Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

O działaniach i dziełach Bismarcka - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O działaniach i dziełach Bismarcka - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 619 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O DZIA­ŁA­NIACH I DZIE­ŁACH BI­SMARC­KA.

W Kra­ko­wie,

Czcion­ka­mi Dru­kar­ni "Cza­su"

1902.

Pra­ce i pi­sma pu­bli­cy­sty i dzien­ni­ka­rza roz­pro­szo­ne są i za­gu­bio­ne. Je­że­li ze­spo­li­ły się lub wpły­nę­ły na wy­obra­że­nia i kie­ru­nek spo­łe­czeń­stwa, mają zna­cze­nie zda­rzeń; ale wte­dy tak­że pa­mięć o nich za­cie­ra się. Za­po­biedz temu pra­gnę, gro­ma­dząc w czte­rech to­mach to, co znacz­niej­sze­go, w dłu­go­let­nim za­wo­dzie skre­śli­łem, w róż­nych pi­smach pu­blicz­nych, o współ­cze­snych wy­pad­kach po­li­tycz­nych oraz o in­nych zda­rze­niach i za­da­niach. Czy­nię to prze­waż­nie dla­te­go, że pra­ce te od­no­szą się do waż­nych zmian nie­tyl­ko sto­sun­ków ale wy­obra­żeń i kie­run­ków na­ro­du pol­skie­go, że po­zo­sta­ją z nie­mi w ści­słym związ­ku, a tem sa­mem mogą mieć tak­że zna­cze­nie dla ogól­nej wie­dzy po­li­tycz­nej i roz­wo­ju spo­łecz­ne­go.

Tych czte­rech to­mów na­zwy są na­stę­pu­ją­ce: O Dzia­ła­niach i Dzie­łach Bi­smarc­ka. – Pi­sma Po­li­tycz­ne. – Po­dró­że i Po­li­ty­ka. – Te­atr.DZIA­ŁA­NIA I DZIE­ŁA BI­SMARC­KA.

Wiel­kie spra­wy i wiel­kie zda­rze­nia dru­giej po­ło­wy dzie­więt­na­ste­go stu­le­cia ze­spo­lo­ne są z czło­wie­kiem, któ­ry ostat­ni upra­wiał w wiel­kich roz­mia­rach sztu­kę po­li­tycz­ną. Tym czło­wie­kiem był Bi­smarck, po­tęż­ny i nie­zwy­kły, nie­tyl­ko po­my­sła­mi i za­mia­ra­mi, ale zwłasz­cza tem, co zdzia­łał. To, co w róż­nych cza­sach o nim pi­sa­łem, ze­spa­lam w jed­ną ca­łość. Na­ocz­ne spo­strze­że­nia o czło­wie­ku, któ­re­go czy­ny wy­two­rzy­ły obec­ny stan Eu­ro­py oraz o wy­pad­kach, któ­re nada­ły jej do­tąd ist­nie­ją­cy kształt, mogą być na­ucza­ją­ce­mi, a po­win­ny­by być cen­niej­sze­mi od rów­nej war­to­ści, póź­niej­szych roz­pa­mię­ty­wań.

Roz­my­śla­nia te nad tym mę­żem sta­nu, roz­po­czy­na­ją się z chwi­lą, gdy pierw­sze po­wsta­je jego dzie­ło: Pół­noc­ny Zwią­zek Nie­miec­ki.

O przy­go­to­waw­czych do tego dzie­ła dzia­ła­niach pi­sa­łem na in­nem miej­scu w książ­ce: Rzecz o roku 1863, zwłasz­cza o ich związ­ku ze spra­wą pol­ską i po­wsta­niem 1863 r.

Bez­po­śred­nio po­tem po­wsta­niu, Bi­smarck za­pew­niw­szy w wiel­kim ze sej­mem pru­skim spo­rze, utwo­rze­nie bit­nej i sil­nej ar­mii, roz­po­czął swo­je czy­ny woj­ną z Da­nią w imie­niu my­śli nie­miec­kiej. Sta­now­czo­ścią w owym spo­rze ugrun­to­wał on po­tę­gę i przy­szłość Prus tak­sa­mo, jak inni sła­bo­ścią spra­wia­ją ob­ni­że­nie i upa­dek państw. Wcią­gnąw­szy w tę woj­nę Au­stryę, zu­żyt­ko­wał ją nie­tyl­ko do zwięk­sze­nia Prus ode­rwa­ne­mi od Da­nii księ­stwa­mi, ale do wy­wo­ła­nia ze sprzy­mie­rzeń­cem spo­ru w celu wy­klu­cze­nia go z Nie­miec, spo­ru, któ­ry za­koń­czył się woj­ną 1866 r., po­gro­mem Au­stryi pod Sa­do­wą i trak­ta­tem prag­skim.

Wte­dy pi­sać za­czą­łem o dzia­ła­niach i dzie­łach Bi­smarc­ka.PO PO­KO­JU PRAG­SKIM 1866 R.

Nie moż­na było prze­wi­dy­wać dla mo­nar­chii au­stry­ac­kiej po­myśl­ne­go skut­ku z woj­ny roz­po­czę­tej w nie­ko­rzyst­nych wa­run­kach du­cho­wych i ma­te­ry­al­nych. Nie­szczę­śli­wa kam­pa­nia dy­plo­ma­tycz­na i woj­sko­wa była na­stęp­stwem błę­dów po­peł­nio­nych przez Au­stryę. Zrzu­cić na­le­ży od­po­wie­dzial­ność za nią, na au­stry­ac­kich mę­żów sta­nu, któ­rzy w 1854, w 1863 r. i 1864 r. za­śle­pie­niem przy­go­to­wy­wa­li zło­wro­gie wy­pad­ki. Nig­dy za­pew­ne Ne­me­zis hi­sto­rycz­na spiesz­niej nie dzia­ła­ła.

Au­strya pa­dła ofia­rą wła­snych błę­dów daw­no po­peł­nio­nych, świe­żo zręcz­nie uknu­te­go spi­sku, wresz­cie śmia­ło w ży­cie wpro­wa­dzo­nej za­sa­dy – siła przed pra­wem.

Au­strya po­nio­sła wiel­ką pod Sa­do­wą klę­skę.

Skut­ki jej i spi­sku by­ły­by da­lej się­gły niż się to sta­ło, gdy­by za­że­gna­ne­mi nie zo­sta­ły po czę­ści, i tak spóź­nio­nem od­stą­pie­niem Na­po­le­ono­wi III. We­ne­cyi, któ­re skło­ni­ło go do wda­nia się i wy­sła­nia swo­je­go w Ber­li­nie am­ba­sa­do­ra Be­ne­det­tie­go, do głów­nej kwa­te­ry pru­skiej. – Wo­bec tego i oba­wy woj­ny z Fran­cy­ąj wzmo­gło się prze­ko­na­nie Bi­smarc­ka, iż nie na­le­ży na­ru­szać na rzecz Prus ca­ło­ści au­stry­jac­kich po­sia­dło­ści i że trze­ba za­wrzeć po­kój. Nie przy­szło ła­two prze­pro­wa­dzić mu to zda­nie wo­bec kró­la i woj­sko­wo­ści; po­par­ty jed­nak przez na­stęp­cę tro­nu, wkoń­cu, zwy­cię­żył. Jed­nym z po­wo­dów po­sta­no­wie­nia Bi­smarc­ka był jego wstręt do dzie­le­nia się ko­rzy­ścia­mi zwy­cię­stwa wte­dy z Fran­cyą lub Ro­syą. W My­ślach i Wspo­mnie­niach pi­sze on: "Na­le­ża­ło tak­że za­dać so­bie py­ta­nie ja­kie Ro­sy­ja od­nie­sie wra­że­nie, gdy zda so­bie spra­wę ze wzro­stu na­szej po­tę­gi w skut­ku na­ro­do­we­go roz­wo­ju Nie­miec". Bi­smarck wo­lał za­wrzeć po­kój na wa­run­kach, przed­ło­żo­nych przez Au­stryę, niż do­pu­ścić do zwięk­sze­nia się Fran­cyi nad Re­nem, lub do za­ję­cia przez Ro­syę Ga­li­cyi czy też wschod­niej jej czę­ści. Sko­ro bo­wiem Au­strya nie zro­zu­mia­ła, lub speł­nić nie zdol­ną była swo­je­go za­da­nia w spra­wach pol­skich, na­ra­żo­ną za­wsze bę­dzie na utra­tę Ga­li­cyi na rzecz Ro­syi. –

Wresz­cie już wte­dy Bi­smarck prze­wi­dział po­trze­bę za­cho­wa­nia Au­stryi, jako sprzy­mie­rzeń­ca.

Wi­sia­ło nie­bez­pie­czeń­stwo nad Kra­ko­wem. Izba han­dlo­wa wro­cław­ska, za­nio­sła do sej­mu pe­ty­cyę o wcie­le­nie do mo­nar­chii pru­skiej Kra­ko­wa, a to z po­wo­dów eko­no­micz­nych i han­dlo­wych. Da­lej się­ga­ją­cym skut­kom Sa­do­wy sta­nę­ło na prze­szko­dzie pod­pi­sa­nie za spra­wą Bi­smarc­ka pre­li­mi­na­rzy po­ko­ju w Ni­kols­bur­gu.

I.

Po­kój osta­tecz­ny mię­dzy Pru­sa­mi i Au­strya, za­war­ty zo­stał w Pra­dze w sierp­niu 1866 r. Po­kój mię­dzy Au­strya i Wło­cha­mi pod­pi­sa­ny zo­stał w paź­dzier­ni­ku tego roku.

Pierw­szy wy­klu­czył Au­stryę z Rze­szy Nie­miec­kiej: dru­gi po­zba­wił ją We­ne­cyi, któ­rą od­stą­pi­ła była ce­sa­rzo­wi Na­po­le­ono­wi III.

Pierw­szy na­rzu­cał jej ko­niecz­ność szu­ka­nia gdzie­in­dziej niż w Niem­czech, opar­cia i przy­szło­ści, je­że­li mia­ła po­zo­stać ży­wot­nem mo­car­stwem; dru­gi po­zwa­lał jej po­go­dzić się z sys­te­ma­tem po­li­tycz­nym na­ro­do­wo­ści. Szło od­tąd aby te dwie praw­dy na­le­ży­cie zro­zu­mia­ła i prze­ję­ła się nie­mi, aże­by nie za­my­ka­ła oczów przed­tem ra­żą­cem, lecz ja­snem świa­tłem. Stwier­dzić to mo­gła i po­win­na była naj­pierw we­wnętrz­nem prze­kształ­ce­niem. Co się ty­czy Ga­li­cyi, za­dość czy­niąc nie prze­sad­nym, ale upraw­nio­nym ży­cze­niom i pra­wom na­ro­do­wym, i wi­dząc w niej od­tąd nie więź­nia, któ­re­go strzedz trze­ba, lecz opar­cie tak w we­wnętrz­nej jak ze­wnętrz­nej po­li­ty­ce. – W prze­kształ­ce­niu się mo­nar­chii, na­le­ża­ło się pię­cio­mi­lio­no­wej Ga­li­cyi prze­waż­ne miej­sce, a by­ło­by nie­prze­li­czo­nym błę­dem, gdy­by nie po­tra­fi­ła była so­bie tego miej­sca za­pew­nić, lub gdy­by go jej nie chcia­no przy­znać.

Ci, co przy­pusz­cza­li, że Bi­smarck z prze­ko­na­nia hoł­du­je za­sa­dzie na­ro­do­wo­ści, wy­wie­szo­nej na sztan­da­rze Na­po­le­ona III, że jest ona jego ce­lem, choć­by tyl­ko w spra­wach nie­miec­kich, a że nie uży­wa jej je­dy­nie, jako chwi­lo­we­go środ­ka, mo­gli zna­leźć po­twier­dze­nie swo­je­go za­pa­try­wa­nia: w przy­mie­rzu pru­sko-wło­skiem, w do­brych i ta­jem­ni­czych sto­sun­kach mię­dzy Ber­li­nem a Pa­ry­żem, w pro­kla­ma­cy­ach pru­skich do Cze­chów i Mo­ra­wian pod­czas woj­ny 1866 r, w le­gii wę­gier­skiej, kto­rą Klap­ka w tym sa­mym cza­sie na te­ry­to­ry­um pru­skiem po­wo­ły­wał do ży­cia. Nie­ba­wem jed­nak Bi­smarck z błę­du ich wy­pro­wa­dził i wiel­kie zgo­to­wał im roz­cza­ro­wa­nie. Po­słu­żyw­szy się bo­wiem za­sa­dą na­ro­do­wo­ści, jak mu­rzy­nem, spiesz­nie, bez wsty­du, zrzu­cił ma­skę; szcze­rze, od­waż­nie, śmia­ło oka­zał się Pru­sa­kiem, na­stęp­cą Fry­de­ry­ka Wiel­kie­go.

Jed­ne­mu z po­słów pol­skich w Sej­mie pru­skim przy­znał, że pro­kla­ma­cye do Cze­chów i Mo­ra­wian były pod­stę­pem wo­jen­nym. I nie­po­dob­na było wąt­pić, że Bi­sniarck bę­dzie tyl­ko, wiel­kim pru­skim mi­ni­strem.

Nic też nie było w tem dziw­ne­go, że wy­wie­siw­szy przed dwo­ma mie­sią­ca­mi sztan­dar na­ro­do­wo­ści w Niem­czech, po­sta­no­wił, aby Po­la­cy wy­sła­li po­słów do par­la­men­tu pół­noc­no – nie­miec­kie­go. Nic ła­twiej­sze­go nie było dla nie­go, jak so­fi­zma­tem lub zdu­mie­wa­ją­ce­mi szcze­ro­ścią sło­wy, uspra­wie­dli­wić to po­sta­no­wie­nie, któ­re zwięk­sza­ło zbiór sprzecz­no­ści po­li­tycz­nych cza­su nad któ­re Bi­smarck, lek­ce­wa­żąc je so­bie, za­wsze wzno­sić się umiał.

Gdy­by chciał być zu­peł­nie szcze­rym, mógł po­wie­dzieć: Po­la­cy W. Księ­stwa Po­znań­skie­go nie są wpraw­dzie Niem­ca­mi, ale są Pru­sa­ka­mi, a więc do pół­noc­no – nie­miec­kie­go par­la­men­tu po­win­ni wy­siać po­słów, bo ten nie­miec­ki par­la­ment bę­dzie tyl­ko pru­skim.

Ja­kie­kol­wiek mo­gły w przy­szło­ści na­stać mię­dzy zwięk­szo­ne­mi Pru­sa­mi a Ro­syą sto­sun­ki; naj­lep­sze mię­dzy nie­mi za­pa­no­wać mu­sia­ły po woj­nie 1866 roku w spra­wie pol­skiej, a wspól­nym ce­lem była za­gła­da pol­skiej na­ro­do­wo­ści. Dwie do­nio­słe rze­czy gó­ro­wa­ły nad in­ne­mi; nie­sły­cha­ny i szyb­ki wzrost Prus po do­ko­na­nem przy­łą­cze­niu licz­nych w Niem­czech kra­jów i za­war­ciu przy­mie­rzy z po­łu­dnio­we­mi pań­stwa­mi nie­miec­kie­mi; oraz roz­po­ście­ra­nie się na­ro­du ro­syj­skie­go przez tę­pie­nie w na­stęp­stwie po­wsta­nia 1863 r. na­ro­do­wo­ści pol­skiej. Na­ród pol­ski, zna­lazł się mię­dzy dwo­ma ol­brzy­ma­mi, któ­rzy go co­raz bar­dziej, co­raz do­tkli­wiej przy­gnia­ta­li. Nie nad nim sa­mym za­wi­sło groź­ne nie­bez­pie­czeń­stwo; wy­sta­wio­ne były na nie na­ro­do­wo­ści i kra­je skła­da­ją­ce mo­nar­chię au­stry­ac­ką, i po­win­ny były my­śleć o obro­nie. W tem po­wsta­wa­ła nowa przy­czy­na bytu Au­stryi.

Nie tyl­ko Au­stryę zbli­ska ob­cho­dzi­ły stwier­dzo­ne po­wy­żej dwie do­nio­słe rze­czy.

To też nie­ba­wem po­ja­wi­ły się wie­ści, że Fran­cya za­my­śla upo­mnieć się o gra­ni­ce 1814 r. Od skut­ku ukła­dów do­ty­czą­cych roz­sze­rze­nia, czy też spro­sto­wa­nia gra­nic Fran­cyi, za­le­żeć mia­ły losy Eu­ro­py. I moż­na było się za­py­tać: czy ce­sarz Na­po­le­on do­pro­wa­dzi je do po­myśl­ne­go koń­ca, a tem sa­mem oka­że, że jego ra­chu­by pod­czas woj­ny 1866 r. były do­bre; czy też po­więk­szą one tyl­ko zbiór bez­sku­tecz­nych usi­ło­wań i żą­dań na­po­le­oń­skich, któ­rych sze­reg roz­po­czę­ła mowa ce­sa­rza z 5-go li­sto­pa­da 1863 r., a tem sa­mem do­pro­wa­dzą wcze­śniej czy póź­niej do ka­ta­stro­fy?

Po woj­nie 1866 r. nie moż­na już było Niem­ców po­rów­ny­wać do Ham­le­ta; zna­lazł się był mię­dzy nie­mi czło­wiek, któ­ry wzniósł się do wy­so­ko­ści czy­nu pru­skie­go. Czyż to po­rów­na­nie zwró­cić te­raz na­le­ża­ło do po­li­ty­ki na­po­le­oń­skiej; czyż­by było jej prze­zna­cze­niem prze­mie­nić się w teo­ryę, w abs­trak­cye nie­zdol­ną już nig­dy ob­ja­wić się czy­nem?

Pod pew­nym wzglę­dem pra­gnie­nie Fran­cyi spro­sto­wa­nia gra­nic było uza­sad­nio­nem i zgod­nem z tra­dy­cyą i rze­czy­wi­stem po­ło­że­niem. Za­sa­da rów­no­wa­gi eu­ro­pej­skiej, po­su­nię­ta do osta­tecz­no­ści, dro­bia­zgo­wo prze­strze­ga­na była śmiesz­ną; w ogó­le jest słusz­ną, praw­dzi­wą i cy­wi­li­za­cyj­ną, od­kąd nikt nie umie za­pew­nić so­bie wszech­świa­to­we­go jak Rzym pa­no­wa­nia. Nie zwa­ża­jąc w dzi­siej­szych cza­sach na rów­no­wa­gę, do­cho­dzi się do po­li­ty­ki z dnia na dzień, któ­ra w koń­cu ob­ra­ca się na ko­rzyść śmiel­sze­go i zu­chwa­łe­go, a nie upraw­nio­ne­go.

Woj­na 1866 r. i jej na­stęp­stwa na­ru­szy­ły rów­no­wa­gę na ko­rzyść Prus. Hi­sto­rya Fran­cyi, po­li­ty­ka jej wiel­kich mę­żów sta­nu, Ri­che­lie­go i Lu­dwi­ka XIV po­le­ga­ła na­tem, aby nie dać zbyt wzro­snąć w po­tę­gę są­sia­dom, zwłasz­cza jed­ne­mu; po­li­ty­ka ta stresz­cza­ła się wów­czas w wal­ce z do­mem au­stry­ac­kim, któ­ry był naj­moż­niej­szym są­sia­dem Fran­cyi. Otóż, czy rów­no­wa­ga na­ru­szo­na jest na ko­rzyść Habs­bur­gów czy Ho­hen­zol­ler­nów, na ko­rzyść Au­stryi czy Prus, to jed­no i to samo ze sta­no­wi­ska po­li­tycz­ne­go Fran­cyi. Słusz­nem było za­tem pra­gnie­nie, aby Fran­cya wzmoc­ni­ła się tak­że w skut­ku nie­sły­cha­ne­go wzmo­że­nia się i znacz­ne­go po­więk­sze­nia te­ry­to­ry­al­ne­go Prus.

Na­po­le­on III ze­zwa­la­jąc, a na­wet ży­cząc so­bie star­cia Prus z Au­strya, li­czył na to, iż z nie­go wy­nik­nie w każ­dym ra­zie spro­sto­wa­nie gra­nic Fran­cyi. W ra­zie po­gro­mu Prus wkra­czał do ich nad­reń­skich pro­win­cyj; w ra­zie po­gro­mu Au­stryi, zda­wa­ło mu się, że otrzy­ma je lub ich część w na­gro­dę za neu­tral­ność. Te­raz zna­lazł się w tem naj­gor­szem w po­li­ty­ce po­ło­że­niu, iż pod­czas gdy jed­na stro­na, Pru­sy, we­szły w po­sia­da­nie zdo­by­czy, on Na­po­le­on nic w gar­ści nie miał, przy­czy­niw­szy się wiel­ce za­cho­wa­niem swo­jem, do po­gro­mu Au­stryi, do zwy­cię­stwa jej prze­ciw­ni­ka. Nie po­zo­sta­wa­ło mu, jak za­żą­dać wy­wdzię­cze­nia się Prus. Ozna­ką zaś chy­le­nia się do upad­ku było, iż wbrew tra­dy­cy­om i rze­czy­wi­stym in­te­re­som po­li­ty­ki fran­cu­skiej, ce­sarz Na­po­le­on po­prze­stał na nie­uda­nych dy­plo­ma­tycz­nych usi­ło­wa­niach i przy­spo­rzył Fran­cyi jed­ną po­raż­kę wię­cej. Szło tu o po­tę­gę i wpływ Fran­cyi na spra­wy świa­ta, któ­ry nie po­wi­nien był być zmniej­szo­nym ani ogra­ni­czo­nym.

Ce­sarz Na­po­le­on za­wsze ma­rzył o gra­ni­cy Renu; ona była ce­lem jego po­li­ty­ki. Gdy po­sta­wił za­sa­dę na­ro­do­wo­ści, a za­uwa­żo­no, że ona może do­pro­wa­dzić do zjed­no­cze­nia Nie­miec, tem sa­mem do stwo­rze­nia po­tęż­ne­go i nie­bez­piecz­ne­go są­sia­da dla Fran­cyi, od­po­wie­dział – że w ta­kim ra­zie Fran­cya uzy­ska u swych gra­nic te­ry­to­ry­al­ne wy­na­gro­dze­nie i rę­koj­mię. Na­po­le­on III nie upa­try­wał do­sta­tecz­ne­go wy­na­gro­dze­nia dla Fran­cyi, za zu­peł­ne zjed­no­cze­nie Nie­miec, w gra­ni­cy Renu, lecz twier­dził, że wte­dy przyj­dzie chwi­la pod­nie­sie­nia spra­wy, o któ­rej nie­wąt­pli­wie przez dłu­gi czas my­ślał, spra­wy pol­skiej. Po­tem co za­szło, w obec nie­sły­cha­ne­go wzro­stu Prus, sko­ro ce­sarz Na­po­le­on nie za­pew­niał Fran­cyi oby­dwóch lub też jed­ne­go z tych wy­na­gro­dzeń, zo­sta­wiał ją w sto­kroć gor­szem po­ło­że­niu, jak kie­dy wstą­pił na tron i go­to­wał so­bie lub sy­no­wi groź­ne po­ło­że­nie i wiel­kie woj­ny do pro­wa­dze­nia. Za­ło­żył on był so­bie znie­sie­nie trak­ta­tów 1815 r. Wpraw­dzie w 1866 r. już nie­mal nig­dzie śla­du ich nie było, a sto­sow­nie do jego ży­cze­nia, ostat­nia woj­na i po­kój prag­ski, za­da­ły im sta­now­czy cios.

Każ­da jed­nak w nich zmia­na ob­ra­ca­ła się na nie­ko­rzyść Fran­cyi. Trak­ta­ty te zgwał­co­ne zo­sta­ły ze szko­dą Da­nii, od­wiecz­ne­go sprzy­mie­rzeń­ca Fran­cyi; usu­nię­cie ich z Nie­miec po­słu­ży­ło do wzro­stu Prus, wzmoc­nio­nych już przez Kon­gres wie­deń­ski tyl­ko w celu trzy­ma­nia na wo­dzy Fran­cyi; po­tar­ga­nie ich we Wło­szech, stwo­rzy­ło u gra­nic Fran­cyi nie­pod­le­głe pań­stwo, któ­re nie­za­dłu­go zu­peł­nie wy­zwo­lić się mo­gło z pod opie­ki wy­swo­bo­dzi­cie­la; na­resz­cie zdep­ta­nie tych trak­ta­tów w Pol­sce, nie mo­gło się ob­ró­cić na ko­rzyść Fran­cyi. Tak za­tem w dru­giej po­ło­wie swo­je­go pa­no­wa­nia, Na­po­le­on III do­piął za­mie­rzo­ne­go celu zwa­le­nia trak­ta­tów 1815 r., ale z uszczerb­kiem za­miast ze zy­skiem Fran­cyi i na­po­le­oń­skiej dy­na­styi. W za­mian za tyle prze­isto­czeń prze­ciw­nych in­te­re­som Fran­cyi, Na­po­le­on III otrzy­mał Ni­ceę i Sa­ban­dyę, a z wszyst­kich orze­czeń owych trak­ta­tów, po­zo­sta­ło tyl­ko to, któ­ra od­są­dza Bo­na­par­tów od tro­nu fran­cu­skie­go.

Bo też po­li­ty­ka nie po­le­ga na for­mu­łach ale na fak­tach!

Żą­da­nie ce­sa­rza Na­po­le­ona spro­sto­wa­nia gra­nic Fran­cyi, mie­ści­ło w so­bie za­ro­dy no­wych za­wi­kłań w chwi­li, w któ­rej po­kój pod­pi­sa­nym zo­stał. Zda­wa­ło się, że na­de­szła – ostat­nia chwi­la, w któ­rej Au­strya i Fran­cya win­ny oprzeć swo­ją ze­wnętrz­ną po­li­ty­kę na przy­mie­rzu. Od­kąd pod­pi­sa­nym zo­stał po­kój mię­dzy Au­strya i Wło­cha­mi, i te otrzy­ma­ły We­ne­cyę, wska­za­nem było tak­że mię­dzy nie­mi przy­mie­rze.

Sta­nąć ran mo­gło na prze­szko­dzie ży­wie­nie w Wied­niu zgub­nych na­dziei i żalu; we Flo­ren­cyi, na­mięt­ność lub ni­czem nie­uspra­wie­dli­wio­ne żą­dze. Nie do­pro­wa­dze­nie do skut­ku dla obu stron ko­rzyst­ne­go, szcze­gól­niej ze wzglę­du na spra­wę wschod­nią, przy­mie­rza, by­ło­by ze stro­ny Au­stryi ma­łost­ką, ze stro­ny Wioch nie­roz­trop­no­ścią. Choć­by oświad­cze­nia ów­cze­sne księ­cia Bi­smarc­ka w Izbie pru­skiej, iż żad­ne mo­car­stwo nie jest przy­chyl­ne utwo­rze­niu Pół­noc­ne­go Związ­ku Nie­miec­kie­go, to zno­wu, iż sto­sun­ki z Au­strya nie są jesz­cze uspa­ka­ja­ją­ce, wy­ra­cho­wa­nem tyl­ko były, na uzy­ska­nie od Izby kre­dy­tów, to prze­cież samo po­ło­że­nie stwo­rzo­ne ostat­nie­mi wy­pad­ka­mi, do­zwa­la­ło po­wąt­pie­wać o dłu­go­trwa­łym po­ko­ju.

II.

Wo­bec tej przy­szło­ści bar. Benst po­wo­ła­ny zo­stał z Dre­zna na na­stęp­cę hr. Mens­dor­fa i ob­jął au­stry­ac­kie mi­ni­ster­stwo spraw za­gra­nicz­nych. To po­wo­ła­nie jako pro­gram w spra­wach nie­miec­kich, było upie­ra­niem się w grze, bez wi­do­ków. Ba­ron Beust nie mógł w tej mie­rze być szczę­śliw­szym w Au­stryi niż w Sak­so­nii, któ­rej len­nic­two do Prus wła­śnie pod­pi­sa­nem zo­sta­ło. I po­ka­za­ło się, że ce­sarz Fran­ci­szek Jó­zef po­wo­łał: na mi­ni­stra spraw ze­wnętrz­nych nie współ­za­wod­ni­ka Prus, nie przed­sta­wi­cie­la ma­łych państw nie­miec­kich, lecz dy­plo­ma­tę, któ­ry ucho­dził za zdol­ne­go a był gięt­kim. Beust pa­łał przedew­szyst­kiem żą­dzą od­zna­cze­nia się i uskar­żał się, że Dre­zno było zbyt małą dla nie­go wi­dow­nią. W Wied­niu znaj­do­wał sze­ro­kie pole dla roz­wi­nię­cia swej dzia­łal­no­ści, gdyż nie­za­wod­nie jed­no z naj­trud­niej­szych po­ło­żeń w hi­sto­ryi. Losy za­wist­ne chcia­ły, iż wy­warł więk­szy wpływ na we­wnętrz­ne, niż na ze­wnętrz­ne sto­sun­ki. W pierw­szych było jesz­cze wie­le do zdzia­ła­nia, w dru­gich już nic.

Chwi­lę my­śla­no o po­wo­ła­niu za­miast bar. Beu­sta, księ­cia Ry­szar­da Met­ter­ni­cha, syna kanc­le­rza; lecz cof­nął się on… przed cię­ża­rem od­po­wie­dzial­no­ści nie czu­jąc się na si­łach spro­sta­nia mu. Mniej nie­do­wie­rza­ją­cym we wła­sne siły był ba­ron Beust.

Tym­cza­sem po­ja­wiać się po­czę­ły wie­ści, ja­ko­by w Bi­smarc­ku upa­try­wać na­le­ża­ło przy­szłe­go wskrze­si­cie­la Pol­ski. Pusz­czo­ne one mo­gły być je­dy­nie z umy­słu, aby od­wró­cić Po­la­ków od zba­wien­ne] i ro­zum­nej dro­gi. Praw­dą zaś było, że sto­sun­ki mię­dzy Ber­li­nem a Pe­ters­bur­giem, były co­raz lep­sze, co­raz ści­ślej­sze, na pod­sta­wie wza­jem­nej po­błaż­li­wo­ści, któ­ra po­zwo­li­ła Pru­som, oszczę­dza­jąc W. Księ­stwo Ol­den­burg­skie, prze­isto­czyć Sak­so­nię, bez naj­mniej­sze­go zkąd­kol­wiek opo­ru, w pro­win­cye pru­ską, rzą­dzo­ną przez kró­la sa­skie­go Jana. Zresz­tą do­bro­wol­ne w tej mie­rze wąt­pli­wo­ści, roz­wiał Bi­smarck, oświad­cza­jąc w Izbie pru­skiej: "Iż wszel­kie inne wzglę­dy, po­mi­nię­te być mu­szą wo­bec prze­waż­ne­go, ści­słe­go trzy­ma­nia się Ro­syi i po­ro­zu­mie­nia Prus z Ro­syą; a że co się ty­czy Pol­ski i Po­la­ków, nie­ma róż­ni­cy w za­pa­try­wa­niu się rzą­du pru­skie­go i ro­syj­skie­go; chy­ba pod wzglę­dem eko­no­micz­nym".

Otwar­cie par­la­men­tu pół­noc­no­nie­miec­kie­go w 1867 roku, było uświę­ce­niem zdo­by­czy i wzro­stu po­tę­gi pru­skiej. Pru­sy oka­za­ły wiel­ką sta­now­czość, roz­wi­nę­ły wiel­kie siły, śmia­ło ob­ja­wi­ły za­miar po­zy­ska­nia no­wych. Mowa kró­la pru­skie­go, przy za­ga­je­niu par­la­men­tu świad­czy­ła, że w wi­do­kach Prus był to do­pie­ro po­czą­tek, że nowy par­la­ment nie miał tyl­ko za za­da­nie utwo­rze­nie Pół­noc­ne­go Związ­ku nie­miec­kie­go, ale, że miał być Sy­re­ną wa­bią­cą wszyst­kie do Alp ludy ger­mań­skie. Pru­sy szły po dro­dze na któ­rą tak od­waż­nie we­szły, na któ­rej tak mało zna­la­zły prze­szkód.

Z dru­giej stro­ny Ro­sya wstę­po­wa­ła w spra­wie wschod­niej na po­dob­ną dro­gę, z któ­rej Au­strya i Fran­cya zda­wa­ły się jej usu­wać prze­szko­dy. Ro­sya roz­po­czy­na­ła od ży­cze­nia re­wi­zyi trak­ta­tu pa­ry­skie­go. Stwa­rza­ło to w Eu­ro­pie po­ło­że­nie tak złe i groź­ne, iż py­tać się moż­na było, aza­li było jesz­cze na nie le­kar­stwo! Był to sku­tek błę­dów po­li­ty­ki fran­cu­skiej i au­stry­ac­kiej, błę­dów, zwłasz­cza nie zbyt daw­nych, bo za­śle­pie­nia i nie­udol­no­ści, któ­re w 1863 r. nie do­zwo­li­ły tym dwom mo­car­stwom uchwy­cić ostat­niej chwi­li, w któ­rej moż­na było ukształ­to­wać Eu­ro­pę tak, aby za­sło­nić się przed wzro­stem Ro­syi i prze­wa­gą Prus. Ie­że­li kto przy­pusz­czał i łu­dził się, że Pru­sy ogra­ni­czą się na gra­ni­cy Menu, i że po Sa­do­wię moż­li­wą bę­dzie wal­ka z nie­mi o pa­no­wa­nie i wpływ w Niem­czech, ten mu­siał uznać bar­dzo spiesz­nie, iż był w błę­dzie.

Roz­pra­wy w par­la­men­cie pół­noc­no – nie­miec­kim i mowy Bi­smarc­ka prze­ko­na­ły, iż nie idzie o utwo­rze­nie Nie­miec pół­noc­nych, ale Nie­miec, i że te Niem­cy mają być pru­skie­mi. Ogło­sze­nie zaś trak­ta­tów za­war­tych mię­dzy Pru­sa­mi a po­łu­dnio­we­mi pań­stwa­mi nie­miec­kie­mi, było już sta­now­czym czy­nem, ude­rze­niem ma­czu­gą, któ­re żad­nej nie po­zo­sta­wia­ło wąt­pli­wo­ści, iż bli­ską jest chwi­la osta­tecz­ne­go, zu­peł­ne­go ze­spo­le­nia wszyst­kich sił nie­miec­kich w ręku Prus. Dą­ży­ły one śmia­ło, otwar­cie na­wet, z pew­nem urą­ga­niem się z in­nych mo­carstw, do nie­sły­cha­nej po­tę­gi. Bi­smarck roz­po­czy­nał epo­kę, w któ­rej wszel­kie wzglę­dy pra­wa i słusz­no­ści tra­ci­ły war­tość i oka­zy­wa­ły się prze­sta­rza­łe­mu Naj­gor­sze ro­zu­mo­wa­nia po­par­te siłą na­bie­ra­ły cu­dow­nej mocy, naj­lep­sze, któ­rym zby­wa­ło na tej po­mo­cy sta­wa­ły się ja­ło­we­mi i zwię­dłe­mu Pru­sy, dą­żąc do po­więk­sze­nia się no­we­mi na­byt­ka­mi, sta­now­czo nic uro­nić nie chcia­ły z daw­nych. Bi­smarck po­tra­fił uczy­nić wy­god­ną dla sie­bie za­sa­dę na­ro­do­wo­ści. Po mi­strzow­sku grał na in­stru­men­cie na­stro­jo­nym przez Na­po­le­ona III i wy­gry­wał na nim ta­kie arye, ta­kie kon­cer­ta o ja­kich nie ma­rzył Na­po­le­on, któ­ry mu­siał przy­słu­chi­wać się im i do tego chwa­lić je, przy­kla­ski­wać im i przy­zna­wać, że on do nich na­stro­ił in­stru­ment. Za­sa­da na­ro­do­wo­ści po­sta­wio­na przez Na­po­le­ona III, ob­ra­ca­ła się sama prze­ciw so­bie i w ręku Bi­smarc­ka prze­ista­cza­ła się w coś zu­peł­nie prze­ciw­ne­go temu, co ro­zu­miał i za­my­ślał Na­po­le­on i Fran­cya, oraz ci wszy­scy, któ­rzy w tej za­sa­dzie upa­try­wa­li ju­trzen­kę lep­szej przy­szło­ści. Za­sa­da na­ro­do­wo­ści sta­wa­ła się za­bój­czą dla wszyst­kich pra­wie na­ro­do­wo­ści i dla wpły­wu oraz po­tę­gi Fran­cyi, a pod­sta­wą, na któ­rej po­wsta­wać mia­ły po­twor­ne, wiel­kie pań­stwa, czy­li aglo­me­ra­ty. Taki mu­siał być sku­tek, sko­ro za­sa­da prze­pro­wa­dzo­ną nie zo­sta­ią w pier­wot­nem jej zna­cze­niu i zro­zu­mie­niu, wszę­dzie i dla wszyst­kich. Prze­ło­mem była spra­wa pol­ska. Jej roz­wią­za­nie mo­gło za­pew­nić zwy­cię­stwo za­sa­dy na­ro­do­wo­ści, jej upa­dek mu­siał za­mie­nić ją w sys­tem aglo­me­ra­tów.

Czem in­nem jest ten sys­tem i do in­nych mu­siał do­pro­wa­dzić skut­ków, niż po­li­ty­ka na­ro­do­wo­ści, w myśl któ­rej ce­sarz Na­po­le­on roz­po­czął woj­nę wło­ską, a któ­rą ra­do­śnie i do­bro­dusz­nie po­wi­ta­ły wszyst­kie uci­śnio­ne na­ro­dy. Za­sto­so­wa­nie przez Bi­smarc­ka za­sa­dy na­ro­do­wo­ści, ni­we­czy­ło za­mia­ry za­pew­nie­nia za jej po­mo­cą po­tę­gi i wpły­wu Fran­cyi, oraz dy­na­styi na­po­le­oń­skiej. Po­li­ty­ka na­ro­do­wo­ści Na­po­le­ona III, prze­ra­cho­wa­ła się a w sta­now­czej chwi­li za­wa­cha­ła się. Ztąd wszyst­kie smut­ne, przy­kre, upo­ka­rza­ją­ce dla niej na­stęp­stwa. Zbyt śmia­ła po­li­ty­ka do­pro­wa­dza nie­raz do ka­ta­stro­fy; lecz jej błę­dy na­wet, są olśnie­wa­ją­ce i jej cele acz nie do­pię­te, po­zo­sta­ją wła­sno­ścią na­ro­du, zna­czą w hi­sto­ryi; błę­dy umiar­ko­wa­nia nie da­dzą się uspra­wie­dli­wić ani przed na­ro­dem, ani przed hi­sto­ryą, w któ­rej są czar­ne­mi punk­ta­mi. Kto zmar­nu­je świet­ne sta­no­wi­sko zbyt­nią śmia­ło­ścią, temu po­zo­sta­nie chwa­ła wiel­kich za­mia­rów, kto je zmar­nu­je zby­tecz­nem umiar­ko­wa­niem, ten ścią­gnie na sie­bie za­rzut nie­udol­no­ści. Naj­więk­szym zaś błę­dem w po­li­ty­ce jest po­łą­cze­nie śmia­ło­ści za­mia­rów z nie­do­łę­stwem w wy­ko­na­niu.

Błąd po­peł­nio­ny przez Na­po­le­ona III, mu­siał do­pro­wa­dzić do upad­ku Fran­cyi i jej wpły­wu i po­zo­sta­wić dwie tyl­ko na sta­łym lą­dzie eu­ro­pej­skim po­tę­gi: Pru­sy i Ro­syę.

Spra­wa luk­sem­burg­ska sta­ła się je­ne­ral­ną pró­bą po­ło­że­nia po­li­tycz­ne­go. Uwy­dat­ni­ła ona po­trze­bę wy­na­gro­dze­nia Fran­cyi za zmia­ny za­szłe w skut­ku woj­ny 1866 r., za­ra­zem po­sta­no­wie­nie Bi­smarc­ka, nie opła­ca­nia ustęp­stwa­mi, zdo­by­tych ko­rzy­ści. Stresz­cza­ła za­tem w so­bie stan Eu­ro­py; któ­ry za­po­wia­dał już nie rów­no­wa­gę, ale prze­wa­gę.

Od­osob­nie­nie Fran­cyi, jej nie­moc w spra­wach eu­ro­pej­skich, za­wo­dy licz­ne, wszyst­ko to skut­ki błę­dów po­li­ty­ki na­po­le­oń­skiej i fał­szy­wych jej ra­chób, w nie­bez­piecz­nem po­sta­wi­ły Fran­cyę po­ło­że­niu. Stał na­prze­ciw niej po­tęż­ny już aglo­me­rat pań­stwo­wy, Pru­sy wzro­słe nie­sły­cha­nie, jed­no­czą­ce w swo­ich rę­kach nie­mal już wszyst­kie siły Nie­miec. Było to nie­tyl­ko, nie­zgod­nem z przy­na­leż­nem Fran­cyi sta­no­wi­skiem, ale z jej bez­pie­czeń­stwem i dla­te­go mu­sia­ły się wy­wią­zać z tego po­ło­że­nia za­wi­kła­nia, któ­re wcze­śniej czy póź­niej do­pro­wa­dzić mu­sia­ły do star­cia. Jed­nem z nich sta­ła się spra­wa Księ­stwa Luk­sem­burg­skie­go, któ­re Fran­cya rada była jako od­szko­do­wa­nie na­być. Za­wi­kła­nie za­że­gna­nem zo­sta­ło kon­fe­ren­cyą lon­dyń­ską, ale ta pró­ba je­ne­ral­na po­ło­że­nia wy­ka­za­ła zno­wu, że po­li­ty­ka Na­po­le­ona III w 1866 r. naj­zu­peł­niej prze­ra­cho­wał się i do­wio­dła wyż­szo­ści nie tyl­ko nad nim, ale nad wszyst­ki­mi mę­ża­mi sta­nu, Bi­smarc­ka. Ujaw­ni­ła się nie­moc Fran­cyi. Py­ta­nie co do przy­mie­rzy, dało ujem­ną dla niej od­po­wiedź. Po­ka­za­ło się, że Pru­sy w każ­dym wy­pad­ku li­czyć mo­gły je­że­li nie na po­moc, to na przy­chyl­ną neu­tral­ność Ro­syi. Fran­cya zaś in­ne­go sprzy­mie­rzeń­ca zna­leźć­by nie mo­gła, jak Au­stryę, ta zno­wu do woj­ny przy­spo­so­bio­ną nie była; spra­wy jej we­wnętrz­ne nie były upo­rząd­ko­wa­ne i ar­mii od­po­wied­niej do wiel­ko­ści przed­się­wzię­cia nie mia­ła. Je­ne­ral­na pró­ba eu­ro­pej­skie­go po­ło­że­nia z po­wo­du spra­wy luk­sem­burg­skiej, da­wa­ła nie­wąt­pli­we wska­zów­ki, czem bę­dzie przed­sta­wie­nie; to jest star­cie mię­dzy Pru­sa­mi i Fran­cyą, któ­re kon­fe­ren­cyą lon­dyń­ska mo­gła od­wlec, nie za­że­gnać.

Zjazd w Salc­bur­gu w 1867 roku mię­dzy ce­sa­rzem au­stry­ac­kim i fran­cu­skim, po­słu­żył tyl­ko do prze­ko­na­nia, że już za póź­no było na przy­mie­rze au­stry­ac­ko – fran­cu­skie, że nie­uchwy­co­na ostat­nia, po temu chwi­la w 1863 r. była nie­po­wrot­ną.

Pół­noc­ny Zwią­zek Nie­miec­ki, pierw­sze po dzia­ła­niach dzie­ło Bi­smarc­ka, w tem po­ło­że­niu eu­ro­pej­skiem po­cią­gnąć mu­sia­ło za sobą dal­sze jego dzia­ła­nia i dzie­ła.

Na­le­ży przy­pa­trzeć mu się, ja­kim on był w 1869 r.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: