Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Arcykapłan - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Arcykapłan - ebook

Główny bohater, Tacjusz wraz z bratem bliźniakiem Kastorem, wspominają swoją dawną ojczyznę, Atlantydę. W tle, wędrówka do nowej ziemi i opowieści o nowym domu na ziemiach ludzi o czerwonej skórze. Przygody, miłość i wspomnienia, przewijają się w każdym rozdziale książki.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8104-443-1
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ammit - demon zła

Zawsze jest tak, że coś się zaczyna, a coś się kończy. Czas jest jak kropla wody z Nilu, która wpływa do wielkiego morza i nigdy już nie powraca do miejsca w którym była jeszcze przed chwilą. Tak i nasze życie upływa nie dając nam szans na powrót do tego, co już minęło. Czas pozostawia nam pamięć o tych co odeszli, ale nie zawsze i nie każdemu. Może dla niektórych to i lepiej, aby nie cierpieli z jakiegoś powodu. Każdy z nas chce zapamiętać te lepsze chwile, bo te, dają nam radość tego, co już odeszło. Chwile złe są drzazgą w naszej pamięci i ranią nasze „ka”, więc staramy się o nich zapomnieć.

Puste i palone promieniami Ra tereny za miastem stały się teraz jednym wielkim placem budowy. To sprawiło słowo jednego człowieka, władcy tych ziem: faraona, Menesa. On, pan i władca Kemetu, pan życia i śmierci, jednym skinieniem dawał i odbierał. Mógł decydować o życiu każdego ze swoich podwładnych, ale czy tak powinno być?

Ze stosu suszonych cegieł powoli powstawały budynki naszego klasztoru. Ten przypominał raczej małe miasteczko, aniżeli jedną budowlę. Do pracujących przy budowie, doprowadzano kolejnych podatników, a także i niewolników i tempo robót, rosło. Moi kapłani dbali o wszystko, a ja sprawdzałem ich poczynania, udzielając czasem rad i wskazówek. Odwiedzałem też teren działania Orypisa, zapoznając się w kolejnymi postępami budowy tamy. Niekiedy wieczorami wracałem na plac świątyni, albo nad rzekę, gdzie nieprzerwanie trwała produkcja masy do produkcji cegieł. Kiedy przyświątynne budynki zostaną ukończone, zacznie się cięższa praca, polegająca na pozyskaniu białego kamienia do budowy murów świątyni.

Kiedy odprawiłem już Kazema do domu, wybrałem się ponownie na plac budowy, a potem poszedłem nad rzekę. Lubiłem tam siadać na pniu palmy, który musiał tu przywędrować za przyczyną jednego z ostatnich wylewów naszej świętej rzeki. Tam często siadali też gwardziści Akara pilnujący niewolników. Nikt z tych biedaków jednak nie uciekał, bo bał się pustyni, albo straży, które patrolowały drogi do i z Ineb — Hedż. Także dostatek jedzenia i przerwy na wypoczynek zrobiły swoje. Ci ludzie nadal mieli nadzieję, że kiedyś będą wolnymi. Niestety do tej pory nieliczne tylko wyjątki zaznały takiego ułaskawienia.

Widok z tego niewielkiego pagórka, (gdzie leżał pień) obejmował część rzeki i wszystkie doły, gdzie „deptacze” mieszali muł ze słomą. Z obydwu stron rosły gęste trzciny i papirus okalający, jakby niewielką zieloną zatokę, która kiedyś pewnie była meandrem rzeki. Pagórek leżał blisko wody, nie więcej, jak o jeden rzut włóczni. Jedne grupy pracujących odpoczywały na brzegu, a inne w tym czasie produkowały masę do wyrobu cegieł. Całe chmary dzieciaków biegały brzegiem rzeki tam i z powrotem, bawiąc się na różne sposoby i wrzeszcząc przy tym wniebogłosy. Rodzice niektórych z nich pracowali w tych dołach, więc i dzieci trzymały się w ich pobliżu. Jedynie pociechy niewolników biegały osobno, nietolerowanie przez te drugie, (ludzi pozornie wolnych, odrabiających pańszczyznę). Był to dla mnie przykry widok, gdyż dzieci nie rozumiały tego świata przemocy, a z drugiej strony już potrafiły gardzić tymi, których los zesłał na samo dno tego ziemskiego piekła. Taką postawę wynosiły ze swoich domów, ulicy i zachowania możnych tego świata. Grupki tych lepszych i niby tych gorszych pluskały się w oddaleniu, odczuwając te same przyjemności, co ich przeciwnicy. Zacząłem przyglądać się gromadce dzieci niewolników, bo nawet i między nimi, dochodziło do podziałów. Zauważyłem, że dwójka z nich, chłopczyk i dziewczynka, (prawdopodobnie rodzeństwo) bawią się na uboczu, odrzuceni z rówieśniczej grupy. Od czasu, do czasu w ich stronę leciały kamienie, jeśli tylko podchodzili bliżej do tej gromadki. Dziewczynka mogła być w wieku około dziesięciu wylewów Nilu, zaś chłopczyk o jakieś dwa, młodszy. Dziewczynka była w okresie dojrzewania, ale nie krępowało ją bieganie i kąpiel na golasa, ze swoim braciszkiem. Dzieciaki nie przejmowały się zbytnio swoim ubiorem, bo wielu nie było na taki stać, a jedynie dzieci tych trochę bogatszych nosiły biodrowe przepaski wykonane z długiego skrawka lnianego płótna.

Jak już wspominałem, teren był wolny od krokodyli z powodu braku ryb, więc i dorośli korzystali tu z kąpieli, lecz dzisiaj było inaczej. Dziewczynka i chłopczyk, bawiąc się łódkami z kory, (jak to często bywało podczas zabawy w wodzie), coraz bardziej przesuwali się w stronę drugiego brzegu zatoczki w kierunku rosnących tam papirusów.

W pewnej chwili odniosłem wrażenie, że papirusy, jakby się poruszyły chociaż dzień był dzisiaj bezwietrzny. Ktoś, lub coś przesuwało się w stronę baraszkującej tam pary dzieciaków. Zaniepokoiła mnie ta sytuacja, więc poprosiłem gwardzistę siedzącego obok mnie o włócznię. Schodząc z pagórka widziałem, że papirusy faktycznie ustępowały przed czymś, co było blisko ziemi, gdyż człowiek byłby tam widoczny.

— „Krokodyl, za chwilę dzieciaki będą w niebezpieczeństwie” — pomyślałem.

Zacząłem biec, kiedy faktycznie zza ściany roślin cielsko wielkiego krokodyla prawie bezszelestnie zniknęło w mętnej wodzie. Płynął w ich stronę, wykonując powolne ruchy. Z wody wystawały tylko oczy, górna część głowy i kawałek grzbietu. Bestia szykowała się do ataku. Kilka razy krzyknąłem na dzieci, aby wyszły z wody. Te, zajęte swoimi łódeczkami nawet nie słyszały mojego wołania.

Nie miałem wyjścia. Rozpędziłem się i z całej siły cisnąłem włócznię w stronę zwierzęcia. Celowałem w miejsce (z boku) tuż za głową, gdzie pancerz drobnych łusek prawie nie chroni jego ciała.

Świst włóczni i woda zakotłowała się, niczym przy gotowaniu na ostrym ogniu. Trafiłem idealnie i włócznia weszła głęboko w szyję zwierzęcia, zagłębiając się przy tym w kierunku środka jego ciała. Trafiony krokodyl zaczął teraz swój taniec śmierci. Pyskiem próbował ugryźć drzewce włóczni, ale nie potrafił ich sięgnąć. Kręcił się wokół siebie łamiąc je przy okazji o dno rzeki.

Dopiero teraz dzieciaki zauważyły, co się dzieje niedaleko od nich. Z wrzaskiem pouciekały z wody i w jednej chwili nie było tam żadnego. Cały ten dramat nie skończył się tylko na jednym krokodylu. Nie zauważyłem drugiego, który musiał się zsunąć do wody tuż za tym pierwszym. Ten był większy i mógł mierzyć około półtora długości włóczni. Widząc i czując pewnie krew tamtego, zaatakował go, jak swoją ofiarę. Coraz więcej czerwonych plam barwiło mętne wody świętej rzeki. Skinąłem na przyglądających się gwardzistów i po chwili dwóch zbrojnych stało już obok mnie.

— Rzucajcie, tego też trzeba będzie zabić, gdyż będzie zagrażał naszym pracującym tu ludziom.

Żołnierze niechętnie wykonali moje polecenie, uważając te zwierzęta za świętość. Jednak po chwili ich włócznie, także sięgnęły drugiego zwierzęcia.

— „Dobrze, że ten pierwszy płynął w moim kierunku, inaczej nie byłoby zbyt ciekawie, bo włócznia mogłaby nie przebić grubej skóry zwierzęcia” — pomyślałem.

— Panie, nie boisz się gniewu wielkiego Sobka i Hapi’ego, syna Horusa, to święte zwierzęta i ich słudzy? — zapytał ten od włóczni.

— Zaraz uczynimy zadośćuczynienie w tej sprawie. Biegnij teraz do naszej polowej kuchni i znajdź tam hemu — neczer o imieniu Said, (pewnie znasz) bo jest szefem wymierzaczy i powiedz mu, że z mojego polecenia, ma ci dać dwa żywe kurczaki przeznaczone na rzeź, dla naszych ludzi. Jeszcze jedno, czy widziałeś kogoś z nas, aby rzucał włócznią w święte krokodyle? Te, nie są świętymi — dodałem to z naciskiem, wiedząc, że nie uwierzy w słowa kapłana.

— No nie, panie, no, no chyba …. no, nic nie widziałem.

— Jeszcze raz ci mówię, że świętych zwierząt tu nie widziałeś, a wy? — zapytałem tych, co zabili drugiego.

— My panie, widzieliśmy tylko jakieś wielkie bestie, to były pewnie jakieś demony w krokodylej skórze — dodał ten drugi.

— Mądry jesteś, bo je rozpoznałeś i daleko zajdziesz, a ja się o to postaram, abyś wkrótce awansował. Tu potrzeba nam takich mądrych ludzi, jak ty — odpowiedziałem gwardziście.

— Tak to były demony, jeszcze raz potwierdziłem głośno jego wypowiedź.

Gwardzista z uśmiechem na twarzy ruszył do obozu i po chwili zniknął za zakrętem. Wszyscy stali teraz osłupieni i zdziwieni tym wydarzeniem. Ciała krokodyli spływały powoli z prądem rzeki.

— Panie, nie było by lepiej zostawić te dzieciaki w ofierze wielkiemu Sobkowi, to przecież dzieci niewolników? Ty panie zjednałbyś sobie jego łaski.

— Zamilcz, albo zamilkniesz do końca swoich dni — powiedziałem ostro do tego drugiego gwardzisty. Rozumem to ty nie grzeszysz, dlatego wciąż jesteś zwykłym żołnierzem. Wielki Sobek podziękuje wam i mnie za to, że zabiliśmy pływające demony w jego rzece.

Moje słowa były tak przekonywujące, że gwardziści nie pytali już o nic. Świadków tego wydarzenia było sporo, więc musiałem jeszcze coś zaradzić, a mogłem wiele będąc tak wysoko postawioną osobą. Zwróciłem się teraz do całej tej gapiącej się gromadki i zacząłem swoją mowę.

— To, co widzieliście może się wam kojarzy ze złem, jakie wyrządziłem wielkiemu Sobkowi. Jednak mówię wam, że ciała tych zwierząt opętał wielki demon zła, Ammit. Przecież wiecie, że ta potworna bestia przypominająca skrzyżowanie lwa, krokodyla i hipopotama, (zwana także pożeraczem serc) tylko czyha na okazję, aby zadowolić się każdą zdobyczą. Nie zawsze ludzkie serca są lżejsze od pióra sprawiedliwej bogini Maat. To za przyczyną tej bestii, dzieci były w wielkim niebezpieczeństwie i nie jest istotne, czy są to dzieci niewolników, czy wasze dzieci, ludzi wolnych, tu chodzi o samego demona. Najpierw zabiłby je, a potem przyszedł po ich i wasze „ka”. Czy tego byście chcieli?! — dodałem to bardzo głośno, aby wszyscy usłyszeli.

Pośród tłumu przeszedł szmer aprobaty dla mojej wypowiedzi, a ja mówiłem dalej:

— Wielki Sobek pozwolił nam zabić te zwierzęta — demony. Gdyby tak nie było, to nasze włócznie skierowałyby się przeciwko nam. One jednak dosięgły tego zła, jakie drzemało w ich „chet” opanowanych przez Ammita. Mam nadzieję, że groty naszych włóczni, wyzwolą czyste „ka” z ich opętanych ciał. By nie urazić wielkiego Sobka, złożymy w ofierze zwierzęta, a on w swojej wiekiej łaskawości wybaczy nam to przewinienie skalania wody, krwią demonów i będzie zadowolony z naszego postępowania. Nas zrobił tylko narzędziem w swoim ręku.

— Chwała wielkiemu Sobkowi i Hapi’emu! — zawołałem głośno.

Tłum powtórzył to za mną. Okrzyk chwały dla bóstwa, powtórzyłem jeszcze dwa razy. Kiedy kończyłem, nadbiegł zdyszany gwardzista, trzymając za nogi dwie trzepoczące się kury. Zabrałem mu jedną z nich i wszedłem do wody. Wyjąwszy nóż, uderzyłem ją rękojeścią w głowę, aby ogłuszyć, a zaraz potem podciąłem gardło. Krew popłynęła strużką do wody.

— O wiellki Sobku, panie tych świętych wód, wielki panie Nilu, przyjmij ten skromny dar twoich niegodnych sług, a krew tych zwierząt niechaj oczyści wody naszej świętej rzeki ze zła i demonów, jakie ją opętały.

Na moje słowa, cały tłum wraz z gwardzistami upadł na kolana i bił pokłony w stronę rzeki w takim uniesieniu, jakby sam wielki Sobek miał się ukazać na środku Nilu. Zabrałem żołnierzowi drugiego kurczaka i uczyniłem identycznie, jak za pierwszym razem, powtarzając te same słowa jak wcześniej, lecz skierowane do Hapi’ego. Kiedy ukończyłem ceremonie składania ofiary, wyszdłem z rzeki, nadal schylony w jej kierunku. Tłum nadal klęczał.

— Wstańcie i wracajcie do swoich zajęć.

Ludzie rozchodzili się powoli, dyskutując między sobą o zaistniałym wydarzeniu. Teraz podszedł do mnie ten, któremu obiecałem awans.

— Panie, kto nauczył cię tak doskonale władać włócznią. Zrobiłeś to z taką precyzją, że nie powstydziłby się niejeden gwardzista.

— Zaspokoję twoją ciekawość, żołnierzu. Od dziecka ćwiczyłem się we władaniu bronią, chociaż niezbyt to lubię. Ponadto moi bracia: Karim i Amin, (pewnie ich znasz) byli dla mnie mistrzami, nie tylko w rzucie włócznią, ale także władaniu mieczem, czy strzelaniu z łuku. Obaj są gwardzistami Menesa. Akurat nie ma ich na dworze władcy, ale zapewniam cię o ich sile i sprawności.

— Tak znam ich panie, bo to wybitni dowódcy, ale wybacz, że nie wiedziałem, iż to twoi bracia.

— No to teraz już wiesz i nie pytaj już o nic, a co do twojego awansu, to jeszcze dzisiaj porozmawiam z Akarem i pewnie wkrótce zostaniesz setnikiem w gwardii Menesa. Bo ten twój dowódca, (tu wspomniałem o tym drugim żołnierzu), nie nadaje się do tej roli, jaką mu powierzono. Ty jesteś mądrym człowiekiem, a takich potrzeba teraz naszemu władcy. Jakie twoje imię, bo Akar musi wiedzieć, o kogo chodzi?

— Panie, zwą mnie Awi — odparł zadowolony z obiecanego mu awansu, gwardzista.

Szeroki uśmiech zagościł teraz na jego twarzy. Dla niego awans oznaczał także większy żołd, nie mówiąc o pozycji społecznej.

— Możecie odejść, ale najpierw zawołajcie do mnie tę dwójkę dzieciaków, które miały być śniadaniem demonów.

Zbrojni, posłusznie wykonali moje polecenie i po chwili nagie i umorusane urwisy stały przede mną, a raczej klęczały u moich stóp.

— Dosyć już tych pokłonów — powiedziałem ostro do dzieciaków, aż sam się zląkłem, czy ich zbytnio nie wystraszyłem, co nie było moim zamiarem.

— Dziewczynka wstała, jako pierwsza, za nią chłopiec.

— Jesteście rodzeństwem?

— Tak panie, ja jestem Anwar (Promień Światła), a to mój młodszy brat Kufu. Jemu bogowie zabrali mowę i nie słyszy od urodzenia. Wybacz mu panie i nie pytaj go o nic, bo nie potrafi ci odpowiedzieć, ja jestem jego językiem i uszami.

— Od urodzenia nie mówi? — zapytałem, jakby z niedowierzaniem.

— Tak panie, od urodzenia.

— A gdzie wasi rodzice, sami byliście tam w wodzie? Inne dzieci was unikają i rzucają w was kamieniami, dlaczego?

— Panie to z powodu mojego brata, bo on jest inny, jak wszyscy. Sam widzisz panie? My nie mamy już rodziców, jesteśmy pod opieką naszej siostry. Ona panie pracuje tam w dole i miesza muł ze słomą, ale najlepiej ze wszystkich kobiet na tym świecie potrafi gotować, tylko czasem nie mamy, co ugotować. Teraz jest trochę lepiej, bo jesteśmy tu, na budowie. Tylko ona tak ciężko pracuje i dzieli się z nami swoim jedzeniem

— A wy, co tutaj robicie?

Panie, my biegamy z wodą roznosząc ją w dzbanach pomiędzy pracującymi przy budowie. Niekiedy za przyniesioną wodę ktoś dobry da nam kawałek chleba, albo coś do zjedzenia.

Ta wypowiedź dziewczynki na temat pomagania starszym dała mi wiele do myślenia.

— „Dzieci także pracują, ale bez wyżywienia? Rodzice dają im część swoich porcji? Tak nie może być”.

— Zawołajcie tu waszą siostrę, ale zanim do mnie podejdzie, niechaj wykąpie się w rzece. Teraz krokodyli — demonów, już tam nie ma. Tak będzie przez dłuższy czas, ale i tak wystawimy jeszcze dodatkowe warty. Pogadam w tej mierze z Akarem — to drugie, powiedziałem już bardziej do siebie, niż do dziewczynki.

Oboje pobiegli w stronę ostatniego dołu i po chwili wyszła z niego, jakaś umorusana od mułu dziewczyna i poszła w stronę rzeki. Po dłuższej chwili klęczała już u moich stóp.

— Witaj, panie i dziękuję ci za ocalenie Anwar i Kufu. W zamian zrób ze mną, co jest twoją wolą, bo i tak jestem własnością wielkiego Menesa, a ty jego ramieniem.

— Wstań dziewczyno, ale najpierw powiedz mi, jakie twoje imię.

— Jestem Rabia, (Ogród), bo kiedyś rodzice mówili mi, że jestem pięknym ogrodem ich miłości, stąd to imię. Odeszli w naszym ogrodzie, zabici przez handlarzy niewolników. Wtedy zginęli wszyscy: rodzice, dziadkowie i bracia, którzy bronili naszego domu. Odeszli zaszlachtowani przez poganiaczy, niczym rzeźne zwierzęta. Dobrze, że tych dwoje tego nie widziało, bo ukryłam ich w obórce. Jednak i tam, mnie i ich znaleziono, aby później nas sprzedać.

— Smutna twoja opowieść dziewczyno — zwróciłem się do Rabii.

Nie odpowiedziała, tylko łzy spłynęły po jej policzkach. Była to pośredniej urody młoda jeszcze kobieta w wieku około osiemnastu wylewów Nilu. Przyglądałem się jej przez chwilę. Gdyby była dobrze zadbaną, wyglądałaby o wiele powabniej niż teraz. Teraz pół naga, tylko w przepasce z niezbyt obfitymi piersiami, bardziej przypominała czternastoletnią dziewczynę, niż dorosłą kobietę. Na niedomytej twarzy w kącikach oczu, uszu, miała jeszcze sporo mułu, a także wielkie siniaki pod oczyma sprawiały, że jej wygląd raczej odstraszał, niż przyciągał uwagę mężczyzn.

— Kto cię uderzył i dlaczego? — zapytałem.

— Jeśli powiem panie, to on mie znowu pobije, a i ciebie się boję.

— To już więcej razy byłaś bita? — powiedziałem to tak, jakby nie spodziewając się po niej odpowiedzi.

Dziewczyna milczała.

— Pytam raz jeszcze, kto to zrobił?

— Boję się mówić, panie.

— Nie bój się, już nikt cię tu nie uderzy, taki wydałem nakaz, a ktoś go złamał i musi za to odpowiedzieć.

— Panie on nie tylko mnie bił, ale i wykorzystywał, chociaż go nie pragnęłam.

— Więc mów, kto? — zapytałem bardziej ostro.

— To tamten gwardzista, panie, ten od którego wziąłeś włócznię.

— Zatem dobrze, że już wiem, a ty nie wrócisz już tam do dołu, a z nim, (tu wskazałem na gwardzistę) porozmawiam sobie jutro w obecności Akara i wiedz, że nie ujdzie mu to na sucho.

— Co z nami zrobisz panie, gdzie ma teraz iść, skoro nie do dołu z gliną?

— Zabierzesz rodzeństwo, a teraz wracając zaprowadzę was do kuchni. Słyszałem od Anwar, że doskonale dajesz tam sobie rady, więc będziesz gotowała posiłki dla pracujących przy budowie.

— „Zobaczymy, co potrafisz, może kiedyś (…)?” — pomyślałem o kuchni Menesa, jeśli będzie naprawdę w tym dobra.

— Jeszcze jedno, wróć do rzeki i wykąp się jeszcze porządniej, bo w kuchni nie lubię brudasów, a ja poczekam tu na ciebie z twoim rodzeństwem.

Rabia pobiegła do Nilu, gdzie o tej porze kąpała się już cała rzeszta pracujących w dołach ludzi. Od wody dobiegał ich gwar i śmiechy.

— „Śmiali się, jak ludzie szczęśliwi, a jakimi byli naprawdę?”

Kiedy dziewczyna wróciła poszedłem z nimi do kuchni. Temu, który kierował tymi ludźmi nakazałem zakupienie dodatkowych saganów do gotowania, oraz zatrudnienie Rabii przy kuchennych pracach. Rodzeństwo Anwar, miało nadal roznosić wodę i jedzenie. Said otrzymał też polecenie wydawania wszystkim pracującym dzieciom, po pół porcji jedzenia, jakie otrzymywali dorośli. Może nie było to czymś wielkim, ale już poprawiało sytuację wyżywienia, dla wielu rodzin. Anwar wraz z rodzeństwem, znalazła też schronienie w jednym z namiotów przygotowanych dla służb kuchennych.

— Jutro tu do was wrócę — powiedziałem do dziewczyny.

Moim zamiarem było sprawdzenie jej w roli kucharki, a potem polecenie Menesowi na dwór. Byłaby wtedy pod moim okiem, a jej życie byłoby po stokroć lepsze.

— „Ilu mogę jeszcze pomóc?”

Chciałbym im wszystkim, to jednak nie było możliwe., bo nie ten czas i nie to miejsce. Wiedziałem, że muszę do tego dążyć, aby tych szczęśliwszych było, jak najwięcej.

— „Muszę postępować mądrze i rozsądnie, bo i sam mogę szybo stracić takie możliwości, a wtedy już nie pomogę nikomu. Wiem, że nigdy nie nadejdą takie czasy, aby zmienić wszystko na lepsze. Zawsze będą ci lepsi i zawsze ci krzywdzeni” — pomyślałem.

Zostawiłem dzieciaki w obozie, a sam wróciłem do domu Akara. Ned i Nitakaris czekały już na mnie z wieczornym posiłkiem, a Dar z Nechebem krzątali się jeszcze w stajni przy naszych osiołkach. Kiedy wrócili, opowiedziałem im wszystkim o mojej przygodzie z dzieciakami. Bardzo byli tym wzruszeni, co dla nich zrobiłem, nie mówiąc o uratowaniu im życia.

— Panie, jak kiedyś bałam się ciebie, że będziesz mnie krzywdził, a ty jesteś taki dobry dla wszystkich. My z Darem kochamy cię za to — powiedziała Ned.

— Dziękuję wam, potrzebne mi takie wasze wsparcie, nawet w słowach.

— A teraz chciałbym was zapytać, co wy byście zrobili temu gwardziście, (będąc jego dowódcą, jak Akar) za krzywdy jakie czynił tej dziewczynie?

— Panie, ja bym go wykastrował — pierwszy odezwał się Necheb.

— Ja też i ja też, po kolei przyłączyły się do jego wypowiedzi dziewczyny.

Dar milczał.

— A ty, Dar?

— Nie wiem panie i nie ja będę go osądzał.

— A ty, panie? — wtrąciła Ned.

— Ja zgadzam się z Darem, bo nie jestem sędzią, nigdy nim nie byłem, nie jestem i nie chciałbym być.

— Tak panie, twoja mądrość jest wielka, a my tylko jesteśmy wieśniakami.

— To nie zależy, skąd pochodzisz, lecz co czujesz? Dar także jest dzieckiem wsi, a myśli inaczej niż wy.

— Wybacz nam, panie — odezwała się Nitakaris.

— Nie trzeba wybaczać, bo nie ma w was winy. Czasem tylko gniew powoduje nasze uniesienia, ale ten trzeba w sobie poskromić. Poskromić także i swoje żądze tak, jak miał to uczynić ten gwardzista. Pewnie za te czyny spotka go zasłużona kara. Kiedy wróci Akar, opowiem mu o występkach tego żołnierza i to on zadecyduje o jego losie, to jego człowiek i jego rozkazy złamał. Na dodatek był dowódcą — setnikiem, a taki powinien być przykładem dla innych, a on zlekceważył wydane polecenia i nie tylko. Żal mi tylko tych dzieciaków, ale i im zamierzam jeszcze pomóc, a na ile? To się wkrótce okaże.

— Panie, zabierz ich do siebie, a ja się nimi zaopiekuję, odparła Nitakaris, wiedziona pewnie jakimś macierzyńskim instynktem.

— Tak byłoby dla nich najlepiej, ale pamiętaj, że jeszcze nie mieszkam w swoim domu, a to dom, Akara.

— No tak, ale?

— Nie martw się dziewczyno, bo i tak im pomogę.

Nasza dyskusja o dzieciach trwała jeszcze do powrotu Akara.

Ten zmęczony po służbie, przysiadł się do nas i słuchał, o czym rozmawiamy.

— Dobrze, że jesteś Akarze, mam do ciebie nieprzyjemną sprawę, która wymaga twojej interwencji, a dotyczy twojego gwardzisty — setnika.

Tu opowiedziałem mu całą historię Rabii i jej rodzeństwa.

— Wiesz, że wydałem wszystkim zakaz bicia niewolników, nie mówiąc o innych sprawach o jakich wspomniałem. Przypadki nieposłuszeństwa mają być zgłaszane przez kapłanów i twoich nadzorców do mnie, lub do Kazema. Ten żołnierz nie usłuchał i podlega karze i to przykładnej. To zostawiam tobie, gdyż do jego dowódcy należy jej wymierzenie.

Akar zastanawiał się długo, pewnie nie wiedział, jak z tego wybrnąć?

— Wiesz Taito, stanie się tak, aby ten człowiek zrozumiał swoje złe zachowanie. Czym grozi złamanie rozkazu, to wiesz?

— Wiem Akarze, ale pomimo swojej winy, ten człowiek nie zasługuje na śmierć, a jest wiele innych możliwości, więc można inaczej to załatwić.

Akar znowu zaczął rozmyślać.

— Co sądzisz o dwudziestu batach i kastracji? — zapytał po chwili.

— Ja, nic — odparłem — to twój człowiek i twoja decyzja, ale Jest to lepsza, jak pozbawienie go życia. To pierwsze można przyjąć, a co do drugiego, to mam inny pomysł.

Darmowy fragment
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: