Boot. Na ratunek rdzawemu. Tom 2 - ebook
Boot. Na ratunek rdzawemu. Tom 2 - ebook
Poznaj dalszy ciąg przygód przeuroczego Boota. Gdy robotowi Gerry’emu odpada nos, jego przyjaciele nie mają żadnych wątpliwości, co muszą zrobić. Boot wraz z kumplami wyruszają na poszukiwanie nowego nosa dla Gerry’ego. Trafiają do Laboratorium Testów, skąd ratują pokrytego rdzą robota ze złamanym sercem. Od teraz Bootowi i jego znajomym przyświeca jeden cel: sprawić, by Rdzawy (tak nazywają nowego kolegę) poczuł, co znaczy żyć pełnią życia. Zadanie nie jest proste, ale czy są rzeczy niemożliwe dla drużyny dzielnego Boota? Seria o przygodach robocika o imieniu Boot to wzruszająca, pełna przygód i ciepła historia, która mówi o przyjaźni, przywiązaniu i o tym jak ważne jest, by w każdej sytuacji pozostać sobą. Książka została napisana prostym językiem dzięki czemu idealnie sprawdzi się podczas pierwszych prób samodzielnego czytania.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8997-6 |
Rozmiar pliku: | 5,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kłopoty zaczęły się, gdy Gerry’emu odpadł nos.
Do tego momentu w sali rozrywki doktora Drgawki dzień upływał jak zawsze. Dzień – już trzydziesty szósty z kolei – w którym byłem bardzo zadowolony, bo znalazłem dom zamieszkały przez roboty takie jak ja.
Roboty te skonstruowano tak, aby były mądre. Stały się jednak mądrzejsze, niż człowiek mógłby przypuszczać.
Mieszkały tu roboty niechciane.
Roboty, które pomogły mi, kiedy najbardziej potrzebowałem pomocy.
Roboty, które są teraz moimi przyjaciółmi.
Roboty takie jak silny i niemalże niezniszczalny Noke, który jako pierwszy przyszedł mi z pomocą, gdy się zgubiłem.
Noke stał przy konsoli starej karuzeli w kształcie grzyba. Kruszyła się na niej farba, a jej zawiasy trzeszczały. Karuzela nie działała już od dłuższego czasu, ale mojemu zaradnemu kumplowi udało się ją naprawić.
– Czy jesteś gotowy na przejażdżkę życia? – zapytał Noke, przyglądając się, jak wdrapuję się na huśtawkę. Moim plecom brakowało oparcia, a owalne nogi kołysały się na krawędzi siedziska. Wszystkimi ośmioma palcami obu dłoni uchwyciłem się łańcuchów.
– Jesteś pewien, że naprawiłeś tę maszynę? – zapytałem, bo karuzela w kształcie grzyba była zardzewiała, jeszcze zanim zamieszkałem u doktora Drgawki.
– Powinna działać jak marzenie – odparł Noke, sprawdzając pokrętła na konsoli.
– Będzie z tego frajda?
– Będziesz chichotał z uciechy, aż odpadnie ci głowa – powiedział Noke.
Byłem pewien, że Noke nie miał tak naprawdę na myśli tego, że rzeczywiście odpadnie mi głowa. W każdym razie byłem pewien… na 98,71 procent.
– A czy to będzie bezpieczne dla nas wszystkich?
Spojrzałem na mojego drugiego kumpla, Czerwonego, który śpiewał sobie spokojnie na huśtawce za mną.
Czerwony był najpiękniejszym i najelegantszym robotem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Wciąż jednak groziło mu niebezpieczeństwo przegrzania i samozapłonu w zbyt stresującej sytuacji.
– Ach, masz na myśli to, czy Czerwony stanie w płomieniach? – dopytywał Noke, wciskając jakieś guziki.
– Utrzymajmy niewielką prędkość, Noke – poprosił Czerwony niskim, śpiewnym głosem. – Wystarczającą, aby powiew chłodził moje części.
– Nie mam nic przeciwko większej prędkości – stwierdził Gerry, wiercąc się z emocji na huśtawce tuż przede mną. – Wywiałaby pajęczyny spod moich pach.
Gerry mieszkał tu od dawna i używał przeróżnych rzeczy jako swoich części zamiennych. Jego prawa ręka była zrobiona z uchwytu maszyny losującej zabawki. Oboje oczu stanowiły obracające się symbole, na przykład owoców. Nosem mojego przyjaciela była – przynajmniej na razie – piłka pingpongowa z dwoma małymi wgnieceniami w miejscach nozdrzy.
– Wyjaśnijmy to sobie – zaczął Noke, dokonując ostatniego testu pokręteł. – Chcecie się kręcić na tyle szybko, żeby wywiało pajęczyny spod waszych pach, ale nie aż tak szybko, aby ktokolwiek eksplodował. Zrozumiałem.
Kiedy czekaliśmy, aż karuzela zacznie się kręcić, elektroniczny pies Poochy czmychnął pod huśtawkami, podbiegł do moich nóg i zaszczekał skrzekliwie.
– HAU. HAUPFFFZZZZTTTT.
Poochy nie był tak bystry jak my. Tak naprawdę wcale nie był bystry. Nie miało to jednak znaczenia. Poochy po prostu wydawał się zadowolony w każdej sytuacji.
Nastąpił głośny, chropowaty trzask metalowych zwrotnic. Noke zawołał:
– Trzymajcie się! – i przechylił dźwignię.
Karuzela szarpnęła do przodu, a wraz z nią rozbrzmiały dźwięki pozytywki.
Ruszyliśmy.
Moja huśtawka uniosła się, kiedy zaczęliśmy się powoli kręcić. W przewodach brzucha poczułem delikatne łaskotanie, jakby fruwały w nim puszyste piórka. Podobało mi się to uczucie.
Z jednym jasno błyszczącym okiem Poochy łobuzował na drewnianej podłodze pod naszymi stopami, przeskakując wystające koła zębate i dźwignie pośrodku karuzeli.
– HAU. HAUTTZZZPPTT.
Unosiliśmy się coraz bardziej w takt kołysanki i obracaliśmy z przyjemną prędkością.
Zachichotałem.
Czerwony uśmiechał się, nucąc spokojną melodię.
– To rzeczywiście frajda! – stwierdziłem. Moja twarz niczym w kreskówce rozbłysnęła jasnym, pomarańczowym kolorem szczęścia.
Byłem z moimi nowymi przyjaciółmi, w nowym domu, miałem nowe życie.
To było wspaniałe.
Karuzela zaczęła się kręcić trochę szybciej. I jeszcze szybciej. W końcu kręciła się już trochę zbyt szybko.
Kołysanka również nabrała tempa i brzmiała teraz jak melodia reklamowa.
Łaskotanie w moim brzuchu przybrało na sile.
– Ta prędkość sprawia, że robi mi się ciepło – rzekł Czerwony.
– Nie będziemy się już kręcić szybciej, prawda, Noke?! – zawołałem.
– Nie martw się, jeszcze tylko kilka szybszych okrążeń. Nie dojdzie do żadnej eksplozji! – odparł Noke, majstrując przy pokrętle.
Poochy przebierał zardzewiałymi nogami, jak tylko umiał najszybciej, aby nadążyć za kręcącą się podłogą.
– Moja głowa grzechocze! – krzyknął Gerry.
Światła sali doktora Drgawki zaczęły się rozmazywać. Chociaż moje czujniki są w stanie wyłapywać najdrobniejsze szczegóły, teraz kolory zlewały mi się przed oczami.
– Noke, czas zatrzymać karuzelę! – zawołał Czerwony, który zaczął już się nieco czerwienić.
– Ma się rozumieć – odparł Noke, chwytając obiema rękami za sterownik. – Och, zaczekajcie. Pokrętło trochę się zacięło…
Kiedy przelatywaliśmy nad konsolą, zobaczyliśmy, jak pokrętło odrywa się i zostaje w ręce Noke’a.
– Ups.
Nie miałem już wrażenia, że w moim brzuchu fruwają puszyste piórka. Teraz miałem poczucie, że wypełniają go robaki.
– Proszę, zatrzymaj nas! – błagałem.
– Nie mogę… – wydukał Noke.
Przylgnąłem mocniej do łańcuchów. Czy zaraz przelecę przez całą salę doktora Drgawki wprost na rząd starych gier? Moje przewody i druty rozsypałyby się dookoła. Głowa stałaby się kulą do kręgli, a same nogi mogłyby posłużyć za kręgle!
Drobne światełka na mojej twarzy zupełnie się rozmazały. Nie byłem w stanie dłużej się trzymać.
– Mój nos! – krzyknął Gerry.
Biała kulka poszybowała w kierunku mojej twarzy.
Nos Gerry’ego w kształcie piłki pingpongowej się oderwał. Odbił się od mojej głowy i poleciał na podłogę.
Poochy podskoczył i złapał piłeczkę w locie.
– Próbuję naprawić pokrętło! – krzyczał Noke znad konsoli. – Nie, nie uda mi się!
Byliśmy w tarapatach.
– Nie gryź mojego nosa! – zawołał Gerry do Poochy’ego, mijając go na kręcącej się coraz szybciej i szybciej karuzeli.
– HAU, HAUTTZZZPPZT! – zaszczekał Poochy, odrzucając piłeczkę pingpongową.
Wpadła dokładnie w środek zębatki karuzeli.
I została zgnieciona.
– Mój piękny nos! – zaszlochał Gerry.
Głośno zgrzytnęło, potem trzasnęło kilka razy i karuzela się zatrzymała z przeciągłym ssskkkrzyyyypppnięęęciem, a my podskoczyliśmy na naszych huśtawkach. Kołysanka stopniowo zwalniała, a w końcu ustała.
Nos Gerry’ego utknął między zębatkami karuzeli. To nas uratowało!
Wygramoliłem się z huśtawki. Moje nogi poszły w jedną stronę, a reszta ciała w drugą. Nie miałem pojęcia, dokąd podąża mój mózg. Stoczyłem się z platformy na podłogę i wylądowałem na plecach.
Czerwony stanął nade mną. Wyglądał… no cóż, niepokojąco czerwono.
Gerry wyciągnął zgniecioną piłeczkę spomiędzy zębatek.
– Potrzebuję nosa. Kiedy tracę swoje części, czuję się niekompletny. Teraz jestem tylko zepsutym robotem… Zepsutym robotem bez nosa.
Gerry wcisnął zniszczoną piłeczkę w dawne miejsce na twarzy i podszedł do mnie.
– Powiedz mi szczerze, jak wyglądam?
W tym momencie nos opadł smutno na podłogę.
Gerry westchnął głośno.
Po zwolnieniu blokady karuzela znów ruszyła. Kołysanka zadźwięczała miarowo, ale brzmiała nieprzyjemnie.
Noke pochylił się nade mną i wyciągnął dłoń, aby pomóc mi wstać.
– Czy było strasznie? – zapytał, kiedy podnosiłem się z ziemi. – Bo wyglądało strasznie...
Pomyślałem intensywnie i ułożyłem grafikę swojej twarzy we właściwym porządku. Potwierdziłem skinieniem głowy.
– Ja tam lubię dreszczyk emocji – stwierdził Noke i pobiegł w stronę huśtawek. – A teraz naprawię konsolę i będę musiał iść.
Dotknąłem pęknięcia na swojej twarzy, aby sprawdzić, czy się nie powiększyło. Ta rysa była częścią mojej historii – obudziłem się z nią, zanim ruszyłem na poszukiwania mojej właścicielki, Beti. Nie chciałem, aby pęknięcie pogłębiło się na tyle, żeby odpadł ekran z mojej twarzy.
Sprawdziłem też biodro, otwierając tkwiącą w nim szufladkę. Była cała. A co najważniejsze – w środku wciąż znajdował się czerwony kamień z naszyjnika w kształcie motyla, który podarowała mi Beti i który pomógł mi ją odnaleźć.
Zamknąłem szufladkę i sprawdziłem, czy na innych częściach ciała pojawiły się jakieś guzy i obicia. Ale chociaż upadłem i poważnie się potłukłem, nie było żadnych wgnieceń.
– Mój system rozgrzał się do niebezpiecznie wysokiej temperatury – powiedział Czerwony. Siedział wyprostowany na ławce obok maszyny z kręglami. Ręce trzymał na kolanach, a oczy miał zamknięte. – Muszę ochłonąć i unikać intensywnych emocji.
– A ja muszę odzyskać nos! – jęczał Gerry, obracając w dłoniach pogniecioną piłeczkę pingpongową.
To nie był pierwszy raz, kiedy Gerry potrzebował nowego nosa. Wcześniej wypróbował już kran, korek od wanny, starą skarpetę, klucz do zamka, a nawet tabliczkę czekolady. Ta ostatnia nie przetrwała zbyt długo ze względu na upał. I głodnego szczura.
– Pamiętasz, kiedy próbowałem zrobić nos z balona? – zapytał Gerry.
– O tak – potwierdził Noke, wchodząc na karuzelę. – To był iście wybuchowy pomysł!
– Nawet mi o tym nie przypominaj… – powiedział Czerwony.
– Ale co ze mną będzie, jeśli przestanę szukać części zamiennych? – rozmyślał smutno Gerry. – Co, jeśli moja głowa odpadnie i gdzieś się potoczy?
– Potrzebujesz solidnego nosa, który przestanie w końcu odpadać – stwierdził Noke, który teraz kręcił się na karuzeli do góry nogami.
– Dasz mi swój? – zapytał Gerry z nadzieją.
– Nie ma mowy – odparł Noke. – To moja najlepsza część. Nos i to, jak światło odbija się od śrubek w moich brwiach.
– Czy możemy poszukać czegoś w zamian? – zapytałem.
– Noke, jeśli nie zwiększyłbyś prędkości, to by się nie wydarzyło – stwierdził Czerwony, którego oczy pozostawały zamknięte. – W pewnym sensie jesteś winien nos Gerry’emu.
Noke znów nas minął.
– W porządku, przekonałeś mnie, Czerwony. Jest jedno miejsce… Gerry wie, gdzie ono się znajduje.
– O nie – powiedział Gerry, opuszczając ramiona.
– To dla nas największa szansa – odparł Noke.
– Wiem, ale…
– Nie musisz tam wchodzić, Gerry. Musisz nam tylko pokazać, jak tam dotrzeć.
Nie miałem pojęcia, o czym mówią. Zanim jednak zdążyłem zapytać, Gerry z wahaniem się zgodził.
– Łiiiiiiiiiii! – zawołał Noke i zeskoczył z huśtawki. Odbił się od podłogi i wpadł na starą szafę grającą, która rozbrzmiała dawną muzyką pop. – No dobrze – powiedział, podnosząc się z ziemi. – Kto idzie z nami do Laboratorium Testów?