Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Apetyt na więcej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 marca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Apetyt na więcej - ebook

Życie nie zawsze układa się zgodnie z naszymi oczekiwaniami, a szczęście kryje się w najmniej spodziewanych miejscach. Jak rozpoznać drogę, która do niego prowadzi?

Ewa czuje, że oszukuje siebie i swojego partnera, trwając w pozornie tylko idealnym związku. Kobieta uświadamia sobie, że jedynym mężczyzną, którego naprawdę kocha jest Andrzej. Jednak na przeszkodzie ich miłości staje ciąg nieporozumień i niedomówień. Tymczasem Klaudia, borykająca się z problemem samoakceptacji, wyrusza na poszukiwania samej siebie i znajduje szczęście w najmniej spodziewanym miejscu.

W trzeciej części bestsellerowego cyklu Agnieszki Olejnik bohaterowie muszą zadać sobie pytanie, kim są i czego pragną oraz zawalczyć o własne szczęście. Bo życie ma różne smaki, a sztuką jest znaleźć ten, który pokocha się najbardziej.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-607-9
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Styczeń

Klaudia z niedowierzaniem przerzucała kolejne strony książki, którą dostała na gwiazdkę od Tatiany. Dieta bez pszenicy w pewnym sensie stanowiła potwierdzenie tego, co dziewczyna wyczytała w internecie kilka tygodni wcześniej, przygotowując jadłospisy dla Tani. Chociaż właściwie „potwierdzenie” nie było tu odpowiednim słowem – tamte informacje stanowiły zaledwie preludium do rewelacji, których Klaudia dowiadywała się w tej chwili.

Pszenica miałaby przyczyniać się do tak wielu chorób? Artretyzmu, cukrzycy, problemów skórnych, stanów depresyjnych? Nasila objawy schizofrenii, ma jakiś związek z autyzmem? Brzmiało niewiarygodnie, ale okazało się nieźle udokumentowane.

Kiedy dwa lata temu Klaudia zaczęła się odchudzać, zbawieniem okazała się dla niej dieta dobrych kalorii. Dzięki wegańskim jadłospisom, a potem stopniowemu wprowadzeniu produktów zwierzęcych – ale głównie tych o niskim indeksie glikemicznym – dziewczyna schudła ponad czterdzieści kilogramów, a jej mama około dziesięciu. Obie czuły się znakomicie i bez trudu utrzymywały wagę już od dwóch lat. Owszem, miewały czasem lekkie dolegliwości trawienne (według Klaudii wiązało się to ze spożyciem sporych ilości roślin strączkowych), ale to nie było nic naprawdę kłopotliwego.

Czy to możliwe, że wyrządzały swojemu organizmowi więcej szkody niż pożytku? Jeżeli wierzyć Daviesowi, autorowi publikacji, tak właśnie było. Jak by nie patrzeć, obie jadły bardzo dużo makaronu i chleba, dodawały mąkę do wielu różnych potraw, nie stroniły od wypieków.

– Człowiek musiałby chyba nic nie jeść, żeby być zdrowy – westchnęła Klaudia, odkładając książkę na nocną szafkę.

– Mówiłaś coś do mnie? – Matka, która właśnie wychodziła z łazienki, zajrzała do niej.

– Nic, mamo. Tak sobie mruczę pod nosem.

– Jakieś problemy?

Mama weszła do pokoju i usiadła na łóżku Klaudii. Jest okropnie przewrażliwiona, pomyślała córka z czułością. Wszyst­ko przez te nasze świąteczne rozmowy i zwierzenia.

Boże Narodzenie spędziły we trzy, bo do Ewy i Klaudii przyjechała babcia Basia z Krakowa. Trzy pokolenia, trzy różne garnitury doświadczeń i poglądów, jak to skwitowała Ewa, kiedy w drugi dzień świat zaczęły się kłócić. Babcia uważała, że Klaudia powinna bez skrupułów zerwać z Arkiem, chłopakiem, którego nie zdołała pokochać, a z którym spotykała się nadal – chyba dlatego, że nie umiała albo raczej nie chciała go skrzywdzić. Ewa miała inne zdanie: pozwól się temu wypalić, argumentowała, niech to się skończy bezboleśnie.

– Wszystko w porządku – odpowiedziała teraz Klaudia, bo zorientowała się, że mama wciąż patrzy na nią wyczekująco. – Zaplątałam się w tych dietach. Już sama nie wiem, w co wierzyć. Tu mówią, żeby nie jeść pszenicy, tam, że mięso to samo zło, a jeszcze inni namawiają do odstawienia nabiału. Można zwariować.

Mama odetchnęła – chyba z ulgą. Podniosła się i poprawiła spódnicę na biodrach.

– Jak uważasz? – zapytała. – Może być?

– Randka?

– Powiedzmy. Kino, a potem kawiarnia.

– Z kim?

Mama się żachnęła. Klaudia dobrze wiedziała, że chodzi o Jima – rudowłosego Walijczyka, z którym matka widywała się od jakiegoś czasu. Rzecz w tym, że po świętach, kiedy Jim pojechał ze swoją siostrą Lucy w góry, mama zgodziła się na spotkanie z Andrzejem. A potem przez trzy dni beczała i prawie nie wychodziła z pokoju. Babcia powiedziała wtedy, że trzeba ją zostawić w spokoju, bo Ewa i tak nigdy nie chciała słuchać rad.

– Może być czy nie może? – Mama wróciła do tematu ciuchów.

– Może, chociaż lepsza byłaby ta czarna bluzka z białym pasem u dołu.

– Mam być taka oficjalna? Czerń i biel?

– Jak chcesz. – Klaudia wzruszyła ramionami. – Ja ci tylko mówię, w czym dobrze wyglądasz. Ale w sumie to nie ma znaczenia, skoro Jim nie może już bardziej zgłupieć na twoim punkcie.

– Przestań.

– Nie przestanę. Wiemy o tym obie. On cię kocha, ty jego nie kochasz, ale nie umiesz mu tego powiedzieć, bo po pierwsze, jest słodki, a po drugie, wydaje ci się, że coś mu zawdzięczasz.

– Przyganiał kocioł garnkowi – prychnęła matka i wyszła z pokoju.

– Ano, fakt. Przyganiał – westchnęła Klaudia.

Chyba po raz setny tego dnia zerknęła na telefon leżący na biurku. Powinna zadzwonić do Arka, umówić się z nim na spotkanie i poważnie porozmawiać. Wyjaśnić, że bardzo go lubi, ale… No właśnie, ale co? Ale nie może znieść jego dotyku i pocałunków, ponieważ jest lesbijką. I nie udał jej się eksperyment pod tytułem „Leczenie homoseksualizmu w ramionach przystojnego chłopaka”.

Czy może powinna skłamać – że jest ktoś inny? Albo jeszcze inaczej: to był słomiany zapał, krótkotrwała miłostka, ­zauroczenie, które rozwiało się po kilku tygodniach. Co zaboli najmniej?

Jedno było pewne – trzeba załatwić to w taki sposób, żeby nie stracić przyjaźni siostry Arka. Klaudia nie tylko chciała, ale wręcz musiała nadal bywać u nich w domu, widywać się z Anką, dzwonić do niej i nawet kłócić się, żywiołowo dyskutować o wegetarianizmie i rodzajach energii. Anka była szalona, nawiedzona, zwariowana i uparta jak osioł, lecz Klaudia zwyczajnie nie mogła bez niej żyć. Dopiero teraz wiedziała, co to jest miłość. Wsłuchiwała się w teksty piosenek i znajdowała w nich nowe, dotąd nierozumiane treści. Jej hymnem stało się Do Ani zespołu Kult.

Ja czekam cały dzień, patrzę na drzwi,

czy przyjdzie ktoś od ciebie, czy przyjdziesz ty.

Czy wiesz, że Twoje oczy spalają mnie jak ogień?

Gdy patrzę w Twoje oczy, zaczyna się dzień.

Tak bardzo, bardzo kocham cię,

tak bardzo potrzebuję cię…

Każde słowo trafiało w sedno, Klaudia żadnego by nie zmieniła. I jeszcze następna zwrotka: Czy wiesz, że gdy odjeżdżasz, umieram dziewięć razy… Właśnie to czuła, rozstając się z Szajbą – jakby umierała raz po raz, jak gdyby gasły wszystkie światła, a życie się kończyło i nigdy nie miało zacząć się na nowo.

Dziewczyna wstała i przebrała się w strój do ćwiczeń. Jak zwykle, kiedy zaczynała się denerwować, potrzebowała odrobiny bólu, żeby rozładować napięcie. Przyrzekła matce i babci – na wszystkie świętości – że nigdy więcej nie użyje do tego celu żyletki.

– Pomyśl o czymś, co jest dla ciebie naprawdę ważne – poprosiła wtedy babcia. – A potem przysięgnij.

Oczywiście Klaudia natychmiast przywołała w wyobraźni obraz Anki, jej niebieskich oczu i grubych, związanych barwnymi sznurkami dredów. Przysięgam na miłość do ciebie, pomyślała, głośno wymawiając tylko pierwsze słowo.

Ćwiczenia nadawały się do rozładowania stresu niemal tak samo dobrze, jak zadawanie sobie bólu ostrzem, a przy tym modelowały sylwetkę. Może to i lepiej, powiedziała sobie w duchu Klaudia, że babcia mnie wtedy nakryła. Na swój sposób chyba chciałam zostać przyłapana; pragnęłam, żeby ktoś mną potrząsnął i znowu powiedział mi, co mam zrobić. Tylko co z tego, skoro teraz nie umiem tych wszystkich rad wprowadzić w życie.

Teoretycznie to wydaje się bardzo proste: dzwonię do Arka i mówię mu prawdę, pół-prawdę albo jakieś śliczne kłamstewko, które łagodzi ból. Teoretycznie. Ale w praktyce… To pierwszy chłopak, który okazał mi prawdziwe zainteresowanie. Zresztą zostawmy w spokoju płeć – to pierwsza osoba, dla której stałam się kimś ważnym. Jak mogłabym go teraz skrzywdzić?

Klaudia przerwała rytmiczne przysiady i podeszła do okna. Odsunęła zasłonę i zerknęła na trzy słoiki z ugotowanym ryżem zalanym wodą, które umieściła tam podczas świąt. Na jednym z nich nakleiła napis: „Kocham cię”, na drugim: „Spadaj”, zaś trzeci zostawiła bez etykietki.

Widziała ten eksperyment w ubiegłym miesiącu u Anki. Miał stanowić dowód na to, że ryż, do którego Szajba codziennie szeptała słowa miłości, psuje się dużo wolniej niż ten, któremu mówiła, że go nienawidzi. Klaudia długo myślała o tym, co zobaczyła tamtego dnia: w słoiku obdarzanym codzienną porcją dobrych słów naprawdę znajdowały się białe ziarenka, podczas gdy w tym, który „wysłuchiwał” obelg – ryż zbrązowiał i pokryła go pleśń.

Dla Klaudii to było coś tak niewiarygodnego, a zarazem przerażającego, że dziewczyna postanowiła powtórzyć całą rzecz u siebie, tyle że dodała trzecią porcję ryżu – nazwała ją „próbką kontrolną”. Nie patrzyła na nią, nie mówiła do niej i nie wysyłała jej żadnych myśli. Chciała po prostu zobaczyć, jak psuje się ryż zostawiony samemu sobie.

Mówiąc szczerze, miała wielką nadzieję, że eksperyment się nie uda: że wszystkie trzy porcje ziarenek spleśnieją i cała sprawa okaże się wygłupem Szajby. Albo przynajmniej: że ryż „kochany” zepsuje się wprawdzie nieco mniej, dłużej zachowa biały kolor, natomiast między tym nienawidzonym a ignorowanym nie będzie żadnej różnicy. Liczyła na to z całego serca, ponieważ przerażała ją myśl, że złymi słowami i myślami można wyrządzać krzywdę. Chciała się przekonać, że to bzdura – okej, dobra energia istnieje, w naszych myślach i słowach zawiera się coś, czego nie potrafimy zmierzyć, czego nie widać gołym okiem, ale co przynosi wymierne skutki. Klaudia pragnęła jednak wierzyć, że ludzie nie dysponują złą energią, bo to by znaczyło, że wszyscy ci, którzy myśleli o niej jako o „zboczonej lesbie”, którzy patrzyli na nią z pogardą albo życzyli jej źle – mieli realną moc i naprawdę ją krzywdzili.

Niestety, z dnia na dzień ryż we wszystkich trzech słoikach różnił się coraz bardziej. W tym, do którego Klaudia szeptała, że go kocha i lubi, zachowywał białą barwę. W ignorowanym wprawdzie także był biały, ale na powierzchni wody zbierała się już nieapetyczna pianka, a pośrodku niej widniało wyraźne kółeczko pleśni. Ziarenka w słoiku „nienawidzonym” stawały się coraz bardziej obrzydliwe. Brązowiały, pokrywały się jakimś żółtym śluzem, zupełnie jakby ktoś po kryjomu dolewał tam oleju, no i miały już trzy plamy ciemnoszarej pleśni.

– To ja wychodzę. – Rozległ się głos mamy.

Klaudia obejrzała się i obrzuciła maminą sylwetkę uważnym spojrzeniem.

– Pasuje ci do tego ta bransoletka, wiesz, na przemian czarne i białe kamienie.

– Na co tam patrzyłaś?

– Na ryż.

– I jak? – Mama podeszła bliżej i pochyliła się nad parapetem. – Ale fajnie, naprawdę widać różnicę.

– Mówisz o tym tak spokojnie?

– A jak mam mówić? To fantastyczny eksperyment.

– Mamo, nie rozumiesz?! – zawołała rozżalona dziewczyna. – Przecież to oznacza, że ludzie… Że naprawdę możemy się nawzajem krzywdzić słowami i myślami! Jeśli moje głupie, nic nieznaczące słowa „spadaj, wstrętny ryżu” sprawiają, że te ziarenka gniją albo raczej że woda zawarta w nich się psuje, zmienia swoją strukturę…

– Klaudia, posłuchaj…

– …to mogę też zepsuć coś w ludziach, właśnie przez złe słowa i myśli. W naszych ciałach jest woda, a woda reaguje na tę energię, czymkolwiek ona jest! Mamo!

– Dla mnie to jest przede wszystkim piękne – powiedziała mama powoli. – Ja patrzę na ten biały ryż i myślę, że mogę chronić ludzi, których kocham, że mogę im darować tę dobrą energię.

– Jasne. A ten brunatny osad ignorujesz, bo tak jest bardziej optymistycznie – odparła ponuro Klaudia. – Zresztą może to jest jakiś sposób. Udawajmy, że tego nie ma.

– Ale masz paskudny nastrój. Chcesz, żebym z tobą została? Obejrzymy jakąś komedię, poprzymierzamy ciuchy albo coś upichcimy…

– Nie, mamo, idź już do tego swojego Walijczyka. Ja poćwiczę, endorfiny zrobią mi porządek w garze.

– Gdzie? – Ewa nie zrozumiała.

– We łbie. W głowie. No, idź, bo wystygnę, a byłam już rozgrzana.

Mama cmoknęła ją w czoło i wyszła, a Klaudia wróciła do przysiadów. Potem zabrała się za brzuszki i deskę. Ale ani na chwilę nie przestała myśleć o tym, co się właściwie dzieje w słoikach z ryżem i czego to dowodzi. Po ćwiczeniach sfotografowała ze wszystkich stron wyniki eksperymentu i zamieściła zdjęcia na blogu z obszernym opisem. Sama przed sobą nie chciała przyznać, że zrobiła to z nadzieją, że jakimś cudem na ten wpis natknie się Anka i taką okrężną drogą dowie się tego, co Klaudia od dawna chciała jej wyznać: że jest lesbijką.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: