Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dlaczego nie poczekałaś ? - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 listopada 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dlaczego nie poczekałaś ? - ebook

Odważna i pełna życiowej prawdy opowieść o tęsknocie za miłością i o więzi silniejszej niż śmierć.

Matka i córka. Dwa światy. Dwie drogi. Jedno życie. Córka uciekła z domu, kiedy miała szesnaście lat. Nienawidziła swojej matki, nigdy jej nie rozumiała. Postanowiła sama poradzić sobie w życiu. Jaką cenę musiała za to zapłacić?

Porządkując rodzinny dom po śmierci matki znajduje jej pamiętniki. Czyta i odkrywa zupełnie nieznaną sobie dziewczynę, potem kobietę. Nie wie jeszcze, że życie przygotowuje dla niej kolejne wyzwania, na które nie jest przygotowana. Czy będzie umiała lepiej niż matka przeżyć swoje życie? 

Wera Gorczyńska (ur. 1984) – pseudonim autorki pewnego bloga. Sporo w życiu przeszła, sporo zrozumiała, a teraz postanowiła o tym napisa

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7961-556-8
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Umarła mi matka. Nienawidzę jej. Nienawidziłam.

Umarła na raka.

Pierwszy raz coś zapisuję. Piszę coś swojego. Nie wiem, po co. Nie wiem, dla kogo. Chyba tylko dla siebie.

Wiem, że muszę i… muszę codziennie. Jak matka.

Nawet to musiała mi zrobić. Kosmos jakiś.

Boże, co się ze mną dzieje?! No tak… i co tu robi ten Bóg?

Dawno uciekłam z domu. Dawno uciekłam od Boga.

Jutro do niej jadę. Do domu rodzinnego. Muszę się wszystkim zająć. Przecież nie miała nikogo. Pozamykać wszystkie sprawy. Wyczyścić dom. Sprzedać. Pochować.

Nie… chyba najpierw pochować. Pochować matkę.

No… po wszystkim. Nawet sporo ludzi było na pogrzebie. Nie spodziewałam się tego. To nie było przyjemne. Te ich spojrzenia. Jakieś komentarze pod nosem. A co oni wiedzą!? To nie była ich matka. Co najwyżej zdziwaczała znajoma. Co oni wiedzą?

Siedzę teraz w salonie domu, w którym się wychowałam. Stąd uciekłam. I co? Dobrze, że wzięłam te prochy. Luzik. Da się wytrzymać. Nawet zabawnie. Wszędzie moje zdjęcia. Skąd ona je ma? Miała. Ma. No nie wiem… Są też z ostatnich lat. Skąd je wzięła?

Co mam z tym zrobić? Z tym domem i masą niepotrzebnych rzeczy, które go wypełniają. Wyrzucić? Spalić? Sprzedać na Allegro czy eBayu?

Zrobiłam exit z tego domu. Niedaleko. Do hotelu. Po drodze kupiłam butelkę. Przy jej pomocy nad ranem zasnęłam. Jest południe. Siedzę w hotelowej pościeli i piszę. Piszę, co mi ślina na laptop przyniesie.

Ten Darek jeszcze bardziej wyprzystojniał. Był na pogrzebie. Nawet chciał zagadać, ale udałam, że go nie widzę. Kochałam się w nim w ogólniaku. Wszystkie się kochałyśmy. Może go odnaleźć? Taki oczyszczający seks byłby lepszy niż prochy. Co za głupoty przychodzą mi do głowy? Przychodzą i zostają.

Na razie oczyszczę się prysznicem. Idę na miasto.

Kamienice, bramy, bruk, chodniki, latarnie, witryny – ich oczy, dźwięki, liszaje i zatęchłe barwy. Spacer jak trauma. Ucieczka do powrotu czy powrót do ucieczki? Jednak jestem silna. Dałam radę. Ja i dwa drinki w jakimś nowym pubie w rynku. Siedzę tu i piszę, jak yuppie. Przecież jestem japiszonką. Taka prawda.

Zajrzałam na chwilę do domu. W drzwiach była kartka od Darka. Deklaracja pomocy w czymkolwiek i telefon. Siedziałam, chodziłam i nie mogłam nic zrobić. Stupor jakiś na chodząco. Ten dom jest załadowany, zagracony, zabibelotowany, pełen wszystkiego, ale pusty. Cienie, majaki, wspomnienia, jakieś duchy przeszłości. Dosyć. Wróciłam do pubu.

Głos ma zabójczy. Umówiliśmy się wieczorem. Oj, chyba jestem zakręcona. Gadam klawiszami do ekranu. Niech się dzieje. Czatuję sama ze sobą.

Ładnie wygląda w świetle księżyca. Mężczyzna w hotelowej pościeli. Śpi. Wszystko mu powiedziałam. Musiałam to z siebie wyrzucić. Musiałam mówić do kogoś żywego. Do ekranu to za mało. Darek, Dariusz. Mój tej nocy kochanek.

Nie chciał, bronił się. Za szybko dla niego. Jak za szybko, kiedy kochałam się w nim już wiele lat temu? Och, ci faceci. Nic nie mówił, słuchał tylko. Objął, delikatnie przytulił, a ja rzuciłam go do łóżka i…

Dobry kochanek. Rzetelny.

Czy nie za dużo we mnie cynizmu?

Mamo, dlaczego odeszłaś tak bez uprzedzenia? Nie byłam na ciebie jeszcze gotowa. Ja to napisałam? Dziwne.

Poszedł ze mną. Przede wszystkim chciałam wyczyścić dom z papierów, dokumentów i innych pierdół. Nie chcę tego. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Darek mi pomagał. Kwękał, że to jednak część mnie. Pieprzę tę część. Nie chcę jej. Do wora i do kubła na śmieci. Grzecznie wynosił.

Upierał się tylko przy diariuszach matki. Diariusz – kiedyś tajemnicze dla mnie słowo. Straszne. Bolesne. Nie można powiedzieć pamiętnik? Dziennik po prostu? Nie, ona musiała mówić „diariusz”. Tak było elegancko i na poziomie. No cóż. Teraz diariusz będzie mi się bardziej kojarzyło z „Dariusz”. Diariusz – Dariusz.

Wiedziałam, że go pisze. Pamiętam to od zawsze. Odbierał mi ją. Tak pamiętam. Wiecznie siedziała z tymi kolorowymi zeszytami i zapisywała. Trzymała je na kolanach zamiast mnie. Nienawidziłam ich. Odbierały mi matkę, kiedy jej potrzebowałam. Teraz nie potrzebuję. Ani jej, ani ich. Do śmieci.

Ten Darek to jakiś pieprzony esteta. Że piękne, że szkoda, że może to dla mnie ważne. Mam swoje lata i wiem, co dla mnie ważne.

Wyniósł je z ostatnim workiem. Poczułam się wolna. Teraz muszę zdecydować, co z resztą: meble, obrazy, zdjęcia, bibeloty, biżuteria, dywany i cały ten chłam. Książek tylko jakoś mało. Podziękowałam i poszedł sobie. Wróci wieczorem. Do hotelu. Więc chyba nie jest to facet na jedną noc. Na ile?

Znów musiałam się wygadać. Darek ma sporą dozę kobiecej duszy. Chodziłam po domu. Zaglądałam wszędzie. Myślałam i mówiłam. On tylko patrzył i uśmiechał się ciepło. Czasami szeptał moje imię. Stanęłam w oknie. Patrzyłam, jak śmieciarze ładują wory z moją traumą do wielkiej czeluści wozu i… płakałam…

Nagle zrozumiałam, że nie mogę dać im diariusza mamy. Ale nie mogłam się ruszyć. Stałam przybita gwoździami do podłogi. Długo to trwało. Nagle odpuściło.

Wybiegłam z domu jak szalona. Boso. Zobaczyłam tylko tył oddalającej się śmieciary. Biegłam za nią jeszcze chwilę. Beznadziejnie. Jak zbita suka wróciłam do domu. Darek przytulił mnie. Czule szeptał do ucha moje imię. Po chwili poprowadził do szafki przy wejściu. Otworzył ją. Nogi ugięły się pode mną. Przyklękłam. Na wysokości moich oczu leżały na półkach piękne zeszyty. Diariusz mamy.

Patrzę na moją śliczną córeczkę i jestem nieszczęśliwa, bez przerwy się martwię. Co z nią będzie, czy zdołam ją dobrze wychować, czy będzie zdrowa, silna, mądra, czy poradzi sobie w życiu? Jak to zrobić?

Piękne dziecko urodziłam. Piękne, pełne radości życia i ciekawości świata. I właśnie to mnie niepokoi. Muszę chronić jej otwartość i wrażliwość przed złym światem. Jak będzie dorosła, niech już robi, co chce, ale teraz muszę ją chronić, myśleć za nią, sterować i uczyć postępowania, które nie zwróci na siebie uwagi innych. Najważniejsze, żeby była zdrowa, dobrze odżywiona, ubrana i zadbana. I jak będzie dorosła, żebym się za nią nie wstydziła. Muszę ją nauczyć, co wypada, a co nie wypada.

To pierwsze, co przeczytałam. Darek ucałował czubek mojej głowy i dyskretnie wyszedł z domu. Zostałam sama z zapiskami mamy. Straszne.

Panna z dzieckiem. Sama już tak o sobie zaczynam myśleć w duchu, choć nie mam jeszcze tego dziecka. O Boże, jak mi wstyd. Co ja zrobiłam moim rodzicom? Oni przecież nie zasłużyli na takie spojrzenia sąsiadów. Będę miała bękarta, nieślubne dziecko, dziecko bez ojca, dziecko niechciane, obce, wstydliwe.

Jak to bez ojca?! Całe życie mówiła, że mój ojciec zginął na pełnym morzu. Jako kapitan tonącego statku ewakuował załogę. Wszyscy zdołali się uratować. On zatonął ze statkiem. Stał wyprostowany na mostku. Bohater. Mój przystojny ojciec w mundurze marynarskim. Ojciec, którego tak bardzo mi brakowało. Miałam tylko jedno jego zdjęcie. Słyszałam legendy o nim. One musiały mi wystarczyć. Nie wystarczały. Dorabiałam własne. Bohaterem wielu moich snów był ojciec. Mój bohater. Bohater świata. Mojego świata.

O co chodzi?!

Sama nie wiem, jak to się stało. Przecież ja nic nie wiedziałam o seksie i dalej nie wiem. O Boże, nawet to słowo pisze mi się jakoś dziwnie. Jakbym grzeszyła. No tak, przecież grzeszę myślą, ale zgrzeszyłam też uczynkiem. Często grzeszyłam myślą. Wstydziłam się bardzo, ale myślałam o tych sprawach często, można powiedzieć: na okrągło. Nie tylko myślałam, ale… o tym nie będę pisała. Chociaż może będę, bo przecież postanowiłam mówić Ci, Diariuszu, wszystko, jak na spowiedzi, chociaż tam wszystkiego nie mówię. Jak mogę mówić wszystko, największe moje wstydliwe tajemnice księdzu, który mnie zna, zna moich rodziców?

Oni nigdzie mnie nie puszczają. Nie mogę pojechać na żadną szkolną wycieczkę, na żaden rajd, nawet nie mogę pójść na szkolną zabawę. Muszę siedzieć w domu i uczyć się, aby „zbudować solidne podstawy życiowej kariery”, jak mawia mój ojciec, profesor uniwersytetu. Moja matka, „pani profesorowa”, mówi często: „milcz, języczku”; „pokorne cielę dwie matki ssie”; „skromność jest koroną kobiecości”. Uczyłam się zatem i uczę, choć coraz bardziej tego nienawidzę, tych książek, które z życiem, o jakim marzyłam i marzę, nie mają nic wspólnego, tych języków, nad którymi ślęczałam i ślęczę, a przecież nie miałam i nie mam z kim dzielić się myślami w tych obcych językach. Nie skarżę się rodzicom, nie narzekam, bo nic by to nie dało. Oni mnie raczej nie słuchają, chyba że pytają: „co tam nowego w szkole”, ale wtedy zazwyczaj odpowiadam: wszystko dobrze, nie macie się czym martwić.

Nie mam miesiączki już trzeci miesiąc, ale nie mogę im tego powiedzieć, bo przecież oni niby wiedzą, ale nie chcą wiedzieć, że miesiączkuję już od czterech lat. Komu mam o tym powiedzieć? Co mam robić? O Boże!

Nie, no nie wierzę. Kosmos jakiś. To pisze kobieta pod koniec XX wieku? Dojrzała dziewczyna z „dobrego”, mieszczańskiego, chrześcijańskiego domu? Moja matka? Nie, no chwila. Zastanówmy się. Muszę wyskoczyć po jakiś alkohol i fajki. Bez tego sobie nie poradzę.

A może zadzwonić po Darka? Nie, jeszcze nie teraz.

Na razie chcę być sama. Ja i ten pieprzony diariusz.

Wypiłam już pół butelki i nadal nie mam śmiałości czytać. Jeszcze chwila. Wypiłam całą. No… teraz to już nie mam siły. Jutro, jutro…

Jutro moja studniówka, na którą tak czekałam całe cztery lata, albo nie – chyba całe życie. Mój pierwszy bal, gdzie będę z dala od oceniających spojrzeń rodziców, którzy – mał ścić, jak zawsze nie chcieli i nie chcą. Dopiero interwencja naszej wychowawczyni sprawiła, że zmienili zdanie, choć baaardzo niechętnie. Po czym wpadli na pomył, że przystąpią do komitetu organizacyjnego i tym samym będą mieli wszystko na oku. Wybawiła mnie od tego konferencja naukowa taty, a wiadomo – mama nigdzie bez taty się nie rusza. Jestem bardzo podekscytowana. Po raz kolejny przymierzam sukienkę i sama nie wiem, czy podobam się sobie, czy nie. Nie jest to sukienka moich marzeń, bo mama nie chciała się zgodzić na taką, którą wypatrzyłam w „Burdzie”. To nie jest kreacja dla dziewczynek – orzekła bezdyskusyjnie – jak zawsze. Może nie dla dziewczynek, ale ja jestem kobietą… już od czterech lat – tak jej chciałam powiedzieć, ale… nie powiedziałam – jak zawsze. Nawet ładna jest, chyba mi się podoba, choć może trochę staromodna, ale jednak to sukienka balowa – moja pierwsza. Żeby się tylko dziewczyny nie śmiały.

Sama nie wiem, śmiać się, czy płakać. Wkurwia mnie ta dziewczyna. Cielę, po prostu pokorne cielę. Ale co ona ssie z tego życia? Pokorne cielę głodne chodzi. W zdrowym ciele zdrowe cielę. Nie mam słów. Nie mogę czytać tego dalej. Zostawiam na później. Muszę się pozbierać, ochłonąć i wracać do mojej pracy. Dostałam wolne tylko na trzy dni. Jeszcze chyba pożegnam się z Darkiem.

Przegadaliśmy całą noc. Nawet nie mieliśmy kiedy pomyśleć o seksie. Umie słuchać. Niegłupio mówi. Jest naukowcem. Na uczelni w moim mieście. Nie. To znaczy tam, gdzie mieszkam teraz. Od ośmiu lat. To nie może być przypadek.

Wpadł tylko na chwilę. Z tego samego powodu co ja. Na pogrzeb mojej matki. Może była wariatką, ale szanowali ją tutaj. Tak twierdzi. Mówi, że była dobrą kobietą. Ja pamiętam ją odklejoną i obrzydliwie pachnącą goździkami. Nienawidziłam tego zapachu.

Przez ostatnie lata dawała lekcje angielskiego i francuskiego. Za darmo. Wariatka. Jego siostra się u niej uczyła. Wracamy razem. Zabieram go ze sobą, bo on nie ma samochodu. Tłumaczy, że mu niepotrzebny. Dziwne. Darek też mieszka w stolicy. Ciekawe, jak to się rozwinie?

Rzuciłam się w wir pracy. Wracam do domu późno w nocy. Utyrana na maksa. Żeby tylko nie myśleć o matce.

W czasie drogi dużo mi o niej mówił. Wie o niej więcej niż ja. Trochę głupio mi było, ale słuchałam. Była nauczycielką, jak jeszcze z nią mieszkałam. Potem sfiksowała. Musiała odejść ze szkoły. Ja miałam szesnaście lat. Nie wytrzymałam jej i jej choroby. Uciekłam. Uciekłam jak najdalej. Bez słowa. Uciekłam ze wstydu. Teraz siedzę przed diariuszem kobiety, której nie znam. I boję się poznać.

Boję się swojej przeszłości. Wymazałam ją. Wytarłam do cna. No… prawie. Wszyscy śmiali się z niej. To jeszcze pamiętam. Za dobrze pamiętam. Potem, jak mówi Darek, powoli wiele się zmieniło. Pewnie choroba zatrzymała się na jakimś bezpiecznym etapie. Żyła z renty i tantiem z prac naukowych dziadka. Nie brakowało jej pieniędzy. Chodziła wiecznie w tych samych ciuchach. Jadła jak ptaszek. Chudzinka była. Na siebie prawie nie wydawała.

Cały jej świat to dzieci i zwierzęta. Praktycznie to ona utrzymywała schronisko dla zwierząt. Chodziła tam codziennie. Nie raz, nie dwa szedł za nią przez całe miasto pies czy kot. Aż do schroniska. I tam już zostawał. Nadawała mu imię i opiekowała się. Matka od psów i kotów.

U Franciszkanów miała swoją salkę, gdzie uczyła języków. Po lekcjach był czas na „pogaduchy”. Tak nazwała te codzienne godziny, w czasie których dzieciaki mogły wygadać się ze wszystkiego. Podobno przychodziło ich tam wiele. Nikt nie chciał ich słuchać, tylko ona. Musiały się czuć bezpiecznie przy tej pomylonej wariatce. Pomyleni mają w głowie słoneczko.

Kosmos jakiś. Chyba głupia pipa byłam.

Jakże byłam szczęśliwa i jakże wszystko piękne było na tym moim pierwszym balu. Nie mogłam powstrzymać euforii, która przepełniała mnie całą i nie pozwalała usiedzieć w miejscu. Gadałam, gadałam, tańczyłam i tańczyłam. Nieważne – sama czy z kimś. Jak mnie nikt nie prosił, to ja ciągnęłam, jakby wyzuta ze wszelkiego wstydu, ze wszystkich zahamowań i kompleksów, którymi dotychczas byłam powodowana. Lekko mi było i cudownie, a świat wirował w rytm walca. Nie mogłam odmówić, kiedy koleżanki częstowały alkoholem – pierwszym w moim życiu. Śmiały się, ale nie przeszkadzało mi to w niczym, bo śmiałam się razem z nimi, śmiałam się z siebie, śmiałam się do świata i wirowałam w jego ramionach. On zaprowadził mnie gdzieś, gdzie było ciemno i… bardzo, bardzo przyjemnie. Słyszałam piękne słowa, czułam dreszcze pieszczot, haustami pochłaniałam powietrze, które przepełnione było żarem. Jego usta, moje usta wiecznie głodne nasycały się sobą bez miary, bez trwogi. Boże!

Wiem, co to jest być kobietą!

Więcej go nie widziałam. Wyjechał zaraz po studniówce, wyjechał bez pożegnania. Nie mogłam w to uwierzyć i mimo że wszyscy mówili, iż wyjechał z naszego miasta, nadal codziennie wypatrywałam go na korytarzach, jak robiłam do tej pory. Tak się nie postępuje z żywymi ludźmi, tak się ich nie zostawia samych ze sobą, z miłością, z brakiem szacunku. Chciałam się zabić, ale nie miałam siły, bo ponad miesiąc leżałam w gorączce. Boże, co teraz będzie?

W końcu musiałam powiedzieć rodzicom. Teraz to oni chcieli mnie zabić. Uciekłam z domu i wałęsałam się po mieście kilka dni bez jedzenia, prawie bez spania – nie licząc tych paru chwil dziennie kradzionych w jakichś piwnicach czy klatkach schodowych. Do domu przyprowadziła mnie milicja. Tego było dla nich za wiele. Milicja w domu profesorskim z brudną włóczęgą w ciąży z bękartem. Ja, ich córka, ich wyrodne dziecko ze stygmatem przestępcy.

Tylko Tobie, mój kochany Diariuszu, mogę wszystko powiedzieć, tylko z Tobą mogę rozmawiać, mój Przyjacielu jedyny.

Dlaczego nikt ze mną nie rozmawia, dlaczego ja nie rozmawiam z nikim?

Bardzo się boję, ale musiałam się zgodzić, musiałam ulec, bo nawet nie wyobrażasz sobie, jakiej presji byłam poddana, jakiemu naciskowi i szantażowi. I to wszystko działo się w domu chrześcijańskim, z zasadami, dobrym, przykładnym domu, we wzorcowej, dawanej za przykład innym, rodzinie katolickiej. Diabeł nie musi istnieć – wystarczą ludzie. Tymi ludźmi są moi rodzice. Boję się ich. Jutro jedziemy do odległego miasta na zabieg. Nie, to nie tak! Jedziemy zabić moje dziecko.

Uf, więc to chyba nie ja. Jezu, nie wiem, co myśleć o tej biednej dziewczynie. Nie umiem czytać tego diariusza jak leci. W końcu nie jest to zwykła książka czy zeszyt z zapiskami. Teraz to ona ze mną rozmawia i to ja jestem starsza. Oj, nie radzę sobie z emocjami. I wciąga mnie ta jej historia, i przeraża.

Przerwanie ciąży – niby zwykła rzecz, a jakoś tak nieswojo mi się robi. Jej brzuch, jej sprawa. Nie można zmuszać do przerwania czy donoszenia. Niech każdy robi, co chce. Próbuję nabrać dystansu przy szklance whisky.

Chyba podobnie jak ona nie mam z kim o tym rozmawiać. Piszę, czyli jednak rozmawiam. Raczej sama ze sobą. Trochę tak jak ona. Nie codziennie, jak ona. Dzisiejsza codzienność tak zapierdala, że nie ma się czasu na własną codzienność… codziennie. Może założę bloga? Zawsze to jakaś forma rozmowy. Tak, założę bloga i może wejdę na jakieś czaty? Chociaż… jest Darek. Takiego bloga bez dat…

A gdybym to ja była w jej brzuchu?

Jechaliśmy samochodem kilka godzin. Tato prowadził i całą drogę mówił. Opowiadał, jakie ma wobec mnie plany, jaka świetlana przyszłość przede mną, jakie perspektywy, i że nic, że to tylko mały zabieg. Ja siedziałam z tyłu, z mamą, i nic nie mówiłam, nic nie myślałam, nic nie płakałam, choć chciałam, och, jak chciałam. Mama tuliła mnie i… płakała. Nie chciałam płakać razem z nią. Nie z nią. A on wciąż mówił i mówił: jak się z mamą poznali, jak zakochali, jak ja się urodziłam, jak się cieszyli, jak pięknie się rozwijałam, jak rozwijała się wraz ze mną jego kariera, jak mama wspaniale prowadziła dom, jacy są ze mnie dumni – raczej jak byli – jakie nadzieje się w dziecku pokłada, i że dziecko to duża odpowiedzialność. Wtedy upewniłam się w swoim postanowieniu. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, jak to zrobię, jak będzie. Bałam się, ale coraz mniej.

O paradoksie, pierwszy raz słyszałam od niego takie rzeczy, a mówił z wiarą w to, co mówi – niewiarygodne: pan profesor, światły człowiek, ozdoba towarzystwa, praktykujący katolik i… mój ojciec mówi takie rzeczy, wioząc mnie na rzeź.

Reszta w pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: