Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Agata i jeszcze Ktoś - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Maj 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Agata i jeszcze Ktoś - ebook

Agata i jeszcze Ktoś to drugi tom cyklu Agata z placu Słonecznego, o przygodach pięciorga rodzeństwa, które pozostawione pod opieką niezwykłej niani wędrują w miejsca, o jakich innym dzieciom się nie śniło. Dziwny teatr, świat lustrzanego drzewa, nieprzebyta kraina śniegu, spotkanie z Piotrusiem Panem to wyzwania dla dziecięcej wyobraźni.

Polska MARY POPPINS!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63656-95-9
Rozmiar pliku: 3,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MIASTO Z KORONKI

W nocy Matyldę obudziło miarowe stukanie. Otworzyła oczy i ujrzała przed sobą księżyc. Wieczorem zapomniała zasłonić okno i teraz leżała, wsłuchując się w dziwne odgłosy domu.

Od czasu kiedy na Forteczną przybyła Agata, nic nie było zwyczajne. Nawet stukanie oderwanej rynny, bo zapewne to ona wydawała ten uporczywy dźwięk.

– Piotrusiu... – wyszeptała, mając nadzieję, że brat też nie śpi.

– No... – rozległ się zaspany głos bliźniaka.

– Coś stuka – poinformowała go Matylda. – Cały, calutki czas, a ja tu leżę.

– Trudno, żebyś stała – burknął chłopiec. – Ale skoro już mnie obudziłaś, to chodźmy sprawdzić, co to.

Dzieci wyszły z łóżek i podeszły na palcach pod drzwi. Wyjrzały na korytarz. Panowały tam kompletne ciemności, nawet w pokoju Agaty nie paliło się światło.

– Dziwne... – odezwał się Piotruś. – Nawet niania śpi?

– Jest trzecia nad ranem, nie może noc w noc nad nami czuwać. Po całym dniu z Nieznośnymi Trojaczkami każdemu należy się odrobina spokoju – zauważyła bliźniaczka.

Stukanie rozległo się na nowo, i to tuż nad ich głowami. Coś dziwnego działo się na strychu.

Miejsce na samej górze nie byłoby tak ciekawe, gdyby nie kufer. Rodzice trzymali w nim swoje rzeczy, więc dzieci poczuwały się do opieki nad skarbami mamy i taty.

– A jeśli ktoś kradnie kufer? – zdenerwowała się Matylda.

– To wypędzimy go stamtąd albo wezwiemy policję, ale przedtem zwiążemy sznurem do suszenia bielizny, na wypadek gdyby chciał uciekać – wyliczał Piotruś, ze strachu ściskając mocno rękę siostry.

Matylda i Piotruś nie rezygnowali tak łatwo, więc choć trochę się bali, postanowili sprawdzić, co kryje się na strychu. Nie tracili czasu na rozmowy, tylko wspięli się po schodach na samą górę.

Drzwi prowadzące na strych były lekko uchylone. W środku paliło się światło. Matylda przyłożyła oko do szpary i zajrzała do pokoju. Pośrodku, tyłem do drzwi, siedziała Agata. Wyciągała coś ze swojej walizki, którą nie wiadomo kiedy i po co zaniosła tak wysoko. Co niania robiła o trzeciej nad ranem pod spadzistym dachem domu w podomce w żyrafy i długiej koszuli nocnej wykończonej brukselską koronką? Nie wiadomo. Co robiła tam jej walizka, kryjąca nieskończoną liczbę niespodzianek? Nie wiadomo. Jednak stała tam wśród rupieci, łatwa do rozpoznania dzięki naklejkom z różnych stron świata. Ta tajemnicza scena była warta wspinania się po schodach. Nie ma na świecie bardziej nieprzewidywalnej niani.

Matylda zmrużyła oczy w jaskrawym świetle mocnej żarówki. I w tej samej chwili dostrzegła coś, czego nie widziała od czasu ostatniego grzebania w pawlaczu w przedpokoju, gdzie spoczywały równo złożone piękne obrusy prababci.

Rozpościerało się przed nimi prawdziwe morze koronek. Kolejne dzieła powstawały na oczach dzieci.

Agata trzymała w ręku szydełko i ruszając nim z prędkością światła, tworzyła wielkie ażurowe serwety. Duże i małe, w najróżniejszych wielkościach. Powstawały tak szybko, że niebawem podłoga strychu zniknęła pod pajęczyną koronek.

– Jakie piękne... – wyszeptała Matylda.

– Po co ona to robi? – zdziwił się Piotruś i przestąpił z nogi na nogę, nie mogąc znieść stania w kompletnym bezruchu. Normalny człowiek nie wytrzymuje długo w tak niewygodnej pozycji.

Podłoga skrzypnęła, ale niania nie odwróciła się i nie przerwała pracy. Dzieci patrzyły jak zaczarowane. Gdy na podłodze nie było już ani skrawka wolnego miejsca, Agata sięgnęła do walizki i wyjęła z niej strój pozwalający jej wtopić się w czerń nocy. Wyciągnęła też plecak i długi mocny sznur. W kieszeni skórzanej kurtki dostrzegli latarkę.

– A więc jednak jest włamywaczem. – Piotruś przysunął się do siostry i wyszeptał jej to prosto do ucha. – Od razu ją podejrzewałem, pamiętasz?

– Cicho... – szepnęła Matylda i zganiła go wzrokiem.

Niania zniknęła za stojącym na strychu parawanem. Pojawiła się dosłownie po sekundzie w czarnych spodniach, golfie, skórzanej ciemnej kurtce i swoich niezniszczalnych martensach. Rude włosy ukryła pod pilotką. Jeden niesforny lok wymknął się z ukrycia, więc niecierpliwie odsunęła go dłonią.

Agata rzeczywiście wyglądała jak włamywacz. Nawet poruszała się w taki sposób, bezszelestnie stąpając wśród koronek, które upychała pospiesznie do plecaka, spoglądając na świecący w ciemnościach zegarek. Nosiła go od zawsze. Był to prezent od Pana Zegarmistrza. Ogromny cyferblat wskazywał godzinę trzecią trzydzieści.

Niania otworzyła okno i wyjrzała. Pomachała do kogoś i zgrabnie zeskoczyła na spadzisty dach domu. Stamtąd po rynnie zsunęła się do ogrodu.

Matylda i Piotruś ruszyli biegiem na dół, po schodach. Chwycili po drodze swetry, kurtki i trampki i gnali teraz do wejściowych drzwi, wkładając je czym prędzej. Wybiegli na ganek i rozejrzeli się, odnajdując wzrokiem Agatę. Na szczęście jeszcze tu była. Dzieci usiadły na schodkach, aby założyć trampki. Po drugiej stronie ulicy, tyłem do bliźniaków, stali Agata i Adam. Rozmawiali przyciszonymi głosami i wyglądali jak prawdziwi spiskowcy. Za moment już by ich tu nie było.

Niania i jej przyjaciel wsiedli na rowery i odjechali w stronę placu Słonecznego. Dźwigali na ramionach wielkie plecaki. Ich cienie wyglądały bardzo groźnie. Dzieci nie wahały się nawet przez moment. Piotruś chwycił hulajnogę opartą o ganek a Matylda wskoczyła na swój rower zostawiony na noc przy parkanie. Nie minęła chwila i pędzili już za parą włamywaczy, chcąc nakryć ich na gorącym uczynku.

– A nie mówiłem? A nie mówiłem? – powtarzał w kółko Piotruś, denerwując okropnie siostrę swym przenikliwym szeptem.

– Nic nie mówiłeś, przestań! – Matylda wpatrywała się w plecy jadącej przed nimi niani. – I tak ci nie wierzę. Jadę, bo jestem ciekawa, co zamierzają robić. Wiadomo, że nie są żadnymi włamywaczami!

– Pożyjemy, zobaczymy – odpowiedział Piotruś, używając ulubionego powiedzenia ich taty.

Chłopiec odepchnął się nogą i rozpędzony przejechał kilkanaście metrów po chodniku, aby zatrzymać się dopiero przy placu Słonecznym, pod zepsutą latarnią. Matylda dołączyła do niego, hamując tuż przy hulajnodze. Ukryli się w cieniu i patrzyli, co też się będzie działo.

Agata i Adam zsiedli z rowerów i wyciągnęli z plecaka niani kilka wielkich koronkowych obrusów. Wspięli się na drzewo z dwóch stron i niania przymocowała koronkę cienką żyłką, przerzucając ją wcześniej przez gałąź. To samo zrobił Adam.

Przywiązywali serwety i serwetki aż do chwili, kiedy koronkowe pajęczyny zawisły między konarami, tworząc magiczny obraz. Światło księżyca przechodziło przez ażurową biel i rysowało na trawie skomplikowane, powtarzające się wzory.

– Dziwne... – wyszeptała Matylda. – Po co oni to robią? Choć muszę przyznać, że koronki na drzewie wyglądają naprawdę pięknie.

Piotruś nie zdołał jej odpowiedzieć, bo Agata i Adam zsunęli się bezszelestnie po pniu i wskoczyli na siodełka. Bliźniaki ruszyły w ślad za uciekinierami.

Miasto nocą wydawało się dzieciom trochę straszne. Za każdym rogiem czaiło się niewiadome, a na ulicach nie było żywego ducha. Wiatr gnał liście i gwizdał, księżyc wyglądał zza chmur, drzewa w ogrodach straszyły nagimi konarami i na domiar złego wielkie kosze na śmieci połyskiwały złowrogo w świetle latarń. To nie była miła przejażdżka, jednak potrzeba zaspokojenia ciekawości okazała się silniejsza niż lęk. Agata i Adam zniknęli za rogiem, więc dzieci przyspieszyły.

Przed nimi rozciągał się park. Uchylona brama zapraszała do środka. Dzieci usłyszały chrzęst żwiru i dostrzegły ślady opon na starannie zagrabionej dróżce.

– Dobra jest! – ożywił się Piotruś. – Są gdzieś niedaleko.

– Brawo, detektywie! – Matylda zasalutowała. – I co teraz?

– Teraz wszystko się wyda! – oznajmił brat. – Agata jest doskonałą nianią, ale jeśli jest też włamywaczem, to będzie musiała wziąć nas na pomocników.

– A myślałam, że chcesz ją wydać policji – zdziwiła się siostra.

– Chyba żartujesz! Ona jest jak Robin Hood!

Umilkli, bo zbliżali się do fontanny. Światło latarń wydobywało z mroku fragmenty parku. Panna z dzbanem czuwała nad kamiennym basenem. Matylda i Piotruś schowali się w krzakach i wyjrzeli ostrożnie, aby zobaczyć, co się dzieje. Ku zdziwieniu dzieci nikogo tam nie było. Tylko suknia panny przystrojona została białą koronką. Spływała aż do linii wody niczym welon.

Dzieci ruszyły śladem świateł. Brama z drugiej strony parku była szeroko otwarta. Przemknęli uliczką, widząc u wylotu małe sylwetki w czerni nocy. Piotruś nigdy tak szybko nie pędził. Jechali ścieżką rowerową, mijając po drodze pomnik generała i dwóch żołnierzy, którzy wyłaniali się spod grzbietu fali.

Matylda często stawała pod pomnikiem i zastanawiała się, czy fala wyrzuci ich bezpiecznie na brzeg, czy przykryje, porywając do morza. Teraz spływała z niej biała koronka. Wyglądała jak spieniona woda. Światełka w oddali migały i rowerzyści oddalali się w stronę wiaduktu, gdzie przebiegały tory miejskiej kolei. Dziewczynka obejrzała się przez ramię, aby raz jeszcze spojrzeć na pomnik w koronkach.

Jechali teraz pod górę. Piotruś z trudem odpychał się nogą od chodnika, nieprzyzwyczajony do tak długich tras. Siostra radziła sobie lepiej, ale też powoli traciła siły. Na szczęście wjechali na szczyt wzniesienia, tam, gdzie rozciągał się widok na tory. Światełka przy szynach migotały na czerwono i fioletowo. Na bocznicy stał porzucony wagon. Piotruś pomyślał, że tor wygląda niczym pas startowy na lotnisku nocą, i jak na zawołanie na niebie pojawił się samolot. Chłopiec zapatrzył się w mały punkcik, czując nagłą tęsknotę za rodzicami.

– Piotrusiu, zobacz! Oni zdobią miasto! – krzyknęła Matylda i aż podskoczyła z radości. – Już wiem! Już wiem!

– Ciszej! – Piotruś drgnął wyrwany z zamyślenia. – Gdzie? Co zdobią?

– Miasto! Przecież mówię. – Dziewczynka wychyliła się przez balustradę wiaduktu, chronioną gęstą metalową siatką.

W dole, wzdłuż całego mostu, wisiały koronki. Tworzyły ażurowy pas i było to tak zaskakujące, że Matylda dosłownie zaniemówiła.

– Kiedy Agata zdołała je zrobić? – zdziwił się Piotruś. – Przecież są takie wielkie!

– Może szydełkowała całymi nocami, odkąd do nas przybyła. Specjalnie na tę okazję – zgadywała Matylda.

Złota damka połyskiwała w świetle księżyca. Wyprostowana sylwetka ubranej na czarno dziewczyny przywodziła na myśl wojowniczki z bajkowych opowieści. Nieustraszona niania. „Szkoda, że Nieznośne Trojaczki tego nie widzą” − pomyślała Matylda.

W tym samym momencie Adam wspiął się na latarnię i zawiesił na niej koronkową chustę. Światło przygasło i wydawało się, że oprócz bliźniaków i dwojga spiskowców nikogo nie ma w pobliżu i piękno tej sceny umknie gdzieś i przepadnie. Tak sądził Piotruś, ale pomylił się, bo na ulicy, blisko krawężnika, spał skulony mężczyzna. Musiał być bezdomny, skoro leżał na tobołku, przykryty gazetami. Nie zauważyli go wcześniej, lecz teraz, gdy Agata zatrzymała się tuż obok niego, trudno byłoby go przeoczyć. Niania pochyliła się, wkładając do kieszeni jego płaszcza zwitek banknotów. Adam wyjął ze swojego plecaka pled i przykrył nim bezdomnego.

– A jednak Robin Hood – wyszeptał z zachwytem Piotruś.

– Rozdaje biednym, ale nie zabiera bogatym – zauważyła przytomnie Matylda.

Przejechali obok śpiącego mężczyzny i teraz zjeżdżali w dół, mijając po drodze oświetlone centra handlowe, wysokie domy z pojedynczymi jasnymi oknami, gdzieś wysoko, pod chmurami. Przystanki zamieniały się w prawdziwe wystawy koronek. Niania przykrywała nimi krzykliwe plakaty, nadając im miękkość, tłumiąc kolory i wyciszając słowa.

Zmęczone dzieci zatrzymały się na chwilę i usiadły na ławce. Matylda oparła rower, a Piotruś zsiadł z hulajnogi, stawiając ją obok. Przytulili się, podparli głową o głowę i zasnęli.

Nie minęło wiele czasu i przy ławce zajmowanej przez rodzeństwo zatrzymali się niania i jej towarzysz. Spojrzeli z uśmiechem na śpiące bliźniaki. Gdy zdjęli z ramion plecaki, Agata zajrzała do środka swojego i ze zdziwieniem odkryła, że jest pusty.

– Masz jeszcze pledy? – spytała cichym głosem swojego towarzysza.

– Tak, ostatnie dwa – odparł.

– Rozdałeś prawie wszystkie. – Niania się uśmiechnęła.

– A ty rozdałaś wszystkie pieniądze – odparł Adam z przekornym uśmiechem.

– Poproszę o koc dla Matyldy. – Agata pochyliła się nad bliźniaczką.

Potem ostrożnie uniosła ją i obejmując ramieniem, wsunęła delikatnie do środka plecaka, zostawiając otwartą górę. Dziewczynka zmieściła się bez trudu. Sapnęła, moszcząc się wygodnie. Adam wziął na ręce Piotrusia, owinął go kocem i ułożył w swoim plecaku. Niebawem zjeżdżali powolutku z wiaduktu, kierując się w stronę domu. Przypięty rower Matyldy i hulajnoga Piotrusia toczyły się za nimi, cicho pobrzękując.

Miasto wyglądało jak koronkowy sen. Mijane drzewa lśniły bielą, a postaci na pomnikach kryły się pod welonami z koronek niczym duchy.

Na ulicy Fortecznej panowała cisza. W oknie Damy od Zdjęć paliło się światełko. Jak zwykle nie spała, wywołując zdjęcia lub czytając grube książki. Furtka skrzypnęła, gdy Agata z Adamem wjechali do środka.

Zsiedli z rowerów tuż przy schodkach i otworzyli drzwi. Poszli cicho na górę, słysząc dobiegające stamtąd oddechy śpiących głęboko Nieznośnych Trojaczków. Po drodze minęli kapcie Matyldy. Musiała je zgubić, zbiegając po schodach. W pokoju starszych dzieci leżały porzucone w pośpiechu szlafroki. Niania i jej przyjaciel postawili ostrożnie plecaki i wyjęli śpiące rodzeństwo. Bliźniaki ani drgnęły. Matylda i Piotruś nawet nie poczuli, jak ułożono ich w pościeli.

Agata zeszła cicho po schodach i otworzyła drzwi. Położyła na ustach palec, ale nie mogła opanować lekkiego uśmiechu. Na ganku pojawił się szron. Wspinał się powoli po schodkach. Przypominał mgłę, ale niania nie dała się zwieść. Adam pomachał do niej, stojąc przy furtce, i przeszedł na drugą stronę ulicy. Niebawem w okrągłym oknie jego poddasza zapaliło się światło.

Niania wróciła na górę i sprawdziła jeszcze, czy dzieci są przykryte i mocno śpią. Uspokojona weszła do pokoju, gdzie czekało już na nią łóżko. Gdy zniknęła w łazience, na okiennej szybie pojawiła się delikatna koronka mrozu.

Nastał ranek. Matylda otworzyła oczy, czując, że coś się zmieniło. Na krześle przy łóżku leżały porządnie złożone ubrania i choć miała na sobie koszulę nocną, odkryła, że jej stopy są brudne. Zerknęła na Piotrusia i zobaczyła, że ogląda swoje dłonie.

– Co tam widzisz? – spytała. – Stałeś się siedmiopalczasty?

– Bardzo śmieszne – burknął brat. – Po prostu patrzę, bo jest na nich błoto. Nie pamiętam, jak wróciliśmy do domu.

– Ja też nie – odparła Matylda. – To dziwne...

– Przypominam sobie, że usiedliśmy na ławce...

– A pamiętacie, że dzisiaj idziecie do szkoły? – spytała niania, wchodząc do pokoju energicznym krokiem.

Jak zawsze tryskała energią. Miała na sobie czerwony sweter i żółte spodnie. Na włosach zawiązała wściekle różową chustę, a w ręku trzymała seledynową miotełkę do odkurzania obrazów. Spoglądała na dzieci z ledwo hamowanym zniecierpliwieniem.

– Grzanki ze słodkim serkiem, miód i kakao. Za siedem minut – rzuciła przez ramię, wychodząc z pokoju.

Matylda usiadła na łóżku, przecierając oczy. Nie mogła uwierzyć, że jest ranek, a nie noc, i że przebywa we własnym pokoju, a nie wśród wysokich domów i gwiazd. Z wiatrem we włosach i stopami na pedałach.

– Piotrusiu! Koronki! – krzyknęła nagle, przypominając sobie wszystko.

– Wiem, już nawet zaplanowałem, że wyjdziemy wcześniej z domu i przyjrzymy się uważnie klonowi na naszym placu.

– Ona i tak nic nam nie powie – dodała bliźniaczka i na wyścigi pobiegli do łazienek.

Matylda wkroczyła do łazienki rodziców, w której pachniało perfumami mamy. Gdy odkręciła kran, przyszło jej do głowy, że czemuś musiało służyć to ozdabianie miasta koronkami. Agata niczego nie robi bez powodu. Matylda weszła na strych, aby sprawdzić, czy jest tam walizka. Zniknęła, podobnie jak koronki. Kufer, parawan, stara szafa i wszystko to, co zawsze, i nic innego. Wychodząc, zobaczyła na klamce kawałek białej nici. Był to kordonek używany do robienia serwetek. Schowała go do kieszeni. Wróciła do pokoju i wzięła plecak z książkami.

– Piotrusiu, mam coś – szepnęła do brata, który pakował piórnik i zeszyty. – Prawdziwy dowód. – I pokazała mu biały kordonek.

– Super! Czyli nam się to nie śniło!

Gdy zeszli na dół, Matylda zebrała się na odwagę i spytała:

– Agato, wczoraj w nocy.... wieszałaś koronki... i my...

– Koronek się nie wiesza, koronki się rozkłada i podziwia – przerwała jej niania. – Jedzcie, bo spóźnicie się do szkoły. I włóżcie porządne ciepłe buty.

Śniadanie zjedli w tempie wyścigowym i złapali plecaki, aby wybiec z domu. Gdy Piotruś zakładał buty, zobaczył stojący przy drzwiach wielki czarny plecak. Uśmiechnął się pod nosem. Nikt ich nie przechytrzy. W końcu byli bliźniakami z Fortecznej i z niejedną nianią mieli do czynienia. Agatę pokochali, ale nie znaczy to, że ma prawo mieć przed nimi tajemnice.

Gdy otworzyli drzwi, świat był biały i cały w koronkach. Delikatne i zwiewne wzory pokrywały drzewa i parkany. Przyszła zima. Biegli do szkoły, dotykając po drodze siatki i zbierając palcami pierwszy śnieg. Drzewo przy placu Słonecznym, pokryte szronem, wznosiło konary ku słońcu, które tego dnia było wyjątkowo mocne. Między gałęziami wisiały koronki. Może to był kruchy lód, może tak padało światło, ale dzieci miały pewność, że widzą przed sobą dzieło Agaty.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: