Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

26 maratonów. Moje życie w biegu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 czerwca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

26 maratonów. Moje życie w biegu - ebook

"26 maratonów" to książka, która prezentuje z bliska wzloty i upadki towarzyszące zawodnikom startującym w maratonach i uczy nas, jak zachowywać się w obliczu takich wydarzeń. Meb pokazuje, że mierzenie się z doświadczeniami napotykanymi na trasach maratonów pomaga nam lepiej radzić sobie w życiu.
Eliud Kipchoge
rekordzista świata na dystansie maratońskim i złoty medalista igrzysk olimpijskich z 2016 r.

Dzieło Meba, "26 maratonów", przypomina skrzynię pełną skarbów, przy czym klejnotami są tutaj inspirujące opowieści, dzięki którym mamy okazję przyjrzeć się z bliska radościom oraz niepowodzeniom, które towarzyszą ludziom uprawiającym wyczynowo bieganie. Zawarte w tym tekście sugestie dotyczące treningu, radzenia sobie z kontuzjami i pokonywania trudności przydadzą się każdemu. To niezwykle wartościowy tekst!
Shalane Flanagan
zwyciężczyni Maratonu Nowojorskiego rozegranego w 2017 r.

Ta książka jest podarunkiem od Meba. Wprost nie mogłam się od niej oderwać. Pod wpływem lektury pojawiały się kolejne wspomnienia, a niezwykle żywe opisy sprawiały, że pokonywałam te wszystkie dystanse razem z nim. Nieważne, czy po tę książkę sięgnie początkujący biegacz czy doświadczony zawodnik – to dzieło zainspiruje go do „biegu po zwycięstwo”, zarówno w trakcie rywalizacji z innymi biegaczami, jak i we wszystkich innych sytuacjach życiowych.
Mary Wittenberg
b. dyrektor generalna New York Road Runners, dyrektor generalna Virgin Sport

Obserwowałem, jak Meb buduje niesamowitą karierę w biegach długodystansowych, startując w kolejnych maratonach. Ta książka to niezwykły opis każdego wyścigu z jego udziałem, a także prezentacja wynikających z tej rywalizacji wartościowych wniosków dotyczących tak biegania, jak i drogi życiowej każdego z nas.
John Legere
dyrektor generalny T-Mobile

***

Czterokrotny olimpijczyk dzieli się doświadczeniami, które zdobył i przeżył w trakcie swojej niebywałej kariery maratończyka.

Meb (Mebrahtom) Keflezighi, biegacz amerykański pochodzący z Erytrei, po odniesieniu wielu sukcesów w dystansie na 10 000 m postanowił spróbować swych sił w maratonach. I poszło mu dobrze – zdobył m.in. srebrny medal olimpijski w Atenach, wygrał prestiżowe biegi w Nowym Jorku i Bostonie.

Relacja o przygotowaniach oraz towarzyszących im rozważaniach o strategii kariery sportowej służy jako pretekst do formułowania ogólniejszych myśli o karierze maratończyka.

Ostatni bieg maratoński w karierze Meba był zarazem jego 26. startem na tym dystansie; każdy z tych wyścigów dostarczył mu wielu niezapomnianych wyzwań, wrażeń oraz przeżyć i stał się prawdziwą lekcją życia oraz tematem fascynującej opowieści.

Bo w tej książce bieganie staje się metaforą życia, które też wymaga wytrwałości, konsekwencji oraz taktyki na co dzień.

Lektura "26 maratonów" daje wgląd w poważne przemyślenia Meba na temat rodziny, tożsamości i wiary, pozwala także poznać i przyswoić sobie cenne wskazówki dotyczące treningów oraz żywienia. Biegacze na wszystkich poziomach zaawansowania mogą zaczerpnąć z jego doświadczeń coś dla siebie. Ta książka – stanowiąca zarówno źródło inspiracji, jak i zbiór praktycznych porad – daje możliwość przyjrzenia się z bliska przeżyciom i dokonaniom jednego z najwybitniejszych żyjących biegaczy.

Spis treści

Wstęp
Maraton nr 1. Maraton Nowojorski, 2002 rok
Maraton nr 2. Maraton Chicagowski, 2003 rok
Maraton nr 3. Maraton pozwalający uzyskać kwalifikację na igrzyska olimpijskie w 2004 roku
Maraton nr 4. Maraton podczas igrzysk olimpijskich, 2004 rok
Maraton nr 5. Maraton Nowojorski, 2004 rok
Maraton nr 6. Maraton Nowojorski, 2005 rok
Maraton nr 7. Maraton Bostoński, 2006 rok
Maraton nr 8. Maraton Nowojorski, 2006 rok
Maraton nr 9. Maraton Londyński, 2007 rok
Maraton nr 10. Maraton pozwalający uzyskać kwalifikację na igrzyska olimpijskie w 2008 roku
Maraton nr 11. Maraton Londyński, 2009 rok
Maraton nr 12. Maraton Nowojorski, 2009 rok
Maraton nr 13. Maraton Bostoński, 2010 rok
Maraton nr 14. Maraton Nowojorski, 2010 rok
Maraton nr 15. Maraton Nowojorski, 2011 rok
Maraton nr 16. Maraton pozwalający uzyskać kwalifikację na igrzyska olimpijskie w 2012 roku
Maraton nr 17. Maraton podczas igrzysk olimpijskich, 2012 rok
Maraton nr 18. Maraton Nowojorski, 2013 rok
Maraton nr 19. Maraton Bostoński, 2014 rok
Maraton nr 20. Maraton Nowojorski, 2014 rok
Maraton nr 21. Maraton Bostoński, 2015 rok
Maraton nr 22. Maraton Nowojorski, 2015 rok
Maraton nr 23. Maraton pozwalający uzyskać kwalifikację na igrzyska olimpijskie w 2016 roku
Maraton nr 24. Maraton podczas igrzysk olimpijskich, 2016 rok
Maraton nr 25. Maraton Bostoński, 2017 rok
Maraton nr 26. Maraton Nowojorski, 2017 rok
Epilog. Bieg nigdy się nie kończy
Dodatek. Kariera maratońska Meba w pigułce
Podziękowania
Zdjęcia
O autorach




Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66142-39-8
Rozmiar pliku: 3,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MARATON NR 1

MARATON NOWOJORSKI, 2002 ROK

3 listopada 2002 roku

------------ ---------------
MIEJSCE: 9 CZAS: 2:12:35
------------ ---------------

NAJWAŻNIEJSZA LEKCJA

Maratończycy muszą zawsze twardo stąpać po ziemi.

„Nigdy więcej”.

To część wpisu, który pojawił się w moim dzienniku biegowym 3 listopada 2002 roku zaraz po tym, jak przebiegłem swój pierwszy maraton. Był to złowróżbny początek mojej kariery maratończyka. Wiedziałem, że wielu biegaczy deklaruje po maratonach: „Nigdy więcej!”, ale ja napisałem te słowa z pełnym przekonaniem. Pokonanie ostatnich 10 kilometrów w tempie spokojnego biegu – pomimo wspaniałego przygotowania i hartu ducha – wzbudziło we mnie poczucie kompletnego rozczarowania. Czułem się pokonany przez dystans tego wyścigu.

Ostatecznie jednak nie dołączyłem do grona tych, którzy przebiegli w swojej karierze tylko jeden maraton – pierwszy i ostatni. Niezależnie od tego faktu, podczas każdego z 26 biegów maratońskich, w których wystartowałem jako zawodowiec, zdarzała się taka chwila, gdy zadawałem sobie pytanie: „Dlaczego to robię?” (owszem, coś takiego zdarzyło się nawet podczas zakończonego zwycięstwem wyścigu w Bostonie). Z czasem nauczyłem się, że ze startem w maratonie prawie zawsze będzie się wiązał ból, lecz w większości przypadków człowiek może się pozbierać nawet wtedy, gdy znajdzie się na samym dnie. Jeśli masz odpowiednie przygotowanie, a twoje ciało i umysł są chętne do współpracy, możesz się rozkoszować wieloma naprawdę wspaniałymi chwilami. Z czasem doszedłem do przekonania, że maraton może być najbardziej satysfakcjonującym dystansem w bieganiu. Mało tego – może nawet sprawiać frajdę.

Podczas swojego pierwszego biegu na pewno nie doznałem takich wrażeń. Gdy po 20 milach natknąłem się na ścianę, miałem trudności z przezwyciężeniem negatywnych myśli. Często mówię, że tamtego dnia zrobiłem doktorat z biegów maratońskich. Temat mojej pracy brzmiał: „Podstawą twoich działań w dniu wyścigu musi być rzeczywistość, a nie fantazje”.

NOWE WYZWANIE

Zawsze stawiałem sobie ambitne cele. Realizowanie trudnych zadań i postrzeganie ich jako wprowadzenia do jeszcze większych wyzwań – ten schemat postępowania sprawdzał się u mnie niezawodnie. Ta właśnie metoda zaprowadziła mnie w 2002 roku na linię startową Maratonu Nowojorskiego. Zaczynałem od wyścigów na 1600 i 3200 metrów, a więc typowych dystansów, na których startują uczniowie szkół średnich. Na studiach przerzuciłem się na biegi na 5000 i 10 000 metrów, a gdy w 1998 roku zostałem zawodowym biegaczem, skupiłem się na dłuższych dystansach ulicznych. Naturalną koleją rzeczy zainteresowałem się w końcu maratonem.

Wielokrotnie mówiono mi, że mam przed sobą przyszłość jako maratończyk – nawet gdy w szkole średniej postrzegałem siebie jako specjalistę od biegu na milę. Jeden z moich doradców w szkole średniej, Ron Tabb, był niegdyś czołowym maratończykiem – w 1983 roku zajął drugie miejsce podczas Maratonu Bostońskiego. Umiał dostrzec, że moja efektywna technika biegowa, gotowość do znoszenia wielu trudów podczas treningów i wyścigów, wytrzymałość psychiczna oraz spryt taktyczny świetnie się sprawdzą w trakcie rywalizacji na dystansie 26,2 mili. Po tym, jak w 2001 roku ustanowiłem rekord Stanów Zjednoczonych na dystansie 10 000 metrów, chciałem sprawdzić, jak się biega maratony. Trener Larsen, który pracował z wieloma czołowymi maratończykami, spoglądał na mój potencjał z dużym entuzjazmem.

Patrząc przez pryzmat kwestii organizacyjnych, 2002 rok był dobrym czasem na debiut maratoński. Znajdowaliśmy się w połowie cyklu olimpijskiego, nie było też wtedy lekkoatletycznych mistrzostw świata rozgrywanych co dwa lata, a więc na rok przed igrzyskami olimpijskimi i rok po nich. Wiadomo było, że start w Nowym Jorku pozwoli mi zdobyć doświadczenie na tym dystansie, gdyż oznaczał rywalizację z międzynarodową czołówką na wymagającej trasie. Mało tego: prawie każdy marzy o tym, by zwiedzić Wielkie Jabłko. Ten wyścig miał dać trenerowi Larsenowi i mnie rozeznanie, czy bieg maratoński mógłby być dystansem, na którym skupiałbym się podczas przygotowań do igrzysk olimpijskich w 2004 roku. W dniu startu w Nowym Jorku miałem skończyć 27 lat. Był to mniej więcej taki wiek, w którym wedle powszechnej wiedzy biegacze długodystansowi osiągają szczyt swoich możliwości (z dumą mogę napisać, że zaliczam się do tego grona, które udowodniło, iż maratończycy mogą odnosić sukcesy również wtedy, gdy dawno mają już za sobą końcówkę trzeciej dekady życia).

Przejście od treningów pod kątem dystansu 10 kilometrów do przygotowań do biegu maratońskiego nie oznaczało dla mnie drastycznych zmian. Już wcześniej, począwszy od czasów studenckich, regularnie realizowałem treningi, podczas których przemierzałem po 20 mil. Przed startem w Nowym Jorku rozciągałem swoje długie biegi – ich kulminacją były treningi, podczas których pokonałem odpowiednio 26 i 27 mil. Dzięki takim przygotowaniom wiedziałem, że jestem w stanie pokonać cały dystans biegu maratońskiego. Długie biegi – odpowiadające pod względem dystansu trasie maratonu lub przekraczające jego długość – stały się obowiązkowym elementem moich przygotowań do późniejszych startów w maratonach, o ile tylko byłem zdrowy i miałem czas, by stopniowo się do nich przygotować. Realizowanie długich biegów zmuszających mnie do pokonania trasy dłuższej niż sam wyścig pomagało mi pod względem fizycznym i psychologicznym. Moje przygotowania do maratonu w Nowym Jorku przebiegały po prostu idealnie, a maksymalny dystans przebiegnięty przeze mnie w ciągu tygodnia wyniósł 125 mil.

To była pierwsza okazja, by wdrożyć w życie rozwiązania, które potem stały się normą podczas mojej kariery maratońskiej. Kontrolowałem masę swojego ciała. Monitorowałem podczas biegów tętno. Bardzo troszczyłem się o swój organizm i często korzystałem z pomocy zawodowych fizjoterapeutów. Wszystkie te środki miały mi pomóc znieść obciążenie związane z przygotowaniami do maratonu. Gdy skupiałem się na dystansie 10 kilometrów, na każdy tydzień przypadało kilka naprawdę trudnych dni. Przygotowania do maratonu przypominały raczej trwającą dzień po dniu harówkę i obejmowały miarowe zwiększanie pokonywanego dystansu oraz wymagające, aczkolwiek nie wyczerpujące, treningi. Chciałem kontrolować proces regeneracji swojego organizmu, dzięki czemu mógłbym bezpiecznie, lecz skutecznie, trenować, a zarazem uniknąć kontuzji.

Dobra regeneracja była szczególnie istotna w przypadku moich treningów w Mammoth Lakes w Kalifornii – znajdującym się na wysokości 2400 metrów nad poziomem morza. Na większej wysokości łatwiej doprowadzić do wyniszczenia organizmu, gdyż ciało zmaga się z dodatkowym obciążeniem w postaci ograniczonej ilości tlenu. Jednak to właśnie ono sprawia, że trening na dużej wysokości jest tak skuteczny: gdy już przyzwyczaisz się fizycznie i psychicznie do trudniejszych warunków, ściganie się na poziomie morza jest łatwiejsze. Przez resztę swojej kariery co roku spędzałem w Mammoth Lakes jakiś czas, traktując ten okres jako kluczowy element przygotowań.

Przeplatałem treningi z licznymi startami. To był rok, w którym zdobyłem tytuły mistrza kraju zarówno na bieżni, jak i w biegach ulicznych i przełajowych. Pod koniec września, zaledwie dwa miesiące przed Maratonem Nowojorskim, zająłem czwarte miejsce w biegu finałowym na dystansie 5000 metrów podczas zawodów Pucharu Świata w Madrycie. Bardzo zależało mi na tym, by móc rywalizować na wielu dystansach i zróżnicowanych nawierzchniach. Krótsze wyścigi i treningi, pozwalające osiągać w nich dobre wyniki, wpasowują się w trening maratoński, bez względu na to, jak szybko biegasz. Różne typy treningów mają pozytywny wpływ na twoją wszechstronność biegową. Umiejętność wykazania się wysoką efektywnością podczas biegu w tempie wyścigu na 5 czy 10 kilometrów sprawia, że bieg w tempie maratońskim wydaje się łatwiejszy. Nie staje się jednak zbyt łatwy – po liczącym 15 mil biegu tempowym z prędkością typową dla maratonu zapytałem moją koleżankę z drużyny, Deenę Kastor: „Jak mam utrzymać to tempo mili pokonywanej w pięć minut przez następnych jedenaście mil?”.

I JAK TU SIĘ POWSTRZYMAĆ?

Niezależnie od wszystkich moich treningów i rozmów z doświadczonymi maratończykami zaskoczyła mnie łatwość, z jaką biegłem na początku wyścigu. Byłem przyzwyczajony do biegów na 5 i 10 kilometrów, kiedy niemal od startu ciężko oddychasz i skupiasz się na utrzymaniu swojego tempa. Teraz koncentrowałem się na czymś zgoła odmiennym – na tym, by nie biec za szybko. Ekscytacja związana ze startem oraz ograniczenie objętości treningów przed wyścigiem sprawiły, że przez kilka pierwszych mil czułem się tak, jak gdybym realizował kolejny trening, a nie biegł w czołówce największego maratonu na świecie, pokonując każdą milę w czasie poniżej 5:00. Gdy minęliśmy półmetek z czasem 1:03:48, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że w jakiś sposób oszukuję. Wiedziałem, że do mety jest jeszcze daleko, ale czułem się tak, jak gdybym był w stanie utrzymać to tempo w nieskończoność.

Obaj z trenerem Larsenem słyszeliśmy mnóstwo opowieści o odcinku wiodącym First Avenue na Manhattanie. To fragment od siedemnastej do dziewiętnastej mili całej trasy; często bywa on również kluczowy dla losów wyścigu. Mijasz most Queensboro, biegnąc najpierw pod górę, a potem w dół – zmagając się z bocznym wiatrem, po czym trafiasz na szeroką ulicę poprowadzoną łagodnie opadającym terenem. First Avenue znajduje się w tym punkcie, w którym na trasach wielu wyścigów maratońskich dochodzi do pierwszych ważnych posunięć taktycznych. Tego rodzaju zagrywki na tym odcinku maratonu w Nowym Jorku są z reguły bardziej agresywne niż podczas innych wyścigów, gdyż jest to najszybszy fragment całej trasy. Trener Larsen wyraźnie poinstruował mnie, bym zachował tam zimną krew.

Gdy zaczęły się przetasowania w stawce, biegłem niedaleko Marka Carrolla z Irlandii, z którym rywalizowałem jeszcze w czasach studenckich. Zwycięzca Maratonu Bostońskiego z tamtego roku, Rodgers Rop z Kenii, znajdował się na czele i podkręcał tempo. Mark postanowił biec dalej w dotychczasowym tempie. Jeśli chodzi o mnie – cóż, zignorowałem rady trenera i ruszyłem za czołówką, a potem objąłem prowadzenie. Pokonałem milę w czasie 4:40, a potem następną w czasie 4:30 – bardziej przypominało to tempo wyścigu na 10 kilometrów niż tempo biegu maratońskiego. Czułem się znakomicie!

Ważnym powodem, dla którego wysunąłem się na prowadzenie, były tłumy zgromadzone wzdłuż First Avenue. Nigdy wcześniej – nawet na mieszczącym 83 tysiące widzów stadionie w australijskim Sydney, gdzie w 2000 roku rozgrywano igrzyska olimpijskie – nie doświadczyłem takiego połączenia wrzawy i energii. Na First Avenue tłum znajduje się na twoim poziomie, stłoczony tuż przy drodze, a wszyscy przekrzykują się przez całe trzy mile. Słyszałem, jak ludzie wołają moje imię; inni skandowali: „USA! USA!”. Pomyślałem sobie: „No dobra, jest całkiem fajnie. Te maratony to rzeczywiście coś dla mnie”.

Gdy wysunąłem się na prowadzenie, w czołowej grupie zostały cztery osoby: Rop, ja i dwóch innych biegaczy. Poczułem, że mam szansę wygrać, a w najgorszym razie ukończę bieg na czwartym miejscu. Tuż przed rozpoczęciem dwudziestej mili zdjąłem czapkę, rękawiczki i rękawki, a następnie odrzuciłem je na bok. Wylałem na głowę kubek wody. Wreszcie nadszedł czas, by zacząć się ścigać na poważnie.

20 MIL TO POŁOWA DROGI

Podczas swojego pierwszego maratonu miałem na nogach buty wyścigowe, których używałem w trakcie krótszych biegów ulicznych. Uznałem, że powinienem skorzystać z jak najlżejszego obuwia. To założenie było prawidłowe przez większą część wyścigu, ale gdy zostawiliśmy za sobą rozemocjonowanych widzów stojących przy First Avenue i wciąż mieliśmy do pokonania 10 kilometrów, zrozumiałem popełniony błąd. Brak amortyzacji stał się przeszkodą, a nie ułatwieniem. Z każdym ruchem dużo wyraźniej czułem zetknięcie z podłożem. Odnosiłem wrażenie, że opadam ciężko na jezdnię, zamiast szybko i sprawnie się od niej odbijać wraz z każdym krokiem, tak jak to się działo zaledwie kilka mil wcześniej. Po wyścigu tata powiedział mi, że jego zdaniem w przypadku wyścigu na dystansie 26,2 mil korzystniej byłoby mieć na nogach buty zapewniające lepszą amortyzację, ale nie chciał mi tego wcześniej mówić, by nie wzbudzić u mnie negatywnych myśli.

Niestety, całkiem nieźle radziłem sobie z generowaniem ich bez niczyjej pomocy. W okolicach dwudziestej drugiej mili straciłem kontakt z czołówką. Uświadomiłem sobie, że nie wygram. Skupiłem się na obronie czwartego miejsca. Sęk w tym, że bardzo wyraźnie zwalniałem. Miałem wrażenie, że ludzie mijają mnie z lewej i prawej strony, chociaż przed metą zrobiło to „zaledwie” pięć osób.

Mark Carroll dogonił mnie tuż po tym, jak znaleźliśmy się na terenie Central Parku i mieliśmy przed sobą nieco ponad dwie mile.

– Dawaj, Meb – zachęcał mnie.

– Mark, biegnij przodem. Jestem wykończony. Mam dosyć – odpowiedziałem.

To było surrealistyczne przeżycie. Nigdy nie zdarzyła mi się sytuacja, w której musiałem walczyć ze wszystkich sił o pokonanie końcówki wyścigu, a zarazem zachowywałem zdolność wypowiadania się pełnymi zdaniami. Fakt, że nie brakowało mi tchu, lecz jednocześnie nie byłem w stanie przyspieszyć, był dla mnie czymś całkowicie obcym – zjawiskiem, którego nie doświadczyłem podczas krótszych wyścigów na bieżni. Mój umysł mówił: „Dawaj”, natomiast moje ciało oznajmiało: „Nic z tego”. Później porównywałem to do sytuacji, w której ktoś pojawia się, by kupić od ciebie samochód, i okazuje się, że po raz pierwszy od wielu miesięcy auto nie chce odpalić. Chwilę wcześniej wszystko funkcjonowało tak jak należy; w tym momencie okazywało się jednak, że nic nie działa.

Nowością był dla mnie również wysiłek umysłowy. W przypadku biegów na 5000 czy 10 000 metrów miałem mnóstwo doświadczenia w omawianiu ze sobą trudnych sytuacji, na przykład: „Pokonaj to okrążenie, a do mety zostaną ci już tylko dwa kolejne”. Na ulicach Nowego Jorku byłem w stanie wybiegać w ten sposób myślami do przodu o jakąś milę. W ten sposób dotarłem do punktu, w którym rozpoczynała się dwudziesta trzecia mila – wciąż miałem przed sobą ponad pięć kilometrów i cały fragment trasy prowadzący przez Central Park. Negatywne myśli wzajemnie się podsycały i prowadziły do wyraźnego nasilania się moich problemów fizycznych.

Gdy dotarłem do mety, okazało się, że przebiegłem ostatnich 10 kilometrów w niecałe 37 minut, a więc w tempie nieco poniżej 36:00 na milę – była to prędkość zbliżona do tej, z jaką biegałem zwykle podczas treningów. Ukończyłem maraton z czasem 2:12:35. Jeśli brać pod uwagę wyłącznie ten aspekt mojego startu, był to solidny debiut, jednak zawsze skupiałem się na rywalizacji o miejsca, a z tą częścią całego doświadczenia wiązały się nieprzyjemne odczucia. Rop wygrał z czasem 2:08:17, a Mark ukończył zawody na szóstym miejscu, z czasem 2:10:54. Innymi słowy, Rop przebiegł ostatnich 10 kilometrów ponad 4 minuty szybciej ode mnie, a Mark potrzebował niespełna trzech i pół kilometra, by odsadzić się ode mnie na ponad półtorej minuty. Mój czas był również o 35 sekund gorszy od minimum olimpijskiego „A”. Gdybym zatem chciał rywalizować na tym dystansie podczas igrzysk olimpijskich w 2004 roku, musiałbym wystartować w kolejnym wyścigu i ukończyć go w czasie poniżej 2:12:00.

BŁĘDY, BŁĘDY

Szczerze mówiąc, po ukończeniu wyścigu nie byłem zainteresowany ani startem w maratonie podczas igrzysk olimpijskich w 2004 roku, ani udziałem w jakimkolwiek innym wyścigu na tym dystansie. Byłem przemarznięty, zesztywniały, wyczerpany i wykończony psychicznie. Moi rodzice czekali na mecie i wyraźnie było im mnie żal. Tata próbował mnie rozgrzać, masując moje nogi. Mama powiedziała po prostu:

– Nie musisz startować w maratonach.

Nie miałem zamiaru polemizować z tym stwierdzeniem.

Tego samego wieczoru przeprowadziłem zwyczajową analizę ostatniego startu. Jednym z błędów był wybór obuwia. Kolejnym niefortunnym posunięciem okazało się odrzucenie rękawiczek, czapki i rękawków. Z pewnością nie pomogło mi także wylanie na głowę wody, gdy temperatura powietrza wynosiła niewiele ponad trzy stopnie Celsjusza. Ten krok – wraz z brakiem ubrań – stał się źródłem dodatkowych problemów, gdy natrafiłem na ścianę. Na ostatnich 10 kilometrach trasy biegłem w tempie, w którym na pokonanie każdego kilometra potrzebowałem około 40 sekund więcej niż podczas poprzedniej części wyścigu. W tej sytuacji generowałem mniej ciepła, a gdy robiło mi się chłodniej, moje mięśnie coraz bardziej się spinały.

Największym błędem było jednak zignorowanie wszystkich rad dotyczących zachowania zimnej krwi aż do trzydziestego kilometra. Wykazałem się brakiem realizmu, zakładając, że podczas pierwszego w swojej karierze maratonu będę mógł sobie pozwolić na agresywne zagranie na First Avenue i nie odbije się to negatywnie na dalszej części wyścigu. Jeśli przyjdzie ci do głowy zignorować rzeczywistość podczas biegu na 5 kilometrów, bez wątpienia przyjdzie ci za to zapłacić. Jeżeli popełnisz popularny błąd, polegający na przebiegnięciu pierwszych 800 metrów w tempie, którego nie zdołasz utrzymać przez resztę dystansu, na półtorakilometrowym odcinku przed metą zapłacisz za nadgoniony w ten sposób czas (a straty będą najprawdopodobniej większe niż początkowe korzyści). Jednakże te końcowe półtora kilometra nie stanie się jednym z najbardziej nieprzyjemnych doznań w twoim życiu, a ty nie będziesz w kolejnych dniach zmagać się z bólem, wyczerpaniem, a potencjalnie także kontuzjami.

W Nowym Jorku nauczyłem się tego, że zbyt wczesne zużycie energii podczas maratonu wiąże się z dużo większymi kosztami. Zapisałem w swoim dzienniku: „Bądź gotów, by ruszyć do przodu na trzydziestym ósmym, a nie dwudziestym szóstym kilometrze”. Dziś mówię ludziom, że jeśli potrafią przyspieszyć podczas ostatnich kilometrów biegu maratońskiego, świadczy to o tym, iż w trakcie wyścigu dobrze gospodarowali swoim zapasem sił. Możliwość przyspieszenia na tym odcinku oznacza, że nie musisz się wlec przez kilka wcześniejszych kilometrów, pod koniec wyścigu będziesz wyprzedzać rywali, a oprócz tego zakończysz bieg w dobrym stylu, co tylko zaostrzy twój apetyt przed następnymi startami.

Podczas swojego pierwszego maratonu doświadczyłem czegoś zgoła odmiennego. Ukończenie Maratonu Nowojorskiego okazało się największym wyzwaniem, przed jakim stanąłem podczas biegania. Pod względem fizycznym byłem przygotowany, a treningi poprzedzające start sprawiły mi sporo frajdy. Popełniłem jednak poważny błąd psychologiczny, który kosztował mnie więcej, niż było to konieczne. W ogólnym ujęciu odnosiłem wrażenie, że nie warto po prostu wkładać tak wielkiego wysiłku w wyścig, który i tak może pójść nie po mojej myśli.

Następnego dnia moje odczucia się nie zmieniły (mam na myśli aspekt psychiczny; moje ciało było w istocie jeszcze bardziej obolałe niż po wyścigu). Pomyślałem sobie: „Dlaczego?! Dlaczego miałbym chcieć znowu to robić? Nie sprawia mi to ani frajdy, ani satysfakcji, a na dodatek nie służy zdrowiu”. Mając już pewną wiedzę na temat sportu, miałem świadomość, że „nigdy więcej” jest często spotykanym przyrzeczeniem wypowiadanym po maratonie; i równie często łamanym. Trener Larsen powiedział mi:

– Już kiedyś słyszałem te słowa.

Ja jednak naprawdę miałem zamiar trzymać się tego postanowienia.

Pomimo upływu dni moje rozczarowanie maratonem wciąż się utrzymywało. Potem udałem się w podróż, która pozwoliła mi inaczej spojrzeć na ten wyścig i odmieniła moje życie.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: