Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziennik 1944-1947 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dziennik 1944-1947 - ebook

Po raz pierwszy w Polsce IV tom „Dziennika” Anaïs Nin!

Zasadnicze tematy „Dziennika” – jaźń, kobiecość, nerwica, wolność, związki, zbieżność sztuki z życiem – to również najistotniejsze wątki w bogactwie materii tego tomu. I znowu przedsięwzięcia i reakcje Anaïs Nin często wykazują cechy prorocze. Jej czułki, podobnie jak radar każdego prawdziwego artysty, wykrywają i odnotowują to, co w danym momencie jest ledwo dostrzegane (…).

Znowu, czerpiąc z własnego doświadczenia, mówi o naszym rosnącym izolowaniu się, braku więzi: „teraz, gdy żyjemy w szybszym, bardziej powierzchownym rytmie, gdy zdaje się nam, że mamy styczność z większą liczbą ludzi, ludów, krajów. Zwiedzeni tą iluzją mylnie sądzimy, że utrzymujemy głęboką więź z osobami, które mamy na wyciągnięcie ręki. W tych niebezpiecznych czasach mechaniczne głosy, radia, telefony, zastępują intymną zażyłość, a mniemanie, że jesteśmy w łączności z milionami, sprawia, iż nasze poczucie bliskości z drugim człowiekiem staje się coraz uboższe, nasza wizja bliźniego zaś coraz bardziej ograniczona”.
I właśnie dziś, gdy mamy możliwość natychmiastowego odtworzenia każdego zdarzenia i dostęp do wszelkiej komunikacji elektronicznej, te uwagi Anaïs Nin, które, wedle dzisiejszych norm, poczyniła w innej epoce, wydają się niezwykle trafne i bardzo „na czasie”.
Ze Wstępu

Tom czwarty niesie najbogatsze treści z dotychczas opublikowanych. Czytelnik odkrywa w nim Anaïs Nin w rozkwicie twórczej weny. (…) poznajemy przeżycia, których zasadniczym rysem jest bunt przeciw powierzchownemu „realizmowi” na rzecz rzeczywistości wewnętrznych, emocjonalnych krajobrazów.
„Washington Post”

Podobnie jak Proust i Gide, Anaïs Nin przyjrzała się życiu poszczególnych ludzi i ich otoczeniu, po czym sportretowała bohaterów, targanych sprzecznościami, ujmując ich pod kątem własnej wrażliwości. Krótko mówiąc, tworzy powieść w formie systematycznie prowadzonego dziennika. To jedno z najbardziej ambitnych przedsięwzięć we współczesnym pisarstwie.
„The Nation”

Anaïs Nin (1913 – 1977) – francuska pisarka. W latach 20. i 30. uczestniczyła w życiu artystycznej bohemy Paryża. Słynna jest historia trójkąta miłosnego między Anaïs i poznanymi w 1931 roku w Paryżu Henrym Millerem i jego żoną June.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7961-877-4
Rozmiar pliku: 495 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Dotychczas ukazały się trzy tomy Dziennika Anaïs Nin, stanowiące esencję owego monumentalnego diariusza, który pisarka prowadzi od pół wieku. Publikacja tych intymnych zapisków przyniosła autorce powszechne uznanie krytyków. Wedle jednego z nich, to dzieło jej życia „należy do najznamienitszych dzienników w historii literatury”.

Ten niezwykle osobisty dokument zyskał też szczególne, indywidualne znaczenie dla wielu współczesnych czytelników; jego siła przyciągania wykracza bowiem poza niezaprzeczalne literackie, historyczne i biograficzne wartości Dziennika. Niwelując granice wieku i środowiska, niezmiernie szeroka gama zapisanego doświadczenia, myśli i emocji zachęca do bezpośredniego utożsamienia się z tym wewnętrznym bogactwem, rozpoznania wspólnych cech i niepokojów. W licznych osobistych listach do Anaïs Nin przewija się ta sama nuta: „Tak, też dokładnie to samo czuję, właśnie z tym się teraz zmagam”. Wielu, zwłaszcza młodszych czytelników odbiera Dziennik z żarliwością i otwartością, która przywodzi na myśl kłębowisko uczuć, jakie targały autorką przed niemal czterdziestoma laty w nowojorskim hotelu Chaotica. W istocie ten niezwykle osobisty odzew na Dziennik zdaje się potwierdzać tezę pisarki, zacytowaną w przedmowie do tomu drugiego, że „życie osobiste, głęboko odczute, odsłania prawdy, wykraczające poza jego bieg”.

Szczególne, wyjątkowe okoliczności, w jakich Anaïs Nin zgłębiała swe „wewnętrzne przestrzenie”, przemawiają do wrażliwości czytelnika, który czuje pokrewieństwo duchowe z autorką, gdy klarownie, z niezwykłą wnikliwością opisuje ona swe niespokojne dzieciństwo europejskiej „wygnanki” w Nowym Jorku, długą walkę o wyzwolenie się spod wpływu despotycznego ojca, niestrudzone wysiłki, by dla siebie i przyjaciół stworzyć sprzyjające, a przynajmniej znośne warunki do życia w targanym konfliktami, wrogim, a w najlepszym razie obojętnym świecie. A wśród tych wszystkich burz usilnie stara się zyskać doświadczenie całościowe, związać się „osobistą więzią ze wszystkimi i wszystkim”, a także uchwycić „kobiecą świadomość” w życiu i sztuce intuicyjnie, nie przez ideologiczne okulary. To, co osobiste, jednostkowe, postrzegane przez pryzmat Dziennika staje się, wedle słów Anaïs Nin, „powszechne, mityczne, symboliczne”. („Bohaterką tej książki – odnotowuje autorka na tych stronicach – jest niemoc układająca nasze życie w dramat zniewolenia miast wolności”).

Trzy poprzednie tomy, wyodrębnione z potężnego strumienia rękopisów Dziennika, tworzą oddzielne całości. Każdy sam w sobie stanowi, rzec by można, „rozdział” w „księdze” życia Anaïs Nin. Każdy odmierza pewien etap na drodze jej rozwoju. Każdy przechodzi od pojedynczego punktu wyjścia ku zmianie, większej świadomości, nowym początkom. Autorka widzi przed sobą coraz rozleglejsze horyzonty, coraz ciekawsze światy, ale też odkrywa przed nami postępy w swym rozwoju wewnętrznym.

Tom I rozpoczynał się w Louveciennes pod Paryżem, w 1931 roku, kiedy to ukazała się pierwsza książka Anaïs Nin – głęboko emocjonalna ocena twórczości D.H. Lawrence’a którego cichy pogrzeb odbył się w Vence zaledwie rok wcześniej. Z tą publikacją wiąże się szereg przy­padkowych okoliczności, których zbieżność dostrzeżono dopiero z perspektywy czasu – w każdym razie dzięki niej Anaïs poznała nieznanego wówczas, mieszka­ją­cego na obczyźnie pisarza Henry’ego Millera, „sza­lo­nego” Antonina Artauda, psychoanalityków – doktorów René Allendy’ego i Ottona Ranka, sama odkryła też za­­wirowania i możliwości psychoanalizy. Tom II (1934–1939) ukazuje Anaïs Nin w Nowym Jorku, rozdartą między wymogami analizy psychologicznej a potrzebą pisania. Chęć tworzenia przeważyła, Anaïs powróciła do „romantycznego życia” w Paryżu, lecz wybuch drugiej wojny światowej zmusił ją do ponownego wyjazdu, do rozstania się z życiem, którego, jak wiedziała, „już nigdy więcej nie zazna”. Tom III (1939–1944) odzwierciedla jej drugie nowojorskie „wygnanie” – w sensie emocjonalnym będące analogią do znacznej części jej przeżyć dziecięcych (które dały impuls do powstania Dziennika). Tekst ten stanowi zapis wysiłków, jakie Anaïs podejmuje, by, mimo całej niechęci do atmosfery Manhattanu, zdobyć status „zagranicznej” pisarki w amerykańskiej metropolii.

Niniejszy tom ukazuje dalszy ciąg tych emigranckich zmagań. Nawiązuje do pierwszego „przełomu” w pisarskiej karierze Anaïs Nin, na początku 1944 roku, kiedy to wyszedł, ręcznie składany, tom jej opowiadań Under a Glass Bell, a ich recenzję, pióra Edmunda Wilsona, opublikował „New Yorker”. Tom ten oparty jest na rękopisach od brulionu sześćdziesiątego ósmego do siedemdziesiątego czwartego. Autorka i redaktor zastosowali się do tych samych zasad wyboru tekstów, co i w poprzednich tomach. Daty w nawiasach ustalił redaktor. Tu również niektóre postaci musiały zostać pominięte, zmieniono też pewne nazwiska, w indeksie wymienione jako pseudonimy.

Zasadnicze tematy Dziennika – jaźń, kobiecość, nerwica, wolność, związki z ludźmi, zbieżność sztuki z życiem – to również najistotniejsze wątki w bogactwie materii tego tomu. I znowu przedsięwzięcia i reakcje Anaïs Nin często wykazują cechy prorocze. Jej czułki, podobnie jak radar każdego prawdziwego artysty w ciągu wieków, wykrywają i odnotowują to, co w danym momencie jest ledwo dostrzegane. Najważniejsze aspekty amerykańskiego życia lat czterdziestych budziły jej poważny niepokój, który głośno i dobitnie wyraziła dopiero niedawno rewolucyjnie nastawiona młodzież, propagująca „nową świadomość”.

Amerykanie stworzyli wówczas armadę, która pokonała hitlerowskie Niemcy, i zrzucając bombę atomową, zmusili Japonię do kapitulacji, lecz pośród całej tej potęgi i najwyższej techniki Anaïs Nin dostrzegała dziwną pustkę. „Dramat naszego obecnego życia” – pisze – polega na tym, że „nic nie jest dość duże, dość głębokie, dość silne”. Jak odnotowuje, najdobitniejszym wkładem Ameryki w dzieło formowania charakteru jest wytworzenie nieprzebitej skorupy, do której można się schować. „Mocnej skorupy. Okryj się nią jak najwcześniej”.

Większość poznanych mężczyzn jest „zwyczajna, jednowymiarowa”. Anaïs boleje, że są tak jednostronni, tak bezbarwni. „Prozaiczni do szpiku kości, wiecznie rozprawiają o polityce, nigdy o muzyce czy miłym spędzeniu czasu, nigdy nie zrzucają brzemienia codziennych kłopotów, nigdy się nie radują, nie wpadają w uniesienie, przywodzą na myśl stwory z żelazobetonu albo woły robocze, nie poświęcają uwagi swym ciałom, rozpiera ich natomiast żądza władzy”.

Brakuje jej głębokich więzi międzyludzkich. „Żaden znajomy, do którego wyciągam rękę, nie jest zdolny do prawdziwej przyjaźni”. Depersonalizacja wzajemnych stosunków budzi jej żywy niepokój. „Moje przyjaźnie, zamiast skupić się na paru drogich mi istotach, jak w Paryżu, tu rozpraszają się na wiele osób. Każdą darzę jedynie ułamkiem uczucia”.

„Zdaję sobie sprawę – pisze – że to, co kocham i czego szukam, jest ulotne, zwodnicze… Między tym, co powinno być, a tym, co mnie interesuje… rozciąga się wszechpochłaniająca samotność”.

Anaïs Nin wciąż ucieka do świata młodych, nieodkrytych, pełna nadziei, że wcielą w życie to, „co powinno być”. „Gdy jestem wśród ludzi dojrzałych – wyjawia – czuję ich sztywniactwo, ściśle wykrystalizowane sposoby myślenia i zachowania”. Zostaje emocjonalnie odrzucona z powrotem do atmosfery dzieciństwa i surowej krytyki, jakiej poddawał córkę jej hiszpański ojciec. „Z młodymi”, przeciwnie, „żyje się przyszłością. Wolę to”. Być może utożsamiając się z młodymi („Czuję tak jak oni, myślę i zachowuję się jak oni”), będąc „otwarta”, a nie „dookreślona”, zdoła umknąć skończoności, pozostanie płynna, ruchliwa jak rtęć.

Odsuwa się od „dzieci”, którym niegdyś matkowała – od Henry’ego Millera, Gonzala – może dlatego, że z wiekiem oni również tracą płynność, zastygają, stają się określeni i przewidywalni.

Odrzucając dławiącą dojrzałość, uciekając od skończoności „prawdziwego świata” w królestwo otwartych form artysty, w skupione na sobie emporium dziecka-dorosłego („Oboje żyją we własnym świecie”), Anaïs Nin na jakiś czas zdołała odsunąć od siebie „świat zewnętrzny”. Ale społeczeństwo amerykańskie postrzegało artystę albo jako buńczucznego, tęgo pijącego samca, albo zniewieściałego bufona i nawet kontakt z młodymi, wrażliwymi twórcami miał swoją cenę („Skrywałam swoją kobiecość, by móc wejść do świata poety, marzyciela, dziecka”), lecz tej ceny nie mogła płacić w nieskończoność. Nic dziwnego zatem, że poczuła się osaczona. „Tworzę mit i legendę, kłamstwo, baśń, magiczny świat, który co dzień się rozpada, aż ogarnia mnie chęć, by podążyć drogą Virginii Woolf”.

Artyście, którego nie interesują wyłącznie względy techniczne czy propagandowe, klimat amerykański raczej nie sprzyja („Znaczna część pisarstwa amerykańskiego myli banał z prostotą, frazes z ogólną szczerością”), przesadny nacisk kładzie się na współzawodnictwo – „byle więcej, byle lepiej”.

„Mój największy kłopot polega na tym – pisze Anaïs Nin – że Amerykanie uwielbiają polemiki, wojowniczość, walkę, czego ja nie znoszę. Nie cierpię zapasów intelektualnych. Nie lubię niekończących się dyskusji, sporów, przekonywania innych do swojego punktu widzenia. Poszukuję harmonii. Jeśli jej nie znajduję, usuwam się”.

W czasach, gdy tyle się mówi o konieczności przestawienia hierarchii priorytetów, pytanie, które Anaïs Nin zadała ćwierć wieku temu, wydaje się szczególnie aktualne: „Dlaczego wszyscy tu wierzą, że jeśli skupimy się wyłącznie na mechanizmach życia, mechanizmach historii, rozwiążemy wszystkie problemy?”. I dodaje: „Amerykańska obsesja na punkcie polityki i gospodarki nie doprowadziła do żadnych pomyślnych rezultatów”.

Anaïs Nin często powtarzała, że przestawienie kolejności priorytetów musi zacząć się w „wewnętrznej przestrzeni”, dopiero potem może zreformować się Ameryka czy poszczególni ludzie. Samej Anaïs, w tym tomie, daleko do zwycięstwa. („Starałam się nie być neurotyczką, nie być romantyczką ani niszczycielką, ale pewnie jestem nimi wszystkimi i tylko się maskuję”. A także: „Gdy króluje nerwica, wszelkie życie zmienia się w symboliczną sztukę. Tę właśnie historię usiłuję opowiedzieć… Opowieść o całkowitej wolności w tym tomie jeszcze się nie pojawia”). Ale znowu, czerpiąc z własnego doświadczenia, mówi o naszym rosnącym otorbianiu się, braku więzi „teraz, gdy żyjemy w szybszym, bardziej powierzchownym rytmie, gdy zdaje się nam, że mamy styczność z większą liczbą ludzi, ludów, krajów. Zwiedzeni tą iluzją mylnie sądzimy, że utrzymujemy głęboką więź z osobami, które mamy na wyciągnięcie ręki. W tych niebezpiecznych czasach mechaniczne głosy, radia, telefony, zastępują intymną zażyłość, a mniemanie, że jesteśmy w łączności z milionami, sprawia, iż nasze poczucie bliskości z drugim człowiekiem staje się coraz uboższe, nasza zaś wizja bliźniego coraz bardziej ograniczona”.

I właśnie dziś, gdy mamy możliwość natychmiastowego odtworzenia każdego zdarzenia i dostęp do wszelkiej komunikacji elektronicznej, te uwagi Anaïs Nin, które, wedle dzisiejszych norm, poczyniła w innej epoce, wydają się niezwykle trafne i bardzo na czasie.

Nowy Jork, kwiecień 1971

Gunther Stuhlmann(Kwiecień 1944)

Pierwsze wydanie Under a Glass Bell sprzedane w ciągu trzech tygodni, więc muszę zaplanować dodruk.

Ponieważ Gonzalo chciał, by nasz zakładzik drukarski sprawiał wrażenie bardziej profesjonalnego, bezosobowego punktu usługowego, a nie prywatnej pracowni prowadzonej przez pisarzy, musieliśmy znaleźć odpowiedni lokal. „The Villager” właśnie wyprowadził się z East Thirteenth Street 17. Był to mały, piętrowy budyneczek. Podłoga na parterze, wylana cementem, w sam raz nadawała się pod prasę. Wąskie, kręcone żelazne schody prowadziły na piętro, gdzie znaleźliśmy idealne miejsce na ustawienie grawerki. Czynsz wynosił sześćdziesiąt pięć dolarów miesięcznie, prawie dwukrotnie więcej niż za starą pracownię na Macdougal Street. Ale Gonzalo miał nadzieję, że tu łatwiej mu będzie o zlecenia.

Domek pomalowany był na zielono. Od frontu miał duże okno, w którym można byłoby wystawiać nasze piękne książki.

Obok znajdowała się kafejka, do której zachodzili pracujący w okolicy robotnicy. Naprzeciwko – restauracja Schraffta (jak znalazł, gdyby ewentualni klienci chcieli zaprosić nas na obiad).

Nasza firma nazywa się teraz Gemor Press, od inicjałów Gonzala. Przybył William Hayter z zamówieniem na druk. Znajomi Gonzala wpadli ze zleceniem.

Gonzalo przykłada się do pracy, jest wniebowzięty, odmieniony. To jego drukarnia. Radość kumpla sprawia radość mnie. Gonzalo zaczął wcześnie wstawać. Przychodzi na umówione spotkania. Mogę poświęcać czas na pisanie. Ale na razie oboje musimy przygotować drugie wydanie Under a Glass Bell. Pierwszych trzysta egzemplarzy szybko się rozeszło. Wydawca, który poznał mnie na przyjęciu, zapytał: „Jakim cudem zdołała pani zyskać taką sławę na podstawie zaledwie trzystu egzemplarzy książki?”.

Zainstalowanie prasy wymagało ogromnego wysiłku. Pracowali przy tym elektrycy, zamówione ekipy myły okna, przewiozły całe wyposażenie, a my musieliśmy się spakować i z powrotem rozpakować, przenieść tace z czcionkami do kaszt, policzyć papier, zabrać się do grawerowania. W drugim wydaniu będzie tylko dziewięć rycin, nie siedemnaście. Zamiast składu ręcznego wykorzystamy linotyp i koszt całości wyniesie zaledwie trzy dolary, a nie pięć. Wypakowaliśmy dwanaście paczek papieru, książki, metalowe płyty, narzędzia etc. Kupiliśmy kosze na śmieci, albumy na wycinki, żarówki, suszki, teczki na dokumenty. Wkleiliśmy próbki prac Gonzala do albumu na wycinki, żeby pokazać, jaki świetny z niego grafik.

Uwinęliśmy się z tym wszystkim w tydzień.

Gonzalo objął kierownictwo. Jest dumny ze swej pozycji, z maszyny, z niezależności. Ja czuję się bardzo zmęczona, ale zadowolona. Jestem dumna, że zrobiłam zeń takiego człowieka.

Wyciągnęłam tysiąc odbitek spomiędzy suszek. Pocięłam papier. Wyczerpanie. Zadowolenie.

Ciężka harówka.

W głębi duszy mam zrozumienie dla tych, którzy buntują się przeciw zniewoleniu, jakie narzuca praca, ale też przekonałam się, że ludzie, występujący przeciwko systemowi, wyrządzają sobie niepowetowane szkody.

Widzę, że Gonzalo jest dumny ze swojej pracy. Poczucie winy, często nękające tych, którzy nic nie robią, niczego nie tworzą, może być straszniejsze i bardziej niszczące niż dyscyplina i poświęcenie, których wymagają praca i twórcza działalność.

Czy Gonzalo uwolnił się od poczucia winy, które go dręczyło, zatruwając wolne chwile? Nie cierpi już na bezsenność. W obecności przyjaciół nie doznaje wstydu ani upokorzenia. (Jeden z jego druhów to hiszpański lekarz, który walczył w wojnie domowej, drugi jest Francuzem wykładającym matematykę na uniwersytecie nowojorskim). Odwiedza go redaktor południowoamerykańskiego pisma.

Gonzalo czuje swą siłę, odkrył swoje talenty i umiejętności. Zarazem mam wrażenie, że patrzę na dziecko, które traci wesołość i niewinność, w miarę jak dojrzewa i bierze na siebie odpowiedzialność. Drogo zapłacił za złudzenia wolności. Z listów Henry’ego do mnie wynika, że pisarza dręczy ciężar winy, wiele mówi w nich o pokucie. Nawet Henry, który zawsze twierdził, że nie ma żadnego poczucia wdzięczności, że nie jest niczyim dłużnikiem. Nawet mój ojciec, który uważał się za wolnomyśliciela, ten człowiek, który nie uznawał religii, a zatem pojęcia winy, w ciągu swych ostatnich dni w Paryżu zmienił się w skruszonego, bijącego się w piersi religijnego fanatyka.

Patrzę, jak Gonzalo pracuje, i trochę mi żal, że nie może się już bawić do woli, bo i on, i Henry potrafili bezgranicznie cieszyć się życiem. Dlatego przyjmuję ich takimi, jacy są, choć – zdaniem postronnych – ci dwaj bezlitośnie mnie wykorzystują.

C.d. w pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: