Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bolą mnie gały - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 czerwca 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,90

Bolą mnie gały - ebook


Debiutancka książka Ewy Wilczyńskiej - „Bolą mnie gały” to zwariowany pamiętnik 22 letniej Ewki. Poprzez nietuzinkowe porównania, zabawę słowem i urzekającą osobowość Autorki zostaje nam barwnie nakreślona historia dążenia do wielkich marzeń. Ewa jest niepoprawną optymistką, kocha komponować muzykę i mocno wierzy, że kiedyś będzie kimś. Cieszą ją drobiazgi. Wszystko, co ją otacza, zamienia w nową. zabawną rzeczywistość. Pewnego dnia wpada na pomysł napisania słuchowiska radiowego. Czy dziewczynie uda się spełnić marzenie pracy w radio? Jakie trudności napotka na swej drodze?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-061-6
Rozmiar pliku: 608 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

3 listopada Sobota „Jak zapomnieć, że się zapomniało?”

Pomyślałam: „Słuchowisko radiowe”. Moje serce zatańczyło sambę niczym egzotyczna tancerka. Gdyby nie to, że był ranek a wokół mojego łóżka roztaczała się woń zgnilizny sypialnianej i oddechy innych członków rodziny odprawiających rytuał spania to krzyknęłabym z radości. Oczywiście! Muszę Ci wszystko wytłumaczyć od początku. Kilka miesięcy temu poprosiłam Boga by pokazał mi moje pragnienia. Stało się to dość niespodziewanie. Siedziałam w kościele potocznie zwanym „Konserwą”, ponieważ w czasie budowy wyglądał jak puszka otwartego paprykarzu i z uwagą słuchałam kazania. Ksiądz ostro gestykulując z nieodpartą chęcią i mocnym zaangażowaniem opowiadał o radiu działającym przy kościele. Po chwili był tylko on i ja. Jego słowa: radio "Jezu, zgłoś się” - odbijały się echem w mojej zmąconej duszy. Ów efekt nie był spowodowany jakimś bożym działaniem czy magiczną sztuczką, bo powoli zaczęłam mdleć. Powolnymi mysimi krokami kiwając się jak pijany przed sklepem szukałam wyjścia wierząc w mój niezawodny instynkt przetrwania i równocześnie zachwycając się słowami księdza oraz powtarzając je sobie w kółko jak mantrę. Kiedy zobaczyłam „światełko w tunelu” wbrew wszystkim opiniom postanowiłam przez nie przejść, chociaż wiedziałam, że już się nie wrócę. Uchyliłam drzwi kościoła. Potem jak to śpiewała Budka Suflera: „Scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić i z dialogów wyszło dno, zero, czyli nic”. Obudziłam się na ławce. Tysiące par oczu wpatrywało się we mnie jak pies na kość. Chyba o coś mnie pytali ale jedyne co wykrztusiłam to: „Wystraszyłam się”. Czułam się jak bohater science-fiction, który stracił kontakt ze „statkiem-matką”. Pomyślałam: „Matko otaczają mnie obce istoty! Chcą mnie karmić i nie słyszę co mówią, bo uszy wypełnia mi szum pralki frania. SOS!”. Kiedy doszłam do siebie to jakiś miły krajan odwiózł mnie do miejsca mojego spoczynku. Prawie jak w serialu „M jak miłość”. Szkoda, że nie dał mi darmowego tlenu w prezencie. Witamy na Plutonie! – usłyszałam. Teraz wiedziałam już czego pragnę – chciałam pracować w radiu. W ogóle nie miałam pojęcia co mogłabym tam robić ale podniecenie i ekscytacja tym pomysłem zamgliły mi świadomość otaczającej mnie rzeczywistości. HAHAHAHA! Prawie dosłownie. Pewnego następnego albo poprzedniego dnia w skali miesiąca… Hmm… Nie wiem czy Ci wspominałam ale moja pamięć przypomina cedzak a informacje zachowują się jak niedogotowany makaron spaghetti spuszczany do tych dziurek. Może napiszę jak w bajkach: Dawno, dawno temu albo... Pewnego razu Ewcia otrzymała telefon z propozycją pracy przy ulotkach od swojej szacownej przyjaciółki. Stało się to w bardzo profesjonalny i zaplanowany sposób, a brzmiało mniej więcej tak: „Jest robota na ulotkach za godzinę na rynku, jak chcesz oddzwoń natychmiast”. Po długich, pełnych pasji i filozoficznej wnikliwości w jądro problemu rozmyślaniach odpisałam: „Zaraz oddzwonię”. Jakieś 5 minut później, po określeniu na ile będę na tym stratna kurtuazyjnie zapewniłam ją, że przyjdę. Wyobrażałam sobie jak rozdaję złaknionym informacji ludziom ulotki jak mannę na pustyni zaś oni błagają mnie o więcej… MIAŁAM MISJĘ, która nie cierpiała zwłoki – potrzebowałam 30zł. Okazało się, że ulotki dotyczą galerii handlowej a nad ich rozdawaniem sprawuje pieczę radio „Jezu zgłoś się”, które stało się obecnie obiektem moich westchnień. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę ale w Polsce znajduje się Europa. Zanim posądzisz mnie o niedorzeczność dodam, że pod tą Europą spotkałam się z jakimś gościem aby zabrać ze sobą w długą podróż kartki papieru. Gdy otrzymałam czerwoną jak piwonia torbę powiedział, że rozdając na rynku ulotki ktoś może mnie pytać o pozwolenie. Wspomniał też wtedy, że radio ma ten szacowny świstek i w razie problemów z ochroną wystarczy, że się skontaktuję z panią „Czekam Nacud”, która zajmuje się marketingiem w ów radiu. Mogłam z czystym sumieniem pozwolić sobie na nielegalny handel ulotkami. Oczywiście poprosiłam o jej numer telefonu. Skąd ten biedny ludź miał wiedzieć, że w swoim podstępnym sercu roję sobie nadzieję na pracę tam i zachowam numer jak relikwię oddając mu hołd za to, że jest i zrządzeniem losu trafił w moje brudne łapska.

Zgodnie z zasadą „dawno dawno temu”. Dawno dawno później moja mama miała urodziny a ja miałam kryzys na rynku kapusty wartościowej. Zawsze człowiek sobie mówi, że nigdy się nie doprowadzi do momentu, w którym będzie coś musiał robić na wczoraj i czuje się bezpiecznie póki zawsze jest możliwość „na jutro”. Przy moim sangwinicznym zapominalstwie jest tak, że jeżeli nie zrobię czegoś od razu to zapomnij o tym, że w ogóle to zrobię. Ja żyję wśród motyli i filodendronów i zamiast tylko myśleć o niebieskich migdałach to ja się po prostu migdalę „all the time”. Rozmawiam z migdałami, pocieszam migdały, kłócę się z nimi i dyskutuję. Niestety często też odprowadzam je na przystanek autobusowy gdy ktoś na mnie krzyczy ale gdy tylko odjadą macham im mokrą od łez chusteczką na pożegnanie i zapewniam je, że będę tęsknić, cierpieć pustkę i nudę bez ich wsparcia w roztargnieniu, żartach i zapominalstwie. „Nie mogę bez was żyć!” – powiadam. Jak zapewne pamiętasz wspominałam, że moja mama miała urodziny, o których przypomniała mi piekąc ciasto dzień wcześniej. Niech wstydzi się ten, kto twierdzi, że zapach nie niesie ze sobą pokładów potrzebnych do przeżycia informacji. Zapach szarlotki zapalił nad moją głową czerwoną lampkę po czym zaczęłam ganiać po całym domu z tą migającą lampką wydając jak karetka odgłosy syreny alarmowej: „Urodziny! Urodziny! Urodziny!”. Wyczuwałam puls. Na kardiogramie mojej wewnętrznej opieki medycznej wyskoczyły malutkie impulsy: „To jutro! To jutro! To jutro!”. Wielka strzykawka przekłuła moją pustkę mózgową i wstrzyknęła mi rozwiązanie. Pomyślałam: „Nagraj jej coś!”. Moje życie wisiało na włosku. Zaczęłam na powrót tracić oddech. Głośniki w moim pokoju są zepsute! Moje szanse rokowały coraz gorzej do momentu gdy w akcie desperacji i paniki spostrzegłam inne głośniki w salonie domu rodzinnego po czym poczułam żyłkę kleptomana i zamaszystym ruchem schowałam je do reklamówki. Oczywiście muszę wyjaśnić, że „mój pokój” był wynajętym przeze mnie pokojem, który znajdował się w domu starszego małżeństwa. To tam zepsute głośniki ogłosiły akt upadłości zaś w czasie omawianej przeze mnie sytuacji znajdowałam się w domu rodzinnym. Mój pokój traktowałam jak biuro, do którego chodzę w dzień i pracuję a dom jako darmową noclegownię i stołówkę oraz łaźnię. Co prawda w domu rodzinnym jest pokój ale mieszkają w nim 4 osoby. Na potrzeby tego pamiętnika nazwę go „SALOON”. Jest tam TV, dużo łóżek i wielki niedźwiedzi stół. Ściany okala tysiące zdjęć pt.: „Będziesz słodki to damy Cię do fotki”. Przymiotnik „mój” zawsze dotyczy zielonego, przestronnego pomieszczenia, które wynajmowałam u kogoś. Między domem a saloonem jest jakieś 15 minut drogi i jak to powiedział król w Shreku: „Jest to poświęcenie, na które jestem gotowy”. Schowałam głośniki do reklamówki i poszłam do mojego pokoju. Potem usiadłam w nim na kanapie i wierząc w doskonałość swej artystycznej duszy zaczęłam myśleć: "Nic z tego nie będzie”. Z tą ognistą motywacją do działania wzięłam kartkę i zaczęłam opisywać wymyślony dzień urodzin mamy. Odrzucając przeogromną ochotę na targanie i gryzienie papieru, napisałam trzystronicową epopeję, po czym odłożyłam owe dzieło na bok. Na szczęście skończyłam. Moją pasją jest tworzenie muzyki i piosenek. Niestety tego dnia moja wena przypominała dziadka bez viagry. Ostatecznie postanowiłam zrobić krótkie słuchowisko o mamie i dla mamy. Nagrałam tekst mikrofonem najnowszej technologii za 15zł i zrobiłam pod niego podkład muzyczny przywodzący na myśl jęki skwierczących frytek na patelni. Prostota wykonania okazała się wbrew mojej wysublimowanej opinii zbawienna i nie umniejszała wyrafinowania jakim cechowała się treść tej ciężkiej pracy umysłu godnej górnika w kopalni. Moje obawy związane z tym co zrobiłam również okazały się zbyteczne, ponieważ mama była jak najbardziej zadowolona z nietuzinkowego prezentu i okazała mi swoją aprobatę w kilku szczerych komplementach. Jak sama to ujęła: ”Jestem mile zaskoczona”. Oczywiście nie wspomniałam swojej rodzicielce jak przygotowaną i zaplanowaną decyzją było wykonanie tego dzieła. Jej słowa zapewniły mi cudowną reanimację. Zdarzenia te poszły w zapomnienie aż do wczoraj. Gdy puściłam owe słuchowisko mojemu wymagającemu chłopakowi i z niecierpliwością czekałam na wyrok, powiedział: ”Musisz poprawić dykcję”. Na zło oczywiście byłam przygotowana - dłonie przed siebie i pozycja do ataku. Niestety cały mój trud obmyślania pt.: ”Jak by Go zabić?!”, spalił na panewce, ponieważ otworzył usta po raz drugi i rzekł: ”Czemu mi nie powiedziałaś, że robisz takie genialne rzeczy. Kupiłaś sobie książkę do dykcji to ćwicz przez następny miesiąc i nagraj to jeszcze raz. To jest Twoja reklama i wizytówka. Podobno masz numer do Pani zajmującej się marketingiem w radiu! Koniecznie z nią wtedy porozmawiaj!”. Wspominałam już, że mój chłopak jest dla mnie jakimś biznesowym herosem? Prowadzi zagraniczną stronę internetową z której zarabia kasę, a teraz jest ajentem sklepu spożywczego. Zajmuje też się marketingiem sieciowym. Takim sposobem produkuje kasę znikąd. Przynajmniej w opinii normalnych i biednych ludzi takich jak ja. On nie pracuje „normalnie”. Wracając do tematu. Zaświeciło dla mnie słońce i dlatego moja pierwsza myśl tego pięknego dnia 3 listopada brzmiała „słuchowisko radiowe”. Czy widzisz ile emocji mogą kryć tak proste słowa? Dzięki nim uświadomiłam sobie dziś co mogę robić w radiu. Migdały mrugnęły mi okiem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: