Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Diana – Moja Historia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 sierpnia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Diana – Moja Historia - ebook

Wstrząsający światowy bestseller, który Diana pomagała pisać, i który ukształtował jej los i przeznaczenie oraz zmienił królewską rodzinę na zawsze.

Istnieje tylko jedna prawdziwa i źródłowa biografia Diany, księżnej Walii: ta, w której powstawaniu ona sama sekretnie brała udział. To jest właśnie ta książka.

O Lady D opublikowano setki książek – biografie oparte głównie na plotkach i  żalach niechętnej służby, ograniczonym widzeniu przyjaciół lub tzw. przyjaciół oraz ilustrowane zdjęciami, pstrykanymi przez paparazzich.

„Diana – Moja historia” opiera się na zarejestrowanych na magnetofonie wywiadach, przekazanych w sekrecie przez księżną Walii Andrew Mortonowi w czasie głębokiego kryzysu w małżeństwie księżnej oraz w jej życiu, ilustrowanych unikalnymi kolorowymi fotografiami, które ona sama dostarczyła. Odkąd życie Diany tak dramatycznie się zakończyło, ta książka jest tak bliska autobiografii, jaką świat kiedykolwiek może otrzymać.

Prasa o biografii „Diana – Moja historia”:

„Najlepiej udokumentowana i miarodajna książka o rodzinie królewskiej, jaka kiedykolwiek powstała”  – Sunday Times

„Nowoczesna klasyka, książka, która zmieniła życie tych, którzy byli jej bohaterami” – London Evening Standard

„…wiarygodny, intrygujący, lecz także alarmujący portret ‘ostatniej ikony dwudziestego wieku’ ”– Daily Telegraph

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-936945-5-6
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

An­drew Mor­ton, je­den z naj­bar­dziej zna­nych bio­gra­fów świa­ta, jest czo­ło­wym au­to­ry­te­tem w ga­tun­ku bio­gra­fii ce­le­bry­tów i jed­nym z naj­lep­szych dzien­ni­ka­rzy śled­czych swo­ich cza­sów. Jego pierw­szy be­st­sel­ler, kon­tro­wer­syj­na Dia­na: praw­dzi­wa hi­sto­ria, zmie­nił pu­blicz­ną per­cep­cję bry­tyj­skiej mo­nar­chii, a ko­lej­ny, Mo­ni­ka Le­win­sky: jej hi­sto­ria, dał opis praw­dzi­wych zda­rzeń, któ­re sta­ły za pró­bą im­pe­ach­men­tu pre­zy­den­ta Sta­nów Zjed­no­czo­nych Bil­la Clin­to­na.

Nie­daw­no Posh&Becks, jego be­st­sel­le­ro­wa bio­gra­fia dwoj­ga ce­le­bri­ties Da­wi­da i Wik­to­rii Bec­kham, zo­sta­ła za­kwa­li­fi­ko­wa­na jako kry­ty­ka no­wo­cze­snej kul­tu­ry ce­le­bry­tów, a Ma­don­na rzu­ci­ła nowe świa­tło na tę naj­słyn­niej­szą pio­sen­kar­kę ostat­nich dwóch de­kad. Naj­now­sza książ­ka Mor­to­na, Nine for Nine, jest dra­ma­tycz­nym stu­dium ak­cji ra­tun­ko­wej, jaka mia­ła miej­sce la­tem 2012 roku – kie­dy dzie­wię­ciu gór­ni­ków z Qu­eecre­ek w sta­nie Pen­syl­wa­nia zo­sta­ło schwy­ta­nych w pu­łap­kę pod zie­mią – była szcze­gól­nie za­chwa­la­na przez tych, któ­rzy bra­li udział w tej ak­cji.

An­drew Mor­ton jest lau­re­atem wie­lu na­gród, m.in. Au­to­ra Roku, Dzien­ni­ka­rza Śled­cze­go Roku i Te­mat Roku, a tak­że spe­cjal­nej na­gro­dy za służ­bę w za­wo­dzie dzien­ni­kar­skim. Dia­na: praw­dzi­wa hi­sto­ria sta­ła się dru­gą naj­le­piej sprze­da­ją­cą się bry­tyj­ską książ­ką 1992 roku, a jej wzno­wie­nie, po śmier­ci księż­nej Dia­ny, pt. Dia­na. Moja hi­sto­ria – książ­ka, któ­ra po raz pierw­szy udo­wod­ni­ła, że księż­na współ­pra­co­wa­ła przy po­wsta­wa­niu tej pu­bli­ka­cji i za­wie­ra­ła jej wła­sną re­la­cję wy­da­rzeń – sta­ła się be­st­sel­le­rem 1997 roku. Mi­lio­ny eg­zem­pla­rzy obu wer­sji książ­ki i se­qu­elu tej­że pt. Dia­na: Her New Life, ro­ze­szły się bły­ska­wicz­nie w księ­gar­niach ca­łe­go świa­ta, a pierw­sza z nich zo­sta­ła prze­tłu­ma­czo­na na wię­cej niż trzy­dzie­ści pięć ję­zy­ków.

An­drew Mor­ton miesz­ka w Lon­dy­nie z żoną i dwie­ma na­sto­let­ni­mi cór­ka­mi.Podziękowania

Bio­gra­fia księż­nej Wa­lii jest o tyle uni­kal­na, że hi­sto­ria, jaką za­wie­ra na swych stro­ni­cach, nig­dy by się nie uka­za­ła, gdy­by nie cał­ko­wi­ta i en­tu­zja­stycz­na współ­pra­ca Dia­ny. Cała sto­ry zo­sta­ła opar­ta na dłu­gich, za­re­je­stro­wa­nych na ma­gne­to­fo­nie, wy­wia­dach z księż­ną, uzu­peł­nia­nych przez świa­dec­twa jej ro­dzi­ny oraz przy­ja­ciół. Po­dob­nie jak Dia­na, oni tak­że współ­pra­co­wa­li z całą uczci­wo­ścią i szcze­ro­ścią – choć mu­sie­li wy­rzec się swe­go głę­bo­ko wpo­jo­ne­go zwy­cza­ju dys­kre­cji i lo­jal­no­ści, któ­rą za­wsze po­wo­du­je bli­skość kró­lew­skiej ro­dzi­ny. Dla­te­go moje wiel­kie dzię­ki za ich współ­pra­cę są rów­nie szcze­re i ser­decz­ne.

Chciał­bym wy­ra­zić ogrom­ną wdzięcz­ność bra­tu księż­nej Wa­lii, dzie­wią­te­mu hra­bie­mu Spen­cer, za prze­ka­za­nie mi wie­lu szcze­gó­ło­wych wspo­mnień o jej dzie­ciń­stwie i la­tach mło­dzień­czych.

Po­dzię­ko­wa­nia skła­dam tak­że ba­ro­nes­sie Fal­ken­der, Ca­ro­lyn Bar­tho­lo­mew, Sue Be­echey, dr. Ja­me­so­wi Col­thur­sto­wi, Ja­me­so­wi Gil­bey­owi, Mal­col­mo­wi Gro­ve­so­wi, Lu­cin­dzie Cra­ig Ha­rvey, Pe­te­ro­wi i Ne­ilo­wi Hic­klin­gom, Fe­li­xo­wi Lyle’owi, Mi­che­lo­wi Ca­sho­wi, De­lis­sie Ne­edham, Ada­mo­wi Rus­sel­lo­wi, Rory’emu Scot­to­wi, An­ge­li Se­ro­cie, Mu­riel Ste­vens, Oonagh Tof­fo­lo i Ste­pha­no­wi Twig­go­wi.

Są tak­że inni, któ­rych na­zwisk nie mogę wy­mie­nić z uwa­gi na po­zy­cję, jaką zaj­mu­ją, a któ­rym za­wdzię­czam wie­le bez­cen­nych in­for­ma­cji.

Na ko­niec skła­dam wy­ra­zy wdzięcz­no­ści mo­je­mu wy­daw­cy Mi­cha­elo­wi O’Ma­rze, za jego po­ra­dy i wspar­cie na cier­ni­stej dro­dze od po­my­słu do osta­tecz­nej re­ali­za­cji, oraz mo­jej żo­nie Lyn­ne za jej cier­pli­wość i wy­ro­zu­mia­łość.

An­drew Mor­ton

wrze­sień 1997PODZIĘKOWANIA DLA FOTOGRAFÓW

Przed śmier­cią w mar­cu 1992 roku oj­ciec księż­nej Wa­lii, ósmy hra­bia Spen­cer, był uprzej­my udo­stęp­nić mi ro­dzin­ne al­bu­my. Więk­szość zdjęć w tej książ­ce zre­pro­du­ko­wa­no z tych wła­śnie zbio­rów. Je­stem mu nie­zmier­nie wdzięcz­ny za jego wspa­nia­ło­myśl­ną po­moc.

Pięk­ne por­tre­ty księż­nej Wa­lii i jej dzie­ci za­miesz­czo­ne w tej książ­ce zo­sta­ły wy­ko­na­ne przez Pa­tric­ka De­mar­che­lie­ra, któ­ry całe swo­je ho­no­ra­rium prze­ka­zał na fun­da­cję Tur­ning Po­int. Inne źró­dła zo­sta­ły od­dziel­nie za­zna­czo­ne w pod­pi­sach pod fo­to­gra­fia­mi.Wprowadzenie

Tra­gicz­na śmierć Dia­ny, księż­nej Wa­lii, 31 sierp­nia 1997 roku, po­grą­ży­ła świat w żalu i smut­ku, ja­kich nie pa­mię­ta­ły na­sze cza­sy. Ten spon­ta­nicz­ny wy­buch bólu był nie tyl­ko sy­gna­łem jej oso­bi­ste­go wpły­wu na świa­to­wą sce­nę, lecz tak­że po­ten­cjal­ne­go wpły­wu, jaki mo­gła wy­wie­rać jako ko­bie­ta – cho­rą­ży sztan­da­ru swo­jej ge­ne­ra­cji, no­we­go po­rząd­ku i no­wej przy­szło­ści. Wciąż jesz­cze pró­bu­je­my dojść do sie­bie nie tyl­ko po stra­cie jej sa­mej, ale i wszyst­kie­go, co dla nas zna­czy­ła – na­wet ci, któ­rzy nig­dy jej nie spo­tka­li, czu­li się do głę­bi po­ru­sze­ni, do­zna­jąc żalu, ja­kie­go cza­sem nie po­tra­fi­li oka­zać swo­im krew­nym i przy­ja­cio­łom. Ja­kimś trud­nym do zro­zu­mie­nia cu­dem sta­ła się uoso­bie­niem du­cha swo­ich cza­sów, więc kie­dy­śmy ją już po­cho­wa­li, po­cho­wa­li­śmy tak­że ja­kąś cząst­kę sa­mych sie­bie. Ci, któ­rzy przy­by­li z piel­grzym­ką, aby zło­żyć kwia­ty przed jej lon­dyń­skim do­mem, Ken­sing­ton Pa­la­ce, pła­ka­li nie tyl­ko z po­wo­du jej odej­ścia, lecz tak­że z wła­snych przy­czyn. Kie­dy – o iro­nio! – zo­sta­ła kie­dyś za­py­ta­na, ja­kie epi­ta­fium chcia­ła­by mieć na swo­im gro­bie, od­po­wie­dzia­ła: „Wiel­kie na­dzie­je zdru­zgo­ta­ne w dzie­ciń­stwie”. Fra­za ta pod­świa­do­mie okre­śla­ła z jed­nej stro­ny jej krót­kie ży­cie, z dru­giej zaś – du­cha, jaki re­pre­zen­to­wa­ła.

Po­śród tych wszyst­kich łez i kwia­tów cza­iło się po­czu­cie wsty­du, winy i gniew na kró­lew­ską ro­dzi­nę, któ­ra ją opu­ści­ła i mass me­dia, któ­re ją ści­ga­ły. Ten na­strój się­gał o wie­le głę­biej, po­ka­zu­jąc, jak bar­dzo zmie­nił się cha­rak­ter na­szych cza­sów. W cią­gu ostat­nich kil­ku lat pły­ty tek­to­nicz­ne spo­łe­czeń­stwa prze­su­nę­ły się kul­tu­ro­wo, oby­cza­jo­wo i po­li­tycz­nie. Ci sami lu­dzie, któ­rzy za­bra­li głos pod­czas wy­bo­rów w maju 1997 roku, da­jąc hi­sto­rycz­ne zwy­cię­stwo Par­tii Pra­cy, w dniach po­prze­dza­ją­cych po­grzeb Dia­ny i w jego trak­cie wy­ar­ty­ku­ło­wa­li swo­je roz­cza­ro­wa­nie i nie­za­do­wo­le­nie z dwóch po­tęż­nych in­sty­tu­cji, me­diów i mo­nar­chii, któ­re – jak twier­dzi­li – zdra­dzi­ły nie tyl­ko Dia­nę, księż­ną Wa­lii, lecz tak­że ich sa­mych. Ona była z na­ro­du i dla na­ro­du, a pre­mier Tony Bla­ir zdo­łał uchwy­cić ten na­strój, gdy jako pierw­szy na­zwał ją „księż­nicz­ką wszyst­kich lu­dzi”.

Kie­dy Elż­bie­ta II, sto­jąc z ro­dzi­ną przed bra­mą Buc­kin­gham Pa­la­ce, skło­ni­ła gło­wę przed la­we­tą z trum­ną Dia­ny, było to coś wię­cej niż tyl­ko gest sza­cun­ku dla po­wszech­nie ko­cha­nej ko­bie­ty. Była to tak­że zgo­da na prze­mi­ja­nie sta­rych po­rząd­ków i na­dej­ście no­wej ety­ki, któ­rą Dia­na per­so­ni­fi­ko­wa­ła w spo­sób tak ide­al­ny. W swo­jej elek­try­zu­ją­cej po­grze­bo­wej ora­cji brat Dia­ny, hra­bia Spen­cer, zna­ko­mi­cie od­dał ten na­strój; w cią­gu krót­kich sied­miu mi­nut prze­obra­ził się z syna mało zna­nej ary­sto­kra­tycz­nej ro­dzi­ny w na­ro­do­we­go bo­ha­te­ra. Ale waż­niej­szy niż sztych ra­pie­ra wy­mie­rzo­ny w ro­dzi­nę kró­lew­ską – „ona nie po­trze­bo­wa­ła kró­lew­skie­go ty­tu­łu, aby stwo­rzyć ten szcze­gól­ny ro­dzaj ma­gii” – niż gwał­tow­ny atak na me­dia, był fakt, że jego eu­lo­gia, w swo­jej for­mie i tre­ści, tak do­sko­na­le od­da­wa­ła cha­rak­ter Dia­ny. Jego mowa, od­waż­na i lek­ko­myśl­na – peł­na tro­ski uczci­wość i praw­da się­ga­ją­ca po­nad spo­łecz­ne za­wi­ło­ści – zwa­rio­wa­na w swo­jej lo­gi­ce, po­zwo­li­ła osią­gnąć to, o co Dia­na wal­czy­ła przez całe do­ro­słe ży­cie: aby prze­ma­wiać do lu­dzi po­nad gło­wa­mi tych, któ­rzy rzą­dzą, czy jest to ro­dzi­na kró­lew­ska, po­li­ty­cy czy ma­gna­ci pra­so­wi. Jak do­wio­dły spon­ta­nicz­ne okla­ski, któ­re na­stą­pi­ły po tym prze­mó­wie­niu, w chwi­li śmier­ci Dia­na zna­la­zła swo­je­go orę­dow­ni­ka i obroń­cę.

W la­tach, któ­re na­sta­ły po tym do­nio­słym ty­go­dniu, nie tyl­ko w Wiel­kiej Bry­ta­nii, ale i świe­cie, wie­le po­wie­dzia­no i na­pi­sa­no o tym, co Dia­na zna­czy­ła dla nas, in­dy­wi­du­al­nie i zbio­ro­wo, jako spo­łe­czeń­stwa. Po­nie­waż jej ży­cie sta­ło się w ja­kimś sen­sie pa­ra­bo­lą na­szych cza­sów, to, co na­pi­sa­no i po­wie­dzia­no, było nie dość, że słusz­ne i wła­ści­we, ale i wska­za­ne. Po pro­stu po­ja­wi­ła się po­trze­ba oce­ny jej ży­cia. Kie­dy pi­sa­łem swo­ją książ­kę, w dro­dze był już tu­zin bio­gra­fii, ka­set wi­deo i al­bu­mów wspo­mnie­nio­wych. Rzecz w isto­cie nie­uchron­na, po­nie­waż chcie­li­śmy po­znać le­piej te ce­chy jej cha­rak­te­ru, któ­re spra­wi­ły, że Dia­na sta­ła się po­sta­cią nie­mal mi­tycz­nych roz­mia­rów. Za ja­kiś czas pył hi­sto­rii prze­sło­ni jej po­stać, więc pa­mięt­ni­ki tych, któ­rzy ją zna­li lub my­śle­li, że zna­li, od­mie­nią pu­blicz­ną per­cep­cję ko­bie­ty, któ­ra sta­ła się naj­bar­dziej ho­łu­bio­ną iko­ną na­szych cza­sów. Wciąż jed­nak ist­nie­je nie­bez­pie­czeń­stwo, że od­biór przez Dia­nę swo­je­go ży­cia i spraw, o któ­rych tak de­spe­rac­ko chcia­ła się wy­po­wie­dzieć, zo­sta­nie z upły­wem cza­su zwe­ry­fi­ko­wa­ny.

Ła­two mi było za­ak­cep­to­wać ten hi­sto­rycz­ny pro­ces; obie moje książ­ki, Dia­na: praw­dzi­wa hi­sto­ria i Dia­na: jej nowe ży­cie, są obec­nie świa­to­wy­mi be­st­sel­le­ra­mi, z ko­mer­cyj­ne­go więc punk­tu wi­dze­nia le­piej by było ni­cze­go, co zo­sta­ło w nich po­wie­dzia­ne, nie zmie­niać. Nie­mniej znie­kształ­ce­nie hi­sto­rii w nie­zgo­dzie z du­chem uczci­wo­ści i otwar­to­ści księż­nej, tak bły­sko­tli­wie uchwy­co­nym na po­grze­bie przez jej bra­ta, hra­bie­go Spen­ce­ra, ozna­cza­ło­by brak sza­cun­ku dla jej pa­mię­ci.

Lu­dzie nig­dy nie zda­wa­li so­bie spra­wy z za­kre­su za­an­ga­żo­wa­nia księż­nej w książ­kę Dia­na: praw­dzi­wa hi­sto­ria, któ­rej pierw­sze wy­da­nie uka­za­ło się w czerw­cu 1992 roku. Na­szym za­mie­rze­niem była au­to­bio­gra­fia, oso­bi­sty te­sta­ment ko­bie­ty, któ­ra w tam­tym cza­sie wi­dzia­ła sie­bie jako oso­bę bez­sil­ną i po­zba­wio­ną gło­su. Książ­ka wy­peł­ni­ła się tre­ścią, któ­ra spły­wa­ła z jej ust, a ból ser­ca zo­stał za­re­je­stro­wa­ny na ma­gne­to­fo­nie w se­rii wy­wia­dów, na­gra­nych w Ken­sing­ton Pa­la­ce la­tem i je­sie­nią 1991 roku. Nie było tam świa­teł ka­me­ry, prób ani ko­lej­nych ujęć. Sło­wa, ja­kie wy­po­wia­da­ła, pły­nę­ły wprost z jej ser­ca, kre­śląc żywe, a cza­sem smut­ne de­ta­le izo­la­cji, sa­mot­no­ści i smut­ku ko­bie­ty po­dzi­wia­nej i uwiel­bia­nej przez świat. Pa­trząc na tę roz­wi­ja­ją­cą się przed na­szy­mi ocza­mi tra­ge­dię jej ży­cia i przed­wcze­snej śmier­ci, trud­no czy­tać to po­now­nie, nie ro­niąc łez. Dziś jej świa­dec­two po­zo­sta­je wciąż żywe – wy­jąt­ko­wy świa­dek przed try­bu­na­łem hi­sto­rii.

Od brze­mien­ne­go w skut­ki lata 1991 roku zmie­ni­ło się tak wie­le, że nie­ła­two prze­ka­zać ową strasz­li­wą bez­sil­ność, jaką księż­na Wa­lii wte­dy od­czu­wa­ła. Uwa­ża­ła się za więź­nia nie­speł­nio­ne­go mał­żeń­stwa, przy­ku­ta kaj­da­na­mi do nie­czu­łe­go kró­lew­skie­go sys­te­mu i przy­twier­dzo­na łań­cu­cha­mi do za­kła­ma­ne­go pu­blicz­ne­go ima­ge’u. Gdzie­kol­wiek szła, szedł za nią ochro­niarz, każ­dy mo­ment jej ży­cia był od­no­to­wa­ny, a każ­dy gość w jej domu – za­uwa­żo­ny i spraw­dzo­ny. Mia­ła wra­że­nie, że jest pod cią­głym nad­zo­rem, nie tyl­ko mo­ni­to­ro­wa­na przez po­li­cję i fo­to­re­por­te­rów, lecz tak­że ob­ser­wo­wa­na z po­dejrz­li­wo­ścią przez ro­dzi­nę kró­lew­ska i jej dwo­rzan. A cały ten czas skry­wa­ła se­kret, któ­ry po­wo­li ją wy­nisz­czał. Sama uwa­ża­ła swo­je ży­cie za gro­te­sko­we i to­tal­ne kłam­stwo.

Jej mał­żeń­stwo z księ­ciem Wa­lii było osta­tecz­nie za­koń­czo­ne. Wie­dzia­ła, że po­wró­cił do pierw­szej mi­ło­ści swo­je­go ży­cia, Ca­mil­li Par­ker-Bow­les. Sama so­bie wy­da­wa­ła się po­sta­cią z po­wie­ści Kaf­ki; jej nie­po­ko­je es­ta­bli­sh­ment po­trak­to­wał jako fan­ta­zje i pa­ra­no­ję, za­pew­ne aby mieć czas na stwo­rze­nie ali­bi, któ­re mia­ło ukryć nie­wier­ność jej męża. Jak pró­bo­wa­ła wy­ja­śnić wie­le lat póź­niej w słyn­nym wy­wia­dzie w Pa­no­ra­mie BBC: „Przy­ja­cie­le ze stro­ny mo­je­go męża twier­dzi­li, że je­stem nie­zrów­no­wa­żo­na, cho­ra i aby wy­zdro­wieć, po­win­nam zo­stać ho­spi­ta­li­zo­wa­na. By­łam pro­ble­mem”. Lecz – jak świat zdą­żył się do­wie­dzieć – in­stynkt pro­wa­dził ją we wła­ści­wą stro­nę. Ksią­żę Wa­lii sam przy­znał się do cu­dzo­łó­stwa, po tym, jak jego mał­żeń­stwo w po­ło­wie lat osiem­dzie­sią­tych oka­za­ło się „nie­od­wra­cal­nie znisz­czo­ne”. Kie­dy w tam­tych cza­sach pa­trzy­ła na swo­je mał­żeń­stwo, naj­bar­dziej się bała, że koła bli­skie jej mę­żo­wi roz­po­czę­ły pro­ces dys­kre­dy­to­wa­nia jej i prze­ko­ny­wa­nia świa­ta, że za­cho­wu­je się ir­ra­cjo­nal­nie i nie ma kwa­li­fi­ka­cji ani do ma­cie­rzyń­stwa, ani do re­pre­zen­to­wa­nia mo­nar­chii.

Jej fru­stra­cja mia­ła dwie przy­czy­ny. Były to: bar­dzo kon­ser­wa­tyw­na for­mu­ła mo­nar­chii oraz roz­pa­da­ją­ce się mał­żeń­stwo. Czu­ła in­tu­icyj­nie, że styl bry­tyj­skiej mo­nar­chii był prze­sta­rza­ły, a jej wła­sna rola i am­bi­cje wciąż ogra­ni­cza­ne. Dwo­rza­nie lub, jak ich na­zy­wa­ła, „lu­dzie w sza­rych gar­ni­tu­rach”, by­li­by za­do­wo­le­ni, wi­dząc ją jako po­słusz­ną żonę i mat­kę, atrak­cyj­ną ozdo­bę jej in­te­li­gent­ne­go męża. I, jak się orien­to­wa­ła, sys­tem wciąż mi­ni­ma­li­zo­wał jej po­zy­cję, aby umac­niać jego po­pu­lar­ność. Kie­dy tak pa­trzy­ła z okien swo­je­go wię­zie­nia, rzad­ko mi­jał dzień bez ko­lej­ne­go bęb­nie­nia w drzwi jej celi i ry­glo­wa­nia ko­lej­ne­go zam­ka, pod­czas gdy przed ocza­mi pu­blicz­no­ści snu­to baśń, któ­rą po­dob­no było jej ży­cie. Opu­bli­ko­wa­nie w 1991 roku, na dzie­się­cio­le­cie ich mał­żeń­stwa, se­rii ksią­żek i ar­ty­ku­łów, było jak nowa blo­ka­da w tym wię­zie­niu. „Czu­ła, że po­kry­wa za­my­ka się nad jej gło­wą – wspo­mi­nał je­den z przy­ja­ciół. – W prze­ci­wień­stwie do in­nych ko­biet nie mia­ła tego kom­for­tu, aby odejść z dzieć­mi”.

Jak wię­zień, ska­za­ny za zbrod­nie nie­po­peł­nio­ne, Dia­na czu­ła im­pe­ra­tyw, aby wy­krzy­czeć świa­tu praw­dę o swo­im ży­ciu, swo­ich pro­ble­mach i swo­ich am­bi­cjach. Mia­ła głę­bo­kie po­czu­cie, że nie jest trak­to­wa­na spra­wie­dli­wie. Po pro­stu chcia­ła mieć pra­wo wy­ra­zić, co ją nur­to­wa­ło, mieć szan­sę opo­wie­dze­nia lu­dziom hi­sto­rii swe­go ży­cia, i do­pie­ro wte­dy po­zwo­lić im ją osą­dzić. Czu­ła, że po­tra­fi­ła­by wy­ja­śnić na­ro­do­wi – jej na­ro­do­wi – swo­ją sto­ry, aby mógł ją zro­zu­mieć, za­nim bę­dzie za póź­no. „Po­zwól­my im być mo­imi sę­dzia­mi – po­wie­dzia­ła, ufna, że pu­blicz­ność nie osą­dzi jej tak su­ro­wo jak ro­dzi­na kró­lew­ska i mass me­dia. Jej pra­gnie­nie, aby wy­ja­śnić to, co uwa­ża­ła za praw­dę, spla­ta­ło się z lę­kiem, że w każ­dym mo­men­cie jej wro­go­wie z pa­ła­cu ob­wo­ła­ją ją cho­rą psy­chicz­nie i za­mkną w szpi­ta­lu. I nie był to bez­pod­staw­ny strach – kie­dy w 1995 roku zo­sta­ła wy­emi­to­wa­na Pa­no­ra­ma, ów­cze­sny mi­ni­ster obro­ny Ni­cho­las So­ames, bli­ski przy­ja­ciel i equ­er­ry księ­cia Ka­ro­la, pu­blicz­nie okre­ślił jej za­cho­wa­nie jako „za­awan­so­wa­ną pa­ra­no­ję”.

Tyl­ko jak prze­my­cić swój prze­kaz świa­tu za mu­ra­mi wię­zie­nia? Roz­glą­da­jąc się po bry­tyj­skiej sce­nie me­dial­nej, do­strze­gła kil­ka miejsc, gdzie mo­gła­by sprze­dać swo­ją hi­sto­rię. Do dziś dnia, cho­ciaż po­ra­nio­na i upo­ko­rzo­na, mo­nar­chia wy­wie­ra po­tęż­ny wpływ na mass me­dia. A w 1991 roku, kie­dy po­wsta­wa­ła Dia­na. Moja hi­sto­ria, do­mi­na­cja kró­lew­skiej ro­dzi­ny była nie­mal kom­plet­na. Dom Wind­so­rów był wte­dy naj­bar­dziej po­tęż­ną i wpły­wo­wą fa­mi­lią w Wiel­kiej Bry­ta­nii. To­też gdy­by Dia­na je­dy­nie za­sy­gna­li­zo­wa­ła, że chce opu­bli­ko­wać praw­dę o swo­jej sy­tu­acji, tzw. wia­ry­god­ne me­dia, BBC i ITV oraz na­tio­nal, po­waż­ne dzien­ni­ki kra­jo­we, do­sta­ły­by zbio­ro­we­go ata­ku spa­zmów. A gdy­by jej hi­sto­ria po­ja­wi­ła się w ta­blo­idach, zo­sta­ła­by przez es­ta­bli­sh­ment zlek­ce­wa­żo­na jako kom­plet­ne bzdu­ry. Więc co ro­bić? Wie­lu bli­skich przy­ja­ciół Dia­ny mar­twi­ło się wte­dy o jej bez­pie­czeń­stwo. Wia­do­mo było o kil­ku nie­zbyt po­waż­nych, ale jed­nak pró­bach sa­mo­bój­czych, dla­te­go wi­dząc co­raz więk­szą jej de­spe­ra­cję, byli za­nie­po­ko­je­ni, że może znów pró­bo­wać ode­brać so­bie ży­cie – jak­kol­wiek uspo­ka­ja­ła ich myśl, że mi­łość do dzie­ci nig­dy nie po­zwo­li jej wejść na tę osta­tecz­ną dro­gę.

Kie­dy zimą 1990 roku roz­po­czą­łem do­ku­men­ta­cję bio­gra­fii księż­nej Wa­lii, nie­wie­le wie­dzia­łem o tych wszyst­kich spra­wach. Od 1982 roku pi­sy­wa­łem o ro­dzi­nie kró­lew­skiej, jako dzien­ni­karz i pi­sarz, i zdo­by­łem w kil­ku pa­ła­cach i krę­gach księż­nej Wa­lii i księż­nej Yor­ku wie­le kon­tak­tów. Przed­tem, w 1990 roku, na­pi­sa­łem Pa­mięt­ni­ki Dia­ny, li­fe­sty­le’ową książ­kę o żo­nie na­stęp­cy tro­nu, któ­ra, jak się po­tem do­wie­dzia­łem, zo­sta­ła przez nią bar­dzo do­brze przy­ję­ta. Już pod­czas gro­ma­dze­nia do­ku­men­ta­cji do tej książ­ki sta­ło się dla mnie ja­sne, że z mał­żeń­stwem kró­lew­skim nie jest do­brze, a przy­ja­cie­le Dia­ny i człon­ko­wie jej per­so­ne­lu ro­bi­li na ten te­mat nie­po­ko­ją­ce alu­zje. Te wszyst­kie wzmian­ki były in­try­gu­ją­ce, ale nie sta­no­wi­ły żad­nej nie­spo­dzian­ki. Spe­ku­la­cje do­ty­czą­ce mał­żeń­stwa księ­cia i księż­nej Wa­lii sły­sza­ło się od ich wi­zy­ty w Por­tu­ga­lii w 1987 roku, kie­dy to po­pro­si­li o od­dziel­ne sy­pial­nie. I tak, przy­go­to­wu­jąc się do na­pi­sa­nia ko­lej­nej książ­ki, bio­gra­fii księż­nej, po­sta­no­wi­łem od­sło­nić zna­ne mi zda­rze­nia i fak­ty z jej ży­cia. I wkrót­ce mia­łem po­znać całą bo­le­sną praw­dę.

Kie­dy Dia­na za­sta­na­wia­ła się nad dy­le­ma­ta­mi swo­je­go ży­cia w ro­dzi­nie kró­lew­skiej, do­strze­gła, że se­ria ar­ty­ku­łów, któ­re na­pi­sa­łem dla Sun­day Ti­me­sa – mię­dzy in­ny­mi na te­mat wrza­wy po od­rzu­ce­niu przez księż­ną ofer­ty ban­kie­tu uro­dzi­no­we­go, jaki za­mie­rzał wy­dać dla niej w Hi­gh­grow ksią­żę Ka­rol, oraz re­zy­gna­cji se­kre­ta­rza księ­cia, sir Chri­sto­phe­ra Aireya – jest jej życz­li­wa. Już wie­dzia­ła, że do­ku­men­tu­ję hi­sto­rię jej ży­cia, że je­stem pi­sa­rzem nie­za­leż­nym, nie­zwią­za­nym ani z Fle­et Stre­et, ani, co waż­niej­sze, z trol­la­mi z Buc­kin­gham Pa­la­ce – co było istot­ne z uwa­gi na pla­ny przy­szłych dzia­łań. I po pew­nym ską­di­nąd oczy­wi­stym wa­ha­niu zde­cy­do­wa­ła się otwo­rzyć mi drzwi do swe­go we­wnętrz­ne­go sank­tu­arium. Po­pro­si­ła, abym zo­stał ka­na­łem trans­mi­syj­nym „jej praw­dzi­wej hi­sto­rii”.

Na­tra­fi­li­śmy jed­nak na dużą prze­szko­dę. Po­ja­wie­nie się u bram Ken­sing­ton Pa­la­ce pi­sa­rza na­tych­miast uru­cho­mi­ło­by sys­tem alar­mo­wy – zwłasz­cza że ksią­żę Ka­rol wciąż jesz­cze tam miesz­kał. Tak więc – jak nam to uświa­do­mił Mar­tin Ba­shir, dzien­ni­karz te­le­wi­zyj­ny, któ­ry kil­ka lat póź­niej pro­wa­dził wy­wiad z księż­ną dla pro­gra­mu BBC Pa­no­ra­ma – pod­stęp był je­dy­ną dro­gą obej­ścia czuj­ne­go oka kró­lew­skie­go sys­te­mu. I tak, Ba­shir w li­sto­pa­dzie 1995 roku, kie­dy chciał na­grać ten wy­wiad, pew­nej nie­dzie­li prze­szmu­glo­wał do Ken­sing­ton Pa­la­ce całą eki­pę ka­me­rzy­stów BBC.

W moim przy­pad­ku wy­wia­dy z Dia­ną były re­je­stro­wa­ne przez za­ufa­ne­go po­śred­ni­ka, dla­te­go gdy­by księż­ną za­py­ta­no „Czy spo­tka­łaś się z An­drew Mor­to­nem?”, mo­gła­by bez wa­ha­nia od­po­wie­dzieć „nie”. Prze­ka­za­łem jej nie­zli­czo­ną ilość py­tań na te­mat każ­de­go aspek­tu jej ży­cia, roz­po­czy­na­jąc na­tu­ral­nie od dzie­ciń­stwa. A ona, w ci­szy swo­je­go pry­wat­ne­go sa­lo­ni­ku, na­gry­wa­ła od­po­wie­dzi na ra­czej an­tycz­ny ma­gne­to­fon, tak ob­szer­ne i do­kład­ne, jak po­tra­fi­ła. To była oczy­wi­ście bar­dzo nie­do­sko­na­ła me­to­da, któ­ra nie da­wa­ła szan­sy na na­tych­mia­sto­we za­da­nie do­dat­ko­we­go py­ta­nia, by po­cią­gnąć in­te­re­su­ją­cy wą­tek, lecz bar­dzo szyb­ko ob­raz jej ży­cia, jaki się za­czął wy­ła­niać, oka­zał się dia­me­tral­nie róż­ny od ofi­cjal­ne­go ima­ge’u. By­łem pi­sa­rzem, któ­ry spę­dził wie­le cza­su na dwor­skich sa­lo­nach, gdzie ofi­cjal­ną wa­lu­tą były wy­krę­ty, dwu­znacz­no­ści i se­kre­ty, ale na­wet ja by­łem zdu­mio­ny, słu­cha­jąc szcze­rych wy­nu­rzeń Dia­ny, i z tru­dem mo­głem uwie­rzyć w tę zdu­mie­wa­ją­cą hi­sto­rię.Pod­czas pierw­szej se­sji – wie­le py­tań zo­sta­ło przy­go­to­wa­nych wcze­śniej – na­tych­miast po włą­cze­niu ma­gne­to­fo­nu sło­wa po­pły­nę­ły jak rze­ka, z krót­ki­mi in­ter­wa­ła­mi na głęb­szy od­dech. To była dla niej wiel­ka ulga.

Po raz pierw­szy, od­kąd żyła na dwo­rze, po­czu­ła, że coś od niej za­le­ży. Wresz­cie jej głos wkrót­ce do­trze do lu­dzi, praw­da wyj­dzie na jaw. „Po­wiedz, aby Noah zro­bił wszyst­ko, by ujaw­nić tę hi­sto­rię” – po­le­ci­ła swo­im za­ufa­nym, roz­cza­ro­wa­na tym, że pro­ces pi­sa­nia i do­ku­men­to­wa­nia książ­ki musi trwać tak dłu­go. Wy­bór tego pseu­do­ni­mu świad­czy o jej sub­tel­nym po­czu­ciu hu­mo­ru. Po­ja­wił się wte­dy, gdy w ja­kiejś ame­ry­kań­skiej ga­ze­cie opi­sa­no mnie jako „pi­sa­rza i hi­sto­ry­ka”. Bar­dzo ją to pom­pa­tycz­ne okre­śle­nie roz­ba­wi­ło i od tego cza­su za­wsze, kie­dy mó­wi­ła o mnie, uży­wa­ła imie­nia Noah. We­szło to do na­sze­go sta­łe­go re­per­tu­aru dow­ci­pów.

Jej ra­dość z po­zby­cia się cię­ża­ru ta­jem­ni­cy była od­wrot­nie pro­por­cjo­nal­na do od­czuć in­nych osób z kró­lew­skie­go dwo­ru, in­sty­tu­cji, któ­ra jest nie­mal z de­fi­ni­cji mie­sza­ni­ną mi­tów i ma­gii. Ca­ły­mi la­ta­mi prze­pro­wa­dza­łem wy­wia­dy z by­ły­mi pra­cow­ni­ka­mi dwo­ru, któ­rzy do­świad­cza­li ulgi, kie­dy na ko­niec mo­gli opo­wie­dzieć hi­sto­rię o tym, jak na­praw­dę wy­glą­da ży­cie w Buc­kin­gham Pa­la­ce. Wy­nu­rze­nia Dia­ny to w isto­cie ro­dzaj spo­wie­dzi: „By­łam wte­dy na skra­ju wy­trzy­ma­ło­ści” – twier­dzi­ła pod­czas wy­wia­du w Pa­no­ra­mie. „Chy­ba mia­łam dość przed­sta­wia­nia mnie jako kłę­bek ner­wów – zwłasz­cza że je­stem oso­bą sil­ną, no i znam praw­dzi­we przy­czy­ny kom­pli­ka­cji sys­te­mu, w któ­rym ży­łam”.

Sam akt opo­wia­da­nia o swo­im ży­ciu przy­no­sił wie­le wspo­mnień, nie­któ­rych ra­do­snych, in­nych nie­mal zbyt trud­nych, aby wy­ra­zić je sło­wa­mi. Jej na­stro­je bez­u­stan­nie się zmie­nia­ły jak pole zbo­ża fa­lu­ją­ce od po­dmu­chów wia­tru. Opo­wia­da­jąc bar­dzo szcze­rze o swo­ich za­bu­rze­niach łak­nie­nia, bu­li­mia ne­rvo­sa, i nie do koń­ca po­waż­nych pró­bach sa­mo­bój­czych, gdy mó­wi­ła o mrocz­nych la­tach¹ na dwo­rze kró­lew­skim, mie­wa­ła po­waż­ne kry­zy­sy. Wciąż pod­kre­śla­ła swo­je głę­bo­kie prze­świad­cze­nie, że nig­dy nie bę­dzie kró­lo­wą, oraz inne, że zo­sta­ła prze­zna­czo­na do ja­kiejś szcze­gól­nej roli. W głę­bi du­szy wie­dzia­ła, że jej prze­zna­cze­niem jest po­dą­żać dro­gą, na któ­rej mo­nar­chia bę­dzie od­gry­wać dru­go­rzęd­ną rolę. Pa­trząc z per­spek­ty­wy cza­su, były to sło­wa pro­ro­cze.

Cza­sa­mi by­wa­ła ra­do­śnie oży­wio­na, zwłasz­cza kie­dy opo­wia­da­ła o swo­im krót­kim ży­ciu jako sin­giel­ki. Z me­lan­cho­lią wspo­mi­na­ła o ro­man­sie z księ­ciem Ka­ro­lem, ze smut­kiem – o nie­szczę­śli­wym dzie­ciń­stwie, i z wi­docz­ną pa­sją – o wpły­wie, jaki wy­war­ła na jej ży­cie Ca­mil­la Par­ker-Bow­les. Tak bar­dzo się bała, aby nie po­strze­ga­no jej jako głup­ta­ski czy pa­ra­no­icz­ki, że – aby udo­wod­nić, iż so­bie tego związ­ku nie wy­my­śli­ła – po­ka­za­ła nam kil­ka li­stów i pocz­tó­wek od pani Par­ker-Bow­les do księ­cia Ka­ro­la.

Te bil­lets-doux, peł­ne na­mięt­no­ści, mi­ło­ści i skry­wa­nej tę­sk­no­ty, nie po­zo­sta­wia­ły ani mo­je­mu wy­daw­cy, ani mnie żad­nych wąt­pli­wo­ści, że Dia­na mia­ła ra­cję. Jed­nak, jak po­wie­dzie­li nam zna­ko­mi­ci praw­ni­cy, spe­cja­li­zu­ją­cy się w spra­wach o ochro­nę dóbr oso­bi­stych, w su­ro­wym pra­wie bry­tyj­skim, na­wet je­śli wiesz coś, co jest praw­dą, nie upraw­nia cię to do pu­blicz­ne­go in­for­mo­wa­nia o tym. Ku iry­ta­cji Dia­ny i mimo ewi­dent­nych do­wo­dów nie mo­głem na­pi­sać, że ksią­żę Ka­rol i Ca­mil­la Par­ker-Bow­les byli ko­chan­ka­mi. Za­miast tego mu­sia­łem ro­bić alu­zje do „se­kret­nej przy­jaź­ni”, któ­ra po­ło­ży­ła się cie­niem na kró­lew­skim mał­żeń­stwie.

Ko­lej­ne wy­wia­dy sta­no­wi­ły dla mnie spo­sob­ność, aby wy­peł­nić luki, po­zo­sta­wio­ne przez pierw­sze doj­mu­ją­co szcze­re, ni­czym nie­ha­mo­wa­ne, hi­sto­rie z ży­cia Dia­ny. Do­pie­ro po kil­ku ty­go­dniach zo­rien­to­wa­łem się, jak po­tęż­ne było jej pra­gnie­nie wy­rzu­ce­nia tego wszyst­kie­go z sie­bie. I, pa­trząc na to z per­spek­ty­wy cza­su, jak bar­dzo nie­któ­re py­ta­nia były w sto­sun­ku do zda­rzeń nie­ade­kwat­ne, oraz dla­cze­go cza­sa­mi od­po­wia­da­ła mo­no­sy­la­ba­mi lub po pro­stu nie­zro­zu­mia­le. W isto­cie wie­le zda­rzeń, do któ­rych od­wo­ły­wa­łem się w mo­ich ostat­nich py­ta­niach, a któ­re me­dia uwa­ża­ły za waż­ne, mia­ło nie­wiel­kie zna­cze­nie. Przez cały pro­ces prze­pro­wa­dza­nia wy­wia­dów dzia­ła­łem nie­ja­ko na oślep. Prze­ko­py­wa­łem się przez ist­nie­ją­cy ma­te­riał w na­dziei, że znaj­dę te­mat, któ­ry wzbu­dzi pu­blicz­ne za­in­te­re­so­wa­nie i po­zwo­li uzy­skać świe­ży ogląd spraw.

Pro­ces za­da­wa­nia py­tań był więc dość przy­pad­ko­wy, po­dob­nie pro­ces zbie­ra­nia ma­te­ria­łów. Czę­sto in­for­ma­cję, że Dia­na ma oka­zję prze­ka­zać od­po­wie­dzi na py­ta­nia, otrzy­my­wa­łem w ostat­niej chwi­li. Wte­dy szyb­ko opra­co­wy­wa­łem nową se­rię py­tań, prze­ka­zy­wa­łem je i mo­głem tyl­ko mieć na­dzie­ję, że wszyst­ko bę­dzie do­brze. Kie­dy była za­in­te­re­so­wa­na py­ta­nia­mi, a te oka­zy­wa­ły się traf­ne, jej od­po­wie­dzi były od­kryw­cze i wni­kli­we. Tak czy in­a­czej, był to dla niej mę­czą­cy pro­ces, se­sja na­gra­nio­wa rzad­ko trwa­ła dłu­żej niż go­dzi­nę. Po­tem wy­łą­cza­ła ma­gne­to­fon, cza­sem zbyt wcze­śnie, bo w po­bli­żu krę­ci­ła się służ­ba, i kon­ty­nu­owa­ła roz­mo­wę za po­mo­cą no­tat­ni­ka, gdzie za­pi­sy­wa­ła waż­niej­sze fak­ty. Kie­dy pra­co­wa­łem nad par­tią ma­te­ria­łu, mu­sia­łem zga­dy­wać jej na­stro­je i zgod­nie z tym po­stę­po­wać. We­dług nie­pi­sa­nej za­sa­dy wie­dzia­łem, że Dia­na była naj­bar­dziej ener­gicz­na i skłon­na do roz­mo­wy w po­rze po­ran­ków, zwłasz­cza pod­czas nie­obec­no­ści w domu księ­cia Ka­ro­la. Te se­sje były naj­bar­dziej pro­duk­tyw­ne, i wte­dy w po­śpie­chu, nie­mal jed­nym tchem na­gry­wa­ła swo­je hi­sto­rie. Kie­dy opo­wia­da­ła o naj­bar­dziej in­tym­nych i trud­nych okre­sach w swo­im ży­ciu, po­tra­fi­ła być iry­tu­ją­co bez­tro­ska. Na przy­kład gdy po raz pierw­szy wspo­mnia­ła o po­dej­mo­wa­nych pró­bach sa­mo­bój­czych, mu­sia­łem oczy­wi­ście wie­dzieć, kie­dy i gdzie mia­ły one miej­sce. Na­stęp­nie prze­ka­za­łem do­dat­ko­we py­ta­nia na ten te­mat, któ­re ona jed­nak po­trak­to­wa­ła jako ro­dzaj dow­ci­pu: „On chy­ba pi­sze cał­kiem nie­zły i dłu­gi ne­kro­log” – sko­men­to­wa­ła to do swe­go roz­mów­cy.

Na­to­miast kie­dy aran­żo­wa­li­śmy se­sję po po­łu­dniu, gdy po­ziom jej ener­gii wy­raź­nie spa­dał, jej re­la­cje były mniej owoc­ne – zwłasz­cza gdy mia­ła aku­rat złą pra­sę czy nie­po­ro­zu­mie­nia z mę­żem. Wte­dy sen­sow­niej było kon­cen­tro­wać się na szczę­śliw­szych cza­sach, jej wspo­mnie­niach jako sin­giel­ki oraz dzie­ciach, ksią­żę­tach Wil­lia­mie i Har­rym. Jed­nak mimo tych trud­no­ści, z upły­wem ty­go­dni sta­wa­ło się ja­sne, że jej eks­cy­ta­cja i za­an­ga­żo­wa­nie w pro­jekt ro­sną, zwłasz­cza gdy usta­li­li­śmy ty­tuł książ­ki. A kie­dy wie­dzia­ła, że prze­pro­wa­dzi­łem wy­wiad z jej za­ufa­nym przy­ja­cie­lem, zda­rza­ło się, że prze­sy­ła­ła do­dat­ko­wą in­for­ma­cję, aneg­do­tę czy ko­rek­tę zwią­za­ną z py­ta­nia­mi, któ­re prze­ka­za­łem jej wcze­śniej.

Cza­sem wpa­da­ła w na­strój de­spe­ra­cji, ma­rząc, by jej sło­wa do­tar­ły do szer­sze­go gro­na lu­dzi, jak­kol­wiek to­no­wał go lęk, by Buc­kin­gham Pa­la­ce nie od­krył, kto był tym Deep Thro­at, źró­dłem prze­cie­ku. Wraz ze zbli­ża­niem się daty pu­bli­ka­cji książ­ki, na­pię­cie w pa­ła­cu sta­wa­ło się co­raz bar­dziej ewi­dent­ne. Jej nowo mia­no­wa­ny oso­bi­sty se­kre­tarz Pa­trick Je­ph­son tak opi­sy­wał tę at­mos­fe­rę: „To było jak ob­ser­wo­wa­nie ka­łu­ży krwi po­wo­li wy­pły­wa­ją­cej spod za­mknię­tych drzwi”. W stycz­niu 1992 roku Dia­nę ostrze­żo­no, że pa­łac wie o jej pra­cy nad książ­ką, choć na tym eta­pie nie znał jesz­cze jej za­war­to­ści. Nie­mniej księż­na po­zo­sta­ła nie­za­chwia­na w swo­jej de­cy­zji, by kon­ty­nu­ować pro­jekt. Na­pię­cie nie­ko­niecz­nie było jed­no­stron­ne. Dwu­krot­nie ko­le­dzy z Fle­et Stre­et ostrze­gli mnie, że Buc­kin­gham Pa­la­ce cięż­ko pra­cu­je nad wy­kry­ciem „kre­ta”. A krót­ko po pierw­szym ostrze­że­niu wła­ma­no się do mo­je­go biu­ra, prze­szu­ka­no tecz­ki i se­gre­ga­to­ry, jed­nak – prócz ka­me­ry – nic nie zo­sta­ło skra­dzio­ne. Od tego mo­men­tu te­le­fon ze scram­ble­rem oraz miej­sco­we bud­ki te­le­fo­nicz­ne sta­ły się je­dy­ną bez­piecz­ną dro­gą kon­tak­tu z za­ufa­ny­mi Dia­ny, bez lęku, że roz­mo­wa zo­sta­nie na­gra­na.

Ale po­dob­nych pro­ble­mów od po­cząt­ku się spo­dzie­wa­li­śmy. Dla­te­go po­sta­no­wi­li­śmy dać Dia­nie do ręki broń, by w ra­zie, gdy­by zo­sta­ła we­zwa­na przez stró­żów pa­ła­cu, mo­gła ka­te­go­rycz­nie wy­przeć się ja­kie­go­kol­wiek udzia­łu w po­wsta­wa­niu książ­ki. Na pierw­szej li­nii obro­ny po­sta­wi­li­śmy jej przy­ja­ciół, któ­rzy wy­ra­zi­li zgo­dę, by wy­stą­pić jako przy­kryw­ka jej współ­pra­cy ze mną. For­mu­łu­jąc za­tem py­ta­nia dla księż­nej, rów­no­cze­śnie wy­sy­ła­łem kil­ka, bła­gal­nych li­stów do jej przy­ja­ciół, któ­rzy z ko­lei kon­tak­to­wa­li się z Dia­ną, aby za­py­tać, czy po­win­ni, czy też nie udzie­lić mi wy­wia­du. To był w su­mie żmud­ny pro­ces twór­czy. Jed­nych za­chę­ca­ła, co do in­nych mia­ła am­bi­wa­lent­ne uczu­cia, w za­leż­no­ści od tego, jak do­brze ich zna­ła i jak bar­dzo się zga­dza­li co do praw­dzi­wej na­tu­ry na­sze­go pro­jek­tu. Wie­lu z tych wcią­gnię­tych w ak­cję twier­dzi­ło, że ży­cie Dia­ny nie mo­gło­by być gor­sze, niż było, i że wszyst­ko by­ło­by lep­sze od sy­tu­acji, w ja­kiej się te­raz znaj­do­wa­ła. Pa­no­wa­ło po­czu­cie, że lada chwi­la, lada mo­ment tama pęk­nie. Przy­ja­cie­le Dia­ny wy­po­wia­da­li się szcze­rze, choć do­sko­na­le wie­dzie­li, że to za­an­ga­żo­wa­nie może zwró­cić na nich uwa­gę me­diów. Jak pod­su­mo­wa­ła księż­na pod­czas te­le­wi­zyj­ne­go wy­wia­du: „Wie­lu lu­dzi wie­dzia­ło, jak bar­dzo by­łam nie­szczę­śli­wa, i po­my­śla­ło, aby wes­przeć mnie w spo­sób, w jaki to uczy­ni­li”. Jej przy­ja­ciół­ka i astro­log Deb­bie Frank po­twier­dzi­ła ten na­strój na mie­siąc przed uka­za­niem się pu­bli­ka­cji. „Były mo­men­ty, kie­dy koń­czy­łam spo­tka­nie z Dia­ną z uczu­ciem tro­ski i za­nie­po­ko­je­nia, bo wie­dzia­łam, że znaj­du­je się w śle­pym za­uł­ku. To­też kie­dy książ­ka An­drew Mor­to­na zo­sta­ła opu­bli­ko­wa­na, po­czu­łam ulgę, świat po­znał jej ta­jem­ni­cę”.

W ko­lej­nych wy­wia­dach przy­ja­cie­le księż­nej i inni zna­jo­mi po­twier­dzi­li, że za uśmie­chem i olśnie­wa­ją­cym pu­blicz­nym wi­ze­run­kiem sta­ła sa­mot­na i nie­szczę­śli­wa mło­da ko­bie­ta, tkwią­ca od lat w mał­żeń­stwie bez mi­ło­ści, trak­to­wa­na przez kró­lo­wą i resz­tę ro­dzi­ny jak out­si­der, któ­ra czę­sto nie zga­dza­ła się z ce­la­mi i za­da­nia­mi kró­lew­skie­go sys­te­mu. Jak­kol­wiek jed­nym z krze­pią­cych aspek­tów jej hi­sto­rii było to, jak Dia­na usi­ło­wa­ła, ze zmien­nym po­wo­dze­niem, da­wać so­bie w tej sy­tu­acji radę – a cze­go skut­kiem była jej prze­mia­na z ofia­ry w ko­bie­tę, któ­ra prze­ję­ła kon­tro­lę nad swo­im lo­sem. To był pro­ces, któ­ry trwał nie­prze­rwa­nie aż do koń­ca jej ży­cia.

Dla mnie mo­ment praw­dy nad­szedł, kie­dy księż­na przy­stą­pi­ła do czy­ta­nia ma­szy­no­pi­su. Był jej do­star­cza­ny, przy każ­dej spo­sob­no­ści, frag­men­ta­mi. Na przy­kład pew­ne­go póź­ne­go so­bot­nie­go po­ran­ka po­pe­da­ło­wa­łem do am­ba­sa­dy bra­zy­lij­skiej na May­fa­ir, gdzie księż­na mia­ła zjeść lunch z żoną am­ba­sa­do­ra Lu­cią Fle­cha de Limą, a ja mo­głem prze­ka­zać jej „ostat­nią da­ni­nę”. Ma­jąc szan­sę opi­sać hi­sto­rię naj­bar­dziej ko­cha­nej ko­bie­ty świa­ta, oba­wia­łem się o to, czy do­kład­nie i uczci­wie zin­ter­pre­to­wa­łem jej od­czu­cia, sło­wa i opi­nie. Ku mo­jej wiel­kiej uldze czy­ta­ła wła­sne sło­wa spi­sa­ne z na­gra­nych wy­wia­dów, roz­pro­szo­ne w tek­ście, już to jako cy­ta­ty, już to spa­ra­fra­zo­wa­ne w trze­ciej oso­bie, z apro­ba­tą. A raz była tak po­ru­szo­na wła­sną wzru­sza­ją­cą hi­sto­rią, że – jak przy­zna­ła – po­pła­ka­ła się z żalu nad sobą. Wpro­wa­dzi­ła pew­ne po­praw­ki co do fak­tów i roz­ło­że­nia ak­cen­tów, ale tyl­ko jed­ną na­praw­dę zna­czą­cą, któ­ra świad­czy­ła o jej sza­cun­ku dla kró­lo­wej. W któ­rymś z wy­wia­dów po­wie­dzia­ła, że kie­dy bę­dąc w cią­ży z księ­ciem Wil­lia­mem, rzu­ci­ła się ze scho­dów w San­drin­gham, kró­lo­wa była pierw­sza na sce­nie wy­pad­ku. W moim ma­szy­no­pi­sie Dia­na umie­ści­ła w tym frag­men­cie kró­lo­wą mat­kę, za­pew­ne z sza­cun­ku dla mo­nar­chi­ni.

Choć wie­lu przy­ja­ciół Dia­ny było go­to­wych kon­ty­nu­ować pro­jekt dla pod­trzy­ma­nia wia­ry­god­no­ści tek­stu, księż­na przy­sta­ła na to, by w książ­ce – dla jej osta­tecz­ne­go uwia­ry­god­nie­nia – zna­la­zły się wy­po­wie­dzi jej wła­snej ro­dzi­ny. Zgo­dzi­ła się tak­że do­star­czyć ro­dzin­ne al­bu­my Spen­ce­rów, za­wie­ra­ją­ce nie­skoń­czo­ną licz­bę uro­czych por­tre­tów Dia­ny, wie­le zro­bio­nych przez jej zmar­łe­go ojca, hra­bie­go Spen­ce­ra. I pew­ne­go dnia kil­ka du­żych, czer­wo­nych, wy­tła­cza­nych zło­tem ro­dzin­nych al­bu­mów zna­la­zło się w biu­rze mo­je­go wy­daw­cy Mi­cha­ela O’Mary w po­łu­dnio­wym Lon­dy­nie. Wy­se­lek­cjo­no­wa­no pew­ną licz­bę zdjęć, po­wie­lo­no je i al­bu­my od­da­no. Księż­na sama po­mo­gła zi­den­ty­fi­ko­wać wie­lu lu­dzi, wraz z nią uwiecz­nio­nych na fo­to­gra­fiach – bar­dzo lu­bi­ła to za­ję­cie, bo przy­wo­ły­wa­ło szczę­śli­we wspo­mnie­nia, zwłasz­cza z cza­sów, kie­dy była na­sto­lat­ką. Wzię­ła pod uwa­gę fakt, że – aby spra­wić, by książ­ka na­praw­dę wy­róż­nia­ła się na tle in­nych, mu­sie­li­śmy za­mie­ścić fo­to­gra­fie do­tych­czas nie­pu­bli­ko­wa­ne. Po­nie­waż było ja­sne, że nie mo­gła wziąć udzia­łu w fo­to­se­sji, więc sama wy­bra­ła i do­star­czy­ła cza­ru­ją­cy por­tret au­tor­stwa Pa­tric­ka De-mar­che­lie­ra na okład­kę, po­cho­dzą­cy z jej ga­bi­ne­tu w Ken­sing­ton Pa­la­ce. To uję­cie oraz inne, z dzieć­mi, za­miesz­czo­ne we­wnątrz książ­ki, po­dob­no na­le­ża­ły do jej ulu­bio­nych.

Kie­dy 16 czerw­ca 1992 roku książ­ka uj­rza­ła świa­tło dzien­ne, Dia­na ode­tchnę­ła z ulgą, jej wer­sja wy­da­rzeń osta­tecz­nie do­tar­ła do pu­blicz­no­ści. Bar­dzo się jed­nak oba­wia­ła, czy jej sen­sa­cyj­na hi­sto­ria nie zo­sta­nie ode­bra­na jak jed­na wiel­ka bred­nia. No i czy kie­dy zo­sta­nie oskar­żo­na przez pa­łac, bę­dzie mieć szan­sę wy­przeć się ja­kie­go­kol­wiek związ­ku z pu­bli­ka­cją. To była rola, któ­rą za­gra­ła z bra­wu­rą. Pi­sarz i gwiaz­da te­le­wi­zyj­na Cli­ve Ja­mes wspo­mi­nał, że je­dząc z nią raz lunch, na­iw­nie za­py­tał, czy mia­ła coś wspól­ne­go z książ­ką. Pi­sał: „W każ­dym ra­zie wiem, że przy­najm­niej raz skła­ma­ła mi bez zmru­że­nia oka: «Na­praw­dę nie mam z książ­ką An­drew Mor­to­na nic wspól­ne­go» – po­wie­dzia­ła. «Ale po­nie­waż moi przy­ja­cie­le z nim roz­ma­wia­li, mu­sia­łam ich wes­przeć». I kie­dy to mó­wi­ła, pa­trzy­ła mi pro­sto w oczy. Tak że wiem, jak bar­dzo może być prze­ko­nu­ją­ca, na­wet kie­dy mówi wie­rut­ne kłam­stwa”.

W re­zul­ta­cie cał­ko­wi­cie zdy­stan­so­wa­ła się do książ­ki, co zna­czy­ło, że ja, jej przy­ja­cie­le i inni wal­czy­li­śmy w spra­wie Dia­ny, jak zda­rza się w po­je­dyn­ku, z jed­ną ręką przy­wią­za­ną z tyłu. Nie mu­szę do­da­wać, jaką by­ło­by po­mo­cą, w ob­li­czu la­wi­ny znie­wag i po­twa­rzy z po­wo­du trzech za­war­tych w książ­ce in­for­ma­cji – na te­mat za­bu­rzeń łak­nie­nia księż­nej, jej prób sa­mo­bój­czych i związ­ku księ­cia Ka­ro­la z Ca­mil­lą Par­ker-Bow­les – gdy­by Dia­na przy­zna­ła się do współ­pra­cy. Nie­chęć, ura­za, scep­ty­cyzm, z ja­ki­mi es­ta­bli­sh­ment i jego ako­li­ci oraz me­dia ode­bra­ły moją pu­bli­ka­cję, po­ka­zy­wa­ły, jak trud­no jest Bry­tyj­czy­kom przyj­mo­wać praw­dę. Lecz w na­stęp­nych mie­sią­cach po tym zda­rze­niu książ­ka nie tyl­ko zmie­ni­ła spoj­rze­nie spo­łe­czeń­stwa na mo­nar­chię i zmu­si­ła księ­cia i księż­ną Wa­lii, by osta­tecz­nie po­in­for­mo­wa­li o klę­sce swo­je­go mał­żeń­stwa, lecz tak­że przy­nio­sła coś, o czym Dia­na ma­rzy­ła – na­dzie­ję. Szan­se na speł­nie­nie, na przy­szłość, kie­dy bę­dzie mo­gła żyć jako oso­ba wol­na i nie­za­leż­na. W cią­gu na­stęp­nych pię­ciu lat, a zwłasz­cza kil­ku ostat­nich mie­się­cy jej ży­cia świat uj­rzał jej praw­dzi­wą na­tu­rę, za­le­ty, któ­re – gdy­by nie mia­ła dość od­wa­gi i de­ter­mi­na­cji, aby opo­wie­dzieć sze­ro­kiej pu­blicz­no­ści o re­aliach swo­je­go ży­cia – na za­wsze po­zo­sta­ły­by w ukry­ciu. Dia­na osią­gnę­ła ten cel i usły­sza­ła wer­dykt wy­ra­żo­ny mo­rzem kwia­tów do­oko­ła Ken­sing­ton Pa­la­ce i w wie­lu in­nych miej­scach, oraz tsu­na­mi żalu, któ­ry wstrzą­snął nie tyl­ko jej wła­snym kra­jem, lecz tak­że resz­tą świa­ta.

Od­ręcz­ne po­praw­ki Dia­ny na ory­gi­nal­nym ma­szy­no­pi­sie książ­ki

Nie­wąt­pli­wie po ujaw­nie­niu ca­łej hi­sto­rii jej pu­blicz­ny wi­ze­ru­nek prze­szedł zdu­mie­wa­ją­cą me­ta­mor­fo­zę, nie są­dzę jed­nak, by kie­dy­kol­wiek na­praw­dę prze­my­śla­ła kon­se­kwen­cje od­bio­ru na­szej książ­ki. Gdy za­py­ta­no ją o to pod­czas te­le­wi­zyj­ne­go wy­wia­du, od­po­wie­dzia­ła: „Nie wiem. Może lu­dzie mają te­raz wię­cej zro­zu­mie­nia dla spra­wy, może jest wie­le ko­biet, w in­nych śro­do­wi­skach, któ­re bo­ry­ka­ją się z po­dob­ny­mi pro­ble­ma­mi, ale nie po­tra­fią prze­mó­wić w swo­jej spra­wie, bo mają za­ni­żo­ną sa­mo­oce­nę?”. I tym ra­zem jej in­stynkt oka­zał się nie­omyl­ny – do­słow­nie ty­sią­ce ko­biet, w tym wie­le Ame­ry­ka­nek, zwie­rza­ło się, jak czy­ta­jąc Dia­nę: praw­dzi­wą hi­sto­rię, od­kry­ły ja­kieś spra­wy czy war­to­ści waż­ne dla ich wła­sne­go ży­cia. Naj­po­waż­niej­szą mo­ty­wa­cją księż­nej było de­spe­rac­kie „wo­ła­nie o po­moc”, apel po­nad gło­wa­mi pa­ła­cu, któ­ry ją ogra­ni­czał, do lu­dzi, któ­rzy ją ko­cha­li. Chcia­ła im opo­wie­dzieć swo­ją „praw­dzi­wą hi­sto­rię”, aby mo­gli osą­dzić ją sami.

Cho­ciaż Dia­ny już nie ma, jej sło­wa po­zo­sta­ną z nami na za­wsze. Kie­dy pi­sa­łem tę książ­kę, świa­dec­two księż­nej zo­sta­ło wy­ko­rzy­sta­ne w tek­ście sot­to voce – w krót­kich cy­ta­tach lub za po­śred­nic­twem trze­ciej oso­by. Jed­nym z dra­ma­tów jej krót­kie­go ży­cia było to, że nig­dy tak na­praw­dę nie do­sta­ła szan­sy, aby „za­śpie­wać peł­nym gło­sem”. Gdy­by dane jej było cie­szyć się dłu­gim ży­ciem, w któ­rymś mo­men­cie praw­do­po­dob­nie sama na­pi­sa­ła­by swo­je pa­mięt­ni­ki. Dal­szy ciąg na­szej książ­ki to świa­dec­two jej ży­cia wy­ra­żo­ne w taki spo­sób, jak chcia­ła je sama opo­wie­dzieć. Te sło­wa są wszyst­kim, co nam po niej po­zo­sta­ło – ni­czym jej te­sta­ment, naj­bliż­szy w for­mie temu, czym mo­gła­by być jej au­to­bio­gra­fia. Te­raz nikt nie może jej tego od­mó­wić.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: