Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Coś do stracenia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 czerwca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Coś do stracenia - ebook

Mając dosyć bycia jedyną dziewicą wśród swoich przyjaciółek, Bliss Edwards decyduje, że najlepszym rozwiązaniem tego problem jest stracenie dziewictwa tak szybko i tak łatwo jak to tylko możliwe – szybki numerek. O jej planie można by rzecz wszystko, ale zdecydowanie nie, że jest prosty. Kiedy dziewczyna zaczyna wariować i zostawia przystojnego chłopaka samego i gołego w jego własnym łóżku używając wymówki, w którą nie uwierzyłby nawet półmózgowiec. I jakby już nie była zawstydzona do granic możliwości, to kiedy wraca do college’u na ostatni semestr studiów, poznaje swojego nowego nauczyciela sztuki, którego jakieś 8 godzin temu zostawiła rozebranego w łóżku…

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-258-3
Rozmiar pliku: 567 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Wzięłam głęboki od­dech.

Bliss, je­steś nie­sa­mo­wi­ta, po­wie­działam so­bie w myślach.

Szko­da, że jakoś nie bar­dzo po­tra­fiłam w to uwie­rzyć.

Świet­na. Nie­sa­mo­wi­ta. Je­steś po pro­stu su­per.

Gdy­by mama mogła usłyszeć moje myśli, przy­po­mniałaby mi, że po­win­nam być ra­czej skrom­na. Cóż, jak dotąd, skrom­ność nie za­pro­wa­dziła mnie zbyt da­le­ko.

Bliss Edwards, je­steś na­prawdę za­je­bistą laską.

No pew­nie. Tak za­je­bistą, że skończyłam jako je­dy­na zna­na mi dwu­dzie­sto­dwu­lat­ka, która nig­dy nie upra­wiała sek­su.

Dziew­czy­ny za­cho­wujące dzie­wic­two aż do końca col­le­ge’u wy­ginęły w za­mierzchłych cza­sach, gdzieś w okre­sie pomiędzy modą na Alfa a pierw­szym se­zo­nem „Plot­ka­ry”. Byłam ostat­nim di­no­zau­rem. A te­raz tkwiłam w moim po­ko­ju, żałując z całego ser­ca, że po­dzie­liłam się wsty­dliwą ta­jem­nicą z przy­ja­ciółką. Kel­sey za­re­ago­wała tak, jak­bym oznaj­miła, że cho­wam pod kiecką ogon. Nim jesz­cze jej szczęka rąbnęła o podłogę, wie­działam, że po­win­nam była trzy­mać język za zębami.

– Mówisz se­rio? To kwe­stia re­li­gii? Chcesz być czy­sta dla Je­zu­sa, czy co?

Seks nig­dy nie był dla Kel­sey te­ma­tem tabu. Miała ciało Bar­bie i mózg za­pcha­ny włocha­ty­mi myślami – zupełnie jak na­sto­let­ni chłopak.

– Trochę głupio cze­kać na kogoś, kto umarł po­nad dwa tysiące lat temu – za­uważyłam.

Kel­sey gwałtow­nym ge­stem ściągnęła pod­ko­szu­lek i rzu­ciła go na podłogę. Mu­siałam mieć prze­rażoną minę, bo zaczęła się śmiać.

– Wy­lu­zuj, pan­no nie­je­bli­wa, tyl­ko się prze­bie­ram.

Po­deszła do sza­fy i zaczęła prze­rzu­cać moje ciu­chy.

– Po co się prze­bie­rasz? – za­py­tałam, idąc za nią.

Rzu­ciła mi wy­mow­ne spoj­rze­nie.

– Bo pla­nu­je­my stra­cić to two­je dzie­wic­two. – Wy­po­wie­działa słowo „dzie­wic­two”, robiąc minę, która na­tych­miast sko­ja­rzyła mi się z re­kla­ma­mi sek­ste­le­fonów.

– Jezu, Kel­sey…

Wy­grze­bała bluzkę, która była przy­ku­sa na mnie, a na niej wyglądała po pro­stu skan­da­licz­nie.

– Prze­cież mówiłaś, że nie cho­dzi o Je­zu­sa… – po­wie­działa nie­win­nie.

Po­wstrzy­małam się od klep­nięcia się ręką w czoło.

– Słuchaj, nie cho­dzi o Je­zu­sa. To zna­czy…. Chodzę cza­sem do kościoła i w ogóle, tyl­ko… Tyle tyl­ko, że… Że nig­dy nie spo­tkałam ni­ko­go, cóż, in­te­re­sującego. Wy­star­czająco in­te­re­sującego.

Kel­sey za­stygła na­gle w bez­ru­chu z bluzką zro­lo­waną wokół szyi.

– Nie in­te­re­sują cię fa­ce­ci? Rany! Je­steś lesbą?

Kie­dyś słyszałam, jak mama, która za nic nie może pojąć, dla­cze­go nie po­luję w col­le­ge’u na męża, zadała ta­cie dokład­nie to samo py­ta­nie.

– Nie, Kel­sey, nie je­stem lesbą, więc równie do­brze możesz się ubie­rać. Je­stem he­te­ro i nie mu­sisz popełniać sep­pu­ku dla­te­go, że na cie­bie nie lecę.

– Jeśli nie je­steś lesbą i nie cho­dzi o Je­zu­sa, to zna­czy, że mu­si­my po pro­stu zna­leźć od­po­wied­nie­go fa­ce­ta. Sa­mu­ra­ja. Ry­ce­rza. I jego wiel­ki miecz!

Przewróciłam ocza­mi.

– Tyl­ko o to cho­dzi? – par­sknęłam. – Zna­leźć od­po­wied­nie­go fa­ce­ta? Dla­cze­go nikt wcześniej mi tego nie po­wie­dział?

Kel­sey ze­brała długie blond włosy i spięła je w ku­cyk na czub­ku głowy. Taka fry­zu­ra spra­wiała, że jej i tak im­po­nujące cyc­ki wy­da­wały się jesz­cze większe.

– Kot­ku, nie mam na myśli fa­ce­ta, z którym chciałabyś się hajtnąć. Po­trze­bu­jesz przy­stoj­ne­go gościa, który cię roz­grze­je.

I który wyłączy choć na chwilę ten twój nadak­tyw­ny, ana­li­tycz­ny i kry­tycz­ny móżdżek, żebyś mogła zacząć myśleć ciałem.

– Ciała nie myślą.

– No wi­dzisz – ucie­szyła się Kel­sey. – Ana­li­tycz­na i kry­tycz­na.

– Do­brze już, do­brze – pod­dałam się. – Do którego baru chcesz iść?

– Zgad­nij… Pew­nie, że do Stum­ble Inn.

Zdu­siłam jęk.

Kel­sey spoj­rzała na mnie, jak­by bra­ko­wało mi piątej klep­ki.

– O co ci cho­dzi, Bliss? To faj­ny bar. Co ważniej­sze, fa­ce­ci go lubią. A po­nie­waż my lu­bi­my fa­cetów, lu­bi­my również ten bar.

Mogło być go­rzej. Mogła za­pro­po­no­wać club­bing.

– Do­bra. To idzie­my – zgo­dziłam się po­tul­nie.

Wstałam i ru­szyłam w stronę ko­ta­ry, od­dzie­lającej sy­pial­nię od resz­ty miesz­ka­nia.

– Cze­kaj! – ryknęła Kel­sey, chwy­ciła mnie za łokieć i pociągnęła z po­wro­tem. Wylądowałam ple­ca­mi na łóżku. – Nie możesz iść w tych ciu­chach.

Po­pa­trzyłam po so­bie – tra­pe­zo­wa spódni­ca w kwiat­ki i pod­ko­szu­lek bez rękawów, który odsłaniał dość spo­ry kawałek de­kol­tu. Co złego było w tym ze­sta­wie? Wyglądałam uro­czo. Bez pro­ble­mu mogłabym w tym kogoś po­de­rwać… Chy­ba.

– Nie widzę pro­ble­mu – za­opo­no­wałam.

Kel­sey wy­mow­nie wzniosła oczy ku nie­bu i po­czułam się jak dziec­ko. Nie­na­widzę czuć się jak dziec­ko, a czuję się tak za­wsze, gdy ktoś za­czy­na mówić o sek­sie.

– Skar­bie, wyglądasz słodko, jak ty­po­wa młod­sza sio­strzycz­ka. Nor­mal­ny fa­cet nie leci na swoją małą słodką sio­strzyczkę. Jeśli leci, to ma coś moc­no z głową i nie chce­my go znać.

Właśnie tak – jak dziec­ko.

– Ka­puję – wes­tchnęłam.

– Su­per, wygląda na to, że za­czy­nasz poj­mo­wać, o co w tym wszyst­kim bie­ga. Więc te­raz rusz tyłek, stań grzecz­nie i pozwól mi trochę po­cza­ro­wać.

Chy­ba miała na myśli „po­tor­tu­ro­wać”.

Po tym, jak za­we­to­wałam trzy ko­szul­ki, w których czułam się jak dziw­ka, spodnie o kro­ju leg­ginsów i spódnicę tak krótką, że przy najlżej­szym wie­trze cały świat uj­rzałby mój tyłek, udało nam się dojść do po­ro­zu­mie­nia. Wy­brałyśmy ob­cisłe dżin­so­we biodrówki za ko­la­no i top z czar­nej ko­ron­ki, który ład­nie kon­tra­sto­wał z moją jasną skórą.

– Ogo­liłaś nogi? – za­py­tała Kel­sey.

Przy­taknęłam.

– A resztę?

– No… tyle ile mogłam, tak. Ogo­liłam. A te­raz za­bie­raj­my się stąd. – Ko­niec, stop, nie będę o tym więcej roz­ma­wiać!

Kel­sey uśmiechnęła się kpiąco, ale nie próbowała drążyć te­ma­tu.

– Gum­ki przy­go­to­wa­ne?

– Mam w to­reb­ce.

– Mózg?

– Wyłączo­ny. No… W sta­nie uśpie­nia.

– Su­per! No to je­steśmy go­to­we!

Nie byłam go­to­wa. W żad­nym ra­zie.

Nie upra­wiałam dotąd sek­su z bar­dzo kon­kret­ne­go po­wo­du. Za­wsze czułam kosz­marną po­trzebę kon­tro­lo­wa­nia każdej sy­tu­acji. To właśnie dla­te­go przez całe życie byłam świetną uczen­nicą i dla­te­go zo­stałam naj­lep­szym asy­sten­tem reżyse­ra na stu­diach. Nikt nie po­tra­fił po­pro­wa­dzić próby tak jak ja. Kie­dy już odważyłam się spróbować ak­tor­stwa, byłam naj­le­piej przy­go­to­waną osobą w całej ob­sa­dzie. Ale seks. Seks to za­prze­cze­nie kon­tro­li. W sek­sie cho­dzi o emo­cje, che­mię i tę drugą osobę, która po pro­stu z sa­mej de­fi­ni­cji musi być za­an­gażowa­na w sy­tu­ację. Trochę nie w moim sty­lu.

– Za dużo myślisz – mruknęła Kel­sey, gdy wyszłyśmy z miesz­ka­nia.

– Le­piej za dużo niż wca­le – od­pa­ro­wałam.

Pokręciła głową.

– Nie dzi­siaj.

W sa­mo­cho­dzie podkręciłam dźwięk iPo­da, żeby uniknąć ko­lej­nej dys­ku­sji. Chciałam się w spo­ko­ju za­sta­no­wić.

Mogę to zro­bić. To tyl­ko ko­lej­ny pro­blem, który trze­ba załatwić, jesz­cze jed­na rzecz na liście zadań na ten wieczór.

To na­prawdę łatwe.

Pro­ste.

I nie będę tego kom­pli­ko­wać.

Kie­dy kil­ka mi­nut później za­par­ko­wałyśmy nie­opo­dal baru, nic nie wy­da­wało mi się pro­ste i łatwe. Spodnie cisnęły mnie w tyłek, bluz­ka wy­da­wała się za krótka a w mózgu miałam kłąb waty. Za­sta­na­wiałam się, czy będę rzy­gać.

Nie chciałam być dzie­wicą – tyle wie­działam. Nie chciałam czuć się jak gównia­ra, która nie ma pojęcia o sek­sie, bo nie znoszę nie mieć o czymś pojęcia. Pro­blem w tym, że im bar­dziej chciałam się dzie­wictwa po­zbyć, tym mniejszą miałam ochotę na upra­wia­nie sek­su. To­tal­ny pa­ra­doks.

Dla­cze­go to wszyst­ko nie mogłoby być prost­sze? Jak jakaś pod­sta­wo­wa regułka w sty­lu kwa­drat jest za­wsze pro­stokątem, ale pro­stokąt nie za­wsze jest kwa­dratem…

Za­raz po tym, jak wresz­cie wy­siadłam z sa­mo­cho­du, Kel­sey zaczęła pstry­kać pal­ca­mi i wy­bi­jać jakiś rytm im­po­nującymi ob­ca­sa­mi szałowych butów. Raz ko­zie śmierć. Wy­pro­sto­wałam ra­mio­na, od­rzu­ciłam na bok włosy (zupełnie bez prze­ko­na­nia, czy to na­prawdę jest ta­kie sek­sow­ne?) i ru­szyłam za nią w kie­run­ku Stum­ble Inn.

Pobiłam chy­ba re­kord szyb­kości w dro­dze od drzwi do baru. Usiadłam na stołku i po­ma­chałam bar­ma­no­wi, który zresztą był całkiem niezły. Blon­dyn, ładna syl­wet­ka, sym­pa­tycz­na twarz. Nie jakiś su­per­przy­stoj­niak, ale na pew­no nie po­win­nam go skreślać. I czy prze­spa­nie się z bar­ma­nem nie po­win­no być właśnie czymś „pro­stym”?

– Co dla pań?

Południo­wy ak­cent. Po­cho­dził pew­nie z mo­ich oko­lic.

– Dwa szo­ty te­qu­ili – zarządziła Kal­sey, wpy­chając się tuż obok.

– Czte­ry! – Mój głos dziw­nie przy­po­mi­nał skrzek. – Po­pro­si­my czte­ry!

Bar­man gwizdnął ci­cho i uśmiechnął się.

– To spe­cjal­na oka­zja?

Nie byłam go­to­wa na szczegółowy opis, jak bar­dzo spe­cjal­na.

– Muszę so­bie dodać od­wa­gi – po­wie­działam tyl­ko.

– Do usług – za­pew­nił i puścił do mnie oko.

Le­d­wie od­szedł poza zasięg głosu, Kel­sey zaczęła pod­ska­ki­wać na stołku i pisz­czeć:

– To on, to on!

Po­czułam się jak na ko­lej­ce w wesołym mia­stecz­ku, świat wy­winął orła, a żołądek pod­je­chał mi do gardła. Po­trze­bo­wałam więcej cza­su. Zde­cy­do­wa­nie. Chwy­ciłam Kel­sey za ramię i zmu­siłam do chwi­lo­we­go bez­ru­chu.

– Rany, prze­stań, za­cho­wu­jesz się jak porąbany chi­hu­ahua! – syknęłam.

– O co ci cho­dzi? Fa­cet nie jest zły. Słodki, miły i na do­da­tek zaglądał ci w de­kolt. Dwa razy!

W su­mie miała rację. Tyle tyl­ko, że nadal nie byłam pod­ja­ra­na per­spek­tywą spędze­nia z nim nocy. No, kawałka nocy. Co pew­nie by go na­wet nie zniechęciło, ale wolałabym być na­prawdę za­in­te­re­so­wa­na gościem, z którym mam wylądować włóżku.

– Po pro­stu nie je­stem pew­na, okej? Nie za­iskrzyło… – Za­uważyłam, że Kel­sey za­czy­na się krzy­wić, więc dodałam prędko: – Na ra­zie!

Kie­dy bar­man wrócił z na­szy­mi drin­ka­mi, Kel­sey sięgnęła do to­reb­ki. Za­brałam moje dwa sho­ty jesz­cze za­nim podała mu kartę. Bar­man za­in­ka­so­wał kwotę, nie spusz­czając ze mnie wzro­ku. Ode­tchnęłam głęboko i z ulgą, gdy po­wo­li od­da­lił się do wołających go nie­cier­pli­wie gości. Ko­rzy­stając z tego, że Kel­sey grze­bała w to­reb­ce, podwędziłam jej je­den z kie­liszków.

– Hej! Masz szczęście, że to two­ja wyjątko­wa noc, Bliss. Za­zwy­czaj nikt nie ma pra­wa stanąć pomiędzy mną, a moją te­qu­ilą!

Wyciągnęłam do niej rękę.

– Cóż, nikt nie sta­nie pomiędzy mo­imi no­ga­mi, póki się nie za­leję, więc równie do­brze możesz mi oddać ostat­nie­go sho­ta – po­wie­działam, siląc się na dow­cip.

Pokręciła głową z sze­ro­kim śmie­chem, ale po kil­ku se­kun­dach pod­sunęła mi kie­li­szek. Czte­ry te­qu­ile później per­spek­ty­wa sek­su z nie­zna­jo­mym wydała mi się odro­binę mniej prze­rażająca.

U bar­man­ki zamówiłam whi­sky z colą. Po­pi­jałam je po­wo­li, usiłując dojść do po­ro­zu­mie­nia z samą sobą. Bar­man był właści­wie całkiem okej, ale wyj­dzie z pra­cy naj­wcześniej o dru­giej nad ra­nem. I tak byłam już kłębkiem nerwów, za parę go­dzin za­mie­nię się w kom­plet­ne­go psy­cho­la. Mogłam to so­bie wy­obra­zić – za­nim do cze­goś doj­dzie, za­pa­kują mnie w ka­ftan bez­pie­czeństwa.

Koleś na stołku obok zbliżał się do mnie z każdym ko­lej­nym drin­kiem, ale miał przy­najm­niej czter­dziestkę. Dziękuję bar­dzo.

Pociągnęłam porządny łyk, błogosławiąc bar­mankę, która nie żałowała Jac­ka Da­niel’sa, i ro­zej­rzałam się po lo­ka­lu.

– A może ten? – za­py­tała Kel­sey, wska­zując mężczyznę przy jed­nym ze sto­lików.

– Za la­lu­sio­wa­ty.

– A tam­ten?

– Zbyt hip­ster­ski.

– A ten da­lej?

– Ojej. Strasz­nie włocha­ty!

Li­cy­to­wałyśmy się dość długo, aż doszłam do wnio­sku, że ta noc od początku była kom­plet­nym nie­wy­pałem. Kel­sey za­su­ge­ro­wała, żebyśmy po­je­chały do in­ne­go baru, ale na samą myśl o kon­ty­nu­owa­niu po­szu­ki­wań zro­biło mi się go­rzej. Mruknęłam, że muszę sko­rzy­stać z łazien­ki w na­dziei, że w między­cza­sie ktoś wpad­nie jej w oko i będę mogła bez­piecz­nie zwinąć się do domu. To­a­le­ta była w głębi baru, mu­siałam więc minąć par­kiet, lu­dzi grających w rzut­ki i część po­miesz­cze­nia gęsto za­sta­wioną małymi, okrągłymi sto­li­ka­mi.

Właśnie wte­dy go za­uważyłam.

A właści­wie naj­pierw za­uważyłam książkę.

I nie po­tra­fiłam odmówić so­bie ko­men­ta­rza.

– Jeśli to twój sposób na pod­ryw, po­wi­nie­neś chy­ba prze­nieść się gdzieś, gdzie jest więcej lu­dzi – po­wie­działam.

Pod­niósł oczy znad książki i na­gle zaschło mi w ustach. Byl naj­bar­dziej atrak­cyj­nym fa­ce­tem, ja­kie­go wi­działam tej nocy. Ja­sne włosy opa­dające na czoło, prze­ni­kli­wie nie­bie­skie oczy i jed­no­dnio­wy za­rost, sek­sow­ny, ale nie upo­dab­niający go do ne­an­der­tal­czy­ka. Jego twarz mogłaby zmu­sić do śpie­wu na­wet naj­bar­dziej opor­ne anioły. Ale nie mnie. Ja tyl­ko się gapiłam. Po co właści­wie się za­trzy­małam? I dla­cze­go za­wsze robię z sie­bie idiotkę?

– Prze­pra­szam?

Mój mózg wciąż jesz­cze prze­twa­rzał nad­miar in­te­re­sujących da­nych, więc zajęło mi parę se­kund, nim wy­du­siłam z sie­bie:

– Szek­spir. Nikt nie czy­ta w ba­rze Szek­spira, chy­ba że pla­nu­je w ten sposób pod­ry­wać dziew­czy­ny. Po­wie­działam, że miałbyś większe szan­se kawałek da­lej.

Mil­czał przez chwilę, a po­tem wy­szcze­rzył (ide­al­ne, a jakże!) zęby.

– Nie pla­no­wałem ni­ko­go pod­ry­wać, ale sko­ro tu je­steś, to chy­ba i tak poszło mi całkiem nieźle.

Ten ak­cent. Bry­tyj­ski ak­cent. Boże słodki – umie­ram!

Wdech, wy­dech.

Nie spieprz tego, Bliss.

Za­nim odłożył książkę, skru­pu­lat­nie za­zna­czył miej­sce, w którym skończył. Jezu Chry­ste, na­prawdę czy­tał w ba­rze Szek­spi­ra.

– Więc nie pod­ry­wasz dziew­czyn? – za­py­tałam głupio.

– Nie pod­ry­wałem.

Użył cza­su przeszłego, pod­po­wie­dział mój ana­li­tycz­ny mózg. Nie próbował ni­ko­go po­de­rwać, ale być może te­raz próbuje.

Spoj­rzałam na nie­go – uśmie­chał się. Białe zęby, sil­nie za­ry­so­wa­na szczęka… Na­prawdę wyglądał bo­sko. Bar­dzo, bar­dzo pociągający fa­cet. Już sama ta myśl wy­star­czyła, żebym do­znała szo­ku.

– Jak się na­zy­wasz, ko­cha­nie?

Ko­cha­nie? Ko­cha­nie!

– Bliss.

– To jakiś pseu­do­nim?

Zro­biłam się czer­wo­na. Pokręciłam głową.

– Nie, tak mam na imię.

– Uro­cze imię dla uro­czej dziew­czy­ny. – Jego głos prze­szedł w niższe re­je­stry i po­czułam, jak coś wewnątrz mnie za­ci­ska się w supełek, zupełnie jak­by pęcherz po­sta­no­wił od­sta­wić dzi­ki ta­niec na in­nych narządach. Boże, umie­rałam najdłuższą, naj­strasz­niejszą i najsłodszą śmier­cią w hi­sto­rii ludz­kości. Jeśli tak właśnie czu­je się ktoś nakręcony, to łapię, cze­mu dla sek­su lu­dzie robią dziw­ne rze­czy. – Tak se­rio to miesz­kam tu od nie­daw­na i przy­pad­kiem za­trzasnąłem drzwi od miesz­ka­nia. Cze­kam na ślu­sa­rza i uznałem, że równie do­brze mogę jakoś sen­sow­nie spędzić czas.

– Czy­tając Szek­spi­ra?

– Przy­najm­niej próbując. Tak między nami, nig­dy za gościem nie prze­pa­dałem, ale niech to zo­sta­nie ta­jem­nicą, okej?

Jeśli tem­pe­ra­tu­ra przekłada się jakoś na ko­lor, mu­siałam być wście­kle czer­wo­na na twa­rzy. Tak właści­wie czułam się, jak­bym stała w sa­mym środ­ku ogni­ska. Nie wiem, czy go­to­wałam się ze wsty­du, czy bry­tyj­ski ak­cent za­ini­cjo­wał spon­ta­nicz­ne sa­mo­spa­le­nie.

– Wyglądasz na roz­cza­ro­waną, Bliss. Je­steś fanką Szek­spi­ra?

Po­ki­wałam głową, bo wątpiłam chwi­lo­wo w zdol­ność wo­ka­li­za­cji.

Zmarsz­czył nos i za­pragnęłam na­gle prze­sunąć pal­cem od jego brwi aż po war­gi. O rany, za­czy­nałam wa­rio­wać. Gdy­by ktoś zba­dał mnie w tej chwi­li, do­stałabym żółte pa­pie­ry.

– Nie mów, że uwiel­biasz „Ro­mea i Julię”.

O. Na­resz­cie jakiś punkt za­cze­pie­nia.

– Wolę „Otel­la” – wy­du­siłam. – To mój ulu­bio­ny dra­mat.

– Och, szla­chet­na Des­de­mo­na. Lo­jal­na i czy­sta.

Ser­ce mi pra­wie stanęło, gdy usłyszałam „czy­sta”.

– Ja, cóż… – usiłowałam wymyślić coś mądre­go. – Po­do­ba mi się juk­sta­po­zy­cja w „Otel­lu”, ze­sta­wie­nie rozsądku i namiętności.

– Je­stem wiel­kim fa­nem namiętności. – Prze­sunął wzro­kiem po moim cie­le, aż po­czułam drżenie. Jesz­cze chwi­la, a spłynę na podłogę. – Nadal nie za­py­tałaś, jak mam na imię.

Odchrząknęłam, co na pew­no nie było ani trochę atrak­cyj­ne. Może dla ja­ski­niowców, ale nie dla lu­dzi w dwu­dzie­stym pierw­szym wie­ku.

– Więc jak masz na imię?

Po­chy­lił głowę, posyłając mi spoj­rze­nie spod przydługich włosów.

– Przyłącz się, to ci po­wiem.

Nie byłam w sta­nie myśleć o ni­czym in­nym poza tym, że moje nogi są jak dwie żelki i że po­sa­dze­nie gdzieś tyłka po­zwo­li mi uniknąć kom­pro­mi­ta­cji. Na przykład omdle­nia związa­ne­go z nagłą nad­pro­dukcją hor­monów. Opadłam na krzesło, ale wca­le nie po­czułam ulgi. Napięcie tyl­ko wzrosło.

– Je­stem Gar­rick – przed­sta­wił się.

Bez­wstyd­nie gapiłam się na jego usta. Gar­rick? Do tej pory nie sądziłam, że imię może być sek­sow­ne.

– Miło cię po­znać, Gar­rick.

Po­chy­lił się w moją stronę, wspie­rając się na przed­ra­mio­nach, a ja podświa­do­mie za­re­je­stro­wałam jego sze­ro­kie bary i mięśnie na­pi­nające się pod pod­ko­szul­kiem. Na­sze spoj­rze­nia spo­tkały się i wsiąkłam bez resz­ty. Bar prze­stał ist­nieć, były tyl­ko nie­bie­skie oczy Gar­ric­ka.

– Kupię ci drin­ka. – To nie było py­ta­nie. W całej jego po­sta­wie nie było ni­cze­go py­tającego, tyl­ko spo­koj­na pew­ność sie­bie. – Wte­dy po­roz­ma­wia­my o rozsądku i… namiętności.Roz­dział 2

Nie miałam pojęcia, czy fale gorąca, które mnie ob­le­wały, miały więcej wspólne­go ze spoj­rze­niem Gar­ric­ka, czy z ostat­nim drin­kiem, który wypiłam pra­wie dusz­kiem. Gar­rick po­ma­chał do kel­ne­ra, a ja w tym cza­sie usiłowałam sama sie­bie pod­nieść na du­chu.

– Bliss? – Gar­rick zdążył zamówić pierw­szy.

Jego głos przy­pra­wiał mnie o pal­pi­ta­cje.

Spoj­rzałam na nie­go, po­tem na kel­ne­ra, który oka­zał się po­ten­cjal­nie-in­te­re­sującym-bar­ma­nem. Otwo­rzyłam usta, ale chłopak położył mi dłoń na ra­mie­niu.

– Whi­sky z colą, do­brze pamiętam?

Po­ki­wałam głową zdu­mio­na, a on puścił do mnie oko i uśmiechnął się. Przez chwilę za­sta­na­wiałam się, skąd wie, co zamówię, sko­ro po­przed­nio obsługi­wała mnie jego koleżanka. Wciąż na mnie pa­trzył, zmu­siłam się więc, żeby po­wie­dzieć:

– Dzięki…

– Bran­don – pod­po­wie­dział.

– Dzięki, Bran­don.

Rzu­cił okiem na Gar­ric­ka, ale nie poświęcił mu większej uwa­gi.

– Mam po­wie­dzieć two­jej koleżance, że za­raz do niej przyj­dziesz?

– Och, tak. Chy­ba tak.

Uśmiechnął się w od­po­wie­dzi, ale nie spie­szyło mu się z po­wro­tem do pra­cy. Kie­dy wresz­cie zo­sta­wił nas sa­mych, nie miałam od­wa­gi spoj­rzeć na Gar­ric­ka. Mogłabym się nie­chcący rozpłynąć w kałużę u jego stóp.

– Cza­sem wy­da­je mi się, że Des­de­mo­na wca­le nie była taka nie­win­na, jak się wy­da­je. Może świet­nie wie­działa, jak działa na mężczyzn i bawiło ją wzbu­dza­nie za­zdrości.

Uniosłam głowę. Gar­rick pa­trzył mnie przy­mrużony­mi oczy­ma. Przełknęłam i nie odwróciłam wzro­ku.

– A może przytłaczała ją oso­bo­wość Otel­la i nie wie­działa, jak z nim roz­ma­wiać. W końcu, jak pew­nie wiesz, naj­ważniej­sza jest umiejętność ko­mu­ni­ka­cji.

– Ko­mu­ni­ka­cji? – Gar­rick zro­bił zdzi­wioną minę.

– Roz­mo­wa mogłaby im oszczędzić wie­lu pro­blemów.

– Sko­ro tak sta­wiasz sprawę, po­sta­ram się ko­mu­ni­ko­wać wprost. – Prze­sunął krzesło i usiadł tuż obok mnie. – Wolałbym, żebyś nie wra­cała do koleżanki. Zo­stań.

Przełykaj, Bliss, po­wie­działam so­bie. Przełykaj, bo in­a­czej za­czniesz się ślinić.

– A co będzie­my robić, jeśli zo­stanę? – wy­du­kałam.

Wyciągnął dłoń i do­tknął mo­ich włosów, a po­tem prze­sunął pal­ca­mi po szyi, aż do miej­sca, gdzie można wy­czuć puls. W tym wy­pad­ku bar­dzo, bar­dzo szyb­ki puls.

– Możemy po­roz­ma­wiać o Szek­spi­rze albo o czym­kol­wiek ze­chcesz. Choć nie mogę ci obie­cać, że będę bar­dzo błysko­tli­wy. Trochę roz­pra­sza mnie wi­dok two­jej szyi. – Jego dłoń kon­ty­nu­owała wędrówkę, musnęła szczękę, a po­tem po­li­czek.

– I two­ich ust. I oczu. Mógłbym na przykład ocza­ro­wać cię dzie­ja­mi mo­je­go życia, tak jak Otel­lo Des­de­monę.

Jeśli o mnie cho­dzi, byłam wy­star­czająco ocza­ro­wa­na.

– Trochę mar­twi mnie ta ana­lo­gia do hi­sto­rii, która skończyła się mor­der­stwem i sa­mobójstwem – za­uważyłam dow­cip­nie. Mój głos był po­dej­rza­nie chra­pli­wy.

Gar­rick uśmiechnął się sze­ro­ko i opuścił rękę. Skóra paliła mnie w miej­scach, w których mnie do­ty­kał i mu­siałam bar­dzo się po­sta­rać, żeby nie pro­sić o jesz­cze.

– To­uché. Nie ob­cho­dzi mnie, co będzie­my robić, o ile będzie­my robić to ra­zem.

– Okej.

Po­czułam praw­dziwą dumę, że udało mi się za­cho­wać spokój, choć miałam ra­czej ochotę wy­krzy­czeć: je­stem two­ja, zrób ze mną, co chcesz!

– Może po­wi­nie­nem częściej za­trza­ski­wać klu­cze w miesz­ka­niu.

Se­rio? Ja wolałabym, żebyśmy, za­miast klu­czy, za­trzasnęli ra­czej sie­bie.

Mój te­le­fon zaczął wi­bro­wać i rzu­ciłam się, by go ode­brać, za­nim włączy się wyjątko­wo kre­tyński dzwo­nek.

– Uto­piłaś się w ki­blu?

To była Kel­sey.

– Nie, nie uto­piłam się. Słuchaj, dam so­bie radę, spo­koj­nie możesz wra­cać do domu.

Po­ciem­niałe oczy Gar­ric­ka śle­dziły ruch mo­ich warg. Bra­ko­wało mi tchu.

– Bliss, do cho­le­ry, nie wykręcisz się z tego. Stra­cisz dzi­siaj dzie­wic­two, choćbym mu­siała cię do tego zmu­sić!

Jezu, czy ona nie mogła być ci­szej? Prze­stra­szyłam się, że Gar­rick ją usłyszał, ale da­lej pa­trzył na moje usta.

– Nie mu­sisz.

Za­sta­na­wiałam się nad spo­so­bem, w jaki wyjaśnić jej, że zna­lazłam od­po­wied­nie­go mężczyznę i żeby dała mi spokój, ale sama się domyśliła.

– O. Mój. Boże.

Spoj­rzałam po­nad ra­mie­niem Gar­ric­ka i doj­rzałam ją w dal­szej części baru. Wy­szcze­rzyła się jak wa­riat­ka i wy­ko­nała nie­przy­zwo­ity, za to bar­dzo do­sad­ny gest.

– To su­per. Po­ga­da­my później, okej?

– Oczy­wiście, że po­ga­da­my. Żebyś wie­działa. Za­dzwo­nisz do mnie i opo­wiesz mi wszyst­ko z naj­drob­niej­szy­mi szczegółami – zażądała.

– Zo­ba­czy­my.

– Ty zo­ba­czysz i opo­wiesz. I nie waż się za­my­kać oczu!

Nie od­po­wie­działam. Po pro­stu się rozłączyłam.

– Koleżanka? – za­py­tał Gar­rick.

Po­taknęłam, bo jego spoj­rze­nie do­pro­wa­dziło mnie do gra­ni­cy wrze­nia. Nig­dy wcześniej nie czułam się tak nakręcona przez kogoś, kto na­wet mnie nie do­ty­kał. Seks ema­no­wał z Gar­ric­ka fa­la­mi, a ja od­kryłam na­gle prze­możną chęć na­uki pływa­nia. Naj­le­piej, za­nim skończy mi się po­wie­trze.

– Zo­sta­jesz?

Zno­wu po­ki­wałam głową. Każdy mięsień w moim cie­le był napięty i oba­wiałam się, że jeśli Gar­rick wresz­cie mnie nie pocałuje, mogę eks­plo­do­wać. Już myślałam, że wresz­cie to zro­bi, gdy przy sto­li­ku zma­te­ria­li­zo­wał się po­ten­cjal­nie-in­te­re­sujący-bar­man. Uśmiechnął się na mój wi­dok, ale po­tem do­strzegł, jak bli­sko sie­bie sie­dzi­my z Gar­rickiem i zrzedła mu mina.

– Sor­ry za opóźnie­nie – prze­pro­sił. – Zro­bił się strasz­ny tłok.

– Nie ma spra­wy, Bran­don.

– Ni­cze­go więcej nie po­trze­bu­jesz?

– Nie, dzięki.

Spoj­rze­nie Bran­do­na prze­sunęło się po Gar­ric­ku i bar­man po­chy­lił się ku mnie.

– Je­steś pew­na?

– Je­steśmy pew­ni! – wciął się opry­skli­wie Gar­rick i podał Bran­do­no­wi kil­ka bank­notów. – Resz­ty nie trze­ba.

Gdy bar­man skończył roz­ma­wiać z gośćmi przy in­nych sto­li­kach i od­da­lił się wresz­cie poza zasięg słuchu, obróciłam się w stronę Gar­ric­ka. Z za­sko­cze­niem od­kryłam, że w między­cza­sie zdążył oto­czyć mnie ra­mie­niem.

– Czyżbyś był ty­pem za­zdrośnika?

– Nie­spe­cjal­nie.

Uniosłam brew.

– Może tyl­ko przez tę dys­kusję o Otel­lu zro­biłem się ciut za­bor­czy – po­wie­dział bez cie­nia wsty­du.

– To zo­staw­my Otel­la i po­roz­ma­wiaj­my o czymś in­nym – za­pro­po­no­wałam. – Na przykład o tym, kie­dy ma się po­ja­wić ten twój ślu­sarz?

Rzu­cił okiem na ze­ga­rek, co dało mi jakąś se­kundę na po­dzi­wia­nie jego ra­mion.

– Jakoś niedługo.

– Nie po­wi­nie­neś na nie­go cze­kać?

Nie do końca wie­działam, do cze­go właści­wie zmie­rzam. Po­do­bał mi się, pociągał mnie i chciałam, żeby mnie pocałował. A jed­no­cześnie mój wewnętrzny sa­bo­tażysta chciał to wszyst­ko stor­pe­do­wać, jak wie­le razy wcześniej. Ucie­kaj, póki jesz­cze możesz. W jed­nym byłam na­prawdę do­bra – w szu­ka­niu wyjścia ewa­ku­acyj­ne­go.

– Chcesz się mnie po­zbyć?

Wzięłam głęboki od­dech. Żad­ne­go ucie­ka­nia, żad­ne­go kom­bi­no­wa­nia, żad­nej ewa­ku­acji. Przy­gryzłam wargę. Miałam na­dzieję, że Gar­rick nie wi­dzi, jak strasz­nie się boję.

– Pomyślałam, że po­win­niśmy wyjść i po­cze­kać na nie­go ra­zem.

Zno­wu za­wie­sił wzrok na mo­ich ustach. Dałabym się zabić za pocałunek.

– Do­brze – po­wie­dział, wstając. Podał mi rękę. – Mi­la­dy?

– Nie chcesz, żebyśmy do­pi­li? – za­py­tałam, wska­zując na nie­na­poczęte drin­ki.

Ujął moją dłoń i przy­cisnął war­gi do wewnętrznej stro­ny nad­garst­ka.

– Już czuję się pi­ja­ny…

Wy­buchnęłam śmie­chem, bo ten sta­ry tekst w wy­ko­na­niu Gar­ric­ka za­brzmiał dość ko­micz­nie. A poza tym nie chciałam się przy­znać, że głupi kla­sy­ker nadal działa.

– Prze­giąłem z dra­ma­ty­zmem? – za­py­tał z półuśmiesz­kiem.

– Po­rzućmy na mo­ment po­ezję i skon­cen­truj­my się na re­ali­zmie…

– Myślę, że je­stem do tego zdol­ny.

Nim zdążyłam przy­swoić jego słowa, po­rwał mnie z krzesła i wresz­cie pocałował. Pach­niał cy­tru­sa­mi, skórzaną kurtką i czymś jesz­cze – czymś, od cze­go ugi­nały mi się ko­la­na. Przez mo­ment za­stygłam bez ru­chu, zbyt zszo­ko­wa­na, by za­re­ago­wać, boleśnie świa­do­ma, że całuję się z fa­ce­tem pośrod­ku baru pełnego lu­dzi. Ale po­tem Gar­rick przy­gryzł lek­ko moją dolną wargę i zaczęłam mieć w no­sie całe oto­cze­nie. Żołądek opadł mi gdzieś w oko­li­ce stóp, zupełnie jak­by gra­wi­ta­cja po­dwoiła wysiłki, a po kręgosłupie wędro­wało sta­do mrówek. Prze­stało mnie ob­cho­dzić co­kol­wiek poza Gar­rickiem. Roz­chy­liłam usta, po­zwa­lając, by jego język przejął całko­witą kon­trolę. Splotłam ręce na ple­cach Gar­ricka, a on przy­ciągnął mnie bliżej, tak bli­sko, że czułam każdą krzy­wiznę jego ciała. Naj­pierw całował mnie po­wo­li, po­tem na­tar­czy­wie, był de­li­kat­ny i do­mi­nujący za­ra­zem. Kie­dy jego pal­ce wśli­zgnęły się pod bluzkę i prze­sunęły po mo­ich ple­cach, jęknęłam. I na­tych­miast tego pożałowałam. Od­sunął się.

Od­ru­cho­wo podążyłam za jego usta­mi w roz­pacz­li­wej chęci kon­ty­nu­owa­nia pocałunku. Gar­rick miał jed­nak inny plan. Po­chy­lił się i wpił war­ga­mi w moją szyję. I to byłoby na tyle, jeśli cho­dzi o ana­li­tycz­ny mózg. Zupełnie się roz­padłam, stałam się sa­mym ciałem, kłębkiem zakończeń ner­wo­wych, które bez wątpie­nia kom­plet­nie zwa­rio­wały. Gar­rick ode­tchnął ciężko, a jego od­dech pra­wie mnie opa­rzył.

– Sor­ry, trochę mnie po­niosło – wy­chry­piał.

Sama bym tego le­piej nie ujęła. Mnie też po­niosło. Tak da­le­ko, jak jesz­cze nig­dy wcześniej. Pierw­szy raz stra­ciłam kon­trolę, co było prze­rażające i fa­scy­nujące za­ra­zem.

Gdy Gar­rick uniósł głowę, ze wszel­kich sił sta­rałam się za­cho­wać neu­tral­ny wy­raz twa­rzy. Myślałam, że za­cznę wyć z żalu, gdy za­brał rękę z mo­ich pleców i zro­bił krok w tył.

– Nie wiem, czy nie przyszła pora na nie­co mniej namiętności, a więcej rozsądku – po­wie­dział ni­skim głosem.

Roześmiałam się, choć w myślach po­ka­zy­wałam właśnie środ­ko­wy pa­lec tej rozsądnej części mnie. Rozsądna byłam zde­cy­do­wa­nie zbyt długo.Roz­dział 3

– Chy­ba żar­tu­jesz?

Nie żar­to­wał. Gapiłam się na Gar­ric­ka, prze­ko­na­na, że są na tym świe­cie rze­czy, których mój ra­cjo­nal­ny móżdżek nie prze­tra­wi.

Pogładził mnie po po­licz­ku.

– Nie będę się spie­szył.

Pokręciłam nie­uf­nie głową i jego ręka opadła.

– Chy­ba nie dam rady – jęknęłam żałośnie.

– Po pro­stu obej­mij mnie moc­no. Będziesz się świet­nie bawić, obie­cuję.

– Ale…

– Bliss, proszę, za­ufaj mi.

Wzięłam głęboki wdech. Dam radę. Muszę zro­bić to, o czym mówiła Kel­sey. Nie myśleć.

– No do­bra. Tyl­ko szyb­ko. Za­nim zmie­nię zda­nie.

Wy­szcze­rzył się w uśmie­chu i pocałował mnie w czoło.

– Zuch dziew­czy­na!

Ostrożnie nałożył mi na głowę kask i wsiadł na mo­tor. Z tru­dem zwal­czyłam chęć uciecz­ki i chwy­ciłam jego dłoń. Szyb­ko od­kryłam, że na tej pie­kiel­nej ma­szy­nie nie uda mi się sie­dzieć grzecz­nie pół me­tra za Gar­ric­kiem. Za­krzy­wio­ne sie­dze­nie spra­wiało, że ile­kroć sta­rałam się od­sunąć i tak kończyłam na jego ple­cach.

Przez chwilę pieścił pal­ca­mi moje ko­la­no.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: