Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Całun nieśmiertelności - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
19 września 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Całun nieśmiertelności - ebook

Drugi tom nowego cyklu „Kroniki Nicci”

Terry Goodkind swoim świetnie znanym i mającym wielu fanów cyklem „Miecz Prawdy” stworzył całkowicie nową jakość w literaturze fantasy. Teraz w doskonałym stylu wraca do tamtego intrygującego świata i jego bohaterów. Nowy cykl „Kroniki Nicci” opowiada właśnie o jednej z jego ulubionych postaci w „Mieczu Prawdy”.

Potężna czarodziejka Nicci i jej towarzysze, pozbawiony daru czarodziej Nathan Rahl i młody Bannon Farmer, wyruszają w dalszą podróż. Kierując się zagadkowym proroctwem wiedźmy Red, zmierzają ku legendarnemu Ildakarowi, w którym czas przestał płynąć. Nathan ma nadzieję, że tamtejsi wielcy czarodzieje pomogą mu odzyskać dar. Makabryczne znaki, jakie napotykają na swej drodze ku wspaniałemu miastu, stanowią jedynie przedsmak niewyobrażalnej grozy, jaka czeka na nich pod całunem nieśmiertelności.

Wartka akcja tej powieści zachwyci entuzjastów epickiej fantasy. - „Library Journal”

Zdolność Goodkinda do budowania fantastycznych światów przewyższa jedynie jego umiejętność kreowania bohaterów, co owocuje przygodami, od których nie sposób się oderwać.-„RT Book”

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-961-5
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Poznaczone sinawymi plamami gnijące ludzkie mięso połyskiwało w słońcu. Zapadnięte gałki oczne zmieniły się w galaretę. Żuchwy zwisały luźno, nienaturalnie szeroko rozwarte z powodu nacięć biegnących przez policzki od kącików ust aż po uszy.

Nicci początkowo nie wyczuła woni rozkładu w rozrzedzonym, chłodnym górskim powietrzu. Ubrana w czarną suknię podróżną cofnęła się i przyjrzała czterem odciętym głowom zatkniętym na wysokich palach – dwie po każdej stronie skalistej drogi.

– Czar konserwujący przestaje działać – stwierdziła beznamiętnie, nie czując lęku. Widok śmierci nigdy nie robił na niej wrażenia. – Nie wiem, jak długo te głowy tkwią tutaj, ale wkrótce się rozpadną. Pojawi się więcej ptaków i much. – Odwróciła się ku swoim towarzyszom, a wiatr zwichrzył jej blond włosy.

Nathan Rahl oparł dłoń na głowicy miecza i podszedł do przerażających znaków ostrzegawczych. Niegdyś prorok i czarodziej, utracił oba te dary po przemieszczeniu się gwiazdy, kiedy Richard scalił zasłonę zaświatów. Ta fundamentalna zmiana w uniwersum wyeliminowała proroctwa i na nowo określiła prawa magii, z jeszcze nieznanymi skutkami.

– Sądziłem, że żywi Norukai są wystarczająco paskudni. – Potarł palcami gładko wygolony policzek. – Śmierć nie dodała im urody.

Nicci przypomniała sobie, jak bezlitośni, naznaczeni bliznami napastnicy zaatakowali rybacką osadę Renda Bay. Brutalni łowcy niewolników wielu zabili, spalili część osady i wzięli jeńców. Ich okręty, z rzeźbami przerażających morskich węży na dziobach, były smukłe i mocne, granatowe żagle wspomagała magia.

Norukai, chcąc upodobnić się do węży, wydłużali rozcięciami usta, zszywali rozcięte policzki i tatuowali na skórze łuski. Nicci wykorzystała swój magiczny dar i przepędziła ohydnych napastników z Renda Bay. Nathan i Bannon wspomagali ją mieczami. Pokonani Norukai uciekli na morze.

Kiedy Nicci i jej towarzysze zeszli z gór, natknęli się na zagadkę. Czemu te odcięte głowy umieszczono właśnie tutaj, tak daleko w głębi lądu, po drugiej stronie gór? Dla Nicci to nie miało sensu.

– Nienawidzę Norukaich – mruknął wpatrzony w ponury widok Bannon. Jego niski głos zabrzmiał jak warknięcie Mrry, niespokojnej piaskowej pantery, chodzącej tam i z powrotem w pobliżu. – Nienawidzę ich za to, co zrobili biednym mieszkańcom Renda Bay, a szczególnie za to, że najechali naszą wyspę i porwali mojego przyjaciela Iana… – Głos mu się załamał. – Mnie też chcieli porwać… – Otarł pot z czoła i odgarnął w tył długie rude włosy.

Gniewnie kopnął najbliższy pal. Naruszone drewno powoli się przewróciło, głowa poleciała na ziemię i z głuchym odgłosem uderzyła w skałę. Żuchwa odpadła. Czar konserwujący stracił moc i rozkład szybko postępował.

Nicci patrzyła, jak cuchnąca skóra się rozpływa i zsuwa z czaszki niczym łój. Gałki oczne całkiem się rozpuściły, zalśniły, po czym wsiąkły w ziemię.

Bannon początkowo miał niewyraźną minę, ale potem okazał zadowolenie. Chciał przewrócić pozostałe trzy pale, lecz Nathan go powstrzymał.

– Chyba powinniśmy to przemyśleć, mój chłopcze. Ktokolwiek ustawił to tutaj, musiał mieć po temu ważny powód. A jak dobrze wiesz, łowcy niewolników nie są naszymi przyjaciółmi. – Poruszył nozdrzami, ale wcale nie wyglądał na przejętego upiornym widokiem czy ohydnym smrodem. – To sugeruje, że ten, kto zatknął te głowy na palach, mógłby być naszym sprzymierzeńcem… a przynajmniej wrogiem naszych wrogów. Nie powinniśmy budzić w nim gniewu.

Bannon nerwowo oparł dłoń na rękojeści swojego solidnego miecza, Niepokonanego.

– Słodka Matko Morza, nie pomyślałem o tym.

– Brak pomyślunku… to zmora wielu poszukiwaczy przygód – powiedział z dodającym otuchy uśmiechem Nathan. – A przed nami wiele przygód.

– Moi towarzysze zawsze powinni najpierw myśleć, a potem działać – oznajmiła twardo Nicci. – Na dłuższą metę oszczędzi nam to wielu kłopotów.

Piaskowa pantera podeszła do szczątków, poruszyła wąsami z niesmakiem i znowu warknęła. Biła długim ogonem. Symbole wypalone w jej jasnobrązowej sierści były dziwnie podobne do osobliwych liter nabazgranych na tablicach ostrzegawczych u podstawy pali.

Nicci spojrzała na biegnącą zakosami górską drogę, niegdyś bardzo uczęszczaną, a teraz zarośniętą. Okrążała wychodnie i opadała za kolejną grań, schodząc ku ich celowi – wspaniałemu miastu, które nieoczekiwanie dostrzegli z wysokiej przełęczy Kol Adair… niezwykłemu miejscu, które zdawało się niknąć i pojawiać niczym miraż.

Smród zgnilizny przyprawiał ją o mdłości.

– Proponuję, żebyśmy się nie zatrzymywali na południowy posiłek, ale zjedli w marszu suchy prowiant. Mamy wiele mil do przejścia, zanim zapadnie noc.

– Aż się palę, żeby zobaczyć miasto – powiedział Nathan. – Nawet jeżeli wciąż nie wiemy, co powinniśmy zrobić, kiedy tam dotrzemy.

– Ale chcemy spróbować – odezwał się Bannon. – Będziemy świętować, jeżeli dzięki temu odzyskasz dar.

Nathan zsunął plecak z ramienia i wyjął trochę suszonego mięsa, które nieśli od Cliffwall.

– Nie zapominaj, chłopcze, że odnalezienie miasta może być ważnym elementem misji Nicci, która ma ocalić świat.

Czarodziejka prychnęła mało uprzejmie i spojrzała na Nathana swoimi przeszywającymi błękitnymi oczami, a potem odeszła nieco na bok.

– Nigdy nie przykładałam zbyt wielkiej wagi do tego, co wiedźma nakazała mi uczynić. Przepowiednie i zapowiedzi mogą się ziścić, ale nigdy tak, jak się tego spodziewamy. – Popatrzyła na siwego byłego czarodzieja. – Zakładałeś, że odzyskasz dar, jak tylko dotrzemy do Kol Adair, a okazało się, że to zaledwie pierwszy krok.

– Ach, lecz teraz poznaliśmy sens słów Red – odparł Nathan. – Zakładaliśmy… a domysły nikomu nie przynoszą korzyści. Jej wpis w mojej księdze życia głosił, że od Kol Adair _spostrzegę_, czego potrzebuję, żeby znowu być w pełni sobą. Po prostu nie wczytałem się zbyt dokładnie. Teraz pojmujemy właściwe znaczenie jej słów.

– A przynajmniej poczyniliśmy kolejny krok ku temu, co miała na myśli – stwierdziła Nicci. Przemyślenia tajemniczej wiedźmy budziły w niej niesmak.

Zanim wyruszyli w długą podróż z Mrocznych Ziem, Red napisała w tajemniczej księdze, którą dała staremu czarodziejowi:

_Przyszłość i los zależą tak od podróży, jak i od jej celu. Kol Adair leży daleko na południe w Starym Świecie. Tam czarodziej ujrzy to, co mu potrzebne, by na powrót stał się w pełni sobą. A czarodziejka musi ocalić świat._

– Co do twojej części nie ma wątpliwości – odezwał się Bannon, zrównując się z Nicci. – Twoją misją jest ocalić świat. Cóż mogłoby być ważniejsze? Powinniśmy się kierować zaleceniami.

Czarodziejka przystanęła, podczas gdy Mrra poszła polować wśród wzgórz, i odpowiedziała młodemu człowiekowi:

– Właściwej osobie mętne proroctwa nie muszą mówić, że ma ocalić świat. Właściwa osoba zrobi to, co należy. Zrobi to dla lorda Rahla… – Nicci się wyprostowała i otrzepała z kurzu czarną, szarpaną wiatrem spódnicę. – A ja jestem właściwą osobą.

Nicci – potężna czarodziejka i dawna Siostra Mroku – poświęciła swoje życie i dar sprawie Richarda Rahla. Kochała go ponad wszystko i nigdy nie pokocha innego, ale pogodziła się z tym, że jego jedyną miłością jest Kahlan. Z tą miłością nie mogła rywalizować żadna inna kobieta, w tym i Nicci.

Lecz ona mogła mu ofiarować swoją niezachwianą lojalność.

W D’Harze Richard i Kahlan zaniepokoili się, kiedy Nathan oznajmił, że chce pomóc mieszkańcom zniszczonych wojną Mrocznych Ziem. Stary czarodziej przez tysiąc lat był więziony w Pałacu Proroków, bo uznano, że wolny byłby niebezpieczny. Po ucieczce mężnie walczył na rzecz D’Hary. Poprosił, żeby go wysłano z misją jako podróżującego ambasadora D’Hary, jak sam się nazwał.

Chociaż wysoki, przystojny czarodziej był mądry, to pod wieloma względami przypominał dziecko łaknące zabawy. Richard, wiedząc, że Nathan wpakuje się w kłopoty, poprosił Nicci, żeby mu towarzyszyła jako obrończyni i strażniczka. Ona zaś zrobiłaby wszystko, o co by ją Richard poprosił, nawet gdyby miała to przypłacić życiem. Uświadomiła sobie, że odchodząc – i to bardzo daleko – oraz zachowując niezależność, najlepiej się przysłuży temu, którego kocha. No i ocali siebie. Pomogłaby odbudować świat i zabezpieczyć odległe rubieże imperium D’Hary. _Tak_ mogłaby pomóc Richardowi. _Tak_ mogłaby kochać Richarda.

D’harańskie siły pokojowe w końcu dotrą na południe, utworzą przyczółki i placówki. A na razie Nicci będzie zwiadowcą, jednoosobową strażą przednią, na tyle silną i godną zaufania, żeby się zająć sprawami tych dalekich ziem. Jeżeli dobrze wykona swoje zadanie – a taki miała zamiar – to lord Rahl nie będzie musiał wkraczać ze swymi wojskami…

Wzgórza się rozstąpiły, sosny zrzedły i roślinność przeszła w trawiaste stoki usiane ostami, wysokimi niemal jak drzewa; wielkie fioletowe kwiaty zwabiały grubiutkie trzmiele. Kępy niskich, ciemnolistnych dębów wypełniały zagłębienia i ciągnęły się w górę niektórych stoków. Kiedy wędrowcy brnęli przez kępy traw, umykały im z drogi chmary pasikoników. Wąż odpełzł i znikł w gąszczu.

Mrra wysforowała się naprzód, a troje wędrowców przez większość dnia schodziło z głównej grani. Na noc rozbili obóz w zacisznej kotlince, na brzegu bystrego strumienia. Bannonowi udało się złowić pięć małych pstrągów i chociaż ledwo wystarczyły na posiłek dla nich, chłopak rzucił dwa najmniejsze Mrze. Piaskowa pantera spojrzała na niego z wdzięcznością, a potem wgryzła się w srebrne łuski.

Nathan przysiadł przy ogniu, który Nicci rozpaliła dzięki swojemu darowi.

– Jak myślisz, czarodziejko, ile dni zajmie nam dotarcie do tego miasta?

– Zakładasz, że ono istnieje – powiedziała. Z Kol Adair widzieli skomplikowaną mozaikę miasta, wysokie wieże, geometryczne dachy… ale potem wszystko zniknęło. – To mogło być tylko złudzenie albo projekcja z innego miejsca.

Nathan potrząsnął głową, oparł brodę na dłoni.

– Musimy wierzyć, że jest prawdziwe! Zobaczyłem je z Kol Adair, jak zapowiedziała Red, więc musi istnieć. Wiedźma tak powiedziała. Pójdziemy tak daleko, jak będzie trzeba. – Odwrócił lazurowe oczy, jakby się zawstydził. – Muszę odzyskać dar, a teraz to nasza jedyna wskazówka.

Bannon rozpostarł na ziemi pelerynę i zwinął się w kłębek na miękkich liściach w pobliżu strumienia.

– Rozumie się, że pójdziemy do miasta, więc odpoczywajmy. – Ziewnął. – Mam wziąć drugą wartę?

Nicci przygotowała sobie miejsce do spania.

– Nie trzeba – powiedziała, kiedy Mrra spojrzała jej w oczy. Były związane zaklęciem, połączone więzią, której nikt poza nimi nie pojmował. – Mrra będzie nas pilnować, więc możemy porządnie wypocząć. Żadne zło nie zakradnie się do obozu. Ona nas ostrzeże przed każdym niebezpieczeństwem.

Rankiem wspięli się na porośnięty drzewami stok następnego wzniesienia, osiągając tę samą wysokość, z której wczoraj zeszli w dolinę. Pięli się mozolnie coraz bardziej stromą ścieżką na grzbiet grani. Nicci była przekonana, że tajemnicze miasto będzie zaraz za tym grzbietem, na rozległej równinie rozciągającej się za pogórzem.

Do południa wędrowali wśród dębów i rzadkich świerków, aż znaleźli się na samej górze. Gdy tylko drzewa przerzedziły się na tyle, że odsłoniły widok, wędrowcy spojrzeli na roztaczającą się przed nimi panoramę.

– Drogie duchy! – wyszeptał Nathan.

Bannon się zapatrzył, przetarł oczy i znowu patrzył.

Za pogórzem widzieli równinę opadającą stromo ku szerokiej rzece, jakby teren rozdarto i pionowo rozdzielono.

Lecz miasta nie było. Żadnego miasta. Nie było tam wielkiej i wspaniałej metropolii, jaką widzieli z Kol Adair.

Jednak równina nie była pusta. Widzieli armię – ogromną armię zajmującą pogórze i równinę; tak liczną, że mogła konkurować z najliczniejszymi wojskami, jakie Nicci widywała, służąc imperatorowi Jagangowi. Doskonale wiedziała, jakie spustoszenie może spowodować taka armia.

Zmrużyła oczy, chłonąc ten niepokojący widok.

– Musi tam być z pół miliona wojowników.

Bannon dotknął rękojeści miecza, jakby się zastanawiał, ilu by pokonał w pojedynkę.

– Cieszę się, czarodziejko, że jesteś tu, żeby ocalić świat.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: