Bajki - ebook
Bajki - ebook
Jedenaście zaskakujących, innych niż wszystkie, bajek, przy których świetnie będą się bawić i dzieci, i rodzice.
O dobrych smokach, dżdżystych dżdżownicach, rybakach, co niczego nie chcą od złotej rybki, o bezsenności królewny i o tym, dlaczego barany powinny zmienić się w węgorze.
Ale przede wszystkim o tym, że każdy dziadek jest królem, że w domu każdy powinien być Dobrą Wróżką, że lepiej mieć przyjaciela niż obiad i że trzeba żyć w zgodzie z dźwiękami.
Mądre, dowcipne, pełne pogody ducha i ciepła bajki Beaty Krupskiej w opracowaniu graficznym Zbigniewa Larwy.
Jest to pierwsze od 1989 roku wznowienie tych kultowych opowieści.
Beata Krupska – polska pisarka dla dzieci i młodzieży, scenarzystka i autorka dialogów do seriali animowanych („Podróże do bajek”, „Sceny z życia smoków”). Opublikowała ponadto tomik poezji „Jadąc tramwajem na targ niewolników” oraz „Sceny z życia smoków", „Opowieść o Agatce” i „Przygody Euzebiusza”.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8069-925-0 |
Rozmiar pliku: | 6,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ale pewnego dnia, gdy siedział w swoim zamku, popijając kakao i grzejąc łapy przy kominku, naszły go wspomnienia młodości i zapragnął raz jeszcze, po raz ostatni, porwać jakąś księżniczkę. Nałożył kalosze i nauszniki i poszedł przed siebie – a szedł tak długo, aż spotkał księżniczkę. Obejrzał ją krytycznie i zapytał:
– Księżniczka?
– Pewnie.
Była bardzo ładna, ponieważ księżniczki mają obowiązek być ładne, a ta była szczególnie obowiązkowa.
– To ja cię porwę – zadecydował smok.
– Dobrze – zgodziła się księżniczka i oczy jej rozbłysły. – To będzie zupełnie jak w bajce! A nie zapomniałeś jeszcze, jak to się robi?
– Wielka mi sztuka porwać księżniczkę! Bierze się ją pod pachę i niesie – burknął smok. Następnie wziął księżniczkę pod pachę i zaniósł do swojego zamku. – Gdzie chcesz być zamknięta, w lochu czy w klatce w sali rycerskiej? – zapytał, stawiając ją na posadzce.
– Wolę w sali rycerskiej. W lochu ciemno, nic nie widać i pełno myszy. A ja myszy jakoś nigdy nie mogłam polubić, choć parę razy już próbowałam – powiedziała księżniczka.
– Ja też myszy nie lubię – skrzywił się smok. – To takie bezcelowe stworzenie. Nie wiadomo, czemu ma służyć. Nawet mój kot ich nie lubi i dusi każdą, która mu się nawinie między łapy.
Zamknął księżniczkę w klatce, a potem zjadł zupę ogórkową na obiad. Księżniczka zjadła naleśniki z serem, uważając, że zupa ogórkowa jest zbyt pospolitym jedzeniem dla księżniczki. Potem grali w karty. Księżniczka ciągle wygrywała, więc smok się obraził, zamknął ją znowu w klatce i poszedł spać. Chrapał bardzo głośno, księżniczka nie zmrużyła więc przez całą noc oka i rano miała bardzo zły humor.
– Czemu jesteś taka zła? – zapytał smok, który wyspał się znakomicie i był przyjaźnie usposobiony do całego świata.
– Jak mogę być w dobrym humorze, kiedy zostałam porwana przez smoka i nie wiem, co ze mną będzie! – krzyknęła księżniczka.
– E tam, nie przesadzaj. Wiesz, co z tobą będzie. Uratuje cię jakiś dzielny rycerz, wyjdziesz za niego za mąż i urodzisz dużo dziwnych dzieci.
– Dlaczego dziwnych? – zainteresowała się księżniczka.
– No bo jak dzieci rycerza mogą nie być dziwne? Będą nosiły zbroje, strusie kity na hełmach i będą napadały na Bogu ducha winne smoki.
– Masz rację – zgodziła się księżniczka. – Jestem bardzo ładna, więc z pewnością ktoś mnie uratuje. A potem będę gotowała obiady rycerzowi i dziwnym dzieciom, będę gotowała, gotowała, aż się zestarzeję i zbrzydnę. Ale wtedy właściwie uroda nie będzie mi potrzebna, bo będę już miała męża.
– Trochę urody zawsze się przyda – sprzeciwił się smok. – Spójrz na mnie. Jestem stary, ale ciągle dość przystojny. Dbam o siebie, dobrze się odżywiam, dużo śpię i na noc zawsze smaruje pysk kremem poziomkowym. No i jestem kawalerem. To najlepiej robi na urodę.
Następnego dnia do zamku przyjechał rycerz.
– Hej, księżniczko! – zawołał.
– Co ty tu robisz? – zawołała księżniczka. – To jest prywatny zamek i nie wolno tu wchodzić obcym.
– Ja nie jestem obcy. Jestem dzielnym, szlachetnym rycerzem, który przybył, aby cię uratować – zaprotestował rycerz.
– Nie mam teraz czasu. Muszę ugotować zupę ogórkową dla smoka. Poszedł do pracy, a że dziś akurat miał w planie straszenie okolicznej ludności, więc z pewnością wróci głodny i zmęczony. Nie jest już przecież taki młody – wytłumaczyła księżniczka.
– To ja poczekam – powiedział rycerz. – Ja też bardzo lubię zupę ogórkową.
Smok wrócił z pracy i zdenerwował się bardzo, zobaczywszy rycerza.
– Mam nadzieję, że nie przyszło ci do głowy ze mną walczyć. Jestem taki zmęczony, że z pewnością bez żadnego wysiłku rozprułbyś mi brzuch tą swoją kopią – zaburczał.
– Ależ skąd! – zaprzeczył rycerz. – Jeśli dasz mi trochę zupy i księżniczkę, to zaraz sobie pójdę.
– Proszę bardzo – odparł smok. – Muszę powiedzieć, że ci dzisiejsi rycerze są zupełnie pozbawieni romantyzmu. Ale cóż, jak być romantykiem, kiedy nad głową latają samoloty, rakiety i dzikie kaczki, a okoliczna ludność bardziej się boi podatków niż smoka.
Księżniczka jednak odmawiała uznania intencji rycerza za szlachetne, waląc chochlą w stół i krzycząc, że nie będzie całe życie gotować i hodować chmary dzieci ze strusimi kitami na hełmach.
Dopiero gdy rycerz obiecał jadać obiady w restauracji przynajmniej dwa razy w tygodniu, kiedy powiedział, że dzieci wcale nie muszą chodzić w hełmach, może tylko w niedzielę, i kiedy przyrzekł kupić psa, kota, dwie gąsienice i rudą kurę znoszącą złote jajka, zgodziła się zostać jego żoną.
Odjechali wraz z rycerzem na jego koniu, który również miał hełm ze strusią kitą, a smok machał chusteczką i wołał, żeby koniecznie przyjechali do niego w niedzielę na zupę ogórkową.
Gdy został sam, zrobił sobie kakao, a potem usiadł przed kominkiem, grzejąc łapy i rozmyślając. Potem stwierdził, że porywanie księżniczek znakomicie wpływa na apetyt, zjadł więc dwa rogale, drożdżówkę i cztery śliwki i poszedł spać. Nad zamkiem rozległo się głośne chrapanie.
W ogromnej Grocie, znajdującej się w odległości czterech snów od powierzchni ziemi, mieszka Król Szczur i jego szczurzy naród. Król Szczur ma córkę, Księżniczkę Szczurkę, która jest bardzo ładna i kudłata, ma niebieski ogon i różowe pazurki.
Król Szczur nosi czerwone kamizelki i koronę z czerwonym włóczkowym pomponem, a w niedzielę dodatkowo zakładała białe tenisówki na swoje szczurze łapki i wtedy cały naród oraz Księżniczka Szczurka szepczą w zachwycie:
– Królu, jaki z ciebie piękny szczur!
A Król Szczur odpowiada:
– Nie trzeba, moi drodzy, to tylko ja, wasz szczur – i wyciera załzawione ze wzruszenia oczka koronkową chusteczką haftowaną w niebieskie szczury.
Wtedy wszyscy wiedzą na pewno, że rozpoczęła się niedziela.
W szczurzej Grocie stoi Czarny Tron, który o zachodzie słońca gra bardzo piękną szczurzą melodię, zawsze tę samą. Melodia jest taka trudna, że nikt nie potrafi się jej nauczyć. Czarny Tron jest z tego bardzo dumny i jeżeli się go ładnie poprosi, a jest akurat w dobrym humorze, to gra ją dwa razy pod rząd. Taki z niego miły i uczynny Tron.
U sklepienia Groty wisi Lampa. Jest to najzupełniej zwykła lampa, która tym różni się od innych lamp, że wisi tu, a nie gdzie indziej. Lampa jest Pierwszym Ministrem Króla Szczura. Pomaga mu we wszystkim, udziela mądrych rad i jest szanowana przez wszystkie szczury.
– Ja jestem tylko lampą – mówi Lampa, gdy widzi, że ktoś jej słucha – lampą się urodziłam i lampą pozostanę. Gdybym chociaż była lampartem… Ale wtedy byłabym zwierzęciem, a teraz jestem przedmiotem. Być przedmiotem to o wiele ciekawsze.
Pewnego dnia Lampa i Czarny Tron rozmawiali ze sobą cichutko, a Król Szczur grał w klasy na lśniącej posadzce Groty. Szczurzy naród zajmował się sobą i Król miał chwilę wytchnienia.
Raptem do Groty wleciał Orzeł. Ogromny, napuszony, usiadł przed Królem i zajrzał mu w pyszczek wielkim, złotym okiem.
– Przybyłem, żeby ożenić się z Księżniczką Szczurką. Jest wprawdzie tylko szczurkiem, ale za to księżniczką, a ja muszę mieć żonę z królewskiego rodu. I nie musisz mi dziękować – powiedział Orzeł, pusząc się jeszcze bardziej i rozkładając szeroko ogromne skrzydła.
Król Szczur oniemiał, Księżniczka Szczurka dostała czkawki, a Lampa przełknęła nerwowo ślinę i powiedziała:
– Jako Pierwszy Minister ośmielam się nie wyrazić na to zgody! Czy nie możesz ożenić się z królewną orlicą?
– Wszystkie już pożenione – odparł niedbale Orzeł. Potem zerknął ku górze złotym okiem i zapytał znudzonym głosem: – Czego właściwie ten przedmiot chce ode mnie?
– Ten przedmiot jest Lampą – krzyknął król – jak również jest moim Pierwszym Ministrem! A poza tym, moja córka nie dla takich orłów jak ty. Nie jesteście dobraną parą.
– Dlaczego nie?! – zarechotał Orzeł. – Parą jesteśmy idealną. Gdy jedno pełza, drugie powinno fruwać. Wszystko się zgadza!
Córka Szczurka opanowała w tym czasie czkawkę i powiedziała stanowczo:
– To ożeń się z gąsienicą, ty chuliganie!
– Co takiego? – zdziwił się Orzeł, groźnie rozwierając dziób. – Pyskata księżniczka! – A potem chwycił Króla za grzbiet ogromnymi pazurami i podniósł do góry.
Wszyscy zamarli z przerażenia. Przez chwilę panowała zupełna cisza. Słychać było tylko gwałtowne bicie królewskiego serduszka i ciężki oddech Lampy.
Po chwili Księżniczka Szczurka odezwała się słodkim głosikiem:
– Dobrze, mój Orle. Postaw na ziemi mojego ojca, bo zaraz mu spadnie korona. Może się powyginać na tych kamieniach.
Orzeł postawił Króla na posadzce, pomagając mu nawet obciągnąć czerwoną kamizelkę.
– Ale – mówiła dalej Księżniczka Szczurka – musisz mi przynieść garstkę promieni słonecznych na welon ślubny. W złotym będzie mi bardzo do twarzy.
– Dobrze, mój szczurzy skarbie! – ucieszył się Orzeł. Uśmiechnął się szeroko i wyleciał z Groty, wołając przez ramię: – Zaraz wracam!!! – I oczywiście do dziś nie wrócił. Już wiele orłów rzucało się z dziobem na słońce.
Wszyscy bardzo się ucieszyli z mądrości córki Szczurki, która dotychczas nie odznaczała się niczym nadzwyczajnym.
Najbardziej cieszyła się Lampa. Cieszyła się tak bardzo, że w końcu zakochała się w księżniczce i wzięli ślub. Mieli dużo dzieci, które wyglądały zupełnie jak szczurki, tylko oczka im się świeciły jak żarówki, gdy je ktoś pociągnął za ogonek.
Kiedy córka Szczurka i Lampa szli do kina, Czarny Tron opiekował się ich dziećmi, a Król Szczur uczył je grać w klasy. W niedzielę zakładał kamizelkę, a szczurzy naród szeptał w zachwycie:
– Królu, jakim ty jesteś pięknym dziadkiem!
Po trawie, po łące, po kwiatach, po słońcu toczyła się Duża Kula. Na zewnątrz była taka duża jak pięciu małych chłopaków, a od wewnątrz – jak trzech małych chłopaków. Trzy dodać pięć równa się osiem. Czyli jedna Duża Kula równa się ośmiu małym chłopakom. Proste, prawda?
Kula turlała się spokojnie, a za nią biegł Mały Chłopak. Biegł już tak dosyć długo, ciągle mając nadzieję, że Kula odezwie się do niego. Kula jednak nie zwracała na niego uwagi, toczyła się spokojnie, a tam, gdzie się przetoczyła, wyrastały kwiaty. Dziwne to były kwiaty. Łodyżki miały kwiaciane, z odpowiednią ilością listków, i zielone, ale łebki – no, cóż, nie były to kwiaty, ale małe, przezroczyste kulki. Mały Chłopak w końcu nie wytrzymał i krzyknął:
– Ty, Kula, zobacz, co ci wyrasta spod ogona!
– Po pierwsze, nie spod ogona, a za plecami – odparła z godnością Kula. – A po drugie, skąd mogę wiedzieć, co mi za plecami wyrasta? A jeżeli już o tym rozmawiamy, to nic mi nie wyrasta, a zostawiam na trawie piętno swojej osobowości.
– Co ty gadasz? – obraził się Mały Chłopak. – Ja ciebie w ogóle nie rozumiem.
Kula zarumieniła się nieznacznie.
– Ja tego też nie rozumiem – szepnęła. – Ale słyszałam, jak ktoś tak kiedyś mówił, i zabrzmiało to w moich uszach jak najpiękniejszy utwór, chyba muzyczny, na cztery ręce. I dlatego to powtarzam. Może ktoś pomyśli, że jestem inteligentna?
– O to się nie martw – powiedział Mały Chłopak. – Tak sobie z pewnością nikt nie pomyśli.
Kula przez chwilę miała ochotę się obrazić, ale rozmyśliła się. Jak można się obrażać, kiedy świeci słońce, a za plecami rosną kwiaty – no, powiedzcie sami.
Duża Kula i Mały Chłopak popatrzyli na siebie przez chwilę. Kula wprawdzie nie miała oczu, ale gdyby jej się tak dobrze przyjrzeć, to sama była po prostu dużym okiem.
– Nie stójmy tak bezczynnie – powiedziała. – Jak stoję tak dłużej i nie turlam się, jak powinnam, to pod brzuchem natychmiast lęgną mi się stonogi. Uważają chyba, że jestem gniazdem. Sprawiają mi tym ogromną przykrość. Powiedz sam, czy chciałbyś być gniazdem?
– Nie bardzo – przyznał Chłopak. – Również chyba dlatego, że pod tobą się legną stonogi, a ja nie wiem, co by się pode mną zalęgło.
– No właśnie – powiedziała Kula. – A poza tym, stonogi mają mechate gęby i wcale ich nie lubię.
– Mechate gęby?! – oburzył się Chłopak. – Co ty wygadujesz?! Stonogi są bardzo piękne, mają długie rzęsy i perfumują się codziennie. Każda stonoga jest królową i rodzi dużo dzieci.
Kula łypnęła nieufnie na Małego Chłopaka.
– Czy ty przypadkiem nie czytasz gazet? – zapytała.
– Przecież ja jeszcze nie umiem czytać!
– Całe szczęście – mruknęła Kula i potoczyła się dalej.
Okrążyli łąkę trzy razy i Kula w końcu się zasapała. Przystanęła, westchnęła głęboko i powiedziała:
– Poopalamy się? – i wystawiła twarz do słońca.
– Uważaj, żebyś nie dostała bąbli – zauważył Mały Chłopak.
– A ty się nie wymądrzaj. Nie zapominaj, że jesteś małym dzieckiem, a ja Dużą Kulą.
– Chciałem ci po prostu okazać trochę czułości – powiedział Mały Chłopak. – Wy, kobiety, jesteście chwilami nierozgarnięte.
– Nie jestem kobietą, jestem kulą. Przeważnie jedno nie musi wykluczać drugiego, ale w moim przypadku wyklucza całkowicie. I w tym tkwi głęboka niesprawiedliwość losu. Nie wiem tylko, czy ta niesprawiedliwość jest skierowana przeciwko kobietom, czy przeciw kulom. Powiedz, dlaczego, na przykład, ja nie mam rąk, a ty masz?
Małemu Chłopakowi zrobiło się przykro.
– Ale ja mam niewiele rąk – odparł – tylko dwie, zobacz.
– Ale jest to jakiś początek – powiedziała Kula ponuro. – Możesz mieć nadzieję na więcej. A ja?
Wielkie oko Kuli błysnęło łzą. Słońce spojrzało na nią ze współczuciem i łąkę zalała fala ruchliwych diamentowych iskierek. Skakały po czubkach kwiatów, a łza lśniła, jak tylko mogła, i uśmiechała się do słońca.
Po chwili Kula powiedziała spokojnie:
– Mały Chłopaku, pójdę już sobie. A ty idź do domu, tam też są kule. Ja poturlam się tam, gdzie jest początek.
– Jak to? – szepnął Mały Chłopak.
– Początek – powtórzyła Kula. – Poturlam się tam, gdzie jest początek. Może tam wyrosną mi ręce.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI