Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Alicja w krainie czasów. Czas zaklęty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Alicja w krainie czasów. Czas zaklęty - ebook

Nowa fenomenalna trylogia królowej literatury kobiecej,  autorki bestsellerowej sagi Stulecie Winnych – Ałbeny Grabowskiej W 1880 roku w podwarszawskim dworku ma przyjść na świat Alicja, owoc płomiennego romansu hrabiego Jana Księgopolskiego ze służącą Natalią. Tymczasem hrabia oczekuje narodzin prawowitego dziedzica. Zdesperowana służąca postanawia zrobić wszystko, żeby arystokrata uznał ich wspólne dziecko, a ją samą pokochał. By to osiągnąć, ucieka się do czarów. Nie wszystko jednak przebiega po myśli Natalii. Syn z prawego łoża umiera, a hrabia zabiera do dworu tylko malutką Alicję, która będzie wychowywała się w dostatku, ale bez miłości ojca i przybranej matki. Odprawione niegdyś czary pozwolą Alicji żyć tak, jak nie żył dotąd żaden człowiek...

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65456-11-3
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Zapukała kilka razy, a kiedy nikt nie odpowiedział, pchnęła drewniane, rozpadające się ze starości drzwi chaty i weszła do środka. Poczuła zapach stęchlizny i inną jeszcze woń, której nie umiała określić. We wnętrzu było zupełnie ciemno.

– Czego chciała? – usłyszała chrapliwy głos.

– Ja... – Drgnęła przestraszona i zawahała się, ale zaraz przypomniała sobie o celu swojej wizyty i pewniejszym głosem wyznała: – ...ja do Iwasi przyszłam...

Zapłonęło wątłe światło. W blasku uniesionej lampy jak z niebytu wychynęła straszna twarz baby Iwasi. Bielmo prawego oka błysnęło niepokojąco.

– Do baby przyszła, tak? – zaśmiała się stara, pokazując bezzębne szczęki. – A po co przyszła, co? O księcia prosić z bajki czy o co inszego?

Dziewczyna powściągnęła obrzydzenie. Oddychała płytko, bo z izby bił fetor nie do zniesienia, jakby Iwasia trupy trzymała po kątach. „A może trzyma?” – trwożnie pomyślała Natalka i podtrzymała brzemienny brzuch.

– O wszystko prosić chciałam...

– Prosić można – zgodziła się Iwasia i zbliżyła szkaradną twarz do twarzy dziewczyny. – Ale czy się dostanie, to już insza sprawa...

– Ja pieniądze mam... – powiedziała szybko i wyjęła zwitek banknotów zza stanika.

– Pieniędze potem, potem, gołąbeczko. – Iwasia poczłapała w kąt pomieszczenia i uniosła kilka szczapek drewna. Wrzuciła je do paleniska, dodała ziół, które wisiały pod okapem, i rozpaliła ogień.

W izbie zrobiło się jaśniej i nieco cieplej, ale na pewno nie przytulniej. Natka wolałaby nie widzieć pajęczyn zwisających z sufitu i uwieszonych na nich pająków tak wielkich, że gdyby wszystkie razem stanęły do polowania, łatwo pokonałyby spore zwierzę.

– Teraz chodź tu i gadaj, czego chcesz... – rozkazała Iwasia. Dorzuciła ziół do ognia i zaczęła szeptać jakieś zaklęcia.

Natka weszła głębiej do izby. Otuliła się szczelniej chustą, a rękę trzymała na pęczniejącym łonie.

– Ja dziecko noszę w sobie – zaczęła, przełykając ślinę. – Niech ono będzie inne niż wszystkie... Niezwykłe... O to prosić chciałam...

– A na cóż ci taki niezwykły, jak powiadasz, dzieciuk? – prześmiewczo spytała Iwasia.

– Niech jego ojciec uzna je za swoje – wyrzuciła z siebie Natka. – Niech już nie miłuje tamtej... Niech ona swoje straci, moje mu tylko zostanie... Niech...

– Czekaj, czekaj, gołąbeczko... – Iwasia wrzuciła pęk ziół do ognia, aż iskry wzbiły się w powietrze. Jedna z pajęczyn zaczęła się palić, a czatujący w niej krzyżak nie zdążył uciec i zajął się ogniem. Natce zdawało się, że słyszy jego pisk.

– Takie pragnienia, takie marzenia, co ma biedna Iwasia zrobić, tyle tego, tyle tego... – mamrotała stara, wirując wokoło ognia, aż kurz unosił się z jej łachmanów. – Trza czary straszne odprawiać, dużo ciemnej mocy, dużo, dużo... A co mnie z tego przyjdzie, że takie złe czary odprawiać będę, a?

– Ja mam pieniądze... – powtórzyła Natka. – I gorzałkę mam, karmelki też...

– He, he, he... – zaśmiała się szeptucha. – Takie chcenia tutaj przyniosłaś, a karmelki tylko masz i pieniądze? Daj, daj gorzałkę... Na początek wystarczy do złego...

Wyciągnięta dłoń zacisnęła się na butelce. Stara uderzyła szyjką zakorkowanej butelki o ścianę, strzepnęła szkło, nie bacząc na skaleczenie, jakie pojawiło się na jej ręce, i upiła potężny łyk.

– Krew szeptuchy dobrze będzie, dobrze będzie... – mówiła, a czerwone krople skapywały do ognia. – I twoja też musi, musi, bo czary lubią krew... Chodź tu, chodź, gołąbeczko...

Natka podeszła do staruchy i zamknęła oczy. Poczuła suchą, sękatą rękę na przedramieniu i ból rozciętej skóry.

– Co ty gotowa poświęcić, żeby dzieciuk inszy był niż wszystkie, a? – spytała stara ostrym tonem. Szarpnęła Natkę za skaleczoną rękę i złapała za brzuch.

– Wszystko... – wyszeptała dziewczyna. – Jak ono będzie cudowne, to nas Jan nie opuści...

– Jego gotowaś poświęcić? – Szeptucha zmrużyła zdrowe oko. Wciąż trzymała dziewczynę w żelaznym uścisku.

– Nie, nie, jego nie... – Szarpnęła się Natka, a dziecko niespokojnie poruszyło się w jej łonie. – Ja bym za niego życie oddała...

– Niech i tak będzie, że jego nie poświęcisz... – Białe oko błysnęło, a ręka dorzuciła do ognia szarego pyłu. Stara puściła Natkę i odchyliła głowę do tyłu. Zaczęła śpiewać jakąś dziwną pieśń bez słów, kołysząc się w przód i w tył.

– Ja tu mam... – wyznała dziewczyna wstydliwie, przerywając śpiewanie – ...włos z głowy tamtej i jej rękawiczkę...

– Dawaj, dawaj! – Stara drżała na całym ciele. – Wrzucaj, na ofiarę dla ognia... Ogień lubi spopielić, upodlić, schować, oczyścić lubi i skazać, ukarać lubi ogień, oj, lubi...

Płomień syczał złowieszczo, a staruszka tańczyła wokoło niczym upiorna westalka. Nagle palenisko gwałtownie zgasło, jakby je podmuch wiatru ugasił, a szeptucha znieruchomiała. Natka nie śmiała się odezwać. Płomień lampki był coraz słabszy i dziewczyna bała się, że lada moment i on zgaśnie. Na szczęście staruszka zamrugała powiekami, wyprężyła się jak struna, a potem zwiotczała, jakby nagle usunięto z niej wszystkie kości.

– Zamknij ślepia! – rozkazała Natce, a ta posłusznie wypełniła polecenie.

Kiedy Iwasia znów pozwoliła jej patrzeć, Natka spostrzegła pięć małych woreczków, które stara trzymała w wyciągniętych rękach.

– Naści – powiedziała z zadowoleniem. – Masz, czegoś chciała... Ten dla twojego dzieciuka, ten dla jej dzieciuka, dla ciebie, dla niej, dla niego – mówiła szybko, dziobiąc paluchem poszczególne woreczki. – Zaparzysz w deszczówce i kilka kropel na język dasz w czasie nowiu. Nie pomyl! – Pogroziła palcem.

Natka starannie posegregowała dary i zaczęła dziękować, zapewniając, że nic nie pomyli i na pewno wszystko się uda.

– Oj, stara ja jestem, stara, alem takiej spadającej gwiazdy nie widziała – mruknęła. – I popiół z pająka zrobi swoje, dzieciuk wyjątkowy będzie, oj, będzie. Iwasia patrzeć na to będzie, ale krótko, krótko, bo Iwasia w podróż się wybiera. Dawaj te karmelki, pieniędzy nie trzeba – mówiła jak katarynka, a Natka trzęsącymi się rękoma wysupłała torebkę karmelków spod spódnic. Stara złapała woreczek, a potem zamierzyła się na Natkę, jakby chciała ją uderzyć. Dziewczyna cofnęła się przerażona.

– Won, szatanie! Żebyś sczezł! – wrzasnęła, a przerażona Natalka odwróciła się i tak szybko, jak tylko mogła, pobiegła przez las do domu.ROZDZIAŁ I

Natalka nie była pierwszą, z którą pozwalał sobie pan hrabia Jan Księgopolski, ale miała nadzieję, że ona będzie tą ostatnią. Jan Jaśniepan, jak go nazywała w chwilach uniesienia, może i był do niej przywiązany, ale nie na tyle, żeby porzucić swoją żonę hrabinę i związać się z niepiśmienną dziewczyną. Jak to jednak zwykle bywa, Natka widziała tę sprawę z własnej, zgoła odmiennej perspektywy. Na próżno kładła jej do głowy stara Bytowa, że takie młode dziewczęta nie powinny wierzyć panom, którzy to panowie nic im do zaoferowania nie mają. Jedynie łzy i wstyd. Na nic się zdały przekonywania, że pan Jan chociaż nie korzystał z praw oficjalnych, takich jak prawo pierwszej nocy, to ochoczo dysponował siłą i władzą, jakie dawał mu tytuł właściciela majątku i pana na Kodorowie. Przed Natką kontemplował surowe wdzięki Bożenki, płochość Hanki i prostotę Kaśki. Na Natce słuszne argumenty nie robiły najmniejszego wrażenia. Nadal wierzyła w swoją moc oddziaływania na hrabiego. Co gorsza, wierzyła, że hrabia ją kocha. Zanim zasnęła w małym pokoiku przy kuchni, wyobrażała sobie, że jest wielką panią i kiedyś u boku swojego Jana zawojuje świat.

Przed snem lubiła sobie przypominać początki ich znajomości. Służyła w kuchni jako pomoc i pomywaczka, nie podawała do pańskiego stołu, rzadko wychodziła i właściwie nie było szans, żeby hrabia ją zauważył. Jan Księgopolski jednak zagościł w fantazjach dziewczyny na tyle mocno, że to ona zapragnęła znaleźć się w zasięgu hrabiowskiego wzroku i swego dopięła. Hrabia zobaczył ją którejś niedzieli, kiedy szła do kościoła wystrojona w świąteczne ubranie, z kolorowymi wstążkami we włosach. Jedno uważne spojrzenie i uśmiech błąkający się po jej twarzy sprawiły, że hrabia osobiście przyszedł do kuchni wieczorem w poszukiwaniu kakao dla małżonki. Główna kucharka we dworze, opiekunka Natki, Emilia Bytowa, miała już iść spać i poganiała ją, żeby kończyła szorowanie kuchennych desek. Osobista wizyta hrabiego i przekazana bezpośrednio z jego ust prośba wprawiły Bytową w tak silną konfuzję, że nie zrozumiała słów i poleciła Natce, żeby ta poszła po kawę.

– Nie po kawę, droga ciotko – odrzekła Natka, starając się nadać swojemu głosowi słodycz i zerkając na hrabiego spod ciemnych rzęs. – Pan hrabia ma ochotę na kakao.

– To dla małżonki – sprostował pan Jan.

– Jaśnie pan idzie do siebie, my tu zara kakała naparzymy – Bytowa otarła czoło ze zdenerwowania – i przyniesiem do jaśnie pani pokojów. Znaczy się, obudzim dziewczynę i ona tego... przyniesie – zakończyła nieszczęśliwa, że musi z takim panem się męczyć zamiast pójść już i nogi opuchnięte położyć, różaniec wcześniej odmówić w podzięce, że kapłon taki udany był dziś na obiad i wszyscy chwalili.

– Jeśli pozwolicie – hrabia Jan zerknął na krzesło przykryte białą lnianą ściereczką – to ja tu poczekam i osobiście kakao małżonce zaniosę.

I usiadł, rozglądając się ciekawie po kuchni. To była pierwsza wizyta hrabiego Jana Księgopolskiego w kuchni swojego własnego domu. Prawdopodobnie pierwsza wizyta w jakiejkolwiek kuchni, dlatego dyskretnie podziwiał naczynia kuchenne wiszące pod sufitem na sznurkach, kuchnię prawie wyszorowaną do czysta, kamienny zlew, w którym w zimnej wodzie stały garnki z resztkami z pańskiego stołu starannie przykryte ściereczkami, wreszcie wielki kredens, z półkami uginającymi się od przetworów na zimę. Natka, której czoło także pokryło się perlistym potem podniecenia, bez słowa podała Bytowej puszkę z proszkiem sprowadzonym z dalekich krajów i zaczęła palić w wygasłym już piecu.

Bytowa, na co dzień zręczna, świetna kucharka, której talent kulinarny i, co tu dużo mówić, fantazja w gotowaniu sprawiały, że sąsiednie majątki wielokrotnie chciały ją podkupić, w towarzystwie jaśnie pana Jana czuła się, jakby kto ją rozebrał i oglądał na targu. Wszystko jej z rąk leciało, o mało nie upuściła puszki z drogocenną zawartością, a na domiar wszystkiego zapomniała, że pani lubi, jak jej zrobić kakao na wodzie z odrobiną mleka i dużą ilością cukru. Zwykle o sprawach związanych z gotowaniem dla państwa rozmawiała z Barbarą Kodorowską, zubożałą szlachcianką i daleką krewną hrabiny, która w Kodorowie pełniła rolę zarządzającej domem. To ona decydowała, co Bytowa ma ugotować i na ile osób, wydzielała pieniądze na zakupy albo szła z nią na targ. To pani Kodorowska przychodziła, jeśli komuś z państwa zachciało się jedzenia czy picia poza godzinami, kiedy podawano do obiadu czy kolacji. Na panią Kodorowską można było spojrzeć krzywo, jeśli przychodziła w środku nocy i żądała świeżo zaparzonej herbaty, mleka czy ciasteczek. Na panią Kodorowską można było nawet ponarzekać, i to w jej obecności, żeby sobie ulżyć w ciężkiej doli. Bytowa lubiła ją i szanowała. Nawet w nocy wstawała, kiedy słyszała dzwonek uczepiony u wstążki. Wiedziała bowiem, że pierwsza musiała zawsze wstać pani Kodorowska, wysłuchać poleceń hrabiny i dopiero potem budziła Bytową. Poza tym Barbara Kodorowska nigdy się nie wywyższała, służbę traktowała stanowczo, ale z szacunkiem, sama ciężko pracowała. Zdarzało się też, że osobiście schodziła do kuchni i przynosiła co trzeba, nie budziła Bytowej, jeśli nie było absolutnej konieczności. Emilia wiedziała o tym i wzmagało to jej szacunek i sympatię.

Natka obserwowała swoją opiekunkę i było jej kobiety żal. Pan hrabia siedział w kuchni i nic nie mówił, one uwijały się, jakby nie jedno kakao miały zrobić, a cały obiad z pięciu dań. Wreszcie, kiedy bańka z mlekiem zachybotała się niebezpiecznie i mało co nie lunęło na świeżo wyczyszczoną podłogę, Natka odsunęła delikatnie Bytową, odwróciła się i pochyliwszy nieco głowę w geście pełnym szacunku, powiedziała do hrabiego:

– Jaśnie pan zechce wybaczyć ciotce, zmęczona... Ja sama dokończę...

Jaśnie pan kiwnął głową, a Bytowa z ulgą opuściła pomieszczenie, udając się do ich wspólnego pokoiku, żegnana serdecznym „Dobranoc, ciotce”. Tego dnia oprócz kilku skromnych spojrzeń ze strony Natki i dwóch przenikliwych spojrzeń hrabiego do niczego między nimi nie doszło. Natka skończyła robić napój i spytała grzecznie, czy zanieść jaśnie pani, a hrabia powtórzył, że sam to zrobi. Podziękował jej krótko, wziął podaną tacę z filiżanką, docenił to, że kakao zostało podane na pięknej serwetce, obok postawiono miniaturowy talerzyk z kandyzowaną wisienką i niewielką szklaneczkę czystej wody. Przyznał, że dziewczyna ma styl, i chwiejnym krokiem poszedł stromymi schodami na górę. Ona spokojnie dokończyła sprzątanie, porządkując wszystko i mając niejaką nadzieję, że hrabia wróci pod jakimkolwiek pretekstem, ale ponieważ nie wrócił, poszła do pokoiku, gdzie rozebrała się szybko i położyła, ledwie ochlapawszy twarz wodą z miednicy, naciągnęła derkę na głowę i ignorując senne pytania Bytowej, zaczęła marzyć o Janie Księgopolskim.

Jej marzenia ziściły się bardzo szybko, bo już kolejnej niedzieli. W drodze do kościoła minęła hrabiowski powóz i utkwiła w nim już nie tak skromne spojrzenie. A jaśnie pan, który był tak dostojny, że mógłby być samym królem, i tak bogaty, że mógłby mieszkać w pałacu, odwrócił głowę i przeszył takim wzrokiem Natkę, że ta aż zapłonęła. Przy obiedzie i kolacji wszystko z rąk jej leciało, mleko postawiła przy piecu, aż się zwarzyło, a do groszku sypnęła tyle soli, że Bytowa musiała go płukać, narzekając, że nie będzie smaczny i jeszcze z tego powodu państwo ją odeślą.

Po kolacji, rozgorączkowana jak nigdy wcześniej, wymknęła się na spacer do pobliskiego lasu, żeby nieco ochłonąć i pomyśleć, jaki kolejny krok uczynić. Szła bosa, ostrożnie stąpając, kiedy usłyszała cichy gwizd. Najwyraźniej ktoś naśladował śpiew wabiący zięby. Natka była pewna, że to nie zięba śpiewa, tylko ktoś ją udaje, i to niezbyt dobrze. Miała niejasne podejrzenia podszyte ciekawością, dlatego z bijącym sercem poszła w kierunku odgłosu. Nie myliła się. Na skraju lasu stał Jan hrabia Księgopolski w stroju spacerowym, piękny i dostojny jak nigdy, spowity w księżycową poświatę. Nie proponował jej żadnych spacerów, nie zawracał sobie głowy pytaniami ani rozmową. Musiało jej wystarczać:

– Widziałem, jak idziesz skrajem lasu niby rusałka leśna...

Natka była zachwycona. Nikt nigdy nie nazwał jej rusałką leśną, nikt nawet nie zasugerował, że ona mogłaby być postacią z bajki. Po raz pierwszy jednak tak właśnie się poczuła i pomyślała, że skoro może być rusałką leśną, to równie dobrze i królewną, i królową, i nawet władczynią całego świata, właśnie u boku Jana. Hrabia aż trząsł się z pożądania, u Natki zaś zaczynało się ciężkie zakochanie od pierwszego wejrzenia z widokiem na miłość aż po grób.

Tymczasem hrabia nie był żądny uniesień, tylko czystej krwi. Najpierw utoczył ją z wargi Natki, w którą wpił się niczym wampir. Zabrakło jej tchu, kiedy przyciągnął ją do siebie i poczuła w ustach dwa smaki – doprawiony tytoniem i alkoholem smak mężczyzny oraz własnej krwi. Potem krew popłynęła jej spomiędzy nóg, kiedy już leżała na mchu i coś twardego wbiło się w nią z boleścią tak dużą, że aż krzyknęła. To ostudziło nieco zapały Jana, który szybko zasłonił jej ręką zranioną wargę i dalej wbijał w nią to coś, co przeszywało jej ciało jak sztylet. Po kilku bolesnych ruchach hrabiego, podczas których skupiała się, żeby nie krzyczeć, do świadomości Natki przebiło się coś dziwnego – przyjemność. Bolało, a jednocześnie jej ciało chciało tego bólu. Już nie była taka niechętna i spięta, przeciwnie – jej skóra aż parzyła od dotknięć hrabiego, mięśnie naprężały się pod jego ciężarem, a ta część ciała między nogami, o której nigdy nie można było porozmawiać z Bytową, pragnęła tej maczugi, która panoszyła się w niej, jakby chciała przebić się przez brzuch i wyjść gardłem. Nagle coś takiego ogarnęło Natkę, że myślała, że skóra jej się pali, a ciało zaczyna żyć własnym życiem, na które ona sama nie ma żadnego wpływu. Jej piersi stanęły sztorcem, a ból zamienił się w jeszcze słodsze doznanie, którego nie umiała nazwać inaczej jak oczekiwaniem, napięciem i miłością. Coś w niej wybuchło, żeby pozbawić ją na moment tchu i siły.

W tym samym czasie podobne odczucia miał hrabia Jan. Było mu przyjemnie, że Natka jest dziewicą, ponieważ lubił takowe. Nie lubił tylko, jak leżały jak kłody, okazując strach i poddaństwo. Prawdę mówiąc, większość z nich tak się zachowywała. Ta dziewczyna była jednak zupełnie inna i Jan postanowił, że zwiąże się z nią na tak długo, póki jej czarne oczy i zdrowe ciało będą przyprawiać go o gorączkę i zmuszać do szukania pretekstów, aby wymykać się po kolacji i kochać z nią na mchu.

Natka również uznała za oczywiste, że po tym pierwszym spotkaniu będą następne. Co dzień czekała na hrabiego w tym samym czasie i miejscu, a kiedy przychodził, pozwalała, żeby łapał ją mocno za piersi, potem przyciągał do siebie i spijał krew z jej ust. Z dołu krew poleciała jej tylko za pierwszym razem, podobnie ból pojawił się tylko przy tamtym spotkaniu. Kolejne zbliżenia były za to pełne tej cudownej gorączki, która pełzała od piersi, przez brzuch, zalewając jej ręce i nogi, aż wreszcie uwalniając się między nogami niczym kipiące mleko. Hrabia powtarzał rytuał co noc, a ona obserwowała, jak jego twarz robi się najpierw napięta, potem zupełnie bezbronna jak u małego dziecka. Lubiła na niego patrzeć, chociaż nie zaprotestowała, kiedy za którymś razem odwrócił ją na brzuch i w świetle księżyca gryzł w nagie, wypięte pośladki. To też jej się podobało, podobnie jak uderzenie, które wymierzył jej w tę część ciała szpicrutą. Potem muskał wargami palącą bólem skórę, a wybuch, jaki w niej nastąpił, był równie silny jak wtedy, kiedy się w niej poruszał.

Natka nie była głupia i zrozumiała, czego tak naprawdę pragnie hrabia – mianowicie odmiany. Postanowiła zatem mu jej dostarczyć. Zaczęła od tego, że pozwalała mu podziwiać swoje krągłości w świetle księżyca, uderzać w nie ręką albo pejczem i łkała cicho, kiedy hrabia przepraszał ją i całował bolące miejsca. Potem poszła o krok dalej i przejęła inicjatywę, popychając Jana na mech i sama sadowiąc się na wysuniętym hrabiowskim członku. Takie górowanie nad swoim panem dało jej jeszcze większą przyjemność, a Jan wydawał się tak bardzo zadowolony, że po pierwszej jeździe chciał, żeby dosiadała go raz za razem. Kiedy i to im spowszedniało, zdecydowała się zmienić miejsce schadzek na nieco ryzykowne i zaprowadziła hrabiego nad rzekę Utratę. Obawa, że ktoś ich zobaczy, jak pluskają się radośnie w świetle księżyca, była niewielka, ale na tyle realna, żeby rozkosz cielesną podszyć lękiem, który dodatkowo ich podniecał. Poza tym było coś jeszcze. Zaczęli spotykać się późną wiosną, rozkwitającym latem baraszkowali na mchu, a nad rzekę zaczęli przychodzić u jego schyłku. Zimna woda wyzwalała w niej kolejne nieznane doznania. Skóra szczypała ją z zimna i hrabia musiał poruszać się w niej dłużej i mocniej, żeby ogarnął ją płomień, a on znów był zadowolony.

Nad rzeką nastąpiło także pewnego rodzaju zbliżenie duchowe między nimi. W lesie dominowała miłość cielesna, a dialogi ograniczone były do monosylab i jęków rozkoszy. Natka bała się przy Janie odezwać, uznając, że samymi uśmiechami łatwiej go przyciągnie niż swoimi zapewnieniami. Kiedyś, zanim poznała Jana, próbowała rozmawiać z drugą podkuchenną Kaśką na te tematy i stwierdziła, że nazywanie pewnych spraw po imieniu odbiera im urok i tajemniczość. Poza tym nie lubiła swojego głosu, który był niski i chropawy. Atrakcyjna dla mężczyzny kobieta powinna przecież mieć słodki i miły głos, a nie gruchać jak gołąb, choćby tak określano miłość dwojga ludzi – jako gruchanie pary gołąbków. Własne gruchanie uważała za ułomność i obawiała się, że przy otwarciu buzi do celów innych niż ssanie, lizanie czy gryzienie cały czar pryśnie. Tyle że nad rzeką Utratą hrabia, siedząc nago w księżycowym blasku, spojrzał na nią z uśmiechem i powiedział:

– Pokaż no się, moja piękna...

A ona wstała, zebrała czarne, mokre włosy, zakręciła i wyżęła jak praną bieliznę. Potem wyprostowała się i podeszła do hrabiego, siadając mu na kolanach i szepnęła w ucho:

– Cała twoja...

Myślała, że pod pupą poczuje twardniejącą hrabiowską męskość, ale Janowi zebrało się tego dnia na rozmowę.

– Skąd ty się tu u nas wzięłaś? – spytał.

Natka odpowiedziała, starając się nadać swojemu głosowi aksamitne brzmienie:

– Zostałam sierotą i Bytowa uprosiła panią Kodorowską, żeby mnie sprowadzić. Moja matka była cioteczną siostrą ciotki Emilii.

– Aha. – Popatrzył na nią poważnie. – A długo tu jesteś?

– Ostatniego lata przyjechałam – powiedziała.

– Dobrze ci u nas? – pytał dalej.

Parsknęła śmiechem. Jak on mógł zadać takie pytanie? Przecież codziennie go miała na całe wieczory i połowę nocy tylko dla siebie, na wyłączność. Jak jej mogło nie być dobrze? Zaraz jednak stłumiła śmiech i powiedziała rozmarzonym głosem:

– Bardzo mi tu dobrze...

– To dobrze, że dobrze – skwitował Jan. – A może chcesz przejść na pokoje albo w ogóle czegoś chcesz?

Zastanowiła się na tym pytaniem.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: