Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Christianitas - od rozkwitu do kryzysu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
24,90

Christianitas - od rozkwitu do kryzysu - ebook

Niniejsza książka jest opowieścią o kryzysie. Tym najpoważniejszym, bo dotykającym sfery ducha, kryzysie naszego kręgu cywilizacyjnego ukształtowanego przez chrześcijaństwo przekazane ludom Europy przez Kościół rzymski.

 

Jaka jest przyczyna tego kryzysu, alias kto lub co za tym stoi? Niniejsza książka nie rości sobie najmniejszych nawet pretensji do wyczerpania tego tematu. Autor stoi jednak na stanowisku, że w historii nic nie jest dane raz na zawsze i nic nie jest zdeterminowane. Nie rządzą nami jakieś bezosobowe siły z kategorii „obiektywnych praw dziejowych” lub duchy o nieokreślonej proweniencji („duch postępu”, „duch soboru”).

 

Kryzys, o którym mowa, dotyczy ludzi i został przez ludzi wywołany. Przez konkretne decyzje polityczne (forsujące np. laicyzację lub prące do rewolucji), przez konkretne idee polityczne i propagandowe narracje, które nie wzięły się znikąd, wreszcie przez zakulisowe działanie zorganizowanych grup nacisku (np. masoneria). Nie chodzi tu bynajmniej o jakąś zwulgaryzowaną teorię spisku, choć ta ostatnia – wskazując na działania konkretnych ludzi lub grup – jest o wiele mniej uwłaczająca dla rozumu ludzkiego, aniżeli pogląd wskazujący, że światem rządzą jakieś bezosobowe moce.

 

Święty papież wielokrotnie zwracał uwagę – o czym piszemy w książce – na wszechstronność kryzysu współczesnego Zachodu, a tym samym i zagrożeń, wobec których stoi Kościół przełomu drugiego i trzeciego tysiąclecia. Dzisiaj jeden z następców św. Jana Pawła II abdykuje, bo „osłabły siły ducha” (Benedykt XVI), a drugi twierdzi, że najpoważniejszym problemem Kościoła w dwudziestym pierwszym wieku jest… „bezrobocie młodych” i abdykuje ze sprawowania Urzędu Nauczycielskiego, mówiąc: „Kim jestem, by ich sądzić”.

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61344-80-3
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Ni­niej­sza książ­ka jest o kry­zy­sie. Tym naj­po­waż­niej­szym, bo do­ty­ka­ją­cym sfe­ry du­cha, kry­zy­sie na­sze­go krę­gu cy­wi­li­za­cyj­ne­go ukształ­to­wa­ne­go przez chrze­ści­jań­stwo prze­ka­za­ne lu­dom Eu­ro­py przez Ko­ściół rzym­ski. Na­sze cza­sy są świad­kiem znacz­ne­go przy­spie­sze­nia i po­głę­bie­nia zja­wisk kry­zy­so­wych. Zmie­nia się po­stać tego świa­ta – co­raz szyb­ciej i w co­raz gor­szym kie­run­ku.

Świę­ty Jan Pa­weł II już w 1982 roku mó­wił: „Duch tego świa­ta pra­gnął­by, by­śmy ska­pi­tu­lo­wa­li w naj­bar­dziej pod­sta­wo­wych za­sa­dach ży­cia chrze­ści­jań­skie­go. Dziś, jak ni­g­dy przed­tem, pod­sta­wo­we praw­dy wia­ry są kwe­stio­no­wa­ne, a war­to­ści ety­ki chrze­ści­jań­skiej ata­ko­wa­ne i ośmie­sza­ne. Rze­czy, któ­re bu­dzi­ły obu­rze­nie po­przed­niej ge­ne­ra­cji, te­raz za­pi­sa­ne są w księ­gach usta­wo­daw­czych spo­łe­czeń­stwa! Te pro­ce­sy na­le­żą do zja­wisk naj­więk­szej wagi i nie moż­na ich nie do­strze­gać, nie udzie­la­jąc na nie od­po­wie­dzi, ani też nie wy­star­czy tu ba­nal­na od­po­wiedź. Spra­wy o tak wiel­kiej do­nio­sło­ści wy­ma­ga­ją peł­nej uwa­gi na­sze­go chrze­ści­jań­skie­go su­mie­nia”.

Od cza­su, gdy pa­pież z Pol­ski wy­po­wia­dał te sło­wa, mi­nę­ło po­nad trzy­dzie­ści lat, wy­ro­sło cał­kiem nowe po­ko­le­nie Eu­ro­pej­czy­ków, czy sze­rzej – lu­dzi Za­cho­du, któ­re mie­rzy się nie tyl­ko z „kul­tu­rą abor­cji” i „kul­tu­rą an­ty­kon­cep­cji”, ale z co­raz sil­niej­szy­mi wy­sił­ka­mi w kie­run­ku ra­dy­kal­nej „de­kon­struk­cji” ro­dzi­ny, płci oraz isto­ty ludz­kiej. Któż by się spo­dzie­wał jesz­cze parę lat temu, że na sy­no­dzie bi­sku­pów w Wa­ty­ka­nie z du­żym tru­dem uda się od­rzu­cić po­my­sły do­war­to­ścio­wu­ją­ce de­wia­cje i cu­dzo­łó­stwo. Jak po­ka­zał sy­nod z paź­dzier­ni­ka 2014 roku, więk­szość bi­sku­pów uwa­ża, że trze­ba iść w tym no­wym „kie­run­ku dusz­pa­ster­skiej wraż­li­wo­ści”. Za­bra­kło je­dy­nie więk­szo­ści kwa­li­fi­ko­wa­nej.

Świę­ty pa­pież wie­lo­krot­nie zwra­cał uwa­gę – o czym pi­sze­my w książ­ce – na wszech­stron­ność kry­zy­su współ­cze­sne­go Za­cho­du, a tym sa­mym i za­gro­żeń, wo­bec któ­rych stoi Ko­ściół prze­ło­mu dru­gie­go i trze­cie­go ty­siąc­le­cia. Dzi­siaj je­den z na­stęp­ców św. Jana Paw­ła II ab­dy­ku­je, bo „osła­bły siły du­cha” (Be­ne­dykt XVI], a dru­gi twier­dzi, że naj­po­waż­niej­szym pro­ble­mem Ko­ścio­ła w dwu­dzie­stym pierw­szym wie­ku jest… „bez­ro­bo­cie mło­dych” i ab­dy­ku­je ze spra­wo­wa­nia Urzę­du Na­uczy­ciel­skie­go, mó­wiąc: „Kim je­stem, by ich są­dzić”.

Tak wy­glą­da ka­pi­tu­la­cja wo­bec praw­dzi­we­go pro­ble­mu (kry­zy­su cy­wi­li­za­cji chrze­ści­jań­skiej] przy­kry­wa­na te­ma­ta­mi za­stęp­czy­mi z ro­dza­ju po­ka­zo­wej „wal­ki z ubó­stwem”. Któ­ryż to z Apo­sto­łów tak bar­dzo trosz­czył się o los bied­nych, że prze­li­czał war­tość dro­go­cen­ne­go olej­ku wy­la­ne­go na sto­py Pana na war­tość fun­du­szu po­mo­co­we­go dla ubo­gich? A Pan mówi: „Ubo­gich za­wsze mieć bę­dzie­cie”.

Jaka jest przy­czy­na tego kry­zy­su, alias kto lub co za tym stoi? Ni­niej­sza książ­ka nie ro­ści so­bie naj­mniej­szych na­wet pre­ten­sji do wy­czer­pa­nia tego te­ma­tu. Au­tor stoi jed­nak na sta­no­wi­sku, że w hi­sto­rii nic nie jest dane raz na za­wsze i nic nie jest zde­ter­mi­no­wa­ne. Nie rzą­dzą nami ja­kieś bez­oso­bo­we siły z ka­te­go­rii „obiek­tyw­nych praw dzie­jo­wych” lub du­chy o nie­okre­ślo­nej pro­we­nien­cji („duch po­stę­pu”, „duch so­bo­ru”).

Kry­zys, o któ­rym mowa, do­ty­czy lu­dzi i zo­stał przez lu­dzi wy­wo­ła­ny. Przez kon­kret­ne de­cy­zje po­li­tycz­ne (for­su­ją­ce np. la­icy­za­cję lub prą­ce do re­wo­lu­cji], przez kon­kret­ne idee po­li­tycz­ne i pro­pa­gan­do­we nar­ra­cje, któ­re nie wzię­ły się zni­kąd, wresz­cie przez za­ku­li­so­we dzia­ła­nie zor­ga­ni­zo­wa­nych grup na­ci­sku (np. ma­so­ne­ria]. Nie cho­dzi tu by­naj­mniej o ja­kąś zwul­ga­ry­zo­wa­ną teo­rię spi­sku, choć ta ostat­nia – wska­zu­jąc na dzia­ła­nia kon­kret­nych lu­dzi lub grup – jest o wie­le mniej uwła­cza­ją­ca dla ro­zu­mu ludz­kie­go, ani­że­li po­gląd wska­zu­ją­cy, że świa­tem rzą­dzą ja­kieś bez­oso­bo­we moce.

Praw­dą jest rów­nież mak­sy­ma imć pana Za­gło­by, że „nie masz ta­ko­wych ter­mi­nów, z któ­rych by vi­ri­bus uni­tis przy Bo­skich au­xi­liach pod­nieść nie moż­na”. Dla­te­go w cza­sach kry­zy­su spo­ty­ka­my wiel­kich obroń­ców chri­stia­ni­tas jako ładu cy­wi­li­za­cyj­ne­go – ty­ta­nów du­cha i in­te­lek­tu. Tak­że o nich jest ta książ­ka.

W książ­ce znaj­du­je się rów­nież blok tek­stów od­no­szą­cych się (tak­że w cha­rak­te­rze po­le­mik) do hi­sto­rii Pol­ski. Jed­nak w więk­szo­ści wy­pad­ków mó­wi­my tu­taj rów­nież o za­gad­nie­niach z na­szych dzie­jów, od­no­szą­cych się do kon­fron­ta­cji z prze­ja­wa­mi kry­zy­su za­chod­niej cy­wi­li­za­cji. Za­rów­no ko­mu­nizm, jak i na­ro­do­wy so­cja­lizm były re­zul­ta­ta­mi du­cho­we­go tąp­nię­cia, któ­re za­ist­nia­ło na Za­cho­dzie na dłu­go przed 1914 ro­kiem, a któ­re pa­pież Pius XII na­zwał „zbrod­nia­mi Ma­je­sta­tu wo­bec Chry­stu­sa Kró­la”.

Tek­sty, któ­re zło­ży­ły się na ni­niej­szą książ­kę, uka­zy­wa­ły się (choć nie wszyst­kie) w cią­gu kil­ku­na­stu lat na ła­mach pra­sy kon­ser­wa­tyw­nej w Pol­sce oraz na por­ta­lu PCh24. Nie jest to jed­nak ze­staw „od­grze­wa­nych ko­tle­tów”. Prze­wa­ża­ją­ca więk­szość tek­stów zo­sta­ła roz­bu­do­wa­na o nowe tre­ści. Nie­któ­re są zu­peł­nie nowe.

Grze­gorz Ku­char­czykHa­gia So­phia i Clu­ny – chrze­ści­jań­ska cy­wi­li­za­cja i bar­ba­rzyń­cy

Ko­cham ten ko­ściół i jego świę­te cho­rą­gwie,

Jego srebr­ne na­czy­nia i jego kan­de­la­bry,

Świa­tła, iko­ny, am­bo­nę.

Ile­kroć tam za­cho­dzę, do tego ko­ścio­ła Gre­ków,

Gdzie za­wsze czuć woń ka­dzi­dła,

Brzmią li­tur­gicz­ne śpie­wy,

A ka­pła­ni w or­na­tach lśnią­cych zło­ci­stym bla­skiem,

Kro­czą­cy uro­czy­ście, peł­ni są do­sto­jeń­stwa –

Po­wra­cam za­raz my­ślą do na­szej daw­nej świet­no­ści:

Do po­tę­gi Bi­zan­cjum.^(¹)

Przed nie­mal stu laty w ten spo­sób opi­sy­wał Ha­gię So­phię – nie­gdyś naj­więk­szą ba­zy­li­kę chrze­ści­jań­skie­go świa­ta, a od 1453 roku za­mie­nio­ną w me­czet – Grek z Alek­san­drii Kon­stan­di­nos Ka­wa­fis. Ten je­den z pięk­niej­szych wier­szy au­to­ra Ita­ki jest świa­dec­twem nie tyl­ko me­lan­cho­lii ogar­nia­ją­cej na wi­dok naj­wspa­nial­szej nie­gdyś świą­ty­ni ca­łe­go ka­to­lic­kie­go świa­ta zde­gra­do­wa­nej do roli me­cze­tu (a już nie­dłu­go, w 1934 r. – z woli Ke­ma­la Ata­tür­ka – do mu­zeum). To tak­że do­wód na to, że men­tal­ność współ­cze­snych – a z pew­no­ścią dwu­dzie­sto­wiecz­nych Gre­ków – zo­sta­ła ukształ­to­wa­na przez du­cho­we i kul­tu­ro­we dzie­dzic­two Bi­zan­cjum, a nie sta­ro­żyt­nej Hel­la­dy; po­wsta­ła ona nie tyle w cie­niu Par­te­no­nu ile ra­czej pod ko­pu­ła­mi Ha­gii So­phii.

Wspa­nial­sza niż świą­ty­nia Sa­lo­mo­na

Świą­ty­nia Mą­dro­ści Bo­żej – wy­bu­do­wa­na w la­tach 532–537 za pa­no­wa­nia naj­więk­sze­go ce­sa­rza bi­zan­tyj­skie­go Ju­sty­nia­na I Wiel­kie­go – była ka­te­drą pa­triar­chy Kon­stan­ty­no­po­la (do 1054 r. ka­to­lic­kie­go) i tra­dy­cyj­nym miej­scem ko­ro­na­cji bi­zan­tyj­skich ce­sa­rzy. Je­śli wie­rzyć re­la­cji Eu­ze­biu­sza z Ce­za­rei, ce­sarz Ju­sty­nian oso­bi­ście brał udział w pro­jek­to­wa­niu wspa­nia­łej ba­zy­li­ki, a do­kład­ne wska­zów­ki otrzy­my­wał z aniel­skim po­śred­nic­twem z nie­ba. Do hi­sto­rii prze­szły też sło­wa Ju­sty­nia­na, któ­ry po wej­ściu do ukoń­czo­nej ba­zy­li­ki miał wy­krzyk­nąć: „Sa­lo­mo­nie, prze­ści­gną­łem cię!”.

Ma­te­riał po­trzeb­ny do bu­do­wy pa­triar­szej i ce­sar­skiej ba­zy­li­ki ścią­ga­no z ca­łe­go ob­sza­ru wschod­nie­go ce­sar­stwa (cho­ciaż za Ju­sty­nia­na ce­sar­stwo było po­now­nie tyl­ko jed­no – ce­sarz od­zy­skał prze­cież nie tyl­ko Afry­kę Pół­noc­ną, ale rów­nież Ita­lię z Rzy­mem). Szla­chet­ny bu­du­lec pły­nął też z Egip­tu i Sy­rii. Wy­ko­rzy­sta­no rów­nież ko­lum­ny ze słyn­nej efe­skiej świą­ty­ni Ar­te­mi­dy (jed­ne­go z sied­miu cu­dów sta­ro­żyt­ne­go świa­ta).

Wspa­nia­łość Ha­gii So­phii była le­gen­dar­na: „Ogrom­na ko­pu­ła spo­czy­wa na nie­wy­so­kim tam­bu­rze (pod­bu­do­wie), nad któ­rym bie­gnie do­oko­ła zwar­ty ciąg okien, tak więc wnę­trze ko­ścio­ła jest peł­ne świa­tła, któ­re­go źró­dło i kie­ru­nek są w pierw­szej chwi­li nie­uchwyt­ne. Nocą oświe­tlał je ze­spół ży­ran­do­li za­wie­szo­nych na łań­cu­chach . Zwie­dza­ją­cy ma wra­że­nie, jak­by zgu­bił się w ol­brzy­miej pod­wod­nej gro­cie, ja­rzą­cej się świa­tłem, któ­re pły­nie z nie­wi­do­me­go źró­dła, i wy­ło­żo­nej lśnią­cy­mi ka­mie­nia­mi szla­chet­ny­mi”^(²). Do­kład­ny opis głów­ne­go oł­ta­rza, przy któ­rym Naj­święt­szą Ofia­rę spra­wo­wał tyl­ko pa­triar­cha, wspa­nia­łych mo­zaik oraz naj­więk­szych uro­czy­sto­ści ko­ściel­nych i pań­stwo­wych spra­wo­wa­nych w mu­rach tej świą­ty­ni od­naj­du­je­my w dzie­le ce­sa­rza Kon­stan­ty­na VII Por­fi­ro­ge­ne­ty De ca­ere­mo­niis, po­cho­dzą­cym z X wie­ku.

Ha­gia So­phia do­świad­cza­ła wszyst­kich dra­ma­tycz­nych wy­da­rzeń, któ­re były udzia­łem Kon­stan­ty­no­po­la – cho­dzi tu­taj by­naj­mniej nie tyl­ko o na­wie­dza­ją­ce mia­sto nad Bos­fo­rem sil­ne trzę­sie­nia zie­mi (jed­no z nich, już w 558 r. spo­wo­do­wa­ło za­wa­le­nie się cen­tral­nej ko­pu­ły ba­zy­li­ki Mą­dro­ści Bo­żej). Tak­że o sza­le­ją­cy w Bi­zan­cjum na prze­ło­mie VIII i IX wie­ku iko­no­klazm, któ­ry nie omi­nął rów­nież ba­zy­li­ki. Jego ofia­rą pa­dły wspa­nia­łe zło­ci­ste mo­zai­ki przed­sta­wia­ją­ce Chry­stu­sa, Mat­kę Bożą oraz świę­tych.

Wraz z ca­łym mia­stem ba­zy­li­ka do­świad­cza wiel­kich ob­lę­żeń mu­zuł­mań­skich – wiel­kie­go, trwa­ją­ce­go czte­ry lata mię­dzy 674 a 678 ro­kiem, oraz krót­sze­go w la­tach 717–718 (wspo­mnieć na­le­ży, że w 626 r. Kon­stan­ty­no­pol wy­trzy­mał ob­lę­że­nie przez Per­sów). Trud­no prze­ce­nić rolę tej pierw­szej obro­ny mia­sta przed Ara­ba­mi. To prze­cież pod mu­ra­mi Mia­sta Kon­stan­ty­na kro­czą­cy do­tąd od zwy­cię­stwa do zwy­cię­stwa is­lam po­niósł do­tkli­wą po­raż­kę, na dłu­go wcze­śniej za­nim pod Po­itiers marsz Ara­bów na in­nym krań­cu świa­ta chrze­ści­jań­skie­go po­wstrzy­ma­li Fran­ko­wie (732 r.).

Gdy na mu­rach trwa­ła wal­ka obroń­ców z na­cie­ra­ją­cy­mi mu­zuł­ma­na­mi, w „ko­ście­le Gre­ków” trwa­ły nie­usta­ją­ce mo­dły. Ta sy­tu­acja – nie­ste­ty bez szczę­śli­we­go za­koń­cze­nia – po­wtó­rzy się rów­nież w 1453 roku pod­czas ostat­nie­go ob­lę­że­nia Kon­stan­ty­no­po­la przez mu­zuł­ma­nów. W 1204 roku po zdo­by­ciu mia­sta przez uczest­ni­ków IV kru­cja­ty Ha­gia So­phia aż do 1261 roku na nowo sta­ła się ba­zy­li­ką ka­to­lic­ką (od 1054 r. trwa­ła schi­zma wschod­nia). Tam też ko­ro­no­wa­ni byli ła­ciń­scy wład­cy Kon­stan­ty­no­po­la. Zdo­by­ciu mia­sta przez ła­cin­ni­ków to­wa­rzy­szy­ło plą­dro­wa­nie nie tyl­ko pa­ła­ców ce­sar­skich, ale i świą­tyń Kon­stan­ty­no­po­la – nie wy­łą­cza­jąc ba­zy­li­ki Mą­dro­ści Bo­żej. Fakt ten zo­stał od razu sta­now­czo po­tę­pio­ny przez pa­pie­ża In­no­cen­te­go III.

Ostat­nie ob­lę­że­nie

W grud­niu 1452 roku w ba­zy­li­ce Mą­dro­ści Bo­żej zo­stał uro­czy­ście od­czy­ta­ny akt za­war­tej w 1439 roku pod­czas so­bo­ru flo­renc­kie­go unii mię­dzy Ko­ścio­łem wschod­nim i za­chod­nim. W uro­czy­sto­ści uczest­ni­czył ce­sarz Kon­stan­tyn XI wraz ze swo­im dwo­rem. Czy­tel­nym zna­kiem do­ko­na­ne­go zjed­no­cze­nia było włą­cze­nie do mo­dlitw mszal­nych imie­nia bi­sku­pa Rzy­mu. Nie­speł­na pół roku póź­niej, na po­cząt­ku kwiet­nia 1453 roku, roz­po­czę­ło się dru­gie ob­lę­że­nie Kon­stan­ty­no­po­la przez Tur­ków (pierw­sze w 1422 r. mia­sto zwy­cię­sko od­par­ło).

Po­dob­nie jak pod­czas wcze­śniej­szych ob­lę­żeń mia­sta przez mu­zuł­ma­nów, rów­nież w 1453 roku – od 5 kwiet­nia (po­czą­tek ob­lę­że­nia) do 29 maja (osta­tecz­ny szturm Tur­ków) – trwa­ły w Kon­stan­ty­no­po­lu nie­ustan­ne mo­dli­twy. Na mury wy­cho­dzi­ły pro­ce­sje z re­li­kwia­mi świę­tych oraz iko­ną Mat­ki Bo­skiej (Ho­de­ge­tria) – pa­tron­ki mia­sta. Cen­tral­nym miej­scem mo­dlitw była po­now­nie Ha­gia So­phia. Tu­taj też osta­tecz­nie, ale jak­że za póź­no, do­peł­ni­ła się unia flo­renc­ka. W ba­zy­li­ce mo­dli­li się za­rów­no ka­to­li­cy rzym­scy (wśród obroń­ców dużo było We­ne­cjan i Ge­nu­eń­czy­ków), grec­cy i ci, któ­rzy do tej pory trwa­li w opo­rze przed przy­ję­ciem unii. Ale na­wet ci ostat­ni uczest­ni­czy­li w na­bo­żeń­stwach i sa­kra­men­tach bez wzglę­du na to, czy od­pra­wia­li je w świą­ty­ni ła­cin­ni­cy czy Gre­cy.

Ty­sią­ce lu­dzi szu­ka­ło schro­nie­nia w ol­brzy­miej ba­zy­li­ce. We­dług daw­nej le­gen­dy, na­wet gdy­by nie­wier­ni mie­li sfor­so­wać mury, świe­tli­sty anioł z nie­ba miał ich prze­go­nić sprzed wrót do ba­zy­li­ki i z ca­łe­go mia­sta. W wie­czór po­prze­dza­ją­cy osta­tecz­ny szturm Tur­ków na mia­sto do ba­zy­li­ki Mą­dro­ści Bo­żej przy­był rów­nież ostat­ni ce­sarz bi­zan­tyj­ski (a wła­ści­wie ostat­ni ba­si­le­os Ro­ma­ioi – ce­sarz Rzy­mian) Kon­stan­tyn XI, by po­jed­nać się z Bo­giem.

29 maja 1453 roku Kon­stan­ty­no­pol zo­stał zdo­by­ty przez Tur­ków. Jak pi­sał Ste­ven Run­ci­man, data ta „sta­no­wi punkt zwrot­ny w hi­sto­rii. Ozna­cza ko­niec sta­rej opo­wie­ści, opo­wie­ści o bi­zan­tyj­skiej cy­wi­li­za­cji. Przez je­de­na­ście se­tek lat sta­ło nad Bos­fo­rem mia­sto, gdzie uwiel­bia­no in­te­lekt, a na­ukę i li­te­ra­tu­rę kla­sycz­nej prze­szło­ści prze­cho­wy­wa­no i stu­dio­wa­no . Było to rów­nież wiel­kie mia­sto ko­smo­po­li­tycz­ne, gdzie rów­no­le­gle z to­wa­ra­mi swo­bod­nie wy­mie­nia­no idee, i któ­re­go oby­wa­te­le wi­dzie­li sie­bie jako spad­ko­bier­ców Gre­cji i Rzy­mu uświę­co­nych przez wia­rę chrze­ści­jań­ską”^(³).

To był rów­nież ko­niec naj­wspa­nial­szej ba­zy­li­ki świa­ta chrze­ści­jań­skie­go. Tur­cy po zdo­by­ciu mia­sta za­bi­li albo za­bra­li w ja­syr ty­sią­ce chrze­ści­jan, któ­rzy schro­ni­li się w ba­zy­li­ce. Do ostat­niej chwi­li jed­nak trwa­ły mo­dli­twy, tak­że przy głów­nym oł­ta­rzu. Nie­któ­rzy po­dob­no wi­dzie­li, jak ka­pła­ni, sto­ją­cy do koń­ca przy oł­ta­rzu, wzię­li ze sobą świę­te na­czy­nia li­tur­gicz­ne i ucie­kli przed Tur­ka­mi przez po­łu­dnio­wą ścia­nę świą­ty­ni, któ­ra w cu­dow­ny spo­sób roz­stą­pi­ła się przed nimi. Mają wró­cić, gdy świą­ty­nia na nowo zo­sta­nie od­da­na chrze­ści­ja­nom.

Jed­ną z pierw­szych de­cy­zji zwy­cię­skie­go suł­ta­na Meh­me­da (Zdo­byw­cy) było bo­wiem za­mie­nie­nie Ha­gii So­phii w me­czet. Suł­tan wje­chał do Kon­stan­ty­no­po­la po trzech dniach ra­bo­wa­nia mia­sta, na co ze­zwo­lił swo­im żoł­nie­rzom. Pierw­sze kro­ki skie­ro­wał wła­śnie do świą­ty­ni Mą­dro­ści Bo­żej. Tam je­den z ule­mów od­czy­tał z am­bo­ny mu­zuł­mań­skie wy­zna­nie wia­ry. Chwi­lę po­tem suł­tan sta­nął na pły­cie głów­ne­go oł­ta­rza ba­zy­li­ki – we­dług nie­któ­rych świa­dectw wje­chał na nią kon­no – i stam­tąd od­dał po­kłon Al­la­ho­wi.

„Słoń­ce Clu­ny”

Po­czą­tek X wie­ku po Chry­stu­sie był po­cząt­kiem ko­lej­ne­go „ciem­ne­go stu­le­cia” w dzie­jach Ko­ścio­ła za­chod­nie­go. Pa­pie­stwo od kil­ku­dzie­się­ciu lat było igrasz­ką w ręku kil­ku moż­nych ro­dów rzym­skich; wie­lu bi­sku­pów to przede wszyst­kim wiel­cy pa­no­wie feu­dal­ni, otrzy­mu­ją­cy in­we­sty­tu­rę od lo­kal­nych se­nio­rów (ksią­żąt, kró­lów), lo­jal­ni przede wszyst­kim wo­bec nich; na­stą­pił upa­dek dys­cy­pli­ny ko­ściel­nej, sze­rzy się sy­mo­nia, a i mał­żeń­stwa du­chow­nych nie sprzy­ja­ją od­da­niu się bez resz­ty i bez­in­te­re­sow­nie obo­wiąz­kom dusz­pa­ster­skim. Nie ma wiel­kich ka­tedr – za­rów­no funk­cjo­nu­ją­cych jako Domy Boże, jak i miej­sca na­uko­wej re­flek­sji.

Do­kład­nie w tym cza­sie, w bur­gundz­kim Clu­ny w 910 roku, do­szło do prze­ło­mo­we­go wy­da­rze­nia w dzie­jach nie tyl­ko Ko­ścio­ła za­chod­nie­go, ale ca­łej za­chod­niej Eu­ro­py. Dzię­ki fun­da­cji księ­cia Wil­hel­ma Akwi­tań­skie­go po­wstał w Clu­ny be­ne­dyk­tyń­ski klasz­tor. Akt fun­da­cyj­ny prze­wi­dy­wał nie tyl­ko sto­sow­ne upo­sa­że­nie ma­te­rial­ne dla sy­nów św. Be­ne­dyk­ta, ale rów­nież za­wie­rał eg­zemp­cję (wy­łą­cze­nie) klasz­to­ru spod wpły­wów lo­kal­nej wła­dzy świec­kiej i du­chow­nej. Clu­ny od po­cząt­ku pod­le­ga­ło bez­po­śred­nio i wy­łącz­nie Sto­li­cy Apo­stol­skiej. Tak roz­po­czę­ła się hi­sto­ria opac­twa, któ­re w krót­kim cza­sie roz­ro­sło się do po­tęż­nej kon­gre­ga­cji klasz­to­rów be­ne­dyk­tyń­skich i bez któ­re­go nie moż­na zro­zu­mieć nie tyl­ko hi­sto­rii Ko­ścio­ła, ale i ca­łej za­chod­niej chri­stia­ni­tas w X, XI i XII wie­ku. Te trzy stu­le­cia były świad­kiem dy­na­micz­ne­go roz­ro­stu klu­niac­kiej kon­gre­ga­cji i rów­nie da­le­ko­sięż­nych wpły­wów mni­chów z Clu­ny na naj­waż­niej­sze wy­da­rze­nia tam­tej epo­ki – od­no­wę Ko­ścio­ła (tzw. re­for­my gre­go­riań­skie), ruch kru­cja­to­wy oraz od­no­wie­nie ży­cia ar­ty­stycz­ne­go i na­uko­we­go (tzw. re­ne­sans XII w.).

W zgod­nej opi­nii ba­da­czy dzie­jów Ko­ścio­ła za­ło­że­nie klasz­to­ru w Clu­ny było po­cząt­kiem dłu­gie­go pro­ce­su od­no­wy Ko­ścio­ła – in ca­pi­ta et in mem­bra. Pro­ces był dłu­gi, ale przez to sys­te­ma­tycz­ny, do­brze przy­go­to­wa­ny, or­ga­nicz­ny. Ha­słem Clu­ny nie było „otwie­ra­nie się na świat”, ale od­dzie­le­nie się od nie­go, aby tym le­piej otwo­rzyć się na su­ro­wość, ale i pięk­no pier­wot­nej re­gu­ły św. Be­ne­dyk­ta. Re­for­ma­to­rzy z Clu­ny za­czy­na­li przede wszyst­kim od sie­bie. Ale to z ich gro­na wy­szli pa­pie­że: św. Grze­gorz VII, bł. Urban II oraz Pas­cha­lis II, któ­rzy na prze­ło­mie XI i XII wie­ku przy­pie­czę­tu­ją dzie­ło od­no­wy Ko­ścio­ła po­wszech­ne­go, w tym jego eman­cy­pa­cję spod do­mi­na­cji wła­dzy świec­kiej. To w mu­rach klu­niac­kie­go opac­twa schro­nie­nie przed ce­sa­rzem Hen­ry­kiem V zna­lazł w 1119 roku pa­pież Ge­la­zy II, któ­ry tam też umarł. Kon­kla­we, któ­re od­by­ło się w Clu­ny, wy­nio­sło na Tron Pio­tro­wy Ka­lik­sta II, któ­re­go jed­ną z pierw­szych de­cy­zji było po­sta­no­wie­nie o łą­cze­niu od­tąd god­no­ści opa­ta Clu­ny z god­no­ścią Księ­cia Ko­ścio­ła (kar­dy­na­ła).

Daw­ny mnich klu­niac­ki bł. Urban II mó­wił o Clu­ny, że „świe­ci po­nad zie­mią na po­do­bień­stwo dru­gie­go słoń­ca. Do nie­go moż­na od­nieść sło­wa na­sze­go Pana: Je­ste­ście świa­tło­ścią świa­ta”. „Słoń­ce Clu­ny” w X–XII wie­ku naj­moc­niej świe­ci­ło świę­to­ścią swo­ich człon­ków. Je­den po dru­gim na­stę­po­wa­li po so­bie wiel­cy i świę­ci opa­ci: Odon (927–942), Ma­jol (948–994), Od­ilon (994–1049), Hugo (1049–1109). W la­tach 1122–1156 Clu­ny rzą­dził opat Piotr z Mont­ba­isier. Nie do­cze­kał się wy­nie­sie­nia na oł­ta­rze, ale do hi­sto­rii prze­szedł jako Piotr Ve­ne­ra­bi­lis (Czci­god­ny). Jak ma­wiał Grze­gorz VII, inny świą­to­bli­wy pa­pież wy­wo­dzą­cy się z bur­gundz­kie­go opac­twa: „Ża­den klasz­tor nie rów­na się z nim, po­nie­waż nie było w Clu­ny opa­ta, któ­ry nie był­by świę­tym”.

Clu­ny było więc atrak­cyj­ne swo­ją świę­to­ścią. Na po­cząt­ku XII wie­ku ist­nie­je już po­tęż­na, li­czą­ca nie­mal 1200 klasz­to­rów, kon­gre­ga­cja klu­niac­ka – sieć do­mów za­kon­nych pod­po­rząd­ko­wa­nych opac­twu– –mat­ce. Naj­wię­cej (883) było ich wte­dy we Fran­cji, nie­mal 100 w Niem­czech i Szwaj­ca­rii, po­nad 50 w pół­noc­nych Wło­szech, po­nad 40 w An­glii oraz 31 w kró­le­stwach hisz­pań­skich.

Jak wi­dzi­my, Clu­ny da­wa­ło Ko­ścio­ło­wi pa­pie­ży i nie­jed­no­krot­nie go­ści­ło ich w swo­ich mu­rach. Przy­by­wa­li do opac­twa nie tyl­ko szu­kać schro­nie­nia, ale rów­nież – o czym bę­dzie jesz­cze mowa – by kon­se­kro­wać po­wsta­ją­cą tam wspa­nia­łą ba­zy­li­kę. W 1245 roku, po za­koń­cze­niu ob­rad I so­bo­ru po­wszech­ne­go w Lyonie, opac­two było świad­kiem od­wie­dzin pa­pie­ża In­no­cen­te­go IV, kró­la Fran­cji św. Lu­dwi­ka IX oraz wie­lu oj­ców so­bo­ro­wych (m.in. ła­ciń­skich pa­triar­chów Kon­stan­ty­no­po­la oraz An­tio­chii).

Clu­ny w wy­dat­ny spo­sób współ­dzia­ła­ło w na­ro­dzi­nach i roz­sze­rza­niu idei kru­cja­to­wej. Już w pierw­szej po­ło­wie XI wie­ku po­ja­wi­ła się w krę­gu Clu­ny myśl o ko­niecz­no­ści wspar­cia – nie tyl­ko mo­dli­twą, ale i mie­czem – chrze­ści­jan wal­czą­cych za Pi­re­ne­ja­mi o od­zy­ska­nie ziem daw­ne­go ka­to­lic­kie­go kró­le­stwa Wi­zy­go­tów spod wła­dzy Ara­bów. Mni­si klu­niac­cy – przede wszyst­kim ci, któ­rzy na fali ru­chu od­no­wy w Ko­ście­le ob­ję­li sto­li­ce bi­sku­pie, w tym rów­nież sto­li­cę bi­sku­pa Rzy­mu (św. Grze­gorz VII, bł. Urban II) – uczy­ni­li wie­le za­rów­no dla roz­sze­rze­nia idei kru­cja­to­wej na po­moc dla wschod­nich chrze­ści­jan, jak i dla wy­kształ­ce­nia się na Za­cho­dzie eto­su ry­ce­rza chrze­ści­jań­skie­go, mi­les Chri­sti.

Tra­dy­cja i pięk­no li­tur­gii – na­rzę­dzia od­no­wy

Za­pro­po­no­wa­na przez Clu­ny re­cep­ta na od­no­wie­nie Ko­ścio­ła to po­wrót do tra­dy­cji (pier­wot­na re­gu­ła św. Be­ne­dyk­ta), dys­cy­pli­ny i mo­dli­twy. Z ini­cja­ty­wy opa­ta św. Od­ilo­na wpro­wa­dzo­no w Ko­ście­le po­wszech­nym Dzień Za­dusz­ny, a Clu­ny wie­le uczy­ni­ło dla od­no­wy pa­mię­ci o Ko­ście­le cier­pią­cym w czyść­cu. Ale mo­dli­twa mia­ła być pięk­na i w pięk­nej opra­wie. Stąd pie­czo­ło­wi­tość mni­chów klu­niac­kich w od­nie­sie­niu do li­tur­gii. Wła­ści­wą at­mos­fe­rę dla Sa­kra­men­tu Oł­ta­rza mia­ła two­rzyć wspa­nia­ła świą­ty­nia. Dzie­ło bu­do­wy ba­zy­li­ki w Clu­ny pod we­zwa­niem św.św. Pio­tra i Paw­ła, pa­tro­nów opac­twa, jest zwią­za­ne z po­sta­cią św. Hu­go­na opa­ta (1049–1109). We­dle współ­cze­snej mu klasz­tor­nej kro­ni­ki „za­chę­co­ny przez po­le­ce­nie z wy­so­ka, zbu­do­wał on ba­zy­li­kę jako na­miot na chwa­łę Bożą o ta­kim splen­do­rze, że gdy­by miesz­kań­cy nie­ba mie­li się kon­ten­to­wać na­szy­mi ziem­ski­mi wa­run­ka­mi, moż­na by było o niej mó­wić, że jest przed­sion­kiem anio­łów”.

Pierw­szy ka­mień pod nowy ko­ściół klasz­tor­ny (tzw. Clu­ny III) zo­stał po­ło­żo­ny w 1088 roku. W 1095 roku kon­se­kra­cji głów­ne­go oł­ta­rza w po­wsta­ją­cej ba­zy­li­ce do­ko­nał pa­pież Urban II pod­czas swo­jej pa­mięt­nej po­dró­ży do Fran­cji, pod­czas któ­rej ogło­sił I wy­pra­wę krzy­żo­wą. Świę­ty opat nie do­cze­kał koń­ca bu­do­wy „na­mio­tu Bo­że­go” o nie­biań­skim splen­do­rze. Kon­se­kra­cja ca­łej ba­zy­li­ki zo­sta­ła do­ko­na­na w 1130 roku przez pa­pie­ża In­no­cen­te­go II, czter­dzie­ści dwa lata po roz­po­czę­ciu bu­do­wy świą­ty­ni.

Przez nie­mal czte­ry na­stęp­ne wie­ki ro­mań­ska ba­zy­li­ka św. Pio­tra w Clu­ny była naj­więk­szą świą­ty­nią chrze­ści­jań­stwa, prym ten utra­ci­ła do­pie­ro na rzecz od­no­wio­nej na po­cząt­ku XVI wie­ku Ba­zy­li­ki św. Pio­tra w Rzy­mie. Roz­mia­ry klu­niac­kiej ba­zy­li­ki były im­po­nu­ją­ce. Zgod­nie z za­my­słem św. Hu­go­na w jej mu­rach mie­li się zmie­ścić na­raz wszy­scy mni­si z ca­łej klu­niac­kiej kon­gre­ga­cji – od Hisz­pa­nii po Niem­cy, od An­glii po Ita­lię.

W cen­trum peł­nej splen­do­ru klu­niac­kiej li­tur­gii była ad­o­ra­cja Naj­święt­sze­go Sa­kra­men­tu. Dla ka­to­li­ków zmu­sza­nych dzi­siaj do ob­ser­wo­wa­nia skan­da­licz­nej ko­mu­nii świę­tej udzie­la­nej na rękę, pie­tyzm mni­chów od­no­szą­cy się do Eu­cha­ry­stii musi wy­glą­dać jak ze­tknię­cie się z in­nym, nie­biań­skim świa­tem. Za­cy­tuj­my jed­ne­go z hi­sto­ry­ków zaj­mu­ją­cych się dzie­ja­mi w Clu­ny: „Słu­ga, któ­re­go po­win­no­ścią było za­nieść wo­rek do mły­na, nie mógł być «roz­wią­zły». Za­czy­nał od umy­cia ka­mie­nia młyń­skie­go, chro­nio­ne­go przez za­sło­ny, na­stęp­nie ubie­rał się na bia­ło, gło­wę na­kry­wał hu­me­ra­łem w ten spo­sób, że tyl­ko oczy było wi­dać. Do­pie­ro wów­czas mógł ze­mleć ziar­no na mąkę, prze­siać ją i umyć. Po od­śpie­wa­niu mo­dlitw dal­sze czyn­no­ści przej­mo­wa­li trzej bra­cia, rów­nież ubra­ni na bia­ło. Wy­sy­py­wa­li mąkę na nie­ska­zi­tel­nej czy­sto­ści stół i mie­sza­li ją z wodą na­le­wa­ną z na­czy­nia uży­wa­ne­go w cza­sie Mszy. Za­le­ca­no wy­ko­naw­com, aby pod­czas wy­pie­ku nie za­nie­czysz­cza­li „Eu­cha­ry­stii prze­naj­święt­szej ta­jem­ni­cy” nie tyl­ko śli­ną, ale i od­de­chem. Ze swo­jej stro­ny, ka­płan we­zwa­ny do spra­wo­wa­nia Eu­cha­ry­stii, nie­za­leż­nie czy cho­dzi­ło o jed­ną z dwóch co­dzien­nych Mszy kon­wen­tu­al­nych, czy o Msze pry­wat­ne, mył dwa razy ręce na znak oczysz­cze­nia; pierw­szy raz, jak na­ka­zu­je tra­dy­cja, przed za­ło­że­niem szat li­tur­gicz­nych, dru­gi, tuż przed kon­se­kra­cją. Ta wia­ra w re­al­ną Obec­ność była tak moc­na, że Ber­nard usta­lił pro­ce­du­rę za­cho­wa­nia się na wy­pa­dek, gdy­by pod­czas Ofia­ry Eu­cha­ry­stycz­nej kro­pla «Krwi Pań­skiej» spa­dła na ob­rus oł­ta­rza, kor­po­rał lub or­nat. Na­le­ży wy­ciąć ka­wa­łek ma­te­ria­łu w ten spo­sób uświę­co­ne­go i prze­cho­wy­wać go od tej pory mię­dzy re­li­kwia­mi”^(⁴).

Clu­ny – opac­two pa­pie­ży, miej­sce naj­świet­niej­szej świą­ty­ni za­chod­nie­go chrze­ści­jań­stwa, prze­cho­wy­wa­ło w swo­ich mu­rach i za mu­ra­mi klasz­to­ru praw­dzi­wy skar­biec re­li­kwii. Klasz­tor­ne in­wen­ta­rze z XVI wie­ku in­for­mu­ją m.in. o prze­cho­wy­wa­niu tam re­li­kwii Krzy­ża Świę­te­go, gąb­ki, któ­rą po­jo­no Chry­stu­sa na Kal­wa­rii, ka­wał­ka ska­ły, z któ­rej Zba­wi­ciel na­uczał Mo­dli­twy Pań­skiej. Oprócz re­li­kwii prze­cho­wy­wa­no w Clu­ny Księ­gę Ge­ne­sis z no­tat­ka­mi św. Au­gu­sty­na, psał­terz św. Jana Chry­zo­sto­ma, bo­ga­te zbio­ry ma­nu­skryp­tów – re­zul­tat pra­cy ogrom­ne­go przy­klasz­tor­ne­go skryp­to­rium.

Więk­szość tych re­li­kwii oraz dóbr kul­tu­ry zo­sta­ła bez­pow­rot­nie znisz­czo­na pod­czas fran­cu­skich wo­jen re­li­gij­nych w XVI i XVII wie­ku, któ­re nie omi­nę­ły rów­nież słyn­ne­go opac­twa. A kon­kret­nie nie ustrze­gło się ono naj­ścia od­dzia­łów hu­ge­noc­kich, któ­re w ty­po­wy dla sie­bie spo­sób za­zna­czy­ły swo­ją obec­ność da­le­ko po­su­nię­tym wan­da­li­zmem, któ­re­go ofia­rą pa­da­ły wy­żej wy­mie­nio­ne oraz inne „przy­kła­dy pa­pi­stow­skich za­bo­bo­nów”^(⁵).

„Uli­ca łaj­dac­ka”, czy­li Clu­ny jako „do­bro na­ro­do­we”

Śmier­tel­ny cios wy­mie­rzy­ła opac­twu do­pie­ro re­wo­lu­cja fran­cu­ska. W 1789 roku wszy­scy mni­si zo­sta­li wy­gna­ni z jego mu­rów, a opac­two zo­sta­ło okre­ślo­ne jako „do­bro na­ro­do­we”. Re­wo­lu­cja po­trak­to­wa­ła je w spo­sób taki sam, jak wszyst­kie inne po­mni­ki daw­nej Fran­cji – „pier­wo­rod­nej córy Ko­ścio­ła”. W tym sa­mym cza­sie, gdy mo­tłoch bez­cze­ścił ba­zy­li­kę i gro­by kró­lów Fran­cji w Sa­int–De­nis, od­dział ar­mii re­pu­bli­kań­skiej (w 1792 r.) bez­cze­ścił ba­zy­li­kę w Clu­ny. W 1798 roku całe opac­two wraz z jego wspa­nia­łą świą­ty­nią zo­sta­ło sprze­da­ne (jako „do­bro na­ro­do­we”) za nie­wie­le po­nad dwa mi­lio­ny fran­ków trzem „uczci­wym oby­wa­te­lom” z nie­da­le­kie­go Mâcon. Je­den z nich – nie­ja­ki pan Ge­mil­lon, udo­wod­nił w oczach Re­pu­bli­ki swo­ją „uczci­wość”, zrzu­ca­jąc su­tan­nę. Inny zaś z na­byw­ców słyn­nej ba­zy­li­ki – pan Ba­to­nard, ku­piec win­ny – skło­nił lo­kal­ne wła­dze do zgo­dy na taką cenę sprze­da­ży, ofe­ru­jąc ła­pów­kę w po­sta­ci wina war­te­go sie­dem ty­się­cy fran­ków.

„Uczci­wi oby­wa­te­le” po­trak­to­wa­li wspa­nia­łą ba­zy­li­kę jako do­cho­do­wy ka­mie­nio­łom, miej­sce po­zy­ski­wa­nia so­lid­ne­go ma­te­ria­łu bu­dow­la­ne­go sprze­da­wa­ne­go z zy­skiem (przede wszyst­kim lo­kal­nym od­bior­com). W cią­gu kil­ku lat nie­gdyś naj­więk­sza ba­zy­li­ka za­chod­nie­go świa­ta zo­sta­ła ro­ze­bra­na do fun­da­men­tów. Dzwo­ny z ba­zy­li­ki, po­cho­dzą­ce z XII wie­ku, dar ce­sa­rzo­wej Ma­tyl­dy (żony ce­sa­rza Hen­ry­ka V, a na­stęp­nie hra­bi­ny An­de­ga­we­nii) zo­sta­ły prze­to­pio­ne na ar­ma­ty. Tak za­koń­czy­ła się nie­mal dzie­więć­set­let­nia hi­sto­ria opac­twa.

Trud­no zna­leźć w no­wo­żyt­nej Eu­ro­pie rów­nie dra­ma­tycz­ny przy­kład kul­tu­ro­we­go wan­da­li­zmu, ja­kim było znisz­cze­nie ba­zy­li­ki w Clu­ny. Po­dob­no Na­po­le­on Bo­na­par­te już jako ce­sarz Fran­cu­zów, prze­jeż­dża­jąc przez Bur­gun­dię, od­ma­wiał od­wie­dzin w Clu­ny, nie chcąc spo­ty­kać się z „bar­ba­rzyń­ca­mi”, któ­rzy do­zwo­li­li na taką de­wa­sta­cję. Ale to tyl­ko le­gen­da. Do Pa­ry­ża już w 1800 roku do­cho­dzi­ły wie­ści o do­ko­nu­ją­cych się w Clu­ny znisz­cze­niach (ra­por­to­wał o tym pa­ry­ski hi­sto­ryk sztu­ki A. Le­no­ir, któ­ry udał się do Bur­gun­dii), ale za­rów­no Pierw­szy Kon­sul, jak i póź­niej ce­sarz Fran­cu­zów nie uczy­nił nic, by po­wstrzy­mać wan­da­lizm. Za­koń­czył się on do­pie­ro w 1820 roku, ale już wów­czas z ba­zy­li­ki nie po­zo­stał nie­mal ślad.

Dzi­siaj, prze­cha­dza­jąc się uli­ca­mi kil­ku­ty­sięcz­ne­go mia­stecz­ka Clu­ny, nie­jed­no­krot­nie na ścia­nach do­mów moż­na od­na­leźć mo­ty­wy her­bo­we lub re­lie­fy ro­ślin­ne. Nie­chyb­ny do­wód na to, że dom zo­stał zbu­do­wa­ny z ma­te­ria­łu po­zy­ska­ne­go z lo­kal­ne­go „ka­mie­nio­ło­mu”. Nie­przy­pad­ko­wo głów­na uli­ca w mie­ście, w któ­rym co rusz wi­dać tego typu świa­dec­twa, na­zy­wa­na jest rów­nież la rue sce­le­ra­te – uli­cą łaj­dac­ką. Obec­nie Clu­ny – jak na­pi­sał je­den z bry­tyj­skich au­to­rów – to „pu­sta musz­la wy­peł­nia­na przez wiatr i na­szą cie­ka­wość, co tu­taj kie­dyś ist­nia­ło” (E. Mul­lins).

Od wspa­nia­ło­ści naj­więk­szych świą­tyń chrze­ści­jań­stwa po nę­dzę ruin i przy­gnę­bia­ją­cy sta­tus mu­zeum – oto wspól­na dro­ga, któ­rą prze­szły Ha­gia So­phia i Clu­ny, Wschód i Za­chód. Za­ata­ko­wa­ne zo­sta­ły w róż­nym cza­sie przez dwie fale bar­ba­rzyń­ców – mu­zuł­ma­nów i re­wo­lu­cjo­ni­stów. A po­nie­waż dla wie­lu – na Wscho­dzie i na Za­cho­dzie – „lu­dzie ci byli ja­kimś roz­wią­za­niem” (by raz jesz­cze za­cy­to­wać tu Ka­wa­fi­sa), Clu­ny to cią­gle ru­iny, a Ha­gia So­phia jest wiel­kim mu­zeum. Los tych wspa­nia­łych świą­tyń przy­po­mi­na rów­nież o tym, że nic nie jest dane raz na za­wsze, albo, jak mówi św. Pa­weł: „Niech ten, któ­ry stoi, ba­czy, by nie upadł”. Ale prze­cież pa­mięć o wiel­kiej prze­szło­ści nie wy­ga­sła zu­peł­nie. Nie sły­chać co praw­da gło­sów na Za­cho­dzie, do­ma­ga­ją­cych się re­kon­struk­cji wiel­kiej ba­zy­li­ki klu­niac­kiej, zwłasz­cza w cza­sie, gdy ist­nie­ją­cym do tej pory wiel­kim świą­ty­niom gro­zi za­mia­na w klu­by noc­ne (vide Ho­lan­dia). Jed­nak już w wy­pad­ku Ha­gii So­phii, co rusz – i to nie tyl­ko wśród pra­wo­sław­nych Gre­ków – po­ja­wia­ją się gło­sy do­ma­ga­ją­ce się od­da­nia ba­zy­li­ki chrze­ści­ja­nom (ostat­nio do gło­sów tych do­łą­czył pro­fe­sor Do­nald He­inz z uni­wer­sy­te­tu w Chi­ca­go). Rząd w An­ka­rze jed­nak może być spo­koj­ny. Zwrot ba­zy­li­ki wy­znaw­com Chry­stu­sa z pew­no­ścią nie bę­dzie wy­zna­czo­ny przez Ko­mi­sję Eu­ro­pej­ską jako je­den z wa­run­ków ak­ce­sji Tur­cji do UE.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.

Sprze­daż książ­ki w In­ter­ne­cie:

Przypisy

K. Ka­wa­fis, W ko­ście­le, przeł. A. Li­be­ra.

R. Brow­ning, Ce­sar­stwo bi­zan­tyń­skie, tł. G. Żu­rek, War­sza­wa 1997, s. 45-46.

S. Run­ci­man, Upa­dek Kon­stan­ty­no­po­la 1453, tł. A. Dęb­nic­ki, War­sza­wa 1994, s. 169.

D. Io­gna-Prat, Ład i wy­klu­cze­nie. Clu­ny i spo­łecz­ność chrze­ści­jań­ska wo­bec he­re­zji, ju­da­izmu i is­la­mu (1000-1150), Ty­niec 2013, s. 311.

Zob. O. Chri­stin, Une re­vo­lu­tion sym­bo­li­que. L’ico­noc­la­sme hu­gu­enot et la re­con­struc­tion ca­tho­li­que, Pa­ris 1991.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: