Dowody z innego wymiaru - ebook
Dowody z innego wymiaru - ebook
Czasami ujęcie sprawcy nie stanowi wielkiego wyzwania – jest ciało ofiary, podejrzany, motyw i dowody przestępstwa. Jednak wtedy, kiedy nie ma ciała, sprawa się komplikuje. Nawet nie wiadomo, czy rzeczywiście miało miejsce zabójstwo; czy przypadkiem nie doszło do jakiejś mistyfikacji. Kiedy śledczy bezradnie rozkładają ręce, do akcji wkracza jasnowidz. Można podważać metody, którymi się posługuje, ale jest prawdą, że co jakiś czas wskazuje on bęzbłędnie to, czego policja nie była w stanie znaleźć.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7778-628-4 |
Rozmiar pliku: | 844 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nieżyjący już szef gangu pruszkowskiego Andrzej K. ps. Pershing zabiegał o jego przyjaźń i życiowe rady. Studenci prawa piszą o nim prace magisterskie, uczelnie prześcigają się w organizowaniu konferencji naukowych z jego udziałem. Media już dawno okrzyknęły go najsłynniejszym polskim jasnowidzem. Krzysztof Jackowski, bo o nim mowa, w poszukiwaniu osób zaginionych odnalazł sens życia.
autorka Ewa Ornacka
Nie jest nieomylny, chociaż już kilka lat temu w Japonii w telewizyjnym show z udziałem osób o zdolnościach paranormalnych z całego świata udowodnił, że w tym gronie to właśnie on jest bezkonkurencyjny. Tymczasem polska policja, której od lat pomaga, oficjalnie wciąż wątpi w jego przydatność. Dla wielu funkcjonariuszy jest hochsztaplerem, któremu tylko czasem przypadkowo coś się udaje.
Rozmawia z duchami
Po raz pierwszy spotkaliśmy się siedem lat temu, kiedy towarzyszyłam z kamerą dwóm kobietom rozpaczliwe poszukującym zaginionych mężów. Przywiozły fotografie, szczoteczki do zębów, stary szlafrok. Usłyszały od jasnowidza, że obaj nie żyją, że zostali wciągnięci w pułapkę, a potem zamordowani. Jedna z kobiet nie mogła powstrzymać łez. – Nie płacz – powiedział Jackowski. – Twój mąż nie cierpiał, miał szybką śmierć. To, że płaczesz, tylko go denerwuje, daj mu święty spokój.
– On tak zawsze, prosto z mostu? – zagaiłam Adriana, syna Jackowskiego, a on potakująco kiwnął głową. Chłopak siedział przed komputerem w tym samym pokoju, w którym ojciec rozmawiał z żonami zaginionych. Widać było, że przywykł do obecności obcych w domu.
– Ojciec jest dziwny – burknął pod nosem, cały czas patrząc w ekran. – Chodzi po domu i gada do siebie.
– A co gada?
– Różnie, czasami się kłóci.
– Sam ze sobą? Nie wierzę.
– Słowo daję! Tłumaczy się potem, że rozmawiał z duchami. Niech pani spojrzy, wszędzie walają się reklamówki z ciuchami trupów, on to wącha, przekłada z kąta w kąt. Ludzie wchodzą do ogrodu, zaglądają przez okna, pukają w szyby. Przecież tak się nie da żyć.
Spojrzałam kątem oka na ojca Adriana, był zajęty rozmową z drugą kobietą. Odniosłam wrażenie, że jest speszony, onieśmielony, jakby coś przed nią ukrywał. Poczekałam na odpowiedni moment i spytałam go, czego nie chciał jej powiedzieć. – Mąż tej kobiety był torturowany, długo umierał – odpowiedział ze smutkiem.
Kilka lat później Krzysztof Jackowski został wezwany przez sąd jako świadek w sprawie o zabójstwo tych mężczyzn. Wiele elementów jego wizji się potwierdziło. Jeden z bandytów sugerował, że złamano tajemnicę śledztwa i że tajne informacje przekazał Jackowskiemu oficer Centralnego Biura Śledczego. Jasnowidz miał wyjaśnić sądowi, jak było naprawdę.
Jechaliśmy razem na rozprawę. Jackowski był przygnębiony, obawiał się o własne bezpieczeństwo. Lada moment miał stanąć oko w oko z gangiem znanym z okrucieństwa. Część bandy była na wolności, więc każdy na jego miejscu miał prawo się bać. W połowie drogi do Elbląga, gdzie toczył się proces, chciał zawrócić do Człuchowa… Ale na sali sądowej wszystkie emocje trzymał na wodzy. Był rzeczowy i opanowany.
Obraz pochodzi od nieżywych
Na pytanie sądu o wykonywany zawód Jackowski odpowiedział, że prowadzi działalność gospodarczą związaną z poszukiwaniem osób zaginionych.
– Skąd świadek dowiedział się o okolicznościach zbrodni? – dociekał sędzia Władysław Kizyk, przewodniczący składu orzekającego.
– Na prośbę rodziny zrobiłem wizję w tej sprawie, pozwoliło mi to ustalić szereg szczegółów, spisałem je na kartce papieru.
– Co to jest wizja? Co świadek widzi?
– Wizja to obraz, pewna myśl, przekaz, informacja.
– Od kogo jest ten przekaz?
– Czasami od żywych, czasami od zmarłych. Człowiek nawet po śmierci ma swoją energię. Ona nie ginie wraz z chwilą ustania funkcji życiowych.
– Na czym dokładnie polega jasnowidzenie? – sąd miał za zadanie ustalić (skomplikowany w tym przypadku) tzw. stan faktyczny.
– Na kradzieży cudzej myśli, pamięci, chociaż ja nie do końca rozumiem te mechanizmy – szczerze wyznał Jackowski. – Myślę, że jasnowidzenie to po prostu telepatia.
– Skąd świadek wie, że poszukiwany przez rodzinę człowiek nie żyje?
– Ja to czuję. Kiedy mam do czynienia ze zmarłymi, odczuwam ład, spokój, nawet jeśli ta osoba zginęła makabryczną śmiercią. Osoba żywa to chaos, szereg często sprzecznych sygnałów, z których trudno cokolwiek odczytać.
JASNOWIDZENIE W ŚLEDZTWACH
Jasnowidzenie w działaniach śledczych na przykładzie Krzysztofa Jackowskiego jest faktem. Bezsporna jest duża ilość spraw, które zostały zakończone pozytywnie dzięki współpracy organów śledczych z jasnowidzem. Niepokój jednak budzi fakt, że w świetle przedstawionych argumentów, w organach powołanych do ścigania przestępców bardzo dużo jest jeszcze sceptyków, którzy także publicznie odnoszą się w sposób negatywny do wszelkich pozanaukowych metod śledczych.
Czy jasnowidzenie jest wykorzystywane odpowiednio w działaniach śledczych? W szeregu spraw, które nie znalazły pozytywnego zakończenia (rozwiązania), w ogromie zagadek kryminalistycznych wykorzystanie niekonwencjonalnych metod w pracy śledczej jest moim zdaniem wręcz konieczne. Wszakże policjanci i prokuratorzy oraz inne organa powołane do ścigania przestępstw, wypełniając swoje zadania ustawowe, winni wykorzystywać wszelkie możliwe sposoby i środki w celu pozytywnej realizacji prowadzonych spraw. Oczywiście wykorzystanie takich metod śledczych winno być stosowane z wielką rozwagą.
(fragment pracy magisterskiej napisanej pod kierunkiem prof. Bogusława Sygita pt. „Jasnowidzenie w działaniach śledczych na podstawie Krzysztofa Jackowskiego” autorstwa policjanta Andrzeja Mondrego – Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego – 2005 rok)
– Pamięta świadek wizję w sprawie, która jest rozpatrywana przed tym sądem?
– Oczywiście, wyraźnie czułem, że ci mężczyźni nie żyją. Pojechali po pieniądze, wciągnięto ich w pułapkę. Zabójców było kilku, przewozili tych mężczyzn białym busem…
– Czy świadek widział twarze zabójców?
Na sali zapanowała niemal grobowa cisza.
– Twarzy nie widziałem – odpowiedział po dłuższej chwili.
– Jeśli obaj mężczyźni nie żyją, to co się stało z ciałami? – pytał sędzia.
– Wielokrotnie podchodziłem do wizji, która by to wyjaśniła, ale jestem bezsilny, nic się nie sprawdziło…
Miał pan kiedyś straszny wypadek
Pierwsze zwłoki Krzysztof Jackowski odnalazł dwadzieścia lat temu. Współpracował wtedy z policjantami ze Sławna. Funkcjonariusze nie mogli odnaleźć dwóch chłopców, którzy utonęli w Jeziorze Łętowskim. Jackowskiemu udało się precyzyjnie wskazać miejsce, gdzie należy szukać ciał. Od tamtej pory odnalazł ich setki. Zadziwiające jest to, że mimo upływu lat wciąż pamięta miejsca i twarze. – Ale nie prześladują mnie po nocach – mówi z uśmiechem, uprzedzając moje pytanie. Za swój największy sukces uważa odnalezienie ostatniej, śmiertelnej ofiary szkwału, który przetoczył się nad mazurskimi jeziorami w sierpniu 2007 roku. Z powodu gwałtownego załamania pogody życie straciło dwunastu żeglarzy. 58-letniego Józefa Lipiny z Rudy Śląskiej bezskutecznie poszukiwano od miesiąca. Tymczasem zwłoki leżały w szuwarach, zaplątane w wodorosty. Mapa nakreślona przez jasnowidza okazała się bezbłędna.
Krzysztof Jackowski z nostalgią wspomina czasy, kiedy chodził z kolegami na piwo i nie miał w głowie żadnych makabrycznych wizji. Żył jak inni, zwyczajnie, był zakochany, urodziła się jego córka Monika, po niej Adrian. Pewnego dnia siedział ze znajomym na ławce w centrum Człuchowa. Śmiał się, opowiadał o dzieciakach. Nie przypuszczał, że za chwilę zmieni się całe jego życie. Zdążył zapalić papierosa, kiedy podszedł do niego mężczyzna i poprosił o ogień. Przypalił mu więc, tamten podziękował i zaraz odszedł.
– Nagle coś się stało w mojej głowie – wspomina Jackowski. – Jakiś błysk, kłębiące się myśli. Zobaczyłem tego gościa za kierownicą. Jego samochód uderzył w wóz konny, zginął człowiek. „Boże, co to jest?” – szalałem z niepokoju. Pobiegłem za nim. „Stój pan!” – krzyknąłem. „Miałeś pan kiedyś w życiu wypadek?”. Dziwnie na mnie spojrzał. „Tak, ale to było dawno. Pan coś o tym wie?”. I opowiedział mi swoją historię: przed laty był kierowcą ciężarówki, na południu Polski, w trasie, staranował drewniany powóz, który niespodziewanie wjechał na szosę z polnej drogi, zginęła kobieta. Właśnie to widziałem chwilę wcześniej.
Z czasem zaczął widywać takie rzeczy coraz częściej, jego wizje były jak filmy fantastycznonaukowe, a on się bał, że odchodzi od zmysłów, popada w obłęd. Zwierzył się wówczas znajomemu artyście z Człuchowa. – Czytałem coś o takich rzeczach. Ludzie z takim darem jak twój patrzą na przedmiot, fotografię, skupiają się na tym i czują emanację myśli innych ludzi – pocieszał go artysta. To on namówił go na eksperyment. Zasugerował, że znajoma ma ciężko chorego syna, któremu potrzebna jest pomoc.
KRYTYCZNIE O RAPORCIE KGP W SPRAWIE JASNOWIDZÓW
Na ogół wykorzystywanie jasnowidzów w celach wykrywczych i poszukiwawczych nie budzi większych wątpliwości i zastrzeżeń. Jednak można spotkać także opinie, w świetle których percepcja pozazmysłowa nie powinna być stosowana w praktyce śledczej, ze względu na – jak twierdzą zwolennicy tego poglądu – bardzo niską czy wręcz znikomą jej skuteczność. W takim duchu utrzymany jest Raport Biura Koordynacji Służby Kryminalnej KGP, opracowany na podstawie badań przeprowadzonych przez KGP, które dotyczyły wykorzystania jasnowidzów w poszukiwaniu osób zaginionych, w latach 1994-1999, w Polsce (…) Funkcjonariusze jednostek terenowych Policji ocenili, że w przypadku 14 zaginionych informacje udzielone przez jasnowidzów przyczyniły się do zakończenia czynności poszukiwawczych. Według owych funkcjonariuszy, w ośmiu spośród tych przypadków jasnowidzący udzielili informacji, dzięki którym można było ustalić miejsce, gdzie znajdowały się zwłoki.
Autorzy raportu KGP analizując te same sprawy, uznali jednak, że jedynie w pięciu przypadkach (spośród analizowanych czternastu) można stwierdzić, iż informacje udzielone przez jasnowidzów okazały się przydatne i zgodne z faktycznym stanem rzeczy. Tak więc do spraw tych Autorzy raportu nie włączyli trzech przypadków, w których jasnowidzący prawidłowo wskazali miejsce, gdzie znajdowały się zwłoki. Uznali bowiem te sprawy za „oczywiste”, przyjmując, że miejsce położenia zwłok można było określić na tle całokształtu okoliczności danej sprawy, bez wykorzystywania do tego celu jakichkolwiek zdolności parapsychicznych. Jeśli zatem było to tak oczywiste, to dlaczego funkcjonariusze Policji korzystali z usług jasnowidzów?
Po dokładnej lekturze tego dokumentu można dojść do przekonania, że metodologia przyjęta przez KGP nie jest właściwa dla prowadzenia badań naukowych. Przypomina bardziej metodykę stosowaną przy przeprowadzaniu sondaży. Trudno jest bowiem porównywać ze sobą przypadki, w których zostali wykorzystani zarówno jasnowidze, jak i zupełnie przypadkowe osoby, m.in. oszuści, którzy podawali się za jasnowidzów.
(fragment pracy naukowej dr Marzeny Anny Wasilewskiej z Katedry Kryminalistyki i Kryminologii Uniwersytetu Szczecińskiego pt. „Percepcja pozazmysłowa jako niekonwencjonalna metoda w praktyce organów ścigania”)
– Poszedłem do tej kobiety – opowiada. – Zdziwiłem się, że syna nie było w domu, a ona wcale nie wyglądała na przybitą chorobą dziecka. Dała mi fotografię i sweter chłopca. „Co ty, człowieku, robisz?” – karciłem sam siebie. Już chciałem uciekać, ale się zmobilizowałem, skupiłem i… zobaczyłem pryszcze. TYLKO pryszcze, a przecież tu chodziło o jakąś ciężką chorobę, czyli – myślałem sobie – o raka, białaczkę. Napisałem na kartce swoją wizję, bo mi przez gardło nie przechodziły te pryszcze. Już przy drzwiach, nie mówiąc o diagnozie i kartce, spytałem, co się dzieje z synem. „Wie pan, to taka wstydliwa sprawa. On jak się zdenerwuje, to dostaje jakiejś wysypki”. Wtedy zrozumiałem, że to, co kłębi się w mojej głowie, wcale nie jest obłędem.
W roli śledczego
Po latach przekonał się, że szukanie żywych nie najlepiej mu wychodzi. Co innego zmarłych, na tym polu naprawdę ma sukcesy. Tłumaczy to tak: energia jest wieczna, nawet po śmierci. Ostatni moment życia jest możliwy do odczytania przez osobę o właściwościach paranormalnych. Czas, który upłynął od śmierci, nie ma decydującego wpływu na wizję, choć zwykle łatwiej ustalić prawdę po latach, gdy rozpacz po stracie bliskich już nie zakłóca przekazu. Jackowski twierdzi, że ludzie po śmierci są logiczni, mówią do niego, ich energia wręcz krzyczy, szczególnie wtedy, gdy stali się ofiarami zbrodni: „To ten mnie zabił! On to zrobił”.
– Dzięki sygnałom od zmarłych można rozwiązać wiele tajemnic zbrodni – przekonuje. Jedna z jego wizji doprowadziła policję na wysypisko śmieci, gdzie ukryto zwłoki prostytutki. Jackowski zobaczył tę kobietę owiniętą w foliowy worek. Czuł, że pod jej ciałem był jeszcze ktoś. Przekaz był tak makabryczny, że początkowo ani rodzina, ani policjanci mu nie wierzyli, a i on sam wątpił w to, co zobaczył. Następnego dnia usłyszał: „Przeżyłam śmierć Bogdana. Wychowała mnie babcia Fredzia”. Skontaktował się z matką zaginionej dziewczyny i opowiedział jej o tym, a ona zrozumiała te słowa. – Teraz już wiem, że mówiła do mnie zamordowana dziewczyna. Ona chciała, żeby ją odnaleziono, przekazała pozornie nieistotne informacje, które uwiarygodniły moją wizję – tłumaczy Jackowski.