mi, sie­dzi­bą bit­ne­go ludu, Sicz była do­sta­tecz­nie sil­na, aby się nie bać na­pa­du, ile że nie moż­na było po­my­śleć o jej zdo­by­ciu, nie znisz­czyw­szy wprzó­dy ku­rze­ni oko­licz­nych, cze­go nie było po­do­bień­stwa do skut­ku do­pro­wa­dzić.

Wszyst­ko w Si­czy oznaj­my­wa­ło lud wo­jow­ni­czy. Wszy­scy byli uzbro­je­ni; co kro­ku spo­ty­ka­ło się z od­dzia­ła­mi kon­ne­mi, przed każ­dym nie­mal dwor­kiem stał szyl­dwach, a miesz­ka­nie ko­szo­we­go moż­na było po­znać nie tyle przez jego oka­za­łość, ile że dwa szyl­dwa­chy sta­ły przed wej­ściem, a o kil­ka­na­ście kro­ków war­ta głów­na, za­cią­gnię­ta przez po­dwój­ną sot­nię. Służ­ba od­by­wa­ła się z nndzwy­czaj­ną ści­sło­ścią. Było to wi­do­wi­sko zu­peł­nie nowe dla Ja­kó­ba, gdyż nic po­dob­ne­go nic wi­dział w po­sia­dło­ściach rze­czy­po­spo­li­tej.

Sa­nie, któ­re go wio­zły pod kon­wo­jem, za­trzy­ma­ły się przed dwor­kiem dość schlud­nym. Jak się po­ka­za­ło, było to miesz­ka­nie Kul­bi­dy, któ­ry z kil­ko­ma in­ne­mi do­świad­czo­ne­mi ko­za­ka­mi, był uży­wa­ny do szcze­gól­nych po­ru­czeń ko­szo­we­go. Były to waż­ne oso­by w Si­czy, bo peł­ne za­ufa­nie naj­wyż­sze­go wo­dza po­sia­da­ły i skła­da­ły głów­ną jego radę, a mię­dzy nimi Kul­bi­da był za­szczy­co­ny naj­szcze­gól­niej­sze­mi wzglę­da­mi, tak, że w ca­lem Za­po­ro­żu mó­wio­no, że ko­szo­wy nie miał żad­nej my­śli, któ­rej­by jemu nie po­wie­rzył.

Gdy więc za­je­cha­li przed jego cha­tę, Kul­bi­da zsiadł z ko­nia, wszedł do izby, i śpiesz­nie z niej wy­szedł na przy­ję­cie Ja­kó­ba, trzy­ma­jąc misę, w któ­rej był ka­wał chle­ba ra­zo­we­go i sól, sto­sow­nie do oby­cza­ju ru­skie­go w przy­ję­ciu prze­moż­ne­go go­ścia. To nie­ma­łe wra­że­nie spra­wi­ło na ko­zac­twie ich ota­cza­ją­cem, i za­raz po­my­śle­li so­bie, że to musi być ja­kaś zna­mie­ni­ta oso­ba, kie­dy wy­so­ki dy­gni­tarz Si­czy wy­stę­pu­je do nie­go z chle­bem i solą. Mało na tem, ale jesz­cze Kul­bi­da po­dał mu rękę, i z gło­wą schy­lo­ną wpro­wa­dził go przed sobą do izby.

Tam zo­staw­szy z go­ściem sam na sam, po­wie­dział mu:

— Pa­nie, oto two­je miesz­ka­nie, w któ­rem już nie je­stem go­spo­da­rzem, ale pierw­szym two­im słu­gą. Co tyl­ko za­żą­dasz, po­wiedz mi, a ja wszel­kich usil­no­ści przy­ło­żę, aby każ­dy jego roz­kaz był speł­nio­ny. Te­raz mu­szę odejść do ko­szo­we­go, aby mu się opo­wie­dzieć z na­szej po­dró­ży i przy­jąć jego roz­ka­zy. Pan masz dwóch ko­za­ków na swo­jej usłu­dze; ra­dził­bym panu ka­zać so­bie przy­nieść her­ba­ty, jest-to na­pój w wa­szej Pol­sce nie­zna­ny, a wiel­ce orzeź­wia­ją­cy, kie­dy siły po zno­ju cięż­kim omdle­wać za­czy­na­ją. Pan mu­sia­łeś się zmę­czyć po­dró­żą kil­ko­dnio­wą bez żad­ne­go spo­czyn­ku. Niech pan więc ogrze­je się her­ba­tą, a po­tem po­ło­ży; oto jest łóż­ko po­sła­ne, a choć dla nas Za­po­roż­ców kul­ba­ka po­dusz­ką, zie­mia pier­na­tem, a rosa nie­bie­ska koł­drą, wi­dzi pan, że na­szych go­ści, zwłasz­cza tak sza­now­nych ja­kim pan je­steś, umie­my przy­jąć nie­co wy­kwint­niej­szą po­ścioł­ką.

Ja­kób nic nie od­po­wie­dział, na­wet nie wie­le uwa­żał co mu Kul­bi­da mó­wił, a tyl­ko roz­bie­rał w my­śli wszyst­ko, co się z nim dzia­ło i ja­kie być mo­gło jego dal­sze prze­zna­cze­nie. Tym­cza­sem Kul­bi­da ka­zał po­dać her­ba­tę, na­lał dwie spo­re szklan­ki, jed­nę ofia­ro­wał Ja­kó­bo­wi, któ­ry ją ma­chi­nal­nie przy­jął, a sam ni­ziu­teń­ko się skło­niw­szy, ki­pią­cy na­pój trze­ma hau­sta­mi wy­próż­nił, sto­su­jąc się do oby­cza­ju na Rusi roz­po­wszech­nio­ne­go, gdzie go­spo­darz czę­stu­ją­cy go­ścia, sam pier­wej spo­ży­wa, czy ze szklan­ki, czy z misy, część ja­dła i na­po­ju, aże­by go prze­ko­nać, że nie ma zdra­dy. Pan Ja­kób po­znał się pierw­szy raz z her­ba­tą, i cho­ciaż mu się wy­da­ła cierp­ką, taką czuł po­trze­bę ogrza­nia żo­łąd­ka, że ry­chło po­szedł za przy­kła­dem Kul­bi­dy.

Ten za­wo­łał ko­za­ka i po­ka­zu­jąc go Ja­kó­bo­wi, po­wie­dział:

— Oto jest na dziś słu­ga nie­od­stęp­ny pań­ski; jemu więc da­waj pa­nie roz­ka­zy, a jak odej­dzie, jest tam dru­gi ko­zak, abyś pan ani chwi­li bez usłu­gi nie zo­sta­wał. Że­gnam pana, bo śpie­szę do ko­szo­we­go, któ­ry ocze­ku­je przy­by­cia pań­skie­go; ale jak do­brze wy­pocz­niesz z po­dró­ży, będę ‘panu słu­żył. Nie odej­dę ztąd, póki pana nie po­ło­żę w tem łóż­ku. A do Ko­za­ka: — Na­ruż­ny! roz­bie­raj pana.

Ja­kób był jak pi­ja­ny, bo nie wie­dział i zro­zu­mieć nie mógł, co się z nim dzie­je, i co na­dal z nim dziać się bę­dzie. Wi­dział oko­ło sie­bie życz­li­wość, ale nie­mniej to, iż uży­cie wła­snej woli jest mu od­ję­te; zresz­tą był zmę­czo­ny, sen mu kle­ił po­wie­ki. Dał się więc ro­ze­brać jak dziec­ko, po­ło­żył się w łóż­ko, po­dał rękę na do­bra­noc Kul­bi­dzie, któ­ry ją uca­ło­wał z usza­no­wa­niem, i twar­do za­snął, nim Kul­bi­da wy­szedł ze swo­jej sie­dzi­by.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: