Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Apacze - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Apacze - ebook

 

 

„Najpiękniejszy Indianin, jakiego kiedykolwiek widziano, mierzył metr osiemdziesiąt, był prosty jak strzała, zbudowany tak doskonale, jak to jest tylko możliwe”. Opis ten nie jest wytworem fantazji powieściopisarza, lecz jednym z licznych świadectw zostawionych przez Amerykanów, którzy zetknęli się z Cochise’em, wodzem Apaczów Chiricahua, zaliczanym do grona najważniejszych przywódców indiańskich.

Edwin Sweeney, opierając się na niezwykle bogatej palecie amerykańskich i meksykańskich materiałów archiwalnych, wspomnień i relacji, ukazuje dramatyczną walkę Apaczów pod wodzą Cochise’a − człowieka ujmującego, o nieprzeciętnej inteligencji i charyzmie, który przez kilka dziesięcioleci odpierał ataki nowoczesnych armii, ścierał się z ochotnikami i łowcami skalpów, próbując obronić tradycyjny tryb życia Indian. Gdy nierówna wojna zaczęła grozić eksterminacją jego ludu, zgodził się na zawarcie pokoju i założył rezerwat na własnych warunkach − prawdziwą enklawę na terytorium Stanów Zjednoczonych, wyjętą spod wojskowego nadzoru.

Książka napisana z werwą, ze szczyptą humoru, daleka od łatwych osądów, obala liczne mity i przekłamania narosłe wokół Apaczów i ich wodzów − Cochise’a, Mangasa Coloradas czy Geronima. Oprócz nich autor ze znawstwem i starannością kreśli sylwetki pionierów Arizony, wojskowych, handlarzy, łowców nagród, opisuje starcia i potyczki godne westernów, ani na moment jednak nie wychodząc poza ramy warsztatu naukowego. Apacze to tragiczna historia ludu, który musiał się ugiąć, lecz jego opór przeszedł do historii.

Edwin R. Sweeney (ur. 1950), niezależny naukowiec, jeden z najwybitniejszych badaczy dziejów Apaczów. Jest także autorem tytułów From Cochise to Geronimo: The Chiricahua Apaches, 1874-1886 oraz Mangas Coloradas: Chief of the Chiricahua Apaches, opublikowanych przez University of Oklahoma Press.

Spis treści

 

 

Spis ilustracji

Podziękowania

Wstęp

Rozdział pierwszy. Pierwsze lata

Rozdział drugi. Małe wojny

Rozdział trzeci. Burzliwe lata

Rozdział czwarty. Galeana pomszczona

Rozdział piąty. Działania Chokonenów w latach 1849–1856

Rozdział szósty. Podwójna zdrada w Meksyku

Rozdział siódmy. Przełęcz Apaczów

Rozdział ósmy. Rozcięty namiot: zajście z Bascomem na Przełęczy Apaczów

Rozdział dziewiąty. Początek wojny

Rozdział dziesiąty. Capitán Grande

Rozdział jedenasty. Cochise nigdy nie będzie przyjacielem Amerykanów

Rozdział dwunasty. Złapać dzikiego lisa

Rozdział trzynasty. Meksykanie są zbyt liczni

Rozdział czternasty. Amerykanie są wszędzie: musimy żyć w niedobrych miejscach, żeby od nich uciec

Rozdział piętnasty. Wyrównaliśmy z grubsza rachunki: Cochise odwiedza dwa rezerwaty

Rozdział szesnasty. Ani wytchnienia, ani spokoju

Rozdział siedemnasty. Cañada Alamosa

Rozdział osiemnasty. Pić tę samą wodę, jeść ten sam chleb: Traktat Cochise–Howard

Rozdział dziewiętnasty. Rezerwat Chiricahua

Rozdział dwudziesty. Dobrzy przyjaciele jeszcze się spotkają

Ilustracje

Bibliografia

Przypisy

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-06-03434-9
Rozmiar pliku: 5,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SPIS ILUSTRACJI

ILUSTRACJE KOLOROWE:

Autor: André Kozimor

1. Przełęcz Apaczów.

2. Siphon Canyon na Przełęczy Apaczów, miejsce pierwszego obozu Bascoma.

3. Przełęcz Apaczów, miejsce zajścia z Bascomem.

4. Przełęcz Apaczów, ruiny zajazdu dyliżansów.

5. Przełęcz Apaczów, miejsce masakry meksykańskiego konwoju. Tutaj też powieszono sześciu zatrzymanych Indian.

6. Pinos Altos, osada założona przez poszukiwaczy złota. Widok dzisiejszy.

7. Miejsce bitwy na Przełęczy Apaczów. Widok ze wzgórza, z którego zaatakowali Apacze. Ochotnicy kalifornijscy szli widoczną w dole drogą. W głębi po prawej góra Helen, której granitowy szczyt służył podróżnym za drogowskaz.

8. Fort Bowie, widok dzisiejszy.

9. Widok z gór Dragoon na Dolinę Sulphur Springs i Przełęcz Apaczów.

10. Dolina Sulphur Springs, widok na góry Dos Cabezas (z lewej) i Chiricahua (z prawej). Obniżenie między górami to Przełęcz Apaczów.

11. Forteca zachodnia w górach Dragoon.

12. Góry Dragoon.

13. Treaty Peak, widok ze skały, na której wódz lubił odpoczywać. Na tym wzgórzu położonym na wschód od gór Dragoon w dolinie San Pedro Cochise kazał zatknąć białą flagę na znak zawartego pokoju.

14. Forteca Cochise’a wysoko w górach Dragoon.

15. Płyta nagrobna poświęcona Cochise’owi wzniesiona w fortecy wschodniej w górach Dragoon, z napisem: „Wódz Cochise, największy wojownik Apaczów, zmarł 8 czerwca 1874 roku w swej ulubionej fortecy i został sekretnie pochowany przez współplemieńców. Dokładne położenie grobu wodza znał tylko jeden biały człowiek, jego brat krwi, Thomas, J. Jeffords”.

16. Góry Chiricahua.

ILUSTRACJE CZARNO-BIAŁE:

17. Pomnik gubernatora Ignacia Pesqueiry (autor: Jorge. A. Ramos, licencja CC).

18. Richard Stoddert Ewell {{PD-US}}

19. Mickey Free (Felix Ward). To o jego porwanie został oskarżony Cochise {{PD-US}}

20. Fort Bowie, 1893 (źródło: James E. Sherman, Barbara H. Sherman, Ghost Towns of Arizona, University of Oklahoma Press,1969); {{PD-US}}

21. Pułkownik Thomas Devin (źródło: Library of Congress Prints and Photographs Division. Brady-Handy Photograph Collection. Call Number: LC-BH831-913); {{PD-US}}

22. Thomas Jonathan Jeffords {{PD-US}}

23. Generał Oliver Otis Howard (źródło: United States Library of Congress’s Prints and Photographs division, cph.3c00785);{{PD-US}}

24. Reuben F. Bernard (źródło: National Archives, „111-SC-82529”)

25. Pułkownik Gordon Granger (źródło: United States Library of Congress’s Prints and Photographs division, cwpbh.03170); {{PD-US}}

26. Generał George Crook (źródło: Library of Congress Prints and Photographs Division. Brady-Handy Photograph Collection. Call Number: LC-BH826-30695 ); {{PD-US}}

27. Porucznik John Gregory Bourke (źródło: American Anthropologist, 1896); {{PD-US}}

28. George N. Bascom, (źródło: National Archives, „111-BA-563”)

29. Naiche, młodszy syn Cochise’a, ostatni wódz wolnych Chokonenów (źródło: amertribes); {{PD-US}}

ILUSTRACJE NA OKŁADCE:

John Mix Stanley (1814–1872), Black Knife, an Apache Warrior, olej na płótnie (źródło: Smithsonian American Art Museum, Gift of the Misses Henry); {{PD-US}}

Betty Butts, Cochise, brąz. Fort Bowie National Historic Site. Fot. André Kozimor.PODZIĘKOWANIA

Pragnę wyrazić gorące podziękowania wszystkim osobom, których pomoc przyczyniła się do powstania niniejszej książki.

Dziękuję Towarzystwu Historycznemu Arizony, gdzie prowadziłem moje pierwsze badania, oraz Pani Lori Davisson, badaczce historii, która służyła mi swoją niewyczerpaną wiedzą. Podziękowania dla Joe Parka, byłego pracownika działu mikrofilmów w bibliotece Uniwersytetu Arizony, który zwrócił moją uwagę na materiały o Apaczach zebrane w archiwach Stanu Sonora w Towarzystwie Historycznym Arizony; dla Simeona „Buda” Newmana z biblioteki zbiorów specjalnych Uniwersytetu Teksańskiego w El Paso za pomoc przy konsultacji materiałów z Janos; podziękowania specjalne dla Cynthii Radding z Hermosillo w Sonorze, która ułatwiła mi dostęp do ważnych dokumentów z archiwów Stanu Sonora.

Allan Radbourne z English Westerners’ Society służył mi wielką pomocą, dzieląc się swoją szeroką wiedzą na temat Apaczów Chiricahua i Apaczów Zachodnich. Pragnę podziękować dobremu przyjacielowi Danowi Aranda z Las Cruces w Nowym Meksyku za oprowadzenie mnie po wielu miejscach, oraz jego żonie Joyce za gościnę okazaną mojej rodzinie.

Wiele moich podróży w terenie uprzyjemnili mi: mój brat Kevin Sweeney ze Stoughton w Massachusetts; Rick Collins z Tucson; Ron i Rebecca (Becky) Orozco, którzy mieszkali wówczas w Cochise w Arizonie; Alicia Delgadillo, dyrektorka Centrum Badawczego i Dokumentacyjnego Apaczów Chiricahua i Warm Springs z Fortu Sill, usytuowanego w fortecy Cochise’a, która służyła mi za przewodnika po hrabstwie Cochise; w końcu jedna z najmilszych osób, jakie spotkałem, Bill Hoy z Bowie w Arizonie, były strażnik w Fort Bowie National Historic Site, którego drzwi zawsze stały dla mnie otworem.

Wyrazy wdzięczności dla Susie Sato z Fundacji Historycznej Arizony na Uniwersytecie Stanowym Arizony w Tempe; dla Susan Ravdin z Bowdoin College, która pomogła mi przy konsultacji dokumentów dotyczących generała Olivera Otisa Howarda; dla Vivian Fisher z biblioteki Bancroft na Kalifornijskim Uniwersytecie w Berkeley oraz dla Roberta B. Matchette’a, Dale’a E. Floyda i Michaela E. Pilgrima z działu archiwów wojskowych w Archiwum Narodowym.

Inne jeszcze osoby służyły mi pomocą, za którą jestem bardzo wdzięczny: Bill i Joyce Griffen z Flagstaff; Leland Sonnichsen z Tucson; Harwood Hinton z Uniwersytetu Arizony w Tucson; Lynda Sanchez z Lincoln w Nowym Meksyku i Morris Opler z Norman w Oklahomie. Moje podziękowania dla Herba Hyde’a, wydawcy, oraz Sarah Nestor, redaktor naczelnej Wydawnictwa University of Oklahoma Press; dla Dona Bufkina za przygotowanie map i Karen Hayes z Portal w Arizonie za dostarczenie fotografii.

Podziękowania za pomoc i wsparcie dla Billa Schaefera z Saint Charles w Missouri; dla Ruth McGarry z Malden w Massachusetts oraz dla mojej matki, Mary L. Sweeney, w Massachusetts.

Dwaj autorzy szczególnie zainspirowali mnie do pracy badawczej nad Cochise’em i oboje miałem szczęście i honor spotkać. Nieodżałowana Eve Ball, badaczka ustnej tradycji Chiricahuów, dostarczyła mi wiele informacji, sugestii oraz nieocenionej zachęty. Jestem dozgonnie wdzięczny Danowi L. Thrappowi, wyjątkowemu znawcy wojen apackich, za jego niewyczerpane wsparcie oraz konstruktywne rady i komentarze, które w dużym stopniu zaważyły na jakości tej pracy.

Dziękuję wreszcie mojej żonie Joanne, która nigdy nie wątpiła w celowość moich wysiłków.

Edwin R. SWEENEY

Saint Charles, MissouriWSTĘP

Cochise, największy wódz Apaczów Chiricahua czasów nowożytnych, odegrał w burzliwej historii południowego zachodu drugiej połowy dziewiętnastego wieku rolę pierwszoplanową. Zaliczany do największych indiańskich wodzów Ameryki, był człowiekiem budzącym strach i podziw jednocześnie. Przez całe dziesięciolecia wywierał decydujący wpływ na stosunki między Białymi i Indianami na niespokojnych terytoriach pogranicza. Choć rozgłos zdobył dzięki wojnie, zmarł zawarłszy pokój po latach zmagań z wojskami dwóch potężnych nacji. Jest rzeczą zdumiewającą, że nie powstała dotąd żadna poważna, pogłębiona praca na temat jego życia, jego osobowości i wpływu, jaki wywarł na swą epokę.

Cochise był postacią złożoną, ujmującą, o wyostrzonej inteligencji, wspaniałym wyglądzie i nieprzeciętnych zdolnościach. Był utalentowanym mówcą, wiernym stylowi i wyobraźni Apaczów, wojownikiem o silnym charakterze i człowiekiem honoru, żyjącym według zasad społeczności plemiennej, różnych od norm naszej przemysłowej cywilizacji. Jego wyjątkowe zdolności rozwinięte do maksimum pozwalały mu swobodnie rozmawiać zarówno z generałami i gubernatorami, jak i z prostym człowiekiem. Większość Białych, którzy zetknęli się z nim w okresie pokoju czy rozejmów, była przynajmniej tak samo zafascynowana jego spokojną godnością i żywą inteligencją, jak władzą, jaką miał nad swym ludem oraz wpływem, jaki nań wywierał – zjawiskiem wyjątkowym w kulturze i tradycji Apaczów.

Od stu lat informacje dotyczące Cochise’a i jego działań, a także czasów, w których żył, zostały tak zdeformowane i upiększone przez legendy i mity, że mają niekiedy niewiele wspólnego z rzeczywistością. Z perspektywy złagodzonych obyczajów naszej epoki nawet najbardziej powszednie zdarzenia z jego życia mogą nam się wydać naznaczone surowością i brutalnością. Musimy jednak zrozumieć, że Cochise’a nie można sądzić według naszych wartości, lecz według norm świata, w którym żył, świata brutalnego, okrutnego i bezlitosnego. W tym kontekście, zważywszy na sposób, w jaki ów świat pojmował i na reguły, jakimi się w swym postępowaniu kierował, Cochise jawi się jako człowiek nieposzlakowany, wierny swym zasadom, jako autentyczny, skończenie doskonały wódz ludu wojowników.

Według kryteriów Białych Cochise z całą pewnością nie był świętym (żaden apacki wojownik nim nie był), ale iluż Białych żyjących w Apaczerii w czasach Cochise’a zasługiwało na to określenie? Śmiały napastnik i skuteczny strateg, dość wpływowy, żeby skupić wokół siebie dużą liczbę zwolenników zarówno z własnej grupy, jak i z całego plemienia, Cochise ucieleśnił ideał wojennego wodza Apaczów Chiricahua. W owych czasach cieszył się sławą na całym kontynencie amerykańskim. Dzisiaj bardziej znane jest jedynie imię Geronima, lecz Geronimo, człowiek formatu znacznie mniejszego, nie może równać się z Cochise’em pod żadnym względem, ani pod względem ówczesnych dokonań, ani pod względem śladu, jaki zostawił w historii.

Wśród współczesnych Cochise’a istnieli oczywiście inni wielcy wodzowie. Cochise nie mógł się poszczycić aliansami politycznymi na miarę sojuszów tworzonych przez swojego teścia, Mangasa Coloradas, który przez niemal dwadzieścia lat aż do swej śmierci (czy też egzekucji) z rąk białych żołnierzy w 1863 roku, był bezsprzecznym liderem Chiricahuów Wschodnich. Nie wykazał zręczności Victoria w sztuce walki podjazdowej. Nie zawdzięczał swej sławy błyskawicznym wypadom, które były specjalnością Nany, kapitana Victoria, nie posiadał też wojskowego geniuszu Juha^(). Niemniej jednak wszyscy ci wodzowie dołączali do niego w różnych okresach i choć nie należeli do jego grupy, walczyli z własnej woli u jego boku i pod jego rozkazami. Wszyscy podziwiali i szanowali jego sztukę dowodzenia, jego nieprzejednaną nienawiść do wrogów, a nade wszystko jego odwagę w walkach oraz mądrość okazywaną podczas narad.

Wielu Białych, którzy zetknęli się z Cochise’em, opisywało go jako „szlachetnego czerwonoskórego”, odwołując się do obrazu stworzonego przez Jamesa Fenimore’a Coopera. Jak na Apacza Cochise był wysoki, zbudowany jak jego młodszy syn Naiche, o którym mówiono, że był bardzo do ojca podobny. Nie zachowała się żadna fotografia Cochise’a, choć wódz musiał być choć raz sfotografowany, niemniej liczne opisy zostawione przez ludzi, którzy go widzieli, czy to podczas negocjacji pokojowych, czy też w wirze walki, pozwalają nam dość dokładnie wyobrazić sobie jego wygląd. Miał około pięciu stóp i dziesięciu cali (1,78 m) wzrostu, a według jednego z oficerów „wydawał się wyższy ze względu na lekkość budowy kostnej i bardzo zgrabną sylwetkę”¹. Inny uważał, że „był prosty jak strzała, od stóp do głów zbudowany tak doskonale, jak to jest tylko możliwe”². Według innych jeszcze odznaczał się „wielką siłą i niezwykle piękną budową”³, był „bardzo męski i marsowy, wyglądał tak, jak wyobrażamy sobie rzymskiego żołnierza”⁴. Według jednego ze świadków⁵ ważył około 175 do 180 funtów (79 do 80 kg), czyli jak na dziewiętnastowieczne standardy był człowiekiem mocnej postury. Jego kruczoczarne włosy, rozjaśnione w późniejszych latach srebrnymi nitkami, opadały zwyczajem Apaczów na ramiona. Miał regularne rysy twarzy, wysokie czoło, wydatny orli nos i wystające kości policzkowe. Jeden z obserwatorów obecnych podczas negocjacji w Nowym Meksyku zanotował, że „jego powściągliwość odzwierciedlała wielką siłę charakteru, choć niekiedy robił wrażenie smutnego czy zamyślonego”⁶. Alexander Duncan (Al) Williamson, handlarz w Forcie Bowie w latach 1873–1874, którego klientem był również Cochise, twierdził, że wódz „nigdy się nie uśmiechał. Miał zawsze wygląd surowy i poważny”⁷. Inny Biały uważał, że Cochise „w niczym nie przypominał strasznego, wojowniczego i dzikiego barbarzyńcy”⁸. Tego samego zdania był generał Oliver Otis Howard, który prowadził z Cochise’em negocjacje pokojowe zwieńczone sukcesem: „Miał przyjemny wygląd i wydało mi się nieprawdopodobne, żeby taki człowiek mógł być notorycznym złodziejem i zimnej krwi mordercą”⁹.

Choć Cochise słynął z tego, że przywiązywał dużą wagę do prawdy i szczerości, zdarzało się, że nie dotrzymywał słowa danego wrogowi, szczególnie, gdy sądził, że sam został oszukany bądź padł ofiarą perfidii. Często podkreślał, że bardzo ceni prawdomówność, co wyraził w rozmowie z agentem zajmującym się sprawami Indian w 1870 roku: „Chcę mówić prawdę. Człowiek ma jedne usta i jeśli nie mówi prawdy, powinien być odsunięty”¹⁰. Innym razem powiedział jednemu z oficerów: „Pragnę mówić szczerze… Nie mam podwójnego języka”¹¹. Podczas rozmowy ze swym przyjacielem, Thomasem J. Jeffordsem, agentem rezerwatu Chiricahua w południowo-wschodniej Arizonie, zauważył: „Człowiek nigdy nie powinien kłamać… Jeśli ktoś zada tobie lub mnie pytanie, na które wolimy nie odpowiadać, wystarczy wyjaśnić: nie mam ochoty o tym rozmawiać”¹². Cochise często stosował tę metodę podczas rozmów z Amerykanami, odmawiając udzielenia odpowiedzi lub zmieniając temat. Wykazywał w szczególności niechęć do dyskusji wokół niektórych swoich poczynań, które nadmiernie ciekawiły Białych.

Wagę, jaką przywiązywał do prawości, wykazał podczas wielkiej narady Chiricahuów z Amerykanami w Cañada Alamosa. Wypytywano Victoria i Loca o kradzież bydła na południu Nowego Meksyku, dokonaną przez ich ludzi, do której jednak woleli się nie przyznawać. Właśnie mieli wszystkiemu zaprzeczyć, gdy nagle – według słów jednego z oficerów obecnych podczas rozmowy – Cochise „brutalnie nakazał im powiedzieć prawdę. Wydawało się, iż poczuli ogromną ulgę, gdy dowiedzieli się z jego ust, jak chciał, by odpowiedzieli”¹³.

Również inni Biali podkreślali uczciwość Cochise’a i przestrzeganie przez niego prawdy bądź tego, co uważał za prawdę. Fred Hughes, pomocnik Jeffordsa w rezerwacie, zanotował, że wódz, zapewniwszy go raz o przyjaźni, „dotrzymał słowa do śmierci”¹⁴. Porucznik Joseph Alton Sladen, który jako pomocnik obozowy towarzyszył generałowi Howardowi podczas misji pokojowej u Chiricahuów, napisał, że nie tylko Cochise, ale i jego współplemieńcy wydawali się ludźmi prawymi. Spędziwszy dziesięć dni w obozie Apaczów, zanotował: „We wszystkich kontaktach z nami byli do gruntu uczciwi. Podczas mojego tam pobytu nie doszło do kradzieży”¹⁵.

Bywało, że Cochise potrafił wykazać wspaniałą bezstronność. W 1860 roku pewien Amerykanin o nazwisku John Wilson zabił w pojedynku cenionego przez Cochise’a wojownika, co wywołało wielkie poruszenie wśród Apaczów. Wódz położył mu kres, orzekając, iż „walka była uczciwa i nikogo nie można winić”¹⁶.

Według słów żyjącego w rezerwacie świadka zarówno dla swej bliskiej, jak i dalszej rodziny Cochise „był bardziej czuły i uważny niż przeciętny biały mężczyzna. Nie okazywał wobec nich brutalnego charakteru, jaki zazwyczaj mu przypisywano”¹⁷. Podobnie jak Victorio, który do swych najlepszych doradców zaliczył siostrę Lozen, Cochise przywiązywał dużą wagę do opinii siostry młodszej o piętnaście lat, która „swoją niezależnością i siłą charakteru dowiodła, iż godna jest pokładanego w niej zaufania”. Życie codzienne Apaczów obozujących w górach Dragoon upływało w atmosferze życzliwości i ciepła, co mocno zaskoczyło Białych, którzy mieli szczęście z nimi przebywać. Sladen zanotował, że żyjący w obozie Cochise’a Indianie byli „zawsze pogodni, rozmowni i spontanicznie okazywali zadowolenie skłonni byli do dowcipów i śmiechu z najbłahszych przyczyn. Lubili robić sobie nawzajem niewinne żarty”¹⁸.

Dopóki w obozie było jedzenie, żaden Indianin nie chodził głodny. Szczodrość była cechą szczególnie cenioną przez Apaczów. Cochise, jako przywódca, zobowiązany był do niej w dwójnasób, tym bardziej że polowanie i zdobywanie jedzenia przychodziło mu z łatwością. Wspominając swój pobyt w obozie Chiricahuów, Sladen zanotował, że któregoś dnia pewien młody wojownik wrócił z polowania z pustymi rękoma. Widząc to, wódz kazał natychmiast przyprowadzić swojego konia, zabrał strzelbę i odjechał. Po kilku godzinach powrócił z ustrzeloną antylopą, którą natychmiast „oprawiono i podzielono między obecnych”¹⁹.

Świadectwa ocalałych z bitew ludzi wskazują dobitnie, że wobec Białych, którzy wpadli w ręce Apaczów, Cochise nie okazywał żadnej litości. Nie znaczy to, że nie był do niej zdolny. Amelia Naiche, jego wnuczka, opowiadała mi o masakrze grupy Białych, z której ocalał jeden mały chłopiec. Większość Apaczów, łącznie z Geronimem, chciała go zabić, Cochise jednak wciągnął chłopca na konia i wziął go pod swoją opiekę. Legenda głosi, że zajął się jego wychowaniem i zwrócił mu później wolność²⁰.

Jak każdy człowiek wódz Chiricahua nie był wolny od wad. Dobry i szlachetny z natury, wrażliwy na los swoich ludzi, wpadał czasami w gwałtowny gniew, szczególnie wtedy, gdy był świadkiem niesprawiedliwości czynionej Indianom. Niemniej sami Indianie też nie pozostawali poza zasięgiem jego gniewu, o czym dobrze wiedzieli i woleli go nie prowokować. Strach Indian przed Cochise’em zabarwiony był zresztą zawsze głębokim respektem. Asa (Ace) Daklugie, syn Juha, wspominał, że kiedy był dzieckiem, często mu powtarzano, żeby nigdy nie patrzył na szałas wodza, gdyż mogło to być odebrane jako brak szacunku²¹. Jak wielu Apaczów Cochise nie stronił od mocnych trunków i pod wpływem alkoholu bywał brutalny wobec swojej rodziny, jak i wszystkich, którzy weszli mu w drogę. Sladen był świadkiem, jak któregoś wieczoru zwymyślał i uderzył żonę i siostrę, które, przerażone, z krzykiem wybiegły z szałasu. Podczas tego zajścia „Indianie byli wyraźnie zaniepokojeni, wkrótce potem zapanował spokój, lecz ciągle było słychać jego głos”. To prawdopodobnie podczas podobnej sceny jego zuchwała najmłodsza żona ugryzła go w obie ręce, zostawiając mu na długo dwie blizny²².

Pomimo swych słabości Cochise był przedmiotem prawdziwego uwielbienia ze strony Chokonenów, dla których jego słowo miało moc prawa. Fred Hughes nie mógł się nadziwić autorytetowi, jakim się cieszył:

Ze zdumieniem obserwowaliśmy, jaką władzę ma nad tym brutalnym plemieniem: uwielbiając go jak bożka, bali się go bardziej niż kogokolwiek; wystarczyło jedno jego spojrzenie, żeby usadzić na miejscu najbardziej bezczelnego z Apaczów swojego plemienia²³.

Również Sladen był pod wrażeniem wyjątkowego posłuszeństwa okazywanego Cochise’owi. Antropolodzy, którzy dogłębnie zbadali kulturę Apaczów, podkreślają, że wodzowie nie mieli „całkowitej władzy” nad swoim ludem, że „autorytet przywódcy daleki był od absolutnego”²⁴. W przypadku jednak największych wodzów – Mangasa Coloradas, Victoria, a przede wszystkim Cochise’a – ów autorytet był niemal absolutny. Sladen opisał powrót kapitanów Cochise’a z wyprawy. Wojownicy zdawali wodzowi raporty, a ten „zadawał niekiedy pytania bądź mamrotał pochwałę”. Któregoś razu, wyraźnie niezadowolony z rezultatów jednego z nich, „podniósł głos i wpadł w gniew. Zerwał się na równe nogi , a ponieważ wojownik poderwał się również, wymierzył mu mocny cios w głowę”, czym zakończył sprawę²⁵. Według słów innego świadka Cochise posiadał to, czym żaden inny wódz nie mógł się poszczycić, mianowicie całkowitą władzę nad swoimi grupami: „szeregowiec szybciej odmówiłby wykonania bezpośredniego rozkazu prezydenta niż Apacz Chiricahua rozkazu Cochise’a”²⁶.

Podobnie jak w przypadku Mangasa Coloradas władza Cochise’a rozciągała się również na inne grupy²⁷. Świadczy o tym scena zaobserwowana przez amerykańskiego oficera w rezerwacie Cañada Alamosa: Apacze Chihenne, których wodzami byli Victorio i Loco, znaleźli gdzieś whisky, może wymieniając na nią swoje przydziały żywności, i mocno się wstawili. Dwóm wodzom udało się zaprowadzić porządek, usuwając pijanych na ubocze, niemniej jeden podchmielony wojownik wrócił z karabinem w ręku, szukając wyraźnie okazji do bójki. Wtedy zjawił się Cochise i zapanował nad sytuacją. „Wydał krótki, ostry okrzyk. Rezultat był natychmiastowy, sześćdziesięciu czy osiemdziesięciu wojowników z jego grupy rzuciło się na szukającego zwady Indianina i wyprowadziło go z obozu”. Cochise, który był w zasadzie wodzem Chokonenów, rozkazał wodzom Chihenne’ów, żeby zabrali swoich ludzi, aż ci wytrzeźwieją. I Victorio, i Loco posłuchali²⁸. Kapitan Frederick W. Coleman, oficer dobrze znający Apaczów, zauważył, że inni wodzowie Apaczów Chiricahua „śmiertelnie bali się Cochise’a; wydawali się drobnymi płotkami w jego obecności”²⁹. Z kolei lekarz wojskowy twierdził, że z tego, co mu wiadomo, „Cochise był jedynym wodzem indiańskim, którego rozkazy wykonywane były natychmiast”³⁰.

Fred Hughes podkreślał wpływ Cochise’a na wszystkie grupy Chiricahua: „Chociaż Indianie z Tularosy nie należeli do jego grupy, mógł bez wahania zwrócić się do nich, gdy tylko uznał to za konieczne, i wziąć ich pod swoje dowództwo”. Hughes uważał, że również „Nednhi bali się Cochise’a”. I nie bez powodu: gdy w listopadzie 1872 roku Cochise usłyszał – co okazało się później nieprawdą – że Nednhi zranili jego przyjaciela Toma Jeffordsa, zapewnił gubernatora Arizony, Ansona Safforda, że jeśli wiadomość ta się potwierdzi, „pozabija wszystkich co do jednego”³¹.

Wpływ Cochise’a na Apaczów, którzy nie należeli do odłamu Chiricahua, był oczywiście mniejszy, ale jako że był dobrym wodzem wojennym i odnosił zwycięstwa, członkowie grup Apaczów Zachodnich towarzyszyli mu w wyprawach aż do połowy lat sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku. Cochise miał ścisłe kontakty z grupą Coyotero Apaczów Białogórskich (White Mountain), szczególnie z jej częścią wschodnią. Choć nie wydaje się, aby utrzymywał stosunki z Apaczami Mescalero ze wschodniego brzegu Río Grande, wiele małych grup Mescalerów z zachodniego brzegu dostarczało mu rekrutów na wyprawy. Cremony napisał, że Apacze „wierzyli, iż Cochise’a nie można zwyciężyć i tym chętniej dołączali do niego”³². Z kolei doktor John White, który badał Apaczów Zachodnich w 1874 roku, uważał Cochise’a za jedynego wodza „mającego rzeczywistą władzę nad wszystkim Apaczami”³³.

Tę przewagę nad innymi przywódcami Apaczów Cochise zawdzięczał niewątpliwie swojej sławie wodza wojennego. Przyszedłszy na świat około 1810 roku, Cochise dorastał w okresie względnego spokoju w stosunkach między Apaczami i Meksykanami. Niedługo po tym, jak skończył dwadzieścia lat, odprężenie dobiegło końca, nastały lata zmagań, zdrad i wojny. Masakra popełniona przez Johnsona w 1837 roku, a dziewięć lat później rzeź, jakiej dopuścił się Kirker, pozostawiły w pamięci Cochise’a niezatarty ślad: jest bardzo prawdopodobne, że w masakrach tych postradało życie kilku członków jego rodziny.

Asa Daklugie uważał, że Cochise został wodzem „w bardzo młodym wieku, co znaczy, że szybko uznano jego zdolności wojownika i wysoko je ceniono”³⁴. Przez jakiś czas pozostawał jednak w cieniu wodzów cieszących się większym znaczeniem i prestiżem. Około 1857 roku Cochise stanął na czele swojej grupy, a wodzem wszystkich Chokonenów został prawdopodobnie rok później, w czasach, gdy Anglosasi zaczęli się osiedlać na południowym wschodzie Arizony. Choć był bardzo nieufny wobec nowych przybyszów, docenił sposobność otrzymywania z ich rąk żywności i prezentów, nie wyrzekając się starego zwyczaju zdobywania łupów podczas wypraw do Meksyku. Na przełomie lat 1859/1860 niepewne stosunki między Apaczami i Amerykanami stały się mocno napięte i od tego czasu nie przestawały się pogarszać. Do zerwania doszło w lutym 1861 roku na Przełęczy Apaczów, gdy porucznik George N. Bascom, oskarżywszy niesłusznie Cochise’a o uprowadzenie dziecka, próbował go uwięzić i kazał doń strzelać, gdy ten ratował się ucieczką.

Po zajściu z Bascomem, podczas gdy bladła gwiazda starzejącego się Mangasa Coloradas, Cochise objął dowództwo nad całym plemieniem Chiricahua, by stać się najsłynniejszym Apaczem nadchodzącego dziesięciolecia. W 1863 roku Mangas Coloradas został zdradziecko zamordowany. Zajście na Przełęczy Apaczów oraz podstępna śmierć Mangasa wzbudziły w Cochisie głęboką nieufność i nieprzejednaną wrogość do Amerykanów. Przez ponad dziesięć lat prowadził z nimi zaciętą wojnę, aż zrozumiał, że dawne życie wolnych Apaczów należało bezpowrotnie do przeszłości. Swoją sytuację po zajściu z Bascomem, nieco może upraszczając, określił słowami: „Żyłem z Białymi w zgodzie do chwili, gdy próbowali mnie zabić za to, co zrobili inni Indianie; teraz żyję i umrę walcząc z nimi”³⁵. Nie były to słowa rzucone na wiatr: w latach 1861–1872, z wyjątkiem kilku krótkich pobytów w rezerwacie po 1870 roku, Cochise walczył z Białymi jak żaden inny Apacz. Nienawiść Apaczów do Meksykanów była legendarna, lecz w latach sześćdziesiątych została w dużej mierze przyćmiona przez wrogość, jaką Cochise i Apacze żywili do Amerykanów, odrzucając przez dziesięć lat ich oferty pokoju.

Wojny Cochise’a z lat sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku w niczym nie przypominały wojen dużo głośniejszych, prowadzonych przez Victoria i Geronima w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Przez pierwsze pięć lat, a szczególnie dopóki trwała wojna secesyjna, działania Cochise’a miały charakter ofensywny. Apacze napadali na nielicznych Białych zamieszkałych w Arizonie, śmiało atakowali rancza i podróżnych. W owym okresie ludzie Cochise’a mogli się przemieszczać i obozować z równą swobodą jak ich przodkowie. Armia wznosiła forty, farmerzy trzymali się swojej ziemi, niemniej Chiricahuowie panowali niemal niepodzielnie nad południowo-wschodnią Arizoną. Grupa Cochise’a żyła wtedy na ogół w górach Chiricahua, w ranczeriach oddalonych o niecały dzień jazdy od Fortu Bowie, bądź w swej fortecy w górach Dragoon, około pięćdziesięciu mil na południowy wschód od Tucson. Gdy działania amerykańskich oddziałów nękały Apaczów zbyt mocno, Cochise szukał schronienia w Meksyku. W pewnych okresach przebywał po południowej stronie granicy równie często, jak po stronie północnej. Pod koniec lat sześćdziesiątych wojna stała się siłą rzeczy defensywna. Kampanie prowadzone przeciwko jego ludziom przez armie meksykańską i amerykańską mocno ograniczyły jego pole manewru, skazując go na organizowanie brutalnych kontrataków i represji.

Cochise, wojownik o wyjątkowych zdolnościach, słynął ze swej zręczności w posługiwaniu się wszelką bronią. James Tevis uważał, że „nie miał równego sobie w walce włócznią”. Według Johna C. Cremony’ego „żaden apacki wojownik nie wyciągnął strzały z kołczanu i nie wystrzelił jej szybciej, dalej i z większą łatwością niż Cochise”³⁶. Będąc w kwiecie wieku posiadł w sposób niedościgniony sztukę wojenną Apaczów. Apacki wojownik, jeśli nie został zaatakowany z zaskoczenia i jeśli jego rodzina nie znalazła się w niebezpieczeństwie, bił się tylko wtedy, gdy miał pewność, że zwycięży. Wyjątkiem od tej reguły była chęć pomszczenia śmierci bliskich; walczący odrzucał wtedy wszelką ostrożność i godził się na ryzyko, którego w innym wypadku by nie podjął.

Obok wyjątkowych predyspozycji naturalnych cechowała Cochise’a odwaga i silna osobowość. Nawet jeśli nie był geniuszem wojskowym ani „czerwonym Napoleonem”, żaden apacki wojownik nie prześcignął go w owym czasie w sztuce wojennej. Jak większość apackich wodzów Cochise nie pozostawał w tyle za walczącymi wojownikami. Prowadził ich do walki słowem i przykładem. Wszystkie bez wyjątku świadectwa zgodne są co do tego, że w bitwach i potyczkach stał zawsze na czele swych ludzi. Może to znaczyć, że podobnie jak Geronimo, doznał wizji i wiedział, że nie zginie w walce. Opinię tę podzielał jeden przynajmniej Amerykanin, który spotkał wodza w latach siedemdziesiątych³⁷.

Brawura Cochise’a nie miała nic wspólnego z lekkomyślnością. Zuchwałe ataki na wozy ustawione w kręgu, rozsławione przez hollywoodzkie kino, czy też na zabarykadowany fort (żaden posterunek wojskowy w Arizonie nie był całkowicie otoczony murami) zdarzały się niezwykle rzadko, jeśli w ogóle się zdarzały, gdyż niosły ze sobą zbyt duże ryzyko. Apacze stronili od niepotrzebnej brawury, zależało im na życiu przynajmniej tak samo jak Amerykanom. W przeciwieństwie do Indian Równin, dla których ważna była liczba uderzeń zadanych przez wojownika podczas walki, Apacze cenili przebiegłość: ich celem było odniesienie możliwie szybkiego zwycięstwa, nie narażając się samemu na niepotrzebne zagrożenie. Dochodziło, rzecz jasna, do zaciętych walk, lecz w bitwach straty w ludziach były na ogół niewielkie, co łatwo zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę ich sposób prowadzenia wojny. Sposób ów celnie określił generał George Crook: podczas walk z Apaczami najczęściej widać było dymy unoszące się nad skałami, a rzadko można było dostrzec postać przeciwnika. Tak właśnie wyglądały liczne bitwy prowadzone przez Cochise’a, choć pod wieloma względami wódz odchodził od tradycji Apaczów, szczególnie w pierwszych latach wojny, gdy prowadził walki napastnicze lub odwetowe. Wobec wrogów Cochise nie okazywał żadnej litości, ujęci byli torturowani i umierali po długiej i strasznej agonii.

Zdolność Cochise’a do umykania kulom była legendarna. Przez dwanaście lat skutecznie uchodził zarówno regularnym wojskom, jak i ochotnikom dwóch krajów i czterech stanów. Jego najlepszymi sprzymierzeńcami były rodzime góry oraz granica między Stanami Zjednoczonymi i Meksykiem, którą potrafił zręcznie wykorzystywać, chroniąc się, gdy sytuacja tego wymagała, po jednej lub po drugiej stronie. Było rzeczą praktycznie niemożliwą zaatakować z zaskoczenia jego ranczerie (co jednak kilka razy się zdarzyło). Jego obozowiska rozbijane były w miejscach łatwych do obrony, z których można się było szybko wycofać na bezpieczne pozycje. Obóz na zachodnich stokach gór Dragoon, z widokiem na dolinę San Pedro, był pod tym względem modelowy. W razie zagrożenia Indianie łatwo mogli ratować się ucieczką, wspinając się wysoko w góry. Mówi o tym z podziwem porucznik Sladen:

żołnierze musieliby pokonać kilka mil w terenie całkowicie odkrytym, a gdyby zechcieli wspiąć się po stromej ścianie poniżej obozu, odparci zostaliby bez trudu: Indianie tymczasem mogli się swobodnie ukryć między blokami skalnymi.

Ścieżka biegnąca ponad nami pozwalała kobietom i dzieciom uciec na przeciwległy stok góry, a w razie potrzeby również cała nasza grupa mogłaby się wycofać przez grzbiet górski na drugi stok³⁸.

Cochise nie zaniechał tych ostrożności nawet po ostatecznym zawarciu pokoju, co znaczyło, że nie zapomniał gorzkiej lekcji udzielonej mu przez Bascoma i nigdy nie wyzbył się nieufności wobec Amerykanów.

Innym sprzymierzeńcem Cochise’a w jego walce o przeżycie było niewątpliwie szczęście. Może tu chodzić o czynnik zwany przez Apaczów „mocą”^(), której dużą część Cochise umiał przejąć. Asa Daklugie często powoływał się na nią, lecz rola tego czynnika w życiu wielkiego wodza trudna jest do określenia. Nie będąc Apaczem, wyznaję szczerze, że nie rozumiem tego pojęcia w sposób dostateczny. Dla mnie nadzwyczajne w życiu Cochise’a jest to, że człowiek ten prowadził przez ponad czterdzieści lat wojnę zarówno ze Stanami Zjednoczonymi, jak i z Meksykiem, brał aktywny udział w niezliczonych wyprawach, potyczkach, zasadzkach i regularnych bitwach, zaatakowany został we własnym obozie, kilka razy był ranny, dziesiątki razy uznano go za zabitego, a jednak przeżył wszystko i ze wszystkiego wyszedł cało, co można uznać za krańcową formę jego zaciętego oporu wobec dominacji Białych. W końcu, gdy uznał to za konieczne, zgodził się na zawarcie pokoju, doprowadził do utworzenia na własnej ziemi rezerwatu, w którym się osiedlił ze swym ludem i gdzie zmarł śmiercią naturalną. Czy było to przeznaczenie, szczęście czy też moc? Któż to wie?

W drugiej połowie dziewiętnastego wieku zdania mieszkańców południowego zachodu na temat Apaczów były bardzo podzielone. Niemal każdy z nich miał bliskiego bądź przyjaciela, który zginął od apackiej kuli czy strzały. Wyniki rządowej ankiety przeprowadzonej przez dwóch pionierów Arizony, dobrze znających lud Cochise’a, wykazują ową przepaść w postrzeganiu Apaczów. Sidney Delong, handlarz przy Forcie Bowie, jeden z tych, dla których najlepszym rozwiązaniem apackiego problemu była eksterminacja, opisał Chiricahuów słowami: „Dzicy posiadający wszystkie wady, uparci, zdradliwi, kłamliwi, nieuczciwi, niegościnni i tchórzliwi”. Z kolei Tom Jeffords, agent w rezerwacie Chiricahua i jedyny biały przyjaciel Cochise’a, napisał, że byli „życzliwi, karni, niezawodni, uczciwi, gościnni, skromni i odważni”³⁹. Według kryteriów Apaczów słuszny był punkt widzenia Jeffordsa. Większość Białych jednak nie znała ludu Cochise’a i podzieliłaby z pewnością zdanie Delonga.

Dokładałem starań, aby pokazać w tej pracy Cochise’a jako wodza o nieprzeciętnym talencie i wyjątkowym autorytecie, który w burzliwej historii Apaczów Chiricahua lat 1830–1874 odegrał rolę kluczową. Starałem się pokazać apackiego wodza, któremu pod względem dokonań, nie dorównał żaden inny Apacz.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: