Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cztery pory roku Heleny Horn - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Cztery pory roku Heleny Horn - ebook

Dojrzała wzięta aktorka Helena Horn po śmierci ukochanego męża odchodzi z teatru i wraz z przyjaciółką, zdziwaczała starą suflerką, przenosi się do rodzinnego domu w podwarszawskim Milanówku. Najbliższym jej sąsiadem jest zaprzyjaźniony doktor Tomasz Zewer – rozwiedziony samotnik, ceniący smak dobrej whisky i towarzystwo wiernego psa.

Na tle zmieniających się pór roku w życiu Heleny pojawiają się różnorodne postaci. Helena nawiązuje także zadziwiający kontakt z dawno nieżyjącymi rodzicami, którzy nieoczekiwanie zaczynają wtrącać się w jej życie i zmuszają do podjęcia ważnych dla niej samej decyzji. Odkryta zostaje także pewna wstrząsająca tajemnica, która  odmieni życie wielu ludzi.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0500-5
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Gabinet dyrektora teatru robi nieco przygnębiające wrażenie. Jakby został zatrzymany w tym czasie, który od dawna ma już za sobą. Nieodnawiany chyba od lat, kiedy to przedstawiciel branży spożywczo-mięsnej, ale mocno partyjny, został rzucony na niwę kultury. Nie przyjął się na szczęście na dłużej, podobnie jak wprowadzona przez niego lista obecności, którą artyści i zespół techniczny musieli podpisywać codziennie przed ósmą, obowiązek kilkugodzinnego przebywania na terenie miejsca pracy, bez względu na „przydatność” tego dnia, i zwrot per „wy”, który również został wyszydzony przez środowisko.

Na półce oszklonej meblościanki stoją puchary, nagrody okolicznościowe i kolorowa makieta jakiejś dekoracji. Na sosnowym biurku leżą przybory do pisania, kalendarz, papiery, stoją czarny telefon oraz mały aparat „podsłuchu sceny”. Przy oknie tkwi beznadziejny fikus w donicy, zgrabnie zasłaniający zaciek na ścianie przy kaloryferze. Dla obecnego dyrektora zawsze ważniejsza była wymiana umywalek w garderobach, przystosowanie toalety przy widowni dla niepełnosprawnych, unowocześnienie kabiny akustyków i częściowa wymiana sprzętu. Obok fikusa – stolik i dwa fotele, na blacie stolika: serwetki, filiżanki z niedopitą kawą, cukiernica i beznadziejne okolicznościowe paluszki.

Dyrektor jest w średnim wieku, niedźwiedziowatej postury, z fryzurą à la Kopernik. Ma sympatyczną, ale dość zmęczoną twarz, z rysującym się na niej wyrazem bezradności i lekkiego napięcia. Pochyla się nieznacznie ku siedzącej naprzeciwko aktorce. Jest to elegancka, przystojna, dojrzała kobieta, której postawa, sposób trzymania zaciśniętych rąk, spojrzenie i lekki uśmiech świadczą o nieodwołalności podjętej decyzji.

– Decyzja ostateczna…? Heleno?

– Tak, Arturze. Od naszej pierwszej rozmowy nic się nie zmieniło.

Mężczyzna prostuje się, robi z ust zabawny ryjek, głośno wypuszcza powietrze, dając tym wyraz niepogodzonej bezradności.

– A jednak odłożę Czechowa. Wierzę, że za jakiś czas… zechcesz jednak… przemyślisz… zatęsknisz za nami… i wtedy zrobimy go w przyszłym sezonie, co? Czechow, Czechow, Helenko… – kusi, pochylony ku niej. – Kiedy zechcesz… Traktujmy to jako urlop bezpłatny, bezterminowy… aż sama…

Helena kładzie dłoń na jego ręce.

– Nie. Już nie, Misiu – mówi spokojnie.

Mężczyzna prostuje się, nieco zaskoczony, ale się uśmiecha.

– Misiu? Powiedziałaś „Misiu”?

– Powiedziałam tak, jak nazywają cię wszyscy. Nigdy nie słyszałeś? Za twoimi plecami. Misio, Misiek…

– A wiesz, że nie.

– To jest czułe określenie, nie sądzisz?

– Hm, nie jestem zachwycony. To infantylne i jakieś takie…

Helena śmieje się, widząc jego minę.

– Arturze, oni cię bardzo lubią, to dlatego.

– Zaraz… – przerywa jej. – Czy jeszcze są jakieś inne, równie głupawe przezwiska?

– Mam donosić?

– Heleno, przecież to jest jedyna możliwość, żebym się dowiedział. Czy widzisz mnie, jak zwołuję zebranie, wchodzę z bronią w ręku i wrzeszczę, że mają się przyznać?! Nie pytam kto, ale jak?

– No dobrze. Ale odwołuję się do twojego poczucia humoru. Nie bądź taki poważny. Nic ci nie grozi. Szanują cię, cenią i, powtarzam, bardzo cię…

– Dobrze. Jestem zwyczajnie ciekawy – przerywa jej i trochę za głośno wypija łyk kawy.

– A więc… Banalnie: stary, szef, boss, majster, ale kiedyś przez jakiś czas, po tym jak wywaliłeś tego beznadziejnego reżysera z zaprzyjaźnionego kraju, po spięciu, na którejś z końcowych prób, pamiętasz?

– Aaaa, pamiętam, no oczywiście. Ale musiałem.

– Tak, tego nikt nie negował, wręcz przeciwnie! Ale po tym z zachwytem mówiono o tobie „Furiozo Wielki”. Ładnie, co? I to poszło w miasto.

– A niech ich! Ale mogłoby być gorzej – mówi i wybucha śmiechem.

Helena patrzy na niego z sympatią. Tyle wspólnych lat, dobrej współpracy, obustronnego szacunku, doceniania wzajemnych umiejętności. Lubiła z nim pracować. Był wrażliwym, mądrym reżyserem, z doskonałymi pomysłami, na które umiejętnie naprowadzał aktorów. Zawsze ich lubił i przeważnie cenił.

Wyważony, nigdy nie tracił cierpliwości, więc wtedy wszyscy byli oszołomieni, gdy po próbach porozumienia się z tamtym reżyserem, po omawianiu podczas pracy wyników i propozycji tegoż, coraz bardziej sprzecznych z duchem przedstawienia, po bezskutecznym naprowadzaniu go na gubioną drogę, Artur trzasnął egzemplarzem sztuki o pulpit reżyserski, tuż przed nosem gościa, i coraz głośniej zaczął mówić, co o tym wszystkim myśli. Coraz głośniej, bo tamten bronił się, zarzucając Arturowi i zespołowi aktorskiemu nieumiejętność szerszego i nowoczesnego spojrzenia. Artur opanował się nieco, podziękował za współpracę, sam poprowadził próby i doprowadził do udanej premiery. Gość schował urazę do kieszeni, razem z wypłaconą mu całą sumą za reżyserię, i odleciał. Na odchodnym nie omieszkał poinformować w sekretariacie, w jakich to krajach biją się o niego, dodając, że tam jest wyższa kultura i nowoczesność. Mało brakowało, a dzielna sekretarka, pani Zofia, rzuciłaby za nim szklankę z herbatą. Świadkiem sceny był akurat obecny tam młody aktor, który zdążył pochwycić szklankę z gorącym napojem, otworzył szeroko drzwi od sekretariatu i jakoś niechcący puścił je zbyt szybko. Więc można powiedzieć, że poszło reżyserowi w pięty. Przed zbliżającą się premierą teatr zawsze jest nieco nerwowy…

Furiozo Wielki… Tak, teatr był dla niego wszystkim. Samotny po śmierci żony, od lat cały swój czas i miłość poświęcał prowadzeniu go.

A teraz odchodziła od nich jego aktorka, na której przez lata opierał się repertuar, którą niezwykle cenił, której nie umiał wyperswadować idiotycznej przecież decyzji. Rozpatrywał to nawet w kategoriach zdrady wobec zawodu. A teraz, podczas jej ostatniej wizyty, coraz bardziej utwierdzając się w przegranej, jeszcze nadal naiwnie walczył. O swoją aktorkę, przeciwko pustce, którą zapowiadała jej nieobecność i… do czego nigdy by się głośno nie przyznał, odchodziła kobieta, od której trudno mu było oderwać oczy, gdy wieczorami stał w ciemnościach kulis, podczas gdy ona była tak blisko i nieosiągalnie daleko, taka cudowna.

– Helenko…

– Proszę cię, Arturze… Nie chcę cię oszukiwać ani siebie. Już wszystko jest inne, a przede wszystkim ja. Jestem zmęczona. Jestem wypalona.

– Droga moja, wiesz, jak ci niezmiennie współczujemy, ale gdyby…

– Nie ma gdyby – mówi zdecydowanie Helena i lekko wzrusza ramionami.

– Ale nie możesz…

– Mogę.

– No, głowa mała – wzdycha głośno Artur. – Krawcowa może przestać być krawcową, strażniczka miejska strażniczką… ale aktorka? Będziesz nią do końca życia. A twoim życiem jest twój zawód! – Przerywa i dodaje bardziej miękko: – Jesteś nam potrzebna. Hele… – nie kończy, niechętnie odwraca się do drzwi, słysząc podniesione głosy w sekretariacie. – Co tam, do licha?!

Rozlega się gwałtowne pukanie, jednocześnie otwierają się drzwi i do gabinetu wpada zaczerwieniona, zdyszana młoda dziewczyna w kostiumie z epoki elżbietańskiej. Za nią wchodzi chuda, bezbarwna sekretarka, pani Zofia, z wyraźnym poczuciem winy malującym się na jej bladej twarzy. Mówią jednocześnie. Dziewczyna ma świadomość, że dobrze postawionym głosem „nakrywa” piskliwy głosik sekretarki.

– Mówiłam, panie dyrektorze, że pan jest…

– Panie dyrektorze! Przepraszam, przepraszam, ale proszę mnie ratować! – przekrzykuje ją młoda dziewczyna. Nagle zauważa Helenę, kłania się nisko, z teatralną przesadą i nie robiąc najmniejszej przerwy, woła: – O! Najdroższa pani Heleno! Błagam panią, pani Horn. Ratunku! Pomocy. Ja się zabiję. Proszę mnie poprzeć, proszę mnie nie zostawiać samej sobie i mojej bezradnej rozpaczy!

Jest śliczna, ma szeroko rozstawione piwne oczy, teraz pełne łez, i wielkie rumieńce na policzkach. Jest taka młoda i pełna ognia. Helena patrzy na nią z przyjemnością. Zna ją i lubi, ceni jej niewątpliwy talent. A do tego dziewczyna jest pracowita i dojrzale traktuje swój zawód. A teraz zachowuje się trochę dziecinnie, ale jest w tej „bezradnej rozpaczy” jakoś wzruszająca.

Dyrektor przymyka oczy.

– Co się dzieje, do diabła?! – pyta z irytacją.

– Boże! Mówiłam pani Kozłowskiej, że… – mówi struchlała sekretarka.

– Dobrze! Dziękuję pani. Spokój! O co chodzi, Jolanto? Przestań ryczeć. Opanuj się i bez kabaretu! – zwraca się do młodej dziewczyny i próbuje się uśmiechnąć. Lubi ją, a do tego wie doskonale, co dzieje się z aktorkami przed zbliżającą się premierą.

– O! Co ze mnie zrobili! – mówi aktorka, uderzając dłońmi w kapelusz. – Jak ja w nim wyglądam?! Reklama pierogarni! Ruskie pierogi tylko u nas! Beatrycze w takim nakryciu głowy? Szekspir się w grobie przewraca! – zaczyna szlochać. – Wolę nie żyć! Tak mnie ośmieszyć! Nie mnie osobiście, to bym zniosła, ale Beatrycze?! Jak mam ją zagrać? Ośmieszenie, to ścina mnie z nóg! Muszę myśleć, po co jestem na scenie, ja, Beatrycze, a nie w czym…

Helena zasłania usta, ukrywając uśmiech.

Artur chrząka niepewnie.

– Taki sam był na projekcie? Tak? Nie becz, proszę.

– Nie! Zupełnie nie taki! Nie taki! Nie wiem, czym sugerowała się modystka, zaskoczyła mnie, a pani scenograf będzie dopiero na trzeciej generalnej. Jak mam w nim grać? I kogo? Knedel, gniot! Taki gniot!

– Zdejmij go – mówi spokojnie Helena. – Niech w pracowni zrobią ci złotą siatkę na włosy, i koniec. Wystarczy. Tak będzie dużo szlachetniej, prawda, Arturze?

– Tak. Jasne. Istotnie – mówi prawie przekonany.

Aktorka zgrabnym ruchem wyciąga szpilki i już rozjaśniona, patrząc to na Helenę, to na niego, potrząsa głową, a uwolnione włosy opadają jej na ramiona.

– Oddycham – mówi.

– No, to chwała Bogu! – prycha Artur, kiwając głową. – Bo już bałem się najgorszego. A teraz zjeżdżaj na próbę. Już, już! Jazda!

Dziewczyna kłania się nisko i pięknie, stylowo dyrektorowi, prawie klęka przed Heleną, rozjaśniona, gniotąc kapelusz w dłoni.

– Jest pani cudowna. Kocham panią. Niech los panią ozłoci! Dziękuję! W imieniu Szekspira, Beatrycze i swoim. Życie znowu jest piękne!

Wybiega, a sekretarka szybko zamyka za nią drzwi.

– Przepraszam bardzo – szepcze.

Artur odwraca się do Heleny.

– Tragedia z powodu kapelusza. Czy ona jest normalna?

– Jest. Szczęśliwy wiek, kiedy kapelusz jest tragedią – śmieje się lekko.

Widząc uśmiech na jej twarzy, Artur nachyla się ku niej.

– Widzisz, nawet w takich sprawach jesteś niezbędna.

– Proszę cię, rozmawialiśmy już. Parę razy. Dograłam, w myśl naszych ustaleń, sztuka schodzi z afisza, temat wyczerpany. Wybacz, Arturze. No, zbieram się, jestem umówiona. Finalizuję sprzedaż naszego… Mojego mieszkania w Warszawie. A wiesz, zięć zajął się sprzedażą auta. Jestem teraz bardzo bogata.

Słychać zgrzyt włączanego głośnika i rozlega się głos:

– Koniec przerwy. Zapraszam na scenę. Szybciutko, kochani. Kajtek, światło…

Helena słucha z leciutkim wzruszeniem znajomego głosu inspicjenta i słów. Artur wstaje i ścisza głośnik. Wraca na fotel.

– Nie, to nie może długo trwać. I ty w tym Milanówku sama. Upiorny pomysł. Jestem przerażony – drąży temat.

– Nie sama. Gospodaruje tam Henia Drzazga, są też…

– Kto?

– Nie znasz, wysłał ją na emeryturę twój poprzednik. Kretyn. Świetna suflerka, zacny człowiek. Niezwykła w przyjaźni.

Artur kiwa głową.

– No i co z tego?

– Dużo. Będzie mnie też odwiedzać Julia – mówiąc to, rozjaśnia się. – Będzie podrzucać mi mojego wnuka. Mam za płotem przyjaciela z dzieciństwa, są życzliwi znajomi. Tyle nieprzeczytanych książek. Cisza bez niespodzianek.

– To ci wystarczy na trochę. Oczywiście. Ale wierzę, że zmienisz decyzję. Poczekam. Bo co mam zrobić? Najchętniej bym cię zamknął gdzieś tu u nas.

– O chlebie i wodzie?

– Skąd! Zamorskie frykasy aż do bankructwa teatru.

– Aha, już to widzę. Uchronię cię przed tym. Dziękuję. Za wszystko.

Wstają. Obejmują się już bez słowa, on lekko przedłuża tę chwilę bliskości, Helena odchyla się, patrzy mu w oczy, a potem ciepło całuje w policzek. Artur pochyla się i całuje jej dłonie.

– Zostawiamy sprawę otwartą – mówi cicho Artur. – Chcę wierzyć w twój powrót. Pozwolisz, że będę dzwonić? A ty?

Idzie za nią i otwiera drzwi.

– Odprowadzę cię.

– Nie. Proszę, idź na widownię. Oni cię potrzebują. Pańskie oko… i tak dalej. – Helena uśmiecha się i odwraca do siedzącej przy biurku sekretarki. – Do widzenia, pani Zofio.

Sekretarka podrywa się zza biurka i ściska podaną jej dłoń.

– Tak mi żal! Wszystkiego dobrego, pani Horn. Do zobaczenia jednak. – Wąskie usta sekretarki rozciąga delikatny uśmiech.

*

Helena idzie powoli pustym korytarzem, bez emocji, patrzy na wiszące fotosy kolegów, co ją nieco zadziwia, rzuca okiem na swoją podobiznę – w ciężkiej brokatowej sukni.

– Boże, ile ona ważyła – wzdycha.

W jasnej peruce. Na włosach złota siatka z wplecionymi perłami. To z tego fotosu dużo później Jaromir, chcąc zrobić jej niespodziankę, zamówił obraz olejny, za który pewno zapłacił majątek. Ale wizerunek był niezwykle udany, to prawda. Lubili go oboje. Grała wtedy z… Mniejsza z tym. To była przelotna fascynacja, bez konsekwencji „na życie”. Grali parę i na scenie naprawdę robili wrażenie zakochanych. Jeszcze schodząc za kulisy, wyczuwało się w ich relacjach jakąś bliskość. Koledzy nawet z nadzieją oczekiwali na skandalik, że może dojdzie do jakiegoś rozwodu, może użycia parasolki w walce o przystojnego faceta, ze strony jego żony, może mąż Heleny da komuś po pysku. Ale nie, nie było podstaw ku temu. W jakimś stopniu Jaromira to nawet bawiło, śmiał się i robił zabawne uwagi. Ale nigdy więcej nie wracali do tego tematu. Będąc na urlopie, chłopak zginął w kraksie samochodowej. Oboje byli na pogrzebie, a Helena płakała jak prawie wszyscy. Głupia, niepotrzebna śmierć, jeżeli w tym wieku w ogóle może być jakaś potrzebna. Sztuka zeszła z afisza, dyrekcja okazała się na tyle taktowna, że nie zaproponowała nikomu zastępstwa, na które Helena, z jej pozycją w teatrze, i tak nie wyraziłaby zgody. Grana sztuka umiera razem z aktorem.

To było dawno, ale nigdy nie stało się zatartym wspomnieniem. Inna sprawa, że prawie zawsze było to coś naturalnego. Wspólne granie budowało nieco intymne, przelotne relacje, jednak nigdy tak wyraziste jak wtedy. Może na wspomnienie nakładało się też to niezwykle dramatyczne zakończenie.

W gablotach wiszą kolorowe afisze granych sztuk. Helena stoi, czytając, choć doskonale zna nazwiska wszystkich: aktorów, reżysera, scenografa, zespołu technicznego.

Tyle lat. Tyle lat, sztuk, czasu związanego z tymi ludźmi, z tym miejscem. Co teraz czuje, gdy słowo „nigdy” nabrało innego ciężaru, nieodwołalnego znaczenia? Czuje smutek, taki mały osad smutku, ale i ulgę, bo decyzja jest słuszna, nie mogłaby być uczciwa wobec siebie i tych, którym przez lata dawała z siebie wszystko, którzy byli nieznani, a bliscy, wierni, obecni. Jej widownia. Od pewnego czasu czuła w sobie nieuzasadniony lęk i pustkę. Była zbyt doskonałym rzemieślnikiem, żeby wszyscy nie odbierali jej jak zawsze – jako wspaniałą, głęboką, wrażliwą, prawdziwą… – gdy tymczasem była to technika. Już tylko technika. Przymus i niechęć. Ucieczka? Nie, odejście i pożegnanie. Jeżeli ucieczka, to z tego za wielkiego teraz mieszkania, z pogłosem samotnych kroków, skąd część mebli i drobiazgów zabrała już Julia do siebie – dotyczyło to przeważnie pamiątek po ojcu. Kiedy niecierpliwie przeszukiwała jego biurko, stolik nocny, nawet szafę, w pewnym momencie powiedziała:

– Mamo, gdzie jest zegarek ojca?

Zapadła chwila ciszy i Helena powoli podciągnęła rękaw swetra. Zaczęła go nosić, zamiast swojego złotego z misterną złotą bransoletką. Ostatniego wieczoru, po spektaklu, oddała go Beacie, wieloletniej garderobianej. Po prostu zamknęła jej dłoń, w którą zsunęła zegarek. I wtedy garderobiana rozpłakała się po raz drugi, broniąc się przed prezentem. Bo pierwszy raz miał miejsce parę dni wcześniej, kiedy Helena powiedziała:

– Pani Beatko, wspominała pani, że córeczka jest taka muzykalna, że planuje pani kiedyś posłać ją do szkoły muzycznej, że w przedszkolu również namawiają panią do tego?

Marylka była późnym dzieckiem tej niemłodej już kobiety, długo oczekiwanym; uszczęśliwiła oboje rodziców. Matka z dumą pokazywała zdjęcia jasnowłosego knedla, w przeróżnych domowo-przedszkolnych sytuacjach. I wtedy Helena zaproponowała, że jeśli chce, może zabrać pianino dla Marylki. Było w bardzo dobrym stanie, jak orzekł stroiciel, który przychodził co pewien czas, zresztą raczej bez potrzeby, bo już dawno Julia i Jaromir przestali grywać na cztery ręce. Wtedy Beata złapała się za głowę, a po jej policzkach pociekły łzy.

– Pani Helenko… – wyjąkała.

– Przyda się?

– O Jezu…

– No to się cieszę. Tylko jakoś musicie je ode mnie zabrać, i to szybko.

– Pani Heleno droga… – Kobieta przytuliła twarz do jej pleców. Helena wstała i przytuliła ją do siebie, całując w policzki.

– Dziękuję ci, Beatko, za twoją pracę dla mnie, za te zawsze wyprane rękawiczki, szale, kołnierzyki, za wyprasowane kostiumy, za czekające przed lustrem szminki, ułożone równiusieńko, herbatę nie za gorącą i nie za chłodną… Za cierpliwość do mnie. Byłaś jak przyjaciółka.

– Co my tu bez pani… – płakała garderobiana.

Helena podała jej zdjętą perukę.

– Uważaj, bo ją zalejesz łzami – powiedziała rzeczowo i powróciła do przerwanego tematu. – No to co, zorganizujesz sobie transport? Z pierwszego piętra, ale jest duża winda.

– Dziękuję, z całego serca, tak! Rysio weźmie szwagra, on ma samochód dostawczy. Boże, jaka jestem szczęśliwa… Nigdy pani nie zapomnę. Przenigdy. Kochana moja.

I te słowa i łzy były szczere.

*

A wtedy, tam, przy tych wybebeszonych szufladach biurka Jaromira, Julia wyciągnęła rękę i powiedziała:

– Mamo, oddaj go… proszę.

– Julio…

– Nie targujmy się. Muszę go mieć. Muszę! Masz tyle innych. Na nim uczył mnie godzin, minut. Śmiał się, kiedy prosiłam, żeby mi go dał na zawsze. Powiedział, że kiedyś…

Milczą przez chwilę.

– Nie uważasz, że teraz jest to kiedyś?

Helena odpina podniszczony pasek męskiego zegarka, a Julia wkłada go do swojej eleganckiej torebki z jaszczurki i słychać twardy trzask zameczka.

Wyboru książek, nawet tych nie na jego wiek, dokonał wnuk. Pozostało pakowanie do wielkich pudeł ubrań i reszty książek, które Julia ofiarowała się zawieźć do Monaru. Małe stare radio miała już w Milanówku, czarno-biały telewizor ze strychu też był do oddania. Zostało trochę mebli, dywany, i tu skorzystała z propozycji starego dozorcy, który obiecał:

– Pani Hornowa, ja resztą się zajmę, a wysprzątane będzie na medal – i zręcznie, jakby mimochodem schował do kieszeni pieniądze.

Wysprzątane zostało jej życie tu, szczęśliwe tak bardzo, że przyszło zapłacić za to wielką cenę. Tracąc Jaromira, straciła siebie. Żyła jakoś mimochodem, z przyzwyczajenia, porządkowała wszystkie sprawy, ale straciła to, co było jej opoką, szczęśliwą ścianą, którą obudował ją Jaromir. Ten niezwykły, cierpliwy i kochający ją bezwarunkowo, wyjątkowy.

*

W holu przechodzi obok kasy biletowej, przed którą stoi parę osób. Gruba kobieta na jej widok trąca łokciem swoją towarzyszkę i szepcze jej coś do ucha. Tamta szybko się odwraca, ale Helena pcha ciężkie drzwi. Uderza ją gwar ruchliwej ulicy. Z kamienicy naprzeciwko, z otwartego okna, dolatuje z radia hejnał z wieży mariackiej. Machinalnie patrzy na zegarek. Na palcu lewej ręki błyszczą w słońcu dwie obrączki. Jej i Jaromira.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: