Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dumania poety Alfonsa de Lamartine - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dumania poety Alfonsa de Lamartine - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 225 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA TŁÓ­MA­CZA.

Dzie­ło Al­fon­sa de La­mar­ti­ne – Médi­ta­tions Po­étią­u­es przed ro­kiem w Pa­ry­żu dru­kiem ogło­szo­ne, po­wszech­ną zwró­ci­ło uwa­gę. Mło­dy ten Po­eta – fi­lo­zof za przed­miot du­ma­nia ob­raw­szy nay­wyż­szą Isto­tę i przy­ro­dze­nie i umiał z wdzię­kiem i zręcz­no­ścią po­boż­ne ob­ra­zy swo­ie tę­sch­ne­mi wspo­mnie­nia­mi za­smu­co­ney mi­ło­ści uroz­ma­icać i sło­dzić. – No­wość po­my­słów, moc fi­lo­zo­fo­wa­nia i wy­sło­wie­nia po­praw­ność, słusz­ne nada­iąc mu pra­wo do uwiel­bień nie­szczę­dzo­nych po­wszech­nie, sta­wią go za­ra­zem w nie­licz­nym rzę­dzie no­wo­cze­snych pi­sa­rzy, któ­rych dzie­ła i za­słu­gu­iąi z ko­rzy­ścią na obce ję­zy­ki prze­kła­da­ne­mi bydź mogą.

Wszel­kie tłó­ma­cze­nie po­ezyi mno­gie i nie małe do zwy­cię­że­nia przed­sta­wia trud­no­ści. – Mowa pol­ska zwró­co­na do kre­śle­nia ob­ra­zów to­wa­rzy­stwa lub na­mięt­no­ści zdol­ną iest pod ręką bie­głe­go tłó­ma­cza pod­dać się uciąż­li­wym wier­no­ści pra­wi­dłom; lecz na jej ni­wie w ro­dza­iu fi­lo­zoncz­ney po­ezyi ob­cey pra­wie do­tych­czas Li­te­ra­tu­rze na­szey, rzad­ko kie­dy zna­leść się przy­da­rza, kwia­ty rów­ne pięk­no­ścią­tym, któ­rych ob­ce­mu za­zdro­ści­my ję­zy­ko­wi. – Wła­śnie w prze­kła­da­niu mniey­sze­go dzie­ła, styl Au­to­ra nay­trud­niey­szym do na­śla­do­wa­nia zna­la­złem. – Przy każ­dey pra­wie my­śli mu­sia­łem wal­czyć z nie­od­stęp­nym wzglę­dem na wła­ści­wość i na­tu­rę oy­czy­stey mowy, oraz z mier­ne­go do­stat­ku przy­ję­tych już wy­ra­zów wy­do­by­wać nowe okre­sy i od­cie­nia.

Je­że­li prze­to za­słu­żę na za­rzut, że nie wszę­dzie do­kład­nie i z rów­ną mocą od­da­łem my­śli fran­cuz­kie­go po­ety, ten przy­naym­niey, po­chle­biam so­bie, iest dla ję­zy­ka z pra­cy mo­iey uży­tek, żem mu pew­ną, acz­kol­wiek szczu­płą­i­lość no­wych ob­ra­zów i wy­ra­żeń przy­swo­ił.

Wi­nie­nem tu uprze­dzić ze z dwu­dzie­stu sze­ściu Du­mań w ory­gi­na­le bę­dą­cych, dwa­dzie­ścia tyl­ko wy­bra­łem. – Po­zo­sta­łe sześć, mniey się od­zna­cza­ią, we­dle zda­nia mo­ie­go, temi przy­mio­ta­mi, któ­re mię do prze­ło­że­nia dzie­ła skło­ni­ły.

Nay­lep­sze tłó­ma­cze­nia, po­wie­dział Lémi­ére są tyl­ko od­bi­ciem ( révér­be­ra­tion) ory­gi­na­łu – Czy­li od­bi­cie ory­gi­na­łu mo­ie­go do­sta­tecz­nem iest lub nie, osą­dzi spra­wie­dli­wa kry­ty­ka – Ja­kim­kol­wiek wy­rok jej bę­dzie, moc­no prze­ko­na­ny o zna­ko­mi­tych za­le­tach po­ezyi La­mar­ti­na, ra­zem z De­li­lem po­wtó­rzę:

" Mia­łem przy­naym­niey ro­skosz, ieź­li nie mam chwa­ły".SA­MOT­NOŚĆ.

Czę­sto na wznio­słą górę, w cień dębu przy­cho­dzę,

Gdy zbla­dłe słoń­ce w ot­chłań za­pusz­cza się ciem­ną,

Sia­dam smut­ny, po bło­niach wzrok nie­pew­ny wo­dzę

Ich ob­raz wdzię­ki swo­ie roz­ta­cza po­de­mną.

Tu się rze­ka spie­nio­na o brze­gi roz­trą­ca,

I w cie­ni­stą da­le­kość wzdę­te nie­sie fale,

Tam w le­ni­wem je­zio­rze stoi woda śpią­ca

A w niey gwiaz­da wie­czo­ru ia­śnie­ie wspa­nia­le.

Na gór la­sem okry­tych nie­bo­tycz­nym szczy­cie

Ostat­nie iuż pro­mie­nie dzień nik­ną­cy sie­ie;

Ry­dwan cie­ni Kró­lo­wey wzno­si się w błę­ki­cie

Kona zo­rza wie­czo­ru, wi­do­krag bled­nie­ie.

W tem brzmie­niem re­li­giy­ne­ni ozwa­ły się dzwo­ny,

Wstrzy­mu­ie się wę­drow­nik świę­to­ścią prze­ię­ty,

A tych spi­żów po­boż­nych dźwięk nie­przy­tłu­mio­ny

Z ostat­nim dnia od­gło­sem łą­czy od­głos świę­ty.

Zim­nym iest dla mey du­szy ten ob­raz wspa­nia­ły,

Nie ro­dzi w niey unie­sień, uro­ku nie wle­wa,

Jako cień obłą­ka­ny pa­trzę na świat cały,

Słoń­ce istot ży­ią­cych, zmar­łych nie ogrze­wa.

Na próż­no bło­nia, góry obłą­ka­nym wzro­kiem

Wschód, za­chód i po­łu­dnie i pół­noc prze­bie­gam:

Od­wie­dzam wszy­sl­kie miey­sca w prze­stwo­rzu sze­ro­kiem

Nig­dzie, nig­dzie dla sie­bie szczę­ścia nie do­strze­ga­ni.

Te pa­gór­ki, te gma­chy, te chat­ki, te bło­nią

Obo­ięt­ne iuź ser­cu mo­ie­mu przed­mio­ty,

Te gaie, rze­ki, ska­ły, te dro­gie ustro­nia,

Bez­lud­ne − bo w nich ied­ney bra­ku­ie isto­ty.

Czy wie­czór świat za­sę­pia, czy­li dzień się ro­dzi,

Obo­ięt­nie za słoń­cem ści­ga oko moie;

W czy­stem lub ciem­nem nie­bie wscho­dzi czy za­cho­dzi

Nie dbam o blask sło­necz­ny, o ży­cie nie sto­ię.

Lecz nie… ści­gam ie wzro­kiem w tę prze­strzeń bez koń­ca,

Na­próż­no! wszę­dzie tyl­ko pu­sty­nie oglą­dam:

Gar­dzę wszyst­kiem, co­kol­wiek oświe­ca blask słoń­ca

Od na­tu­ry, od świa­ta ni­cze­go nie za­dam.

Ależ moie za sfe­rą, tam po za ob­ło­ki,

Kędy praw­dzi­we słoń­ce w in­nem świe­ci nie­bie;

Temu świa­tu zni­ko­me zo­sta­wiw­szy zwło­ki

Przed­mio­cie ma­rzeń mo­ich, tam zo­ba­czę cie­bie.

Tam może zga­sić zdo­łam ogień, któ­rym pło­nę,

Tam me ser­ce na­dzie­ie i mi­łość od­zy­ska,

I do­bro nad­zmy­sło­we, wszyst­kim upra­gnio­ne.

Dla któ­re­go na świe­cie nie masz i na­zwi­ska.

Cze­muż unie­sion koń­mi ju­trzen­ki rą­cze­mi

Do nie­pew­ne­go celu ży­czeń mych nie dążę?

Cze­mu do­tąd zo­sta­ię w tey wy­gna­nia zie­mi,

Ja­kiż wę­zeł wspól­no­ści ze świa­tem mię wią­że?

Gdy na łące w ie­sie­ni liść opa­da z drze­wa,

Wy­bla­dły i zwięd­nia­ły moim iest ob­ra­zem:

Sil­ny wiatr go wie­czo­ru po bło­niach roz­wie­wa,

Burz­li­wy akwi­lo­nie unieś mie z nim ra­zem.DO LOR­DA BY­RO­NA.

Ty, któ­re­go w rząd istot nie­pew­nych świat li­czy,

Anie­le czy sza­ta­nie du­chu ta­iem­ni­czy,

Ktoś­kol­wiek iest, syn świa­tła czy­li wiecz­nych cie­ni,

By­ro­nie! lu­bię dzi­ką har­mon­ją twych pie­ni.

Jak lu­bię­ło­skot gro­mów, szum wia­trów świsz­czą­cych

Obok bu­rzy od­gło­su i po­to­ków grzmią­cych.

Noc iest two­iem miesz­ka­niem, okrop­ność dzie­dzi­ną,

Tak orzeł władż­ca pusz­czy po­gar­dza do­li­ną,

Jako ty, zwie­dza tyl­ko dzi­kich skał uło­my,

Któ­re śnie­gi okry­ły, po­trza­ska­ły gro­my,

Zwie­dza szcząt­ki okrę­tów wy­par­tych na ska­ły,

Lub pola gdzie nie­daw­no krwa­we boie wrza­ły.

Gdy ptak, co bo­leść swo­ię smut­nem gło­si pie­niem,

Skrom­ne gniaz­do, wśród kwia­tów, wiie nad stru­mie­niem;

On z zdo­by­czą na Atos wzbiw­szy się pod chmu­ry

Za­wie­sza się u szczy­tu prze­pa­ści­stóy góry,

Tam trze­wy drga­ią­ce­mi chci­we pa­sie oczy,

Stru­mie­nia­mi krwi czar­ney skał urwi­ska bro­czy,

Ra­du­iąc się, gdy wia­try ięk łupu roz­no­szą.

Bu­rzą uko­ły­sa­ny, za­sy­pia z ro­sko­szy.

Jak ten kor­sarz po­wietrz­ny nie­wzru­szo­ny­ię­kiem,

By­ro­nie! krzyk ro­spa­czy mi­łym iest ci dźwię­kiem.

Czło­wiek two­ią ofia­ry, złe lu­bym wi­do­kiem.

Jak sza­tan, ot­chłań by­strem prze­mie­rzy­łeś okiem,

A zgłę­bia­iąc ią świa­tła i boga da­le­ki,

Roz­sta­łeś się z na­dzie­ią, roz­sta­łeś na wie­ki!

Jak on, pa­nu­iąc te­raz w wie­ku­istych cie­niach,

Gen­jusz twóy w po­gro­bo­wych od­zy­wa się pie­niach

On prze­mógł: pie­kłu sprzy­iasz, a twóy głos wspa­nia­ły

Ciem­ne­mu bó­stwu złe­go, nuci pie­nia chwa­ły.

Próż­no wal­czysz nie zrzą­dzisz w twóy doli od­mia­ny,

Nie spro­sta prze­zna­cze­niu ro­zum zbun­to­wa­ny,

Rów­nie iak wzrok twóy, cia­snym­koń­czy się wi­do­kiem,

Nie dąż da­ley ro­zu­mem, nie za­się­gay okiem.

Da­ley wszyst­ko iuż ga­śnie, omdle­wa, ucie­ka.

Nie­bo w cia­snych gra­ni­cach za­war­ło czło­wie­ka.

Jak­to? dla­cze­go? kto wie? wszak rów­nie z rąk dziel­nych

Bóg wy­rzu­cił w prze­stwo­rze i świat i śmier­tel­nych,

Jak ob­sy­pał ku­rza­wą pól na­szych prze­strze­nie,

Lub w po­wietrz­nych kra­inach za­siał blask i cie­nie;

Bóg wie, i do­syć na­tem. – Jemu świat ule­ga

Na­szą le­d­wie wła­sno­ścią dzień co dziś ubie­ga!

Zbrod­nią iest sła­bość ludz­ka i zna­nia ocho­ta.

Prze­zna­cze­niem iest na­szem nie­wo­la, ciem­no­ta.

Masz za ostry ten wy­raz – dłu­gom wąt­pił o nim.

Lecz przed praw­dy ob­li­czem dla cze­góż się chro­nim?

To, żeś iest bo­skiem dzie­łem zbli­ża cię do Boga:

Czcić, wiel­bić twą nie­wo­lę, wie­rzyć że iest bło­ga,

Bydź po­czę­tym przez Nie­bo, na los się nie ża­lić,

Ist­nie­niem tyl­ko two­iem Przed­wiecz­ne­go chwa­lić,

Go­dzić z iego chę­cia­mi two­ie chę­ci wol­ne,

Stwo­rze­nie iak proch sła­be, oprzeć się nie­zdol­ne,

To iest, to iest twym lo­sem – Po­prze­stań się smu­cić,

Uca­łuy ra­czey iarz­mo, któ­reś pra­gnął zrzu­cić,

Zstąp z nie­ba, świet­ność iego nie iest twym udzia­łem,

Wszyst­ko w miey­scu iest pięk­nem, wiel­kiem i wspa­nia­łem:

Przed Bo­giem, co ten ogrom na­tu­ry zbu­do­wał,

Owad rów­na się świa­tu – ty­leż go kosz­to­wał!

Ale ty za dzi­wac­two uwa­żasz to pra­wo,

Twier­dzisz że iest dla lu­dzi krzyw­dą i nie­sła­wa,

Za­sadz­ką w któ­rą ro­zum musi co krok zbłą­dzić,

Ach! uwierz­my By­ro­nie, nie­chciy­my go są­dzić!

Ciem­no­ści ogar­nia­ią śmier­tel­nych roz­są­dek,

Nie mnie rzecz tay­ny świa­tów wy­kła­dać po­rzą­dek,

Niech ten któ­ry go stwo­rzył, niech Bóg ci wy­ło­ży,

Im bar­dziey zgłę­biam ot­chłań, tem bar­dziey mię­tr­wo­ży,

Tu na zie­mi mę­czar­nia z mę­czar­ni się ro­dzi,

Tu dzień po dniu, a tro­ska po tro­sce nad­cho­dzi.

Czło­wiek mier­ny w zdol­no­ściach a w żą­dzach zu­chwa­ły,

Jest to Bóg, z nie­ba strą­con, daw­ney po­mny chwa­ły;

Czy to wy­dzie­dzi­czo­ny z sła­wy sta­ro­daw­ney

Prze­szłych lo­sów pa­miąt­ki nie­chce za­trzeć sław­ney,

Czy to w nie­zgłęb­ną ot­chłań na­mięt­no­ści wpa­da,

I przy­szłą so­bie wiel­kość wcze­śnie prze­po­wia­da;

Stra­co­ny czy­li błęd­ny za­gad­ką iest czło­wiek:

Wię­zień zmy­słów z ko­leb­ki do za­war­cia po­wiek,

Nie­wol­nik, czu­ie w so­bie zgro­zę ku nie­wo­li,

Nie­szczę­śli­wy, szczę­śliw­szej ocze­ku­ie doli,

Chce świat zgłę­bić, lecz nie ma siły do­syć dziel­ney,

Chce ko­chać, ko­chać wiecz­nie, ko­cha się w śmier­tel­ney.

Każ­dy czło­wiek po­dob­ny do wy­gnań­ca raiu:

Kie­dy Bóg z uro­cze­go usu­nął go kra­iu,

Smut­nem okiem prze­bie­gał nie­szczę­sne gra­ni­ce,

Sie­dząc w pro­gach wzbro­nio­nych łzą ob­le­wał lice,

Sły­szał iak się… pod nie­bios wzno­si­ły skle­pie­nia

Nie­śmier­tel­ney mi­ło­ści har­mo­niy­ne pie­nia,

Jak gło­sy Se­ra­fi­nów, śpiew szczę­ścia wspa­nia­ły

Na ło­nie twór­cy świa­tów iego chwa­łą brzmia­ły,

A w trud­nem wy­si­le­niu rzu­ca­iąc nie­bio­sy,

Uy­rzał okiem str­wo­żo­nem, przy­szłe ży­cia losy.

Nie­szczę­śli­wy, kto z miey­sca wy­gna­nia i tro­ski

Świa­ta, któ­re­mu zay­rzy, hymn usły­szał bo­ski!

Gdy nek­tar nad­zmy­sło­wy upoi czło­wie­ka,

Tego, co iest istot­nem na­tu­ra się zrze­ka:

Wzno­si się snem łu­dzo­na na moż­no­ści łono,

Istot­ność iest za­war­tą, moż­ność nie­skoń­czo­ną,

Du­sza tam wraz z żą­dza­mi obie­ra miesz­ka­nie,

Tam i świa­tło i mi­łość czer­piem nie­prze­rwa­nie,

Tam z mo­rza wdzię­ków, któ­re blask świa­tła oświe­ca

Czło­wiek za­wsze spra­gnio­ny, za­wsze się na­sy­ca,

A sna­mi tak pięk­ne­mi po­iąć czas uśpie­nia,

Nie po­zna­ie sam sie­bie w chwi­li prze­bu­dze­nia.

I mnie rów­nie iak cie­bie chęć unio­sła zwod­na!

Jak ty za­tru­tą cza­rę wy­chy­li­łem do dna,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: