Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dwa dni w Szwajcaryi Saskiey w roku 1825 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dwa dni w Szwajcaryi Saskiey w roku 1825 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 218 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DO PRZY­IA­CIE­LA.

Nie­ma są­dzę na zie­mi ca­łey czło­wie­ka, tak zim­ne­go, lub tak ze­psu­te­go, któ­ry­by zu­peł­nie był nie­czu­ły, na pięk­no­ści przy­ro­dze­nia. Bo ze wszyst­kich roz­ko­szy, któ­re osło­dzić mogą chwi­le ży­cia na­sze­go, ta któ­rą nas pięk­ność na­tu­ry na­pa­wa, iest nay­czyst­sza, a może nay­praw­dziw­sza, dla ser­ca nie­ska­żo­ne­go: ona za­wsze nam przy­stoi, czy du­sza na­sza znay­du­ie się w sta­nie ra­do­ści, czy smut­ku, w tym na­wet smut­ku, w któ­rym po­cie­sze­nie każ­de, nie ulgą, lecz cię­ża­rem, każ­da przy­iem­ność go­ry­czą, w tym na­wet, ta ied­na tyl­ko ro­skosz, ła­go­dzi du­szy na­szey bo­leść. I ta­kie­go to ro­dza­iu uczuć szu­kać, o ta­kie się sta­rać, iest rów­nie zgod­nem z do­stoy­no­ścią, iak z do­brem czło­wie­ka. Szu­ka­łem ich, zna­la­złem, i przez dwa dni do­zna­wa­łem, a do­znaw­szy, ko­muż się mam ich zwie­rzyć, ie­że­li nie to­bie.

Kto nie był w tey oko­li­cy, któ­rą Szway­ca­ryą Sa­ską na­zy­wa­ią, bę­dąc w Sa – xo­nii, ten nie wi­dział tego, co nay­bar­dziey wi­dze­nia było god­nem. Ja wśród tych cu­dow­nych wi­do­ków, dwa dni stra­wi­łem, wszyst­kie wi­dzia­łem, nad każ­dym się za­sta­na­wia­łem, i chce ci słów kil­ka, o tey krót­kiey, lecz przy­iem­ney po­dró­ży po­wie­dzie. Po­wiem ci ra­czey com czuł, ni­że­li com wi­dział, bo tego trud­no­by było opi­sać. A my­ślę, że ie­że­li od obo­ięt­ne­go opi­sy­wa­cza wy­ma­ga się, aby nam opo­wia­dał, co wi­dział, od tego któ­re­go się ko­cha, żąda się ra­czey aby nam się zwie­rzył uczuć, któ­rych do­znał,

Kto­kol­wiek ko­cha, mu­siał nie raz uwa­żać, że ile­kroć zda­rzy­ło mu się sa­me­mu, uczuć przy­iem­nych do­zna­wać, nie­do­sta­wa­ło mu w tey chwi­li, oso­by dro­giey ser­cu iego. Tak pro­stem iest to za­da­nie, aby miły nam przed­miot, po­dzie­lał z nami to wszyst­ko, co nam bydź mi­łem może. W cią­gu tey dwu­dnio­wey po­dró­ży, szu­ka­łem cie­bie, my­ślą obok sie­bie prze­no­si­łem, i cho­ciaż nie by­łeś, łu­dzi­łem się bez prze­rwy, że ie­steś ze mną. Lecz po­nie­waż tyl­ko wy­obraź­nia ser­ce oszu­ki­wa­ła, ie­dy­nym prze­to, choć nie­do­sta­tecz­nym spo­so­bem, abyś i ty uczuł, co ia czu­łem, iest od­da­nie sło­wa­mi, tych wra­żeń któ­rych do­zna­łem, i dla tego po­słu­chay cier­pli­wie, opi­su mo­iey krót­kiey po­dró­ży.DZIEŃ I. LOH­MEN I OT­TO­WAL­DER GRUND

Aus des Le­bens Mühen, und ewi­ger Qual

Möcht' ich flie­hen, in die­ser glück­se­li­ger Thal

Schil­ler Ber­glied.

O gdy­bym po­rzu­ciw­szy ży­cia tru­dy i udrę­cze­nia,

mógł ule­cić w tę szczę­śli­wą do­li­nę!

Kie­dy bie­rze­my do ręki dzie­ło ia­kie, któ­re ma ser­ce roz­czu­lić, umysł nasz zbo­ga­cić, wy­obraź­nią za­chwy­cić, albo się za­my­ka­my u sie­bie i sami ie czy­ta­my, aby nikt nie prze­szko­dził tym słod­kim wra­że­niom, któ­re ma w nas ocu­cić, albo ie z temi czy­ta­my, któ­rzy ie rów­nie iak my czuć są zdol­ni. – Co o po­dob­ne­go dzie­ła czy­ta­niu po­wie­dzia­łem, to samo mó­wić moż­na, o po­dró­ży przed­się­wzię­tey, w celu przy­pa­trze­nia się, za­dzi­wia­ią­cym pięk­no­ściom, i cu­dow­nym utwo­rom przy­ro­dze­nia; bo po­dróż taka iest tak­że czy­ta­niem, iuż nie księ­gi, ale sa­mey na­tu­ry; – Chcąc więc ią od­bydź przy­iem­nie, trze­ba ią przed­się­wziąść albo sa­me­mu, albo w to­wa­rzy­stwie czło­wie­ka, któ­ry­by miał nasz spo­sób my­śle­nia, któ­ry­by był zdol­ny czuć, to co i my czuć bę­dziem, a prze­to któ­ry­by ani się dzi­wiąc uczu­ciom na­szym, ani z nich szy­dząc, nie był wy­la­niu się ich na prze­szko­dzie. – Uło­ży­łem się z mło­dym T, że z nim prze­bie­gnę Szway­ca­ryą Sa­ską: wpraw­dzie mó­wiąc, nie zna­iąc go dość do­brze, aby wie­dzieć, czy sa­mot­ność nie by­ła­by lep­sza od iego to­wa­rzy­stwa, nie­roz­waż­nie po­stą­pi­łem so­bie; lecz nie­po­ża­ło­wa­łem tego, zna­la­zł­szy w nim, przy­iem­ne­go to­wa­rzy­sza po­dró­ży, i wspól­ni­ka uczuć, któ­re ona obu­dza­ła: bo du­sza iego zdol­na była, dzi­wić się tym cu­dom przy­ro­dze­nia, a w chwi­lach obo­ięt­nych, we­so­łość iego, umia­ła ie uprzy­iem­nić.

Uło­żyw­szy się z nim, o go­dzi­nie szó­stey z rana, wy­ie­cha­li­śmy z Drze­zna; dzień był po­god­ny, my we­se­li, a więc dro­ga z Dre­zna do Loh­men nie dłu­ga nam się zda­wa­ła. Szway­ca­rya Sa­ska, iuż się od Pil­nitz po­czy­na; lecz to let­nie po­miesz­ka­nie kró­la, obok pięk­no­ści na­tu­ry, cią­gle sztu­kę przed oczy przed­sta­wia, wolę więc móy opis za­cząć od Loh­men, wio­ski o dwie mile od Dre­zna od­da­lo­ney. – Tam wziąw­szy na całą po­dróż na­szą prze­wod­ni­ka, bo z tam­tąd się ich bie­rze, obey­rze­li­śmy co było w Loh­men do wi­dze­nia. – Za­ię­ła nas, nay­sław­niey­sza owczar­nia z ca­łych Nie­miec i inne go­spo­dar­skie za­kła­dy; obey­rze­li­śmy za­mek sto­ją­cy na ska­le, w któ­rym daw­niey miesz­ka­ła, i umar­ła, Wdo­wa po Ja­nie Je­rzym Elek­to­rze, a któ­ry te­raz na bu­do­wę go­spo­dar­ską za­mie­nio­nym zo­stał. – Rzu­ciw­szy okiem z bal­ko­nu zam­ku tego, po­zna­li­śmy że się iuż Szway­ca­rya za­czy­na, uy­rze­li­śmy przed nami, do­li­nę przez krę­tą rzecz­kę prze­rznię­tą, most ka­mien­ny z krzy­żem ka­mien­nym na rze­ce, opo­dal wio­ska po­mię­dzy ga­ia­mi drzew owo­co­wych wy­glą­da­ią­ca, two­rzy­ły ra­zem ob­raz zay­mu­ią­cy wpa­try­wa­li­śmy się w nie­go gdy prze­wod­nik zwró­cił uwa­gę na­szą, na ka­mień wmu­ro­wa­ny w za­mek. – Przed kil­ko­dzie­siąt laty wy­rob­nik pew­ny, usnąw­szy na brze­gu tego gan­ku, spadł był w do­li­nę z wy­so­ko­ści naym­niey dwu­stu stóp, nie za­bił się ied­nak, ule­czo­ny na­wet zo­stał; na tyra więc ka­mie­niu w złych wier­szach Nie­miec­kich, dzię­ku­ie na­przód Bogu że go za­cho­wał, Panu swo­ie­mu że go le­czyć ka­zał, le­ka­rzo­wi że go wy­le­czył. – Uwa­ża­łem że w Niem­czech nie­zmier­nie czę­sto na­po­ty­ka­ią się roz­ma­ite a zwy­kle małe po­mni­ki, wy­sta­wio­ne na pa­miąt­kę na­wet naym­niey­sze­go zda­rze­nia. – Tu­tay ktoś spadł, zgi­nął, lub nie zgi­nął, tu­tay pio­run ko­goś za­bił, tu pies wście­kły ska­le­czył, świad­czy o tem ka­mień w tem miey­scu po­ło­żo­ny, uwa­ża­łem tak­że że Cmen­ta­rze tu­tay, na­wet zbyt­ko­we­mi na­zwać moż­na, zda­ią się one bydź ogro­da­mi nay­pięk­niey­sze­mi, na­peł­nio­ne są roz­ma­ite­mi po­mni­ka­mi; nay­uboż­szy wło­ścia­nin, znay­du­iąc grób, ma na nim ka­mień iego pa­mię­ci po­świę­co­ny, wspo­mi­na­ią­cy imie iego i łzy któ­re go opła­ki­wa­ły. – My­ślę iż to ied­no by­ło­by do­sta­te – cznem do prze­ko­na­nia się o więk­szem bo­gac­twie i cy­wi­li­za­cyi miesz­kań­ców. – Bo­gac­twie, że mogą uro­jo­ną, za­spo­ko­ić po­trze­bę. – Cy­wi­li­za­cyi, ze iuż maią tę chęć tak na­tu­ral­ną my­ślą­ce­mu czło­wie­ko­wi, zo­sta­wie­nia po so­bie śla­du na tey zie­mi i uwiecz­nie­nia pa­mię­ci. Lecz po­rzuć­my Loh­men aby za­cząć na­szą pie­szą po­dróż; tu­tay do­pie­ro za­zna­io­mi­li­śmy się z prze­wod­ni­kiem na­szym, Ja­nem Stand­fuss po­sia­da­czem domu i grun­tu ka­wał­ka w Loh­men; ma­iąc dwa dni z nim prze­by­wać, sta­ra­li­śmy się prze­ko­nać, czy­li go bę­dzie­my mo­gli użyć, do wska­zy­wa­nia nam dro­gi, lub tez czy­li cza­sem w roz­mo­wie iego roz­ryw­ki nie znay­dziem. Twarz jego uprze­dza­ła nas za­nim, a wszedł­szy z nim w roz­mo­wę, do­wie­dzie­li­śmy się, że hi­sto­rya kra­iu iego nie była mu obcą, i że po­ka­zu­iąc cuda na­tu­ry, nie był po­dob­ny do po­ka­zu­ią­cych róż­ne zbio­ry na­uko­we, któ­rzy nay­czę­ściey raz się na pa­mięć na­uczyw­szy ich opi­su, ied­nym za­wsze spo­so­bem tłó­ma­czą ie każ­de­mu. Kray ten, mó­wił on do nas, w któ­rym te­raz miesz­ka­my, któ­ry Sa­xo­nią na­zy­wa­ią, nie iest ten któ­ry daw­ni Sa­xo­no­wie za­miesz­ki­wa­li, nie tu­tay Wi­ty­kind opie­rał się Ka­ro­lo­wi W-mu ten kray był w daw­nych cza­sach Mi­snią, Sa­xo­nia da­ley leży. – Za­py­ta­łem go, czy­li tez te­raz Sa­xo­nia iest szczę­śli­wą? Wzniósł on oczy do góry i za­wo­łał. Jak­że nie­ma bydź szczę­śli­wą pod ta­kim kró­lem? To nie Król ale Oy – ciec, lecz iak za­wsze Ro­dzi­ców ku dzie­ciom sil­niey­sze iest przy­wią­za­nie, niź­li dzie­ci ku Ro­dzi­com, tak i my nie dość oce­nia­my szczę­ście zo­sta­wa­nia pod jego oy­cow­skim rzą­dem. Gdy go iuż nie­sta­nie, wten­czas do­pie­ro za­cznie­my go wiel­bić tyle, ile war­tiest uwiel­bie­nia, – Mu­sia­łeś móy przy­ia­cie­lu, ode­brać iaką ła­skę od Kró­la, za­py­ta­łem go, kie­dy go tak oce­niać umiesz. Nie, od­po­wie­dział, gdzie ła­ski roz­da­ią nie wszy­scy tam są szczę­śli­wi. U nas po­myśl­ność iest po­wsze­dnia; nikt się nie uskar­ża, bo nikt nie iest skrzyw­dzo­ny; nikt łask nie roz­da­ie, bo nikt o nie nie pro­si; nikt nic pro­si, bo każ­dy ma wy­miar po­myśl­no­ści, któ­re­go do­po­mi­nać się ma pra­wo. Te słów kil­ka w ustach pro­ste­go wło­ścia­ni­na, nay­pięk­niey­szą pa­nu­ią­ce­go za­wie­ra­ły po­chwa­łę, i ie­że­li mnie z ied­ney stro­ny, o oy­cow­skim. rzą­dzie Sa­xo­nii prze­ko­na­ły, z dru­giey dały mi po­znać, że ten któ­ry ie wy­rzekł, ani złym, ani ogra­ni­czo­nym nie był, i od tey chwi­li, nasz prze­wod­nik, stał się to­wa­rzy­szem po­dró­ży a na­wet i przy­ia­cie­lem na­szym. – Lecz wkrót­ce do­szli­śmy do wio­ski, oto­czo­ney ciem­ne­mi świer­ko­we­mi la­sa­mi; tu się za­czy­na praw­dzi­wa Szway­ca­rya Sa­ska, za­wo­łał nasz prze­wod­nik, tu w ten pa­rów wey­dzie­my, tu iest Ot­to­wal­der Grund. – Scho­dząc w do­li­nę, czy­li ra­czey w prze­paść po 114 scho­dach, cze­ka­li­śmy z nie­cier­pli­wo­ścią na ten wi­dok, któ­ry nam miał Szway­ca­iyą Sa­ską obia­wić. – Ze­szli­śmy na ko­niec, a z oby­dwu stron, ude­rzy­ły nas ob­ra­zy wspa­nia­łe, do któ­rych oko na­sze przy­zwy­cza­io­nem nie było; – z za­dzi­wie­niem spo­glą­da­li­śmy na nie, i na sie­bie, bo pierw­sze wra­że­nie iest nay­moc­niey­szem. – Ska­ły ogrom­ne okry­te jo­dła­mi i świer­ka­mi, z ied­ney i dru­giey stro­ny do­li­ny, kształt ich roz­ma­ity, ko­lor czer­wo­na­wy, nie­zna­io­me oku na­sze­mu przed­sta­wia­jąc wi­do­ki, nie­zna­io­me bu­dzi­ły w nas uczu­cia. – Zda­wa­ło nam się, że­śmy nowy świat zna­leź­li, że prze­nie­sie­ni ie­ste­śmy, w pięk­ną kra­inę ułu­dzeń.

Na środ­ku ied­ney z tych skał, spo­strze­gli­śmy na­pi­sy dwóch Strzel­ców, któ­rzy się na nią z nie­bez­pie­czeń­stwem ży­cia wdra­pa­li, aby tam ślad swo­iey od­wa­gi zo­sta­wić. Urwaw­szy nie­za­po­mi­nay­kę, któ­ra by mi póź­niey tg do­li­nę przy­po­mi­na­ła, szli­śmy da­ley ku tey stro­nie, ku któ­rey i stru­myk są­czą­cy się, po ka­my­kach spie­szył. – Od­po­czę­li­śmy na ław­ce, pod wy­sta­ią­cą bry­łą ska­li­stą, Re­gen­schirm na­zwa­ną, a w isto­cie kształt bal­da­chi­nu ma­ią­cą. – Jdąc da­ley dzi­wi­li­śmy się roz­ma­ite­mu kształ­to­wi brył ster­czą­cych, lecz zgu­bi­li­śmy to­wa­rzy­sza na­sze­go, stru­myk znik­nął, i na­próż­no­śmy go szu­ka­li, gdy wkrót­ce nie wi­dząc go, usły­sze­li­śmy mru­cze­nie iego. Ukry­ty pod ułam­ka­mi skał pły­nął nie­wi­dzial­ny, i gdy wśród po­dob­nych pięk­no­ści przy­ro­dze­nia, wy­obraź­nia na­sza lubi so­bie ma­rzyć, zda­wa­ło nam się, że tem mru­cze­niem, chciał nam dadź po­znać, że iest za­wsze z nami i że nam dro­gę wska­zu­ie.

Tak ów przy­ia­ciel, któ­re­go stra­ta

Uczczo­na na­sze­mi łza­mi,

Choć nie­wi­dzial­ny, z dru­gie­go świa­ta,

Je­scze on czu­wa nad nami!

On i po zgo­nie dla nas ied­na­ki,

Dla nas, on rzu­ca lep­sze od tych kra­ie,

I przez zna­io­me ostrze­ga nas zna­ki

Że bydź z nami, nie prze­sta­je,

Jego cień we śnie, czę­sto do nas scho­dzi,

W po­wie­trzu, sła­bym od­zy­wa się gło­sem,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: