Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bóg mnie oczekuje - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 lutego 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Bóg mnie oczekuje - ebook

Szukamy Boga. Chcemy Go spotkać. Jednak osiągamy to z trudem. Czy wiecie, dlaczego? – Ponieważ usiłujemy Go spotkać „w Niebie”, podczas gdy On nas oczekuje każdego dnia na naszych ludzkich ścieżkach. Przed powrotem do swojego Ojca, Jezus nam rzekł „Będę z Wami do końca świata” (Mateusz 28—20). Bogaty doświadczeniem rozlicznych chrześcijan, którzy mu towarzyszą, Michel Quoist kolejny raz pomaga nam naśladować naszego Pana, w sercu naszego życia i życia Świata. Jezus daje nam dzisiaj znak, tak, jak dawał niegdyś znak swoim pierwszym uczniom, na drogach Palestyny. Zaprasza nas do pracowania razem z Nim, aby ustanowić na ziemi Królestwo jego Ojca.

Spis treści

Aby lepiej zrozumieć ducha tych rozważań

Gdyby Jezus Chrystus czytał gazetę

Ziemia jest chora z powodu człowieka

Była to osobowość wyjątkowa

Od uśmiechu kupieckiego do uśmiechu chrześcijańskiego

Co to znaczy dzisiaj kochać swego brata

Dzieci Boże chodzą do szkoły

Za dużo jest takich, którym pozwala się spać

Moi rodzice rozwiedli się

Po śladach Boga… w „świecie”

Za bardzo się poświęcamy!

Panie, uczyń mnie bardziej „wywrotowym”!

Dziecko, które się zachwyca

Być na obraz Boga - relacja, dar, miłość

Miejsce dla wszystkich ludzi w "hotelarni" świata

Jesteśmy przeciążeni pracą

Nasza córeczka stała się dziewczyną

Inny przede mną

Mój mąż nie jest chrześcijaninem

Środek uspokajający - cud

Nasi zmarli żyją

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-959862-0-8
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od re­dak­to­ra pol­skie­go wy­da­nia cy­fro­we­go

Pierw­sze wy­da­nie cy­fro­we „Bóg mnie ocze­ku­je” w Pol­sce (a mo­że i w Eu­ro­pie!) w peł­nym za­kre­sie od­zwier­cie­dla pi­sow­nię ory­gi­na­łu. Jest ona bar­dzo spe­cy­ficz­na. Mi­chel Qu­oist po­słu­żył się nie tyl­ko nie­zli­czo­ną licz­bą cu­dzy­sło­wów, trój­krop­ków, sta­wia­nych po nie­do­koń­czo­nych zda­niach śred­ni­ków, ale też po­gru­bień i po­chy­leń tek­stu. Świa­do­mie wy­ko­rzy­stał po­nad­to róż­no­rod­ne od­stę­py od mar­gi­ne­su, jak rów­nież pi­sow­nię ca­łych wy­ra­zów du­ży­mi li­te­ra­mi.

Za­sto­so­wa­nie tych wszyst­kich do­dat­ko­wych środ­ków wy­ra­zu da­je ob­raz au­to­ra, któ­ry po­przez zna­ki gra­ficz­ne usi­łu­je wy­ra­zić au­ten­tycz­ne prze­ży­cie wia­ry i po­da­ro­wać jej cząst­kę czy­tel­ni­ko­wi.

Ni­niej­szy zbiór nie jest zbio­rem ka­zań lub wy­kła­dów, ale im­pre­syj­nym za­pi­sem dro­gi du­cho­wej. Czy­tel­nik mo­że na nią wejść z au­to­rem na do­wol­nym z jej wy­ra­żo­nych w spi­sie tre­ści eta­pów. Jed­no­cze­śnie Mi­chel Qu­oist wpi­su­je się tym zbio­rem w tra­dy­cję chrze­ści­jań­skich ćwi­czeń du­cho­wych.

Jak przed­sta­wia to sam we wstę­pie:

„Bądź­my szcze­rzy, wszyst­kim nam jest bar­dzo trud­no spo­ty­kać Je­zu­sa Chry­stu­sa w ca­łym na­szym ży­ciu. Śle­pi i głu­si nie za­uwa­ża­my, że da­je nam znak i nie sły­szy­my, że nas wo­ła. Po­win­ni­śmy Go ze wszyst­kich sił pro­sić, by nas uzdro­wił ze śle­po­ty i głu­cho­ty, ale po­win­ni­śmy się też ćwi­czyć, że­by Go le­piej wi­dzieć i le­piej sły­szeć, aby Mu le­piej słu­żyć, od­da­jąc się wszyst­kim na­szym bra­ciom.

Pro­po­nu­ję wam obec­nie kil­ka­na­ście „prak­tycz­nych ćwi­czeń”, aby ten cel rze­czy­wi­ście osią­gnąć.

Każ­dy roz­dział za­wie­ra przed­sta­wie­nie ja­kie­goś wy­da­rze­nia lub sy­tu­acji, po któ­rym na­stę­pu­je kil­ka re­flek­sji w świe­tle wia­ry. Ca­łość koń­czy krót­ka mo­dli­twa. W ten spo­sób, bez pre­ten­sji do na­uko­wo­ści, pró­bu­ję od­twa­rzać moż­li­wie jak naj­wier­niej ko­lej­ne kro­ki, któ­re od mo­je­go spo­tka­nia Pa­na po­dej­mo­wa­łem sam, z in­ną oso­bą, z mał­żeń­stwem bądź z gru­pą chrze­ści­jan.”

W sto­sun­ku do wy­da­nia pa­pie­ro­we­go sprzed dwóch de­kad (Wy­daw­nic­two Sióstr Lo­re­ta­nek) w ni­niej­szym wy­da­niu zo­sta­ło uwspół­cze­śnio­ne słow­nic­two, przy czym nie­na­ru­szo­ne po­zo­sta­ły cy­ta­ty bi­blij­ne.

Czy jest sens wra­cać do Mi­che­la Qu­oist’a? Nie tyl­ko, że jest to au­tor cy­to­wa­ny przy róż­nych oka­zjach przez pol­skich księ­ży i obec­ny du­cho­wo w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych, ale po­nad­to współ­cze­sna Pol­ska istot­nie zbli­ży­ła się do ob­ra­zu Fran­cji wy­ła­nia­ją­ce­go się z je­go „prak­tycz­nych ćwi­czeń”. Dziś jesz­cze le­piej zro­zu­mie­my pro­ble­my na­pięć two­rzo­nych przez ustrój, w któ­rym Mi­chel Qu­oist uro­dził się, doj­rzał i żył.

Do­pie­ro te­raz sta­ło się dla nas w peł­ni zro­zu­mia­łe:

— na czym po­le­ga pro­blem róż­ni­cy mię­dzy „uśmie­chem ku­piec­kim” a „uśmie­chem chrze­ści­jań­skim”, po­dob­nie jak to,

— czym wła­ści­wie „je­ste­śmy prze­cią­że­ni”,

— czy też, jak wie­lu „na­szych mał­żon­ków nie jest chrze­ści­ja­na­mi” lub wresz­cie,

— jak wie­lu „mo­ich ro­dzi­ców roz­wio­dło się”.

Mi­chel Qu­oist do­pie­ro za­czął być dla nas w Pol­sce ak­tu­al­ny.

Ni­niej­szą edy­cję po­świę­cam pa­mię­ci tłu­ma­cza ory­gi­na­łu, mo­je­go Oj­ca, Ry­szar­da Że­rań­skie­go.

Pa­weł Że­rań­ski

War­sza­wa, 7 stycz­nia 2020 r.Od au­to­ra

Książ­ka ta uka­za­ła się już pod ty­tu­łem „Spo­tka­nie z Chry­stu­sem”, ale prze­re­da­go­wa­łem ją cał­ko­wi­cie, usu­wa­jąc nie­któ­re roz­dzia­ły i do­da­jąc in­ne.

Je­śli chce­cie zro­zu­mieć wła­ści­wie du­cha tych roz­wa­żań, prze­czy­taj­cie naj­pierw wpro­wa­dze­nie. Uka­zu­je ono sens mo­jej wę­drów­ki z wie­lo­ma „szu­ka­ją­cy­mi Bo­ga”, któ­rych spo­ty­kam i pra­gnę im to­wa­rzy­szyć.

Szczę­śli­wej dro­gi, dro­dzy czy­tel­ni­cy! Za­pew­niam Was o swo­jej szcze­rej przy­jaź­ni.

Mi­chel Qu­oistAby le­piej zro­zu­mieć du­cha tych roz­wa­żań

Czło­wiek „szu­ka­ją­cy Bo­ga”

Moi dro­dzy czy­tel­ni­cy, dłu­gi czas da­rzy­łem sym­pa­tią wy­ra­że­nie „szu­ka­ją­cy Bo­ga”. Przede wszyst­kim dla­te­go, że przy­po­mi­na­ło mi ono mo­ją wła­sną dro­gę, kie­dy to ja­ko mło­dy, za­an­ga­żo­wa­ny w pra­cę za­wo­do­wą chło­pak, usil­nie szu­ka­łem sen­su wła­sne­go ży­cia po­za tym wszyst­kim, cze­go uczo­no mnie o „re­li­gii”. Tak­że po­za prak­ty­ka­mi re­li­gij­ny­mi „sprzed So­bo­ru”, któ­re sta­now­czo, we­wnętrz­nie od­rzu­ca­łem. Bar­dzo szyb­ko zro­zu­mia­łem, że nie szu­ka­łem ja­kichś wiel­kich idei, a jesz­cze mniej mo­ral­no­ści, lecz szu­ka­łem „Ko­goś”.

Otóż ten Ktoś, ko­go pra­gną­łem zna­leźć, nie miał ob­li­cza Bo­ga, o któ­rym mnie uczo­no, ani ob­li­cza Ko­goś, ko­go – jak mi się wy­da­wa­ło – ro­zu­mia­łem. Wy­obra­ża­łem to so­bie i od­kry­wa­łem po­wo­li mi­łość, peł­ną Mi­łość, a więc Bo­ga, któ­ry nie zaj­mu­je się tyl­ko gro­że­niem za­ka­za­mi i ka­ra­niem. Nie Bo­ga, któ­re­go po­win­ni­śmy słu­chać „pod ka­rą cięż­kie­go grze­chu”, ina­czej mó­wiąc, nie ta­kie­go, któ­re­go na­le­ża­ło­by ko­chać pod przy­mu­sem. Nie Bo­ga „wszech­mo­gą­ce­go” na ludz­ki spo­sób, tzn. ma­ją­ce­go „wszel­ką wła­dzę”, mo­cą któ­rej „spra­wia, że pa­da deszcz i ro­bi się pięk­na po­go­da”, ska­zu­je czło­wie­ka „dla je­go do­bra” na strasz­ne cier­pie­nia i bez li­to­ści „przy­wo­łu­je do sie­bie” dziec­ko, któ­re po­win­no żyć.

Wy­ra­że­nie „szu­ka­ją­cy Bo­ga” da­rzy­łem sym­pa­tią rów­nież dla­te­go, że w mo­im prze­ko­na­niu ozna­cza ono wspa­nia­łą wol­ność w po­dą­ża­niu na spo­tka­nie z Nim, aby Go po­znać i wciąż od no­wa po­zna­wać oraz na­wią­zy­wać z Nim re­la­cje mi­ło­ści.

On za­wsze chciał, aby­śmy by­li dla Nie­go nie zdal­nie ste­ro­wa­ny­mi ma­rio­net­ka­mi, nie pod­da­ny­mi nie­wol­ni­ka­mi, lecz „wol­ny­mi part­ne­ra­mi” i, co wię­cej, sy­na­mi!

Dla­cze­go po­trze­ba tak wie­le wy­sił­ku, że­by zna­leźć Bo­ga?

Dla­cze­go więc Bóg tak czę­sto się ukry­wa? Sam te­go do­świad­czy­łem i stwier­dzi­łem póź­niej, że wie­lu lu­dzi cier­pia­ło, po­dob­nie jak ja, z po­wo­du Je­go po­zor­nej nie­obec­no­ści i przy­kre­go mil­cze­nia. Dla­cze­go trze­ba błą­dzić w ciem­no­ści, aby Go zna­leźć? Dla­cze­go jest tak bar­dzo trud­no roz­po­znać Go wśród tych wszyst­kich fał­szy­wych bo­gów, któ­rych lu­dzie – na­wet lu­dzie Ko­ścio­ła – stwa­rza­ją na na­szych oczach, na­ra­ża­jąc na znie­chę­ce­nie licz­nych mi­ło­śni­ków po­szu­ki­wań oraz po­wo­du­jąc po­ja­wie­nie się rów­nie licz­nych „za­wie­dzio­nych” po­szu­ku­ją­cych, któ­rzy zo­bo­jęt­nie­li i utra­ci­li na­dzie­ję lub sta­li się za­go­rza­ły­mi prze­ciw­ni­ka­mi? Pro­blem zo­stał po­sta­wio­ny.

Wie­lu lu­dzi dzi­siaj na­dal szu­ka sen­su swe­go ży­cia

Mi­mo licz­nych prze­ciw­no­ści i nie­po­wo­dzeń wie­lu lu­dzi dzi­siaj na­dal szu­ka sen­su swe­go ży­cia, czę­sto jed­nak­że po­za śro­do­wi­skiem i miej­sca­mi swe­go dzie­ciń­stwa, gdzie Bo­ga nie zna­leź­li. Usi­łu­ją Go znaj­do­wać, nie­ste­ty, po­za Ko­ścio­łem, któ­ry od­rzu­ca­ją. Za­nie­po­ko­je­ni so­bą, a tak­że Zie­mią – któ­rą po­wo­li nisz­czy­my – wrzu­ce­ni w wir tej pięk­nej i osza­la­łej hi­sto­rii, w któ­rej się zna­leź­li, nie pro­sząc o to, nie mo­gą uwa­żać za praw­dzi­we te­go, że zni­kąd przy­szli i do­ni­kąd zmie­rza­ją.

Nie­któ­rzy spo­śród nich prze­czu­wa­ją więc w so­bie i w świe­cie wy­miar nie­skoń­czo­ny, coś ta­jem­ni­cze­go w sto­sun­ku do ich cia­ła i ser­ca – go­to­we do roz­wo­ju ukry­te ży­cie. Pod­da­ją się więc wska­za­niom mi­strzów, któ­rzy twier­dzą, że po­tra­fią od­kryć drze­mią­ce w nich we­wnętrz­ne ener­gie, po­móc im w roz­wo­ju, sto­su­jąc róż­ne me­to­dy i ćwi­cze­nia in­dy­wi­du­al­ne bądź gru­po­we. Nie­ste­ty, nie szu­ka­ją oni wca­le al­bo prze­sta­li szu­kać „Ko­goś” – Bo­ga. Praw­do­po­dob­nie dla­te­go, że to my nie by­li­śmy zdol­ni spra­wić, aby Go spo­tka­li; my, któ­rzy – być mo­że – jesz­cze zbyt czę­sto my­li­my się co do Je­go toż­sa­mo­ści al­bo szu­ka­my Go tam, gdzie Go nie ma.

Bóg pierw­szy nas szu­ka

Dziś to pięk­ne wy­ra­że­nie „szu­ka­ją­cy Bo­ga” nie urze­ka mnie tak bar­dzo, a je­śli już, to ina­czej. Zro­zu­mia­łem bo­wiem, że to On pierw­szy nas szu­ka. Za­nim my Go po­ko­cha­my – On nas ko­cha. On nas pro­si, za­nim my Go po­pro­si­my. On cho­dzi za na­mi każ­de­go dnia dys­kret­nie, lecz nie­stru­dze­nie.

Od wie­ków, za­nim za­ist­nie­li­śmy, Bóg rze­czy­wi­ście my­ślał o nas „w swo­jej Mi­ło­ści” (por. Flp 1, 8). Jak wszy­scy, któ­rzy ko­cha­ją, za­pra­gnął po­łą­czyć się z na­mi. Za­ko­cha­ny w czło­wie­ku i w świe­cie, w któ­rym on ży­je, ze­słał swe­go Sy­na, aby nam ob­ja­wić swo­ją mi­łość i dać nam swo­je ży­cie, że­by­śmy nim ży­li: „Tak bo­wiem Bóg umi­ło­wał świat, że Sy­na swe­go Jed­no­ro­dzo­ne­go dał…” (J 3, 16). To On przy­szedł, to On do nas mó­wił, to On nas wy­ba­wił z „nie-mi­ło­ści” (grze­chu). On zmar­twych­wstał, na­da­jąc w ten spo­sób na­sze­mu ży­ciu wy­miar wiecz­no­ści, ofia­ro­wu­jąc nam swo­je ży­cie.

Bóg spo­ty­ka nas w sa­mym cen­trum na­sze­go ży­cia

Dra­mat ludz­ko­ści po­le­ga z pew­no­ścią na tym, że wie­lu lu­dzi nie wie­rzy w ogó­le lub już nie wie­rzy w Bo­ga. Nie spo­tka­li Go ni­g­dy. „Po­śród was stoi Ten, któ­re­go wy nie zna­cie” (J 1, 26)— mó­wił już św. Jan Chrzci­ciel. Jed­nak błą­dzą tak­że licz­ni chrze­ści­ja­nie, któ­rzy wie­rzą w Bo­ga i sta­ra­ją się Go szu­kać… gdzieś da­le­ko, gdy tym­cza­sem On jest bar­dzo bli­sko nas. Cze­ka na nas każ­de­go dnia.

Po­nie­waż nie mo­że­my Bo­ga zo­ba­czyć, do­tknąć, usły­szeć – my­śli­my, że jest On rze­czy­wi­ście dla nas nie­do­stęp­ny. Tym­cza­sem po­wie­dział nam przez Je­zu­sa Chry­stu­sa: „A oto Ja je­stem z wa­mi po wszyst­kie dni, aż do skoń­cze­nia świa­ta” (Mt 28, 20).

Z na­mi, to zna­czy w nas: „Przyj­dzie­my do nie­go, i bę­dzie­my u nie­go prze­by­wać” (J 14, 23). Tak bar­dzo obec­ny w każ­dym i we wszyst­kich, że „włos z gło­wy wam nie zgi­nie, że­by On te­go nie spo­strzegł” (por. Łk 21, 18).

Tak, Bóg spo­ty­ka nas w cen­trum na­sze­go ży­cia: Oj­ciec, że­by co­dzien­nie za­pra­szać nas do cią­głe­go stwa­rza­nia z Nim czło­wie­ka, ludz­ko­ści, świa­ta; Syn, że­by nas od­ry­wać od zła i umac­niać w swej mi­ło­ści; Duch Świę­ty, że­by nam po­ma­gać w bu­do­wa­niu świa­ta spra­wie­dli­wo­ści i po­ko­ju, a z wszyst­kich lu­dzi czy­nić ro­dzi­nę bra­ci.

Chrze­ści­ja­nie w czę­ściach w ży­ciu po­dwój­nym

Na­uczo­no nas, że je­ste­śmy zło­że­ni z du­szy i cia­ła. Był to po­praw­ny i uży­tecz­ny spo­sób my­śle­nia i mó­wie­nia. Jed­nak­że do­pro­wa­dził do roz­dzie­le­nia nas na dwie czę­ści o nie­jed­na­ko­wej war­to­ści. Du­sza sta­ła się pierw­szą czę­ścią, a cia­ło dru­gą, nie­zna­czą­cą, a na­wet prze­szka­dza­ją­cą w na­szym praw­dzi­wym roz­wo­ju. W tej sy­tu­acji za­po­mnie­li­śmy, że je­ste­śmy „ludź­mi”, jak na­ucza nas Bi­blia.

Mó­wio­no nam jed­no­cze­śnie, że trze­ba zba­wić du­szę. By to zre­ali­zo­wać, na­le­ża­ło roz­wi­jać ży­cie du­cho­we, nie my­śląc, iż ma­my tyl­ko jed­no ży­cie do prze­ży­cia w świe­cie i w hi­sto­rii, któ­re jest ży­ciem z Je­zu­sem Chry­stu­sem przy­by­łym po­ślu­bić wszyst­ko, co ludz­kie.

To dla­te­go wie­lu chrze­ści­jan dłu­go ży­ło po­dwój­nym ży­ciem: re­li­gij­nym i świec­kim. By­li oni obec­ni w ko­ścio­łach, a na­wet w za­kry­stiach. Znaj­du­jąc się mię­dzy wie­rzą­cy­mi, spo­dzie­wa­li się, że spo­tka­ją Bo­ga. Na­stęp­nie wra­ca­li „do świa­ta”, że­by żyć jak in­ni. O ży­ciu tym my­śle­li, że nie ma ono nic wspól­ne­go z Je­zu­sem Chry­stu­sem, po­nie­waż jest „świec­kie”, a na­wet wio­dą­ce do zgu­by.

Nie­któ­rzy od cza­su do cza­su ofia­ro­wy­wa­li je Bo­gu jak po­da­rek, któ­ry się bie­rze i da­je, ale któ­ry nie jest da­rem sa­me­go sie­bie. Jesz­cze in­ni, ci naj­bar­dziej szla­chet­ni, prze­świad­cze­ni, że „po­sia­da­ją Bo­ga”, usi­ło­wa­li nieść Go w ob­cy świat… gdzie był on nie­obec­ny.

Chrze­ści­ja­nie uni­ka­ją śmier­tel­ne­go błę­du, ja­kim jest prze­ży­wa­nie wie­lu ro­dza­jów ży­cia

Przed sa­mym So­bo­rem księ­ża – nie­kie­dy trak­to­wa­ni przez nie­któ­rych nie­uf­nie – mó­wi­li chrze­ści­ja­nom, że na­śla­do­wa­nie Je­zu­sa Chry­stu­sa nie po­le­ga je­dy­nie na spo­ty­ka­niu Go w ko­ścio­łach pod­czas prak­tyk re­li­gij­nych, ale tak­że na wszyst­kich dro­gach hi­sto­rii, któ­re cią­gle prze­mie­rza, wy­cią­ga­jąc do nas rę­kę. Wie­lu przy­łą­czy­ło się do Nie­go, aby ra­zem z Nim pra­co­wać. On cze­kał na nich, re­ali­zu­jąc ko­lej­no w każ­dym ludz­kim ży­ciu swą ta­jem­ni­cę stwo­rze­nia, wcie­le­nia i od­ku­pie­nia. Jed­no­cze­śnie za­pra­szał ich do do­kład­ne­go speł­nia­nia z Nim i fi­na­li­zo­wa­nia w cza­sie mi­sji, Któ­rą Mu po­wie­rzył Je­go Oj­ciec.

Od­kry­wa­li oni wte­dy od no­wa świat, któ­ry na­zbyt czę­sto sta­wał się bez nich. Ule­cze­ni ze swej śle­po­ty przez Je­zu­sa, uj­rze­li Go zu­peł­nie in­ny­mi ocza­mi. Po­zna­li lu­dzi „za­an­ga­żo­wa­nych”, wie­rzą­cych lub nie­wie­rzą­cych, i po­łą­czy­li się z ni­mi w wal­ce o lep­szy świat. I z ob­cych, ja­ki­mi przed­tem by­li, na no­wo sta­li się „ludź­mi na­tu­ra­li­zo­wa­ny­mi”, brać­mi Je­zu­sa Chry­stu­sa.

Nie­któ­rzy my­śle­li, że na­le­ża­ło­by dzia­łać, mó­wić, że­by od­kry­wać Je­zu­sa od­zy­ska­nym bra­ciom, któ­rzy Go nie zna­li. In­ni, że trze­ba by dłu­go „doj­rze­wać”, za­nim wy­da się owo­ce. Nie­waż­ne! Istot­ne jest, że włą­czy­li się w koń­cu w ten pro­ces i zo­sta­li oświe­ce­ni Przez Ewan­ge­lię, że­by za­cząć żyć swą wia­rą w ca­łym ży­ciu.

Ozię­bli chrze­ści­ja­nie, któ­rzy wąt­pią i znie­chę­ca­ją się

Sto­sun­ko­wo ła­two jest pro­sić Bo­ga, że­by usta­no­wił swo­je „kró­le­stwo” na zie­mi, ale o wie­le trud­niej jest każ­de­go dnia współ­dzia­łać z Je­zu­sem Chry­stu­sem i Du­chem Świę­tym, aby ono przy­szło. Dziś nie­któ­rzy chrze­ści­ja­nie, wo­bec ol­brzy­mich prze­szkód, w ob­li­czu po­dzie­lo­nej ludz­ko­ści i w spo­łe­czeń­stwie, w któ­rym sys­te­my po­li­tycz­ne, spo­łecz­ne i eko­no­micz­ne w bo­le­snym two­rze­niu po­szu­ku­ją swej rów­no­wa­gi, na no­wo wąt­pią i znie­chę­ca­ją się. Jest tak du­żo rze­czy do zro­bie­nia – my­ślą – a my pra­wie nic nie ro­bi­my. Efek­ty, któ­re za­uwa­ża­my, to za­le­d­wie kil­ka ka­mie­ni do­ło­żo­nych do bu­do­wy świa­ta!

Licz­ni za­wie­dze­ni wal­ką „wy­co­fu­ją się”, znaj­du­jąc uspra­wie­dli­wie­nie w sa­mej wie­rze. Czyż nie trze­ba zno­wu wró­cić do „isto­ty”? Spo­ty­ka­ją oni „wier­nych”, któ­rzy nie we­szli na po­le wal­ki, za­do­wa­la­jąc się nie­zbęd­nym za­an­ga­żo­wa­niem we wspól­no­ty, ale bez więk­sze­go ry­zy­ka. Uwa­ża­ją się oni za bar­dziej „czy­stych” od tych, któ­rzy wal­czy­li, zo­sta­li zra­nie­ni i być mo­że na­wet „ubru­dzi­li się w świe­cie”. Nie­któ­rzy, znie­chę­ce­ni licz­ny­mi nie­po­wo­dze­nia­mi, ule­ga­ją więc sub­tel­nej i wy­god­nej po­ku­sie prze­świad­cze­nia, że sta­ną się lep­si, chro­niąc się i od­ci­na­jąc od te­go „złe­go” świa­ta. Ja­każ wiel­ka po­mył­ka! Ża­den chrze­ści­ja­nin nie mo­że prze­ży­wać au­ten­tycz­nie swe­go chrze­ści­jań­skie­go ży­cia, je­śli nie zjed­no­czy się z Je­zu­sem Chry­stu­sem, któ­ry go ocze­ku­je we wszyst­kich wy­mia­rach ludz­kiej przy­go­dy, że­by z nim re­ali­zo­wać od­wiecz­ne pra­gnie­nie Oj­ca, „aby wszyst­ko zjed­no­czyć w Chry­stu­sie ja­ko gło­wie: to, co w nie­bio­sach, i to, co na zie­mi” (Ef 1, 10).

Mój oso­bi­sty wkład w po­ma­ga­nie nie­któ­rym chrze­ści­ja­nom w od­naj­dy­wa­niu Je­zu­sa Chry­stu­sa w cen­trum ich ży­cia

Dro­dzy czy­tel­ni­cy, czy nie po­win­ni­śmy czy­nić ol­brzy­mich wy­sił­ków, że­by za­chę­cić od no­wa chrze­ści­jan do „an­ga­żo­wa­nia się w to, co do­cze­sne”, po­nie­waż oni w tym ży­ją i Chry­stus ich tam cze­ka? My­ślę, że tak, i chciał­bym przez tę książ­kę uczest­ni­czyć w tym wy­sił­ku.

Bądź­my szcze­rzy, wszyst­kim nam jest bar­dzo trud­no spo­ty­kać Je­zu­sa Chry­stu­sa w ca­łym na­szym ży­ciu. Śle­pi i głu­si nie za­uwa­ża­my, że da­je nam znak i nie sły­szy­my, że nas wzy­wa. Po­win­ni­śmy Go ze wszyst­kich sił pro­sić, by nas uzdro­wił ze śle­po­ty i głu­cho­ty, ale po­win­ni­śmy się też ćwi­czyć, że­by Go le­piej wi­dzieć i le­piej sły­szeć, aby Mu le­piej słu­żyć, od­da­jąc się wszyst­kim na­szym bra­ciom.

Pro­po­nu­ję wam obec­nie kil­ka­na­ście „prak­tycz­nych ćwi­czeń”, aby ten cel rze­czy­wi­ście osią­gnąć.

Każ­dy roz­dział za­wie­ra przed­sta­wie­nie ja­kie­goś wy­da­rze­nia lub sy­tu­acji, po któ­rym na­stę­pu­je kil­ka re­flek­sji w świe­tle wia­ry. Ca­łość koń­czy krót­ka mo­dli­twa. W ten spo­sób, bez pre­ten­sji do na­uko­wo­ści, pró­bu­ję od­twa­rzać moż­li­wie jak naj­wier­niej ko­lej­ne kro­ki, któ­re od mo­je­go spo­tka­nia Pa­na po­dej­mo­wa­łem sam, z in­ną oso­bą, z mał­żeń­stwem bądź z gru­pą chrze­ści­jan.

Jak wszyst­kie „przy­kła­dy”, tak i mo­je, są nie­wy­star­cza­ją­ce pod pew­nym wzglę­dem. Nie two­rzą one ja­kie­goś lo­gicz­nie upo­rząd­ko­wa­ne­go zbio­ru. Moż­na by­ło wy­brać in­ne sy­tu­acje, po­czy­nić in­ne re­flek­sje, ina­czej się mo­dlić. Ma­ją one wszak­że tę za­le­tę, że nie są „przy­kła­da­mi wy­my­ślo­ny­mi”. Za­wsze by­łem prze­ciw­ny wy­obra­ża­niu so­bie ży­cia. Są to mo­men­ty praw­dzi­we­go ży­cia oraz „re­wi­zji” ży­cia.

Te „prak­tycz­ne ćwi­cze­nia” są nie­kom­plet­ne rów­nież dla­te­go, iż z na­tu­ry rze­czy brak w nich re­ak­cji osób, któ­rych do­ty­czą, ich po­szu­ki­wań, od­kryć, ich po­stę­pu­ją­ce­go uświa­da­mia­nia so­bie obec­no­ści Chry­stu­sa w świe­cie, ewo­lu­cji ich my­śle­nia i ich wia­ry. Cho­dzi więc tyl­ko o kil­ka ście­żek, któ­ry­mi na­le­ży przejść aż do koń­ca. Jed­nak po­zwól­cie mi po­wtó­rzyć, że je­że­li te stro­ni­ce za­chę­cą nie­któ­rych chrze­ści­jan do szu­ka­nia Je­zu­sa Chry­stu­sa w ci­szy ocze­ku­ją­ce­go na nich w cen­trum ży­cia, je­że­li po­mo­gą im po­znać Go i skło­nią do po­łą­cze­nia się z Nim oraz za­an­ga­żo­wa­nia w zba­wia­nie ra­zem z Nim „każ­de­go czło­wie­ka i wszyst­kich lu­dzi” – bę­dę bar­dzo ura­do­wa­ny.

Mi­chel QU­OISTJed­no wy­ja­śnie­nie wy­da­je się ko­niecz­ne za­nie­po­ko­jo­nym o „czy­stość swo­jej wia­ry”. Nie cho­dzi tu­taj by­naj­mniej o po­wąt­pie­wa­nie w ab­so­lut­ną ko­niecz­ność spo­ty­ka­nia Pa­na Je­zu­sa w mo­dli­twie i w sa­kra­men­tach, któ­re po­wie­rzył swe­mu Ko­ścio­ło­wi, ale o przy­po­mnie­nie, że to ży­cie re­li­gij­ne nie mia­ło­by żad­ne­go sen­su, je­śli nie by­ło­by punk­tem wyj­ścia i doj­ścia dla ca­łe­go ży­cia prze­ży­wa­ne­go co­dzien­nie ze wszyst­ki­mi na­szy­mi brać­mi. Czy­nią to na­wet za­kon­ni­cy kon­tem­pla­cyj­ny­mi, któ­rzy na proś­bę Je­zu­sa do­bro­wol­nie od­dzie­la­ją się fi­zycz­nie od świa­ta, aby go le­piej od­na­leźć, wziąć za nie­go od­po­wie­dzial­ność i zba­wiać go z Chry­stu­sem. Ja­ki­kol­wiek naj­mniej­szy prze­jaw stra­chu lub uciecz­ki w ich przy­pad­ku był­by ab­so­lut­nym do­wo­dem fał­szy­we­go po­wo­ła­nia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: