Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziennik t.3 1980-1989 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dziennik t.3 1980-1989 - ebook

Trzeci tom Dziennika Sławomira Mrożka spełnia wszystkie kryteria, aby być uznanym za arcydzieło memuarystyki. Samo nazwisko autora gwarantuje najwyższy poziom literacki. Ale nie o styl jedynie tu chodzi, a o szczerość, czasem aż bolesną, w dokonywanej niemal na każdej stronie autoanalizie. Sławomir Mrożek z lat 80-tych minionego wieku to pisarz uznany na całym świecie, wydawany i często wystawiany na scenie, jednocześnie to pisarz ciągle borykający się z własnymi kompleksami, artysta o wielkim talencie, dla którego brak natchnienia i pomysłów jest najgorszą katorgą z możliwych. Tak jak w tomach poprzednich Mrożek bez znieczulenia pisze o sobie i o innych pisarzach, o miejscach, które odwiedza, o książkach, które czyta i które właśnie pisze, a także o alkoholu, który przynosi zapomnienie, słowem odkrywa przed nami całą swa duszę.

Kategoria: Wywiad
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-05871-8
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1980

2 stycznia

Czyli nie ma innej rady (ile razy już pisałem, że nie ma innej rady), jak tylko pozwolić, aby wszystko, co na mnie się składa, czyli wszystko, na co ja się rozkładam, działo się i dokonywało. Próby zbudowania centralnej postaci uzasadnione są jedynie pożądaniem małego ego (czującego się słabym, mniejszym od innych ludzkich ego), aby być potężnym ego, jak cesarz Bokassa. A konflikty są rozdzierające nie tyle dlatego, że poszczególne owe siły ze sobą nawzajem się kłócą, ile dlatego, że są dramatami ego, które widzi swój projekt, widuje go co chwila w ruinie, ustawicznie niszczonym. Ego widzi doraźną zwycięskość takiego czy innego elementu i próbuje wejść z nim w układ: oto odniosłeś zwycięstwo nad innymi, przeto ciebie uczynię namiestnikiem swoim i na tobie zbuduję mój tron; a za chwilę co innego zwycięża. To ego jest jak bezsilny cesarz rzymski, każdego barbarzyńcę akurat zdobywającego Rzym próbuje angażować do kontynuacji, zbudowania imperium.

4 stycznia

Widmo wszystkiego, co mnie przestraszyło między dziewiątym a czternastym rokiem życia, a potem w dwudziestym trzecim. A przecież to zdarzyło się wtedy. Może i zdarza się teraz. Mało komu zdarzyła się taka belle époque – prawie trzydzieści lat, nie prawie, ale trzydzieści lat.

A total futility of such fears. Even the happiness – especially it – is not accepted by man without questioning himself.

.

7 stycznia

Podziwiam synchronizację mojej biografii z reżyserią czasów. Mam pięćdziesiąt lat i codziennie pracuję nad uświadomieniem sobie, że powrócę tam, gdzie byłem przed 29 czerwca 1930^() minus dziewięć miesięcy. Sny o potędze wypaczają. Podobnie sen cywilizacji o sobie samej, tej, do której należę. Kiedyś przyszłość materialna tej cywilizacji w najlepszym razie będzie polegała na status quo – podobnie jak i moja. Interioryzacja życia, do której zresztą zawsze miałem skłonności, po pięćdziesiątce wydaje się naturalna. Dobrze zsynchronizowana z historią powszechną.

8 stycznia

Czy gdyby ustała neurotyczna gra moja samego ze sobą, czy coś by wtedy było, a jeśli tak, to co? Zapewne coś by było. Żeby się o tym przekonać, nie ma innego sposobu, jak tylko spróbować. Ale właśnie to wydaje się niemożliwe, a przynajmniej usiłuję siebie przekonać, ze skutkiem, że to niemożliwe.

Z drugiej strony, co warta jest taka gra, jeżeli wszystkie jej sztuczki są coraz lepiej znane i coraz trudniej mi o nich zapomnieć?

Coś by jednak było wtedy, byłbym jakiś, ponieważ bym był. (Nie można nie być, nie będąc jakimś). O wszystkim już rozprawiałem, co mnie dotyczy, ale nigdy nie umiałem odpowiedzieć na żadne pytanie dotyczące woli. I zadałem ich niewiele.

Co sprawia, że gram ze sobą w dalszym ciągu? Zwykłem odpowiadać, że strach, i tak długo już tę odpowiedź sobie powtarzam, że przyzwyczaiłem się do niej. Więc nie robi już na mnie wrażenia, przestała być dla mnie odkryciem, czyli zabawą. A właśnie braku zabawy obawiam się ponad wszystko, a jednocześnie sama zabawa nie tak już mnie bawi. Z tego braku zabawy oraz z tego, co powyżej napisałem, czynię sobie nową zabawę.

9 stycznia

Co ocaliło mnie i dalej ocala, kiedy nie tylko moje zdolności nie są nadzwyczajne, a jednocześnie tyle we mnie bezbronności? Nastroje, humory, pomysły – mam ich już cały katalog, ponieważ pojawiają się cyklicznie. Ponieważ żaden z nich nie może przeważyć i znoszą się nawzajem – raczej skłonny już jestem siebie uważać za pustą przestrzeń, na której one pojawiają się, znikają itd. Ponieważ takie pojęcie siebie we mnie utrwala się za każdym razem, kiedy dany nastrój mnie ogarnia, kiedy się z nim poniekąd identyfikuję (mimo przysiąg, że już nie będę), to jednak całkowicie zidentyfikować się nie mogę, z czego wynika rodzaj mauvaise foi^(), czyli dodatkowe malaise^(). Ostatnio wyjściem wydaje mi się nie tyle unikać nastrojów tak silnych, ile dawać im nawet fair play, jednocześnie niezbyt się nimi przejmować.

Faza, kiedy nastrój uważa się za szkodnika (z natury), bad boy, villain^(), jest chyba prymitywną fazą samowiedzy. Nastrój skądś się bierze, coś wyraża i prawdopodobnie do czegoś służy, ma swoją własną inteligencję. O czymś informuje i coś proponuje, jest pożyteczny. Pomysł osiągnięcia stanu pustki i przebywania w nim jest niezdrowy i podejrzany – zatrąca zbawieniem. Idea osiągania i osiągnięcia dobra jest jako blueprint^(), ale nie można jej przypisywać wartości absolutu. Kłopot z umysłem jest taki, że wszystkiemu skłonny jest on przypisywać wagę absolutu, podczas kiedy wszystko jest raczej blueprint, systemem strzałek w systemie korespondencji.

O zbawieniu trzeba zapomnieć, co z wiekiem samo mi przychodzi i co jest też przyczyną obronnej melancholii. Nic nie jest zbawieniem, a wszystko jest cząstką zbawienia. Powraca więc znana już koncepcja operatora raczej, koordynatora niż osiągaczozdobywcy. Zbawienia się nie osiąga, zbawieniu pozwala się, żeby się stało, przez umiejętne koordynowanie, operowanie.

Co piszę dzisiaj, jest usprawiedliwieniem, opracowaniem tak głupiego, histerycznego, porannego komentarza. Pozostaje tylko poczucie straty, mdłości i niewartości, nieodpowiedzialności, nijakości.

Wydaję pieniądze z najwyższą lekkomyślnością, jednocześnie umierając ze strachu przed skutkami tego. Nigdy się to nie skończy (aż się skończy). Odwrotnie niż trzeba. J’ai l’optimisme de l’intelligence et le pessimisme de la volonté. . Inaczej mówiąc: nierozsądek, głupota nawet inteligencji i pobożne życzenia. Bezmiar apetytów i bezradność środków.

Chwilowe sparaliżowanie umysłu alkoholem, nawet jeżeli trwa cały dzień, nie musi sprawić, że znikną stare problemy.

20 stycznia

Inne siły tymczasem nade mną pracowały, czy też współpracowały. Którym gdyby pozwolić dłużej nade mną pracować, czy też współpracować – co by wyniknęło?

21 stycznia

Czasami mniej, czasami bardziej – dzisiaj pomysł, cały koncept „zbawienia”, wydał mi się śmieszny. Co ma być zbawione – ten zespół okoliczności, którym jestem? I co tak rozpaczliwie grymasi, domaga się tego czy owego – co parę lat jest już tak inne, że nawet zapomina, czego się wtedy domagało, nawet nie może sobie wyobrazić, jakie wtedy było. Co tak się buntuje przeciwko śmierci? Najwyżej sytuacja, każda dana sytuacja domaga się zatwierdzenia aż do nieśmiertelności, krzycząc przy tym: ja nie sytuacja, ja dusza. Najwyżej pewna osobnicza zdolność, nawet nieuchronność, produkowanie sytuacji, czy też układanie elementów w sytuacje i identyfikowanie się z nimi, owa nieobecność istoty w poszukiwaniu obecności. (Ale tylko na swoich, wybranych warunkach oczywiście. Nawet nieuchronność produkowania sytuacji chciałoby się odrzucić, zachowując tylko zdolność).

„Kto mówi o zwycięstwie. Wytrwać – oto wszystko”^(). Rilkego pojmowałem kiedyś chętnie, ale jako wyznanie ponurej rezygnacji, lorda Byrona pojmuję w dalszym ciągu. Jeszcze jedna, w gruncie rzeczy, poza przed lustrem. Teraz przedstawia mi się to jako melancholijne westchnienie. Bo istotnie, kto mówi o zwycięstwie? Kto ma zwyciężyć? Oto wszystko – nie w sensie bogactwa, ale tylko tyle.

22 stycznia

Zbawienie czy nie zbawienie – jestem przeciw marnotrawieniu, niszczeniu, marnowaniu. Może właśnie tym bardziej, im mniej myślę o zbawieniu. Niewiele już czasu pozostało do rozwiązania mojej imprezy. I nie ma żadnego powodu, żeby niszczyć. Pomysł: „I tak wszystko się skończy, niech więc przepada” – obcy mi jest.

Jednocześnie odmawiam – choć rzadko z pełnym powodzeniem – trapienia i przejmowania się tym, co nie trapi się mną. Wydarzenia międzynarodowe, obiektywność na różnych szczeblach, nie, to za dużo i niesprawiedliwie. Nie będę.

Przyszłość – pojmowana jako okazja, żeby żyć, nie osiągać. Tym mniej zabezpieczać osiągnięcia.

Opowiadanie można napisać o wszystkim i o czymkolwiek. Ale nie byle jak.

24 stycznia

Teza: zazdrość jest oznaką niepewności siebie, kompleksu niższości. Podobnie jak zawiść. Proste, tak proste, że chyba prawdziwe. Aby się do tego nie przyznać, zazdrość racjonalizuje: ta, ten, kto mnie zdradza, czyni to na skutek swoich defektów, moralnych i innych. Zawiść też racjonalizuje, i mamy walkę klasową.

Zazdrość, która podnieca erotycznie – zazdrosnego usiłowanie, aby przystać do silniejszego.

To nie jest ani jedyna teza możliwa, ani jedyna prawda.

25 stycznia

Sentymentalizm – czy może być inny niż tylko wyrażony słowem? Czułość, niechęć, nienawiść, miłość, brutalność, strach – to wszystko można z r o b i ć. Ale nie sentymentalizm. Oczywiście mowa nie o pantomimie (chwytanie się za serce, słanie całusów itd.), ale o normalnym życiu.

26 stycznia

Ja jestem zazdrosny, odważny, bojaźliwy, taki, owaki. Ale raczej nie: myślę, że jestem zazdrosny etc. Ogólnie: nie – ja myślę, ale ja myślę, że myślę. „Jestem” i „myślę”, bo gdybym „nie myślał” i „nie był”, toby mnie nie było.

U Z. w nowym jego mieszkaniu.

Czekanie – jest to nastawienie umysłu (wyobraźni) na obiekt, który nie istnieje w zasięgu naszych zmysłów, ale też w ogóle nie istnieje inaczej niż wyobrażenie, co powoduje, że czas i miejsce czekania, aż do doczekania się lub zaniechania czekania, nie są brane pod uwagę.

Czekanie ma sens tylko wtedy, kiedy moje postępowanie w okresie czekania może zmodyfikować okoliczności i jakość doczekania się, do tego stopnia, że całkowicie zmieni obiekt mojego oczekiwania.

Natomiast w żadnym wypadku doczekanie się nie będzie odpowiadało dokładnie oczekiwaniu. Oczekiwanie jest deficytem życia, ale może stanowić formułę na życie (oczekiwanie pobożnych Żydów na mesjasza).

Nie byłem obecny przy swoich narodzinach, ale wydaje mi się, dostatecznie, aby to było przekonaniem, że będę obecny przy swojej śmierci. Dlatego wydaje mi się, że byłem zawsze i że nie będę nigdy umierać.

27 stycznia

Umarł Leszek Herdegen^(). Jakie wrażenie ta wiadomość zrobiłaby na mnie jeszcze kilka lat temu, a jakie zrobiła teraz?

Wtedy zapisałbym o tym wiele stron. Teraz nie. Nie dlatego, że jestem bez serca. Jeżeli teraz jestem bez serca, to wtedy też byłem.

Mój stosunek do wszystkiego, do życia i siebie samego, jest teraz o wiele wyraźniejszy niż jeszcze kilka lat temu.

To remember: To carve out a portion of the whole to make of it a whole for oneself

– cytat z Alana Wattsa, choć niedokładny, a raczej w ogóle nie cytat, ale swobodna parafraza.

The tragic proceeding of love. But what am I doing now? I am practising a piece of frivolity.

Another Watts’ guideline: to turn the front wheel of the bicycle to the side you are about to fall.

Was it not all just a pretext to light the pipe? Well, even if it was – so what? Certainly, it is not good, not very good, but seeing the trick – should it imply despair because of your imperfection? If it does – your despair is a way of entertainement and frivolity as well.

Only you are seeing your own trick. Have rather a little laugh about it. And go to sleep. It is time, another frivolity is to stay, trying to be wise, instead of doing something so very simple, something that you are supposed to do in the very first place.

.

28 stycznia

A long night’s sleep.

.

Śnił mi się jakby Herdegen, ale nic nie pamiętam. Moja młodzieńcza kiedyś rywalizacja z nim zakończyła się moim najbrutalniejszym zwycięstwem: on umarł, a ja żyję. Jeśli to jest zwycięstwo.

Z tego najprymitywniejszego doznania najprymitywniejszego triumfu zdaję sobie sprawę, nie skarżąc siebie o to, nie przypisując sobie zbytnio triumfu. Różne rzeczy dzieją się w człowieku, ale nie muszą człowieka wyznaczać. Podobnie jadąc wczoraj na lotnisko, byłem świadkiem mojej agresji, włączenia się w agresję innych kierowców, widziałem, jak powstała, jak przebiegała i jak minęła, ale nie byłem nią. Moje rozważania i odczucia o Leszku dzieją się w rzeczywistości, której nie ma. To nie ja aktualnie odczuwam, między innymi odczuciami, ów bestialski triumf przeżycia. To coś się dzieje dzisiaj, a tamto wszystko to były sprawy sprzed trzydziestu, a nawet więcej lat.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: