Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

48 tygodni - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 stycznia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
27,99

48 tygodni - ebook

Ile może wydarzyć się w rodzinie przez 48 tygodni?

Choć Natasza kocha swoich bliskich, poskramianie codziennych kłopotów domowych nie jest jej wymarzonym zajęciem. Tymczasem dwa koty pilnie obserwują rybki w akwarium, niespodziewanie wpada natrętna była dziewczyna męża, rezolutna córeczka zadaje mnóstwo zaskakujących pytań, do tego przez telefon płacze przyjaciółka... A to dopiero początek kłopotów! Chyba najwyższy czas wrócić na studia i rozpocząć pracę.

- Poczucie humoru, dystans do siebie i odbieranie świata nie zawsze na serio to wspólne cechy moje i Nataszy. Jeśli chcecie odetchnąć i jednocześnie świetnie się bawić – koniecznie sięgnijcie po ten tytuł! Szczerze polecam!

Basia Kurdej-Szatan

Magdalena Kordel – bestsellerowa autorka, której życie odmieniło się właśnie dzięki książce „48 tygodn”i. Jest autorką „Serca z piernika”, bestsellera „Anioł do wynajęcia” oraz serii „Malownicze”, „Uroczysko” i „Wilczy dwór”. Jej powieści sprzedały się w nakładzie ponad 250 000 egzemplarzy.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-5386-5
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

23 SIERPNIA 2002

rzed chwilą odebrałam telefon od Sylwii. Ostatnio dość dużo czasu spędzam w jej towarzystwie z racji tego, że jest przyjaciółką Sebastiana, a jak radośnie twierdzi mój mąż, jego przyjaciele muszą być też moimi przyjaciółmi. Mam na ten temat nieco inne zdanie. Szczególnie jeżeli owi przyjaciele są dawnymi sympatiami mojego męża, w których był zakochany na zabój. Sylwia należy do dziewcząt, które uważają, że są alfą i omegą (choć według mnie jest raczej małpą i amebą). Chodzi zawsze nienagannie ubrana, uśmiecha się z wyższością, a jej twarz pokrywa starannie zrobiony makijaż. Swoją drogą ciekawe, jak ona to robi, że nigdy nie zdarza jej się rozmazać ani potargać. Miłe to dziewczę, telefonując do nas i słysząc mój głos w słuchawce, mówi głośno i wyraźnie: „Cześć. Co słychać?”.

Samo to sylabizowanie wyrazów, jakbym była przygłucha i przygłupia, doprowadza mnie do szału. Przy tym głos ma tak milutki, jakby głaskała zarażonego parchem kota. Gdy już zada to odwieczne pytanie, z ulgą w głosie prosi, bym zawołała do telefonu Sebastiana. Widocznie w swoim odczuciu spełnia naprawdę ciężki obowiązek, zniżając się do rozmowy ze mną. Ale żeby było śmieszniej, ostatnio po rozmowie z nią Sebastian przyszedł do mnie do kuchni, gdzie wyładowywałam wściekłość, szorując gary, i zapytał:

– Czy ty naprawdę nie możesz być dla niej trochę bardziej uprzejma? Sylwia skarżyła się, że wyczuwa w tobie jakąś niechęć. Przecież ona, w przeciwieństwie do ciebie, zwykle stara się być miła.

– Doprawdy? – spytałam ironicznie. – Czy dlatego traktuje mnie jak upośledzoną?

– Chyba jesteś przewrażliwiona. Ona jest po prostu kobietą interesu. Ma pewne zachowania wpojone w pracy.

– Gdyby rozmawiała ze swoimi klientami w takim tempie jak ze mną, przeprowadzenie jednej transakcji zajęłoby jej rok. Zresztą, co chcesz? Staram się być miła.

„Na przykład – pomyślałam – nie pogryzłam jej, nie oblałam wrzątkiem, nie zrzuciłam z balkonu (aczkolwiek miałam niejednokrotnie okazję) i nie zostawiłam jej nigdy sam na sam z naszym dzieckiem”.

Sebastian popatrzył na mnie przez chwilę zagadkowo, a potem powiedział:

– Cały twój problem polega na tym, że powinnaś coś zmienić. Wszystkie twoje dylematy wynikają z braku zajęcia.

– Czyli uważasz, że ja nic nie robię? – spytałam. – Zapewne myślisz, że po twoim wyjściu do pracy odwiedza nas dobra wróżka, bo akurat Kopciuszek dał jej wolne, i zajmuje się praniem twoich skarpetek?

– Chryste, Natasza, ty nic nie rozumiesz. Przekręcasz wszystko, co powiem. Jesteś wiecznie podirytowana i rozdrażniona. Nic dziwnego, że nawet Sylwia zauważyła, że jesteś jakaś dziwna.

– No popatrz, popatrz, jak wy się dobrze rozumiecie – zasyczałam. – Może powinieneś się z nią ożenić, co?

– Nie będę z tobą rozmawiał w ten sposób. Później, jak ci przejdzie, porozmawiamy jak kulturalni ludzie.

I poszedł do pokoju, gdzie rozwalił się na kanapie. Czule ściskając w ręku pilota, oddał się swojemu ulubionemu zajęciu – oglądaniu telewizji.

Od tamtego czasu Sylwia się do nas nie odezwała. Już zaczęłam się łudzić, że ma bardzo dużo zajęć lub że wysłano ją w wielomiesięczną delegację (najlepiej za koło podbiegunowe), albo że może dostała amnezji, dopadła ją skleroza bądź w najgorszym wypadku złamała obie nogi i język, a tu masz! Dzisiaj musiała zadzwonić i rozwiać moje słodkie złudzenia. Rozmowę zaczęła jak zwykle i jak zwykle zapytała o Sebastiana.

– Niestety, nie ma go w domu. Jest jeszcze w pracy. Przekazać coś? – zapytałam słodko.

– E nie...

– Przepraszam, chcesz może zapytać mojego męża, czy mamy wolny wieczór? – ciągnęłam dalej tonem ociekającym lukrem. Bo rzeczywiście kochana ta istota, rozmawiając ze mną (mam na myśli „co słychać”), nigdy nie zapyta, co robimy wieczorem, natomiast prosi do telefonu Sebastiana, by jemu zadać to arcytrudne pytanie.

– No tak... Ale...

– No to dawaj, nie krępuj się – zachęciłam ją. – Pytaj. Jestem dzisiaj w szczytowej formie intelektualnej. Na pewno sobie poradzę.

W słuchawce zapanowała cisza. Po długiej chwili usłyszałam chrząknięcie i trochę niepewny głos:

– Tak, no więc, czy macie przypadkiem czas dzisiaj wieczorem?

– Miło, że o to pytasz – zaćwierkałam do słuchawki – ale obawiam się, że przypadkiem jesteśmy zajęci.

– Hm... To ja jeszcze zadzwonię do Sebastiana do pracy. Cześć.

Usłyszałam stuk rzuconej z dużym impetem słuchawki. Przez chwilę miałam ogromną ochotę wybuchnąć serdecznym śmiechem, ale uświadomiłam sobie, że Sylwia z pewnością opowie wszystko Sebastianowi, który po przyjściu do domu zapewne mnie zabije, a w najlepszym razie zrobi piekielną awanturę. Odkładając powoli słuchawkę, zauważyłam, że nasza córka przygląda mi się z dużym zaciekawieniem.

– Czemu tak na mnie patrzysz? – zapytałam podejrzliwie.

– Tak się tylko zastanawiam, mamusiu – odparło grzecznie moje dziecko – dlaczego zgrzytasz zębami. Ostatnio mówiłaś, że tak zachowują się tylko dzieci, które mają robaki.25 SIERPNIA 2002

ak to możliwe, że inne kobiety, mając więcej niż jedno dziecko, pozostają w miarę zdrowe na ciele i umyśle? Może są bardziej odporne. Albo głuche. Albo mają mężów, którzy intensywnie pomagają im w wychowywaniu potomstwa? Nie, to ostatnie można od razu odrzucić jako nierealne i zbyt fantastyczne – wszyscy mężczyźni, których znam, na widok dzieci dostają wysypki i odruchu wymiotnego. I jak te kobiety przeżywają wakacje, kiedy przedszkola i szkoły nielitościwie zamykają swe podwoje? Po prostu nie wiem. Ja, która mam tylko jedno dziecko, lat sześć, oraz dorosłego męża, który zachowuje się, jakby był w wieku naszej córki, pod koniec wakacji czuję się jak po rocznej pracy w kamieniołomach. W głowie huczy mi od nieustannie zadawanych pytań typu: Mamusiu, co motylek ma w środku? Mamusiu, czy ty mnie uwielbiasz? Mamusiu, jak dzieci wydostają się z brzuszka? Mamusiu, czy będę miała braciszka?

Braciszka?! Na samą myśl dostaję gęsiej skórki i robi mi się zimno. Jedno dziecko i mąż to wystarczająco duży stres. Chociaż ostatnio Sebastian, o zgrozo, zaczął napomykać o drugim dziecku. Stało się to tego samego dnia, kiedy przeprowadziłam interesującą rozmowę z Sylwią. Sebastian przyszedł z pracy i już od progu zaczął mi robić wymówki:

– Natasza, co się ostatnio z tobą dzieje? Sylwia dzwoniła i mówiła, że strasznie napadłaś na nią przez telefon.

– Coś takiego! I miałeś czas z nią rozmawiać? Ja jakoś nie mogłam ostatnio dostąpić tego zaszczytu.

– Nie zmieniaj tematu. Zrobiłaś jej dużą przykrość. Wiesz, jak ja się czułem, gdy musiałem się przed nią tłumaczyć?

– A czy ty wiesz, jak ja się czuję, gdy słyszę, że się przed nią tłumaczysz? Czy wiesz, jak ja się czuję, gdy ty bierzesz stronę każdego, ale nie moją? Wiesz? Chrzaniony egoista.

Sebastian potarł ręką czoło.

– Tak się właśnie zastanawiałem, co zrobić, by polepszyć twoje samopoczucie. I tak sobie pomyślałem... No wiesz... o drugim dziecku.

Popatrzyłam na niego ze zgrozą w oczach. Zwariował? Upił się? Pomylił mnie z kimś innym?

– Czy ja wyglądam na masochistkę? – zapytałam, uśmiechając się rozkosznie.

– Posłuchaj, Nataszo, czy to nie jest odpowiedni moment? Przecież i tak nie pracujesz, Gosia ma już sześć lat, a ty najwyraźniej chcesz poczuć się komuś potrzebna. Sama ostatnio mówiłaś, że musisz zacząć się samorealizować.

– Hm... I uważasz, że szczytem moich marzeń jest ciąża, której pierwszą połowę spędzę w łazience, wymiotując do sedesu, a drugą – siusiając do niego? To w twoim przekonaniu moja samorealizacja ma polegać na zmienianiu zasranych pieluszek i nieprzespanych nocach? Wiesz co, ja już to przerabiałam. Dzięki za powtórkę. Nie ze mną te numery, Brunner.

– Czyli od razu mówisz nie? Tak? A nie sądzisz, że w takich sprawach powinno liczyć się zdanie obojga partnerów?

– O tak, właśnie dajesz mi przykład. My, Sebastian, postanowiliśmy mieć dziecko.

– Jesteś okropna!

– No cóż, uczę się od najlepszych – warknęłam. – Nie ma mowy. Wybij sobie z głowy drugie dziecko. Na pewno nie teraz. Gdybym je urodziła, musiałabym je od razu zabić albo pozbyć się pierwszego.

Sebastian odwrócił się ostentacyjnie i, urażony do głębi, zaczął udawać zapatrzenie w okno. Tak naprawdę czekał, aż dopadną mnie wyrzuty sumienia i spróbuję się do niego przymilać. Znałam na pamięć ten scenariusz i nieraz, by rozładować sytuację, udawałam, że łapię się na ten ograny chwyt. Ale dość tego. Skoro ma ochotę się boczyć, niech się boczy. Odwróciłam się i sięgnęłam po książkę.

– Czyli teraz – dobiegło mnie od strony okna – zamierzasz się do mnie nie odzywać, tak? Ja się staram, myślę, jak poprawić ci samopoczucie, a ty się obrażasz?

„No, nie wytrzymam” – pomyślałam, starając się powstrzymać atak śmiechu. Sebastian wyglądał jak Gosia, gdy odmawiało się jej kupienia lizaka.

– To myśl dalej – zaproponowałam. – To podobno dobry objaw, takie myślenie.

– Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że wyglądasz bardzo pociągająco, kiedy się gniewasz? – zaćwierkał Sebastian, zmieniając nagle ton głosu i podchodząc bliżej.

– To ty się gniewasz – uściśliłam. – I nic z tego – uprzedziłam jego zamiary. – Gosia jest w łazience i robi pranie lalkom.

– Nasze życie seksualne jest w stanie zaniku – jęknął, robiąc nieszczęśliwą minę.

– Pomyśl, że przy drugim dziecku zanikłoby zupełnie.

– Myślisz?

– Ja to wiem. Nie pozwoliłabym ci dotknąć się nawet dwumetrowym kijem. Ale swoją drogą, masz rację. Muszę pomyśleć trochę o sobie. Już nawet chyba wiem, co będę chciała robić w najbliższej przyszłości.

– Co? – zainteresował się natychmiast.

– No wiesz, proponuję porozmawiać o tym kiedy indziej, jak już sama będę wszystkiego pewna – mruknęłam wymijająco. Jedna różnica zdań na dzień to stanowczo dość jak na zupełnie przeciętne małżeństwo.7 WRZEŚNIA 2002

zisiaj Sebastian wrócił do domu z bardzo niewyraźną miną. Przez pierwsze pół godziny, zamiast, jak to miał w zwyczaju, wygniatać kanapę i jękliwie narzekać, że jeszcze nie ma obiadu, snuł się za mną po domu, usiłując nawiązać miłą i lekką rozmowę. Oczywiście po chwili dołączyła do niego Gosia i tak po naszym mieszkaniu poruszaliśmy się w czymś na kształt pochodu. W końcu, doprowadzona do granic wytrzymałości, odwróciłam się i zapytałam:

– No więc o co chodzi?

– Hm... Chciałem ci powiedzieć – zaczął mój mąż, ale się zająknął. – Że bardzo ładnie wyglądasz – dokończył szybko i poszedł do kuchni.

Skonsternowana zerknęłam na swój poplamiony pomidorem podkoszulek i rozciągnięte spodnie. No cóż, o gustach podobno się nie dyskutuje. „A może – pomyślałam – on chce mi dać do zrozumienia, że powinnam bardziej dbać o siebie?” Ale od kiedy to mój małżonek zrobił się taki delikatny? Nie, to nie to.

Zagadka rozwiązała się przy obiedzie. Sebastian po raz pierwszy od wielu dni nie miał apetytu. Grzebał w talerzu, popatrując na mnie. W końcu nabrał wielki haust powietrza i z determinacją powiedział:

– Muszę ci coś powiedzieć. Na pewno będziesz na mnie zła, że wcześniej nie uzgodniłem tego z tobą, ale...

– Ale – zachęciłam go, odsuwając talerz z zupą jak najdalej od siebie. Chciałam w razie czego uniknąć pokusy rzucenia nim w Sebastiana.

– Zapisałem się na naukę gry w tenisa – wyrzucił w końcu z siebie. – No wiesz, sama zawsze mówiłaś, że powinienem zacząć się trochę ruszać. Tak więc zapisaliśmy się z Damianem.

– Hm... A kiedy znajdziesz na to czas? – zainteresowałam się, bo mój niezawodny instynkt mówił, że gdzieś tu jest jakiś haczyk. Sebastian poruszył się nerwowo.

– No cóż... – Odkaszlnął. – Treningi są w soboty i w niedziele. Wiem, wiem, zaraz zaczniesz robić mi wymówki, że to czas, który powinienem poświęcić Gosi...

– Nie będę ci robić wymówek – przerwałam mu wspaniałomyślnie. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Nawet dobrze, że tak się stało, bo ja też mam ci coś do powiedzenia. Postanowiłam wrócić na studia.

Sebastian przez chwilę milczał, a potem rzekł:

– Ale przecież ty nie cierpiałaś ekonomii!

– Nie będę studiowała ekonomii. Zapisałam się na filologię polską.

– Nie, no, bardzo się cieszę, ale... Ile to będzie kosztowało?

– To jedne z najtańszych studiów, semestr kosztuje tylko półtora tysiąca.

– To jednak spora suma. – Mój mąż się zasępił. – Doprawdy nie wiem, czy możemy sobie teraz na to pozwolić.

– No cóż – westchnęłam z udawanym smutkiem – w takim razie będę musiała poprosić o pożyczkę tatę.

– Nie zrobisz tego!

Nie wiedzieć czemu, Sebastian czuł przed moim ojcem ogromny respekt. Wystarczyło, by tata na niego spojrzał i ten duży mężczyzna stawał się nagle małym, potulnym chłopcem.

– Chyba nie będę miała wyboru – rozłożyłam ręce – skoro nas nie stać. A swoją drogą, ciekawa jestem, ile kosztuje twoje nowe hobby?

– Wiesz, źle się wyraziłem. Na koncie jest jeszcze trochę pieniędzy. Nie możesz pozwolić, by twój ojciec myślał, że nie umiem zaspokoić twoich podstawowych potrzeb! – wybuchnął. – Przecież on by mnie pożarł żywcem – dokończył ponuro.

– Nie rozumiem, dlaczego tak się go boisz. Wydaje mi się, że tatuś w gruncie rzeczy cię polubił.

– Aha! Ty po prostu nie widzisz, jak on na mnie patrzy. Nigdy mi nie daruje, że zabrałem mu jego ukochaną córeczkę. Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby wzrok mógł zabijać.

– Mając takie doświadczenia, ty na pewno będziesz inaczej traktował chłopców Gosi – wtrąciłam przebiegle.

– Niech się tylko taki odważy tutaj pokazać! Kości poprzetrącam, ze schodów spuszczę!

– Nie mamy schodów – zauważyłam z uśmiechem.

– Wybuduję, obok domu postawię, żeby mieć taką przyjemność!

Gosia, która do tej pory grzecznie bawiła się na dywanie, budując coś z klocków, podniosła na nas błękitne ślepka i powiedziała:

– A ja to mam już trzech kochanków.

W pokoju zapanowała pełna napięcia cisza.

– Hm... Chyba masz na myśli kolegów? – zagadnęłam delikatnie. Moje dziecko obrzuciło mnie spojrzeniem pełnym politowania.

– Mam kochanków. Bo ja ich wszystkich kocham. Jak dorosnę, to się z nimi ożenię.

– Ze wszystkimi?

– Żartujesz? – Moje dziecko pokręciło głową z wyraźną dezaprobatą. – Żeby każdy krzyczał „kiedy będzie obiad”? Ożenię się z nimi po kolei. Pani w przedszkolu powiedziała, że najlepszym sposobem na nudę są zmiany.

Sebastian usiadł w fotelu i przez dłuższą chwilę przetrawiał tę wiadomość. Potem, nie patrząc na mnie, rzekł dramatycznym głosem:

– Chyba już dziś zacznę budować te schody. Muszą być bardzo wysokie, bardzo kręte i bardzo strome...14 WRZEŚNIA 2002

ebastian ma rybki. Gosia oszalała, z radości rzecz jasna, mój mąż oszalał, moje koty oszalały. Dom przypomina maleńki – taki tyci – domek wariatów. Nigdy w życiu nie widziałam moich kotów tak zachwyconych. Natychmiast pokochały swojego pana. Jak mogłyby nie kochać kogoś, kto przynosi im żywy pokarm? Ryby są wszędzie. Znaczy się, mam je w każdym zakątku mojego umysłu. Śpią nawet z nami w łóżku. Oczywiście nie dosłownie, ale podejrzewam, że gdyby mogły żyć bez wody, niewątpliwie by się tam znalazły. Głównym tematem naszych rozmów są filtry, grzałki, kotniki, ogony, kształty płetw i gonopodia. To ostatnie to taka mała wypustka, która podobno jest oznaką męskości pana ryby. Zważywszy na wielkość tego narządu, wcale się nie dziwię, że wszystkie panie ryby wyglądają na sfrustrowane i niezadowolone.

Pomna rad i przestróg różnych psychologów, postanowiłam dzielnie sekundować pasji mojego męża i wykazywać zainteresowanie. Posunęłam się nawet do tego, że przebrnęłam przez jakiś koszmarny artykuł o skuteczności filtrów. Tak, tak, bo oprócz akwarium i rybek w naszym domu zagościły tony gazet i książek o rybkach. Gosia podziela fascynację swojego taty. Skąd ona na litość boską wie, co trzeba robić, by mężczyzna czuł się dowartościowany? Przecież na pewno nie przeczytała żadnej traktującej o tym książki. Z prostej przyczyny: nie umie jeszcze czytać. Może małe dzieci mają takie wrodzone zdolności, które z czasem zanikają? Dzisiaj rano Sebastian, wychodząc do pracy, radośnie oznajmił, że gupikowa z czarnym ogonem może się okocić i żebym pilnowała. Już wcześniej zostałam poinstruowana, co należy z taką rodzącą zrobić. Należy wrzucić ją do kotnika i pozwolić spokojnie jej się tam orybić. Jak skończy, trzeba ją wyjąć. Ale skąd wiadomo, że ona zaczęła i skończyła? Cholera wie. Pół dnia spędziłam więc, skradając się dookoła akwarium, bo podobno takiej ciężarnej ryby nie można denerwować. Tuż za mną skradały się koty i nie bacząc na stan szczególny pani gupikowej, usiłowały ją zjeść. Nie wiem, jak ona, ale ja się denerwowałam. Koty też się denerwowały – z powodu niemożności zjedzenia żywego pokarmu, który w ich przekonaniu był przyniesiony dla ich osobistej przyjemności. W końcu, około południa, zobaczyłam w akwarium pływającą tycią rybkę. Widziałam ją dosłownie pół sekundy, bo inna rybka też ją dostrzegła i natychmiast zjadła. Oburzona brutalnością tych kanibali, rozpoczęłam trudny i żmudny proces wyławiania gupikowej w celu umieszczenia jej w kotniku. Gdy mi się wreszcie to udało, byłam wykończona nerwowo. Zostawiłam rodzącą w samotności, zamknęłam drzwi do kuchni i poszłam się położyć. Oburzone koty zostały pod zamkniętymi drzwiami. Ledwo ułożyłam się wygodnie, zadzwonił telefon.

– Słucham – powiedziałam zmęczonym głosem.

– No i jak, urodziła? – Głos Sebastiana aż wibrował z niecierpliwości.

– Właśnie zaczęła – mruknęłam. – Czemu ty się tak przejmujesz tą rybą, co?

– Bo to będzie nasz pierwszy przychówek.

– Nasz pierwszy to my już mamy. Jakbyś nie pamiętał, to ja też kiedyś urodziłam ci dziecko – zauważyłam. – Nie przypominam sobie, żebyś się tak przejmował, jak Gosia się rodziła.

– No wiesz? Jak możesz porównywać się z rybą? – usłyszałam.

„No właśnie: jak mogę?” – zadałam sobie pytanie. Zupełnie bez sensu porównywać się z takim stworzeniem. Ja przynajmniej nie zjadam swoich dzieci. Aczkolwiek, jak tak się głębiej zastanowić, to może te ryby nie są takie głupie. Zjedzą i mają z głowy. Zregenerują siły po porodzie i nie muszą się martwić, co z takich rybiątek wyrośnie. A ja muszę. Gdybym się nie martwiła, byłabym postrzegana jako wyrodna matka. Dobra matka musi się martwić.

– A jak ona się czuje? – Sebastian widocznie zniecierpliwił się przedłużającą się w słuchawce ciszą.

– A wiesz, nie mówiła mi. W ogóle jest dziś mało rozmowna. Może dać ci ją do telefonu? – zakpiłam, bo niby skąd ja mam wiedzieć, jak czuje się ryba, która moim zdaniem wygląda tak samo w każdym momencie swojego życia.

– No dobrze, dobrze, widzę, że się z tobą nie dogadam. Po prostu wrócę dzisiaj wcześniej z pracy. Trzymaj się.

W słuchawce już dawno dźwięczał sygnał rozłączonej rozmowy, a ja wciąż gapiłam się na nią z otwartymi ustami. Czy ja na pewno dobrze usłyszałam? Wróci wcześniej z pracy? I to z jakiego powodu? Ze względu na rybę! Mężczyźni to jednak dziwne istoty. Ze zdziwienia wyrwało mnie uporczywe skrobanie połączone z miauczeniem. To koty dawały znak, że już dostatecznie długo czekają na zasłużony posiłek. „Ze względu na rybę czy nie, efekt jest jednak pozytywny – pomyślałam. – Może to akwarium wcale nie było aż takim złym pomysłem?”Magda otrzymuje tajemniczy list z francuskiej kancelarii. Niebawem Malownicze zatrzęsie się od plotek o spadku. Wszyscy będą chcieli wiedzieć, czy z dnia na dzień Magda stanie się bajecznie bogata. Ona jednak ma inne kłopoty. Musi wreszcie odpowiedzieć sobie na najważniejsze pytania: czy chce dalej być z Michałem i jak ma wyglądać ich wspólne życie. Odpowiedź nie jest taka prosta.

Sto pięćdziesiąt lat wcześniej, gdzieś u podnóża Gór Świętokrzyskich, Sabina, ryzykując życie, angażuje się w spisek przeciwko zaborcom. Adam kocha ją do szaleństwa i za wszelką cenę stara się uchronić przed niebezpieczeństwem. Przewrotny los jednak chce inaczej.

Co łączy tak odległą historię Sabiny z Magdą? Czy sekret z przeszłości pomoże jej odnaleźć swoje przeznaczenie i spełnić marzenia?Życie Konstancji już raz legło w gruzy. Dzięki własnej sile i determinacji stanęła na nogach. Jest panią dużego majątku, ale trzyma się na uboczu, wiedzie spokojne, choć samotne życie. Jej powiernicą jest stara ochmistrzyni Pelasia. Kiedy po wielu latach do jej dworu przyjeżdża Jan, Konstancja jest przekonana, że stoi za tym coś więcej niż chęć spotkania się z dawną miłością. Z niezwykłą siłą wracają wspomnienia i uśpione uczucia: rozpacz po śmierci męża, powstanie listopadowe, rozstanie z najlepszą przyjaciółką. Wizyta Jana sprawia, że Konstancja zaczyna inaczej patrzeć na otaczający ją świat i ludzi, dostrzega sprawy, które dotąd umykały jej uwadze. A to dopiero początek zmian. Co musi się stać, by jej życie wróciło do dawnego rytmu?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: