Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Agencja złudzeń - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Agencja złudzeń - ebook

Jak szybko i skutecznie pozbyć się złudzeń na temat swojej kariery i życia osobistego? Finbar Dolan jest zagubiony i samotny, ale jeszcze o tym nie wie.

Konsekwentnie próbuje się odciąć od swojego pochodzenia oraz rodziny i poświęcić błyskotliwej karierze w nowojorskiej agencji reklamowej, ale zbliżająca się czterdziestka sprawia, że popada w coraz większy życiowy chaos i panikę. Chodź do Bożego Narodzenia zostało ledwie parę dni, okazuje się, że Fin musi odwołać dawno planowany urlop, żeby w rekordowym tempie napisać, wyprodukować i zmontować spot reklamowy dla producenta pieluch. Tymczasem sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje. Nasz bohater dowiaduje się, że jego ojciec, który wiele lat temu porzucił rodzinę, poważnie zachorował, a żadne z pozostałych dzieci nie zamierza go nawet odwiedzić w szpitalu. To bodziec, który zmusza Fina do przewartościowania swoich priorytetów, zmierzenia się z uczuciami do koleżanki z pracy, zakwestionowania wagi pieluch w życiu oraz w końcu do wyznania prawdy o sobie i swojej przeszłości.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8074-067-9
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nigdy nie zanudzaj publiczności

Paul Murphy był weteranem wojny w Wietnamie, podczas której w bitwie o Da Nang urwało mu obie nogi. Obecnie mieszkał w jednym z ośrodków dla weteranów w Bostonie. Poznałem go w ostatniej klasie liceum, kiedy musiałem napisać pracę zaliczeniową z historii współczesnej. Zadanie wymagało nie tylko umiejętności wyszukiwania informacji, ale też przeprowadzania wywiadów.

Wiele dni spędziłem z lekarzami, pielęgniarkami i sanitariuszami na rozmowach, które w rezultacie doprowadziły mnie do Paula. Początkowo traktował mnie z rezerwą, ale zdołałem ją przełamać, głównie dzięki temu, że przynosiłem mu fajki, a raz nawet butelkę wódki. Pewnego dnia, kiedy siedziałem w jego szpitalnym pokoju, który zazwyczaj czuć było środkami dezynfekującymi i czasami uryną, zagadnąłem go o lekturę szkolną Urodzony czwartego lipca, pamiętnik Rona Kovica, wiele lat później zagranego w filmie przez Toma Cruise’a.

– Czy ją czytałem? – spytał Murphy retorycznie, zaciągając się marlboro. – To opowieść o mnie.

– Urodził się pan czwartego lipca? – zdziwiłem się.

– Nie – odrzekł. – Dwudziestego czwartego kwietnia.

– Rozumiem…

– Wątpię – rzucił, odpalając kolejnego papierosa od tego, którego właśnie dopalał.

Paul Murphy był człowiekiem pełnym gniewu, lecz uczył się go kontrolować. Raz w tygodniu czytał książki dzieciom z ubogich dzielnic oraz niewidomym. Uwielbiał kręgle i należał do zespołu, którego członkowie grali, pili piwo, śmiali się, nosili drużynowe koszulki oraz brali udział w rozgrywkach ligowych. Spotykał się z pracownicą szpitala – młodą, pełną współczucia kobietą o imieniu Phyllis, pasjami pisującą do gubernatora listy z żądaniem budowy większej liczby podjazdów dla niepełnosprawnych w Bostonie i okolicach. Paul i Phyllis wytatuowali sobie na pośladkach swoje imiona. Murphy wyznał, że muszą być bardzo kreatywni w łóżku „z tej przyczyny, że mam miękką faję”. Wszystko to opisałem w pracy, którą zatytułowałem Śmierć za życia. Dostałem piątkę.

Nauczyciel historii pan Stevens zamieścił pod oceną krótki komentarz: „Fin, z tej pracy emanują wielka dojrzałość i niezwykła wrażliwość. Chwilami byłem głęboko wzruszony. Możesz być z siebie dumny. Świetna robota”.

I rzeczywiście byłem dumny. Jedyny problem w tym, że wymyśliłem każdy szczegół tej opowieści, włącznie z osobą Paula Murphy’ego. Ani jedno słowo nie było prawdą: jego imię, palenie, gniew, utracone kończyny czy pasja do kręgli. Wszystko sfabrykowałem. Napisałem, że w gimnazjum w Ashtabula w Ohio grał w drużynie piłki nożnej tylko dlatego, że podobało mi się brzmienie słowa Ashtabula. Wspomniałem, że gdyby Paul mógł wstać z wózka, mierzyłby 188 centymetrów. Napisałem, że miał problemy z erekcją, bo chciałem wpleść słowo „penis” w tekst, ponieważ bawił mnie jego widok na wydruku.

Nie chodzi o to, że nie starałem się wykonać zadania. Starałem się, ale raczej na pół gwizdka. Rozmawiałem z kumplem mojego starszego brata Larrym Gallagherem, który walczył w Wietnamie. Pracował jako zastępca kierownika w kręgielni Parkway Lines, choć głównie zajmował się sprzedażą na zapleczu małych torebek z trawą. Przeprowadziłem z nim wywiad, jeśli można za wywiad uznać zadanie kilku pytań, podczas gdy Larry spryskiwał wnętrze butów środkiem dezynfekującym. Poprosiłem, by opowiedział mi o Wietnamie i bliznach, które pozostawiła na nim wojna. Odparł, że nie ma żadnych blizn poza jedną na nodze, bo się skaleczył, wsiadając po pijaku do jeepa. Zapytałem o dojmujący ból, którego tam doświadczył. Odrzekł, że to wcale nie było bolesne, raczej śmiertelnie nudne. Dodał też, że bardzo lubił strzelać z pistoletu maszynowego i że „przerwy między walkami były świetne, bo Wietnamki potrafią się naprawdę dobrze pieprzyć”. Podziękowałem mu za czas, który mi poświęcił, a on pozwolił mi rzucić dwa razy za darmo, choć skasował mnie za buty.

Alfred Hitchcock twierdził, że film to życie, z którego wymazano plamy nudy. Wierzę, że tak właśnie postąpiłem, tworząc Paula Murphy’ego, którego pierwowzór z całą pewnością musiał żyć gdzieś w USA. Nie interesowało mnie dokopywanie się do prawdy, lecz tworzenie prawdy, w którą miałem ochotę wierzyć i w którą mogli uwierzyć inni. Bo wydawała się realna.

Zatem nikogo nie powinno dziwić to, że skończyłem w reklamie.Podziękowania

To moja druga pierwsza powieść. Poprzednia nie została wydana na moje (i pewien jestem, że również na wasze) szczęście. Jeśli ta jest w jakimś sensie dobra, to w dużej mierze dzięki garstce ludzi, którzy we mnie wierzyli. A oto oni:

Sally Kim, moja redaktorka w Touchstone. Kupiła niedoskonały i wymagający pomocy produkt. Prowadziła mnie, motywowała, pomagała odszukać właściwą opowieść. Brak mi słów, by wyrazić, co do niej czuję. Ale gdybym je znalazł, zapewne byłyby to nieodpowiednie słowa, a ona potrafiłaby mi pomóc znaleźć te najbardziej trafione.

Stacy Creamer, David Falk, Marcia Burch, Wendy Sheanin, Michael Croy i wszyscy pozostali w Touchstone. Zapaleni czytelnicy i mistrzowie nieznanego pisarza.

Susan Morrison i David Remnick, którzy prowadzą moje Krzyki i szepty w „The New Yorker” od 1999 roku.

David Kuhn, który sprawił, że ta książka stała się rzeczywistością, podobnie jak Billy Kingsland, Maree Hamilton, Grant Ginder, Nicole Tourtelot i Jessie Borkan.

W „The New York Times” Scott Shane, Nora Krug, Michael Newman, Carmel McCoubrey i David Shipley, a w „Los Angeles Times” Nick Goldberg i Susan Brennenman.

Rick Knief, niezrównany przyjaciel, a także ojciec chrzestny mojej córki, który czytał szkic po szkicu. Jego niezrażony optymizm i szczerość pomogły mi na wielu zakrętach.

Deirdre Dolan dodała wiele odkrywczych komentarzy i słów zachęty.

Richard Syvanen, scenarzysta nadzwyczajny, drogi przyjaciel od czasu studiów, który zmarł w wieku trzydziestu pięciu lat i który po przeczytaniu mojego pierwszego scenariusza poradził mi, bym bezwzględnie zajął się powieściopisarstwem.

Mój ojciec, Charles Kenney, oraz bracia Charlie, Michael, Tom, Patrick i Tim. Sami dobrzy ludzie. I pamięci mojej mamy, Anne Barry.

Nie zamierzam dziękować ludziom z MacArthur Foundation, jako że ich notatka na odwrocie mojego odrzuconego podania o grant dla geniuszy („HA, HA!”) nie wydała mi się wcale zabawna.

Połowę tej książki napisałem w czytelni Nowojorskiej Biblioteki Publicznej. Każdego dnia otaczały mnie dziesiątki ludzi piszących, jak sobie wyobrażam, książki, wiersze, rozprawki, podania o pracę, scenariusze czy testamenty, choć był tam też jeden facet, który notował wyłącznie przekleństwa. To bardzo inspirujące, gdy siedzi się wśród osób próbujących coś stworzyć dzień w dzień. Są cichą przybraną rodziną, która szanuje milczenie, pasję oraz dobytek innych podczas krótkich przerw na wyjście do toalety. Zatem wielkie dzięki dla piszących współtowarzyszy oraz dla miasta Nowy Jork i jego dobroczyńców, którzy umożliwiają istnienie takiego miejsca.

Drugą połowę napisałem w kawiarni Once Upon a Tart przy Sullivan Street w SoHo. Jerome Audureau, właściciel, uprzejmie pozwalał mi przesiadywać tam całymi dniami nad jedną lub dwiema filiżankami kawy, zajmować stolik i korzystać z gniazdek elektrycznych. Niektóre z jego pracownic – Josie Canseco, Cleo Rivera, Samina Naz i Anna Marcel – dbały o mnie, karmiły i zawsze miały uśmiech w zanadrzu.

Moja córka i syn, Lulu i Hewitt, którzy pojawili się na świecie i pokazali mi, co jest naprawdę ważne.

I w końcu moja żona, Lissa. Nasza córeczka miała trzy miesiące, kiedy przyszedłem pewnego dnia do domu i oznajmiłem: „Właśnie zostałem zwolniony. I od jutra przestają pokrywać nasze ubezpieczenie zdrowotne. Pomyślałem, że może spróbuję napisać powieść”. W ciągu całego tego długiego, nadwerężającego pewność siebie procesu Lissa pomagała mi, wierzyła we mnie i wspierała. Wieczorami cierpliwie słuchała, gdy czytałem jej to, co pisałem przez cały dzień. Wyłapywała fałsz, przesadę, słabe dialogi. Uczyła mnie, i nadal uczy, co to znaczy kochać i być kochanym.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: