Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Cairen. Drapieżca - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 czerwca 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cairen. Drapieżca - ebook

Gdyby Marco Polo był Conanem Barbarzyńcą... miałby na imię Cairen!

Dziesięć wartkich opowiadań. Dziesięć orientalnych przygód z prężeniem muskułów i przymrużeniem oka. A w nich bez liku zaginionych cywilizacji, walnych bitew, powabnych dziewek, groźnych monstrów, magicznych sztuk, starożytnych grobowców, literackich nawiązań et cetera.

Pośród szczęku mieczy, szabli, koncerzy, sztyletów, kindżałów, puginałów i handżarów, jęku cięciw, bajań mędrców i westchnień rozkoszy... W ociekających przepychem pałacach Czungii, przedwiecznych ruinach miast Goryo, podmorskich grotach potworów Nipponii, przybytkach zmysłowych uciech Syamii... Ramię w ramię i twarzą w twarz z Mengutami, Tuerami, Malajami, Jugurami, Manczami i Parsami... Przez spienione grzywacze Oceannego Morza, niezgłębione dżungle Kmerii, śnieżne pustkowia Xybelii, monsunowe ulewy Czamby... Wszędzie tam, bez zbytniej rewerencji dla chanów, szejków, cesarzy, kalifów, sułtanów, królów, szachów, szogunów czy maharadżów, dumnie, butnie i zuchwale kroczy CAIREN!

 

O Autorze:

 

Urodzony w Bielsku-Białej, zamieszkały w Chinach, autor kilkudziesięciu opowiadań i artykułów w prasie i antologiach, twórca kilkunastu przekładów książkowych z angielskiego i jednej – jak dotąd – powieści. Nakładem RW2010 ukazał się jego zbiór opowiadań „Cairen. Drapieżca”. Strona autorska www.juraszek.net

Spis treści

Stara gwardia

Cesarskie cięcie

Kres i krach

Mroczna Bezdeń

Wyspa strachów

Drapieżca

Krwawe srebro

Na ostrzu miecza

Trupi jad

Żółty kieł

 

 

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63111-93-9
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Cesarskie cięcie

W promieniach zachodzącego słońca twarz Cairena zdawała się płonąć niczym rzeźba z piaskowca o poranku. Pod tą nieruchomą na pozór maską rozgrywała się jednak najzacieklejsza bitwa, jaką w dotychczasowym, nielekkim przecież życiu stoczył młody barbarzyńca.

Bitwa z samym sobą.

Mroczniejące na różowo niebo ćmiły dymy niezliczonych ognisk; szary swąd zasnuwał tęskny zarys odległych wzgórz. Wczesnym rankiem jak zwykle zastąpi go mgła ciągnąca od zataczającego nieopodal zakole rzeczyska, zaś w środku dnia kurz wzbity tupotem nóg wojowników.

Ale nikt nie przybył tu podziwiać krajobrazów.

Brudne jurty ciągnęły się na zachód, północ i wschód jak okiem sięgnąć; tylko na południu granicę wyznaczał im brzeg Wielkiej Rzeki. Przez pięć miesięcy regularnych starć obóz Mengutów przekształcił się w istne miasto, a Dansing – oblężony czungijski gród stołeczny – w niezdobytą twierdzę, której kanciaste zarysy wznosiły się w gorzkim tryumfie po drugiej stronie rzeki, na tle dalekich wzgórz. Właśnie ku stolicy Południowej Czungii zwrócono wejścia wszystkich jurt, wedle obyczaju wypatrując od południa dobrych wieści. Ale tych jak dotąd brakowało.

Trudno było sobie wyobrazić, że gdzieś tam, na zachodnim widnokręgu, rozciąga się dzika i samolubna cisza zielonych masywów, że daleko na wschodzie o brzeg rozbijają się fale Oceannego Morza… Wyobraźnia zdawała się parcieć w obozowym rozgwarze, pyle, huku, ścisku i smrodzie.

Właśnie.

Smród.

Zagryzły się mocarne wargi, potężne palce dzierżące spisę zbielały trupio. Kiedy Cairen zaciągał się był do menguckiej armii zdobywającej Południową Czungię, roił sobie niesłychane bogactwa cesarskich metropolii, oszałamiające krajobrazy niewidzianych ziem, żar tropików, a przede wszystkim bitwy, bitwy i jeszcze raz bitwy, w których zgłębi wszelkie tajniki wojennego fachu. Tymczasem pośród rzek, wzgórz i dobrze ufortyfikowanych miast konnica musiała ustąpić pola piechocie, a szarże oblężeniom, Cairen zaś siedział na tyłku w obozie pod Dansingiem i robił za stróża sterty ludzkiego łajna.

Gdyby trzy miesiące temu, kiedy przybywał tutaj z oddziałami posiłkowymi, ktoś powiedziałby mu, że będzie pilnował kupy gówna, nie skończyłoby się na urażonym spojrzeniu. Teraz tylko mełł w ustach przekleństwa, gryzł wargi, marszczył nos i zachodził w głowę, czy oblężenie potrwa dalszych pięć miesięcy. Bo czuł, że w tak haniebnej robocie nie wytrzyma i pięciu dni.

Na razie wytrzymał cztery. I musiał z całych sił ściągać wodze swej barbarzyńskiej duszy, która rada byłaby puścić się ku odległym wzgórzom i zniknąć w wonnej zielonej dziczy. Byle dalej od spsiałych, bo spieszonych Mengutów, snujących się między namiotami i z równym utęsknieniem wypatrujących kresu ciągnącego się w nieskończoność oblężenia, by zażyć znów bezkresu stepów. To mogło kosztować go życie – ale co było warte życie, które sprowadzało się do doglądania schnących gówien? Cairen zaklął siarczyście i podniósł głowę ku wieczornemu niebu, byle dalej od przyziemnych zgryzot. Tu i ówdzie z tężejącego półmroku wybłyskiwały już punkciki gwiazd.

Czynniki decyzyjne uznały, że płowowłosy dryblas zbytnio się wyróżnia gabarytami i kolorystyką; obrońcy Dansingu mogliby wykorzystać go jako punkt odniesienia dla załogi machin miotających. Przeto, zanim kilka dni temu przydzielono go do artylerii, udzielał się w masarni, gdzie jako jeden z wielu robotników rzeźnych patroszył po kilkadziesiąt baranów dziennie na zatkanie mnogich gąb i żołądków. A także, jak się teraz dotkliwie przekonywał, tyłków. Tam również śmierdziało, ale przynajmięj coś robił, i to nożem; tu tylko sterczał jak idiota i baczył, żeby… no właśnie, co? Żeby nikt nie zakosił sterty suszącego się łajna? Gdyby chociaż kazano mu ciosać głazy do machin…

– Proszę nie dziękować!

Rozległ się chichot i na ziemię tuż u stóp Cairena chlusnęła zawartość cebrzyka zebrana z kilku co najmięj namiotów. Barbarzyńca odwrócił się wściekle, ale ujrzał tylko plecy uciekającego Menguta.

– Ha, ha, bardzo śmieszne! – rzucił za odchodzącym. W tej chwili znów targnęła nim szalona ochota, by rzucić to wszystko w diabły, dopaść bachmata i pogalopować ku zachodzącemu słońcu, w dzikie ostępy, na swobodę…

Zgrzytnął zębami. Nie mógł sobie pozwolić na dawanie posłuchu instynktom. Nie teraz. Nie pośród Mengutów, którzy niechybnie dościgną go i naszpikują strzałami. Musiał wytrzymać to upodlenie. Potem będzie lepiej. Chodziły słuchy o ostatecznym szturmie. Inaczej po co suszono by tyle łajna?

Popatrzył ku wrażej twierdzy, wtapiającej się w mrok nadciągającej nocy. W sercu olbrzymiego miasta, od północy i południa ujętego w kleszcze menguckich obozów, a od wschodu i zachodu spętanego łańcuchami przegradzającymi Długą Rzekę, chronił się Cesarz. „Bez ochyby jest to najsławniejsze i najpiękniejsze miasto na świecie”, jak przeczytał kiedyś Cairen w przewodniku po Południowej Czungii. Ale jak długo jeszcze? Kiedy starożytne mury, mieszczące więcej ludzi niż niejedno państewko, padną, a odziani w cuchnące skóry barbarzyńcy zatańczą na szczątkach miasta z jego wonnymi jedwabiami, nieprzeliczonymi skarbami i oczytanymi mieszkańcami, cała Czungia należeć będzie do Mengutów. A potem? Czy nasycą się zdobyczami i spoczną na nich jak nażarty tygrys?

Cairen nie miał złudzeń. Znał Mengutów od dawna, wiedział, że nie popuszczą, póki ubłoconymi kopytami swych koników nie zdepczą diamentowych koron największych władców znanego świata. Po upadku Czungii nie stanie krain dość potężnych, by oprzeć się ich hordom. I mengucka nawała ruszy, aż oprze się o brzegi na poły mitycznego Oceanu Południowego, daleko za horyzontem. Co i kogo zmiażdży na swej drodze, nie miał pojęcia.

Ale bardzo chciał się przekonać. A mógł to zrobić tylko walcząc, lub chociażby pilnując byle łajna ramię w ramię z Mengutami.

I dlatego musiał zdzierżyć hańbę, która go spotykała.

Wyprostował się, poprawił w dłoni spisę i wpatrzył się w ostatnie blaski znaczące trop zaszłego już za niedosiężne wzgórza słońca. „Jak to w życiu piękno miesza się ze szpetotą” – pomyślał, próbując znów stłamsić odruch buntu przeciwko wciskającemu się w nozdrza smrodowi.

***

– …i gadać nie potraficie po ludzku… Ba, wy nawet nie wyglądacie po ludzku! I jak ja mam w tych warunkach pracować?!

Zmiętoszona twarz Yu Liana emanowała frustracją. Niby pytał, ale bez przekonania, niby krzyczał, ale bez gniewu, niby miotał się, ale bez pośpiechu. Nic dziwnego, skoro już dawno pojął, że pyta durniów, krzyczy na głuchych i miota się po śmieciach. Teraz znów przechadzał się z wolna, patrząc ponuro w tępe mordy podkomendnych, zgromadzonych na zagraconym majdanie pośród morza namiotów, i zastanawiał się, co mu do łba strzeliło, że przyłączył się do Mengutów.

Wtem potknął się o zdradliwy kawałek drewna i byłby rymnął jak długi w brudny piach, gdyby nie usłużne ramię stojącego najbliżej wojownika. Z jasnowłosego drągala dałoby się wykroić ze trzech krzepkich Czungów i jeszcze starczyłoby jednemu na mandaryńskie brzuszysko. Yu Lian niechętnie skorzystał z pomocy i przez chwilę stał z zamkniętymi oczyma, próbując okiełznać tłukące się po czaszce rozhukane echo. Już przypomniał sobie, skąd wziął się w armii Wielkiego Chana. Jaki szanujący się Czung mógłby zapomięć łapsk tuerskich żołdaków, którzy przedarli się przez bronione przezeń mury, oderwali go od machiny i zrzucili w pełną trupów fosę? Chyba tylko ktoś, kto by owego upadku nie przeżył. Nie przeżyli go nadgorliwi żołdacy, którzy nie słuchali byli uważnie, gdy dowódcy nakazywali obsługę wszelkich machin ognistych i miotających brać jeno w pęta. Ponieśli więc karę. Marna to była jednak pociecha dla Yu Liana, który upadłszy wtedy na głowę, do teraz miewał zawroty owej i bóle. No i musiał służyć Mengutom. Wykształcony Czung na służbie u cuchnących nomadów, nieznających ludzkiego języka! Świat się kończył…

– Ja potrafię.

Wytrącony z zamyślenia Yu Lian potrząsnął głową i zaraz tego pożałował. Odczekał bolesną chwilę i otworzył oczy.

– Słucham? Mówisz po czungijsku?

Muskularny blondyn albo kpił sobie, albo był żywym dowodem na prawdziwość twierdzenia, że pozory mylą. Bo czy ten osiłek o kanciastej twarzy, włosach jak wiecheć słomy, rękach masowego rzeźnika i ogólnej aparycji cudzoziemca mógł znać choć słowo w Języku Środka?

– Mówię i czytam.

– Że co proszę? – Yu Lian wybałuszył oczy.

– Potrafię mówić i czytać po czungijsku – powtórzył nadnormalnych gabarytów cudak.

– Skąd?

– To był język mej chaty rodzinnej. Wszystkie prawie dialekty poznałem, podróżując tu i tam. I swego czasu wartowałem w bibliotece.

– To tam się nauczyłeś pisać?

– Czytać – łagodnie sprostował osiłek. – Na nocnej zmianie przeglądałem samouczki.

Yu Lian patrzył nań przez chwilę zamyślony.

– Nazywasz się – pogmerał palcami w powietrzu – Calin? Czy jakoś tak?

– Cairen, syn Caisonga. Albo po mengucku Todżi.

– Pozwolisz, że zostanę przy czungijskiej wersji. I stałeś dotąd przy suszeniu łajna?

Cairen tylko pokiwał głową.

– Od dziś – Czung podniósł głos i potoczył wzrokiem po obojętnych na wszystko Mengutach, Tuerach i Jugurach – pracujesz ze mną. Do gnoju zaś pójdzie ten tu! – Kolnął palcem w pierś pierwszego z brzegu Menguta, a potem wymownym gestem wskazał mu piętrzący się nieopodal stos łajna. – A najlepiej wy wszyscy! – ryknął nagle i gniewnym podskokiem przełożył polecenie na język ciała. Wnet złapał się za pulsującą głowę, ale na widok bandy nomadów maszerujących posłusznie ku suszarni w jego oczach prócz łez bólu zalśniła satysfakcja.

– Znasz się też może na robieniu bomb? – spytał Cairena, kiedy szli ku namiotowi-pracowni.

– Liznąłem co nieco sztuki ogniowej, walcząc w Północnej Czungii, ale rad bym poszerzyć swą wiedzę.

– Łapy masz jak łopaty – mruknął Yu Lian – więc do cyzelowania ładunków się nie nadasz. A wierzaj mi, że nowoczesna artyleria wymaga precyzji niczym starożytna medycyna! Ale przy odrobinie wysiłku i dobrej woli – wyciągnął rękę w górę i poklepał terminatora w ramię – zrobimy z ciebie puszkarza jak ta lala!

Wiatr przywiał wyjątkowo gęsty kłąb smrodu. Cairen uśmiechnął się. Warto było ślęczeć nad samouczkami, zamiast chrapać na bibliotecznej służbie.

***

– Korzeń tojadu jest?

– Jest.

– Olej krotonowy jest?

– Jest.

– Biały arszenik jest?

– Jest.

– Żuczki pao są?

– Są.

– To idź teraz po łajno, a ja się zajmę żuczkami.

Cairen wstał od stołu, na którym rozłożył był pojemniki z ingrediencjami, i wyszedł z jurty. Zaduch i żar słoneczny z miejsca uderzyły jego nawykłe do półmroku oczy, suchy wiatr przyniósł przykre wonie. Obóz huczał na pozór zwykłą krzątaniną, ale wprawne ucho Cairena wychwytywało odmienną nutę.

Nie tylko do niego dotarły już elektryzujące wieści.

Po miesiącach prób przychodziła wreszcie pora ostatecznego rozstrzygnięcia.

W okolicy suszarni sunących we wszystkie strony przechodniów było jakby mięj. Siedzący nieopodal w kucki żołnierze wstali i spod byka spojrzeli na zbliżającego się sprężystym krokiem Cairena.

– Wyschło? – spytał rzeczowo, obrzucając wzrokiem szaroburą masę, skrzepłą pod palącym słońcem w nieregularne gruzły. Zapytani przytaknęli niechętnie. – To pozbierać do worów.

Stanąwszy obok z założonymi rękami, dopilnował, by cenny surowiec zebrano co do okruszka.

– Teraz hop, na wory! – zakomenderował, widząc, że nie kwapią się do roboty.

Uznawszy, że łajno w worach obróciło się już pod stopami skaczących żołnierzów na dostatecznie drobny proch, kazał zziajanym dostawić ładunek pod namiot mistrza Yu, a sam wszedł do środka.

– Łajno gotowe.

– To dobrze, bo i żuczki już spreparowane. Teraz wymieszaj wszystko ładnie, a ja przygotuję herbatę.

Cairen przewiązał twarz jedwabną chustą i wciągnął sięgające łokci rękawice z baraniej skóry. Wprawdzie procedura odbywała się w zamkniętych pojemnikach, by trucizny nie wydostały się na powietrze, ale trzeba było zachować najwyższą ostrożność. Słuchając, jak Yu Lian krząta się koło herbaty, wkładał kolejno słoje z ingrediencjami do długiego skórzanego worka, otwierał w środku po omacku i mieszał. Rękawice były jednorazowego użytku – codziennie musiał je wymieniać, za każdym razem mając nadzieję, że rymarz wystarczająco mocno zaciągnął ściegi. Tojad paraliżował w kontakcie ze skórą, olej krotonowy i zmielone żółto-czarne żuczki pao wywoływały pęcherze, arszenik groził w najlepszym razie biegunką, w najgorszym – śmiercią. Pomimo środków ostrożności Cairen nieraz dostawał przy pracy zawrotów głowy. Ktoś wątlejszej postury niechybnie by zemdlał, albo i zachorzał obłożnie. Po wymieszaniu trucizn z suszonym łajnem i prochem powstawała bomba – źródło chmury trującego smrodu, której śmiercionośnej mocy nie oparłby się nawet Cairen.

Wreszcie mikstura była gotowa. Barbarzyńca ostrożnie wyjął ramiona z wora i wrzucił rękawice do pojemnika z niebezpiecznymi odpadami. Szczelnie zasznurowawszy wór, wyniósł go na zewnątrz.

– No, w drogę.

Żołnierze zarzucili na plecy wory z łajnem i trucizną i odeszli ku prochowni, zlokalizowanej na skraju obozu. Czekał ich długi marsz przez tłoczny i duszny obóz z obmierzłym ciężarem na grzbietach.

Porcelanowa czarka już czekała na Cairena. Spoczął na macie twarzą w twarz z Yu Lianem i delektował się chwilę aromatem bladozielonego napoju bezalkoholowego. W towarzystwie tego Czunga chcąc nie chcąc zaznajamiał się z kulturą picia, której dotąd nie znał.

Mistrz Yu nad herbatą snuł zwykle artyleryjskie i alchemiczne anegdoty, ale tego dnia było inaczej. Już od rana Cairen widział w twarzy pryncypała nieokreślony cień. Spodziewał się, że po zakończeniu pracy Czung podzieli się swoimi odczuciami, jak to miał w zwyczaju. Nie omylił się.

– My tu żyły sobie wypruwamy – mruknął Yu Lian, ledwo upił herbaty – a tu wszystko na marne. Słyszałeś o planach chana Burudaja?

Cairen tylko skinął głową. Nie było sensu precyzować, że dowiedział się o tym właśnie od Mistrza.

– Rację ma chan, że za długo tu siedzimy. Ale miasto można było zdobyć już dawno, gdyby jeno słuchano mię!

Barbarzyńca znów tylko bezgłośnie przytaknął. Skargi te słyszał od Yu Liana już parę razy. Teraz jednak brzmiała w nich frustracja większa niż zwykle.

– Mówiłem, radziłem, pokazywałem receptury bomb, które w okamgnieniu obezwładniłyby obrońców i otworzyłyby podwoje miasta przed Mengutami. Od początku wiedziałem, że Dansing musi upaść i chciałem zminimalizować straty po obu stronach. Ale Menguci mi nie ufali. A może łaknęli krwi niewinnych? Dlatego przez te wszystkie lata zmuszony byłem produkować te wszystkie trucizny, które zabijały Czungów i rozjątrzały nienawiść etniczną. A teraz Wielki Chan uznał, że tacy jak ja są na nic i że lepiej sprowadzić sobie nowych specjalistów zza horyzontu!

Cairen nadstawił ucha. Poza zwykłymi narzekankami Yu Lian sposobił się chyba przekazać czeladnikowi jakieś nowe informacje.

– To Burudaja intryga – ściszył głos Mistrz, zapomniawszy całkiem o stygnącej herbacie. – On lubi otaczać się cudzoziemcami. Teraz sobie wymyślił, że machiny, jakie zbudować mu mogą Czungowie, nie są dość potężne. Przerzucanie głazów i bomb nad niezdobytymi murami i odcinanie mieszkańcom zaopatrzenia już mu nie wystarcza. On chce teraz skruszyć mury. I namówił Wielkiego Chana – zgrzytnął zębami – żeby sprowadził konstruktorów aż z Parsy!

Parsa… Cairen słyszał już kiedyś o tej krainie daleko na zachodzie, którą z woli Tengri – Wiecznego Błękitnego Nieba – podbić mieli Menguci w swoim niepowstrzymanym marszu przez świat. Parsowie byli mudzilinami, jak wielu Tuerów i Jugurów, mieszkali w kamiennych miastach, cechowała ich mądrość, ale i wielkie okrucieństwo. Przynajmięj tak się mówiło. „Trzeba będzie kiedyś przekonać się osobiście” – pomyślał.

– Pięć tygodni pędzili posłańcy z listem Wielkiego Chana do nowych posiadłości w Parsie. Oczywiście znalazło się tam paru łachudrów, którzy wyczuli, że mogą zrobić kariery z dala od ojczyzny, gdzie nikt ich nie zna. No i mają tu przybyć, może dzisiaj jeszcze. A wtedy – opróżnił czarkę jednym haustem, jak gdyby letnią herbatę zastąpiło mocne wino – zamiast wymyślnych bomb, których kunszt doskonalono w Czungii od stuleci, powstanie machina prymitywna, ale dość mocy mająca, by iście po chamsku rozwalić mury Dansingu. Dla nas zaś nie będzie już u Mengutów roboty!

Tu przerwał, lecz próżną czarkę trzymał. Cairenowi się zdawało, że Yu Lian powie coś jeszcze, ale on milczał, nieruchomy, pogrążony w myślach. A potem nagle sięgnął po dzbanek i chlusnął sobie herbaty. Spełnił cztery czarki, nim nabrał energii.

– Czasem – czknął; sprawiał wrażenie pijanego, nie alkoholem jednak, lecz smutkiem – żałuję, że nie uciekłem do swoich, że nie zdradziłem tych cuchnących koczowników, że nie wysadziłem namiotu Buru…

– Mistrzu, wystarczy! – Cairen zabrał szefowi czarkę i odstawił dzbanek. – Lepiej nie mówić takich rzeczy w środku menguckiego obozu.

Yu Lian zrazu spiorunował terminatora wzrokiem, ale nagle złagodniał.

– Słusznie prawisz. Lepiej zmilczę. Ale co sobie w duchu myślę o tych baranożernych, mlekopijnych, ni czytatnych, ni pisatych dzikusach, to…

Cairen nie zdążył uciszyć Yu Liana, gdy pod namiotem zaszurały kroki. Zasłona wejściowa uchyliła się, do wnętrza zajrzał obozowy goniec.

– Mistrzu Yu, światły chan Burudaj poleca ci spakować się i oczekiwać na rozkaz opuszczenia namiotu.

Yu Lian rzucił Cairenowi znaczące spojrzenie. „A nie mówiłem?” – zdawał się pytać gorzko.

– Wieczorem – ciągnął goniec – oczekiwać cię będzie kwatera w bliskości przybyszów z dalekiej Parsy, którym będziesz odtąd doradzał.

Posłaniec pokłonił się i zniknął. Zniknęła także frustracja z twarzy Yu Lian, zastąpiona niebotycznym zdumieniem. Dłuższą chwilę patrzył na Cairena wzrokiem, który zdawał się pytać: „Co on powiedział?”. Wreszcie otrząsnął się i zmarszczył brwi.

– Jednak lata obcowania z czungijską kulturą robią swoje nawet z nomadami – rzekł nie bez chełpliwości. – Burudaj postąpił mądrze. Nie zdziwię się, jeśli okaże się, że mam w sekrecie wybadać, co to za ludzie ci Parsowie. Kto jak kto, ale ja znam się na artylerii i szalbierza w tej dziedzinie rozpoznam na dziesięć li! Ale dość na tym. Zacznij nas pakować!

Cairen skinął lekko głową i zaczął sposobić się do opuszczenia namiotu. Ostateczna rozprawa z Cesarzem była coraz bliżej, a wraz z nią szansa ruszenia ku nowym, ciekawszym zadaniom.Oficyna wydawnicza RW2010 proponuje:

Dawid Juraszek: JEDWAB I PORCELANA, tomy I, II, III i IV

„Jedwab i porcelana” to orientalna powieść drogi – drogi wiodącej przez labirynty przeznaczenia i przypadku, przez mroczne tajemnice ludzi i bóstw, przez obce krainy rodem z mitów i annałów, przez zakamarki skrywanych namiętności i rwących się do urzeczywistnienia marzeń.

O Chinach nikt jeszcze w Polsce tak nie pisał. Cesarstwo Środka to miejsce, gdzie ścierają się siły ludzkie i moce nadprzyrodzone, gdzie niebezpieczeństwo nigdy nie jest daleko, a przygoda zawsze zaskakuje. Pośród bitewnego zgiełku, upiornych nawiedzeń i cielesnych pokus bakałarz Xiao Long zmaga się z własnymi demonami i samym sobą. Jedwab i porcelana to opowieść o Chinach i Chińczykach, opowieść jak ze snu – snu, z którego trudno się otrząsnąć.

Zapraszamy do lektury czterech fascynujących tomów. „Biały tygrys” i „Niebieski smok” (nowe wersje) oraz „Czerwony ptak i Czarny żółw” (prapremiery).

SZABLĄ I WĄSEM

antologia opowiadań sarmackich pod redakcją Dawida Juraszka

Szablą i wąsem, ogniem i mieczem, kontuszem i dworkiem.

Prawdziwych Sarmatów już nie ma. Co się nam ostało? Ognie i miecze, potopy, Wołodyjowskie pany... Wilcze gniazda, diabły łańcuckie, samozwańce.... Charakterniki, szubieniczniki i licho wie, co jeszcze... No i fajnie, ale czy fikcyjni Sarmaci muszą być wszyscy na jedno kopyto?

Szablą i wąsem to zbiór opowiadań polskich autorek i autorów, którzy Sarmacji nadmierną rewerencją nie darzą i opowiedzieć chcą o niej inne, świeższe historie. A opowiadać jest przecież o czym. Czasy Pierwszej Rzeczypospolitej to sensacje, thrillery i komedie pisane historią, której niestety albo się wstydzimy, albo którą się chełpimy, zamiast po prostu się nią interesować. Zebrane w tym tomie opowiadania gromko jednak krzyczą „Veto!” i na spuściznę po Sarmacji patrzą z nowego punktu widzenia, czasem trzeźwo, czasem krzywo, a czasem zezem.

Od latających machin królowej Ludwiki, przez patriotyzm diabła Boruty, po alternatywne oblężenie Jasnej Góry – ten fantastyczny zbiorek bez czołobitności wyciąga z legendy i historii Sarmacji to, o czym wciąż warto snuć opowieści.

DO DIABŁA Z BOGIEM

antologia opowiadań fantastycznych pod redakcją Dawida Juraszka

Opium dla ludu w 10 odsłonach.

Do diabła z bogiem... Ale którym bogiem? Do jakiego diabła i po co? Dziesięciu autorów tej fantastycznej antologii odpowiada na dziesięć różnych sposobów – nigdy jednak na klęczkach.

Czy pisarze zajmujący się fantastyką mogą pisać o religiach? Zbiór opowiadań, który prezentujemy, dowodzi, że nie tylko mogą, ale powinni! Efekt konfrontacji wiary z rozumem, przeszłości z przyszłością, magii z fantazją może Was zaskoczyć. I prędzej czy później niektórzy z was dojdą do wniosku, że to wszystko jest... fikcją.

W zbiór wprowadza opowiadanie „Kismet”. Tam, gdzie zawodzi zdrowy rozsądek, i cuda przestają być łatwe do wyjaśnienia, o wiele łatwiej popaść w fanatyzm, i zatracić się w szalejącej wojnie. Gdy pojawiające się znikąd anioły potrafią w mgnieniu oka spopielić całą wioskę, ciężko jest pozostać przy starej wierze. Sceptycznie nastawiony żołnierz, z nieco mniej sceptycznymi podkomendnymi, zostaje wysłany, żeby zbadać te cuda. Nie wie jeszcze, iż nie będą to zmagania z kwestią wiary, którą mamy w sercu. Wręcz przeciwnie.

NIEDOCZEKANIE

antologia opowiadań fantastycznych pod redakcją Dawida Juraszka

Gdyby babcia miała wąsy, czyli antologia historii alternatywnych.

Co by było, gdyby było inaczej, niż jest? Historie alternatywne to doskonała pożywka dla wyobraźni i niezły sposób na odreagowanie niepowodzeń jednostek i zbiorowości. Bo przecież gdyby wtedy, dawno temu, coś potoczyło się inaczej, to dzisiaj wszyscy byliby zdrowi, bogaci i szczęśliwi. Albo i nie...

Niedoczekanie... Od alternatywy na parę, przez gwiezdnych wojowników i nieśmiertelne dynastie, po kolonializm na odwrót – antologia ośmiu historii alternatywnych z podniesionym czołem odpowiada na pytanie: co by było gdyby?

Antologię „Niedoczekanie” promuje opowiadanie „Parowy Hycel”. Kto parą wojuje, od pary ginie! Krzysztof Kochański bierze na warsztat fascynującą konwencję steampunku i brawurowo nadaje jej autorski szlif godny kunsztu weterana polskiej fantastyki. W świecie na pozór rodem z pozytywistycznych powieści wiek pary i elektryczności okazuje się być wiekiem pary, mechaniki, chemii i... zmysłowości!

BIERZ MNIE

antologia opowiadań zmysłowych pod redakcją Dawida Juraszka

Cielesne uciechy, gorące spojrzenia, złamane serca.

Ludzie pióra płci obojga kochają nie tylko książki, i nie z samej jedynie literatury czerpią rozkosz – są przecież przede wszystkim kobietami i mężczyznami. Autorki i autorzy niniejszej antologii spłodzili oto dziewięć śmiałych opowiadań o tym, co najbardziej ludzkie, choć często i obce, dla czytelniczek i czytelników otwartych na nowe doznania.

Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość łączą się tu z miejscami bliskimi i dalekimi, nauka i magia z intymnością i pożądaniem, a piękność z potwornością; egzotyka splata się ze swojskością, subtelność z dosadnością, a miłość z seksem.

Z tego mariażu narodził się zbiór pobudzający zmysły i podniecający wyobraźnię, ale też dający do myślenia – nie tylko w długą, bezsenną noc.

Ela Graf: AGENCJA DIMOON. TEN SIĘ ŚMIEJE, KTO UMRZE OSTATNI.

Viaville to spokojne miasto, rodzina Colona zaprowadziła tu porządek kilka lat temu, eliminując niemal całkowicie konkurencję. Ale nie tylko włoska mafia rządzi miastem i chroni tych, którzy się jej podporządkują. Istnieje w Viaville organizacja o wiele potężniejsza, starsza, lepiej ukryta. Ci, którzy do niej należą lub są jej protegowanymi, nie muszą się obawiać prawie niczego. W razie drobnego problemu z prawem pomoże im Agencja Dimoon.

Robert Dimoon jest najlepszym detektywem na całym Złotym Wybrzeżu. Pomagają mu w tym niewątpliwie jego paranormalne zdolności oraz liczni znajomi z wielu, bardzo zróżnicowanych kręgów...

Jednak lato 2002 roku nawet dla niego okaże się niezwykle gorące i burzliwe. Jego spokój zmącą nie tylko tajemnicze morderstwa i dziwne zagadki kryminalne, lecz także budząca się prastara, potężna moc, zagrażająca ustanowionemu od dawna porządkowi...

Dariusz Kankowski: RE-HORACHTE. PIERWSZE SPOTKANIE

Powieść przygodowo-fantastyczna, w której akcja goni akcję i roi się od tajemnic. Czterech chłopców wyrusza w rejs, który na zawsze odmieni ich życie. Zaczyna się od katastrofy morskiej, następnie wybucha wulkan, a potem napięcie rośnie.

Młody autor w swoim powieściowym debiucie funduje nam fantastyczną podróż, pełną przygód, zwrotów akcji, gwałtownych emocji i wzruszeń. Czytelnik, zasiadając do lektury, rusza razem z młodymi bohaterami w jazdę bez trzymanki. Czekają ich: walki, ucieczki, dziwne spotkania, wędrówki w czasie i przestrzeni, zmagania z przeznaczeniem, mordercze turnieje, a przede wszystkim szukanie drogi do prawdy o sobie samym…

Kontynuacja losów młodych bohaterów w drugim tomie cyklu „Martwy chłopiec”.

Radek Lewandowski: YGGDRASIL. STRUNY CZASU

Pierwszy tom sagi powieściowej spod znaku fantastyki, science fiction i powieści drogi. Główny wątek „Strun czasu” stanowią zmagania niewielkiej średniowiecznej społeczności przeniesionej przypadkowo i bezpowrotnie w okres paleolitu środkowego. Słowiańscy wieśniacy trafiają w czasy, gdy po ośnieżonych równinach dzisiejszej Europy wędrowały olbrzymie stada reniferów, wielkie jak góry mamuty, tabuny dzikich koni i ciągnące w ślad za nimi drapieżniki. W tym – prymitywni łowcy, dla których polowanie nie było sportem, ale walką o przetrwanie, i którzy równie często występowali w roli myśliwego co ofiary.

Wraz z mieszkańcami wioski w przeszłość zostaje przeniesiony niewielki oddział wikingów, najemników, których Thor wystawił na najcięższą próbę w drodze do Walhalli. To głównie oczami ich wodza Eryka obserwujemy toczące się wydarzenia. A wraz z nami widzami są ludzie z… przyszłości. Bowiem w tle tej pasjonującej historii toczy się inna i nie tylko ci temporalni podróżnicy, ale cała ludzkość – co tam ludzkość – cały wszechświat „staje” na krawędzi zagłady.

Kolejny tom sagi nosi tytuł „Yggdrasil. Exodus”.

Romuald Pawlak: RYCERZ BEZKONNY

Nie całkiem poważna fantasy o rycerzu, który zaczął od dorabiania pasowaniem zwłok, zrobił krótką, ale intensywną karierę jako świecki inkwizytor, by wreszcie oddać się swemu prawdziwemu powołaniu: magii. A wszystko to za sprawą kupca, który przejął za długi rodzinny majątek Fillegana, zmuszając go do emigracji z rodzinnego Wake w Anglii na kontynent. Ot, dlaczego kupiec zawsze będzie wrogiem rycerza, a rycerz krzywo spoglądać będzie na bogatego kupca… chyba że sam stanie się po stokroć bogatszy.

Skoro nie całkiem poważna literatura, to należy się tu spodziewać i kultu Monty Pychotka, i morderczej mandragory, wystąpienia mumii Ramzesa XII, a nawet gadającego mchu. Jak to na fantasy przystało.

Romuald Pawlak: CZAREM I SMOKIEM

Nie ma nic gorszego niż bolesny brak profesjonalizmu. Co może zrobić mag-pogodnik, który nie umie zapanować nad aurą? Może tylko wylecieć z roboty u malarza Astrogoniusza i wplątać się w kłopoty, które zaprowadzą go najpierw na dno statku, potem wydźwigną do pałacowych kajut, by znów strącić w piekielne otchłanie. Spotkane na drodze kobiety okażą się niebezpieczne, mężczyźni zechcą zabrać życie – i tylko spotkany w kolejnym więzieniu smok będzie rozumieć naszego maga.

Sojusz pogodnika ze smokiem zostanie zawarty w następujących celach: najeść się po uszy, mieć do spania wygodne łóżko, zdobywać piękne kobiety, zemścić się na Astrogoniuszu. Aha, i na podłym karle Garzfulu, który sprawił, że Rosselin został wygnany z pałacu. Jak z powyższego opisu widać, jest to śmiertelnie poważna opowieść o magii, smokach i trudach pracy zawodowej.

Agnieszka Hałas: DWIE KARTY, cykl TEATR WĘŻY, tom 1

Wszystkie anioły umarły, a bogowie odeszli. Magia dzieli się na srebrną i czarną; ta druga jest skażona, wyklęta. Po ziemi grasują demony, czyhające na dusze śmiertelników.

W Shan Vaola nad Zatoką Snów pojawia się obłąkany człowiek, który twarz ma pociętą ranami, a ze swej przeszłości pamięta jedynie urywki. Walcząc o byt w światku żebraków i przestępców, stopniowo buduje sobie nową tożsamość. Jego perypetie splatają się z losami całej gamy postaci – bezdomnego chłopca imieniem Znajda, alchemika, na którym ciąży paskudna klątwa, szczurołapa, którego córkę uwiódł i porzucił pewien nicpoń, arystokratki, której brat zginął zabity przez srebrnych magów… A w tle toczy się intryga uknuta przez Otchłań.

Mroczne, lecz bez epatowania makabrą, pełne plastycznych szczegółów obyczajowych, „Dwie karty” otwierają cykl powieściowy o świecie Zmroczy, na który składają się jeszcze powieści: „Pośród cieni” oraz „W mocy wichru”.

Joanna Łukowska: PIERWSZA Z RODU: ZNAJDA

To opowieść o skrzatach i ludziach, radzących sobie w świecie bez słońca. Estera pisze pamiętnik, licząc, że ktoś go przeczyta; o ile po latach mroku ktoś jeszcze będzie umiał czytać. Rosa, młody przywódca skrzatów z Boru, rozmyśla o nieciekawej sytuacji swych pobratymców. Wielebna Maura czyni wyrzuty pozbawionej uczuć Pustej z powodu zagubienia Obiektu. Jakim sposobem dzieciak wymknął się z sieci? A jakim cudem ociemniały świat wciąż trwa? Czyżby dało się oszukać los? Czy ziarnkiem piasku, zgrzytającym w żarnach przeznaczenia, może być dziwna zielonooka dziewczynka? Milczy i uśmiecha się szczerbato, odważnie patrząc w mroczną twarz Boru. Skrzatów też się nie boi, choć nie należą one do codzienności ludzkich szczeniąt. Kim jest to dziecko?

„Znajda” to opowieść o wyborach, wolnej woli, różnych obliczach miłości, o tym, że Droga jest ważniejsza od Celu. Bo choć przeszłość jest jedna, niezmienna, ścieżek prowadzących do przyszłości może być wiele...

Konrad T. Lewandowski: MOST NAD OTCHŁANIĄ

Osobliwy świat, gdzie ruch gwiazd i planet nie podlega żadnym regułom. Potężne państwo-miasto, o władzę nad którym walczą dwa stronnictwa. Powieść epicka i kameralna zarazem, fantastyczna i uniwersalna, gdzie w walce między ludźmi i ideami nic nie jest tak oczywiste, jak się wydaje stronom konfliktu, a racja leży gdzieś pośrodku.

Polityczne i religijne rozgrywki toczyły się poza Andremilem. Jak każdy potomek Starych Rodów ukończył Akademię wojskową, ale z tą starą tradycją nie łączyły się żadne obowiązki. Do armii garnęło się dość nuworyszy, żeby synowie arystokratów mogli spokojnie zajmować się winem, niewolnicami i poezją. Andremil nigdy nie podejrzewał, że będzie musiał walczyć naprawdę! Aż tu nagle przyszedł rozkaz od doży wysyłający niedoświadczonego porucznika w pole. Co się kryło za tą zaskakującą decyzją? Jeszcze wczoraj był na balu, a teraz czekała go walka, w której najpewniej zginie. Jak postąpi Andremil? Wykaże się odwagą i sprytem czy zapomni o honorze, byle uratować życie?

Katarzyna Uznańska: ZIEMIĄ WYPEŁNISZ JEJ USTA

Kiedy łowca staje się ofiarą…

Królewskie miasto nie zasypia nigdy, ale dopiero po zmroku budzą się jego upiory. Łowca, skryty w cieniu starych kamienic, poluje na samotne kobiety, by podzielić się ich ciałami z rzeką. Ta noc będzie dla niego wyzwaniem – z prześladowcy stanie się ofiarą. Utarty schemat życia Łowcy rozpadnie się w pył, gdy mężczyźnie przyjdzie zmagać się z podobną mu, choć o wiele potężniejszą istotą – estrią.

Stare legendy czasem ożywają, by zawładnąć ludzką wyobraźnią. Ina – polska szlachcianka – egzystuje od wieków pod postacią żydowskiego demona; czuje jednak, że jej czas dobiega końca. Wybrała Łowcę na powiernika swojej historii, a może kogoś znacznie więcej…

W powieści teraźniejszość splata się z historią i mitem, tworząc współczesną baśń o ludzkich pragnieniach i przekraczaniu granic w pogoni za ich zaspokojeniem.

Andrzej W. Sawicki: KOLCE W KWIATACH

Zbiór opowiadań ze świata powieści „Nadzieja czerwona jak śnieg”. Historii o tym, jak grupa XIX-wiecznych mutantów staje do walki o wolność ojczyzny.

Połowa XIX stulecia. W Warszawie, w okopach oblężonego Sewastopola, na dalekich stepach Syberii, w prowincjonalnych, polskich miasteczkach, trwają przygotowania do buntu, który może zmienić oblicze świata. Obdarzeni boskimi mocami odmieńcy muszą zdecydować, po której stronie stanąć w nadchodzącym konflikcie.

Zanim kosynierzy runą na rosyjskie roty, zanim strzelcy wymierzą broń w Dońców i carskich dragonów, ci od których zależą losy batalii, muszą się odnaleźć.

Nadeszła dla nich pora, by wybrać drogę.

Martyna Goszczycka: ODRODZENIE

Tylko poświęcenie prowadzi do odrodzenia.

Przedświat demonów i Zaświat nimf, barwne aury i Zwierciadła Duszy, boginie stworzone przez alchemika i bezduszne reguły Syndykatu Skrytobójców, Sny, które przerażają i fascynują zarazem. Oto świat, w którym dorasta młody demon Haru – uczy się, jak przeżyć i jak zabijać, walczy, by zostać uczniem okrutnej białowłosej. A może jest lub stanie się dla niej kimś więcej? Może on też czegoś nauczy piękną Plage…

„Odrodzenie” to mroczna powieść fantasy, pełna przemocy, śmierci, scen walki, ale także kipiących emocji, rodzących się uczuć. Autorka to absolutna debiutantka, która bez kompleksów, za to z rozmachem wprowadza nas w swój świat wyobraźni.

Kontynuacja losów bohaterów w drugiem tomie Sagi Wizji Paradoksalnych „Potępienie”.

E. M. Thorhall: ZAMEK LAGHORTÓW

Ostrzegamy: ta opowieść wciąga i pochłania.

Nie będziecie się mogli doczekać ostatniej strony, a potem będziecie żałować, że to już koniec. Akcja, turnieje, dworskie obyczaje, intrygi, zjawy, dziwne istoty, rodzące się uczucie, którego obie strony się wypierają, humor, barwny język, plastyczne opisy – to wszystko znajdziecie w I tomie powieści z cyklu ZBROJNI pod tytułem: „Zamek Laghortów”.

Młodziutka Kyla, uciekając przed niechcianym ślubem, trafia pod opiekę Sir Eryka i jego żony Lady Lyanny. Poznaje zamek, jego mieszkańców, nawiązuje przyjaźnie, uczy się fechtunku, odkrywa prawdę o swoim pochodzeniu. Wiele się wokół niej dzieje. Wszyscy zdają się lubić i akceptować jasnowłosą podopieczną Laghortów, prócz jednej osoby: ponurego, opryskliwego Morhta. Ten pochodzący z Varthenu surowy i oschły dowódca najemników z jakiegoś powodu od samego początku nie znosi dziewczyny i nie zamierza jej pobłażać. Panna drażni go, irytuje i wzbudza niezrozumiały dla niego samego gniew. Kyla znosi jego zachowanie do czasu…

Dalsze losy bohaterów w drugiej części cyklu „Handlarze niewolników”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: