Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Adela. Jednorożec mimo wszystko - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 sierpnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Adela. Jednorożec mimo wszystko - ebook

To ja, Adela. Koń prawie jak wszystkie inne, z jedną malutką cechą szczególną: mam róg na głowie. Na szczęście u Norberta, gospodarza, który przygarnął mnie do swojej zagrody, nikt nie robi z tego sensacji. Każdy ma tu swoje małe wady! I wszystko toczyło się w najlepsze aż do przybycia rzekomego specjalisty od jednorożców, który głosi wszem i wobec, że jestem legendarnym zwierzęciem! Też coś! Opowieści dziwnej treści. Już ja im pokażę, że magia nie istnieje!

Spis treści

1 Komu nigdy się nie poszczęściło, kopyto w górę!
2 Nawyki często mylą
3 Nie osądzaj niespodzianki po okładce
4 O wilku dziennikarzu mowa, a dziennikarz tu
5 W błocie po same rogi
6 Rodziny, która wygrywa, się nie zmienia
7 Jednorożec przed nami!
8 Nie dziel skóry na jednorożcu, nim róg prawdy ci nie powie
9 Każdy sobie z rogu skrobie
10 Legenda mówi o jednorożcu z legend, którego piękno było absolutnie legendarne
11 Czy To ptak? Czy to samolot? Nie! To szczyt zadęcia!
12 Popularność najlepiej smakuje na zimno
13 Cekiny, pianino i sława!

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-293-0
Rozmiar pliku: 4,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1 Komu ni­g­dy się nie po­szczę­ści­ło, ko­py­to w górę!

Gdy prze­cho­dzi­my pod drze­wem, sły­szę, jak na moim grzbie­cie roz­le­ga się śmiech Ju­lii. To li­ście mu­sia­ły po­ła­sko­tać ją w nos. Dzi­siaj jest nie­dzie­la i jak w każ­dy nie­dziel­ny po­ra­nek je­ste­śmy na prze­chadz­ce. Na po­cząt­ku, gdy by­łam jesz­cze mło­dym, nie­ustra­szo­nym i pod­eks­cy­to­wa­nym ko­niem, Ju­lia za­kła­da­ła mi uzdę. Z cza­sem jed­nak źre­bię, któ­rym by­łam, uspo­ko­iło się i te­raz pro­wa­dzę Ju­lię z peł­ną swo­bo­dą jak doj­rza­ły koń.

Nie­ste­ty nie moż­na po­wie­dzieć tego sa­me­go o Szel­mie. Nor­bert, tata Ju­lii, gdy nie trzy­ma lej­ców w swo­ich wy­słu­żo­nych dło­niach, nie czu­je się zbyt pew­nie na swym sta­rym ru­ma­ku. Trze­ba zresz­tą przy­znać, że wy­słu­żo­ne są nie tyl­ko ręce go­spo­da­rza. Szel­ma żyje w tym go­spo­dar­stwie od za­wsze. Jest on pierw­szym zwie­rzę­ciem przy­gar­nię­tym przez ro­dzi­nę Do­bro­mi­łych. Nic dziw­ne­go, że bie­da­czy­sko wle­cze się w tyle. Szel­ma tak do­brze zna nie­dziel­ne prze­chadz­ki, że po­włó­czy no­ga­mi ze spusz­czo­nym py­skiem przy­kle­jo­nym do ścież­ki i idzie jak na au­to­pi­lo­cie.

A mnie z ko­lei te prze­chadz­ki ni­g­dy nie nu­dzą! Ko­rzy­stam z nich, aby z wiel­ki­mi jak ta­le­rze ocza­mi ob­ser­wo­wać świat wo­kół sie­bie. O, pa­trz­cie tu­taj – pro­ce­sja mró­wek. To nie­sa­mo­wi­te, że tak małe stwo­rze­nia mogą brać na sie­bie tak wiel­kie cię­ża­ry! Pew­nie, dla mnie ka­wa­łek pa­ty­ka to pest­ka, ale w po­rów­na­niu z nimi to tak, jak­bym mu­sia­ła tasz­czyć na grzbie­cie pień! O, a tam! Sza­lo­ny wy­ścig chmur pcha­nych po nie­bie przez wiatr (z siłą, któ­rej nie­po­dob­na so­bie na­wet wy­obra­zić!). Bzzz, nie­usta­ją­ce bzy­cze­nie psz­czół ła­sko­cze mnie w uszach. Ich żół­to-czar­ne owło­sio­ne brzusz­ki wzno­szą się nad kwit­ną­cy­mi drze­wa­mi. Mmm, aka­cje są całe w kwia­tach, a ich za­pach upa­ja całą na­szą wy­ciecz­kę! I tam jesz­cze – kró­lik wra­ca do swo­jej nor­ki! Krę­cę szy­ją na wszyst­kie stro­ny, żeby nie prze­ga­pić żad­ne­go szcze­gó­łu z na­sze­go oto­cze­nia.

Gdy by­łam taka onie­mia­ła z po­dzi­wu, pa­trząc na parę ja­skó­łek zbie­ra­ją­cych ga­łąz­ki do uwi­cia so­bie gniaz­da, roz­legł się dia­bel­ski huk. W har­mi­drze, któ­ry się zro­bił, roz­po­zna­łam głos krzy­czą­ce­go Nor­ber­ta.

– Ta­tu­siu, wszyst­ko w po­rząd­ku!? – krzyk­nę­ła Ju­lia. – Ade­lo, cwa­łem!

O włos od czu­pry­ny Nor­ber­ta prze­je­cha­ło sta­do roz­pę­dzo­nych qu­adów. Mało bra­ko­wa­ło, a ude­rzy­li­by w nie­go! Tym­cza­sem te bez­myśl­ne typ­ki na czte­rech kół­kach gna­ły da­lej, nie zda­jąc so­bie z ni­cze­go spra­wy. Bio­rąc pod uwa­gę pręd­kość, siła ude­rze­nia mo­gła być… Nie, wolę so­bie tego na­wet nie wy­obra­żać!

Po­pę­dzi­łam ku Nor­ber­to­wi i Szel­mie. Oj­ciec Ju­lii szyb­ko do­szedł do sie­bie, cze­go nie moż­na było po­wie­dzieć o sta­rym ko­niu, są­dząc po jego wy­ba­łu­szo­nych oczach i przy­spie­szo­nym od­de­chu!

– Tak się wy­stra­szy­łam! Co się sta­ło? – spy­ta­ła Ju­lia.

– Ci idio­ci na tych prze­klę­tych ma­szy­nach na nic nie zwra­ca­ją uwa­gi! Ależ się cie­szę, że Ade­la przy­sta­nę­ła na chwi­lę, by jak zwy­kle się roz­ma­rzyć! Za­trzy­ma­łem Szel­mę, żeby na was za­cze­kać. Gdy­by nie to, zde­rzył­bym się z tymi im­be­cy­la­mi!

Nor­bert wziął głę­bo­ki od­dech i usi­ło­wał uspo­ko­ić Szel­mę, ale z miej­sca, w któ­rym sto­ję, wy­raź­nie wi­dać, że Szel­mie wciąż trzę­sie się cały zad. O nie, te małe jak cie­cior­ka łe­pe­ty­ny zo­ba­czą jesz­cze, że tak się nie robi miesz­kań­com mo­je­go go­spo­dar­stwa! Da­lej, Ju­lio, po­każ­my im, do cze­go słu­ży mój róg! Ale moja jeźdź­czy­ni po­wstrzy­ma­ła tar­ga­ją­cą mną żą­dzę ze­msty i ka­za­ła mi za­wró­cić. Cóż, praw­dę mó­wiąc, raj­dow­cy od sied­miu bo­le­ści są już da­le­ko (nie­ste­ty), ale co ma na rogu wi­sieć, nie uto­nie, ja wam to mó­wię!

Nor­bert i Ju­lia po­sta­no­wi­li skró­cić wy­ciecz­kę, aby osz­czę­dzić ner­wów mo­je­mu łą­ko­we­mu współ­lo­ka­to­ro­wi.

Od­kąd po­ja­wi­łam się u Do­bro­mi­łych, nie wi­dzia­łam bar­dziej stra­chli­we­go ko­nia niż Szel­ma! Do­brze, przy­zna­ję: wcze­śniej w ogó­le nie wi­dzia­łam żad­ne­go ko­nia, ale mimo wszyst­ko. Na po­cząt­ku Szel­ma nie chciał na­wet zro­bić mi miej­sca w staj­ni. Gdy zo­ba­czył mnie z tym moim ro­giem na czo­le, był prze­ra­żo­ny. On też wcze­śniej znał nie­wie­lu ta­kich jak ja. Nor­bert przez do­brą go­dzi­nę mu­siał mu tłu­ma­czyć, że to taka moja ce­cha szcze­gól­na. Naj­pierw tro­chę się dą­sa­łam. Co to wła­ści­wie ma zna­czyć: „moja ce­cha szcze­gól­na”? Ale po­tem zro­zu­mia­łam, że wszyst­kie inne zwie­rzę­ta w za­gro­dzie też mają ta­kie ce­chy szcze­gól­ne. Gdy Nor­bert mnie przy­gar­nął, by­łam jesz­cze koń­skim dzi­dziu­siem. Nikt mnie nie chciał. Mó­wi­li, że je­stem ano­ma­lią na­tu­ry. Ta­kie opi­nie były mimo wszyst­ko ra­nią­ce. Wów­czas by­łam już nie­mal prze­ko­na­na, że skoń­czę swój ży­wot w le­sie, je­dząc po­ro­sty i nar­cy­zy. Sta­ła­bym się Ade­lą nie­ustra­szo­ną, gór­skim ko­niem ze wzbu­dza­ją­cym po­płoch ro­giem! Na­uczy­ła­bym się bro­nić tym ro­giem przed dzi­ką zwie­rzy­ną. Całe noce spę­dza­ła­bym na pa­trze­niu w gwiaz­dy bez zmru­że­nia oka. Prze­mie­rza­ła­bym świat cały i lśni­ła od ce­ki­nów bla­sku. Pierw­sza po­sta­wi­ła­bym ko­py­to w nie­od­kry­tych kra­inach. Spe­cja­list­ka od ko­ma­rów ko­lum­bij­skich. Od­kryw­czy­ni An­tark­ty­ki. Na­ukow­czy­ni od­da­na spra­wie zwie­rząt. Albo tkwi­ła­bym w jed­nym miej­scu jak ro­śli­na w zie­mi, prze­ra­żo­na i zu­peł­nie sama…

Nor­bert był moją szczę­śli­wą gwiaz­dą, któ­ra przy­le­cia­ła nową te­re­nów­ką z przy­cze­pą.

Kła­mać nie będę: przez całą dro­gę by­łam prze­ra­żo­na! Gdzie jadę? Kim je­stem? Skąd po­cho­dzę? Tyle py­tań krą­ży­ło mi po gło­wie!

Nie ukry­wam, że mam małą skłon­ność do nad­mier­nych re­ak­cji i szyb­kie­go wpa­da­nia w pa­ni­kę. A gdy je­stem ze­stre­so­wa­na i się pocę, wy­dzie­lam za­pach po­zio­mek i waty cu­kro­wej. To nie­co zbyt odu­rza­ją­ca woń, je­śli chce­cie znać moje zda­nie, ale Ju­lia ją uwiel­bia! Na szczę­ście od daw­na jej nie wy­dzie­lam.

Gdy usy­tu­owa­ne na ma­łym pa­gór­ku go­spo­dar­stwo wy­ło­ni­ło się w od­da­li, po­my­śla­łam so­bie, że cała ta hi­sto­ria w su­mie do­brze się dla mnie skoń­czy­ła. Nikt nie chciał tego „dzi­wacz­ne­go” ko­nia, któ­ry za­la­ty­wał cu­kier­ka­mi. Fuj, nie zno­szę tego sło­wa. „Dzi­wacz­ny”. Że niby co? Że mam róg na gło­wie? Ża-ło-sne. Zresz­tą żad­ne za­miesz­ku­ją­ce na­sze go­spo­dar­stwo zwie­rzę nie mia­ło pro­stej hi­sto­rii, za­nim po­ja­wi­ło się u Do­bro­mi­łych.

• Szel­mę już zna­cie. Zo­stał po­rzu­co­ny na łące i szczę­śli­wie za­bra­ny do na­sze­go go­spo­dar­stwa, a nie do miej­sca-któ­re­go-na­zwy-nie-chcę-wy­po­wia­dać. Od­kąd zro­zu­miał, że je­stem zu­peł­nie nie­szko­dli­wym ko­niem i że mój róg nie jest nie­bez­piecz­ny, chce ze mną roz­ma­wiać, nim za­śnie. No, po­wiedz­my, że po­mru­ku­je, gdy ja do nie­go mó­wię. Bo Szel­ma to ga­du­łą ra­czej nie jest!

• Żół­wi­ca Toto. Jeź­dzi wo­kół po­sia­dło­ści, po­nie­waż nie ma tyl­nych łap. Nor­bert tro­chę maj­ster­ku­je i wy­my­ślił dla niej de­skę na kół­kach. Od tej pory Toto przez cały dzień jeź­dzi na de­sce! Jej ostat­nim od­kry­ciem jest mała dróż­ka, któ­ra pro­wa­dzi wprost do grząd­ki sa­ła­ty. Go­spo­darz Nor­bert z od­kry­cia tego „żół­wie­go raju” prze­szczę­śli­wy ra­czej nie jest.

• Lilo i Stich, kró­li­ki al­bi­no­sy. Z po­cząt­ku ich czer­wo­ne oczy, wy­cho­dzą­ce z bia­łej sier­ści wy­wo­łu­ją prze­ra­że­nie, ale gdy tro­chę się ich po­słu­cha, ja­sne sta­je się, że za­sób słow­nic­twa tej pu­cha­tej dwój­ki ogra­ni­cza się do słów: „mar­chew­ka” oraz „szpi­nak” i z całą pew­no­ścią usza­ci nie mają w so­bie nic groź­ne­go!

• Zola, nie­wi­do­ma, ale za to (nad wy­raz) czu­ła psi­na. Tyl­ko ona jed­na w ca­łej za­gro­dzie mówi wię­cej niż ja. Prze­pa­da za za­pa­chem cu­kier­ków. Gdy prze­peł­nio­na mie­sza­ni­ną słod­kich za­pa­chów Ju­lia wra­ca ze szko­ły, Zola dla za­ba­wy wy­li­cza mi je wszyst­kie. A kto wów­czas usłuż­nie za­twier­dza ko­py­tem słusz­ność czy­nio­nych wy­li­czeń? Ma się ro­zu­mieć, że koń, któ­ry pach­nie po­ziom­ka­mi i watą cu­kro­wą. Do­kład­nie tak!

• Ho­no­riusz, nie­co gru­ba­wy kot. Do­brze, zu­peł­nie oty­ły, za to bar­dzo sym­pa­tycz­ny. Ja­kaś ro­dzi­na go nie chcia­ła, po­nie­waż pew­ne­go dnia wdał się w bi­ja­ty­kę i stra­cił ko­niec ogo­na. Od tej pory tro­chę pry­cha, gdy ktoś się do nie­go zbli­ża. Jest bar­dzo sa­mot­ny.

• Świ­nia Coco. Rów­nież nie mia­ła naj­chwa­leb­niej­sze­go z ży­wo­tów, za­nim nie za­adop­to­wał jej Nor­bert. Na po­cząt­ku była nie więk­sza od psa, ale gdy­by­ście te­raz ją zo­ba­czy­li… Waży do­bre dwie­ście kilo! Cza­sa­mi Nor­bert musi pchać jej zad, aby prze­ci­snąć ją przez drzwi jej bar­ło­gu (taką na­zwę nosi jej po­kój). Jest to przed­sta­wie­nie, któ­re ni­g­dy się nie nu­dzi! Coco lubi tar­za­nie się w bło­cie w ta­kim sa­mym stop­niu, co ope­rę Car­men. Nie py­taj­cie mnie o zwią­zek po­mię­dzy jed­ny­mi a dru­gim, wiem tyle, co i wy.

• Ko­gut Hasz­tag nie po­tra­fi piać w wy­so­kich to­nach. Na na­sze nie­szczę­ście on sam uwa­ża ina­czej. Ist­na męka, zwłasz­cza w nie­dzie­lę rano. Czę­sto usi­łu­je piać pio­sen­ki Bi­jon­sé, któ­re ja i Ju­lia śpie­wa­my na okrą­gło. Jed­nak jego ba­ry­ton w ogó­le nie jest do tego przy­sto­so­wa­ny!

• Wresz­cie Pa­prot­ka, naj­wście­klej­sza koza świa­ta! Nie­na­wi­dzi mnie od pierw­sze­go dnia. Nie wiem, co ja jej zro­bi­łam. Wy­da­je mi się, że za­zdro­ści mi zło­te­go rogu, któ­ry jest w do­sko­na­łym sta­nie. Ona rów­nież ma tyl­ko je­den róg, po­nie­waż dru­gi, bied­na Pa­prot­ka, zo­stał jej ucię­ty. A ten, co się ostał, nie wy­glą­da naj­le­piej i jest cały po­obi­ja­ny. Gdy­bym mo­gła, od­da­ła­bym jej swój, bo ona po­trze­bu­je rogu bar­dziej niż koń! W każ­dym ra­zie ro­bię wszyst­ko, aby jej uni­kać. Raz, gdy usi­ło­wa­łam po­wie­dzieć jej, że mi jej żal, za­czę­ła mnie go­nić i chcia­ła mnie bod­nąć. Łąka, któ­rą dzie­li­my, nie jest duża, ja jed­nak za­wsze usta­wiam się na niej tak, żeby sku­bać tra­wę moż­li­wie naj­da­lej od Pa­prot­ki. Ostroż­no­ści ni­g­dy za wie­le.

Yhym, czu­ję, że wzbu­dza to wa­sze za­cie­ka­wie­nie, czy tak? Za­sta­na­wia­cie się: „Ale z ja­kie­go po­wo­du ta koza jest taka zła?”. Mó­wi­łam wam już, że zo­stał jej tyl­ko je­den róg, praw­da? Gdy Pa­prot­ka była mała, miesz­ka­ła w in­nym go­spo­dar­stwie, ale zu­peł­nie nie do po­rów­na­nia z za­gro­dą Do­bro­mi­łych. Jego wła­ści­cie­le nie prze­pa­da­li za zwie­rzę­ta­mi. Ca­ły­mi dnia­mi trzy­ma­li Pa­prot­kę przy­wią­za­ną przed do­mem, za­raz przy sa­mo­cho­dach, i to na bar­dzo krót­kim sznur­ku. W dwie go­dzi­ny zja­da­ła całą ro­sną­cą wo­kół sie­bie tra­wę. Dym z rur wy­de­cho­wych le­ciał jej pro­sto w pysz­czek i do dzi­siaj jesz­cze po­ka­słu­je z tego po­wo­du. Wresz­cie pew­ne­go dnia stwier­dzi­ła, że ma już dość by­cia trak­to­wa­ną go­rzej od ro­śli­ny. Wy­swo­bo­dzi­ła się z wię­zów, ro­ga­mi po­prze­bi­ja­ła wszyst­kie opo­ny w sa­mo­cho­dach i po­sta­no­wi­ła uciec. Wła­ści­cie­le byli wście­kli i cała hi­sto­ria ra­czej źle się skoń­czy­ła… Opo­wie­dział mi ją Nor­bert, któ­ry jed­nak chciał „oszczę­dzić mi koń­ca” (to jego sło­wa). Otóż Pa­prot­ka stra­ci­ła róg w wal­ce, a nasz go­spo­darz w koń­cu za­brał ją do sie­bie. Wy­da­je się, że na po­cząt­ku była jesz­cze wred­niej­sza. Gry­zła Ju­lię w rękę, ale te­raz zro­zu­mia­ła, że lu­dzie w na­szym go­spo­dar­stwie nie chcą zro­bić jej krzyw­dy. Po­mi­ja­jąc jej sto­su­nek do ko­nia z ro­giem, moż­na po­wie­dzieć, że sta­ła się mil­sza.

Ojej, bły­ska się w od­da­li! To­też bły­ska­wicz­nie ro­bię w tył zwrot, al­bo­wiem ni­g­dy nie mogę oprzeć się temu przed­sta­wie­niu. Do­brze wy­czu­wam roz­draż­nie­nie Ju­lii, któ­ra usi­łu­je za­wró­cić mnie na wła­ści­wą dro­gę, ale ode­rwa­nie wzro­ku od tego wszyst­kie­go to dla mnie rzecz nie­moż­li­wa! Wi­dać bia­łe świa­tło, a kil­ka mi­nut póź­niej sły­chać głu­chy bul­got, któ­ry brzmi, jak gdy­by wy­do­sta­wał się on z wnętrz­no­ści ja­kie­goś ogra. To prze­ra­ża­ją­ce, ale jak­że eks­cy­tu­ją­ce przed­sta­wie­nie! Nie wiem, jak to się szczę­śli­wie dzie­je, ale te bły­ski ni­g­dy nie pod­cho­dzą zbyt bli­sko domu.

– Ade­lo! Skończ już, pro­szę, tę za­ba­wę w łow­czy­nię bu­rzy. Da­lej, wra­ca­my.

Ju­lia przy­bra­ła ten nie­co bła­gal­ny ton, któ­ry zu­peł­nie mnie roz­czu­la. Po­wró­ci­łam więc na dro­gę, żeby nie mu­sia­ła mi już su­szyć gło­wy. Zresz­tą sama też nie chcę zmok­nąć. Gdy­by­ście tyl­ko wi­dzie­li moją grzy­wę po desz­czu. Mój jak­że pięk­ny war­kocz wy­wi­ja się na wszyst­kie stro­ny i po różu mo­ich ko­smy­ków nie ma śla­du… Ża-ło-sne! O ob­le­pia­ją­cym moje ko­py­ta bło­cie nie wspo­mi­na­jąc. Pa­trzeć, jak się bły­ska, ow­szem, ale z god­no­ścią.

Osta­tecz­nie bar­dzo się cie­szę, że wra­ca­my do za­gro­dy. I nie je­stem je­dy­na. Szel­ma tak się boi bu­rzy, że bie­gnie naj­szyb­ciej, jak się da. Po­win­ni mu byli dać na imię Cy­ko­rek! Bieg z Nor­ber­tem na grzbie­cie cią­ży mu jak te ba­ra­ny, któ­re wie­czo­rem bę­dzie li­czył, żeby móc po tym wszyst­kim za­snąć.

Na szczę­ście ist­nie­ją na tym świe­cie nie­co bar­dziej pro­mie­ni­ste ko­nie, któ­re pod­no­szą po­ziom!

------------------------------------------------------------------------

Ope­ra fran­cu­skie­go kom­po­zy­to­ra Geo­r­ges’a Bi­ze­ta, jed­na z naj­słyn­niej­szych oper w hi­sto­rii. Ty­tu­ło­wa Car­men to głów­na bo­ha­ter­ka utwo­ru, któ­ry opo­wia­da hi­sto­rię jej zmien­nej mi­ło­ści: „Mi­łość jest wol­nym pta­kiem”, jak śpie­wa sama Car­men w pierw­szym ak­cie ope­ry .

Bey­on­cé – ame­ry­kań­ska pio­sen­kar­ka i tan­cer­ka. Wy­stę­pu­je rów­nież pod pseu­do­ni­mem Beé i Qu­een B .
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: