Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Armia Wellingtona 1809-1814 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 marca 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Armia Wellingtona 1809-1814 - ebook

Moim celem jest opowiedzieć na stronach tej książki o dowódcach i o tych, którymi dowodzono; o życiu codziennym, zachowaniach i zwyczajach armii biorącej udział w wojnie na Półwyspie, jak również o jej składzie i organizacji. Szeregowcom poświęcę nie mniej uwagi, niż oficerom. Znajdzie się nawet kilka stron na omówienie tego niezwykłego wielojęzycznego tłumu ciurów obozowych, którzy podążali tuż za armią i często przysparzali problemów, zaprzątających głowy nie tylko pułkowników i adiutantów, ale nawet samego Wielkiego Księcia.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65855-73-2
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP DO POLSKIEGO WYDANIA

Tak się dziwnie złożyło, że od momentu pierwszego wydania książki profesora Omana o armii księcia Wellingtona, walczącej w Hiszpanii minęło 100 lat. Nie jest to oczywiście zamierzonym działaniem, ale być może niektórzy z czytających tą pozycję zwrócą uwagę na ów zbieg okoliczności. Jest to pierwsze tłumaczenie dzieła Omana, jakie ukazuje się w naszym kraju. Zanim więc przejdę do zaprezentowania treści, chciałbym poświecić kilka słów autorowi.

Charles William Chadwick Oman, urodził się 12 I 1860 roku w Indiach. Był synem brytyjskiego plantatora. Ukończył historię na uniwersytecie w Oxfordzie, a w 1905 roku został profesorem na tajże uczelni, wykładającym historię nowożytną. W latach 1917-1921 był prezesem Królewskiego Towarzystwa Historycznego. W 1920 roku otrzymał tytuł szlachecki.

Jego badania obejmowały początkowo historię średniowieczną, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów Wielkiej Brytanii. Już od początku interesował się historią wojskowości, gdyż jego pierwszym dziełem jest The Art of War in the Middle Ages, wydane w 1885 roku. Dopiero w wieku czterdziestu lat, jego badania przeniosły się nieco bliżej współczesności, co zaowocowało ukazaniem się w 1900 roku pracy England in the Nineteenth Century, a dwa lata później pierwszego tomu dzieła History of the Peninsular War, które do dziś jest niedoścignionym wzorem opracowania wojny w Hiszpanii. Napisałem niedoścignionym, gdyż Oman przeprowadził kompleksowe badania, studiując hiszpańskie, portugalskie, francuskie oraz niemieckie źródła i opracowania, zajmujące się walkami na półwyspie pirenejskim w latach 1807-1814. Oczywiście sięgnął również do archiwów brytyjskich. Siedmiotomowe dzieło, ukończone w 1930 roku jest jednym z najbardziej kompletnych opracowań militarnej historii tego okresu po dziś dzień. Właściwie nie sposób zajmować się walkami w Hiszpanii w epoce napoleońskiej nie sięgając wcześniej po wspomnianą pracę.

W międzyczasie profesor nie poprzestawał w badaniach tylko na epoce napoleońskiej. Wciąż powracał do mediewistyki pisząc książkę o Anglii w czasie wojny stuletniej – England and the Hundred Years War, 1327-1485 A.D., a także o powstaniu Wata Tylera – The Great Revolt 1381. W 1937 roku ukazało się jeszcze jedno wspaniałe opracowanie, jakim było A History of the Art of War in the Sixteenth century. Oman zmarł w Oxfordzie w 1946 roku.

Wellington’s Army 1809-1814 to pierwsza wydana w Polsce praca prezentująca obraz armii, którą dysponował brytyjski dowódca w Hiszpanii. W wielu opracowaniach poświęconych wojnom napoleońskim, jakie zostały wydane w naszym kraju częściowo poruszano już tą tematykę. Możemy do nich zaliczyć choćby Bitwę pod Talavera de la Reyna 27-28 Lipca 1809, napisaną przez Przemysława Gawrona, czy Armię brytyjską w latach 1793-1809 Tadeusza Klupczyńskiego. Pierwsza praca omawia jednak głównie samą bitwę i prowadzącą do niej kampanię (co jest zupełnie zrozumiałe zważywszy na tytuł), niewiele miejsca poświęcając samym wojskom. Dodatkowo jest to początkowy okres działalności Artura Wellesley’a w Hiszpanii, a więc jego oddziały nie zostały jeszcze w wyraźny sposób „wytresowane” jego ręką. Była to wciąż bardziej armia wspominająca generała Moore’a i jego „waleczny odwrót” (mimo, iż nie było w niej oddziałów biorących w niej udział) i z pewnością pragnąca ją pomścić. Także wspomniane później dzieło Tadeusza Klupczyńskiego, mówi więcej o brytyjskim pomyśle na wojsko, niż tym, co z nim dokonał Wellington na Półwyspie Pirenejskim. Pewne informację można znaleźć również w pracy Rafała Małowieckiego, dotyczących walk francuskiej Armii Portugalii w latach 1811-1812, która ukazała się w 2009 roku. Wytrwali badacze wojen napoleońskich dotarli z pewnością do biografii angielskiego wodza, których ukazały się aż cztery w naszym kraju¹. Jednak wszystkie te dzieła są raczej pracami popularnonaukowymi i nie ujmując nic zarówno im, jak i ich autorom w niewielkim stopniu zajmują się opisem wojsk, walczących przeciwko Francuzom w Hiszpanii. Właściwie nie korzystano w nich ze źródeł, które stanowiły absolutną podstawę dla Omana. I wreszcie najlepszą, choć niestety dość skromną ilościowo ocenę wojsk sprzymierzonych można znaleźć w nieuchwytnym zbiorze opisującym walki w Hiszpanii z udziałem Polaków, autorstwa ucznia Mariana Kukiela, M. Kujawskiego, Z bojów polskich w wojnach napoleońskich. Maida, Somosierra, Fungirola, Albuera, wydanym w Londynie w 1967. Pewne informacje można także znaleźć w niezawodnej Encyklopedii Wojen Napoleońskich Roberta Bieleckiego, która ukazała się w Warszawie w 2001 roku. Wszystko to jednak blednie w zestawieniu z literaturą anglojęzyczną, która z oczywistych powodów poświęciła mnóstwo pozycji zarówno swojemu najwybitniejszemu wodzowi epoki napoleońskiej, jak i narzędziom, z których korzystał.

Dzieło angielskiego historyka zajmuje się wszystkimi aspektami instrumentu, zwanego „Armią z Półwyspu”. Są w nim rozdziały poświęcone taktyce poszczególnych rodzajów broni, krótkie charakterystyki dowódców, którzy podlegali żelaznemu księciu, sojusznikom, którzy stanowili część składową sił, żołnierzom i oficerom, a także strategii działań. Omówiono również kwestie organizacyjne, wzbogacone dodatkami na końcu książki, zawierającymi opis zmian, następujących chronologicznie w poszczególnych jednostkach. Autor zajął się również mniej wesołymi elementami życia żołnierskiego (chociaż jak słusznie zauważył Henryk Brandt są przyjemniejsze zawody od rzemiosła żołnierskiego), jakim były sądy wojskowe i kara chłosty, będąca podstawowym środkiem dyscyplinującym wojsko brytyjskie. Przedstawiono również sprawy zaopatrzenia, transportu, armii w czasie marszu i organizacji tychże. Są także rozdziały opisujące mniej chwalebne karty walk, jakim były oblężenia, uzbrojenie i umundurowanie żołnierzy oraz kilkanaście stron odpowiadające na pytanie: czy wiara stanowiła istotny element w życiu żołnierzy brytyjskich. Na kilku stronach wspomniano również o roli kobiet w armii.

Ponieważ przekład z języka obcego na polski zawsze dostarcza powodów do krytyki zarówno pod adresem tłumacza jak i redaktora chcielibyśmy się zawczasu wybronić przed częścią z nich. Tak więc ogólnie przyjętą zasadą była wierność tłumaczenia, włącznie z zachowaniem wtrąceń z języka francuskiego, czy hiszpańskiego. Wszelkie tego rodzaju zwroty są pisane kursywą i tłumaczone w nawiasach. Na pewno wzbogaci to słownictwo, a czytelnikom znającym dany język umożliwi być może lepsze, niż nam się udało, uchwycenie istoty danych określeń. Ponieważ angielskie słownictwo wojskowe jest dość specyficzne, koniecznym było zdecydować się na kompromisowe rozwiązania. I tak angielski zwrot „rank and file” oznacza szeregowych i kaprali. Najczęściej w wypadkach obliczania strat podawano je osobno dla oficerów, sierżantów i reszty. Dlatego we wszystkich przypadkach, gdzie szeregowi występują w liczbie mnogiej, oznacza to również kaprali. Podoficerowie oznaczają sierżantów i starszych sierżantów, gdyż w tym okresie stopień kaprala zasadniczo nie był liczony jako podoficerski. W nazwach funkcji sztabowych czy w ogóle instytucji, co do których istniały wątpliwości jak przetłumaczyć pozostawiliśmy oprócz naszej wersji, także oryginale określenie dodane w nawiasach. Co do nazewnictwa jednostek to w armii brytyjskiej istniał dość specyficzny system. Prawie wszystkie pułki piechoty oprócz numeru posiadały nazwy własne, związane najczęściej z rejonem przeprowadzanej rekrutacji (przynajmniej teoretycznie, co wyjaśnia sam autor w dalszej części pracy), lub z pełnionymi zadaniami na polu walki (Rifles, Light Infantry itp.). Zostały one pozostawione w oryginalnym brzmieniu, żeby nie tworzyć jednostek „Czarnej straży”, albo „Leśnych strażników z Connaught”. Tak samo zrobiliśmy z oddziałami jazdy. Ponieważ w systemie brytyjskim jednostki kawalerii dzieliły się na trzy grupy, w każdej z nich były numerowane kolejno. Wyjątkiem była Gwardia, w skład której zaliczano trzy pułki: 1. i 2. Life Guards oraz Royal Horse Guard. Drugą grupę stanowili dragoni Gwardii, wbrew nazwie nie będący jednostkami wyborczymi. Byli oni zorganizowani w siedem pułków, z których część wzięła udział w walkach w Hiszpanii. I wreszcie ostatnią, najliczniejszą grupę stanowiła kawaleria liniowa licząca 32 pułki, z których część nie dotrwała do czasu walk z cesarską Francją. Można więc być pewnym, że wszystkie pułki powyżej numeru 32. dotyczą oddziałów piechoty.

Numeracja „1/43.” oznacza pierwszy batalion 43. pułku piechoty. Ponieważ tego rodzaju oznaczenia są stosowane w tym opracowaniu tylko w odniesieniu do jednostek piechoty, nie dodawaliśmy najczęściej nazwy jednostki. W przypadku oddziałów portugalskich zwrot „pułk liniowy”, „pułk piechoty liniowej”, są synonimami.

Artyleria, wojska inżynieryjne i pociągi, zostały pozostawione w oryginalnym nazewnictwie, za wyjątkiem sytuacji, kiedy nie używano ich oficjalnej nazwy. Ponieważ Oman ma skłonność do używania określenia „field artillery” zarówno na artylerię polową, jak i pieszą, staraliśmy się rozgraniczyć te pojęcia.

Postanowiliśmy również zachować pisownię z wielkiej litery niektórych określeń, takich jak „Półwysep”, „Żelazny Książę”, czy „Książę”. Oddaje to charakter narracji i ułatwia orientację, kim są dane postacie, czy miejsca. Wiadomo, że dla Brytyjczyków kanał La Manche, to po prostu „Kanał”.

Ponieważ w bibliografii Oman, nie wymienił opracowań, omawiając je w drugim rozdziale, rozszerzyliśmy jedynie ich opis w przypisach. W większości tych ostatnich zachowano jednak styl Omana, postępując inaczej (bardziej współcześnie) w przypisach od redakcji.

Praca napisana jest bardzo pięknym stylem i z łatwością się ją czyta. Erudycja nie jest tu przeszkodą, podobnie jak przypisy, które przedstawiają źródła, z których korzystał autor. Pewnym mankamentem jest za to na pewno dość mocne identyfikowanie się ze stroną brytyjską, co oczywiście nie dziwi, zważywszy na pochodzenie autora. Nie można zapominać, że żył on jeszcze w czasach imperium brytyjskiego „nad którym słońce nigdy nie zachodziło”. W kilku miejscach zachwiało to obiektywizmem w ocenie zarówno działań, jak i jakości wojsk. Ciekawe jest, że tego rodzaju spojrzeniem usprawiedliwia również powstanie licznej angielskiej literatury pamiętnikarskiej, gdyż wyolbrzymianie zagrożenia ze strony Francji do stopnia, mającego zakończyć istnienia państwa brytyjskiego, jest dość mocnym nadużyciem i o ile mogło być wytłumaczeniem dla otumanionych propagandą mas Anglików, nie przystoi profesorowi historii z Oxfordu. Trudno sobie chyba wyobrazić, żeby Francuzi (jak przepowiadał to kapitan Jack Aubrey) mieli po ewentualnym zajęciu Londynu wznieść tam gilotynę i kazać śpiewać Marsyliankę...

Dość specyficzne jest również podejście do źródeł francuskich, gdzie godne uwagi są te, które wypowiadają się pozytywnie o armii przeciwnika, a pozostałe niespecjalnie nadają się do wykorzystania. Szczególnie widoczne jest to w przypadku generała Foy’a, którego opracowanie dotyczące walk, jest stronnicze, ale biografia, wydana po śmierci, cytująca obszernie jego listy godna uwagi.

Autor ze wszystkich sił broni również Wellingtona, nie oskarżając go nawet w momentach popełnienia ewidentnych błędów w czasie oblężeń Badajoz i Burgos. O ile oczywiście nie był odpowiedzialny za brak wykwalifikowanego personelu wojsk inżynieryjnych, to z pewnością zdawał sobie sprawę, czym to grozi, podobnie jak próby zdobycia twierdzy, nie posiadając odpowiedniego parku oblężniczego.

Wnikliwy czytelnik bez problemu poradzi sobie z przeskoczeniem nad owymi, drobnymi uchybieniami, tym bardziej, że nie deprecjonują one jej wartości. Między innymi dlatego warto sięgnąć po tę pozycję, gdyż wojna hiszpańska, wciąż jest mało znanym epizodem walk okresu napoleońskiego, a zwłaszcza zaś te rejony działań, na których nie występowali Polacy. Jesteśmy zdania, że armia Wellingtona odegrała pewną rolę w pokonaniu sił napoleońskiej Francji. Nawet, jeśli nie była to decydująca rola, jakby chcieli niektórzy historycy zza kanału La Manche, to z pewnością była ona znacząca, zwłaszcza w kontekście walk na Półwyspie Pirenejskim.

Redakcja i wydawnictwo będą wdzięczni za wszelkie uwagi dotyczące książki, przesyłane ze strony czytelników.

Mariusz PromisWSTĘP

Powstało już wiele publikacji na temat Wellingtona i jego słynnej armii na Półwyspie¹; ten tom jednak, jak sądzę, zawiera informacje nowe dla większości badaczy. Dotyczą one organizacji armii, jej życia codziennego i jej psychologii. Żeby zrozumieć dokonania ludzi Wellingtona, nie wystarczy tylko wczytać się w kroniki ich marszów i bitew. Na tych stronach spróbowałem zebrać uwagi o tych aspektach życia żołnierzy Wellesley’a, którymi nie zajmuje się żadna praca poświęcona taktyce i strategii – choć te dwie ostatnie kwestie również zostaną tu poruszone.

Specjalne podziękowania jestem winny mojemu przyjacielowi C.T. Atkinsonowi, członkowi oksfordzkiego Kolegium Exeter za to, że pozwolił mi użyć w „Załączniku II” doskonałej listy przedstawiającej skład brygad i dywizji armii na Półwyspie. Zawiera ona te same – choć znacznie wzbogacone – informacje, które znajdują się w jego artykule na ten sam temat, wydrukowanym 8 lat temu w Historical Review, oraz umożliwia czytelnikowi zapoznanie się z dokładnym składem wszystkich jednostek armii Wellingtona w okresie od kwietnia 1808 do kwietnia 1814 roku. Muszę także wyrazić swą wdzięczność wobec czcigodnego² Johna Fortescue, autora wielkiego dzieła History of the British Army – za udzielenie odpowiedzi na wiele pytań, które bez jego pomocy sprawiłyby mi wielką trudność. Spis alfabetyczny w mojej książce został sporządzony przez tę samą kochającą rękę, która pracowała przy tak wielu moich wcześniejszych publikacjach.

C. Oman

Oxford,

wrzesień 1912ROZDZIAŁ I UWAGI WPROWADZAJĄCE O ARMII BRYTYJSKIEJ NA PÓŁWYSPIE

Pracując przez ostatnich 5 lat nad historią wojny na Półwyspie, naturalną koleją rzeczy musiałem zgromadzić wiele notatek i mnóstwo różnorodnych informacji, które nie mają związku z właściwą kroniką wydarzeń rozmaitych kampanii z lat 1808-1814, ale same w sobie są interesujące i rzucają dodatkowe światło na ogólny przebieg wojny. Notatki te, z grubsza rzecz biorąc, odnoszą się albo do charakterystyki sławnej armii Wellingtona, która według jego własnych słów, „mogłaby pójść wszędzie i zrobić wszystko”, albo do mechanizmu jej funkcjonowania, czyli szczegółów zarządzania nią. Moim celem jest opowiedzieć na stronach tej książki o dowódcach i o tych, którymi dowodzono; o życiu codziennym, zachowaniach i zwyczajach armii biorącej udział w wojnie na Półwyspie, jak również o jej składzie i organizacji. Szeregowcom poświęcę nie mniej uwagi, niż oficerom. Znajdzie się nawet kilka stron na omówienie tego niezwykłego wielojęzycznego tłumu ciurów obozowych, którzy podążali tuż za armią i często przysparzali problemów, zaprzątających głowy nie tylko pułkowników i adiutantów, ale nawet samego Wielkiego Księcia.

Do zebrania wciąż pozostaje ogromna ilość interesujących materiałów, dotyczących wewnętrznego życia armii Wellingtona i znajdujących się w dokumentach urzędowych takich jak rozkazy dzienne, rozkazy ogólne, raporty pułkowe oraz protokoły sądów wojennych. W znacznie większym stopniu będę jednak korzystał z nieoficjalnych informacji, pochodzących z niezliczonych dzienników, pamiętników i z serii listów z epoki, które pozostawili po sobie uczestnicy tej wielkiej wojny. Nie pozostaną także pominięte kontrowersyjne pamflety, które wychodziły przez wiele lat, gdy tylko któryś z byłych członków armii znalazł w publikacjach takie stwierdzenia, które ten pierwszy uznał za krzywdzące dla niego samego, jego przyjaciół, pułku albo dywizji. Najsłynniejszą i największą z takich dyskusji jest ta koncentrująca się wokół książki „Peninsular War” Napiera. Pojawianie się kolejnych tomów tego dzieła zaowocowało ukazaniem się w druku wielu protestów, w tym pisanych przez najbardziej znaczących oficerów armii Wellingtona – nie tylko przez Lorda Beresforda który, darzony przez Napiera wielką antypatią i uważany za béte noir (fr. dosłownie czarne zwierzę, bydlę tu w znaczeniu „głównego winnego” wszelkiego zła – M.P.), odpowiadał historykowi w słowach czasem w sposób niezbyt godny, ale też przez Cole’a, Hardinge’a, D’Urbana i wielu innych. Ten zbiór „krytyk” – jak je określano – odnosi się głównie do sprawy walk pod Albuerą. Istnieją jednak także nie mniej interesujące, choć krótsze serie kontrowersyjnych pamfletów dotyczących konwencji z Cintry, odwrotu Moore’a, kampanii 1810 roku (Buçaco), szturmu Badajoz oraz innych tematów.

Pamiętniki i autobiografie stanowią, rzecz jasna, źródła najbardziej interesujące. Warto odnotować, że tych spisanych przez szeregowych żołnierzy jest niewiele mniej, niż pozostawionych przez ludzi ze stopniami oficerskimi. Jeśli istnieją tuziny dzienników i wspomnień pułkowników, kapitanów czy oficerów niższej rangi, to broszur autorstwa sierżantów, kaprali i szeregowców są całe dziesiątki. Wiele z nich to dzieła o staroświeckim uroku, wydane w lokalnych drukarniach – w Perth, Coventry, Cirencester, Louth, Asford, a nawet na Korfu. Bardzo często grono przyjaciół, wojskowych czy cywilów, nakłaniało bywającego w świecie weterana do przelania na papier opowieści, których z taką przyjemnością słuchało się w kantynie albo przy ogniu w wiejskiej gospodzie. Na ogół stanowią one bardzo ciekawą lekturę, ale często oddają raczej ducha czasów i atmosferę życia danego pułku, niż dokładnie relacjonują jego dawne dokonania. Kilka z tych bezpretensjonalnych historii spisanych przez weteranów wykazuje wszelkie pokrewieństwo z opowieściami „księcia tego rodu” – czarującego, ale i przepełnionego samouwielbieniem Marbota. Uznałem, że w „Załączniku” warto podać nazwiska autorów i tytuły najlepszych z tych publikacji. Parę z nich, przede wszystkim zaś broszura „Strzelca Harrisa” z 95. pułku Rifles, zdecydowanie zasługują na ponowne wydanie, ale wciąż jeszcze oczekują na ten zaszczyt. Być może dzięki duchowi pułkowego patriotyzmu pewnego dnia otrzymamy serię wznowień najlepszych żołnierskich opowieści¹.

Faktem godnym uwagi i ciągle jeszcze wymagającym wyjaśnienia jest, że to właśnie dokładnie z początkiem XIX wieku tak wielu brytyjskich szeregowców i oficerów zaczęło pisać dzienniki i wspomnienia. Nie chcę, rzecz jasna, twierdzić, że takie dzieła nie powstawały w wieku XVIII. Poza poważnymi pracami na temat historii militarnej autorstwa Kane’a, Stedmana² czy Tarletona³, istnieje rzeczywiście pewna liczba opowieści o własnych przygodach, napisanych przez oficerów – choćby przez Majora Rogersa „Rangera”⁴, albo elokwentnego i często dowcipnego, lecz niestety anonimowego autora dzienników, który walczył pod Culloden po stronie Księcia Cumberland – nie wspominając już o wątpliwej autentyczności pamiętnikach kapitana Carletona. Jednak dzieł z tego okresu jest niewiele, a jeszcze mniej jest tych napisanych przez szeregowców – chociaż istnieją listy żołnierzy jeszcze z czasów księcia Marlborough oraz kilka wartych wzmianki broszurek, jak na przykład wspomnienia Bristowa i Scurry’ego z Indii oraz dziennik sierżanta Lamba z czasów wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Z całkowitą pewnością można jednak powiedzieć, że w latach 1805-1815 w brytyjskiej armii pisano więcej niż w ciągu całego XVIII stulecia.

Jakie jest wyjaśnienie tego fenomenu? Jak sądzę, trzeba mieć na uwadze dwie główne przyczyny. Pierwszą z nich jest sam charakter kampanii⁵ Wellingtona, chwalebnych i podnoszących na duchu – dzięki czemu tak oficerowie, jak i szeregowcy odczuwali słuszną dumę i spisywali opowieści o własnych wyczynach z dużo większym zapałem niż poprzednie pokolenia żołnierzy armii brytyjskiej. Trzeba było być człowiekiem o szczególnie pogodnym usposobieniu, żeby chcieć spisać historię swoich przeżyć podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, będącej w dużej mierze ciągiem katastrof, czy choćby z czasów upadków i wzlotów wojny siedmioletniej, kiedy to na każde Minden czy Quebec przypadała jedna klęska, taka jak Ticonderoga czy Kloster-Kampen. Właśnie tej instynktownej niechęci do wspominania przegranych możemy przypisać to, że pierwsze kampanie armii brytyjskiej przeciw rewolucyjnej Francji, nieudane marsze i bitwy stoczone przez armię Księcia Yorku w latach 1793, 1794 i 1795 są relacjonowane w wyjątkowo niewielu wspomnieniach. O ile mi wiadomo, istnieją wyłącznie trzy takie źródła: miernej jakości, choć opatrzony cennymi przypisami – wiersz Officer of the Guards i szczere pamiętniki sierżanta Stevensona z pułku Scots Fusilier Guards⁶ oraz kaprala Browna z pułku Coldstream. To niezwykle mało, jak na tak długi ciąg walk, w których brało udział około 30 tys. brytyjskich żołnierzy i gdzie miały miejsce śmiałe dokonania w rodzaju Famars⁷ czy Villers-en-Cauchies⁸. Cała historia nie należała jednak do tych, na które jakikolwiek uczestnik walk spoglądałby wstecz z przyjemnością – i stąd, niewątpliwie, brak książek poświęconych wspomnieniom z tego okresu.

Wierzę jednak, że jest jeszcze inna, zupełnie odmienna przyczyna, dla której z początkiem XIX wieku nastąpił tak niezwykły rozkwit interesującej literatury poświęconej tematyce militarnej. Daje się zauważyć, że ten rozkwit z pewnością rozpoczął się niedługo przed początkiem wojny na Półwyspie – istnieje kilkanaście bardzo dobrych relacji z kampanii egipskiej 1801 roku, wojen w Indiach z okresu sprawowania urzędu gubernatora generalnego Indii przez lorda Wellesley’a⁹ oraz z krótkich walk zakończonych bitwą pod Maidą. Za przyczynę powstawania tak licznych relacji uważam fakt, że pokolenie które dorastało w napięciu wywołanym przez długą wojnę z rewolucyjną Francją było daleko poważniejsze i bardziej inteligentne niż to, które oglądało początek tego konfliktu, i że to pierwsze zdawało sobie sprawę z najwyższej wagi celu, o który walczyła Wielka Brytania, jak i z zagrożenia dla jej narodowej egzystencji. Imperium bywało wcześniej w niebezpieczeństwie, zarówno w okresie wojny siedmioletniej, jak i wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, ale nigdy nie miało wroga równie przerażającego i odrażającego jak jakobini z Czerwonej Republiki. Francję Robespierre’a darzono taką nienawiścią i bano się jej tak, jak nigdy nie lękano się i nie nienawidzono Francji Ludwika XV czy Ludwika XVI. Dla przeważającej części narodu brytyjskiego wojna z rewolucyjną Francją wkrótce stała się pewnego rodzaju krucjatą przeciw „trójgłowemu potworowi republikanizmu, ateizmu i bezprawia”. Odczucie, że Wielka Brytania musi walczyć nie tyle o imperium, ile o istnienie narodu i o wszystko, co w życiu istotne – religię, moralność, konstytucję, prawa i wolność – sprawiało, że ludzie żywili desperacką chęć walki, jakiej ich przodkowie nigdy nie odczuwali.

Jednym z wielu przejawów tej chęci było z całą pewnością pragnienie zdania relacji z własnego udziału w wielkiej rozgrywce. W taki tylko sposób mogę wyjaśnić zjawisko, że ówczesne dzienniki stają się tak dobre w miarę upływu wojny, w porównaniu z tym, co napisano wcześniej. Pamiętniki i wspomnienia powstałe później nie są brane pod uwagę w tym wywodzie, ponieważ zostały spisane i wydrukowane na długo po tym, jak wojna z Francją się zakończyła, a jej wielkie znaczenie stało się oczywiste. Obfitość dobrych źródeł napisanych i często posłanych do druku jeszcze w czasie wojny jest jednak zadziwiająca. Co do niektórych nie można żywić wątpliwości, że ich powstanie zawdzięczamy przyczynie, którą właśnie przedstawiłem. Sprawa ma się tak na przykład z całą pewnością z długimi i interesującymi dziennikami wojennymi lorda Lynedocha (sir Thomasa Grahama, bohatera bitwy pod Barrosą), dla którego wojna z rewolucyjną Francją była nie mniej, ni więcej, jak tylko krucjatą. Jak wyjaśnię później przy omawianiu jego niezwykłej kariery, wstąpił on do armii w wieku 44 lat, ustanowiwszy hipotekę na swoich dobrach ziemskich, żeby móc utworzyć batalion – i nagle, ze zwyczajnego deputowanego ze stronnictwa wigów, przeobraził się w człowieka wytrwale i zgodnie z nakazami własnego sumienia walczącego przeciwko Francji i francuskim ideom – ucieleśnianym poprzez szalone wybryki jakobinów w momencie przystąpienia przez Grahama do walki, czy też w skrajnym despotyzmie Bonapartego, jak to miało miejsce w latach późniejszych. Dziennik Grahama jest od początku do końca relacją człowieka, który czuje, że spełnia podstawowy obowiązek dobrego obywatela, robiąc co w jego mocy, by bić Francuzów, gdziekolwiek tylko można ich napotkać.

Przyjmuję, że ta sama idea leżała na sercu wielu ludziom mniej sławnym, którzy zabrali się do pisania w okresie tych dwudziestu burzliwych lat. Część z nich otwarcie mówi, że wstąpili do wojska wbrew swoim pierwotnym życiowym planom, ponieważ dostrzegli niebezpieczeństwo grożące państwu i z ochotą wzięli udział w stawianiu mu czoła. „Zagrożenie inwazją sprawiało, że każdy lojalista z zapałem przywdziewał czerwoną kurtkę”¹⁰.

Niektórzy autorzy czytanych przeze mnie pamiętników i listów, jak sir Hussey Vivian, zostaliby prawnikami, a inni znów politykami, lekarzami, urzędnikami czy kupcami – gdyby tylko nie wybuchła wielka wojna z Francją. Przypuszczam, że w porównaniu z poprzednimi okresami znacznie wówczas wzrosła liczba oficerów, którzy zaciągnęli się z przyczyn innych niż rodzinna tradycja nakazująca służyć w wojsku czy umiłowanie przygód. Znaczną część tej grupy stanowili ludzie z silną motywacją religijną – co, jak sądzę, w XVIII-wiecznej armii zdarzało się niezwykle wyjątkowo (choć musimy przy tym pamiętać także o pułkowniku Gardinerze)¹¹. Pewien młody autor dziennika zaczyna swoją relację od długiej modlitwy¹². Inny wyruszając na front pisze list pożegnalny do krewnych, w którym stwierdza, że „starając się wypełniać obowiązki żołnierza nigdy nie zapomina także o obowiązkach człowieka wierzącego: ten, kto pamięta o pierwszych, a drugie lekceważy, nie jest lepszy od cywilizowanego barbarzyńcy”.

Zdarzało się, że oficerowie biorący udział w wojnie na Półwyspie prowadzili spotkania modlitewne i zakładali stowarzyszenia religijne – co nie do końca cieszyło Księcia Wellingtona¹³, którego własny poważny i bardzo sztywny pogląd na sprawy wiary nie pozwalał mu tolerować „religijnego zapału” tak samo, jak wigowskim biskupom z epoki georgiańskiej. Niektóre z najciekawszych dzienników z okresu wojny wyszły spod pióra ludzi, którzy – jak na przykład Gleig, Dallas i Boothby – przyjęli święcenia, gdy walka dobiegła końca. Kilku autorów będących szeregowymi żołnierzami również wykazuje podobne skłonności. Kwatermistrz Surtees doświadczał cierpień bardzo bolesnego nawrócenia w trakcie kampanii 1812 roku i zauważył, że wspomnienia jego duchowych doznań przysłoniły wspomnienia przeżyć pułku z tego samego okresu¹⁴. W bardzo ciekawej książce irlandzkiego sierżanta z 43. pułku piechoty więcej stron jest poświęconych rozważaniom na tematy religijne, niż przemarszom i biwakom¹⁵. Inny tego samego rodzaju autor opisuje siebie na stronie tytułowej jako człowieka „od 21 lat służącego w Gwardii Pieszej, od 16 lat będącego podoficerem, od 40 lat – przywódcą klasy w Kościele Metodystów, raz ranionego i od dwóch lat będącego więźniem”¹⁶.

Podsumowując, skłonny jestem przypisywać tę znaczną poprawę ilości i jakości informacji o wewnętrznym życiu armii w drugiej fazie wielkiej walki z Francją nie tylko temu, że niebezpieczeństwo grożące imperium i wielka stawka rozgrywki rozpalały wyobraźnię wielu uczestników, ale nawet bardziej jeszcze faktowi, że w skład korpusu oficerskiego wchodziła znacznie większa niż kiedykolwiek wcześniej liczba ludzi poważnych i skłonnych do refleksji. Tak samo było – mutatis mutandis (łac. z zachowaniem wszelkich istniejących różnic – M.P.) – w przypadku szeregowców. Z najciekawszych informacji tylko kilka zostało podanych przez pogodnych, rozgadanych gawędziarzy, ludzi zupełnie innego gatunku, których do służby w wojsku przyciągnęła możliwość przeżycia żołnierskich przygód i którzy zdawali sprawę głównie z tych malowniczych czy komicznych stron życia w armii.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: