Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Apetyt na życie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 kwietnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Apetyt na życie - ebook

Poznaj fascynującą opowieść dojrzałej kobiety o cieple domowego ogniska, przeciwnościach losu oraz poszukiwaniu szczęścia i miłości.

Opowieść, w której każde pokolenie kobiet znajdzie coś dla siebie. Katarzyna Dowbor, ikona polskiej telewizji, otwiera przed czytelniczkami drzwi do swojej prywatnej posiadłości. Oprowadza nas po zakamarkach swojego życia, jednocześnie dzieląc się sprawdzonymi poradami i patentami, dzięki którym będziemy mogły z uśmiechem na ustach celebrować każdy dzień. Udowadnia, że przekroczenie magicznej granicy pięćdziesięciu lat to nie koniec świata, a początek nowego, fascynującego rozdziału w życiu każdej kobiety. Katarzyna Dowbor zręcznie przeplata porady historiami ze swojej codzienności.

Z Apetytu na życie dowiesz się, jak zbudować trwałe relacje rodzinne, stworzyć codzienne rytuały oraz jak poradzić sobie w trudnych sytuacjach życiowych. Poznasz sprawdzone sposoby i patenty, dzięki którym odnowisz stare meble i ugotujesz pyszną kolację dla znajomych. Uzyskasz również praktyczne wskazówki, jak stworzyć i zadbać o przydomowy ogród.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-6869-8
Rozmiar pliku: 9,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Za mną 60 lat! To moment, który skłania do refleksji, zastanowienia się, co przez te lata zrobiłam, co po mnie pozostanie. Czy było to dobre – to pewnie ocenią inni. Ja chciałabym podzielić się z tobą zdobytym przez te lata doświadczeniem. A przeżyłam sporo i – jak to w życiu – słodycz mieszała się z goryczą, chwilom szczęścia towarzyszył smutek, śmiech pojawiał się na zmianę z płaczem. Dzisiaj wiem, że każde doświadczenie jest ważne. Wiem też, że wielu dojrzałym kobietom nie jest łatwo – dzieci wyfrunęły z gniazda, czasami odszedł mąż, coraz częściej coś nas boli, a w lustrze nie zawsze widzimy tę uśmiechniętą dziewczynę sprzed lat. To trudny moment, dlatego nie bądź dzielna na siłę, pozwalaj sobie na chwile słabości, na łzy. Ale nie ugrzęźnij w tym na długo, bo życie jest zbyt piękne, by tak ciągle płakać! Mam nadzieję, że ta książka pomoże ci to dostrzec.

A skąd wziął się na nią pomysł? Jako dziecko uwielbiałam książki o Indianach. Niemal w każdej z nich pojawiała się tzw. rada starszych. Składała się ona z osób, które sporo przeżyły, wiedziały dużo o świecie. Do podstawowych zadań rady należało decydowanie o najważniejszych sprawach danej społeczności. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, iż w mojej książce przemówię jako swego rodzaju „rada starszych”. Zwłaszcza młodszym czytelniczkom chciałabym coś podpowiedzieć i doradzić. Jeśli choć jedna z tych rad ci się przyda, będę szczęśliwa.

Jednocześnie napisałam tę książkę, aby podzielić się przeżyciami z kobietami w moim wieku, dodać im sił. Chciałabym, żeby każda kobieta miała poczucie, że jej życie ma sens, by nie bała się być sobą, nawet jeśli oznacza to pójście pod prąd!

Bycie „odmieńcem” bywa trudne. Przez lata właśnie nim byłam – jako ruda, piegowata i oryginalnie ubierana przez mamę. Można jednak zrobić z tego swój największy atut. Można wybrnąć nawet z najbardziej skomplikowanej sytuacji i wygrać w choćby najtrudniejszej walce. Naprawdę wiele zależy od nas, od tego, jak zechcemy postrzegać to, co nas w życiu spotyka.

Co jeszcze jest ważne? Pasja, która oznacza zarówno hobby, jak i umiejętność korzystania z życia. Nigdy nie zapominaj, jak wiele radości dają przyjaciele, dom, rodzina, zwierzęta i kontakt z przyrodą.

Mam nadzieję, że ta książka sprawi ci przyjemność, wywoła uśmiech na twojej twarzy, ale też przyniesie kilka konkretnych rad. Wierzę, że w codzienności można odnaleźć szczęście i spełnienie. Życzę tobie i sobie, żebyśmy zawsze o tym pamiętały!Rodzinne gniazdo

Niektórzy mówią, że całe życie nosimy plecak, który zapakują nam rodzice w pierwszych latach życia. Możemy w nim znaleźć radość, poczucie bezpieczeństwa, miłość, bezwarunkową akceptację. Czasami jednak natrafiamy na coś zupełnie innego, coś nieprzyjemnego. To ważny posag, który dobrze od czasu do czasu zinwentaryzować – po to, by móc się cieszyć tym, co jest w nim cennego, ale też po to, aby zrozumieć i przepracować to, co przyniosło ból. Na ogół z biegiem lat wspomnienia z dzieciństwa zaczynają wywoływać w nas nostalgię i rozrzewnienie. A gdy, tak jak ja, ma się 60 lat, wiele rzeczy z przeszłości się idealizuje. I bardzo fajnie, kiedy tak jest, bo dzięki temu nie jesteśmy zgorzkniali, nie mamy do nikogo pretensji, że coś nam w życiu nie wyszło.

Lubię wracać pamięcią do czasów dzieciństwa i uważam ten okres mojego życia za szczęśliwy, choć jeszcze 15 lat temu myślałam inaczej. Nie brakowało w nim trudnych momentów – w końcu byłam ruda, czyli inna. To na pewno zaważyło na moim życiu. Bycie odmieńcem sprawiło, że bardzo szybko musiałam się nauczyć o siebie walczyć. W grupie rówieśników nie było mi łatwo – w Polsce lat 60. naprawdę nie należało się specjalnie wyróżniać. Pamiętam, że im bardziej dzieciaki w szkole się ze mnie śmiały, tym bardziej chciałam udowodnić im, że jestem coś warta. Angażowałam się w zajęcia sportowe, jeździłam na zawody, grałam w teatrze szkolnym. Mimo to wiele razy wracałam do domu spłakana i nieszczęśliwa. W takich chwilach pomoc nieśli mi rodzice. Myślę, że to dzięki nim udało mi się przetrwać.

Wakacje w Tajlandii, 1997

Dostałam od nich pełną akceptację i wsparcie. Podobnie jak od ich znajomych. Mama przyjaźniła się z wieloma artystami, którzy przekonywali mnie, że rude włosy są piękne, że wyglądam wspaniale, bo inaczej.

Po latach okazało się, że mieli rację. To, co długo uważałam za swoją największą wadę, stało się zaletą. Byłam jedyną rudą i piegowatą prezenterką. Nie mieściłam się w obowiązującym w telewizji kanonie piękna, ale za to byłam charakterystyczna i widzowie z łatwością mogli mnie zapamiętać. Do dziś – a trwa to niezmiennie od kilkudziesięciu lat – dostaję listy i maile od matek, które piszą, że dzięki mnie przekonały swoje wyglądające nietypowo córki, że oryginalna uroda może być atutem. Sadzają je przed telewizorem i mówią: „Zobacz, Dowbor też jest inna, ruda i piegowata, a odniosła sukces, uwielbiamy ją oglądać i nigdy nie pomylimy jej z inną gwiazdą”.

Nawet jeśli w twoim dzieciństwie były trudne wydarzenia, przestań nimi tłumaczyć swoje obecne niepowodzenia. Zrób porządek we wspomnieniach, zachowaj i pielęgnuj tylko te, które dają ci siłę.

Takie listy są dla mnie bardzo cenne, dzięki nim czuję, że moja historia jest ważna. W osiągnięciu sukcesu niewątpliwie pomógł mi dom rodzinny i to, co z niego wyniosłam. Jak się przekonałam, trochę dobrych rzeczy w moim plecaku się uzbierało.

Po mamie mam na pewno zmysł artystyczny – dryg do urządzania, dekorowania, dobierania kolorów. To ona wyrobiła we mnie smak i gust. Umiejętność kochania zwierząt i przyrody, ale też umiejętność docenienia dobrej kuchni to z kolei coś, co rozwinął we mnie mój tata.

Rady Kasi:

Jeśli jesteś rodzicem dziecka, które swoim wyglądem różni się od innych dzieci – jest rude i piegowate, nosi grube okulary, ma zeza, jest grubsze, ma inny kolor skóry – pamiętaj, żeby dać mu wsparcie. Akceptacja, uwaga, miłość rodziców są najlepszym, co takie dzieci mogą dostać, by uwierzyć w siebie. Czasami trzeba im poświęcić więcej czasu i zaangażowania niż innym. Akceptacja w domu musi zrównoważyć brak akceptacji w przedszkolu, szkole, wśród rówieśników.

Mów swojemu dziecku, że jest dla ciebie piękne, że nie wszyscy lubią wyłącznie szczupłe osoby albo tylko blondynki. Każdy człowiek otrzymał jakiś dar! Nie jesteś pięknością? Może za to masz wspaniały, bystry umysł albo potrafisz pięknie malować lub śpiewać. A może jesteś empatyczną, ciepłą osobą, którą wszyscy lubią? Poznaj swoje mocne strony i ciesz się nimi.

Urodziłam się w Warszawie, ale dorastałam w Toruniu, dokąd się przeprowadziliśmy, ponieważ ojciec dostał pracę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Dobrze pamiętam służbowe mieszkanie, które nam wtedy przydzielono. Znajdowało się w bloku zasiedlonym przez pracowników naukowych uniwersytetu. Wtedy postrzegałam to nasze lokum jako duże i przestronne, choć miało zaledwie 48 metrów kwadratowych, na których jednak udało się upchnąć trzy pokoje, kuchnię i łazienkę. Dzisiaj uśmiecham się na wspomnienie o „wielkim” mieszkaniu i dochodzę do wniosku, że dzieci po prostu lubią mieć wszystkich i wszystko pod ręką, a do tego, żeby czuć się dobrze i bezpiecznie, nie potrzebują wielkiej przestrzeni, tylko ciepłej, rodzinnej atmosfery. Tak właśnie było w naszym domu.

Przez pierwszych kilka lat mieliśmy z bratem wspólny pokój, w którym spaliśmy na piętrowym łóżku. To rozwiązanie przestało się jednak sprawdzać, gdy zaczęłam dorastać i stałam się panienką. Dostałam wtedy od rodziców ich sypialnię, a oni wylądowali w pokoju przechodnim, tzw. salonie.

Słowo „lądowanie” w ogóle dobrze pasuje do mojego rodzinnego domu. Dość często i regularnie lądowały w nim różne zwierzęta. Początkowo przynosił je do domu tata, który nie tylko z wykształcenia, lecz także z zamiłowania był zoologiem. Jednak gdy tylko rozeszły się wieści, jak przyjazny braciom mniejszym jest nasz dom, do drzwi zaczęły pukać dzieci z całej okolicy, znosząc do nas chore psy, koty czy ptaki ze złamanymi skrzydłami. Uważały, że zoolog to ktoś taki jak weterynarz, więc z pewnością zajmie się każdym czworonożnym lub skrzydlatym nieszczęściem. Nie myliły się! Tata przygarniał te wszystkie stworzenia, a potem wspólnie szukaliśmy im domów, by każda historia miała szczęśliwe zakończenie.

Jednak nie tylko z tego powodu nasz dom był inny niż domy koleżanek i kolegów. W tamtych czasach trudno było kupić coś oryginalnego, a mały metraż mieszkań sprawiał, że królowało w nich to, co praktyczne i funkcjonalne. Wszędzie było podobnie – rządziły meblościanki i rozkładane wersalki. Ale nie u nas! Moja mama, która kończyła liceum plastyczne, a potem konserwację zabytków, miała niesamowitą umiejętność robienia czegoś z niczego. Dlatego w naszym domu nic nie było sztampowe, banalne, nijakie. Nie zawsze mi się podobało to kreatywne podejście, zwłaszcza gdy dotyczyło mojego stroju. Mama ubierała mnie oryginalnie, wyróżniałam się, a ja marzyłam o tym, żeby wyglądać jak reszta dzieci. Nie ukrywano mnie, jak to bywało w przypadku rudych dzieci, pod czapkami, kapeluszami i beretami. Rodzice na każdym kroku podkreślali moją odmienność i dzięki temu jako dojrzała kobieta również umiem ją w sobie pielęgnować. Musiałam jednak dorosnąć, by to zrozumieć.

Zupełnie inaczej miały się sprawy z wystrojem domu. Byłam dumna z tego, że u nas jest inaczej. Owszem, mieliśmy – tak jak wszyscy – meblościankę, ale nasza była zrobiona z jasnego drewna, a szuflady i drzwiczki były pomarańczowe. Do tego mama dołożyła ciemnozielone dywany i krzesła w tym samym kolorze. Oczywiście najważniejszy był stół, dla którego musiało się znaleźć miejsce, choć w tym samym pokoju stała i meblościanka, i kanapa rodziców. Nad stołem wisiała bardzo oryginalna lampa, również wyszukana gdzieś przez mamę. Tata nazywał ją „metalową miską” i jest to najtrafniejsze określenie. U nikogo nie widziałam podobnej.

Patenty Kasi:

Aby nie zapomnieć o swoich korzeniach, wracaj do wspomnień i historii sprzed lat.

Jeśli w twojej rodzinie żyją jeszcze osoby starsze od ciebie, porozmawiaj z nimi, poproś, żeby opowiedziały ci o życiu swoim i waszych krewnych. Spisz te wspomnienia, bo pamięć bywa zawodna. Jeżeli nie chcesz pisać, nagraj je na dyktafon (na większość telefonów można ściągnąć darmową aplikację).

Jeśli masz rodzinne zdjęcia, ale nie znasz wszystkich znajdujących się na nich osób, postaraj się zasięgnąć języka wśród najbliższych. Korzystając z ich wiedzy, opisz fotografie (imię, nazwisko i stopień pokrewieństwa). Wyświadczysz przysługę swoim dzieciom i wnukom, które będą pamiętały jeszcze mniej niż ty.

Wybierz kilka rodzinnych zdjęć, również tych najstarszych, opraw je i powieś w widocznym miejscu (opis, kto jest kim, można umieścić z tyłu na przyklejonej karteczce). Starsze fotografie możesz włożyć w inne, lepiej pasujące do czarno--białych zdjęć ramki, a współczesne – w bardziej nowoczesne oprawy.

Namów rodzinę, również tę dalszą, aby raz albo dwa razy do roku spotykać się na rodzinne opowieści. Młodsze pokolenie nie tylko usłyszy historie, które wydarzyły się przed jego urodzeniem, lecz także dołoży swoje relacje, zabawne dykteryjki. Jeśli wszystko uda się okrasić humorem, to będzie to doskonała zabawa dla wszystkich.Szkoła życia

Przez niemal całe dzieciństwo moją idolką była Dorota. Dziewczynka w moim wieku, nasza sąsiadka z bloku, córka polonistki i geografa. Chodziłyśmy razem do przedszkola, szkoły podstawowej i liceum i przez wszystkie te lata bardzo wielu rzeczy jej zazdrościłam. Po pierwsze urody – była bardzo ładną, zadbaną, zawsze ładnie ubraną blondynką. Po drugie domu, w którym codziennie o tej samej porze był obiad, w którym wszystko było równiutko poukładane i dokładnie rozplanowane. Po trzecie tego, że była wzorową uczennicą i miała zawsze czyste ręce, mimo że pisałyśmy przecież piórem maczanym w atramencie. Moje ręce były ciągle czarne...

Myślę, że rodzice Doroty nie zawsze byli zadowoleni z naszej znajomości, uważali mnie za sowizdrzała, kogoś szalonego. Swoje podejście do mnie zmienili, gdy zaczęłyśmy dojrzewać. Dorota potajemnie popalała, urywała się z lekcji i z domu. Ja z kolei byłam wówczas pochłonięta wyczynowym uprawianiem sportu. Pamiętam, jak pewnego wieczoru Dorota uciekła z domu, by pójść na dyskotekę. Jej tata przyszedł do nas, przekonany, że ja również jestem na tym gigancie. Jakież było jego zdziwienie, kiedy się okazało, że jestem w domu i odpoczywam zmęczona po treningu! Ta historia uświadomiła mi, że nie ma ideałów, że każdy ma coś za uszami. I bardzo dobrze, bo przyznam szczerze, że Dorota-łobuz pasowała mi dużo bardziej niż tamta nierealna, wyidealizowana przeze mnie postać.

Z bratem Tomkiem, 1965

Wtedy też zaczęłam rozumieć, że mój szalony, niepoukładany dom ma swoje zalety. Faktycznie było tak, że nie mieliśmy z bratem zagwarantowanej stałej pory obiadu, tak jak inne dzieci. Mama po pracy w PPKZ (Polskie Pracownie Konserwacji Zabytków) latała na tzw. fuchy i pracowała do wieczora. Często była też wysyłana do pracy za granicę – zajmowała się renowacją fresków, których nie dało się przywieźć. Tata pochłonięty był swoimi owadami i pracą naukową, a my z bratem musieliśmy sobie radzić. To nauczyło nas zaradności.

Myślisz, że inni mają lepiej? Że są idealni? To nieprawda. Nie ma ludzi ani sytuacji idealnych. Doceniaj swoje życie, zamiast szukać na siłę, co się powinno zmienić, żebyś była szczęśliwa.

Pamiętam sytuację, która dzisiaj wydaje się nie do pomyślenia, ale w tamtych czasach nie była niczym dziwnym. Mama pracowała za granicą, tata musiał wyjechać na kilka dni na sympozjum do Wrocławia. Miała się nami zaopiekować kuzynka ojca, zadbana, skupiona na sobie trzydziestoparolatka. Dzisiaj powiedzielibyśmy o niej: singielka. Miałam 12 lat, brat był trzy lata młodszy. Kuzynka ta zgodziła się nas doglądać pod warunkiem, że będzie przychodziła do nas dwa razy dziennie – rano, by nas wyprawić do szkoły, i wieczorem, aby przypilnować, żebyśmy umyli zęby i położyli się spać. Mieliśmy klucze zawieszone na szyi, więc po szkole wracaliśmy do domu sami. Tata zostawił nam pieniądze na obiady w szkole, ale ani razu nie dotarliśmy na stołówkę, całą kasę wydaliśmy na lody, cukierki i inne pyszności. A wszystko dlatego, że wpadłam wówczas na pomysł, żeby po szkole siadać na schodach i wyglądać, aż będzie nimi szła jakaś sąsiadka. Wiedziałam, że gdy tylko się pojawi, natychmiast spyta, czemu nie wracamy do domu. Mieliśmy na to gotową odpowiedź – mówiliśmy, że zapomnieliśmy klucza i musimy czekać na rodziców. Co wtedy robiły życzliwe sąsiadki? Zapraszały nas do domu i częstowały obiadem. Po godzinie 16.00 ładnie się z bratem kłanialiśmy i mówiliśmy, że rodzice pewnie już są w domu. Przetrwaliśmy tak kilka dni.

Myślę, że te wczesne doświadczenia były dla mnie bardzo ważne, bo uświadomiły mi, że umiem sobie w życiu radzić. Często dopiero z perspektywy czasu widzimy, że to, co było dla nas trudne, tak naprawdę dało nam najcenniejszą lekcję. W dzieciństwie tęskniłam za ciepłym obiadem na stole każdego dnia, nie doceniałam tego, że w moim szalonym domu nauczyłam się, jak ważne są samodzielność, samorealizacja, zadowolenie z życia i poczucie satysfakcji. Te refleksje przyszły do mnie dopiero niedawno. Zrozumiałam, że dzięki temu moja mama, choć ma 85 lat, nadal jest pogodną, uśmiechniętą kobietą, choć jej życie nie było usłane różami.

Rady Kasi:

Nie poddawaj się, nie rozpaczaj, tylko działaj! Nie ma sytuacji bez wyjścia, choć niektóre się takie wydają. Pamiętam, jak kiedyś wybuchł mi w kuchni słoik z konfiturą malinową. Całe pomieszczenie było w czerwone plamy. Miałam ochotę się załamać albo uciec z krzykiem. Zamiast tego wzięłam mokrą ścierkę i plama po plamie, miejsce po miejscu zaczęłam tę kuchnię czyścić. Po dwóch godzinach okazało się, że nie ma tragedii, plamy zniknęły. Tak jest w większości sytuacji w życiu – z każdą można sobie poradzić!

Pozwalaj swoim dzieciom lub wnukom doświadczać różnych rzeczy, nie wyręczaj ich. Pozwól, by poniosły konsekwencje swoich działań i nauczyły się brać za nie odpowiedzialność. Daj im czasami trochę luzu. Dobra zabawa bywa niekiedy ważniejsza od zdrowego obiadu podawanego o stałej porze.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: