Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Akademia Dobra i Zła 3. Długo i szczęśliwie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Akademia Dobra i Zła 3. Długo i szczęśliwie - ebook

Zapierający dech w piersiach finał bestsellerowej trylogii Akademia Dobra i Zła, w którym to, co stare, staje się nowe, a Sofia i Agata muszą walczyć z przeszłością i teraźniejszością, by znaleźć najlepsze zakończenie swojej baśni. Sofia i Agata, dawniej najlepsze przyjaciółki, sądziły, że zakończenie ich baśni zostało przypieczętowane, gdy ich drogi się rozeszły. Teraz jednak, gdy dziewczęta zostały rozdzielone, Zło zatriumfowało, a Dobro znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Czyżby Opowieść o Sofii i Agacie miała zostać napisana na nowo, podobnie jak inne baśnie? Agata i Sofia muszą współpracować, by ocalić to, na czym im zależy, ale czy nie okaże się to zbyt trudne? Czy zdołają ponownie się zaprzyjaźnić? I czy nowe zakończenie będzie ostatecznym Długo i Szczęśliwie, do którego obie dążą? W niezwykłej opowieści Somana Chainaniego, zamykającej jego niesamowitą trylogię, znajdziecie przygody, humor, romans i jeszcze więcej zaskakujących zwrotów akcji niż do tej pory.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-441-9
Rozmiar pliku: 5,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1 Dyrektor i królowa

To normalne, że wątpisz w prawdziwą miłość ukochanego, jeśli nie wiesz, czy jest on młody, czy stary.

Wygląda młodo, to pewne – pomyślała Sofia, patrząc na smukłego chłopaka ubranego tylko w czarne obcisłe bryczesy; w milczeniu wyglądał przez okno wieży, cały skąpany w przyćmionym blasku słońca. Przyglądała się gładkiej, białej skórze jego gołej klatki piersiowej, muskularnym ramionom, gęstym, sterczącym włosom w kolorze śniegu, lodowato błękitnym oczom… Wydawało się, że nie może mieć więcej niż szesnaście lat, a jednak w tym pięknym nieznajomym kryła się bez wątpienia starsza dusza – i to znacznie, znacznie starsza. Dlatego właśnie przez ostatnie trzy tygodnie Sofia odmawiała przyjęcia pierścienia. Jak mogłaby się związać z chłopakiem, w którym krył się Dyrektor Akademii?

A jednak im dłużej na niego patrzyła, tym bardziej nie potrafiła dostrzec Dyrektora. Widziała tylko energicznego nastolatka o eterycznej urodzie, który prosił ją o rękę. Miał ostro zarysowane kości policzkowe i pełne wargi, był zdecydowanie piękniejszy od księcia, potężniejszy od księcia i – w odróżnieniu od Sami-Wiecie-Którego księcia – należał do niej.

Nagle Sofia przypomniała sobie, że została sama w tym świecie. Wszyscy ją opuścili. Każdy jej rozpaczliwy wysiłek, by stać się Dobrą, został nagrodzony zdradą. Nie miała rodziny, przyjaciół ani przyszłości, a ten oszałamiająco piękny chłopak, który stał właśnie przed nią, był jej ostatnią szansą na miłość. Ogarniająca ją nagle panika sprawiła, że mięśnie stężały, a gardło zaschło. Nie miała już wyboru. Z trudem przełknęła ślinę i powoli podeszła do niego.

Spójrz tylko na niego. Nie jest starszy od ciebie – uspokajała się. – Chłopak z twoich snów. – Wyciągnęła drżące palce w kierunku jego nagiego ramienia… i nagle zamarła. To przecież tylko dzięki magii ten chłopak wrócił do życia – pomyślała i schowała dłoń w rękawie. – Ale ile potrwa taka magia?

– Stawiasz niewłaściwe pytanie – rozległ się miękki głos. – Magia nie dba o upływ czasu.

Sofia uniosła spojrzenie. Chłopak nie patrzył na nią, koncentrował się na bladym słońcu, ledwie prześwitującym przez poranną mgłę.

– Od kiedy to możesz słyszeć moje myśli? – zapytała wytrącona z równowagi.

– Nie muszę słyszeć myśli, żeby wiedzieć, co się dzieje w głowie Czytelniczki – odparł.

Sofia stanęła przy nim. Mimo że owinięta była czarną peleryną, poczuła chłód ciągnący od jego skóry barwy marmuru. Pomyślała o skórze Tedrosa, opalonej, zawsze lekko spoconej i gorącej jak skóra niedźwiedzia. Jej ciało ogarnął płomienny dreszcz – wściekłości, żalu albo czegoś pomiędzy. Zmusiła się do podejścia bliżej chłopaka, tak że ramieniem dotknęła jego odsłoniętej piersi.

Wciąż na nią nie patrzył.

– O co chodzi? – zapytała.

– O słońce. Codziennie wstaje słabsze niż poprzedniego dnia.

– Gdyby tylko twoja moc mogła sprawić, żeby słońce świeciło – mruknęła Sofia – wtedy mielibyśmy codziennie święto.

Chłopak rzucił jej kwaśne spojrzenie, a Sofia zesztywniała. Przypomniała sobie, że w odróżnieniu od jej dawnej Dobrej przyjaciółki, jej nowy adorator nie był ani Dobry, ani przyjazny. Szybko spojrzała za okno i zadrżała w lodowatym wietrze.

– Na litość boską, zimą słońce świeci jeszcze słabiej. Nie potrzebujesz chyba maga, żeby ci to powiedział.

– Może więc Czytelniczka będzie potrafiła wyjaśnić także i to. – Podszedł do kamiennego stołu stojącego w rogu komnaty, gdzie nad otwartą książką z baśniami wisiało długie, ostre jak sztylet i przypominające igłę do robótek pióro.

Sofia spojrzała na barwną ilustrację widoczną na ostatniej stronie – ona pocałunkiem przywracała młodość Dyrektorowi Akademii, a jej najlepsza przyjaciółka znikała wraz z księciem, wracając do domu.

Koniec

– Minęły trzy tygodnie, od dnia w którym Baśniarz zapisał nasze nieszczęśliwe zakończenie – powiedział chłopak. – W ciągu kilku dni powinien zacząć nową baśń, w której Zło miałoby po swojej stronie miłość. Miłość zdolną zniszczyć Dobro. Jedna baśń po drugiej. Miłość, która przemieni Baśniarza z dręczącej Zło klątwy w broń w ręku Zła. – Jego oczy zmrużyły się jak szparki. – Ale on tkwi bez ruchu nad słowem Koniec jak kurtyna, która nie chce spaść po zakończeniu przedstawienia.

Sofia nie mogła oderwać spojrzenia od widocznych na ilustracji Agaty i Tedrosa, zakochanych, obejmujących się i znikających razem. Żołądek jej się zacisnął, a policzki zapłonęły.

– No już – skrzeknęła, zatrzasnęła księgę i wepchnęła ją na półkę obok Żabiego króla, Kopciuszka, Roszpunki i innych zakończonych dawno opowieści Baśniarza. Jej serce powoli zaczęło się uspokajać. – Kurtyna opadła.

W tym momencie książka wyskoczyła z półki, uderzyła Sofię w twarz, popchnęła ją na ścianę i opadła na kamienny stół, otwarta jak poprzednio, na ostatniej stronie. Baśniarz z uporem zalśnił ponad nią.

– To nie przypadek – odezwał się chłopak, podchodząc do Sofii, która pocierała zaczerwieniony policzek. – Baśniarz utrzymuje nasz świat przy życiu, pisząc nowe opowieści, a w tej chwili wcale nie ma zamiaru porzucać twojej baśni. Dopóki pióro nie rozpocznie nowej opowieści, słońce dzień po dniu będzie przygasać, aż w końcu Puszcza pogrąży się w ciemności i nastanie koniec dla nas wszystkich.

Sofia popatrzyła na jego sylwetkę ledwo widoczną w słabym świetle dnia.

– Ale… ale na co ono czeka?

Pochylił się, a jego lodowate palce dotknęły kremowej skóry szyi Sofii. Cofnęła się i wpadła na regał z książkami. Chłopak z uśmiechem podszedł bliżej, zasłaniając sobą słońce.

– Obawiam się, że ma wątpliwości, czy jestem twoją prawdziwą miłością – powiedział półgłosem. – Ma wątpliwości, czy naprawdę jesteś oddana Złu. Ma wątpliwości, czy twoja przyjaciółka i jej książę powinni byli zniknąć na zawsze.

Sofia powoli podniosła wzrok na czarny cień.

– Chodzi mu o ciebie – oznajmił Dyrektor Akademii i wyciągnął rękę.

Na jego zimnej młodzieńczej dłoni Sofia zobaczyła złoty pierścień, a w pierścieniu odbicie swojej przestraszonej twarzy.

Trzy tygodnie wcześniej Sofia pocałunkiem przemieniła Dyrektora Akademii w młodego chłopca i wygnała swoją najlepszą przyjaciółkę do domu. Przez chwilę czuła ulgę, gdy Agata po cichu zniknęła wraz z Tedrosem. Przyjaciółka mogła wybrać księcia zamiast niej, ale w Gawaldonie nie było książąt. Agata umrze więc jako zwyczajna dziewczyna u boku zwyczajnego chłopca, podczas gdy Sofia, daleko od niej, będzie się pławić w swoim Długo i Szczęśliwie. W ramionach chłopaka będącego jej prawdziwą miłością, unoszona pod niebo aż do jego srebrnej wieży, Sofia czekała na przypływ szczęścia. Wygrała w swojej baśni, a wygrana w baśniach powinna oznaczać szczęście.

Ale gdy wylądowali w mrocznej kamiennej komnacie, Sofia zaczęła drżeć. Agata zniknęła. Jej najlepsza przyjaciółka, jej pokrewna dusza. Do tego zabrała ze sobą chłopaka, który stał się Sofii bliski, a to za sprawą tak różnych okoliczności: gdy była dziewczyną i gdy była chłopcem, gdy był jej prawdziwą miłością i gdy był po prostu jej przyjacielem. Agata miała teraz Tedrosa, jedynego chłopaka, którego Sofia naprawdę poznała; Tedros miał teraz Agatę, jedyną osobę, bez której Sofia nie wyobrażała sobie życia. Ona natomiast miała wprawdzie przepięknego chłopaka, ale nie wiedziała o nim nic poza tym, że był zły do szpiku kości. Gdy Dyrektor zbliżył się do niej, młody jak książę, z triumfalnym uśmiechem, Sofia zrozumiała, że popełniła błąd.

Tyle tylko że już było za późno. Przez okno zobaczyła ostatni błysk światła znikającej w mroku Agaty, zamki pokrywające się ponurą czernią, chłopców i dziewczęta ścierających się w okrutnej bitwie, nauczycieli ciskających zaklęciami w uczniów i w siebie nawzajem… Oszołomiona odwróciła się do Dyrektora Akademii i zobaczyła śnieżnowłosego chłopaka, który przyklęknął na jedno kolano i podawał jej pierścień. Powiedział, że jeśli go przyjmie, dwuletnia wojna zostanie zakończona. Nie będzie już walki Zła z Dobrem, chłopców z dziewczętami. Zostanie tylko bezdyskusyjne Zło: Dyrektor Akademii i jego królowa. Z ust pięknego chłopaka usłyszała, że jeśli weźmie pierścień, doczeka się wreszcie szczęśliwego zakończenia.

Nie przyjęła pierścienia.

Dyrektor Akademii zostawił ją w wieży, a okno zabezpieczył tak, żeby nie mogła uciec. Każdego ranka, gdy zegar wybijał dziesiątą, przychodził i po raz kolejny oświadczał się jej, a był nieodmienne przyodziany w nowy strój podkreślający jego muskularne ciało: jednego dnia była to koronkowa koszula, następnego udrapowana tunika, obcisła kamizelka lub żabot. Podobnie zmieniał fryzurę – białe jak obłok włosy czasem były rozwichrzone, czasem przygładzone, a czasem poskręcane w pukle. Przynosił jej też podarunki: wytworne, zdobione klejnotami suknie, ogromne bukiety kwiatów, lawendowe perfumy, fiolki z kremami, mydłami i ziołami; zawsze umiał przewidzieć jej następne życzenie. Mimo to raz za razem potrząsała głową, a on odchodził wtedy bez słowa, krzywiąc się jak nadąsany nastolatek. Sofia zostawała samotna, uwięziona w komnacie, do towarzystwa mając tylko kolekcję baśni oraz jego starą błękitną togę i srebrną maskę, pozostawione na wieszaku na ścianie niczym relikty przeszłości. Jeśli tylko poczuła głód, natychmiast pojawiało się jedzenie, i zawsze na talerzach znajdowała idealne porcje tego, na co właśnie miała ochotę – warzywa na parze, owoce na parze, ryby na parze, a od czasu do czasu bekon z fasolą (nie potrafiła pozbyć się przyzwyczajeń z czasu, gdy była chłopcem). Gdy zapadała noc, w komnacie materializowało się ogromne łoże z aksamitną pościelą w kolorze krwi i z białym koronkowym baldachimem. Początkowo Sofia nie była w stanie zasnąć, przerażona myślą, że Dyrektor mógłby przyjść, wykorzystując ciemności. Ale on pojawiał się zawsze rano, żeby odbyć milczący rytuał oświadczyn i odmowy.

W drugim tygodniu Sofia zaczęła się zastanawiać, co też dzieje się w szkole. Czy odrzucenie przez nią oświadczyn przeciągało wojnę między chłopcami a dziewczętami? Czy ceną stało się czyjeś życie? Próbowała pytać, co dzieje się z jej przyjaciółmi – Hester, Dot, Anadil, Hortem – ale Dyrektor nie odpowiadał na żadne pytania, jakby ceną za zrobienie kroku naprzód było przyjęcie pierścienia.

Dzisiaj odezwał się po raz pierwszy, odkąd ją tu sprowadził. Stojące obok niego w blasku umierającego słońca, Sofia zrozumiała nagle, że nie może zwlekać w nieskończoność. Nadszedł czas, by przypieczętowała swoje zakończenie baśni – albo życiem u jego boku, albo powolnym zgaśnięciem. Złoty pierścień zalśnił na dłoni Dyrektora, obiecując jej nowe życie. Sofia popatrzyła na półnagiego chłopca, modląc się o jakiś powód, dla którego mogłaby przyjąć jego propozycję… ale widziała przed sobą tylko nieznajomego.

– Nie mogę – szepnęła ochryple i oparła się o regał. – Nic o tobie nie wiem.

Dyrektor Akademii popatrzył na nią, a jego kwadratowy podbródek poruszył się lekko, gdy chował pierścień do kieszeni bryczesów.

– A co takiego chciałabyś wiedzieć?

– Przede wszystkim, jak masz na imię? Jeśli mam tutaj z tobą zostać, muszę wiedzieć, jak się do ciebie zwracać.

– Nauczyciele mówią do mnie „Dyrektorze”.

– Nie będę mówić do ciebie „Dyrektorze”! – warknęła.

Zgrzytnął zębami i już chciał coś odpowiedzieć, ale Sofia nie dała się zastraszyć.

– Beze mnie twoje Długo i Nigdy Szczęśliwie nie istniałoby – przypomniała podniesionym głosem. – Jesteś tylko chłopcem. Świetnie zbudowanym, męskim, nieprzyzwoicie przystojnym chłopcem, ale jednak chłopcem. Nie będziesz mną rządzić. Nie zmusisz mnie groźbą do miłości. Nie obchodzi mnie, że jesteś przystojny, bogaty i potężny. Tedros miał to wszystko i tra-la-la, po prostu cudownie nam poszło. Zasługuję na kogoś, z kim będę szczęśliwa. Przynajmniej tak szczęśliwa jak Agata, a ona nie będzie musiała przez resztę życia mówić do Tedrosa „Książę”, prawda? Ponieważ Tedros ma imię tak jak każdy chłopak na świecie, więc ty także je masz i będę go używać, jeśli w ogóle chcesz, żebym dała ci jakąś szansę.

Dyrektor Akademii spurpurowiał, ale Sofia była teraz gotowa ziać ogniem.

– Właśnie tak. To ja teraz tu rządzę. Możesz być Dyrektorem tej przeklętej akademii, ale mną nie będziesz rządzić – ani teraz, ani nigdy. Sam to powiedziałeś: Baśniarz nie pisze, ponieważ to na mój wybór czeka, a nie twój. To ja decyduję, czy przyjąć twój pierścień. To ja decyduję, czy to ma być Koniec. To ja decyduję, czy ten świat będzie żyć, czy też zginie. I jeśli chcesz niewolnicy zamiast królowej, to wiedz, że z przyjemnością będę patrzeć, jak to wszystko obraca się w popiół.

Dyrektor Akademii spiorunował ją wzrokiem, a na jego upiornie białej szyi zapulsowały żyłki. Z wściekłością zagryzł wargi i Sofia pomyślała, że pewnie zaraz ją zje. Cofnęła się przerażona, ale on tylko sapnął gniewnie i odwrócił wzrok. Milczał przez bardzo długą chwilę, zaciskając pięści.

– Rafal – wymamrotał wreszcie. – Mam na imię Rafal.

Rafal – powtórzyła w myślach Sofia. W jednej chwili zobaczyła go na nowo – mleczna delikatność skóry, młodzieńczy błysk w oczach i dumnie wypięta pierś pasowały do burzliwego imienia. Rafal. Co takiego ma w sobie imię, że staje się historią, w którą wierzymy?

Nagle poczuła rumieniec pożądania, zapragnęła go dotknąć… dopóki nie przypomniała sobie, co będzie oznaczał wybór. Ten chłopak zamordował przecież najbliższą sobie osobę w imię Zła, a teraz wierzył, że i ona jest zdolna do tego samego. Sofia powstrzymała się.

– Jak miał na imię twój brat?

Odwrócił się z płonącym wzrokiem.

– Nie wiem, czy ta informacja sprawi, że poznasz mnie choć trochę lepiej.

Sofia nie naciskała. Zauważyła, że mgła widoczna za jego plecami zaczęła się rozwiewać, pozostawiając zielonkawy opar unoszący się nad widocznymi w oddali dwoma czarnymi zamkami. Po raz pierwszy od trzech tygodni zostawił okno otwarte na tyle długo, że mogła wyjrzeć. Ale obie szkoły wydawały się śmiertelnie ciche, na balkonach i dachach nie było śladu życia.

– G-g-gdzie są wszyscy? – wyjąkała. Przyjrzała się naprawionemu mostowi pomiędzy zamkami. – Co się stało z dziewczętami? Chłopcy zamierzali je pozabijać…

– Królowa miałaby prawo zadawać mi pytania o akademię, którą włada – odparł Rafal. – Ale ty nie jesteś jeszcze królową.

Sofia odchrząknęła i spojrzała na wypukłość jego kieszeni – pierścień.

– Dlaczego właściwie stale się przebierasz? To… dziwne.

Po raz pierwszy chłopak zaczął sprawiać wrażenie zakłopotanego.

– Ze względu na twoje odmowy. Doszedłem do wniosku, że mogłoby pomóc, gdybym się ubierał jak książę, za którym goniłaś. – Podrapał się po muskularnym brzuchu. – Przypomniałem sobie, że syn Artura nie zawracał sobie głowy noszeniem koszul.

Sofia prychnęła, starając się nie patrzeć na jego perfekcyjny tors.

– Nie wiedziałam, że wszechpotężni też mają problemy z wiarą w siebie.

– Gdybym był wszechpotężny, sprawiłbym, żebyś mnie pokochała – burknął.

Sofia usłyszała rozdrażnienie w jego głosie i na moment zobaczyła zwyczajnego chłopca, zakochanego i starającego się o względy dziewczyny, której nie mógł dostać. Potem jednak przypomniała sobie, że to nie jest zwyczajny chłopiec.

– Nikt nie może sprawić, że ktoś go pokocha – odparowała. – To była dla mnie najbardziej bolesna lekcja. Poza tym nawet gdybyś mógł sprawić, bym cię pokochała, ty przecież nie zdołasz pokochać mnie. Skoro z własnej woli wybrałeś Zło, to znaczy, że nie potrafisz kochać. Dlatego właśnie twój brat nie żyje.

– A jednak ja żyję dzięki pocałunkowi prawdziwej miłości – odparł Rafal.

– Zdobyłeś go podstępem…

– Nie wyrwałaś mi się.

Sofia pobladła.

– Nigdy nie pocałowałabym cię z własnej woli!

– Doprawdy? Skoro powróciłem do życia, skoro stałem się znowu młody… to pocałunek musiał być odwzajemniony, nieprawdaż? – Spojrzał na oszołomioną Sofię i uśmiechnął się. – Jestem pewien, że twoja przyjaciółka cię tego nauczyła.

Sofia nic nie odpowiedziała, ponieważ prawda odebrała jej wolę walki. Tak jak Agata mogła kiedyś pochwycić rękę Tedrosa, ale wybrała zamiast tego Sofię, tak i Sofia mogła odesłać Dyrektora Akademii do grobu. A jednak byli tu oboje, piękni i młodzi, ofiary pocałunku, któremu starała się zaprzeczyć. Dlaczego tamtej nocy z nim została? Musiała odpowiedzieć sobie na to pytanie. W końcu zorientowała się przecież, że to jego całuje. Patrzyła na chłopaka z porcelany i myślała o wszystkim, co zrobił, by ją zdobyć – pokonał śmierć i czas… Myślała o jego niewzruszonej wierze, że potrafi ją uszczęśliwić bardziej niż rodzina, przyjaciółka czy książę. Przyszedł do niej, gdy nikt inny jej nie chciał. Wierzył w nią, gdy nikt inny w nią nie wierzył. Sofia poczuła, że głos więźnie jej w gardle.

– Dlaczego tak bardzo mnie pragniesz? – zachrypiała.

Popatrzył na nią, a jego zaciśnięte szczęki rozluźniły się, wargi lekko się rozchyliły. Sofia pomyślała, że w tym momencie wygląda tak, jak wyglądał Tedros, gdy się nie pilnował – jak zagubiony chłopiec udający dorosłego.

– Ponieważ dawno, dawno temu byłem taki jak ty – powiedział cicho. Zamrugał szybko, pozwalając, by ogarnęły go wspomnienia. – Starałem się kochać mojego brata. Starałem się uciec od przeznaczenia. Myślałem nawet, że znalazłem… – Urwał. – Ale to wszystko prowadziło tylko do kolejnego bólu… kolejnego Zła. Tak samo jak każda twoja próba znalezienia miłości. Twoja matka, twój ojciec, twoja przyjaciółka, twój książę… Im bardziej ścigasz światło, tym więcej ciemności znajdujesz. A jednak wciąż wątpisz, czy twoje miejsce jest po stronie Zła.

Sofia zesztywniała, gdy delikatnie uniósł jej podbródek.

– Przez tysiące lat Dobro pouczało nas, czym jest miłość. Ty i ja próbowaliśmy kochać w taki właśnie sposób, ale znaleźliśmy tylko cierpienie – przypomniał chłopak. – Ale co będzie, jeśli istnieje inny rodzaj miłości? Mroczniejsza miłość, która zamienia ból w potęgę. Miłość zrozumiała tylko dla tych, których połączy. Dlatego właśnie nie przerwałaś pocałunku, Sofio. Ponieważ ja widzę cię taką, jaką jesteś naprawdę, i taką cię kocham. Nikt inny tego nie potrafi. Ponieważ poświęciliśmy dla siebie nawzajem więcej, niż Dobro potrafiłoby sobie wyobrazić w najśmielszych marzeniach. Nie ma znaczenia, że oni nie nazwą tego miłością. My wiemy, że nią jest, tak jak wiemy, że ciernie są tak samo częścią róży jak jej płatki. – Pochylił się, a jego wargi musnęły jej ucho. – Jestem zwierciadłem twojej duszy, Sofio. Kochając mnie, kochasz samą siebie – wyszeptał. Potem uniósł jej dłoń do ust, ucałował ją jak książę i ostrożnie wypuścił.

Serce Sofii ścisnęło się tak gwałtownie, że miała wrażenie, jakby wyrwał je z jej piersi. Nigdy wcześniej nie czuła się aż tak odsłonięta, bezwiednie więc owinęła się ciaśniej czarną peleryną. Powoli oddech zaczął jej wracać, a serce ogrzewało dziwne uczucie. Ten chłopak o mrocznej duszy rozumiał ją. Poruszona do głębi, potrząsnęła głową.

– Nie wiem nawet, czy jesteś prawdziwym chłopakiem.

Uśmiechnął się.

– Jeśli twoja baśń miała jakiś morał, Sofio, to była nim prawda, że rzeczy są tylko takie, jakimi się wydają.

Sofia zmarszczyła brwi.

– Nie rozumiem… – zaczęła, ale w głębi duszy rozumiała.

Chłopak popatrzył na słońce, słabe i przymglone, a Sofia wiedziała, że minął już czas na zadawanie pytań. Gdy wsunął rękę do kieszeni, całe jej ciało zadrżało, jakby coś ciągnęło ją do wodospadu, przed którym nie było ucieczki.

– Czy będziemy tak szczęśliwi jak Tedros i Agata? – naciskała łamiącym się głosem.

– Musisz zaufać swojej baśni, Sofio. Nie bez powodu dotarła do Końca. – Rafal odwrócił się do niej. – Teraz przyszedł czas, żebyś także zaczęła w nią wierzyć.

Sofia patrzyła na złotą obrączkę w jego dłoni, a jej oddech stawał się coraz szybszy… Wzdrygnęła się i odepchnęła go, ale gdy wyciągnął do niej rękę, popchnęła go na ścianę i przycisnęła dłoń do jego zimnej piersi. Nie stawiał oporu, kiedy przesunęła ręką po jego klatce piersiowej. Oddychała ciężko, z szeroko otwartymi oczami, ale nie wiedziała, czego szuka, aż poczuła to pod palcami i zamarła. Jej dłoń unosiła się i opadała na jego piersi, unosiła się i opadała, a pod nią uderzało serce Rafala. Sofia powoli podniosła spojrzenie, chłonąc mocny, pełen nadziei rytm, taki sam jak jej własny.

– Rafal – wyszeptała, powołując do życia chłopaka.

Opuszki jego palców musnęły jej twarz, a Sofia po raz pierwszy nie wzdrygnęła się pod ich zimnym dotykiem. Gdy przyciągnął ją, poczuła, że wątpliwości ją opuszczają, a lęk ustępuje miejsca wierze. Czarna peleryna przycisnęła się do jego białego ciała, zamarli jak dwa łabędzie w tańcu, a Sofia pewnie i spokojnie uniosła lewą dłoń do światła. Rafal włożył jej pierścień na palec. Ciepłe złoto milimetr po milimetrze przesuwało się po jej skórze, aż dopasowało się idealnie. Sofia westchnęła, a biały jak śnieg chłopak uśmiechnął się, nie odrywając od niej spojrzenia.

Obejmujący się ramionami Dyrektor i Królowa odwrócili się do zaklętego pióra unoszącego się ponad otwartą baśnią, gotowi, by pobłogosławiło ich miłość… Gotowi, by nareszcie zamknęło ich księgę.

Pióro nawet nie drgnęło.

Księga pozostała otwarta.

Serce Sofii zamarło.

– Co się stało?

Spojrzała na bursztynowe słońce, które znowu o jeden odcień pociemniało. Twarz Rafala stężała w śmiertelną maskę.

– Najwyraźniej to nie w nasze szczęśliwe zakończenie powątpiewa Baśniarz.3 Nowe czy stare

Może powinniśmy zamknąć oczy – powiedział Tedros.

– Albo ubrani w piżamy odtańczyć taniec deszczu, śpiewając przy tym Kółko graniaste – burknęła Agata, na której kolanach spał smacznie Rozpruwacz. – Minęła już pora obiadowa i umieram z głodu. Ile razy mamy tego próbować?

– Strasznie cię przepraszam, a mamy coś lepszego do roboty?

Agata popatrzyła na karalucha, który przemknął obok nich, przecisnął się pod zaryglowanymi drzwiami wejściowymi i zniknął.

– Masz rację – powiedziała i zacisnęła powieki.

– Dobra – mruknął Tedros i zamknął oczy. – Raz… dwa… trzy!

Agata zmarszczyła twarz, a Tedros zrobił to samo. Wyciągnęli przed siebie palce wskazujące, jednocześnie zrobili wydech i otworzyli oczy.

Palec żadnego z nich nie zaczął świecić.

Tedros przyjrzał się palcowi Agaty.

– Za bardzo obgryzasz paznokcie.

– Och, na litość boską! Nie dostaniemy się do Puszczy, jeśli nie odzyskamy magii – warknęła i schowała rękę do kieszeni. – Magia reaguje na emocje, tego uczono nas w szkole. Sam to powiedziałeś! Jeśli oboje jednocześnie wypowiemy życzenie, brama powinna się otworzyć…

– Chyba że któreś z nas ma wątpliwości – przypomniał Tedros.

– W takim razie proponuję, żebyś się ich pozbył – prychnęła Agata, wstając. – Spróbujemy rano. Matka nigdy tak późno nie wracała, więc będzie tu lada moment…

– Agato.

Zobaczyła, że Tedros uśmiecha się do niej odrobinę krzywo… tak jakby chciał powiedzieć, że doskonale wie, o czym ona myśli, nawet jeśli stara się to przed nim ze wszystkich sił ukrywać.

– Jesteś sprytniejszy, niż na to wyglądasz – mruknęła i usiadła z powrotem.

– A ty jesteś znana z tego, że nie sądzisz nikogo po pozorach. – Tedros przysunął się bliżej. – Słuchaj, jeśli chcesz się najpierw pożegnać z matką…

– Wtedy tylko zwątpię jeszcze bardziej – wymamrotała Agata. – Czy potrafiłbyś powiedzieć swojej matce, że opuszczasz ją na zawsze?

– Nie mam pojęcia. Moja matka opuściła mnie bez pożegnania – odparł Tedros.

Agata popatrzyła na niego i nagle poczuła się okropnie głupio. Tedros przysunął się bliżej.

– O co chodzi, najdroższa? – zapytał. – Czego tak naprawdę się boisz?

Agata poczuła przypływ paniki i wyrwało jej się coś, czego nie mogła powstrzymać.

– A jeśli to we mnie tkwi problem? – wypaliła. – Za każdym razem, gdy staram się być szczęśliwa, coś idzie nie tak. Najpierw z Sofią, teraz z tobą. Bezustannie myślę o tym, że to nie z nami coś jest nie w porządku… tylko ze mną. Jestem dziewczyną, która psuje każdą opowieść. Jestem dziewczyną, która powinna być sama. Dlatego właśnie boję się opuścić matkę. Co będzie, jeśli nie powinnam być z tobą, Tedrosie? Co będzie, jeśli się okaże, że powinnam zostać tutaj tak jak ona i nigdy nie znaleźć miłości?

Tedros znieruchomiał zaskoczony.

Agata poczuła, że powietrze powoli wraca jej do płuc, jakby ktoś zdjął z jej piersi ciężki głaz.

Książę przesunął palcem po szczelinie między cegłami w podłodze.

– Znamy tylko zakończone baśnie, Agato. A może do każdego Długo i Szczęśliwie potrzeba kilku przymiarek? Pomyśl o tym. Za każdym razem, gdy opuszczałaś Puszczę, próbowałaś wrócić do starego życia. Ale teraz jest inaczej, prawda? Gdy dotrzemy do prawdziwego zakończenia, rozpoczniesz nowe życie ze mną. Będziemy musieli opiekować się królestwem, aż oboje się zestarzejemy i przyjdzie czas, by przekazać koronę. Tak jak zrobił to mój ojciec i jego ojciec, i wszyscy wcześniej.

Agata uświadomiła sobie nagle, jak samolubna i małostkowa była, zatrzymując tutaj swojego księcia.

– Obiecuje – powiedział i ścisnął jej dłoń. – Tym razem będziemy szczęśliwi.

– No dobrze, powiedzmy, że uda nam się wrócić do Akademii Dobra i Zła – ustąpiła. – Jaki mamy plan?

– Oczywiście naprawić wszystko – prychnął Tedros. – Uratujemy Sofię, zabijemy Dyrektora, odzyskamy Eskalibur, uwolnimy pozostałych uczniów, a potem oboje pojedziemy do Kamelotu. W samą porę na moje szesnaste urodziny i koronację. Koniec. – Umilkł na chwilę. – Prawdziwy koniec.

Agata wydała dźwięk pomiędzy kaszlnięciem i kichnięciem.

– No dobrze, Sofia może jechać z nami, jeśli zamierzasz się przy tym upierać – westchnął Tedros.

– Tedrosie, mój ukochany – stwierdziła kwaśno Agata. – Czy uważasz, że możemy tak po prostu wmaszerować przez szkolną bramę i zabić Dyrektora Akademii, zupełnie jakbyśmy poszli do cukierni kupować ptysie?

– Myślę, że kupienie czegokolwiek w cukierni jest w tym momencie o wiele trudniejsze – zauważył Tedros i spojrzał na drzwi zaryglowane na trzy zamki.

Agata odsunęła się i przygotowała się do walki.

– Po pierwsze, Dyrektor Akademii jest wszechpotężnym czarownikiem, którego ostatnio widzieliśmy, jak powrócił do życia, stał się znowu młody i dźgnął cię twoim własnym mieczem. Po drugie, równie dobrze mógł już zabić zawszan i mieć wszystkich po swojej stronie. A po trzecie, nie zapominaj, że będzie miał straże i pułapki, i…

– Merlin zwykł mawiać: „Zamartwianie się nie przybliża do rozwiązania problemu. Powoduje tylko gazy” – Tedros ziewnął.

– Cofam to, że jesteś sprytniejszy, niż na to wyglądasz – jęknęła Agata.

Kot poruszył się i chwiejnie wysunął się z jej ramion, ale najpierw splunął na kolana Tedrosa. Książę trzepnął go, więc Rozpruwacz uciekł, krzywiąc się okropnie do Agaty, żeby pokazać, co myśli o wybranym przez nią życiowym partnerze.

– Kiedyś mnie kochał – powiedziała Agata, obserwując kota przeżuwającego głowę zdechłego kanarka.

– Agato, popatrz na mnie.

– Tedrosie, nie masz nawet swojego miecza, nie wspominając już o planie. Oboje zginiemy.

– Agato, proszę, popatrz na mnie.

Zrobiła to, zaplatając ramiona.

– Nie możesz zaplanować swojej baśni, tak samo jak nie możesz zaplanować, w kim się zakochasz. To właśnie jest tajemnicą baśni – powiedział Tedros. – A nawet gdyby to było możliwe, co za przyjemność żyć w opowieści, jeśli wiesz, jak się zakończy? Wiemy tylko, że Dobro zawsze zwycięża, prawda? Czyli skoro Dobro nie pokonało jeszcze Zła, nasza baśń nie może być zakończona. Gdy tylko wypowiemy życzenie, znajdziemy się z powrotem tam, gdzie nasze miejsce, w pogoni za szczęśliwym zakończeniem. Zaufaj naszej baśni, Agato. Gdy przyjdzie właściwy moment, będziemy wiedzieli, co należy zrobić.

– A co z Sofią? Co będzie, jeśli nam nie przebaczyła?

Tedros zastanawiał się przez chwilę.

– Wszystko, co robiła Sofia, robiła po to, by zbliżyć się do ciebie lub do mnie. Wszyscy popełnialiśmy błędy, to pewne. Ale Dobro czy Zło, chłopak czy dziewczyna, wszyscy troje jesteśmy częścią tej baśni. – Popatrzył prosto na Agatę. – Więc jak Sofia mogłaby być szczęśliwa, jeśli my nie będziemy?

Agata ucichła, świadoma tego, że pogrążony w półmroku pokój z jednej strony łączy ją z księciem, a z drugiej odsuwa ich od siebie.

Dużo wcześniej, nim poznała swoją przyjaciółkę, czytała baśnie z księgarni pana Deauville’a, potajemnie kupowane tuż po otwarciu sklepu, gdy w środku nie było jeszcze nikogo, za pieniądze, które matka dawała jej na słodycze. Rozkoszowała się smakiem przesłania tych książek bardziej niż gorącą czekoladą czy ciastem karmelowym, ponieważ ten sam morał powtarzał się raz za razem: nie potrzebujesz setki prawdziwych miłości, by żyć długo i szczęśliwie… wystarczy jedna. Nie miało znaczenia, że całe miasto nazywa ją dziwadłem, czarownicą czy wampirem. Wiedziała, że jeśli zdoła znaleźć tę jedną osobę, która ją pokocha – to jedno głupie serce – będzie miała wszystko to, co księżniczki z baśni, pomijając tylko koszmarną różową sukienkę, irytujące blond loczki i nieprzytomne z rozmarzenia oczy.

Od kiedy poznała Sofię, to Sofia była tym sercem: przyjaciółką, przy której czuła się normalna i potrzebna, której wyraźnie zależało na niej, chociaż za wszelką cenę starała się to ukrywać. Poprzednio Agata zrobiła wszystko, by mieć pewność, że zostaną razem na zawsze, i nie dopuścić, by przyjaciółka została jej odebrana przez chłopaka… Aż jakimś cudem sama zakochała się w tym chłopaku. Wtedy opowieść powtórzyła się, tylko tym razem to Sofia robiła wszystko, by rozdzielić chłopaka i swoją przyjaciółkę. To był przeklęty trójkąt romantyczny z Sofią, którą za wszelką cenę trzeba było usunąć. W końcu Agata i Tedros pozbyli się jej, zamieniając trójkąt w łączącą ich linię prostą. Książę i księżniczka, w końcu razem, tak jak we wszystkich książkach ukrytych pod jej łóżkiem. Ale teraz, siedząc w ciemności, Agata coraz bardziej czuła się dawną cmentarną dziewczynką i zastanawiała się, czy powód, dla którego tęskni za najlepszą przyjaciółką, nie jest najprostszy z możliwych. A jeśli to nie Sofia nie pozwalała jej być z Tedrosem? A jeśli to dzięki Sofii byli razem?

Bez Sofii nigdy nie otworzyłaby swojego serca.

Bez Sofii nigdy nie nauczyłaby się kochać.

Bez Sofii nie byłoby w ogóle Tedrosa i Agaty.

– Księżniczko? Jaka jest twoja decyzja?

Agata powoli spojrzała na swojego księcia.

– Znajdźmy naszą najlepszą przyjaciółkę.

Tedros, oszołomiony, zamrugał, jego policzki poróżowiały, a jabłko Adama poruszyło się, ale emocje zdławiły słowa. Schował dłoń za plecy.

– Czyli życzymy sobie otworzyć na nowo naszą baśń?

Agata uśmiechnęła się i także ukryła rękę.

– Życzymy sobie na nowo otworzyć naszą baśń.

Tedros zamknął oczy.

– Raz…

– Dwa… – powiedziała Agata, także zamykając oczy.

Jednocześnie zaczerpnęli tchu i wystawili przed siebie palce.

– Trzy…

Drzwi otworzyły się z trzaskiem, a na progu załomotały podkute buciory. Agata zerwała się na równe nogi.

W drzwiach stał strażnik. Zarys jego czarnej peleryny i żelaznej maski z wąskimi szczelinami na oczy były ledwie widoczne w ciemności.

Tedros momentalnie pochwycił Agatę i popchnął ją pod ścianę, a sam złapał nóż do mięsa i wymierzył go w strażnika, zasłaniając swoją księżniczkę własnym ciałem.

– Jeszcze krok, a poderżnę ci gardło! – syknął.

Strażnik zatrzasnął drzwi.

– Schowajcie się oboje! – syknął.

Agata dostrzegła wielkie, brązowe oczy w szczelinach maski.

– Mamo?

– Schowajcie się natychmiast! – skrzeknęła Kallisa, opierając się o drzwi całym ciężarem ciała.

Agata nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Próbowała zrozumieć, co właśnie zaszło. Wpatrywała się w matkę noszącą taki sam strój jak miejscy strażnicy, którym wydano rozkaz doprowadzenia jej na egzekucję.

– Nie r-r-r-r-rozumi…

W tym momencie h usłyszała ich… kroki… głosy…

Przewróciła Tedrosa na ziemię. Zaskoczony książę wypuścił nóż, a kiedy zaczął za nim macać, Agata pociągnęła go za sprzączkę u pasa pod łóżko. Tedros przechylił się nad nią i w ostatniej chwili złapał nóż.

Drzwi otworzyły się gwałtownie. Agata obejrzała się i zobaczyła, że Kallisa została pochwycona od tyłu i popchnięta na ścianę przez dwóch strażników.

– Nie! – jęknęła i już chciała skoczyć jej na ratunek, ale Tedros pociągnął ją z powrotem pod łóżko, usiłując jednocześnie lepiej chwycić rękojeść. Dziabnął się ostrzem w rękę, a w następnej chwili Agata odsunęła nóż biodrem. Z przerażeniem patrzyli, jak ślizga się po podłodze i zatrzymuje na obcasie zabłoconego skórzanego buciora. Powoli podnieśli wzrok.

Do domu wszedł wysoki strażnik, spod maski widać było obnażone zęby. Wyciągnął z kieszeni kilka jajek i taczał je po wielkiej dłoni jak szklane kulki.

– Kiedy pierwszy raz zobaczyłem, jak je kradnie, pomyślałem, że może nie ma dość pieniędzy. Za drugim razem pomyślałem, że może zgłodniała. Ale za trzecim razem… – Wypuścił jajka, które rozbiły się u stóp Kallisy – Zacząłem się zastanawiać, dla kogo je kradnie.

Odwrócił się i kopniakiem odsunął łóżko, odsłaniając Tedrosa. Zimne niebieskie oczy strażnika wpatrywały się w księcia.

– Możemy się pojedynkować jak mężczyźni – powiedział groźnie Tedros. – Ale zostawcie w spokoju moją księżniczkę.

Strażnik popatrzył na niego dziwnie… a potem przesunął spojrzenie i jego wzrok stężał, gdy dostrzegł Agatę leżącą na podłodze za Tedrosem. Błyskawicznie odepchnął Tedrosa i nie odrywał oczu od Agaty.

Zadrżała, gdy rozdeptał rozbite jajka i zbliżał się krok po kroku, aż twardy, brudny czubek jego buta wbił się w jej szyję.

Ściągnął maskę.

– Tyle z twojej obietnicy – warknął Stefan.

Klatka przeznaczona była dla jednego więźnia, nie dla trojga, więc Agata musiała stać tuż obok matki, która trzymała w ramionach zwiniętego w kłębek Rozpruwacza, podczas gdy oszołomiony Tedros kucał, przyciskając dłoń do podbitego oka. Agata powiedziała mu wcześniej, żeby nie stawiał oporu, ale Tedros zapewnił ją, że przyszły król Kamelotu może pokonać sześciu uzbrojonych strażników gołymi rękami.

Okazało się, że nie miał racji.

Agata przytrzymała się zardzewiałych krat, starając się złapać równowagę, podczas gdy koń, powożony przez Stefana, ciągnął klatkę przez pociemniały cmentarz. Widziała tłum gromadzący się wokół oświetlonego pochodniami stosu i obserwujący strażników schodzących ze wzgórza przed więźniami.

– To była twoja kara za to, że pozwoliłaś mi uciec, prawda? Starsi kazali ci zostać strażnikiem. – Agata popatrzyła na matkę. – Dlatego nigdy nie przeszukali domu, ponieważ ty byłaś po ich stronie, broniłaś miasta przed własną córką.

Kallisa pobladła na widok odległego stosu i dwóch płonących pochodni zawieszonych na rusztowaniu.

– Gdy ludzie obwiniali ciebie i Sofię o ataki, Starsi wyznaczyli mnie i Stefana na przywódców nowych patroli, odpowiedzialnych za aresztowanie was, gdybyście się ośmieliły wrócić. To był oczywiście test naszej lojalności: mieliśmy uznać własne dzieci za zdrajców i przysiąc, że poślemy je na stos, albo sami spłonąć jako zdrajcy. – Popatrzyła na Agatę. – Różnica między Stefanem a mną jest taka, że on potraktował tę przysięgę poważnie.

– Jak Stefan mógł zdradzić własną córkę? To przecież Starsi oddali Sofię napastnikom. To oni są źli! Dlaczego miałby ich słuchać…

Gdy klatka ze skrzypieniem wjechała na oświetlony blaskiem księżyca rynek, Agata poznała odpowiedź na swoje pytanie. Wdowa Honora i jej dwaj mali synkowie, Kuba i Adam, stali na tyłach rosnącego tłumu i patrzyli, jak Stefan prowadzi więźniów. Agata wiedziała, ile ci chłopcy znaczą dla ojca Sofii. Najwyraźniej kochał ich o wiele bardziej niż córkę. Ale to nie na chłopców Agata zwróciła uwagę, tylko na złotą obrączkę lśniącą na serdecznym palcu Honory.

– Musiał ich słuchać – powiedziała cicho Kallisa. – Ponieważ Starsi kazali Stefanowi wybierać między starą i nową rodziną.

Agata popatrzyła na nią oszołomiona.

– Ja się nimi zajmę – jęknął głos koło nich.

Tedros chwiejnie stanął między Agatą a jej matką, tak że obie musiały się przycisnąć do krat.

– Obudzili we mnie bestię – oznajmił z furią, próbując zamrugać opuchniętym okiem. – Nikt nie tknie nas palcem.

Drzwi klatki otworzyły się. Dwóch strażników zakneblowało Tedrosa brudną szmatą i wyciągnęło na zewnątrz, a potem równie szorstko wyprowadzili Kallisę. Zanim Agata zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Stefan wskoczył do klatki i sam ją złapał.

– Posłuchaj, Stefanie, Sofia potrzebuje naszej pomocy… – błagała Agata, gdy ciągnął ją przez tłum wrzeszczący na jej widok „wiedźma”, „zdrajczyni” i rzucający w nią zgniłym jedzeniem. – Wiem, że masz nową rodzinę, ale nie możesz się od niej odwrócić…

– Odwrócić się? Myślisz, że się od niej odwróciłem? Od własnego dziecka? – syknął Stefan i pociągnął ją po stopniach na stos w ślad za Tedrosem, który kopał strażników i wydawał stłumione okrzyki. – Obiecałaś mi, Agato. Obiecałaś, że ją uratujesz, a zamiast tego zostawiłaś ją na śmierć. Teraz zobaczysz, jakie to przyjemne.

– Stefanie, nadal możemy ją ocalić! – wypaliła Agata. – Tedros i ja!

– Zawsze myślałem, że pewnego dnia moja córka zostawi cię dla chłopaka – oznajmił Stefan. – Okazało się, że kompletnie się pomyliłem.

Przywiązał ją do stosu długą liną, a strażnicy popchnęli Tedrosa obok niej. Agata czuła żar pochodni płonących nad ich głowami.

– Stefanie, musisz mi uwierzyć! Jesteśmy dla Sofii jedyną nadzieją…

Zakneblował ją czarną szmatą, ale zanim ją zacisnął, Agata zdążyła wziąć jeszcze jeden oddech.

– Jest w rękach Dyrektora Akademii!

Dłonie Stefana znieruchomiały, a jego niebieskie oczy spojrzały na nią, wielkie i szeroko otwarte. Jednak tłum nagle ucichł, a Agata zrozumiała, że jej czas się skończył.

Przybyli Starsi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: